W serwisach finansowania społecznościowego padają kolejne rekordy. Polscy internauci chętnie angażują się w kampanie crowdfundingowe. Około 250 tys. zł wpłacili internauci wspierający projekty opublikowane w serwisie PolakPotrafi.pl uruchomionym w ubiegłym roku , a 673 tys. zł wyłożyli fani muzyki, umożliwiając alternatywnym artystom, starającym się pozyskać finansowanie poprzez portal MegaTotal.pl, realizację ich projektów. Serwisy te opierają się na modelu crowdfundingu, czyli finansowania społecznościowego, polegającego na przeprowadzaniu akcji pozyskania kapitału od internautów.
Na świecie działa ponad 450 platform crowdfundingowych. W Polsce to wciąż nowe zjawisko, ale sukcesy tych, którym udało się zebrać sumy umożliwiające realizację planów, także tych biznesowych, pokazują, że polscy internauci są przychylni takiej formie pozyskiwania funduszy. Wszystkie udane i trwające projekty na PolakPotrafi.pl zostały wsparte przez 2566 osób. Każda z nich średnio wpłaciła 84 zł”.
Serwisy crowdfundingowe opierają się na modelu crowdfundingu, czyli finansowania społecznościowego, polegającego na przeprowadzaniu akcji pozyskania kapitału od internautów. Na całym świecie działa ponad 450 platform crowdfundingowych. W Polsce to wciąż nowe zjawisko, ale sukcesy tych, którym udało się zebrać sumy umożliwiające realizację planów, także tych biznesowych, pokazują, że polscy internauci są przychylni takiej formie pozyskiwaniu funduszy.
— Wszystkie udane i trwające projekty na PolakPotrafi.pl zostały wsparte przez 2566 osób, każda z nich średnio wpłaciła 84 zł. Obserwując stale zwiększającą się liczbę zgłoszeń, rejestracji w serwisie oraz rosnący współczynnik osób, które wsparły więcej niż jeden projekt, możemy śmiało stwierdzić nie tylko, że finansowanie społecznościowe w Polsce zyskało aprobatę internetowej społeczności, ale również, że będzie prężnie rozwijało się w nadchodzących latach — mówi Jakub Sobczak, menedżer PolakPotrafi.pl.
Piotr Trudnowski z Beesfund.com — pierwszej platformy crowdfundingu udziałowego w Polsce, dodaje, że w ciągu ostatnich miesięcy zainteresowanie i zrozumienie dla finansowania społecznościowego zdecydowanie wzrosło.
— Odzywa się do nas coraz więcej osób, które mają doskonale przemyślane projekty, wiedzą, dlaczego akurat dzięki crowdfundingowi chcą zrealizować swój pomysł, i potrafią się zaangażować w jego promocję. W „poczekalni” — wśród projektów, które wymagają niewielkiego dopracowania lub pewnych drobnych prawnych formalności, mamy kilkadziesiąt przedsięwzięć artystycznych, społecznych i biznesowych, które będziemy sukcesywnie uruchamiać — zapowiada Piotr Trudnowski.
Tag Archives: finanse
Do 2015 r. może zniknąć 200 niepublicznych uczelni
W ubiegłym roku zamknięto 27 z 338 działających w Polsce niepublicznych szkół wyższych, 22 jest w stanie likwidacji – informuje poniedziałkowy „Dziennik Gazeta Prawna”. Kłopoty niepublicznych uczelni związane są głównie z niżem demograficznym. Z powodu małej liczby nowych studentów, niektóre placówki będą zmuszone do zamknięcia. Według szacunków Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan, przytaczanych przez DGP, w ciągu najbliższych dwóch-trzech lat zniknąć może ok. 200 niepublicznych uczelni, a w 2025 r. może działać w Polsce zaledwie 50 prywatnych szkół wyższych. Jako pierwsze upadną szkoły, w których uczy się mniej niż tysiąc studentów. By walczyć o studentów, szkoły wyższe stosują różne strategie – otwierają nowe, atrakcyjniejsze kierunki, reklamują się na portalach społecznościowych czy wreszcie oferują atrakcyjne zniżki dla nowych uczniów. Innym sposobem na poradzenie sobie w trudnych czasach jest dołączenie do dużego, silnego holdingu edukacyjnego. W ten sposób można stworzyć ciekawszą ofertę i obniżyć koszty prowadzenia placówki nawet o jedną trzecią. Według informacji DGP procesy konsolidacyjne toczą się obecnie na co najmniej 10 uczelniach prywatnych w Polsce. Uczelnie poszerzają także swoja ofertę o studia podyplomowe lub kursy specjalistyczne. Rozwiązaniem na czasy niżu demograficznego jest też pozyskiwanie studentów z zagranicy – m.in. z Białorusi czy Ukrainy.
Rektorzy podkreślają, że niż demograficzny podtapia uczelnie niepubliczne już od kilku lat. Ale są wyjątki od tej reguły, np. wzrost liczby kandydatów odnotowała Krakowska Akademia im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego. Tyle że głównie dzięki studentom z zagranicy. – Na starcie rekrutacji było już 200 osób, głównie z Ukrainy, Kazachstanu, Turcji, Białorusi i środkowej Afryki. To tyle, ile w zeszłym roku po zamknięciu rekrutacji – mówi prof. Zbigniew Maciąg, współzałożyciel uczelni.
Maturzyści coraz częściej przy wyborze uczelni kierują się możliwością zdobycia zawodu. – Mamy 10 proc. więcej chętnych w porównaniu z rokiem ubiegłym – mówi Ewa Podobińska, kanclerz Krakowskiej Wyższej Szkoły Promocji Zdrowia, która kształci m.in. przyszłych dietetyków, kosmetologów i fizjoterapeutów.
Pół miliona funtów od BBC
Z ostrą krytyką polityków spotkała się decyzja zarządu BBC, by zdymisjonowanemu szefowi BBC George’owi Entwistle wypłacić roczną pensję, choć po zaledwie dwóch miesiącach pracy podał się on do dymisji w związku z emisją nierzetelnego materiału. „Wielu ludzi zdziwiłoby się, że osoba, która zajmowała stanowisko przez tak krótki czas, a potem musiała odejść w takich okolicznościach, odchodzi z 450 tys. funtów w kieszeni sfinansowanymi z opłat podatników – podkreślił poseł Partii Konserwatywnej John Whittingdale. Entwistle objął stanowisko dyrektora generalnego BBC we wrześniu, a w minioną sobotę podał się do dymisji w konsekwencji nadania materiału, niesłusznie implikującego udział znanego polityka w aferze pedofilskiej w domu dziecka w Bryn Estyn w północnej Walii. Po podaniu się do dymisji przyznał, że BBC nie powinna była nadawać kontrowersyjnego materiału, gdyż poważnie nadszarpnął on reputację tej liczącej 90 lat brytyjskiej korporacji medialnej. BBC Trust, organ zarządzający brytyjskim nadawcą, w komunikacie poinformował, że decyzję o jednorazowej wypłacie rocznych zarobków dla Entwistle’a podjęto, aby jak najszybciej rozwiązać sprawę jego dymisji. Posłanka opozycyjnej Partii Pracy Harriet Harman podkreśliła, że Entwistle nie powinien przyjąć całej sumy oferowanej mu przez zarząd BBC. „Decyzja BBC o wypłaceniu odchodzącemu dyrektorowi generalnemu sumy stanowiącej dwukrotność kwoty uzgodnionej w jego umowie jest nieuzasadniona i wygląda jak nagroda za poniesienie porażki” – przekonywała. Dlatego też zdymisjonowany szef BBC „powinien odmówić przyjęcia sumy większej niż przewiduje jego umowa. W ten sposób należy przywrócić publiczne zaufanie do BBC” – podkreśliła. Lord Patten, szef BBC Trust, oświadczył w niedzielę, że BBC potrzebuje radykalnej naprawy, ponieważ dopuściła się poważnych błędów i popadła w głęboki kryzys zaufania.
Wcześniej BBC zaszkodziło ujawnienie skandalu związanego z wieloletnim prezenterem stacji Jimmy’im Savile’em, który okazał się seryjnym pedofilem. Okazało się też, że pod koniec 2011 roku stacja postanowiła nie nadawać własnego materiału o zarzutach wobec showmana. Obecnie w tej sprawie toczy się wewnętrzne śledztwo.
