Procedura stopniowego ujawniania kolejnych kryteriów projektu ustawy dotyczącej nowego programu pomocy państwa w nabyciu pierwszego mieszkania – „Mieszkanie dla Młodych” (MDM), będąca już od pewnego czasu głównym medialnym wyzwaniem Ministerstwa Transportu Budownictwa i Gospodarki Morskiej, w wielu punktach budzi wątpliwości. Nie tylko co do jakości, ale przede wszystkim skutków nowej inicjatywy rządu mającej efektywnie zastąpić kończącą swą misję „Rodzinę na swoim”(RnS) – pisze Jarosław Jędrzyński, analityk rynku nieruchomości portalu RynekPierwotny.com. Ostatnia odsłona przyjętych założeń, przed skierowaniem projektu ustawy do konsultacji społecznych, potwierdziła sygnalizowany wcześniej zdecydowany zamiar utrzymania obowiązujących limitów cen metra kwadratowego, w sposób kalkulowany dokładnie tak jak w RnS-ie. Do wiadomości zainteresowanych został także podany pięcioletni termin, przed którym sprzedaż lokalu będzie groziła określonymi konsekwencjami. Jest raczej przesądzone, że tego rodzaju interwencja Państwa na rynku mieszkaniowym, w sposób mniej lub bardziej efektywny, będzie premiowała bezpośrednich beneficjentów programu, jednak w różnym stopniu, formie i zakresie może dać się odczuć pozostałym uczestnikom krajowego rynku nieruchomości mieszkaniowych. I tak, o ile powyższe założenia zostaną utrzymane w mocy, na co najmniej kolejne kilka lat w Polsce ceny mieszkań nie będą rezultatem wyłącznie wolnorynkowej gry popytu i podaży, ale nawet w istotnie większym stopniu odgórnego sterowania państwowego regulatora. Tak jak w RnS, dopuszczalny limit ceny mkw. mieszkania objętego finansowym wsparciem rządu będzie obliczany na podstawie wskaźnika przeliczeniowego kosztu odtworzenia 1 mkw. powierzchni użytkowej budynków mieszkalnych, który jest ustalany co pół roku przez każdego wojewodę.
Skutek będzie oczywisty, a więc podtrzymanie tradycji „białych plam” na mapie aktywności programu kredytów preferencyjnych, gdzie ten praktycznie nie funkcjonuje. Najlepszym przykładem takiej sytuacji są powiaty okołowarszawskie, gdzie limity RnS są o 40 proc. niższe od obowiązujących w stolicy, a więc praktycznie nieosiągalne – zauważa Jarosław Jędrzyński, analityk rynku nieruchomości portalu RynekPierwotny.com.
Procedura ta została już dostatecznie przetestowana w obowiązującej do końca roku „Rodzinie”, dlatego też zapewne zdążyła już do siebie rynek przyzwyczaić. Problem w tym, że przedłużenie o kolejne lata praktycznej degradacji czynników rynkowych przy kształtowaniu cen tego typu dóbr jakimi są mieszkania, może w dłuższym terminie prowadzić do konsekwencji, które na dziś dzień trudno jest precyzyjnie oszacować.