Menadżerowie coraz częściej tracą pracę

Rośnie liczba firm, które przeprowadzają zwolnienia. Pracę często tracą osoby na wysokich stanowiskach.  Utratą posady najbardziej zagrożeni są menedżerowie – oceniają specjaliści i pracownicy urzędów pracy. To dlatego w rejestrach bezrobotnych tak szybko rośnie liczba osób z wyższym wykształceniem. Przed rokiem na koniec drugiego kwartału było ich 212 tysięcy, w tym roku to już 235 tysięcy. Doradcy personalni opowiadają, że w kryzysie wiele firm wymienia kadrę menedżerską. „Najczęściej na ich miejsce zatrudniane są osoby, które godzą się pracować za mniejsze pieniądze” – mówi Monika Zakrzewska, ekspert Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan. Nie jest to jednak reguła. Wiele przedsiębiorstw decyduje się na zatrudnienie w miejsce zwalnianych pracowników droższych, ale za to takich, którzy potrafią zarządzać firmą w kryzysie. Zmiany personalne w firmach nie omijają także specjalistów. Tej jesieni do grupy bezrobotnych dołączą także pracownicy małych i średnich firm, których do tej pory kryzys omijał szerokim łukiem” – czytamy w „Rzeczpospolitej”. Peter Drucker, „ojciec” współczesnych metod zarządzania mawiał, że „Wewnątrz organizacji tylko trzy zjawiska występują naturalnie: spory, chaos, nieefektywność, cała reszta wymaga przywództwa”. Sprawnie zarządzający menedżer potrzebny jest każdej firmie, aby sytuacji kryzysowych było właśnie jak najmniej. Przykładowo, w Grupie LOTOS profesjonalizm zarządu i kadry menedżerskiej w sytuacjach kryzysowych polegał na precyzyjnym określeniu zadań, sprawnym systemie monitoringu projektów oraz transparentnej komunikacji. Dzięki temu spółka zwycięsko przeszła kilka trudnych momentów w ostatnich latach, planowo i z sukcesem zrealizowała strategiczny inwestycyjny Program 10+ polegający na rozbudowie i unowocześnieniu rafinerii oraz mądrze wykorzystywała potencjał i innowacyjność swoich pracowników.W sytuacjach kryzysowych rola menedżera nabiera szczególnego znaczenia. Z zarządzającego firmą musi stać się jej liderem i przywódcą — w pełnym tego słowa znaczeniu. Menedżera w sytuacji kryzysowej można utożsamiać z rolą dowódcy wojska na polu bitwy. Doświadczenie i zdolności przywódcze mają tu największe znaczenie. Szczególnego znaczenia nabierają takie wartości jak komunikacja, decyzyjność, skuteczność, odporność na stres

Jak zaoszczędzić na podatku

Pieniądze odkładane na emeryturę w ramach indywidualnego konta zabezpieczenia emerytalnego można odliczyć od dochodu w zeznaniu za bieżący rok. Wciąż można załapać się na tę ulgę, trzeba tylko do końca roku założyć konto i wpłacić pieniądze. Indywidualne konto zabezpieczenia emerytalnego można zakładać od stycznia. Program, choć oferuje zachęty podatkowe – zwolnienie z podatku Belki i odliczenia od dochodu – furory jednak nie robi. Być może w ostatnich tygodniach 2012 roku Polacy przypomną sobie o tym, że z tytułu oszczędzania na emeryturę przysługuje ulga podatkowa i IKZE zaczną jednak zakładać. Zgodnie z prawem w ciągu roku na konto można wpłacić 4 proc. podstawy wymiaru składki emerytalno-rentowej, nie więcej jednak niż 4 proc. od 30-krotności średnich zarobków. W 2012 r. daje to maksymalną kwotę ok. 4 tys. zł – tyle mogą odliczyć osoby, które osiągają najwyższe dochody (powyżej 250 proc. średniej krajowej stanowiącej podstawę do wyliczenia składki na ubezpieczenie emerytalne). Zarabiający najmniej, 12-krotność płac minimalnych, odliczą tylko 665 zł. Ci pierwsi zapłacą 1290 podatku mniej, drudzy – 120 zł. Jeśli dochody do 15 września poprzedniego roku kalendarzowego były niższe niż 12-krotność wynagrodzenia minimalnego (mniej niż 17 tys. zł), to w następnym roku na nowe konto można wpłacić równowartość 4 proc. od 12-krotności minimalnego wynagrodzenia, czyli ok. 660 zł. Nieco wyższy jest limit dla samozatrudnionych odprowadzających najniższą składkę na ubezpieczenie emerytalne. W ich przypadku w 2011 r. podstawa wymiaru nie przekroczyła 25 tys. zł, więc na IKZE mogą wpłacić w tym roku mniej niż 1 tys. zł. Jedyną wadą IKZE jest to, że o ile teraz odkładający na emeryturę nie płaci podatku, o tyle w przyszłości, gdy będzie chciał z nich skorzystać, będzie musiał podzielić się z państwem. Wypłata będzie opodatkowana zgodnie ze skalą (obecnie 18 proc. i 32 proc.).
IKZE nie należy mylić ze indywidualnymi kontami emerytalnymi (IKE). Cel jest ten sam – odkładanie na emeryturę, ale zasady, na jakich funkcjonują oba programy, już zupełnie inne. Najważniejsza różnica polega na tym, że pieniędzy wpłaconych na IKE nie można odliczyć od od dochodu. Za to przy ich wypłacie nie zapłacimy podatku dochodowego. Pod jednym warunkiem – w chwili podjęcia środków musimy mieć ukończone 60 lat

Co dalej z Pocztą Polską?

1 stycznia miał się skończyć monopol Poczty Polskiej, rynek zostać otworzony, a ceny zostać obniżone. Okazuje się jednak, że pozycja spółki może zostać umocniona na wiele lat – donosi „Rzeczpospolita”. Zdaniem gazety „nowelizowane w ogromnym pośpiechu prawo pocztowe cementuje na kilkanaście lat monopolistyczną pozycję państwowej Poczty Polskiej”. Zmiana prawa jest wynikiem wymogów Unii Europejskiej, a jej celem była liberalizacja rynku usług pocztowych i zwiększenie konkurencji. Problem w tym, że zgodnie z nowymi przepisami Poczta Polska będzie miała wyłączność na przekazy pieniężne  rent, emerytur i innych zasiłków.
Dodatkowo państwowa spółka wciąż będzie zwolniona z VAT-u, za usługi świadczone podmiotom z państwowego sektora finansów publicznych. Poczta Polska zachowa również szereg innych przywilejów, które dają jej przewagę rynkową. – Ogólny klimat przeforsowanych przez PO pomysłów jest taki, żeby jak najlepiej zabezpieczyć interesy Poczty Polskiej, a nie działać zgodnie z zasadami uczciwej konkurencji – komentuje poseł PiS z podkomisji nadzwyczajnej ds. nowelizacji prawa pocztowego Jerzy Polaczek.
Poczta Polska jest państwowym przedsiębiorstwem użyteczności publicznej, które zajmuje się świadczeniem usług pocztowych, usług pieniężnych, usług bankowych, usług ubezpieczeniowych oraz niektórych usług telekomunikacyjnych. Przedsiębiorstwo to jest operatorem publicznym, przez co zobligowane jest, na podstawie rozporządzenia ministra infrastruktury, do świadczenia powszechnych usług pocztowych. Oznacza to, że ma obowiązek na terenie całego kraju świadczyć usługi polegające na przyjęciu i doręczeniu.

Mieszkania nie tylko w chmurach

Najbardziej pożądanymi adresami w dużych miastach są wysokie apartamentowce. Liczy się także sąsiedztwo budynków. – W każdym większym mieście można wskazać adres będący obiektem powszechnego pożądania z uwagi na niezwykłą architekturę budynku, wyjątkowość miejsca, prestiż lokalizacji i oczywiście bajońską cenę, jaką trzeba zapłacić, aby mieć taki adres w dowodzie osobistym. Top 10 prestiżowych adresów w Trójmieście otwiera najwyższy budynek mieszkalny na Pomorzu – Sea Towers. Wraz z masztem antenowym mierzy 141,6 metra. – Sea Towers leży przy gdyńskim nabrzeżu. Z budynku można więc podziwiać nie tylko Zatokę Gdańską, ale też Półwysep Helski. W budynku znajduje się 265 lokali. Ok. 90 proc. zostało sprzedanych. Największe mają 290 mkw. Ceny pozostających w ofercie wynoszą od 9,5 do 17,5 tys. zł za mkw. Na drugim miejscu w trójmiejskim rankingu znalazła się inwestycja Nadmorski Dwór. – Tak samo jak w przypadku Sea Towers deweloperem tego przedsięwzięcia jest firma Invest Komfort. Nadmorski Dwór położony jest przy promenadzie i Nadmorskim Parku Krajobrazowym. Niedaleko jest do plaży, wzdłuż której biegnie ścieżka rowerowa do Sopotu. Dziś na nabywców czekają w tym projekcie mieszkania od 7  do 11,5 tys. zł za mkw. Najdroższe kosztuje ok. 1,7 mln zł. Na trzecim miejscu w zestawieniu Top 10 Trójmiasta uplasowała się inwestycja Neptun Park w Gdańsku. – Osiedle powstało niedaleko Sopotu, w odległości około 100–200 metrów od plaży. Otoczone jest lasem, a składa się z 3- i 4-piętrowych budynków. Dziś na nabywców czekają w tym projekcie mieszkania w cenach od 9,8 do 17,9 tys. zł za mkw.

Polski menedżer podwoił swoje zarobki

W ciągu dekady zarobki polskiej kadry kierowniczej wzrosły o ponad 100 proc. – Menadżerowie wyższego szczebla z krajów na rynkach wschodzących zarabiają już tyle, co ich koledzy po fachu z bogatej Ameryki i zachodnich krajów Europy – czytamy w komunikacie Hay Group. A jak wypada Polska? Z opublikowanych w raporcie danych wynika, że w 2001 r. całkowite roczne wynagrodzenie polskiego menedżera wynosiło blisko 66 tys.  USD. W zeszłym roku, a więc po dekadzie, dobiło ono do ponad 136,5 tys. USD. To znacznie mniej niż na przykład w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, Niemczech i Holandii, ale i tylko niewiele mniej niż w Wielkiej Brytanii, a więcej niż w Chnach i Indonezji. Polska jest ponadto w dziesiątce państw, w których płace menedżerów wzrosły w badanym okresie o ponad 100 proc. Największy skok zanotowano w Państwie Środka (blisko 250 proc.) i RPA (241 proc.). Najmniejszy natomiast w Meksyku (25 proc.) i Stanach Zjednoczonych (38 proc.). Teoretycznie polscy szefowie doganiają więc USA pod względem zarobków, ale autorzy raportu podkreślają, że analizowali tylko płace zasadnicze i zmienne roczne, a nie wszystkie składniki takie jak opcje i akcje, które w Stanach stanowią aż 60 proc. całkowitego wynagrodzenia. Interesujące są też dane dotyczące Turcji, która jest rynkiem wschodzącym, a kadra kierownicza otrzymuje tam podstawowe wynagrodzenie zbliżone do tego w Niemczech, czyli najbardziej rozwiniętej gospodarce w Europie. Firma konsultingowa Hay podaje, że zebrała dane o płacach ponad 14 mln pracowników z 20 tys. firm z całego świata.