889 tys. abonentów internetu
W trzecim kwartale 2012 roku sieć Netia obsługiwała 1,67 mln abonentów telefonii stacjonarnej, 889,6 tys. abonentów internetu oraz 72,8 tys. usług telewizyjnych. Spółka odnotowała tylko niewielki spadek przychodów, mimo to w przyszłości spodziewa się satysfakcjonujących wyników dzięki rozwojowi oferty TV oraz rozbudowie sieci dostępowych następnej generacji (NGA).
Przychody Netii za pierwsze dziewięć miesięcy 2012 roku wyniosły 1,602 mld zł, o 34 proc. więcej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku i 3 proc. mniej niż w II kw. 2012 roku. Skorygowany zysk EBITDA po 9 miesiącach br. wyniósł 446,6 mln zł, wykazując wzrost o 49 proc. w stosunku do analogicznego okresu 2011 roku. Skorygowana EBITDA w III kw. br. wyniosła 157,4 mln zł, co oznacza wzrost o 1 proc. w stosunku do II kw. br. Wskaźnik skorygowanej marży EBITDA po 9 miesiącach br. wyniósł 27,9 proc. a w III kw. 2012 roku aż 30,2 proc.
Proces budowy Nowej Netii przebiega zgodnie z naszym ambitnym planem, jesteśmy natomiast rozczarowani pogarszającymi się warunkami rynkowymi w III kw. 2012 r., które skutkowały szybszym tempem utraty bazy klienckiej. W czasie, gdy segment biznesowy zdołał powiększyć swoją bazę kliencką, w segmencie klientów indywidualnych odłączono 55 tys. usług, a spadek bazy klientów był generalnie na poziomie zbliżonym do tego, który dotknął naszego głównego konkurenta. W odróżnieniu od segmentu klientów indywidualnych, segmenty klientów biznesowych – połączone kilka miesięcy temu w jeden rynek Biznes – rozwijały się dobrze, w trudnych warunkach rynkowych. Przychody z tych segmentów stanowiły w III kw. 2012 r. 47 proc. przychodów ogółem i wyniosły 247,3 mln zł – Prezes Zarządu Netii
Zysk EBITDA w III kw. wyniósł 148,4 mln zł a po 9 miesiącach 2012 roku 407,4 mln zł (marża odpowiednio 28,5 proc. i 25,4 proc.). Wpływ na zysk EBITDA za pierwsze 9 miesięcy miały przede wszystkim jednorazowe koszty restrukturyzacji w kwocie 16,5 mln zł. Jednak wypracowane w tym samym czasie synergie w ramach projektu integracyjnego Netii, Dialogu i Crowley’a sięgnęły narastająco 48,1 mln zł. W ujęciu rocznym wartość wszystkich 75 inicjatyw zrealizowanych do końca września br. przyniesie w całym 2013 roku 80 mln zł oszczędności.
• Słabo wykorzystujemy smartfony – obawa przed wysoki rachunkami
Zysk operacyjny po 9 miesiącach 2012 roku wyniósł 44,2 mln zł (w III kw., 27,3 mln zł). Przy wyłączeniu pozycji jednorazowych zysk operacyjny wyniósł 83,4 mln zł po 9 miesiącach i 36,5 mln zł z III kw. 2012 roku.
Gaz od przyszłego roku będzie tańszy
Obniżka cen gazu od Gazpromu jest wyższa niż dziesięć procent mówi prezes PGNiG Grażyna Piotrowska – Oliwa i zapowiada, że od nowego ceny gazu będą niższe.
W nowym roku możliwe będą niższe ceny gazu dla odbiorców w Polsce. Jest to efekt porozumienia z Gazpromem na temat obniżki cen surowca importowanego ze wschodu. Prezes PGNIG Grażyna Piotrowska-Oliwa poinformowała, że wynegocjowana obniżka „jest wyższa niż dziesięć procent”, mimo to nie chciała ujawnić szczegółów. Dodała także, że uzyskana obniżka stawia nas na równi z innymi odbiorcami.
Podkreśliła, że mniejsze koszty importu przełożą się na niższe ceny gazu w kraju. Skala przyszłorocznych obniżek to kwestia nowej taryfy, którą przyjmuje Urząd Regulacji Energetyki, jednak jak stwierdziła prezes PGNiG Grażyna Piotrowska – Oliwa, obniżka będzie znacząca. Zaoszczędzone środki mają pójść także na realizację planu inwestycyjnego. Według Komisji Europejskiej, Polska płaci Gazpromowi średnio 550 dolarów za tysiąc metrów sześciennych. Niemcy płacą około 450 dolarów. Oznacza to, że PGNiG by uzyskać podobne stawki jak Niemcy, musiałby wynegocjować 18 procentową obniżkę ceny.
Polska za rosyjski gaz płaci najdrożej w całej Unii. W pierwszej połowie tego roku za 1 tys. m sześc. gazu PGNiG płaciło Gazpromowi ponad 550 dol. W tym samym czasie w UE taką ilość gazu rosyjski koncern sprzedawał średnio za 381 dol.
Zatem gaz z Rosji stanieje. Tymczasem od stycznia PGNiG chce podnieść cenniki i już szykuje wniosek do Urzędu Regulacji Energetyki w tej sprawie.
Banki zaostrzyły politykę kredytową
Stale pogarszająca się sytuacja gospodarcza skłoniła banki do jeszcze bardziej zaostrzenia polityki kredytowej. Tak wynika z kwartalnego badania Narodowego Banku Polskiego (NBP), które opublikowano w poniedziałek w komunikacie. Jak podał Narodowy Bank Polski, „w zakresie kredytów dla przedsiębiorstw w III kwartale 2012 r. nastąpiło zaostrzenie polityki kredytowej, zwłaszcza wobec małych i średnich firm”. „Zaostrzono wszystkie warunki, na jakich udzielane były kredyty, przede wszystkim w zakresie wysokości marż oraz wymaganych zabezpieczeń” – wyjaśnił bank centralny w komunikacie. Poinformował też, że banki zmianę polityki kredytowej tłumaczyły podwyższonym ryzykiem związanym z sytuacją gospodarczą w przyszłości. „Jednocześnie ankietowane banki nie odnotowały istotnych zmian popytu na kredyty ze strony przedsiębiorstw” – zaznaczono.
Z badania wynika, że banki oczekują, iż w czwartym kwartale br. nastąpi nieznaczne zaostrzenie polityki kredytowej. Ponadto przewidują, że w tym czasie duże przedsiębiorstwa będą się ubiegać o nieznacznie więcej kredytów długoterminowych. NBP podało, że zaostrzeniu uległy również kryteria udzielania kredytów mieszkaniowych. Banki dodatkowo podwyższyły marże pobierane od tego rodzaju kredytów oraz zwiększyły wymagania dot. wkładu własnego. „W IV kwartale 2012 r. oczekiwane jest dalsze zaostrzenie polityki kredytowej, przy jednoczesnym wzroście popytu na kredyty mieszkaniowe” – napisano. NBP poinformował, że w ujęciu netto zaostrzone zostały nieznacznie także kryteria udzielania kredytów konsumpcyjnych, choć większość banków deklarowała brak zmian polityki kredytowej w tym segmencie. „W nadchodzącym kwartale banki przewidują nieznaczne zaostrzenie polityki kredytowej i wzrost popytu na tego rodzaju kredyty” – wskazano w komentarzu do ankiety. Ankietę ws. polityki kredytowej banków i popytu na kredyty w trzecim kwartale br. oraz przewidywań banków na czwarty kwartał br. przeprowadzono na przełomie września i października 2012 r. w 29 bankach, których łączny udział w portfelu kredytowym wynosił 82 proc. – podał bank centralny w komunikacie.
