Głównym czynnikiem, który drastycznie przed czterema laty zastopował boom na rynku krajowych nieruchomości mieszkaniowych był pamiętny krach amerykańskiego rynku real estate. Czy jego ożywienie, a także niedawne posunięcia amerykańskiej Rezerwy Federalnej, dedykowane przede wszystkim dalszemu wzmocnieniu tego procesu, przyczynią się do długo oczekiwanym przesileniom koniunktury także w rodzimej mieszkaniówce? W warunkach gospodarki amerykańskiej określenie rynku nieruchomości jako jej koła zamachowego można przyjąć w sposób skrajnie dosłowny. Przyśpieszenie dynamiki amerykańskiej gospodarki jest po prostu niemożliwe. Stąd też po wypadkach 2008 roku amerykańskie władze monetarne skupiły się na działaniach mających na celu przede wszystkim szybkie wyciągnięcie z zapaści rynku nieruchomości. Służyć czy trwająca do dziś operacja Twist, polegająca na sprzedaży obligacji o najkrótszym terminie wykupu, a następnie zakupie obligacji długoterminowych dziesięcio i trzyciestoletnim. Głównym celem tych działań było duże obniżenie kosztu kredytów hipotecznych, co miało zwiększać zainteresowanie potencjalnych klientów ich zaciąganiem. Trudno jednak jest odmówić skuteczności zastosowanych przed Fed pomysłów. O ile w czasie boomu średni koszt 30-letniego kredytu hipotecznego oscylował w okolicach 6,5 proc., to najnowsze dane na ten temat mówią o poziomie zaledwie 3,63 proc., a oczekuje się, że będzie jeszcze niżej. W ten sposób wskaźnik koniunktury na amerykańskim rynku nieruchomości NAHB tylko w okresie sierpień-wrzesień br. wzrósł z 37 do 40 punktów, bijąc sześcioletni rekord.