Inwestycje w tabor za ok. 4 mld zł

PKP Intercity chce do 2015 r. wydać 4 mld zł na inwestycje w tabor. Połowa tej sumy ma pochodzić z funduszy unijnych, pozostałą część spółka planuje pozyskać na rynkach finansowych. Poza taborem, przewoźnik zamierza inwestować też w swoje zaplecza techniczne. „Mamy już zapewnione 224 mln euro (ok. 900 mld zł – PAP) z kredytu z Europejskiego Banku Inwestycyjnego, w tym roku również wyemitowaliśmy obligacje o wartości 120 mln zł. Rozmawiamy o dalszym finansowaniu dłużnym z EBI i innymi instytucjami finansowymi” – powiedział w rozmowie z PAP prezes PKP Intercity Janusz Malinowski. PKP Intercity przewiduje w swoim programie inwestycyjnym do 2015 r. zakup 25 wagonów, które miałyby jeździć w relacji Wrocław-Poznań-Bydgoszcz-Trójmiasto, a także 20 elektrycznych zespołów trakcyjnych, modernizację 300 wagonów: ponad 200 z nich będzie jeździło na trasie Przemyśl-Szczecin. Pierwsze ze zmodernizowanych wagonów mają wyjechać na tory w styczniu 2013 r. Dodatkowo PKP IC planuje zakup 10 lokomotyw spalinowych dla obsługi połączeń pasażerskich i modernizację 20 lokomotyw spalinowych do prac manewrowych. Jak poinformował prezes, przetarg na zakup 20 zespołów trakcyjnych ma być ogłoszony w najbliższych dniach. Pociągi mają rozwijać prędkość do 160 km/godz. i jeździć na trasach: Warszawa-Olsztyn przez Działdowo, Warszawa-Kraków przez Radom i Kielce, Warszawa-Poznań- Szczecin i Katowice-Gdynia przez Częstochowę, Łódź, Toruń i Bydgoszcz. Oferty w przetargu na modernizację 150 wagonów mają być otwarte pod koniec listopada br.
„W 2011 r. zrealizowaliśmy program remontowy, naprawiliśmy blisko 900 wagonów, dzięki czemu spółka odbudowała swój potencjał przewozowy. W 2012 r. skupiliśmy się na remontach lokomotyw. W przyszłym roku chcemy poprawić stan zapleczy technicznych, aby podnieść standardy utrzymania taboru”- wyjaśnił prezes.
Dodał, że w tym roku przewoźnik wyremontował 700 wagonów, 114 lokomotyw i 850 zestawów kołowych. Pytany, jakie inwestycje spółka chciałaby realizować po 2015 r., powiedział, że będzie to zakup dalekobieżnych elektrycznych zespołów trakcyjnych. Wyjaśnił, że tego typu tabor jest tańszy w eksploatacji niż klasyczne pociągi z lokomotywą i wagonami – jest lżejszy, co przekłada się na niższe zużycie prądu oraz niższe stawki dostępu do infrastruktury.
Według wstępnych danych strata netto PKP Intercity za ubiegły rok wyniosła ok. 22,5 mln zł, a strata za 2010 r. wyniosła ponad 136 mln zł. „Za wcześnie jest mówić o wyniku na koniec roku, za 10 miesięcy 2012 r. spółka nie notuje straty, należy jednak dodać, że tradycyjnie koniec roku pod względem wyników przewozowych jest gorszy od okresu letniego”- powiedział Malinowski

Jak rozliczać wywóz śmieci

Władze miasta Torunia zwróciły się do mieszkańców o opinie, w jaki sposób obliczać należność za wywóz odpadów. Od 1 lipca 2013 roku lokalne samorządy będą odpowiedzialne za zorganizowanie systemu odbierania śmieci od właścicieli nieruchomości. Na stronie internetowej Torunia pojawiła się już możliwość głosowania w sprawie sposobu naliczania opłat za wywóz śmieci. Mieszkańcy mogą wybrać jedną z kilku możliwości: powierzchnia mieszkania, liczba lokatorów, ilość zużywanej wody, ryczałt „jedno gospodarstwo domowe – jedna opłata” i „brak zdania”. „Obowiązujące od 2012 roku prawo, dotyczące zasad odbioru odpadów komunalnych wprowadza nowe, o wiele bardziej rygorystyczne niż dotąd standardy ekologiczne, przestrzegane już w innych krajach Unii Europejskiej. Polska, a więc także i Toruń, musi się do tych standardów dostosować, jeżeli chce uniknąć ogromnych kar finansowych nakładanych na państwa, które nie respektują unijnych wymagań w zakresie ochrony środowiska” – przypomniał Michał Zaleski, prezydent Torunia. Od 1 lipca 2013 roku miasto stanie się właścicielem wszystkich odpadów komunalnych powstających na terenie nieruchomości zamieszkałych, a więc przejmuje także obowiązki właścicieli nieruchomości związane z gospodarowaniem tymi odpadami. Będzie również odpowiedzialne za zorganizowanie systemu odbierania odpadów komunalnych od właścicieli nieruchomości. Rada Miasta ma obowiązek ustalenia stawek i sposobu naliczania opłat związanych z utrzymaniem systemu gospodarowania odpadami, wnoszonych przez mieszkańców. Także radni muszą ustalić szczegóły systemu odbioru śmieci od mieszkańców, a magistrat wyłoni w przetargu firmę, która zajmie się odbieraniem odpadów komunalnych. Zgodnie z nowymi przepisami zmieni się także lista odpadów. Po nowelizacji ustawy, miasto ma obowiązek selektywnie zbierać przeterminowane leki i chemikalia, zużyte opony, a także odpady zielone. „Zadaniem samych mieszkańców Torunia będą trzy czynności: wnoszenie opłat, zgłoszenie deklaracji za jaką ilość np. osób, metrów sześciennych wody, metrów kwadratowych mieszkania, czy za jaki lokal chcą te opłaty wnosić oraz wyposażenie swoich nieruchomości w pojemniki na śmieci. Podstawa naliczania opłaty może być wieloraka, więc nad tą sprawą jeszcze pracujemy i zastanawiamy się, jaką podstawę zarekomendować Radzie Miasta Torunia” – dodał Zaleski. Spośród stu pierwszych uczestników ankiety prawie połowa była za stawką naliczaną w zależności od liczby lokatorów. Jak podkreślają władze Torunia, niezależnie od tego, który system zostanie wybrany, na preferencyjne stawki opłaty mogą liczyć osoby segregujące odpady.

Bank UBS ukarany grzywną

Regulator brytyjskiego rynku usług finansowych FSA poinformował w poniedziałek, że wymierzył szwajcarskiemu gigantowi bankowemu UBS grzywnę w wys. 29,7 mln funtów (ok. 50 mln USD) za to, że nie zapobiegł nadużyciom swego dealera Kweku Adoboli. Według Tracey McDermott, dyrektor FSA (Financial Services Authority) odpowiedzialnej za dział przestępczości finansowej i egzekwowanie prawa, wewnętrzne procedury kontrolne UBS, system zarządzania i procedury sprawozdawczości były „mocno wadliwe”.”Skutkiem tego było to, że Adoboli, pracownik stosunkowo niskiej rangi, zdołał zgromadzić dużą liczbę bardzo ryzykownych pozycji w kontraktach rynkowych. Doświadczenia z przeszłości wskazują, że niewłaściwy zarząd ryzykiem może spowodować upadek firm i szkody dla całego finansowego systemu” – dodała. W ubiegłym tygodniu sąd karny w Southwark w Londynie skazał 32-letniego Adobolego na karę 7 lat pozbawienia wolności za nadużywanie stanowiska. Jego praktyki obrotu według sądu, podyktowane wybujałym ego i pazernością, były ryzykowne i spowodowały stratę 2,3 mld USD. Prokuratura argumentowała, że dealer angażował się w niezabezpieczone transakcje przewyższające dozwolony dla niego limit ryzyka, kamuflował skalę ryzyka, aranżując fikcyjne transakcje hedgingowe, ukrywał zyski, by przelać je na oficjalne konta wówczas, gdy mu to odpowiadało, i stwarzał wrażenie, że kwoty, które samowolnie zaangażował w nielegalny obrót, były równoważone przez sumy wpływające do banku. Po ujawnieniu praktyk Adobolego w ub.r. akcje UBS straciły na wartości 10 proc., co obniżyło rynkową wycenę banku o 4,5 mld USD. Mało brakowało, by dealer nie pogrążył całego banku. Na jednej z niezabezpieczonych transakcji ryzykował sumą 12 mld USD.
Adoboli kupował i sprzedawał instrumenty zwane ETF (ang. exchange traded funds – otwarte inwestycyjne fundusze indeksowe) – podążające za zmianami indeksów akcji, obligacji, walut czy rynku towarowego. Są to fundusze, w których zarządzający nimi stara się osiągnąć stopę zwrotu jak najwierniej oddającą stopę zwrotu z danego indeksu. Adoboli obchodził przy tym procedury zabezpieczające bank przed samowolnymi operacjami wysokiego ryzyka.