Bank zapowiada zwolnienie 10 tys. pracowników
Wielki szwajcarski bank UBS zapowiedział dzisiaj redukcję swego personelu o aż piętnaście procent do 2015 r., co oznacza zwolnienia blisko dziesięciu tysięcy ludzi w pięćdziesięciu siedmiu krajach. W trzecim kwartale bieżącego roku UBS zanotował stratę wysokości ponad 2,17 miliarda franków szwajcarskich netto. Największe cięcia dotkną część inwestycyjną banku. UBS był jednym z banków najciężej dotkniętych przez kryzys finansowy i w 2008 roku musiał się zwrócić o ratunek do rządu szwajcarskiego. Plany cięć i restrukturyzacji USB przeciekły już do mediów kilka dni temu. W sobotę „Financial Times” pisał, że instrumenty stałego oprocentowania, będące obecnie elementem najważniejszego działu inwestycyjnego USB, zostaną z niego wyodrębnione „w dużym zakresie”. Dział inwestycji będzie przez to uszczuplony i docelowo obejmie obrót akcjami, operacje walutowe i doradztwo. Operacje nieuznane przez bank za podstawowe będą więc stopniowo tracić na znaczeniu i z czasem zostaną całkiem wygaszone. „Posunięcia te ilustrują, w jaki sposób banki w różnych krajach świata usiłują dostosować się do radykalnie zmienionego otoczenia rynkowego i regulacji, które zaszkodziły ich przychodom zwiększając potrzeby kapitałowe niektórych operacji oraz filii” – zaznaczył „FT”. We wrześniu ubiegłego roku bankiem wstrząsnął duży skandal, gdy okazało się, że makler Kweku Adoboli nielegalnymi transakcjami naraził UBS na stratę wysokości ok. 2,3 miliarda USD. Pochodzący z Ghany Kweku Adoboli był szefem działu ETF (Exchange Traded Funds) w departamencie obrotu akcjami europejskich spółek UBS. ETF to fundusze inwestycyjne, odwzorowujące indeksy giełdowe. Ich tytuły uczestnictwa są notowane na giełdzie. Krótkookresowe duże wahania kursów mogą mieć wpływ na wycenę ETF. Te stosunkowo nowe instrumenty obrotu budziły zastrzeżenia władz nadzoru bankowego ze względu na ich nieprzejrzystość i skomplikowanie. Inwestorzy bardzo pozytywnie zareagowali na zapowiedź restrukturyzacji UBS. Akcje tego banku wzrosły we wtorek rano na giełdzie w Zurychu o ok. 6 proc.
Trochę o inwestycjach w złoto
Przez jedenaście lat hossy na rynku złota wśród inwestorów i analityków powstało bardzo dużo opinii odnośnie praw rządzących tym rynkiem. Przyjrzyjmy się najczęściej spotykanym. 1. Złoto pozwala zachować wartość. Jest to prawda. Historycznie inwestycja w złoto pozwala zachować siłę nabywczą środków, a przy tym pomnażać kapitał. W latach 1900-2011 portfel oparty na złocie zwiększał swoją realną wartość w tempie jeden procent rocznie. Co więcej, jego wyniki były pozytywnie skorelowane z inflacją, im szybciej rosły ceny, tym szybciej rosła wartość złotych inwestycji. 2. Złoto należy do bezpiecznych aktywów. Jest to fałsz. Wysokie stopy zwrotu niestety okupione są wyższą zmiennością. W latach 1980-2001 kruszec stracił realnie na wartości ponad osiemdziesiąt procent. Po uwzględnieniu inflacji z naszego portfela pozostałaby więc tylko jedna piąta początkowej siły nabywczej. Wymieniony okres został oczywiście dobrany tendencyjne, ale sam fakt, że podobne zdarzenie w ogóle miało miejsce, musi niepokoić. 3. Na złocie można dużo zarobić. Prawda. W ostatnich latach szczególnie stopy zwrotu na rynku złota były imponujące. W ciągu minionych dziesięciu lat ceny wzrosły o ok. 450%, w żadnym roku przy tym nie spadając. Najlepszym rokiem minionej dekady był rok 2007, bardzo dobre były też lata pokryzysowe — 2009 i 2010. Stopa zwrotu w ciągu tych trzech lat wyniosła około 30%. 4. Cena złota zależy od poziomu realnych stóp procentowych. Znowu prawda. Złoto drożeje, gdy stopy procentowe są niskie w stosunku do spodziewanej inflacji. Są dwa powody, dla których tak się dzieje. Po pierwsze: niskie realne stopy procentowe powodują, że bardziej opłaca się posiadać wszelkie zasoby nieodnawialne. Wynika to z tak zwanej reguły Hotellinga (w przystępny sposób opisanej na blogu Paula Krugmana). Po drugie: produkcja złota od lat jest wyraźnie dodatnie skorelowana z poziomem realnych stóp procentowych. Być może niskie stopy procentowe powodują, że kopalniom bardziej opłaca się ograniczanie bieżącego wydobycia, podyktowane przeprowadzeniem prac zmierzających do zwiększenia urobku w przyszłości. 5. Niskie stopy procentowe powodują, że złoto będzie drożało. Nie można się z tym zgodzić. Mimo że zarówno teoria, jak i długoletnie doświadczenie potwierdzają wpływ realnych stóp procentowych na cenę złota, nie znaczy to, że jest to związek całkowicie ścisły i przewidywalny. W dniu 6 września 2011, kiedy to złoto osiągnęło historyczny rekord, realne oprocentowanie amerykańskich dziesięcioletnich obligacji skarbowych wynosiło 0,76%. Obecnie wartość ta jest znacznie niższa — wynosi minus 0,7%. Nastąpił więc spadek realnych stóp procentowych o 1,46 punktu procentowego, czyli taki sam jak od grudnia 2008 do września 2011. W tym czasie złoto zdrożało ponad dwukrotnie, a od września 2011 do teraz straciło 11%.
Ogromne kary finansowe?
Są trzy pozwy przeciwko Polsce do Trybunału Sprawiedliwości i żądania nałożenia dwóch kar finansowych za niewdrożone dwie unijne dyrektywy. Potwierdziły się wczorajsze informacje Polskiego Radia: Komisja Europejska zażądała dziś kar finansowych dla Polski na łączną sumę prawie 160 tysięcy euro. Mają one być naliczane dziennie od momentu ogłoszenia orzeczenia przez Trybunał o niedopełnieniu obowiązków do czasu nadrobienia zaległości. Warszawa może uniknąć kar, jeśli nadrobi zaległości i przyjmie przepisy przed wyrokiem. W sumie Komisja Europejska zdecydowała dziś o skierowaniu dziesięciu pozwów przeciwko krajom członkowskim, w tym aż trzy przeciwko Polsce i zażądała kar finansowych. Kara w wysokości ponad 84 tysięcy euro dla Polski za niewdrożoną dyrektywę energetyczną. Drugi pozew przeciwko Polsce dotyczy niewdrożonej dyrektywy o opłatach lotniskowych. Komisja żąda kary dziennej w wysokości 75 tysięcy euro – poinformował rzecznik Komisji Olivier Bailly. Ministerstwo Transportu tłumaczy, że dyrektywa niedługo wejdzie w życie. Urzędnicy tłumaczą, że zostanie ona wprowadzona w życie nowelizacją ustawy Prawo Lotnicze. Projekt został już uchwalony przez Radę Ministrów i skierowany do Sejmu. Wczoraj sprawą zajmowała się sejmowa podkomisja. Rzecznik resortu Mikołaj Karpiński zapewnił, że prace nad nowelizacją będą zakończone jak najszybciej. Nie padły jednak żadne konkretne terminy. Warszawa uniknie kary, jeśli nadrobi zaległości przed wydanym orzeczeniem. Rozpatrywanie pozwów trwa w zależności od wagi i skomplikowania sprawy od kilku miesięcy do kilku lat. Obie wymienione i niewdrożone dyrektywy są korzystne dla konsumentów. Dyrektywa dotycząca opłat lotniskowych gwarantuje przejrzysty i niedyskryminujący sposób ich nakładania, by ceny biletów nie były zawyżane. Polska nie przestrzega tych przepisów, a to może oznaczać – jak argumentuje Komisja Europejska – że pasażerowie płacą więcej niż powinni. Z kolei dyrektywa energetyczna gwarantuje otwarty na konkurencję rynek energii. Bruksela kilkakrotnie podkreślała, że te przepisy oferują konsumentom szerszy wybór między firmami dostarczającymi prąd i gaz, oraz konkurencyjne ceny. Trzeci pozew przeciwko Polsce dotyczy niewdrożonej dyrektywy kolejowej. Ma ona poprawić konkurencyjność sektora kolejowego w całej Unii, bo wprowadza jednakowe reguły i wspólne procedury dotyczące między innymi inwestycji.
