Eksperci sugerują, że potrzebne są zmiany przepisów dot. ZUS-u

zus-skladki
Według danych przekazanych przez ZUS, blisko 820 mln zł wyniosła na koniec lipca br. maksymalna kwota zadłużenia aktywnego płatnika. Rok wcześniej była o niespełna 1 mln zł mniejsza. Nie brakuje opinii, że naganne jest dopuszczenie do takiej sytuacji i należało wcześniej reagować. Natomiast w ww. okresie średni dług wzrósł z 27 tys. zł do 28 tys. zł. Zdaniem ekspertów, warto pomyśleć nad systemowymi ograniczeniami dla aktywnych dłużników, przekraczających ustalony poziom zadłużenia. Rozłożenie należności na raty oczywiście nie rozwiązuje problemu. Potrzebne są działania nie tylko w obszarze ubezpieczeń społecznych, ale również kompleksowe regulacje przeciwdziałające m.in. zatorom płatniczym.

Jedni z milionami, drudzy z groszami

Jak informuje Zakład Ubezpieczeń Społecznych, według stanu na 31 lipca 2023 roku, maksymalna kwota zadłużenia płatnika aktywnego wyniosła 819,8 mln zł, a minimalna – 1 grosz. Rok wcześniej było to odpowiednio 818,9 mln zł oraz 1 grosz. Jednocześnie Zakład nie odpowiada na pytania dotyczące m.in. powstania pierwszego z wymienionych długów, a także jego egzekucji. Ponadto nie komentuje, co należałoby zrobić lub zmienić, żeby nie dochodziło do sytuacji, w której aktywny płatnik ma wielomilionowe zadłużenie. I nie wyjaśnia, czy ewentualnie trwają prace nad zmianą przepisów w tym zakresie.

– Mając tylko ogólne dane, możemy przyjąć, że należność wynosząca prawie 820 mln zł raczej nie powstała nagle. Prawdopodobnie był to proces narastający. Nie wiemy, czy sprawa dotyczy przedsiębiorstwa, czy instytucji publicznej, np. szpitala. Bez wątpienia naganne jest dopuszczenie do narastania takiego długu. Kiedy byłem w Radzie Nadzorczej ZUS, nie dochodziło do takich przypadków. Na pewno należało zareagować znacznie wcześniej i wdrażać programy naprawcze – komentuje Jeremi Mordasewicz, doradca zarządu Konfederacji Lewiatan.

Podmioty mające zaległości w regulowaniu rozliczeń z Zakładem nie są jednorodną grupą, co podkreśla Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich, a także członek Rady Nadzorczej ZUS. Ekspert zaznacza, że w przypadku zadłużenia w relatywnie niewielkich kwotach, istnieje możliwość jego szybkiej spłaty i uregulowania istniejących zobowiązań. Taka sytuacja częściej ma związek ze zwykłym przeoczeniem niż z utratą płynności finansowej przez dany podmiot. Natomiast gorzej jest z płatnikami mającymi milionowe długi. Na ogół konieczne jest zawarcie układu, w ramach którego spłata zobowiązań zostanie rozłożona na dłuższy, często wieloletni okres.

– W Polsce moralność płatnicza jest niska w porównaniu z Niemcami czy krajami skandynawskimi. Takie sytuacje, jak ta z wielomilionowym zadłużeniem, tylko ją pogarszają. Mali przedsiębiorcy mogą wyjść z założenia, że skoro duzi nie płacą należności, to dlaczego oni mieliby to robić. Czujemy, że państwo, odpowiedzialne za stabilność pieniądza, nie wywiązuje się ze swoich obowiązków. Może się więc zdarzyć, że na rynku przetrwają podmioty, które nie powinny na nim funkcjonować. Przedłużanie życia takim firmom czy instytucjom narusza zasady uczciwej konkurencji – dodaje Jeremi Mordasewicz.

Jak podaje ZUS, według stanu na 31 lipca 2023 roku, średnie zadłużenie będące ilorazem łącznego długu i liczby płatników, wyniosło 28 tys. zł. Rok wcześniej było to 27 tys. zł. Według Marka Niczyporuka, radcy prawnego i doradcy podatkowego z Kancelarii Ars AEQUI, zasadnicza część płatników nie zalega znacznych kwot wobec ZUS-u. Są to należności oscylujące w okolicach kilkudziesięciu tysięcy złotych. Ekspert przypuszcza, że odpowiadają za nie przede wszystkim mali i średni przedsiębiorcy. Zatem to również grupa, która zapewnia budżetowi zasadnicze wpływy w obszarze podatkowym.