Bezrobocie w Polsce

Październik przyniósł niewielką poprawę w najważniejszych obszarach gospodarki. Według danych GUS, produkcja sprzedana przemysłu ukształtowała się na poziomie wyższym niż przed rokiem. Nieco zwiększyła się również sprzedaż detaliczna.Stopa bezrobocia w październiku tego roku wyniosła 12,5 proc. wobec 12,4 proc. we wrześniu – poinformował GUS. W urzędach pracy na koniec października było zarejestrowanych 1 mln 994,9 tys. osób. Na rynku pracy dotychczasowe tendencje nie uległy zmianom. Przy podobnym jak przed rokiem poziomie przeciętnego zatrudnienia w sektorze przedsiębiorstw, zaobserwowano niewielki wzrost bezrobocia W październiku stopa bezrobocia rejestrowanego wyniosła 12,5 procent, w porównaniu do 12,4 procent we wrześniu. Stopa bezrobocia w województwach kształtowała się w granicach od 9,2 procent w wielkopolskim do 19,8 procent w warmińsko-mazurskim. W ujęciu miesięcznym wzrosła ona w większości województw, z wyjątkiem świętokrzyskiego i lubuskiego, oraz lubelskiego i łódzkiego. Największy wzrost obserwowano w województwie warmińsko-mazurskim oraz zachodniopomorskim i pomorskim. W porównaniu z październikiem ubiegłego roku stopa bezrobocia zwiększyła się we wszystkich województwach, najbardziej w województwie łódzkim (o 1,1 procent.) i warmińsko-mazurskim (o 0,9 procent).Z danych GUS na koniec października tego roku wynika, że do urzędów pracy w ciągu miesiąca zgłosiło się 264 tys. osób szykujących zatrudnienia, czyli o 8,7 tys. więcej w ujęciu miesiąc do miesiąca i o 38,2 tys. więcej rok do roku – podał też GUS. W końcu października urzędy pracy dysponowały ofertami pracy dla 38 tys. osób. Z danych na koniec października br. wynika, że pracodawcy zgłosili do urzędów pracy 67,5 tys. ofert pracy wobec 82,9 tys. we wrześniu i 54,9 tys. w październiku 2011 roku. Jak wynika z danych na koniec października, 534 zakłady pracy zadeklarowały zwolnienie w najbliższym czasie 37,9 tys. pracowników, w tym 9,8 tys. osób – z sektora publicznego. Przed rokiem było to odpowiednio: 467 zakładów, 30,9 tys. pracowników, w tym 16,4 tys. z sektora publicznego.
GUS poinformował również, że stopa bezrobocia liczona wg Badania Aktywności Ekonomicznej Ludności (BAEL) wyniosła w III kwartale br. 9,9 proc. wobec 9,9 proc. w II kwartale br. Produkcja sprzedana przemysłu w październiku była wyższa niż przed rokiem o 4,6 procent, a po wyeliminowaniu wpływu czynników o charakterze sezonowym zwiększyła się nieznacznie o 0,6 procent. Wzrost zanotowano we wszystkich sekcjach przemysłu, największy w górnictwie i wydobywaniu. Produkcja budowlano-montażowa była niższa niż przed rokiem o 3,6 procent (po wyeliminowaniu wpływu czynników o charakterze sezonowym – spadek o 7,0 procent). Zmniejszenie produkcji obserwowano w większości działów, z wyjątkiem budowy budynków. W październiku utrzymał się wzrost w skali roku liczby mieszkań oddanych do użytkowania, chociaż był znacznie wolniejszy niż w poprzednich miesiącach. Mniejsza była liczba mieszkań, na które wydano pozwolenia oraz liczba mieszkań rozpoczętych. Sprzedaż detaliczna zwiększyła się w skali roku o 0,5 procent. Przeciętne wynagrodzenia nominalne brutto w sektorze przedsiębiorstw w październiku rosły w skali roku nieco szybciej (2,8 procent) niż w poprzednich miesiącach, ale ich siła nabywcza nadal kształtowała się na poziomie niższym niż przed rokiem (o 0,5 procent).

Portugalia a wyceny nieruchomości komercyjnych

Unia Europejska i Międzynarodowy Fundusz Walutowy wydłużyły Portugalii o trzy miesiące termin przedstawienia aktualnej wyceny nieruchomości miejskich w tym kraju. To między innymi warunek wypłaty kolejnej transzy pożyczki z UE i MFW dla Portugalii. Rząd Pedra Passosa Coelho otrzymał, od przebywających w Lizbonie inspektorów UE i MFW, zgodę na wydłużenie do końca pierwszego kwartału przyszłego roku terminu przedstawienia pełnej listy nieruchomości, które znajdują się na terenie portugalskich miast, wraz z ich aktualną wyceną. Wymóg ten uwzględniono w porozumieniu kredytowym z maja ubiegłego roku, w którym władze UE i MFW uznały ceny budynków w Portugalii za niedoszacowane. Do końca tego roku pracownicy portugalskich urzędów skarbowych przeprowadzą wycenę czterech milionów budynków na terenie gmin miejskich. Wartość innych dziewięciuset tys. nieruchomości, których nie uda im się zaktualizować w bieżącym roku będą musieli wyliczyć do marca przyszłego roku. W umowie kredytodawcy zobowiązali też portugalski rząd, by zwiększył w przyszłym roku o 0,10 pkt proc. stawkę miejskiego podatku od nieruchomości (tzw. IMI). Dotychczas wynosił on 0,2-0,4 proc. wartości budynku. Dokładny poziom podatku, w przedziale od 0,3 do 0,5 proc., określą w przyszłym roku władze poszczególnych samorządów. Portugalia za wdrożenie programu oszczędnościowego ma otrzymać siedemdziesiąt osiem mld euro pomocy kredytowej w latach dwa tysiące jedenaście do dwa tysiące czternaście 2011-2014.
Przypominamy, że według raportu kredytodawców Portugalia dokonała solidnych postępów w realizacji przedsięwzięć oszczędnościowych i reformatorskich.

Polski Holding Nieruchomości trafi na giełdę w 2013 r.

Ministerstwo Skarbu Państwa skłania się do debiutu Polskiego Holdingu Nieruchomości na GPW w I kw. 2013 r. MSP podtrzymuje, że nie sprzeda wszystkich akcji spółki od razu i zostawi sobie mniejszościowy pakiet, żeby poczekać na efekty restrukturyzacji w spółce. „Myślimy bardziej w kategoriach debiutu PHN w I kw. przyszłego roku. Jesteśmy wstrzemięźliwi, jeśli chodzi o możliwość debiutu PHN na giełdzie w tym roku” – powiedział dziennikarzom minister skarbu Mikołaj Budzanowski. Wiceminister skarbu Paweł Tamborski poinformował, że w ramach IPO część akcji może trafić do funduszu inwestycyjnego specjalizującego się w zarządzaniu nieruchomościami. Podtrzymał też, że MSP nie sprzeda wszystkich akcji od razu. „Po IPO MSP pozostawi sobie prawdopodobnie mniejszościowy pakiet akcji PHN, żeby poczekać na efekty prowadzonej w spółce restrukturyzacji” – powiedział Tamborski. „Proces przygotowania IPO PHN, w tym także poszukiwanie inwestora, który nabędzie znaczny pakiet akcji w ramach prowadzonego procesu IPO trwa. Ringwood Financial Ltd., jako podmiot z Grupy Radius, działającej w sektorze nieruchomości w Polsce, jest jednym z takich potencjalnych inwestorów. Ostateczne informacje, struktura oferty, warunki udziału ewentualnego inwestora będą ujawnione w prospekcie w momencie jego publikacji” – poinformowała w czwartek Katarzyna Kozłowska, rzeczniczka resortu skarbu. Dodała, że ” ze związku z tym, że podejmowanie decyzji przez UOKiK w sprawie koncentracji może trwać długo, już teraz pozwoliliśmy ewentualnemu inwestorowi złożyć taki wniosek”. „Intencją MSP jest, żeby proces IPO zakończył się w pierwszym kwartale 2013” – stwierdziła. W czerwcu tego roku Ministerstwo Skarbu Państwa zdecydowało o czasowym zawieszeniu procesu IPO Polskiego Holdingu Nieruchomości ze względu na niestabilną sytuację na rynkach kapitałowych. Resort informował wtedy, że debiut spółki na GPW jest możliwy jesienią, jednak ponownie warunki rynkowe nie sprzyjały przeprowadzeniu oferty. Wiceminister skarbu Paweł Tamborski mówił niedawno, że resort nie planuje sprzedać wszystkich posiadanych akcji PHN od razu. Chce pozostawić sobie pakiet akcji spółki, aby skorzystać z ewentualnie lepszych warunków w przyszłości. Skarb Państwa jest właścicielem 100 proc. akcji PHN. Oferta PHN obejmować ma wyłącznie akcje sprzedawane przez Skarb Państwa, ofercie nie będzie natomiast towarzyszyć emisja nowych akcji.

Polska Wschodnia zachęca tylko część inwestorów

Podział na Polskę A i B istnieje od lat i szybko nie zniknie. Inwestorzy wciąż wolą bezpieczny ekonomicznie zachód. Linią dzielącą Polskę na dwie części: zachodnią — lepiej rozwiniętą i wschodnią — na niższym poziomie rozwoju jest Wisła. Wyjątkiem jest Mazowsze, przez które biegnie linia podziału. — Mazowsze stanowi odrębną jednostkę. Dzięki temu, że tutaj znajduje się stolica kraju, trafia tam najwięcej środków z funduszy Unii Europejskiej i najwięcej inwestorów lokuje tam swój kapitał — mówi Tomasz Błeszyński, doradca rynku nieruchomości. Do rejonów zdecydowanie opóźnionych w porównaniu do reszty kraju zalicza się pięć województw: lubelskie, podkarpackie, podlaskie, świętokrzyskie i warmińsko-mazurskie. — Ogólnie tereny te historycznie uważa się za typowo rolnicze, upośledzone pod względem napływu kapitału zagranicznego, inwestycji bezpośrednich, rozwoju przemysłu, a nawet budownictwa mieszkaniowego. Wystarczy wspomnieć, że województwa te w momencie polskiej akcesji do Unii Europejskiej oficjalnie były uznane za najsłabiej rozwinięte w skali całej Wspólnoty. To w tych rejonach kraju tradycyjnie notuje się najniższe średnie płace, rekordowo niski poziom PKB na głowę mieszkańca oraz wysokie, choć niekoniecznie najwyższe, w Polsce bezrobocie — podkreśla Jarosław Jędrzyński, analityk rynku nieruchomości portalu RynekPierwotny.com. Deweloperzy, podejmując decyzję o inwestycji, dokładnie analizują wskaźniki ekonomiczne konkretnych regionów i wybierają te, w których wyniki są najlepsze. — Kluczowymi czynnikami są naturalnie parametry ekonomiczne, ale również stopieńrozwoju infrastruktury transportowej, dostępność wykwalifikowanej siły roboczej i kompetencje władz lokalnych oraz sprawność przeprowadzania procedur administracyjnych. Każdy z deweloperów, zwłaszcza komercyjnych, rozważa sprzedaż inwestycji po jej ukończeniu lub skomercjalizowaniu, dlatego decydując się na rozpoczęcie budowy, musi mieć pewność, że budynek znajdzie nabywców — wyjaśnia Monika Rajska-Wolińska, partner zarządzający Colliers International w Polsce. Niestety, tym, co od razu dyskwalifikuje Polskę Wschodnią w procesie decyzyjnym inwestorów, jest infrastruktura, a raczej jej brak. Aż cztery z pięciu wymienionych wcześniej województw (podlaskie, lubelskie, podkarpackie i warmińsko-mazurskie) uznano za najgorsze w kraju pod względem tzw. dostępności transportowej. Inwestycje drogowe rozpoczęte kilka lat temu w związku z przygotowaniami do  Euro 2012 szerokim łukiem ominęły Polskę Wschodnią, podobnie jak sama organizacja mistrzostw Europy. — Poza ukończoną niedawno autostradą A4 ta część kraju nie dysponuje infrastrukturą drogową o standardach europejskich. W ten sposób wschodnie regiony kraju zdają się kręcić na karuzeli błędnego koła. Ponieważ nie ma tu dostatecznie dobrych dróg, inwestorzy zagraniczni zdecydowanie stronią od lokowania tu swoich biznesów, uważając tego typu pomysły za ryzykowne i pozbawione głębszego sensu. Z drugiej strony państwo, nie dostrzegając parcia na wschód Polski kapitału zagranicznego, nie widzi specjalnego sensu w inwestowaniu miliardów złotych w infrastrukturę drogową tych województw, bo i po co? Poza tym skute cznie działa tu efekt „śnieżnej kuli”. Ponieważ gros inwestycji zagranicznych wybiera zachód, kolejni cudzoziemcy, planując inwestycje w Polsce, wybierają te same rejony jako jedyne pewne i sprawdzone miejsca do inwestowania swoich pieniędzy i prowadzenia interesów — uważa Jarosław Jędrzyński. Z kolei większość inwestycji we wschodnich regionach realizowanych jest przez niewielkich lokalnych deweloperów.