Tauron wybrał banki
Tauron wybrał konsorcjum banków inwestycyjnych, które będą wspierały spółkę w opracowaniu strategii finansowania, a także w procesie pozyskania środków dla programu inwestycyjnego. Tauron analizuje różne źródła finansowania, ale obecnie najbardziej prawdopodobna wydaje się emisja obligacji do instytucji krajowych, a następnie emisja euroobligacji. Takie informacji podała spółka w komunikacie.
W skład konsorcjum weszli: ING Bank Śląski SA, ING Bank NV oddział w Londynie, ING Securities SA (lider konsorcjum), UniCredit CAIB Poland SA, Bank Pekao SA, UniCredit Bank AG, BRE Bank SA, Dom Inwestycyjny BRE Banku SA (krajowi członkowie konsorcjum) oraz UniCredit CAIB Poland SA, Bank Pekao SA, UniCredit Bank AG, Bank Zachodni WBK SA, Dom Maklerski BZ WBK SA, Banco Santander SA i Goldman Sachs International (zagraniczni członkowie konsorcjum).
Jak podał Tauron, wybrane banki przygotują w tym roku strategię pozyskania finansowania niezbędnego do realizacji programu inwestycyjnego zgodnie ze strategią rozwoju grupy. Następnie, w oparciu o rekomendacje wynikające z tej strategii, spółka we współpracy z bankami tworzącymi konsorcjum będzie pozyskiwać w latach 2012-2015 finansowanie z rynków krajowych i zagranicznych.
„Źródło finansowania, które aktualnie wydaje się najbardziej prawdopodobne do wykorzystania, to emisja obligacji kierowanych do krajowych inwestorów finansowych, a następnie emisja euroobligacji. Jednak o tym, jaki rodzaj finansowania wykorzystamy, oraz w jakim momencie, zdecyduje opracowana strategia. Będziemy przygotowywać się równolegle do wykorzystania różnych form finansowania, tak aby optymalnie wykorzystać zmieniające się warunki rynkowe” – poinformował, cytowany w komunikacie, Krzysztof Zawadzki, wiceprezes Tauronu ds. ekonomiczno-finansowych.
Do złożenia ofert zaproszono 19 instytucji finansowych, które mogły występować indywidualnie lub wspólnie z podmiotami ze swojej grupy kapitałowej.
Amerykańskie akcje najlepsze od 17 lat
Amerykańskie akcje biją w tym roku wszystkie główne klasy aktywów. Taka sytuacja ma miejsce po raz pierwszy od 17 lat, przy czym zdarza się to w momencie spowolnienia tempa wzrostu gospodarczego i najniższej dynamiki wzrostu zysków spółek od 2009 r. W bieżącym roku indeks szerokiego rynku S&P500 zyskał już 14 proc. pokonując m.in. obligacje skarbowe i korporacyjne, surowce, dolara i inne akcje w Azji i Europie, wynika z danych zebranych przez agencję Bloomberg. Ostatni raz miało to miejsce w 1995 r. Indeks S&P500 odnotował wtedy największy roczny wzrost w okresie ostatnich pięciu dekad. Ze wskaźnikiem cena/zysk na poziomie zbliżonym do poniedziałkowego (22.10.2012), indeks zyskał kolejne 93 proc. w ciągu następnego 2,5 roku. Widzimy wzrost zysków i poprawę perspektyw gospodarczych. Widzimy dobre wyceny kapitałowe oraz mamy do czynienia z luzowaniem polityki monetarnej. Zauważamy sceptycyzm wśród inwestorów oraz niskie zaangażowanie w aktywa kapitałowe – ocenia Max King, strateg z Investec AM, zarządzający 100 mld USD. Obligacje skarbowe, jak do tej pory dają w tym roku zwrot z inwestycji rzędu 3,3 proc. Z kolei zysk z amerykańskich papierów korporacyjnych o ratingu inwestycyjnym sięga 9,9 proc. Natomiast wskaźnik S&P GSCI obejmujący 24 grupy surowców zyskuje 1,7 proc. W przypadku indeksu dolarowego, który przedstawia relację amerykańskiej waluty w stosunku do sześciu głównych walut partnerskich, mamy do czynienia z 0,7-proc. osłabieniem. Nie zauważam oznak przegrzania na rynku akcji – ocenia Laszlo Birinyi, prezes Birinyi Associates. Hossa może potrwać jeszcze rok – dodaje znany inwestor.
Ludzie zdają sobie sprawę, że na giełdzie wcale nie jest tak źle. To co widzimy mówi nam, że gospodarka i firmy są w lepszej kondycji niż się powszechnie uważa – wyjaśnia Birinyi. Prognozy analityków są przy tym dosyć optymistyczne. Zyski spółek z indeksu S&P500 mogą wzrosnąć w tym roku o 4,7 proc. do 101 USD na akcję, najwyższego poziomu w historii. Tempo ich wzrostu wynosi co prawda obecnie jedynie 1/3 tego z 2011 r. i jest najniższe od 2009 r., jednak rośnie też baza a projekcje zakładają szczyt w 2013 r. z dynamiką rzędu 5,7 proc. Co istotne, zdaniem analityków, indeks S&P500 ma szansę w przyszłym roku przebić dotychczasowy rekord wszechczasów. Rok 2013 może on skończyć na poziomie 1585 pkt. co byłoby wartością o 1,3 proc. wyższą niż ostatni rekord z października 2007 r.
Problemy Norwegii
Powodem prawdopodobnych problemów Norwegii jest jej rynek nieruchomości inwestycyjnych, twierdzą eksperci. Bank of New York Mellon ostrzega w niedawno opublikowanym raporcie, że boom norweskiego rynku nieruchomości mieszkaniowych, który wzrósł o prawie trzydzieści procent od 2006 roku, może skończyć podobnie jak w przeszłości skończyły rynki Hiszpanii czy Irlandii. Obawy podziela także Fed w San Francisco, który w czerwcowej publikacji wskazywał analogie między norweskim rynkiem nieruchomości mieszkaniowych a amerykańskim z okresu, który zakończył się ostatnim kryzysem. Analiza przeprowadzona przez doradcę banku centralnego Norwegii, Mariusa Jurgilasa, i ekonomistę Fed z San Francisco, Kevina Lansinga, wskazuje, że ceny nieruchomości w Norwegii są obecnie na poziomie sto dwudziestu pięciu procent historycznego wskaźnika ceny do dochodu i około stu siedemdziesięciu procent ceny zakupu do ceny wynajmu, pięćdziesiąt procent powyżej poprzedniego szczytu zanotowanego dwadzieścia lat temu. Ceny nieruchomości mieszkaniowych nadal jednak dynamicznie rosną w Norwegii. W sierpniu były o 8,1 procent wyższe niż rok wcześniej. Robert Shiller- profesor ekonomii na Yale University i współtwórca indeksu cen nieruchomości mieszkaniowych w USA powiedział, że rząd Norwegii „powinien już zacząć się martwić”. Jest powód, aby oczekiwać nieprzyjemnego zakończenia bańki w Norwegii. To właśnie im powiedziałem – ujawnił Shiller w CNBC nawiązując do prezentacji, które miał w skandynawskich stolicach: Oslo, Kopenhadze i Sztokholmie na początku tego roku.