Potrzebne zmiany

– Warto pomyśleć nad systemowymi ograniczeniami dla aktywnych dłużników, przekraczających ustalony poziom zadłużenia. W takim przypadku należałoby wyposażyć ZUS w dodatkowe uprawnienia uwzględniające jego szczególną rolę w systemie i zaufanie społeczne. Daleki byłbym jednak od automatyzacji tego procesu. W każdym przypadku trzeba badać sprawę indywidualnie i uwzględniać kryterium przyczyny powstania długu i ewentualnych konsekwencji społecznych – podkreśla dr Liwiusz Laska, adwokat, a także członek Rady Nadzorczej ZUS.

Z kolei Marek Niczyporuk zaznacza, że ZUS właściwie nie ma narzędzi, aby zapobiegać takim sytuacjom z wielomilionowym zadłużeniem płatników. Dzieje się tak, bo ani nie kreuje przepisów w tym zakresie, ani nie ma uprawnień do pomocy przedsiębiorcom w ściąganiu ich wierzytelności, np. od nierzetelnych kontrahentów. Jak podkreśla ekspert, Zakład ma prawo udzielać ulg w spłacie zobowiązań, takich jak rozłożenie należności na raty. Przedsiębiorcy skutecznie z tego korzystają, ale to przecież nie wyeliminuje przyczyn ww. zjawiska.

– W przypadku dużych płatników zadłużonych na wielomilionowe kwoty nie ma prostej recepty na przeciwdziałanie temu zjawisku. Jest ono bowiem uwarunkowane przez samo otoczenie gospodarcze. Nie wystarczą tutaj działania na obszarze ubezpieczeń społecznych, ale również potrzebne są kompleksowe regulacje przeciwdziałające m.in. zatorom płatniczym – stwierdza główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich.

Natomiast Jeremi Mordasewicz przypomina wyniki sondażu przeprowadzonego wśród przedsiębiorców. Zapytano ich dlaczego nie regulują zobowiązań wobec innych firm. Co czwarty respondent odpowiedział, że może to robić, bo nie poniesie poważnych konsekwencji z tego tytułu. Jak zaznacza ekspert, zdarza się, że danemu podmiotowi brakuje pieniędzy na opłacenie wszystkich należności. Wówczas w pierwszej kolejności reguluje te najpilniejsze, aby nie narazić się np. na kary finansowe.

– Występowania zadłużenia wśród płatników składek nie da się całkowicie wyeliminować, choć warto podejmować działania na rzecz ograniczenia tego zjawiska. W przypadku zadłużenia na mniejsze kwoty, pozytywne efekty udało się osiągnąć dzięki wprowadzeniu systemu e-Składka. Dzięki temu wyeliminowane zostało ryzyko wpłat np. na błędny fundusz lub niewłaściwy okres. Nowe zasady zmobilizowały także płatników do regulowania zadłużenia na bieżąco, aby nie utracić ciągłości podlegania ubezpieczeniu chorobowemu – podsumowuje Łukasz Kozłowski.

Źródło: © MondayNews Polska | Wszelkie prawa zastrzeżone.

 

Co miesiąc zamyka się średnio blisko 16 tys. działalności gospodarczych

liczenie-stratDane Ministerstwa Rozwoju i Technologii pokazują, że w 2022 roku o prawie 10% rdr. zwiększyła się liczba wniosków dot. zamknięcia jednoosobowych firm. Powyższy wzrost jest ponad dwukrotnie większy niż wynik dot. otwieranych JDG. Ponadto w ub.r. do CEIDG wpłynęło o blisko 25% więcej wniosków o zawieszenie niż rok wcześniej. W 2022 r. zarówno pod względem zamykania, jak i zawieszania JDG najaktywniejsze były osoby, które nie wskazały miejsca wykonywanej działalności. Te liczby też mocno skoczyły rok do roku. Eksperci komentujący ww. dane prognozują, że tegoroczne wyniki mogą być jeszcze bardziej niepokojące. I przewidują, że najgorzej będzie w drugiej połowie roku, gdyż wzrosty rdr. mogą sięgnąć nawet 20-30%.