Autostrada A4 zarabia najwięcej

Autostrada A4 – od granicy z Niemcami do Katowic – daje ponad 45 proc. wpływów (37 mln zł), jakie miesięcznie zasilają system viaToll – informuje „Dziennik Gazeta Prawna”. Jak wyliczył „DGP”, od lipca 2011 r., gdy uruchomiono e-myto, od właścicieli ciężarówek pobrano na A4 ok. 0,5 miliarda złotych. Drugie miejsce wśród najbardziej dochodowych tras zajęła droga krajowa nr 92, która – zarobiła ok. 121 milionów złotych. Dlaczego nie A2, zarządzana między innymi przez Autostradę Wielkopolską, którą kontroluje Jan Kulczyk? Po pierwsze dlatego, że elektroniczne opłaty pobierane są tylko na 103-kilometrowyn odcinku z Konina do Strykowa. Od Konina do granicy z Niemcami kierowcy tirów muszą płacić na bramkach Autostrady Wielkopolskiej, która pobiera ponad dwa razy wyższe opłaty niż GDDKiA. Kierowcy wolą więc skorzystać z o wiele tańszej DK92. Najbardziej dochodowa do momentu wprowadzenia systemu viaToll autostrada A2 znalazła się dopiero na czwartym miejscu z wynikiem około 105 milionów złotych. O ile wyższe byłyby wpływy, gdyby zamknąć dla ciężarówek? Co najmniej o kilkanaście milionów złotych. Trzecie miejsce zajęła krajowa „siódemka” – wpływy wyniosły ok. 116 milionów złotych. Za podium znalazły się między innymi, tak popularne trasy ekspresowe, jak S3, S1, S8. Jak podkreśla „DGP”, pieniędzy z e-myta będzie coraz więcej, bowiem w 2013 r. nastąpi ekspansja tego systemu. Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad wprowadzić opłaty między innymi na gierkówce z Piotrkowa Trybunalskiego do Radziejowic, na A1 ze Strykowa do Kowala oraz na A2 z Łodzi do Warszawy.

Więcej nieruchomości inwestycyjnych

W ofercie deweloperów zwiększa się liczba mieszkań jednopokojowych. W trzecim kwartale tego roku już co siódme mieszkanie oferowane na rynku pierwotnym w Krakowie było kawalerką – wynika z danych analityków rynku nieruchomości.  W trzecim kwartale tego roku w Krakowie odsetek kawalerek w ofercie deweloperskiej wyniósł 13,9 proc., we Wrocławiu – 11,7 proc., w Poznaniu 11,6 proc., w Gdańsku – 8,3 proc., a w Warszawie – 6,3 proc. – wynika z danych agencji nieruchomości. We wszystkich miastach liczba kawalerek w ofercie, w porównaniu z końcem ubiegłego roku, wzrosła. „Warto zauważyć, że w najdroższym mieście – Warszawie – deweloperzy relatywnie najrzadziej decydują się na projektowanie mieszkań jednopokojowych. Jego zdaniem jest to konsekwencja większych możliwości nabywczych mieszkańców stolicy, którzy mogą sobie pozwolić na zakup większych mieszkań.  Analitycy zwracają jednak uwagę, że mieszkania jednopokojowe w miastach będących dużymi ośrodkami akademickimi stanowią inwestycję z przeznaczeniem na rynek najmu. Ponadto absolwenci po ukończeniu nauki często decydują się na zakup takiego lokalu. Zdaniem dyrektora generalnego Polskiego Związku Firm Deweloperskich Jacka Bieleckiego budowanie przez deweloperów coraz mniejszych mieszkań – to dostosowanie oferty do potrzeb rynku, który jest w kryzysie. „Stałą tendencją obserwowaną w ostatnich kilku latach wśród deweloperów jest projektowanie coraz mniejszych mieszkań. Zwiększająca się liczba kawalerek w ofercie potwierdza tę tendencję”.

Rekordowe wyniki na aukcjach biżuterii

Tradycyjne jesienne aukcje biżuterii najwyższej klasy przyniosły w Genewie wysyp rekordów przekraczających ceny szacunkowe. 76-karatowy diament arcyksięcia Józefa poszedł za 21 mln USD, a niebieski, o wadze 10,48 karata – za 10,86 mln USD. Diament arcyksięcia Józefa, o cenie szacunkowej 15 mln USD, sprzedano w środę wieczorem na aukcji domu Christie’s. Osiągnął rekordową cenę jak na karat kamienia bezbarwnego. Jest wielkości mniej więcej migdału i należy do kamieni niezwykle rzadkiej jakości. Pochodzi, podobnie jak słynniejszy od niego Koh-i-Noor, z legendarnych kopalni Golkondy w Indiach. Uzyskał cenę trzykrotnie wyższą od ceny, jaką zapłacono za niego na aukcji dwie dekady temu. Drugi rekord ustanowił niebieski diament w domu Sotheby’s. Jak powiedział po zakończeniu aukcji David Bennett, szef międzynarodowego działu biżuterii w Sotheby’s, „jest to nadzwyczajny kamień, o bardzo, bardzo mistycznym i głębokim błękicie”. Takie kamienie pochodzą z jednej tylko kopalni w Południowej Afryce, kopalni Cullinan należącej do firmy Petra Diamonds.
Także i w tym przypadku padł rekord ceny za karat diamentu błękitnego. Fachowcy obecni na obu aukcjach nie wahali się płacić trzykrotnie wyższych cen niż szacunkowe. Według Bennetta na środowej aukcji Sotheby’s pojawiły się najpiękniejsze kolorowe kamienie szlachetne od 20 lat. Para rubinowych kolczyków, o wartości szacowanej na 1,5-2,3 mln franków szwajcarskich, sprzedawana przez arystokratyczną rodzinę, została zakupiona przez prywatnego nabywcę z Azji za 3,5 mln USD. Sotheby’s sprzedał również bransoletkę roboty Cartiera z bardzo rzadkich pereł skrzydelnika wielkiego (Strombus gigas), emalii i brylantów, należącą do hiszpańskiej królowej Wiktorii Eugenii, babki obecnie panującego Juana Carlosa. Za historyczną bransoletkę, wycenioną na 797 tys. USD licytujący przez telefon nabywca zaoferował 3,47 mln USD.

Ratusz chce kupić nieruchomośc inwestycyjną

Miasto chwyta się fortelu, by odzyskać dług od znanego restauratora Adama Gesslera. Ratusz chce kupić na licytacji komorniczej nieruchomość inwestycyjną: żoliborski dom braci Gesslerów przy pl. Słonecznym, a potem drogo go sprzedać.  To będzie już druga licytacja nieruchomości. Jeśli nikt do niej nie przystąpi, komornik umorzy postępowanie, a wtedy Adam Gessler będzie znowu śmiał się nam w twarz – mówi Małgorzata Mazur, dyrektorka Zakładu Gospodarowania Nieruchomościami w Śródmieściu. – Korzyści z wylicytowania domu będą niewielkie w stosunku do ogromnego długu pana Gesslera. Chodzi jednak o to, żeby wiedział, że miasto nie zrezygnuje z upominania się o swoje. Historia sporu Adama Gesslera z miastem jest długa i skomplikowana. „Gazeta” opisywała ją wiele razy. Dług wobec miasta powstał w prowadzonych przez niego restauracjach w obszernych pomieszczeniach na Rynku Starego Miasta. Już w 1992 r. wkrótce po podpisaniu umowy najmu zaczęły się problemy z płaceniem czynszu. W końcu sprawa trafiła do sądu, a ten orzekł eksmisję. Mimo to zadłużony restaurator prowadził lokale jeszcze przez kolejne 10 lat. Eksmisja odbyła się dopiero w 2007 r. Zadłużenie urzędnicy obliczali jeszcze w czerwcu na kwotę ponad 22,5 mln zł. Teraz podają, że to już ok. 27 mln zł (z odsetkami). Miastu udało się dotąd odzyskać tylko kilkadziesiąt tysięcy złotych. Bo oficjalnie słynny restaurator i celebryta nie ma nic. Tymczasem jest autorem programów telewizyjnych dla TVP1 i wraz z synami od roku prowadzi Hotel Francuski w Krakowie, a w Warszawie słynie z restauracji U Kucharzy i U Kucharek, a także z bistro Przekąski Zakąski i kawiarni Kręcimy Lody. Polską kuchnią podbija też Londyn. ZGN w Śródmieściu wynajął nawet firmę detektywistyczną, by sprawdziła, co do niego należy, ale detektywi nic nie znaleźli. Jedyny majątek, który udało się wykryć, to dwa mieszkania w znakomitej lokalizacji na pl. Słonecznym. Połowa każdego z mieszkań należy do Adama Gesslera, a połowa do Piotra Gesslera. Wierzyciele ścigają obu braci, choć większe długi ma Adam Gessler.

