Polski rynek centrów handlowych zbliża się pod względem poziomu nasycenia do krajów Europy Zachodniej. W niektórych miastach, m.in. w Poznaniu czy Wrocławiu znacznie go przekracza. Aktywiści i ruchy miejskie biją na alarm. Lokowanie kolejnych centrów w rejonach zwartej zabudowy uderza w jakość życia, efektywność komunikacji i komfort samych klientów. Na razie jednak te głosy nie spotykają się z adekwatną reakcją samorządowców i inwestorów. O niekontrolowanej ekspansji powierzchni handlowych – na przykładzie Wrocławia – z Przemysławem Filarem, działaczem społecznym, założycielem i prezesem Towarzystwa Upiększania Miasta Wrocławia, administratorem Forum Polskich Wieżowców rozmawia Marcin Moneta – redaktor naczelny komercja24.pl.
Polska jest obecnie już właściwie prawie tak samo nasycona nowoczesnymi obiektami handlowymi jak Zachód Europy. Jak Pan ocenia tę „inwazję” wielkich centrów w naszym kraju, pod względem umiejscowienia w tkance miejskiej? Generalnie: czy da się tak duże obiekty, które siłą rzeczy będą generować wielki ruch na wyjazdach, bezinwazyjnie umiejscowić w miastach? Może jakieś przykłady?
Nieszczęśliwym przykładem jest oczywiście Wrocław – nasycony centrami handlowymi jak Moskwa, Stambuł, wyprzedzając wiele znacznie większych miast Europy. Centra handlowe w zbyt dużym nasyceniu mają katastrofalny wpływ na miasto, bo z jednej strony niszczą jego urbanistykę bezpośrednio, poprzez likwidację zieleni i zabudowę olbrzymimi molochami przestrzeni, zaś z drugiej mają katastrofalny wpływ na gospodarkę. Wystarczy wyobrazić sobie, jak na remonty kamienic wpłynęłoby przeniesienie sklepów z zamkniętych galerii do domów towarowych, czego jednostkowe przykłady mamy, jak np. róg Świdnickiej i Ofiar Oświęcimskich: sklep sieciowy mieści się we wspaniale wyremontowanej kamienicy.
Pozostając na wrocławskim podwórku: mimo bardzo wysokiego nasycenia nowoczesnymi, dużymi obiektami handlowymi, ciągle buduje się tu nowe obiekty tego typu – także w samym centrum. Lada chwila otwarta będzie potężna Wroclavia, tuż przy kolejowym Dworcu Głównym i z „wchłoniętym” dworcem autobusowym. Jak Pan ocenia tę lokalizację?
Trend łączenia funkcji handlowej z innymi – w tym przypadku z funkcją komunikacyjną – to ostatnio główny sposób na dalszą kanibalizację miast. Wystarczy spojrzeć, jak właśnie w Poznaniu, czy Krakowie i Katowicach ludzie zmuszani są do przejścia przez dziesiątki sklepów, aby dotrzeć na peron, choć zazwyczaj się spieszą i nie mają zupełnie ochoty marnować czasu. U nas również będzie podobnie: od dawna planowano połączenie dworców na jednym poziomie, teraz z peronów kolejowych powyżej ziemi trzeba będzie zejść 2 kondygnacje pod ziemię.
Wśród deweloperów obiektów komercyjnych ostatnio bardzo popularne jest takie łączenie funkcji handlowej i komunikacyjnej obiektów – w postaci jednego budynku centrum i połączonego dworca kolejowego czy autobusowego. Niestety nie tylko we Wrocławiu okazuje się, że funkcja dworcowa w praktyce jest „zjadana” przez wielki handel. Taki problem dotyczy też m.in. Poznania i tamtejszego Poznań City Center – czyli wielkiego centrum handlowego, do którego mała poczekalnia dworcowa wydaje się po prostu „przystawką”…
Spółki skarbu państwa oraz władze miast są współodpowiedzialne za ten proceder. Zamiast dbać o mieszkańców, zmieniają prawo w postaci planów miejscowych dla dobra komercyjnych podmiotów, których grunty zyskują na wartości. Każe się to poważnie zastanowić, jaki mają cel?
Czy mógłby Pan wskazać jakie zasady powinny obowiązywać przy umiejscawianiu centrów handlowych w miastach? Może jakieś przykłady udanych realizacji, w Polsce lub za granicą?
We Wrocławiu mamy mnóstwo dobrych przykładów, jak powinien wyglądać handel: to po prostu domy towarowe, swoją drogą ostatnim takim był Solpol. Oczywiście nie sposób zapomnieć o osiedlowych sklepach i targowiskach, zresztą te ostatnie są z premedytacją likwidowane właśnie pod handel wielkopowierzchniowy.
W czasach rozwoju handlu internetowego i przesycenia galeriami firmy stawiają na coraz ciekawszą ofertę – nie tylko handlową. Wokół centrów pojawia się infrastruktura rekreacyjna, sportowa, wewnątrz już nie tylko handel sieciowy, ale różne usługi, miejsca do pracy typu coworking, a nawet filie biblioteczne. To dobry kierunek?
To jest coś jak kwiatek do kożucha. Bez takiego wsparcia galerie handlowe przegrałyby konkurencję. Są słoniami w składzie porcelany, w normalnych warunkach równych szans są bezbronne, muszą mieć wsparcie władz i pomoc innych, ich jedyną przewagą jest monopolizacja na swoim terenie. Zresztą najlepszym dowodem ich własne zachowanie: po informacji o budowie nowego centrum handlowego inne starają się jak najszybciej rozbudować, aby wygrywać nie jakością, ale skalą działania. To jak osiłek, który pompuje się sterydami, zamiast walczyć czysto.
Dziękuję bardzo za rozmowę
Dziękuję