NOKE mogą zasilić pieniądze z programu Inwestycje Polskie
Odpowiedzialnym za wniesienie kapitału do Narodowego Operatora Kopalin Energetycznych będzie Skarb Państwa. Tak poinformował na konferencji prasowej minister środowiska Marcin Korolec. Sądzi on, że środki trafią do spółki m.in. w ramach mechanizmu Inwestycje Polskie. Nie chciał jednak szacować, jak dużych kwot będzie potrzebował na początek NOKE. Organem założycielskim NOKE będzie Skarb Państwa. Będzie to spółka w stu procentach należąca do Skarbu Państwa, nie podlegająca żadnej prywatyzacji. Resort skarbu będzie odpowiedzialny za wniesienie kapitału do tej spółki. Jednym z wehikułów będzie finansowanie dzięki mechanizmowi Inwestycje Polskie. Trudno w tej chwili określić, jakiej wysokości kapitały trafią do spółki. najprawdopodobniej będzie ona posiadała wystarczającą ilość środków. Dla nowowydanych koncesji NOKE będzie udziałowcem kapitałowym, który ma dbać o interesy państwa, ale też czuwać nad racjonalną eksploatacją złóż. Podmioty, które nabyły wcześniej koncesje, będą natomiast mogły na zasadzie dobrowolności zaprosić NOKE do swoich koncesji. „NOKE będzie wchodzić na koncesje, które będą wydawane. Będzie mógł wejść na każdą koncesję, choć nie będzie musiał” – powiedział wiceminister środowiska i główny geolog kraju Piotr Woźniak. Dodał, że poziom udziału NOKE w koncesji będzie elementem przetargu. Woźniak ocenia, że obecność Operatora może podnieść zdolność do finansowania prac pozostałych konsorcjantów. „Szereg firm z koncesjami poszukiwawczymi ma trudności ze sfinansowaniem planowanych robót. W takim przypadku udział państwa daje wysoki lewar” – powiedział.
Prawda o przekazywaniu 1% podatku
Organizacje pożytku publicznego płacą krocie za kampanie reklamowe, które mają zachęcić podatników do wsparcia jednym procentem ich charytatywnej działalności. Rekordziści na spoty wydali połowę tego, ile zebrali
Organizacje charytatywne doskonale przyswoiły sobie znaną przedsiębiorcom zasadę: reklama dźwignią handlu. Co prawda w tym przypadku nie o handel chodzi, lecz o hojność darczyńców, ale mechanizm jest podobny. Na początku roku, w okresie rozliczeń z fiskusem, organizacje pożytku publicznego (OPP) wydają ogromne sumy na kampanie reklamowe, w których zabiegają o przychylność podatników i ich jednego procentu podatku.
„ W naszych realiach kampanie reklamowe mają o tyle rację bytu, o ile znaczna część podatników przekazuje 1 proc. podatku pod wpływem impulsu, a nie chłodnych przemyśleń i merytorycznych analiz. Dają tej organizacji, której ogłoszenie lub spot telewizyjny ostatnio widzieli – tłumaczy pracownica stowarzyszenia Klon/Jawor i serwisu NGO.pl. Reklamowe inwestycje zazwyczaj zwracają się z nawiązką, bo z roku na rok rośnie suma datków przekazywanych w ramach 1 procentu W tym roku, sięgnęła rekordowego poziomu aż 457,3 mln zł.
Od tego roku w przedkładanych Ministerstwu Pracy i Polityki Społecznej sprawozdaniach OPP muszą spowiadać się z kosztów poniesionych na sfinansowanie kampanii reklamowych i informacyjnych związanych z pozyskaniem 1 proc. podatku. Lektura danych okazuje się interesująca. W przypadku rekordzistów koszty reklamy wyniosły połowę tego, co do nich wpłynęło w ramach 1 proc.
Budżet eurolandu po 2014 r. ?
Instrument finansowy dla eurolandu, jeśli wejdzie w życie, to dopiero niestety w połowie dekady i nie będzie powiązany z budżetem Unii Europejskiej. Tak wynika z raportu Van Rompuya co Polskę bardzo uspokoiło. Najnowszy projekt wniosków na szczyt przywódców Unii Europejskiej w czwartek i piątek w Brukseli, a także raport o zacieśnianiu eurolandu, który będzie omawiany na tym samym szczycie, powtarza pomysł stworzenia dla strefy euro osobnego mechanizmu, tzw. zdolności budżetowej. Oba dokumenty nie nazywają jednak tego instrumentu osobnym „budżetem centralnym eurolandu”, jak mówił jeden z wcześniejszych dokumentów przewodniczącego Rady Europejskiej Hermana Van Rompuya. Mowa w nim o zbadaniu w „średniej perspektywie czasu” możliwości ustanowienia tzw. fiscal capacity, która ma być „mechanizmem solidarności” dla dokonujących ciężkich reform państw euolandu. Tak, by łagodzić w tych krajach skutki kryzysu, np. na rynku zatrudnienia. By te środki otrzymywać – jak wynika z dokumentów – kraje musiałyby zobowiązać się w osobnym kontrakcie z unijnymi instytucjami do reform. „To, co nas martwiło najgłębiej do piątku (odnośnie opublikowania nowej wersji raportu Van Rompuya), to było to, że mieliśmy jakiś pomysł na +fiscal capacity+, co zostało przetłumaczone na budżet dla strefy euro, i nie było żadnych innych punktów odniesienia w tej rozmowie” – powiedział minister Serafin dziennikarzom w Luksemburgu. „Od piątku mamy na stole więcej szczegółów w raporcie Van Rompuya i po ich lekturze wiemy, że ta +fiscal capacity+, ten dodatkowy instrument finansowy dla strefy euro to kwestia niepowiązana z negocjacjami wieloletnich ram finansowych (budżetu na lata 2014-20) i dotyczy średniej perspektywy. Nie wejdzie wcześniej w życie niż po wyborach do PE w 2014, czyli mówimy o horyzoncie najwcześniej w połowie dekady”.
300 zł podwyżki
Minister finansów utworzył właśnie specjalną rezerwę celową, z której funkcjonariusze otrzymają „aż” po trzysta złotych brutto miesięcznie – takich informacji można doszukać się czytamy na stronach Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Łącznie na podwyżki zostanie przeznaczone ponad siedemdziesiąt sześć milionów złotych. Poszczególne formacje otrzymają na podwyżki odpowiednio: Straż Graniczna – 16 mln 438 tys. zł,
Państwowa Straż Pożarna – 30 mln 226 tys. zł, Biuro Ochrony Rządu – 2 mln 256 tys. zł, Służba Więzienna – 27 mln 240 tys. zł. Środki na wzrost wynagrodzeń przesunięto z rezerwy przeznaczonej na zwalczanie skutków klęsk żywiołowych. Było to możliwe dzięki niewykorzystaniu tych środków finansowych do 30 września bieżącego roku. 300 złotych podwyżki dostanie każdy funkcjonariusz Straży Granicznej, Biura Ochrony Rządu, Państwowej Straży. MSW informuje także w komunikacie, że od 1 lipca bieżącego roku podwyżki uposażeń w kwocie 300 zł brutto już otrzymali funkcjonariusze policji i żołnierze. Od wielu tygodni MSW wszystkich zapewnia, że funkcjonariusze otrzymają taką samą podwyżkę, jaką policjanci i żołnierze. O podwyżki dla wszystkich służb mundurowych walczyły sobie związki zawodowe. Związkowcy przekonywali, że przyznanie dodatkowych środków jedynie policjantom i żołnierzom jest niesprawiedliwe i ma na celu skłócenie służb.
Podwyżki otrzyma łącznie około 46,5 tys. funkcjonariuszy BOR, Państwowej Straży Pożarnej i Straży Granicznej. Po podwyżce przeciętne uposażenie funkcjonariuszy służb mundurowych (wraz z nagrodą roczną) wzrośnie i będzie wynosiło średnio: w Straży Granicznej – 4.402 zł, w Państwowej Straży Pożarnej – 4.280 zł, w Biurze Ochrony Rządu – 4.539 zł. Aktualnie przeciętnie uposażenie wynosi: dla Straży Granicznej – 4.067 zł, dla Państwowej Straży Pożarnej – 3.945 zł, a dla Biura Ochrony Rządu – 4.204 zł.
Zmiana umowy o unikaniu podwójnego opodatkowania
Sejm uchwalił wczoraj ustawę o unikaniu podwójnego opodatkowania z Kanadą i Luksemburgiem. Z punktu widzenia Ministerstwa Finansów umowy te, mają usunąć szkodliwą konkurencję podatkową dla naszego kraju. Za przygotowaną przez resort finansów ustawą „o ratyfikacji Konwencji między Rzeczpospolitą Polską a Kanadą w sprawie unikania podwójnego opodatkowania i zapobiegania uchylaniu się od opodatkowania w zakresie podatków od dochodu wraz z Protokołem, podpisanych w Ottawie dnia 14 maja 2012 r.” głosowało aż 428 posłów, tylko jeden wstrzymał się od głosu. W uzasadnieniu do ustawy napisano, że obowiązującą polsko-kanadyjską umowę o unikaniu podwójnego opodatkowania zawarto 4 maja 1987 r. Nowa umowa zastąpi starą konwencję z 1987 r.