Inwestycja w chińską kolej dużych prędkości

Chińskie koleje zapowiedziały, że 20 grudnia zostanie otworzona najdłuższa na świecie linia kolei dużych prędkości. Trasa – o długości 2294 km – połączy Pekin z Kantonem. 15-składowy pociąg będzie jeździć z prędkością powyżej 300 km/h. Obecnie podróż klasycznym pociągiem na tej trasie zajmuje ponad 20 godzin. Przewoźnik przewiduje uruchomienie kilku rodzajów pociągów. Najszybszy z nich pokona trasę w 8 godz., a wolniejszy, zatrzymujący się po drodze na wielu stacjach – ma jechać nieco ponad 9 godz. Końcową stacją trasy jest Shenzhen (wolna strefa ekonomiczna) koło Kantonu. Chińczycy planują wydłużenie linii do Hongkongu. Prace mają zakończyć się w 2015 roku. Większość odcinków nowej trasy została oddana do eksploatacji we wrześniu tego roku. Jak oświadczył rzecznik przewoźnika, na wielu odcinkach odbywają się już regularne kursy, a na pozostałych trwają jazdy próbne. Trwają też prace wykończeniowe przy budowie peronów, a także odbywa się instalacja urządzeń obsługi pasażerów. Do obsługi nowej linii zbudowano bowiem od podstaw nowe dworce, a w Pekinie zmodernizowano cztery perony. Na razie nie podano informacji o cenach biletów na tej trasie, ale na podstawie dotychczasowych stawek można przypuszczać, że za przejazd drugą klasą na całej linii trzeba będzie zapłacić około 900 juanów (ok. 460 zł), a w pierwszej klasie – powyżej 1500 juanów (ok. 770 zł). Chiny już teraz mają najdłuższą na świecie sieć kolei dużych prędkości, która liczy ponad 10 tys. km. Na drugim miejscu jest Japonia – prawie 3 tys. km, a na trzecim Francja – ponad 2 tys. 600 km. Dla rządu chińskiego rozbudowana sieć kolei jest powodem do dumy, ale stanowi też kłopot. Jak obliczyli ekonomiści z Chińskiej Akademii Nauk, inwestycje te nigdy się nie zwrócą. Bilety są zbyt drogie dla przeciętnych obywateli, aby mogli na podróżować superekspresami. Podobna sytuacja jest z obiektami olimpijskimi, które stoją puste, a ich koszty eksploatacji są wyższe od ewentualnych opłat za użytkowanie. Budowa kolei, jak i realizacja innych gigantycznych projektów strukturalnych, np. autostrad lub wielkich regulacji wodnych są sposobem na podtrzymywanie koniunktury gospodarczej.

Cięcia w warszawskich dzielnicach

W przyszłym roku dzielnice zaczną tylko pojedyncze inwestycje. Pieniądze wysupłano na cztery nowe szkoły, które są niezbędne. Do rozdzielenia pomiędzy 18 dzielnic władze miasta zaplanowały 343,6 mln zł, czyli o 15 mln zł mniej niż w tym roku. Najwięcej pieniędzy bo 34 proc. pochłoną wydatki na oświatę. Budowy nowych szkół nie dało się po prostu wykreślić ze spisu inwestycji. Trzy nowe placówki zaczyna stawiać Białołęka (przy ulicach Hanki Ordonówny, Ceramicznej i Głębockiej), a jedną nową szkołę – Bemowo (ul. Zachodzącego Słońca). Szkoły to pierwsza pozycja w wydatkach Śródmieścia. W tym roku na remonty w placówkach oświatowych wydano tu najwięcej pieniędzy w porównaniu z innymi dzielnicami (blisko 12 mln zł). Taki poziom ma być też utrzymany w 2013 r. – Potrzeby są ogromne – mówi rzeczniczka Śródmieścia Urszula Majewska i dodaje: – Nie mamy już imponujących inwestycji. Dawno musieliśmy zrezygnować np. z parku Kazimierzowskiego [wybrana w konkursie koncepcja modernizacji zieleńca u podnóża skarpy wiślanej przy ul. Browarnej leży w szafie – przyp. red.]. Żeby obniżyć koszty, łączymy Ośrodek Pomocy Społecznej ze Śródmiejskim Ośrodkiem Opiekuńczym. O około 300 tys. zł zmniejszył się budżet Domu Kultury Śródmieście i bibliotek. W tej dzielnicy plany okroił też Zarząd Terenów Publicznych. – Zależy nam bardzo na remoncie parku Rydza-Śmigłego – mówi Renata Kaznowska, dyrektorka ZTP. – Ławki i murki oporowe są tam w fatalnym stanie. Musimy jednak zrezygnować z ich naprawy. Nie ma pieniędzy na remont ul. Solec ani na mur oporowy przy skwerze Wodiczki w pobliżu Muzeum Chopina przy Ordynackiej. Mur jest w złym w stanie, ale nie w katastrofalnym. Budżet mamy na podobnym poziomie co w tym roku, ale dlatego, że zaczęliśmy już drogie i skomplikowane projekty, jak wymiana nawierzchni na Starówce. Tyle instytucji i wspólnot mieszkaniowych jest w to zaangażowanych, że nie mogliśmy zrezygnować. Będziemy też modernizować Ogród Krasińskich, właśnie wprowadziliśmy tam wykonawcę.W innych dzielnicach też widać głównie inwestycje, które rozpoczęto już wcześniej. – W tym roku skończyliśmy budować przychodnię, na dniach oddajemy ponad 100 mieszkań komunalnych, ale nie przystępujemy do nowych inwestycji – przyznaje Mikołaj Foks, rzecznik urzędu we Włochach. To samo na Pradze-Południe i na Mokotowie. – Sukcesem jest to, że mimo ogromnych cięć w 2013 r. będziemy kontynuować m.in. budowę Domu Kultury „Kadr” na Służewcu, trzeciego odcinka al. KEN i przedszkola przy Bełskiej – wylicza rzecznik Mokotowa Jacek Dzierżanowski. – Zrezygnowaliśmy już m.in. z naszej głównej imprezy, czyli Mokotowskiego Pożegnania Lata. Zapadła też decyzja o połączeniu m.in. wydziałów kultury i sportu. Urzędnicy zmniejszyli liczbę biur. – Zrezygnowaliśmy z lokalu przy al. Niepodległości. Kładziemy też nacisk na windykację zaległych podatków i innych należności – podkreśla Dzierżanowski.

Rosja planuje inwestycje na wschodzie

Rząd Rosji rozważa realizację serii wielkich projektów inwestycyjnych na rosyjskim Dalekim Wschodzie, w tym modernizację kolei transsyberyjskiej. Mają one łącznie kosztować w przeliczeniu 125 mld euro – poinformował we wtorek dziennik „Wiedomosti” Według gazety ministerstwo rozwoju Dalekiego Wschodu, nowy resort utworzony po powrocie w maju Władimira Putina na urząd prezydenta, opracowało listę 92 projektów infrastrukturalnych, o których dyskutować ma rząd premiera Dmitrija Miedwiediewa. Całkowity koszt inwestycji to równowartość prawie 125 mld euro i kwota ta nie pochodzi jedynie z budżetu – poinformowało „Wiedomosti” źródło ministerialne. Rosyjskie władze wyznaczyły sobie jako priorytet rozwój gigantycznych obszarów na Dalekim Wschodzie, gdzie poradziecka struktura niszczeje, region popada w izolację, wyludnia się, a z centralną Rosją związany jest jedynie Kraj Chabarowski – poprzez Kolej Transsyberyjską. Do prawie 90 procent dalekowschodnich terenów można dotrzeć tylko drogą powietrzną.
Wśród prawie setki projektów 35 dotyczy infrastruktury, w tym najbardziej kosztowanej rekonstrukcji linii kolejowej Bajkał-Amur (BAM) na Syberii (ponad 25 mld euro). Zmodernizowana ma być też Kolej Transsyberyjska i jej połączenie z transkoreańskimi trasami kolejowymi. Około 30 projektów dotyczy przemysłu energetycznego – m.in. dwóch hydroelektrowni na Sachalinie i na Kamczatce oraz elektrowni węglowej w Kraju Nadmorskim – a 20 związanych jest z eksploatacją surowców naturalnych, zwłaszcza złota. „Lista ministerstwa (…) została opracowana zgodnie z następującą logiką: projekt jest interesujący z politycznego punktu widzenia i trzeba na to wydać ogromne sumy. Nie jest tu brana pod uwagę racjonalność z punktu widzenia ekonomicznego” – skrytykował zamierzenia rządowe w wypowiedzi dla „Wiedomosti” niepodany z nazwiska pracownik jednego z resortów gospodarczych.

