W ubiegłym tygodniu obserwowaliśmy wzrost ceny królewskiego kruszcu – zarówno w dolarze amerykańskim, jak i w polskim złotym. W naszej rodzimej walucie uncja żółtego metalu osiągnęła wycenę najwyższą od marca, gdy po agresji Rosji na Ukrainę złoto poszybowało w górę.
Pierwszy tydzień października złoto zakończyło na poziomie ponad 1695 dolarów za uncję, a w trakcie minionego tygodnia cena dochodziła nawet do 1725 USD. W głównej mierze do wzrostów przyczyniły się słabsze dane makroekonomiczne z USA oraz pogłoski na temat potencjalnej niewypłacalności Credit Suisse.
Odczyt indeksu ISM, określającego aktywność w przemyśle, spadł z 52,8 pkt do poziomu 50,9 pkt, znacznie poniżej oczekiwanego 52,2 pkt. Negatywne dane napłynęły także z rynku pracy. Doprowadziło to spekulacji na temat tego, jakie kroki podejmie FED, a także do spadku rentowności amerykańskich obligacji 2- i 10-letnich.
Inflacja w USA utrzymuje się na wysokim poziomie (w sierpniu 8,3 proc.), a dotychczasowe podwyżki stóp nie przyniosły jeszcze pożądanych rezultatów. Są natomiast skutki uboczne. Konferencja Narodów Zjednoczonych ds. Handlu i Rozwoju (UNCTAD), organ pomocniczy ONZ zajmujący się wspieraniem rozwoju gospodarczego, opublikowała raport mówiący o tym, że każdy punkt procentowy podwyżek stóp przez amerykański bank centralny wpływa na spowolnienie wzrostu gospodarczego państw rozwiniętych o 0,5 proc.
Mocny dolar, obecnie bijący rekord swojej wartości w wielu walutach, to jednocześnie słabe inne waluty krajowe, o czym przekonaliśmy się również my, jak i Brytyjczycy. Słabość funta, inflacja (9,9 proc. we wrześniu), dziura budżetowa i interwencje Banku Anglii na rynku obligacji sprawiły, że obywatele Wielkiej Brytanii szturmują firmy oferujące złote sztabki i monety.
Autor: Michał Tekliński, dyrektor ds. rynków międzynarodowych w Grupie Goldenmark.