„W nowych warunkach gospodarczych, jak i nowej sytuacji międzynarodowej zaistniałej w Polsce po 1989 r., zawarte w latach osiemdziesiątych umowy podatkowe nie odpowiadają współczesnym wymogom wynikającym z przystąpienia Polski do Europejskiej Organizacji Współpracy i Rozwoju (OECD), jak i Europejskiego Obszaru Gospodarczego (EOG). Zachodzi zatem potrzeba wynegocjowania nowych umów z ważnymi partnerami gospodarczymi Polski, do których zalicza się Kanada” – wskazano. Nowa polsko-kanadyjska konwencja o unikaniu podwójnego opodatkowania została oparta o aktualną wersję Modelowej Konwencji OECD w sprawie podatku od dochodu i majątku. Konwencja ma mieć zastosowanie do osób fizycznych i osób prawnych mających miejsce zamieszkania lub siedzibę w Polsce, w Kanadzie lub w obu krajach.
Jak państwowa firma robi fiskusa w konia
Polski Holding Nieruchomości chce przeprowadzić skomplikowaną operację optymalizacji podatkowej, dzięki której fiskus dostanie 100 mln zł mniej. Zarząd przedstawił plan, którą wyznacza minister skarbu państwa. – Korzyści podatkowe wynikać będą z obniżenia podstawy opodatkowania dla transakcji sprzedaży nieruchomości. Dla dziewięćdziesięciu nieruchomości korzyść szacowana jest na 100 milionów – przedstawiciele zarządu przygotowali specjalną prezentację. „Byłem zaskoczony, zniesmaczony. To spółka Skarbu Państwa, a ja reprezentuję interes ministra w radzie. A słuchałem profesjonalnego wywodu, jak fiskusa zrobić w konia” – mówi jeden z członków rady. PHN powstał przed rokiem. Ma zostać sprywatyzowany przez giełdę, ale termin był już kilka razy przekładany. Holding to efekt połączenia m.in. Dipservice, Intraco, Dalmoru, Budexpo. Dziś jego nieruchomości wyceniane są na ponad 2,3 mld zł. Pracami zarządu kieruje były wiceprezes banku PKO BP. Projekt, który przygotował, dzieli się na kilka etapów i polega na przenoszeniu nieruchomości do nowo powoływanych spółek. „Przyjrzałem się temu, plan jest kontrowersyjny. Można spytać, czy wartość nieruchomości rzeczywiście wzrasta, bez przeprowadzania inwestycji i remontów” – komentuje wiceszef sejmowej komisji skarbu. Według zarządu PHN zysk będzie polegał na: „braku podatku CIT, optymalizacji VAT, optymalizacji podatku od czynności cywilnoprawnych”. Według „schematu optymalizacji podatkowej” pracownicy mają znaleźć się w nowo utworzonej spółce serwisowej, która będzie świadczyła usługi dla PHN. Ale plan, jak zauważają twórcy, ma słabości. Wymaga pozytywnej indywidualnej interpretacji podatkowej ministra finansów, która musi jak najszybciej zostać wydana. – Ustawa zabrania nam przekazywania informacji o indywidualnych interpretacjach podatkowych – odpisał resort finansów.
MFW ostrzega
Międzynarodowy Fundusz Walutowy ostrzega przed zapaścią gospodarczą Hiszpanii. W opublikowanym niedawno raporcie eksperci twierdzą, że może się tak stać, jeśli euroland będzie zwlekał z interwencją w tym kraju. Zdaniem autorów dokumentu, najlepszym wyjściem byłoby po prostu przyjęcie propozycji szefa Europejskiego Banku Centralnego Mario Draghiego polegającej na zakupie hiszpańskich obligacji. Hiszpania musi bardzo szybko zdecydować, jak chce sobie poradzić z trwającym kryzysem, inaczej kraj w przyszłym roku czeka zapaść – twierdzi Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Premier Mariano Rajoy zapowiedział, że przyszłoroczna recesja wyniesie pół procentowe PKB, dwa dni temu MFW szacował , że 1,3 procent. Z raportu wynika, że recesja przekroczy trzy procent, jeśli Hiszpania nie zacznie szybko działać. Musi przede wszystkim wprowadzić reformy zmierzające do ożywienia rynku i zmniejszenia bezrobocia oraz bardzo niepopularną reformę systemu emerytalnego. A do tego musi zdecydować, czy przyjmuje ofertę EBC. Ten wykupi hiszpańskie obligacje, jeśli kraj poprosi o interwencję.
Już dawno „Rada Prezesów Europejskiego Banku Centralnego ustaliła warunki podjęcia Bezpośrednich Transakcji Monetarnych (Outright Monetary Transactions – OMT) na rynku wtórnym dla papierów skarbowych krajów strefy euro”. Pod tą nazwą kryje się możliwość nielimitowanego skupu obligacji krajów strefy euro z rynku wtórnego. Takie działanie miałoby uspokoić sytuację na rynkach finansowych i obniżyć rentowność papierów hiszpańskich czy włoskich. MFW informuje także, że z hiszpańskich banków ucieka zagraniczny kapitał. Od początku roku wycofano depozyty sięgające trzystu miliardom euro. Brak jednoznacznych deklaracji Madrytu wkrótce zniechęci rynki finansowe i hiszpańskie obligacje stracą jeszcze bardziej na wartości – twierdzi Międzynarodowy Fundusz Walutowy.
Nieruchomość inwestycyjna na kredyt
Kredyt na zakup nieruchomości inwestycyjnej to często zobowiązanie nawet na kilkadziesiąt lat. Decydując się na konkretną ofertę, warto porównać całkowite koszty kredytu. W wielu przypadkach trzeba będzie oddać nawet dwa razy tyle, ile pożyczył bank.
Zakup mieszkania na kredyt to jedna z najtrudniejszych finansowych decyzji w życiu. Dlatego powinna być dobrze przemyślana. Mowa o kwotach, które w wielu przypadkach są kilka, a nawet kilkanaście razy wyższe niż wszystkie osiągane w ciągu roku dochody. Pożyczając na mieszkanie, oddaje się bankowi nie tylko kwotę kredytu powiększoną o odsetki. Po doliczeniu prowizji za udzielenie kredytu, kosztów ubezpieczeń i dodatkowych opłat okaże się, że w ciągu kilkudziesięciu lat spłaty koszty „okołokredytowe” wyniosą jeszcze raz tyle, co kwota kredytu. W ostatnim rankingu przy kredycie na kwotę 280 000 zł zaciąganym na 20 lat całkowity koszt zobowiązania waha się w zależności od banku od 216 000 do 302 000 zł. Zatem oprócz pożyczonych 280 000 zł, trzeba będzie oddać prawie dwa razy tyle tytułem odsetek, prowizji i ubezpieczeń.
Najważniejsze czynniki wpływające na koszt kredytu hipotecznego: prowizja za udzielenie kredytu, odsetki naliczane przez bank, ubezpieczenie niskiego wkładu – jest to ubezpieczenie ryzyka spłaty części kredytu stanowiącej różnicę między wkładem wymaganym przez bank a wkładem wniesionym przez klienta, ubezpieczenie pomostowe – kwota, jaką ponosi klient przed dostarczeniem wpisu do księgi wieczystej w zamian za podwyższone ryzyko leżące po stronie banku, inne ubezpieczenia wymagane przez bank – np. ubezpieczenie na życie, od utraty pracy, dodatkowe za prowadzenie konta, wycena nieruchomości.
Na świecie głoduje prawie 870 mln osób
Liczba głodujących ludzi na świecie spadła w ostatnich latach poniżej 870 mln, co i tak jest wielkością nie do przyjęcia – poinformowała we wtorek w Rzymie Organizacja Narodów Zjednoczonych ds. Wyżywienia i Rolnictwa (FAO).