Grecja i rynek nieruchomości w USA w centrum uwagi

Tydzień na rynkach finansowych rozpoczął się od bardzo mocnego odreagowania spadków na Wall Street z poprzednich tygodni, co nie pozostało bez wpływu na inne rynki. Rynkom nie przeszkadzały niepokojące informacje – ani problemy z uzyskaniem kompromisu ws. Grecji, ani obniżka francuskiego ratingu. Dziś odbędzie się specjalnie spotkanie euro grupy. Ponadto w USA dane z rynku nieruchomości, zaś w Polsce dane o produkcji. O bardzo realnej perspektywie obniżenia francuskiego ratingu przez kolejne agencje (na początku roku zrobiła to S&P) pisaliśmy od dawna. Francuska gospodarka jest na pograniczu recesji, a to sprawia, że jej finanse publiczne nie wyglądają aż tak dobrze, by mogła ona bez ryzyka kredytować inne kraje strefy – a to właśnie te ryzyka przesądziły o obniżeniu ratingu. Agencja daje też do zrozumienia, iż ze względu na sztywność rynku pracy Francja systematycznie traci konkurencyjność. Wydaje się, iż strata AAA od Fitch jest już tylko kwestią czasu, choć ma to w sumie drugorzędne znaczenie. Wiele instytucji mających ograniczenia inwestycyjne (np. tylko do AAA) musi kierować się dominującym ratingiem, zatem zmiana oceny Moody’s oznacza, iż Francja jest teraz oceniana na Aa1/AA+. Reakcja rynku była jak na razie bardzo umiarkowana. Obniżka może mieć jednak długoterminowe konsekwencje – w ostatnim czasie dług bezpiecznych krajów strefy przyciągnął sporo kapitału, co widać w niskiej premii od francuskiego długu. Jeśli część instytucji będzie pozbywać się francuskiego długu, sytuacja Paryża skomplikuje się, ale co więcej obawy o stabilność strefy euro ponownie wzrosną. Dziś odbędzie się nadzwyczajne posiedzenie euro grupy ws. Grecji. Perspektywy dla porozumienia nie wyglądają najlepiej. Kraje finansujące pomoc chcą uniknąć przekazania swoim wyborcom, iż właśnie stracili pieniądze na pomocy dla Grecji. Może być to jednak nieuniknione – MFW naciska mocno na trwałe rozwiązanie dla tego kraju, a takie wymuszałoby właśnie zdecydowaną redukcję greckiego długu. Z kolei Trojka zaproponowała, aby pod jej nadzorem obniżyć zatrudnienie w greckiej administracji o 20 tys. osób. Grecy do razu sprzeciwili się takim rozwiązaniom, trudno też nie odnieść wrażenia, że te niekonsultowane propozycje nie budują klimatu porozumienia. Niewykluczone, iż wypracowanie rozwiązania przedłuży się, co mogłoby zaowocować nerwowością na rynku. Oczekujemy jednak, iż porozumienie będzie, oferując rynkom złudny spokój. Bez głębokiej restrukturyzacji problem greckiego długu szybko powróci. Dane z polskiej gospodarki nadal nie napawają optymizmem. W październiku zatrudnienie w sektorze przedsiębiorstw było na takim poziomie jak rok temu. To dane zgodne z naszą prognozą i nieco lepsze od konsensusu rynkowego, co nie znaczy, że dobre. Po wyeliminowaniu wahań sezonowych zatrudnienie spadało trzeci kolejny miesiąc i siódmy z ostatnich dziewięciu. Minimalnie lepsze od naszej prognozy były dane o wynagrodzeniach (2,8% wobec naszej prognozy 2,4%), ale nie zmienia to oceny sytuacji na rynku pracy – nadal pozostaje ona trudna. Dane nie miały większego wpływu na notowania złotego, który wczoraj zyskiwał pod wpływem poprawy nastrojów na rynkach globalnych. Dziś poznamy dane o produkcji przemysłowej. Nasza prognoza przewiduje wzrost produkcji o 2,3% w skali roku, jednak wyłącznie dzięki większej liczbie dni roboczych.

Debata o emeryturach

Były wiceminister rządu Tuska uważa, że to, co władza robi w systemie emerytur to „coś w rodzaju bomby”, która tworzy nowy dług publiczny. Dlatego też eksperci radzą Polakom, by sami zaczęli odkładać na starość. Prezes BCC Marek Goliszewski powiedział podczas poniedziałkowej debaty poświęconej systemowi emerytalnemu, że nie należy robić dalszych manewrów z OFE. Manewr z OFE pozbawił funduszy 14 mld zł. Podreperował trochę budżet państwa, ale spowodował ukryty dług w Funduszu Ubezpieczeń Społecznych (FUS). Sam fundusz w perspektywie pięcioletniej będzie zadłużony z tego i innych tytułów na 380 mld zł. To tyle, ile Polska dostanie z Unii Europejskiej w funduszach europejskich – powiedział Goliszewski. Dodał, że przyszłe emerytury nie powinny opierać się wyłącznie na ZUS. Nie należy opierać się tylko na ZUS, który gwarantuje nam 1800 zł emerytury”, ale na trzech filarach, co zagwarantuje „około 4 tys. zł emerytury – podkreślił. Dodał też, że aby polski system emerytalny zreformować, należy zlikwidować tzw. emerytury mundurowe. Niech ludzie dobrze zarabiają, ale wszystkie przywileje generują olbrzymie straty dla budżetu państwa. Ten system emerytur mundurowych kosztuje nas 20 mld zł. To jest niedopuszczalne i musi zostać zmienione, bo będziemy płakać jak Grecy – podkreślił. Goliszewski stwierdził też, że dodatkowe fundusze umożliwiające odkładanie pieniędzy na emeryturę nie są odpowiednio rozpromowane wśród społeczeństwa. Ludzie o tym nie wiedzą, że można to robić (…), że warto tam oszczędzać, bo ich zyskowność jest o wiele większa niż ZUS – ocenił. Główny ekonomista BCC Stanisław Gomułka powiedział natomiast, że deficyt w FUS wynosi obecnie około 60 mld zł i będzie narastał w najbliższych latach. Do roku 2017 będziemy mieli jego wzrost o około 20 mld zł. Pomimo tych wszystkich zmian w systemie emerytalnym, sytuacja w pierwszym filarze pogarsza się – podkreślił. W jego opinii przejęcie części składki do OFE przez budżet państwa było niekorzystną inicjatywą. Zamiast przesyłać część składki do OFE, budżet przejął tę część na wydatki bieżące. To jest de facto zmniejszenie dopływu środków do systemu emerytalnego – stwierdził.
Dodał, że przesunięcie tych środków z OFE do subkont w ZUS to tworzenie nowego długu. (…) tam mamy tylko zobowiązania, które przyszłe rządy powinny spełnić. Jednym słowem tworzymy tam nowy dług publiczny – stwierdził. Gomułka podliczył, że nowe zobowiązania to już niemal 20 mld zł. Według oficjalnego dokumentu rządu nowe zobowiązania do roku 2020 urosną do około 220 mld zł. Według mojego szacunku okazuje się, że nowy dług publiczny w ZUS na tych nowych kontach sięgnie 28 proc. PKB. To będzie dług, który nie będzie występował nigdzie w statystykach (…). Mamy tu do czynienia z czymś w rodzaju pewnej bomby – mówił.
Były pełnomocnik rządu ds. reformy zabezpieczenia społecznego Ewa Lewicka oceniła, że przed Polską jeszcze długa droga w reformowaniu systemu emerytalnego. Jesteśmy w 1/3 dystansu, który nam pozostał do fazy, w której będziemy mogli powiedzieć: skończyliśmy – wskazała. W jej opinii przywileje emerytalne są przeszkodą leżącą na drodze do uporządkowania systemu emerytalnego. Podała wyliczenia ekspertów BCC i PKPP Lewiatan, że w pierwszym roku po uporządkowaniu emerytur górniczych można by uzyskać 0,5 mld zł oszczędności. W czwartym roku już 2,5 mld zł, a w ósmym 4 mld zł (…), to są duże kwoty – powiedziała. Rok 2013 powinien być wykorzystany na oszczędzanie i na dokończenie reformy emerytalnej, a nie odwracanie się od niej – podkreśliła.

Przepisy nieruchomości inwestycyjnych

Odwrócona hipoteka w Polsce wciąż jest w powijakach. Główną przyczyną jest brak przepisów, które regulowałyby ten sposób działania na rynku nieruchomości inwestycyjnych. Na świecie stosuje się dwa modele pozyskiwania pieniędzy przez osoby starsze posiadające nieruchomość: sprzedażowy w postaci renty dożywotniej i kredytowy, czyli jako odwrócony kredyt hipoteczny oferowany przez banki. W większości krajów te dwa rozwiązania występują równolegle. Największym rynkiem, którego wartość stanowi aż 61 proc. europejskiego sektora odwróconej hipoteki, jest Wielka Brytania. W tym kraju zarówno umowy bazujące na pożyczce (od 2004 r.), jak i na sprzedaży (od 2007 r.) są regulowane (licencjonowanie i nadzór) przez tamtejszą Komisję Nadzoru Finansowego. Drugim krajem Starego Kontynentu, w którym emeryci często korzystają z odwróconej hipoteki jest Hiszpania, gdzie dominuje forma pożyczkowa. Poza Europą najbardziej rozwiniętym rynkiem są Stany Zjednoczone. Najbardziej popularnym, obejmującym 90 proc. umów i mającym gwarancje państwa, jest tam program HECM (Home Equity Conversion Mortgage). Administruje nim Amerykański Departament Mieszkalnictwa i Rozwoju Miast. Prace nad polską wersją ustawy trwają już prawie cztery lata. Ma obejmować zarówno regulacje dotyczące odwróconego kredytu hipotecznego, dożywocia, jak i renty dożywotniej. Projekt zakłada m.in., że fundusze hipoteczne będą podlegać nadzorowi Komisji Nadzoru Finansowego i mają prowadzić działalność tylko po wydaniu zezwolenia. Możliwość taką otrzymałyby firmy działające w formie spółki akcyjnej lub spółki z ograniczoną odpowiedzialnością z minimalnym kapitałem 50 tys.  EUR. Ustawa ma także zapewnić osobom starszym prawo do dożywotniego użytkowania mieszkań, których własność postanowiły przenieść na instytucję świadczącą rentę dożywotnią bądź dożywocie. Wciąż jednak nie wiadomo, kiedy ustawa ma szanse wejść w życie, a tymczasem obecny stan prawny stwarza zagrożenia dla osób, które chciałyby skorzystać z dostępnej na rynku oferty. — Brakuje uregulowania prawnego, z wyjątkiem renty dożywotniej, dla tego rodzaju produktów. Firmy oferujące odwróconą hipotekę mogą dysponować niewystarczającym kapitałem, ponieważ nie jest on przez nikogo kontrolowany. Możliwa jest eksmisja, jeżeli senior nie spełni wszystkich, nie zawsze precyzyjnych, wymagań zawartych w umowie o rentę dożywotnią. Ponadto firma oferująca odwróconą hipotekę może zniknąć z rynku, nie zostawiając następcy prawnego, a to tylko niektóre z potencjalnych zagrożeń — wylicza Bolesław Meluch, doradca zarządu Związku Banków Polskich. Fundusze hipoteczne w Polsce oferują rentę dożywotnią w oparciu o artykuły kodeksu cywilnego. Podpisują umowy z klientami zgodnie z zapisami o rencie dożywotniej (art. 903-906) bądź dożywociu (art. 908).