Spis treści:
Więcej likwidacji
Sytuacja w kraju
Wzmożone zawieszanie
Będzie gorzej

Więcej likwidacji

W 2022 roku do rejestru CEIDG (Centralna Ewidencja i Informacja o Działalności Gospodarczej) wpłynęło prawie 193,1 tys. wniosków dot. zakończenia jednoosobowej działalności gospodarczej. To o 9,6% więcej niż w 2021 roku, kiedy odnotowano ich ponad 176,1 tys. Dla doradcy restrukturyzacyjnego Łukasza Goszczyńskiego te dane nie są zaskoczeniem. W ocenie eksperta, polska gospodarka wciąż zmaga się ze skutkami pandemii. Co prawda, kryzys został trochę zażegany przez tzw. tarcze antykryzysowe, ale na rynku widać, że to nie wystarczyło. Do tego mamy trudną sytuację geopolityczną, bo za naszą granicą trwa wojna. Przedsiębiorcy prowadzący JDG mocno odczuli wzrost cen surowców energetycznych. Wiele małych firm już zbankrutowało, a kolejne stoją w kolejce.

– Wzrost o prawie 10% rdr. jest ewidentnym efektem inflacji, znaczącego wzrostu kosztów prowadzonej działalności i istotnego zmniejszenia popytu na rynku wewnętrznym. Moim zdaniem, taki wynik mówi o schłodzeniu gospodarki. Jest to dość niepokojące zjawisko. Pandemia i lockdowny doprowadziły do wyczerpania środków, którymi dysponowali przedsiębiorcy. Co więcej, mocno ograniczone zostały możliwości uzyskania finansowania prowadzonej działalności – komentuje doradca restrukturyzacyjny Adrian Parol.

Warto też dodać, że ww. wzrost jest ponad dwukrotnie wyższy niż wynik dotyczący otwieranych działalności w analizowanym okresie (9,6% vs 4,7%). Jednocześnie w ub.r. więcej było wniosków o założenie niż o zamknięcie jednoosobowej działalności (ponad 310,2 tys. – blisko 193,1 tys.). Podobnie było w 2021 roku (odpowiednio – ponad 296,3 tys. – ponad 176,1 tys.).

Sytuacja w kraju

– Z danych procentowych wyłania się niepokojący obraz, świadczący o dużej niepewności Polaków co do rozwoju sytuacji w kraju. Silne spowolnienie gospodarcze skutkuje zamykaniem m.in. firm budowlanych oraz energochłonnych zakładów produkcyjnych. Małym podmiotom coraz trudniej jest udźwignąć rosnące rachunki za prąd i gaz, a przerzucenie wyższych kosztów działalności na odbiorców końcowych staje się coraz mniej możliwe i bardziej ryzykowne – wyjaśnia Anna Senderowicz, analityk Banku PKO BP.

Patrząc na dane z poszczególnych województw, widać, że w ub.r. najwięcej wniosków dot. zakończenia JDG złożono w woj. mazowieckim – 25,6 tys. (poprzednio 24,3 tys.), śląskim – 17,2 tys. (15,6 tys.), wielkopolskim – 15,7 tys. (15 tys.), małopolskim – 14,8 tys. (13,8 tys.), a także dolnośląskim – 12,7 tys. (12 tys.). Jednak najbardziej aktywne były osoby, które nie wskazały miejsca wykonywanej działalności – 28,5 tys. (wcześniej 21,3 tys.). Zgodnie z przepisami, w takich przypadkach przyjmuje się domyślnie, iż działalność jest wykonywana na terenie całego kraju. Z kolei najmniej wniosków o zamknięcie JDG było w woj. opolskim – 3,4 tys. (rok wcześniej – 3,2 tys.). Wcześniej w zestawieniu widać woj. podlaskie – 4,5 tys. (4,1 tys.), jak również lubuskie – 4,7 tys. (poprzednio 4,3 tys.).

– W województwach, w których liczba wniosków jest wyższa, zwyczajnie działa więcej firm. Nie można zatem stwierdzić, że tamtejsi przedsiębiorcy najmocniej odczuwają negatywne skutki pandemii czy inflacji. Na terenie całego kraju widoczne jest pogorszenie sytuacji gospodarczej, co skutkuje zmniejszeniem popytu na usługi świadczone przez przedsiębiorców – zaznacza Adrian Parol.