Raport FAO opublikowany wspólnie z Międzynarodowym Funduszem Rozwoju Rolnictwa (IFAD) i Światowym Programem Żywnościowym (WFP) prezentuje dokładniejsze szacunki na temat chronicznego niedożywienia w wyniku głodu, oparte na lepszej metodologii i danych z ubiegłych dwóch dekad.
Według dokumentu na temat braku bezpieczeństwa żywnościowego na świecie w 2012 roku, zaprezentowanego we wtorek, liczba ludzi cierpiących „chroniczny głód” w latach 2010-2012 ustaliła się na poziomie 868 mln.
Poprzednie dane FAO z 2010 roku mówiły o 925 mln ludzi dotkniętych głodem. Rok wcześniej organizacja alarmowała, że ich liczba przekracza miliard. FAO przyznała jednocześnie, że doniesienia z 2009 roku o miliardzie niedożywionych, czyli jednej szóstej ludności świata, oparte były na rachubie obciążonej błędami metodologicznymi.
Według FAO liczba ludzi cierpiących głód w rzeczywistości stale maleje od 20 lat, ale postęp w zwalczaniu głodu spowolnił od lat 2007-2008 – głosi raport.
Wśród licznych przyczyn spowolnienia są „światowy kryzys gospodarczy, wzrost cen produktów żywnościowych, rosnący popyt na biopaliwa, spekulacje dotyczące artykułów spożywczych i zmiany klimatu” – wyjaśnił zastępca dyrektora generalnego FAO, Jomo Sundaram.
Według najnowszego raportu z cierpiących głód 868 mln ludzi 852 mln żyją w krajach rozwijających się, w których stanowią 14,9 proc. ludności, a 16 mln żyje w krajach uprzemysłowionych.
Najwięcej ludzi cierpi głód w trzech regionach: w Azji Południowej – 304 mln, w Afryce subsaharyjskiej – 234 oraz w Azji Wschodniej – 167 mln, co łącznie daje 705 mln.
Recesja w Hiszpanii 1,3 procentowa ?
Jak ocenia Międzynarodowy Fundusz Walutowy, recesja w Hiszpanii w przyszłym roku wyniesie 1,3 procent W Tokio przedstawiono właśnie raport MFW dotyczący perspektyw rozwoju gospodarki światowej. Prognozy dla Hiszpanii nie są optymistyczne, wręcz są bardzo pesymistyczne. Według Międzynarodowego Funduszu Walutowego, Hiszpania nie wypełni ani tegorocznych ani przyszłorocznych wymogów dotyczących deficytu. Tymczasem niespełna dziesięć dni temu rząd w Madrycie zapewniał, że -zgodnie z wymogami Brukseli w 2012 deficyt wyniesie 6,3 procent produktu krajowego brutto, zaś w przyszłym 4,5. Jednak zdaniem Międzynarodowego Fundusz Walutowego, cele te nie zostaną osiągnięte. Z obliczeń autorów raportu wynika, że tegoroczny deficyt osiągnie 7, a przyszłoroczny 5,7 procent PKB.
Jeszcze bardziej pesymistyczne są informacje odnośnie recesji. W przyszłym roku miała ona wynieść zdaniem rządu pół procent. Z zaprezentowanego w Tokio raportu wynika jednak, że wyniesie 1,3 procent. Do tego, przez malejący popyt, spadnie eksport a zadłużenie a wewnętrzne osiągnie w przyszłym roku 97 procent PKB. Na negatywne informacje, jako pierwsza, zareagowała giełda. Od rana spadają na niej akcje firm, wartość tracą też hiszpańskie obligacje.
Przypominamy, że Międzynarodowy Fundusz Walutowy to organizacja działająca w ramach ONZ i zajmuje się kwestiami stabilizacji ekonomicznej na całym świecie. Dostarcza pomocy finansowej zadłużonym krajom członkowskim, które w zamian są zobowiązane do dokonywania reform ekonomicznych i innych działań stabilizujących.
Nowe przedsiębiorstwa
Liczba nowych działalności gospodarczych utrzymuje się wciąż na bardzo niewielkim plusie. W bieżącym roku wzrosła realnie o troszkę ponad dwadzieścia sześć tysięcy firm. W pierwszych ośmiu miesiącach br. działalność zarejestrowało tylko 194 tys. przedsiębiorców indywidualnych. Tak wynika ze statystyk GUS opartych na rejestrach REGON. Ale liczba działalności gospodarczych w rzeczywistości wzrosła tylko o 26,4 tys., ponieważ w tym samym czasie 167,6 tys. osób postanowiło zakończyć działalność. Najwięcej rejestracji i wyrejestrowań przypadło na początek roku, styczeń. Z badania Tax Care z ubiegłego roku na ponad 1 tys. przedsiębiorców indywidualnych wynika, że najczęstszą przesłanką do założenia działalności jest chęć osiągania wyższych zarobków, co tyczy się zarówno osób, które chcą „dorobić” do etatu, jak też tych, dla których firma ma być jedynym źródłem utrzymania. Następnie są obawy przed utratą pracy, a także zamiana etatu na samozatrudnienie w ramach współpracy z dotychczasowym pracodawcą. To, że najwięcej osób decyduje się na otworzenie działalności w styczniu, może wynikać z faktu, iż jest to okres podsumowań i nowych planów. Jeśli chodzi o zamykanie firm, częściej decydują czynniki ekonomiczne. Dla wielu branż końcówka roku to najgorętszy okres, a więc też czas większych przychodów. Jeżeli w tym czasie przedsiębiorcy nie udaje się odnieść sukcesu, dochodzi on do wniosku, że prowadzony przez niego biznes po prostu nie ma sensu. Wielu z nich decyduje się w takiej sytuacji albo zawiesić działalność, albo ją zamknąć.
Ubezpieczenia za złotówkę
Rozdawanie ubezpieczeń za bezcen może się skończyć karami. Chodzi tu o promocje, jakie stosują niektóre z towarzystw ubezpieczeniowych, które sprzedają produkty za przysłowiową złotówkę. Przykładowo, Generali oferuje przy wykupie OC, ubezpieczenia bagażu za jeden złoty, Allianz za taką samą kwotę dziennie proponuje polisę na mieszkanie na czas urlopu, a 4Life Direct zachęca starszych ludzi do wykupu polisy na życie „Moi bliscy”. Kosztuje ona znowu tylko złotówkę dziennie. Klienci chętnie sięgają po takie produkty, często traktując je jako bonus do kupowanego pakietu. Jednak konkurenci, którzy mają w ofercie podobne, choć znacznie droższe polisy, traktują to jako element wojny cenowej. Często, aby zatrzymać klientów, sami muszą redukować swoje ceny, co powoduje, że wpływy z tych produktów stają się nieadekwatne do ryzyka z nimi związanego. A to zaś może doprowadzić do takiej sytuacji, jaka kilka lat temu miała miejsce w polisach komunikacyjnych, że na tych ubezpieczeniach wiele firm ponosiło straty. Tej właśnie sytuacji chce uniknąć Komisja Nadzoru Finansowego. W liście rozesłanym do ubezpieczycieli, przewodniczący KNF, napisał, że „składka ubezpieczeniowa powinna być skalkulowana adekwatnie do ryzyka występującego w danym rodzaju ubezpieczenia, w oparciu o stosowne dane statystyczne odnoszące się do przedmiotowego ryzyka”. A jeśli jest inaczej, to firma łamie prawo. Towarzystwa zwracają uwagę, że tak tanie ubezpieczenia zazwyczaj są elementem całego pakietu, a ten jest tak skalkulowany, że ryzyko do ceny jest adekwatne. Obniżenie, nawet mocne, ceny jednego elementu pakietu traktują zaś jako chwyt marketingowy, który ma przyciągnąć do nich klientów.