Bankowość w komórce dla firm

ING Bank Śląski oraz Millennium wprowadzają aplikacje bankowości mobilnej dla firm. Kończą testy i od grudnia wystartują z nową usługą ING Bank Śląski i bank Millennium jako pierwsze banki na rynku wprowadzają aplikację bankowości mobilnej dla firm. W ING Banku Śląskim od 19 listopada zaczął się pilotaż usługi, ale jak zapewniają przedstawiciele banku będzie on bardzo krótki i od grudnia usługa będzie w pełni dostępna. Na początek będzie ona działać w systemie Android oraz iOS. Z usługi mogą korzystać firmy z pełną rachunkowością, także te największe. ING obsługuje 29 tys. klientów korporacyjnych, w sumie 70 tys. użytkowników. – Liczymy na to, że co najmniej 10 tys. użytkowników w ciągu roku skorzysta z tej usługi. To plan minimum – mówi Michał Bolesławski, wiceprezes ING Banku Śląskiego, odpowiedzialny za bankowość korporacyjną.Wśród funkcjonalności dostępnych w aplikacji jest m.in. możliwość wprowadzenia i wysłania przelewu wewnętrznego lub krajowego do zdefiniowanego odbiorcy, podpisanie i wysłanie wielu zleceń jednocześnie, a także tzw. paczek zleceń. Możliwe jest realizowanie przelewów wymagających wielostopniowej autoryzacji. Michał Bolesławski poinformował także, że bank co 2 miesiące będzie wprowadzał testowo nowości w segmencie korporacyjnym i w zależności od tego jak zostaną przyjęte, będzie decydował o ich pełnym wprowadzeniu do oferty. Będą to również produkty niebankowe, jak ubezpieczenie majątkowe aktywów, które są zabezpieczeniem kredytów udzielanych przez bank. Aplikację mobilną umożliwiającą klientom korporacyjnym pełną obsługę rachunków firmowych wprowadza także  Millennium.
– Mamy blisko 75 tysięcy klientów biznesowych, z czego zdecydowana większość korzysta już z kont internetowych. Potencjał jest więc ogromny. Wierzę, że 80 proc. z nich aktywuje nową usługę i będzie korzystało z banku w telefonie – mówi Ricardo Campos, dyrektor departamentu bankowości elektronicznej Millennium. System daje m.in. możliwość zdalnego przeglądania, autoryzacji oraz wysyłania zleceń płatniczych, a także inicjowanie przelewów krajowych i wewnętrznych między rachunkami firmy. Aplikacja działa w systemie Android oraz iOS. Pierwsi klienci testują już nowy system. Pełne wdrożenie oraz możliwość pobrania gotowej aplikacji będzie możliwe w grudniu.

Opłacalne inwestycje i trudne decyzje

Nie wiadomo kiedy w naszym życiu pojawia się czasami okazja, z której korzystamy, ponieważ ma być ona bardzo opłacalna i warta inwestycji. W ten sposób na przykład inwestujemy swoje oszczędności w biznes, który ma być biznesem naszego życia lub likujemy pieniądze w banku, który zachęca nas wysokim oprocentowaniem na lokacie. Jednak często, jak wspomina adwokat Kraków sprawy gospodarcze, taki interes czy szansa może okazać się bardzo zgubny. Na czym polega problem? Otóż niestety czasami may do czynienia z bankami, które nie dotrzymują umów, małym druczkiem wpisują zasady odstąpienia od wypłaty odsetek lub zerwanie umowy ze stratą dla klienta, gdy ten nagle będzie chciał zerwać lokatę, nie wspominając już o bankach, które zwyczajnie żerują na takich klientach, oszukując ich i okradając. Często słyszymy także o sytuacjach, w których zgłaszają się do potencjalnych inwestorów osoby, które przedstawiają świetny biznesplan z wyliczeniem zysków, jakie osoba może zyskać po zainwestowaniu w udziały jakiś pieniędzy. Odbiorcy takich propozycji, zachęceni często inwestycją, która ma się okazać biznesem ich życia decyduje się wpłacenie zaliczki potwierdzającej wykup udziałów, po czym okazuje się, że ich pieniądze po prostu gdzieś przepadły. Jak twierdzi adwokat Kraków sprawy gospodarcze nie rzadko powiązane jest to z przestępstwem fałszowania dokumentów, które dla osób niewtajemniczonych wyglądają na prawdziwe, na przykład zarejestrowanie działalności w krajowym rejestrze czy potwierdzenia dotyczące dofinansowań, jakie rzekomo osoba zakładająca firmę ma otrzymać po przedstawieniu biznes planu i wpłaceniu części kwoty przeznaczonej na inwestycję. Niestety jak widać po ilości oskarżeń, jakie wpływają do sądów ze strony poszkodowanych nie jesteśmy zbyt ostrożni w podejmowaniu tak kluczowych decyzji, co może okazać się błędem życia, za który zapłacimy oszczędnościami zbieranymi przez wiele lat.

Inwestycje Google’a

Google to firma znana głównie ze swojej wyszukiwarki internetowej. Liczba użytkowników tego produktu liczona jest w miliardach, ale liczbami tej skali operować będziemy również w odniesieniu do inwestycji korporacji z Mountain View w odnawialne źródła energii. Jak donosi serwis GigaOm, wyszukiwarkowy gigant zainwestował ostatnio 75 milionów dolarów w farmę wiatrową w stanie Iowa. Tym samym łączna wartość wszystkich nakładów w czystą energię zbliżyła się do działającej na wyobraźnię granicy miliarda dolarów. Suma inwestycji Google w przedsięwzięcia energetyczne oparte o odnawialne źródła energii wynosi obecnie 990 milionów dolarów.  Najnowsza inwestycja, farma Rippey Wind w Greene County w stanie Iowa, wyposażona jest jak na razie w 20 turbin wiatrowych, generujących łącznie moc rzędu 50 MW, co pozwoliłoby zasilać około 15 tysięcy gospodarstw domowych. Moc wytworzona przez najnowszą farmę wiatrową Google zostanie zakupiona przez lokalnego dystrybutora energii – Central Iowa Power Cooperative. Oczywiście Google nie tworzy farm wyłącznie po to, aby sprzedawać energię lokalnym dystrybutorom. W Stanie Iowa, a dokładnie w Council Bluffs znajduje się centrum danych należące do Google. Tego typu instalacje wymagają odpowiednio dużych nakładów energetycznych. Korporacja z Mountain View ma podpisaną umowę na mocy której zobowiązała się do zakupu 114 MW energii pochodzącej właśnie z farm wiatrowych – energia ta ma zasilić wspomniane centrum danych. W takiej sytuacji nakłady Google’a w czystą energię nie dziwią. Tworzenie przedsięwzięć, w których mamy gwarantowany zbyt, bo sami będziemy konsumentami produkowanego dobra to jedna z bezpieczniejszych metod uzyskania zwrotu z inwestycji.

Strefa euro nadal w recesji

Opublikowane podczas czwartkowej sesji wstępne dane na temat tempa wzrostu gospodarek europejskich były mieszane. Z jednej strony mamy radzące sobie nieźle Niemcy i Francję, gdzie w obydwu przypadkach tempo wzrostu gospodarczego w trzecim kwartale wzrosło o 0,2% kwartał do kwartału. Z drugiej strony zupełnie odmienna sytuacja ma miejsce w gospodarkach krajów Południa, które kurczą się. Co więcej, cała strefa euro pozostaje w recesji. W trzecim kwartale PKB Eurolandu spadł o 0,6% w ujęciu rok do roku i o 0,1% kwartał do kwartału i raczej nie należy się spodziewać, że sytuacja szybko ulegnie poprawie, co będzie przede wszystkim wynikało z konieczności zaciskania polityki fiskalnej w wielu krajach. Nienajlepsze perspektywy dla gospodarek europejskich mogą w dalszym ciągu wywierać negatywny wpływ na notowania euro. Słabsze dane napłynęły również z gospodarki amerykańskiej. Wzrosło bezrobocie tygodniowe, a indeks aktywności w rejonie Nowego Jorku spadł w listopadzie do poziomu -5,22pkt. pozostając czwarty miesiąc z rzędu poniżej bariery 0pkt. Równie rozczarowujący okazał się indeks Filadelfia Fed, który spadł w listopadzie do -10,7pkt. Dane te jednoznacznie wskazują na spowolnienie, jednak mogą być zniekształcone przez zakłócenie spowodowane huraganem Sandy. Kiepskie dane w zestawieniu z minorowymi nastrojami nie sprzyjają wzrostowi apetytu na ryzyko. Choć eurodolar testował w dniu wczorajszym okolice 1,2800, to dzisiaj para pozostaje zdecydowanie pod presją sprzedających. Dopiero wyjście powyżej krótkoterminowej linii trendu spadkowego będzie wyraźnym sygnałem do umocnienia euro względem dolara. Uwagę rynków przykuwały wypowiedzi prezesów Fed. Bernanke po raz kolejny wyraził swoje zaniepokojenie wysoką stopą bezrobocia, która w październiku wyniosła 7,9%. Podczas swoich przemówień zarówno Charles Plosser, jak i Richard Fisher wyrazili swoje wątpliwości związane z powiązaniem polityki monetarnej ze wskaźnikami ekonomicznymi. Zdaniem prezesa Filadelfia Fed wprowadziłoby do więcej zamieszania. Z drugiej strony prezes Fed z Dallas powiedział, że byłoby dość kłopotliwe dla Rezerwy Federalnej ustalić konkretne cele dotyczące stopy bezrobocia. Protokół z październikowego posiedzenia Fed wskazuje jednak, że większość członków chwali sobie pomysł nowego sposobu komunikacji Fed z rynkiem i popiera działania zmierzające do powiązania czasu trwania ultra niskich stóp procentowych z wartościami wskaźników takich jak stopa bezrobocia czy inflacja.

Spada bezrobocie w Szwecji
Na południu Europy bezrobocie bije kolejne rekordy, a na północy spada. Urząd statystyczny Szwecji podał, że w październiku stopa bezrobocia spadła z 7,4 procent do 7,1 procent. Jednocześnie dane z krajów południa Europy pokazują odwrotną tendencję. W porównywalnej pod względem liczby ludności Portugalii w trzecim kwartale bezrobocie osiągnęło nienotowany wcześniej poziom 15,8 proc. Oznacza to, że już ponad 870 tysięcy Portugalczyków nie ma pracy. W Hiszpanii stopa bezrobocia przekroczyła 25 procent, a bez pracy pozostawało 5,8 mln ludzi. W Unii Europejskiej, jedynie w Grecji odsetek bezrobotnych jest większy i zbliża się do 26 procent. W Polsce szacunkowa stopa bezrobocia rejestrowanego wyniosła w październiku 12.5 procent i była o jedną dziesiątą punktu procentowego wyższa, niż we wrześniu.To około 2 mln ludzi. Szwedzi mogą się też pochwalić jednym z najniższych wskaźników inflacji w Unii Europejskiej. W III kwartale ceny w tym kraju wzrosły o 1,2 procent. Rząd centroprawicowej koalicji radzi sobie też dobrze w utrzymaniu dyscypliny finansów publicznych. Co roku budżet notował nadwyżkę lub był zbilansowany. Ten rok może zamknąć się deficytem w wysokości 0,3 procent PKB, by do nadwyżki powrócić w 2014 roku. Wtedy też relacja długu publicznego do PKB spadnie z ponad 37 procent dziś do niecałych 35 procent. Szwecja, podobnie jak inne kraje europejskie, odczuła boleśnie skutki globalnego kryzysu finansowego. Na początku roku 2008 zakładano wzrost PKB na poziomie ok. 3%, kryzys spowodował spowolnienie gospodarki szwedzkiej znaczniejsze niż szacowano. Ostatecznie w 2008 r. odnotowano spadek PKB o 0,4%, a w 2009 r. dochód narodowy Szwecji skurczył się o ponad 5%. W 2010 r. nastąpił powrót Szwecji na ścieżkę dynamicznego rozwoju. Dane za rok 2011 nadal są optymistyczne, choć prognoza za kolejne lata zakłada spadek tempa wzrostu gospodarczego. Pod koniec 2011 r. czołowy bank szwedzki SEB opublikował prognozę dla szwedzkiej gospodarki, w której wskazał na oczekiwane znaczne wyhamowanie w 2012 r – wzrost gospodarczy na poziomie 0,7% i wzrost bezrobocia z  7,4%  do 7,9%.