Wzmożone zawieszanie

Ponadto z danych resortu wynika, że w 2022 roku do rejestru CEIDG wpłynęło ponad 347 tys. wniosków o zawieszenie JDG. To o 24,7% więcej niż w 2021 roku, kiedy takich przypadków było blisko 278,3 tys.

– Cześć osób zdecydowała się poczekać na dalszy bieg sytuacji niż kończyć definitywnie działalność. Nie jest to dobry sygnał. Zawieszenie jest okresem przejściowym. Ostateczne decyzje przedsiębiorców będą zależały od uwarunkowań zewnętrznych. Natomiast spodziewam się, że większość z nich zamknie swoje firmy – uważa doradca restrukturyzacyjny Adrian Parol.

Biorąc pod uwagę konkretne województwa, widać, że w 2022 roku najwięcej wniosków dot. zawieszenia JDG było w mazowieckim – 45,4 tys. (rok wcześniej – 37,7 tys.), śląskim – 30 tys. (23,9 tys.), małopolskim – 27,7 tys. (22,5 tys.), wielkopolskim – 24,6 tys. (20 tys.), a także pomorskim – 24 tys. (20,8 tys.). Jednak najbardziej aktywne były osoby bez wskazanego miejsca wykonywania działalności – 62,7 tys. (poprzednio 44,6 tys.). Na końcu listy widzimy opolskie – 5,5 tys. (4,6 tys.), świętokrzyskie – 6,8 tys. (5,7 tys.) oraz podlaskie – 6,9 tys. (5,7 tys.).

– Najwięcej tego typu sytuacji statystycznie występuje na terenach mocnej rozwiniętych gospodarczo. Według różnych wskaźników i wyliczeń, mazowieckie, wielkopolskie, dolnośląskie, pomorskie oraz śląskie są na czele wojewódzkich rankingów. Z kolei dolną część ww. zestawienia zamykają takie województwa, jak opolskie, świętokrzyskie, podlaskie i podkarpackie. I to mniej więcej pokrywa się z danymi uzyskanymi z rejestru CEIDG – stwierdza Łukasz Goszczyński.

Będzie gorzej

Jak prognozuje Anna Senderowicz, w 2023 roku pogorszenie polskiej i europejskiej gospodarki przełoży się na wzrost liczby zawieszanych i zamykanych firm. Może to dotyczyć większości branż, w tym budownictwa, produkcji, transportu, handlu i usług. Ograniczenie konsumpcji odbije się też na sprzedaży towarów i usług. Dodatkowo zniknie część jednoosobowych podmiotów gospodarczych z powodu droższych składek na ZUS. Ponadto analityk PKO BP przewiduje, że relatywnie dobra sytuacja na rynku pracy, mimo zapowiedzi redukcji zatrudnienia w wybranych sektorach, nie będzie zachęcała do rezygnacji z etatu i zakładania własnego biznesu.

– Uważam, że przedsiębiorcy będą naprawdę masowo zawieszać i zamykać firmy, bo w prowadzeniu ich przestaną widzieć sens. Już dzisiaj wielu sobie nie radzi, ale mimo wszystko cały czas łudzi się, że jakoś to będzie. Jednak na razie nie ma na to co liczyć. Sytuacja znacznie pogorszy się w drugim półroczu, aż przybierze na sile w ostatnim kwartale roku. Wówczas liczba likwidowanych podmiotów wzrośnie o ok. 20% rok do roku, a może nawet bardziej. Z kolei ilość zawieszanych działalności powiększy się o ok. 30% rdr. – twierdzi Łukasz Goszczyński.

Z kolei Adrian Parol również przewiduje, że będziemy obserwować dalszy wzrost liczby wniosków dot. zamykania i zawieszania jednoosobowych działalności gospodarczych. Ekspert prognozuje też, że w tym roku najgorzej będzie w III i IV kwartale, ponieważ problemy przez długi czas narastały. Do tego momentu przedsiębiorcy będą jeszcze starać się walczyć z przeciwnościami, odkładając decyzję o likwidacji bądź zawieszeniu działalności. Natomiast później może dojść do prawdziwego tsunami.

materiał prasowy