 

MCI Management chce wydać na inwestycje 300 mln zł

Giełdowy fundusz zarobił po trzech kwartałach 31,8 mln zł. Po sześciu miesiącach było to 30 mln zł. – Zgodnie z zapowiedziami, II półrocze jest dużo aktywniejsze jeśli chodzi o rozbudowę portfela inwestycyjnego – zaczął środową konferencję Tomasz Czechowicz, prezes MCI Management. W III kwartale fundusz kupił udziały w KupiVip.ru (rosyjski e-commerce z odzieżą, wartość inwestycji wyniosła 12 mln euro), moje-biuro.pl (polska firma oferująca oprogramowanie finansowo-księgowe w chmurze, wartość inwestycji to 5 mln zł) i 21Diamonds. – To globalny sklep on-line z biżuterią założony w Niemczech – wskazuje Czechowicz. Jego zdaniem rynek sprzedaży biżuterii przez internet dopiero powstaje i ma ogromny potencjał wzrostu. Giełdowa spółka, razem z Ventechem i Edipresse, zainwestowała w to przedsięwzięcie 5 mln euro. Czechowicz deklaruje, że w tym roku fundusz łącznie zamierza wydać 100 mln zł na nowe inwestycje.
Równocześnie MCI Management opróżniał portfel inwestycyjny ze starszych, dojrzalszych inwestycji. – Naszym celem jest, żeby w tym roku przychody z tego źródła sięgnęły 200 mln zł – oświadcza prezes. Na razie fundusz zgromadził 177 mln zł. Pozbył się dwóch firm, w tym Mall.cz, największego e-sklepu w Czechach (przychody z tego tytułu wyniosły 38 mln euro).  Zainkasował również 13 mln zł dywidendy z ABC Daty. Do końca roku planowana jest jeszcze jedna transakcja. Przedstawiciele firmy nie zdradzają jednak, jakiej spółki będzie dotyczyła. – Chcemy ją domknąć przed publikacją raportu rocznego za 2012 r. – oświadcza. Pozytywny wpływ na wyniki MCI Management w III kwartale miał szybki rozwój spółek e-commerce i e-travel. – Jesteśmy szczególnie zadowoleni z wyników Invia.cz, Geewa, Morele.net czy Frisco – wylicza Czechowicz. – Wierzymy też, że rynek i inwestorzy giełdowi docenią w końcu dobre wyniki ABC Daty – oznajmia prezes. Podkreśla, że fundusz wiąże duże nadzieje ze zmianami kadrowymi w tej firmie. Od 1 listopada prezesem dystrybutora jest Norbert Biedrzycki. Na razie, z powodu spadków notowań ABC Daty, fundusz w III kwartale tracił na tym projekcie (wycena w portfelu uzależniona jest od kursu giełdowego). W przyszłym roku MCI Management planuje kolejne duże wyjścia z inwestycji. –W naszym portfelu mamy już siedem spółek, za które możemy dostać po minimum 100 mln zł. Wierzymy, że dzięki szybkiemu rozwojowi ich liczba zwiększy się do 10 – wskazuje Czechowicz. Równocześnie firma zamierza utrzymać dużą aktywność w obszarze rozbudowy portfela. – W 2013 r. chcemy wydać łącznie do 300 mln zł – zapowiada prezes. Fundusz chce polować na projekty z obszary e-commerce w całym regionie Europy Środowo-Wschodniej. Szuka również projektów w Niemczech, Turcji i krajach b. ZSRR. Czechowicz skomentował również temat wojny sądowej ze Skarbem Państwa o odszkodowanie za doprowadzenie do upadłość JTT Computer. 23 listopada w Sądzie Apelacyjnym we Wrocławiu odbędzie się kolejna rozprawa po uchyleniu wcześniejszego wyroku przez Sąd Najwyższy. – Cieszymy się, że Sąd Najwyższy nie zanegował naszego prawa, jako byłego akcjonariusza JTT, do zabiegania o odszkodowanie – oświadcza prezes. Przyznaje, że liczy się z tym, że sprawa utknie teraz na długo w sądach niższej instancji. MCI Management trzyma na kontach 46 mln zł zasądzonych półtora roku temu przez wrocławski Sąd Apelacyjny (Skarb Państwa wykonując wyrok przelał wiosną ub.r. kwotę na rachunki funduszu co zwiększyło jego zysk za I półrocze ub.r o prawie 30 mln zł). Potem, wskutek złożenia kasacji przez obie strony sporu, sprawa trafiła do Sądu Najwyższego.

BSH Bosch und Siemens ogłosi wezwanie na 100% akcji

Zarząd Zelmera wybrał na inwestora strategicznego spółkę BSH Bosch und Siemens Hausgeräte GmbH i podpisała z nią umowę w sprawie ogłoszenia przez BSH wezwania do zapisywania się na sprzedaż 100% akcji polskiego producenta sprzętu AGD, podał Zelmer w komunikacie. Cena w wezwaniu została ustalona na 40 zł.
We wtorek na zamknięciu notowań na GPW za akcję Zelmera płacono 30,8 zł. W środę ok. godz. 11.00 za jedną akcję trzeba było zapłacić nawet 39 zł (wzrost o 27 proc.). „Po przeprowadzeniu konkurencyjnego procesu pozyskania inwestora strategicznego dla spółki i przeanalizowaniu ofert złożonych w ramach tego procesu postanowił wybrać spółkę BSH Bosch und Siemens Hausgeräte GmbH z siedzibą w Monachium jako inwestora strategicznego dla spółki” – głosi komunikat. W związku z powyższym, 13 listopada 2012 spółka zawarła umowę z BSH w sprawie ogłoszenia wezwania do zapisywania się na sprzedaż 100% akcji spółki, podano dalej w komunikacie. „Przedmiotem umowy jest zobowiązanie BSH do spowodowania, że jej spółka zależna, BSH Sprzęt Gospodarstwa Domowego sp z o. o., w ciągu 24 godzin od daty umowy ogłosi wezwanie do zapisywania się na sprzedaż 100% akcji spółki” – czytamy dalej. Umowa przewiduje, że początkowy okres przyjmowania zapisów będzie trwał 70 dni kalendarzowych, zaś cena za jedną akcję spółki w wezwaniu będzie równa 40 zł i inwestor nie będzie upoważniony do obniżenia ceny. Nie będzie też dopuszczalne częściowe rozliczenie wezwania. „Inwestor nie będzie zobowiązany do nabycia akcji w wezwaniu jeżeli nie uzyska w maksymalnym prawnie dopuszczalnym okresie wezwania wymaganych zgód organów antymonopolowych w Polsce, Rosji i na Ukrainie lub gdy w odpowiedzi na wezwanie na sprzedaż akcji zapisze się mniej niż 75% akcjonariuszy” – podano także w materiale. Zelmer podkreśla, że w umowie z BSH zobowiązał się ponadto prowadzić działalność w okresie od daty umowy do dnia nabycia akcji przez inwestora zgodnie ze zwykłym tokiem prowadzenia działalności. Zelmer S.A. to największy polski producent drobnego sprzętu AGD. Głównym akcjonariuszem spółki jest fundusz Enterprise Investors. Zelmer posiada ponad 20% udziału w rynku polskim, a także ma istotny udział w sprzedaży sprzętu AGD na rynkach zagranicznych, eksportując swoje produkty do 35 krajów świata. Kluczowymi rynkami, na których Zelmer opiera swój dalszy rozwój są Rosja, Ukraina i Polska. W 2011 r. Zelmer odnotował 675 mln zł skonsolidowanych przychodów.

PKO BP popłynął na budowlance

W trzecim kwartale największy polski bank odnotował istotny wzrost odsetka złych kredytów, co zarząd banku tłumaczył sytuacją w branży budowlanej. Wynik netto najmocniej obciążyły kredyty dla przedsiębiorstw.
Od lipca do września PKO BP spisał na straty 645,4 mln złotych z tytułu odpisów aktualizujących wartość udzielonych kredytów. To aż o 30,5% więcej niż w analogicznym okresie 2011 roku. Od początku roku wartość odpisów zwiększyła się o 28,5% rdr, osiągając niemal 1,8 mld złotych. Zarząd wyjaśnia, iż „wynik z tytułu odpisów aktualizujących z tytułu utraty wartości i rezerw odzwierciedla konserwatywne podejście” do ryzyka kredytowego, a wzrost wartości odpisów miał miejsce przede wszystkim na portfelu gospodarczym, co było konsekwencją „pogorszenia sytuacji rynkowej przedsiębiorstw z branży budowlanej”. W rezultacie odsetek złych kredytów w PKO BP był w trzecim kwartale o 0,8 punktu procentowego wyższy niż rok wcześniej i wyniósł 8,9% wobec 8,8% w całym sektorze bankowym. Od początku roku do końca września rezerwy utworzone na niepracujące kredyty obniżyły wynik banku o niemal 1,6 mld złotych. Połowa tej kwoty przypadała na należności od przedsiębiorstw, 30% na kredyty konsumpcyjne, a niemal 19% na kredyty mieszkaniowe. Ale to ten ostatni sektor może budzić najwięcej obaw. Na koniec września portfel kredytów mieszkaniowych w PKO BP opiewał na astronomiczną 71,2 mld zł, czyli 22,3% wartości wszystkich hipotek w Polsce. To także niemal połowa wszystkich kredytów i pożyczek udzielonych klientom przez PKO BP. Jeśli portfel hipotek (zwłaszcza tych denominowanych w CHF) zacznie się psuć, to zyski największego polskiego banku mocno stopnieją.