Ile kosztuje Polskę milion bezrobotnych
Ponad milion bezrobotnych w Polsce to najczęściej osoby bezrobotne długotrwale. Jest to więcej niż połowa wszystkich osób bez pracy, które są zarejestrowana w naszym kraju. Sumarycznie liczba ta wynosi milion dziewięćset tysięcy osób. Z raportu firmy doradczej Deloitte wynika, że roczne koszty państwa z tego tytułu wynoszą dziesięć i pół miliarda złotych. Na utrzymanie jednej osoby długotrwale bezrobotnej państwo wydaje rocznie ponad dziesięć i pół tysiąca złotych. Eksperci uważają, że aktywizacja długotrwale bezrobotnych bardziej efektywna jest przy współpracy państwa z wyspecjalizowanymi firmami prywatnymi. W taki sposób przekonuje jeden z autorów raportu. Dodaje także, że tylko w ubiegłym roku na aktywne formy zwalczania bezrobocia przeznaczono trzy miliardy trzysta milionów złotych, w tym roku te wydatki mają być wyższe o sto milionów złotych. Zaznacza dodatkowo, że obecnie większość tych środków idzie do urzędów pracy, a te najczęściej koncentrują się na wypłacaniu zasiłków dla bezrobotnych, niż na szukaniu im pracy. Zaangażowanie firm prywatnych do walki z długotrwałym bezrobociem daje bardzo dobre rezultaty w Europie Zachodniej. Wymienia między innymi Niemcy, Francję i Danię. Dyrektor zarządzający Ingeus Polska – firmy która od ponad dwudziestu lat zajmuje się zwalczaniem długotrwałego bezrobocia w naszym kraju podkreśla, że co ważne: wsparcie, które dostaje osoba bezrobotna, nie kończy się, gdy bezrobotny trafia na rynek pracy. Autorzy raportu wspólnie zwracają uwagę, że bez zaangażowania do walki z problemem długotrwałego bezrobocia firm prywatnych, które mogą wesprzeć urzędy pracy, sytuacja może się tylko pogarszać.
Miliardowa pomyłka NFZ
Studenci nie produkują bezrobocia
Polskie uczelnie nie produkują bezrobocia. W Polsce mamy blisko dziewięc procent absolwentów szkół wyższych, którzy niestety nie mogą znaleźć pracy. W innych krajach Unii Europejskiej stopa ta jest sporo wyższa. Tak właśnie powiedziała we Wrocławiu minister nauki i szkolnictwa wyższego, prof. Barbara Kudrycka. Miało to miejsce podczas odwiedzania wrocławskiej siedziy firmy Nokia Siemens Networks, gdzie pracuje liczna grupa absolwentów Politechniki Wrocławskiej. Dodatkowo Minister obejrzała robota, który powstał właśnie na wrocławskiej uczelni. Prof. Kudrycka podkreśliła, że co roku ministerstwo monitoruje potrzeby rynku pracy i dostosowuje kierunki zamawiane do potrzeb pracodawców. W tej chwili jest 10 kierunków zamawianych. W ramach tego programu dofinansowane zostają uczelnie oraz studenci wysokimi stypendiami, po to by wybierali studia techniczne i ścisłe. Dzięki temu jest dużo więcej kandydatów na uczelnie techniczne niż jeszcze kilka lat temu. Jej zdaniem polskie uczelnie „nie produkują bezrobocia. Dużo większe bezrobocie jest wśród absolwentów uczelni wyższych w innych krajach Unii Europejskiej i nie chodzi tu jedynie o Hiszpanię czy Grecję. Minister zaznaczyła także, że radząc sobie z bezrobociem wśród absolwentów szkół wyższych należy z jednej strony zmieniać strukturę kształcenia, z drugiej zaś na kierunkach humanistycznych i społecznych w większym zakresie dbać o pracodawców dla studentów.
Przypominamy, że stopa bezrobocia w strefie euro w sierpniu 2012 r., po uwzględnieniu czynników sezonowych, wyniosła 11,4 proc. wobec 11,4 proc. w lipcu To najwyższy poziom od 1995 r., gdy wprowadzono publikację danych.
Lepiej dla spłacających kredyty
O dwa punkty bazowe wzrosła stopa referencyjna, która służy do wyliczania dopłat przy kredytach Rodzina na Swoim. Co to oznacza dla klientów? Po prostu spadek rat. Tym większy, że aktualnie WIBOR również traci i nic nie zapowiada odwrócenia tego trendu. Ogłoszona przez Bank Gospodarstwa Krajowego stopa referencyjna stanowiąca podstawę ustalania wysokości dopłat do kredytów preferencyjnych na czwarty kwartał 2012 roku wynosi 7,06 proc., w stosunku do 7,04 za poprzednie trzy miesiące. Tym samym stopa referencyjna jest najwyższa od pierwszego kwartału w 2009 roku, kiedy wynosiła 8,64 proc. Stopa referencyjna wzrosła, choć WIBOR spadł przez ostatni kwartał o ponad 20 p.b., co jest możliwe ponieważ stopa BGK jest wyliczana jako średnia arytmetyczna z całego kwartału. Taki splot okoliczności jest bardzo korzystny dla klientów, a to ze względu na sposób wyliczania rat kredytów RnS. Sama rat liczona jest wg oprocentowania banku, a dopłaty wg stopy referencyjnej ogłaszanej przez BGK. Banki stawkę WIBOR do oprocentowania biorą zwykle z końcówki kwartału/miesiąca (nie ma uniwersalnego rozwiązania, każdy bank liczy to wg własnego modelu), na dodatek stawki marż są często niższe niż 2 p.p. brane pod uwagę do wyliczania stopy referencyjnej. W efekcie przez najbliższe trzy miesiące klienci będą dostawali wyższe dopłaty niż by to wynikało z oprocentowania ich kredytów. Po uwzględnieniu wzrostu dopłat i spadku podstawowego oprocentowania kredytu, rata 25-letniego kredytu z dopłatami na kwotę 300 tys. zł zaciągniętego na początku 2012 roku spadła od czerwca do września z 1176 zł do 1137 zł, czyli o 3,3 proc. Osoby spłacające kredyty Rodzina na Swoim czeka zatem korzystny kwartał, tym bardziej, że wiele wskazuje na obniżkę stóp procentowych, co prawdopodobnie pociągnie za sobą dalszy spadek WIBOR-u.
Bank czy parabank
Aż sześćdziesiąt procent ankietowanych przez TNS Polska odróżnia parabank od banku a dwanaście procent pytanych uważa, że odzyska wpłacone do parabanku pieniądze, gdyby taka instytucja zbankrutowała. Po bardzo głośnej aferze Amber Gold oraz cały czas trwających skutków tego oszustwa, 60 proc. Polaków potrafi poprawnie odróżnić opis parabanku od opisu banku, a tylko 7 proc. zgadza się z tym, że parabank to taki sam bank, jak każdy inny. Jednak te 60 proc. wcale nie musi być uznane jako wysoki odsetek. Można bowiem powiedzieć, że 40 proc. badanych nie wie, co to jest parabank lub ‚wie’ błędnie i to w sytuacji, gdy miało do wyboru dwie możliwości odpowiedzi. TNS Polska podczas badania zapytał też Polaków, czy zdają sobie sprawę, że pieniądze wpłacone do parabanku nie są gwarantowane. W przypadku banków gwarancje takie, do 100 tys. euro, daje Bankowy Fundusz Gwarancyjny. Całe szczęście 67 proc. badanych wie, że gdyby włożyło do parabanku 50 tys. zł, a parabank by upadł, to nikt im tych pieniędzy nie zwróci. Tylko albo aż 12 proc. sądzi, że specjalny fundusz stworzony przez parabanki lub państwo zwrócą im te pieniądze. W badaniu ze znajomości wiedzy o bankach i parabankach pod uwagę wzięto też wykształcenie. Tylko 22 proc. ludzi z wykształceniem podstawowym wie, że wkłady w bankach gwarantowane są przez same banki, choć i wśród ludzi z wykształceniem wyższym odsetek ten jest umiarkowanie wysoki i wynosi 60 proc. Z ankiety wynika także, że 12 proc. pytanych pożyczyło pieniądze w parabankach. Natomiast 8 proc. ogółu respondentów poszło do parabanku, dlatego że bank by im nie pożyczył, bo nie mają stałej pracy, odpowiednio wysokich dochodów lub nie spłacili w banku pożyczek.
Inflacja w strefie euro rośnie
Jak podał w Eurostat – biuro statystyczne Unii Europejskiej, we wstępnym wyliczeniu, inflacja w strefie euro we wrześniu tego roku wyniosła 2,7 proc. w ujęciu rocznym. Analitycy szacowali, że będzie to 2,4 procent. W sierpniu ceny konsumpcyjne wzrosły w ujęciu rocznym o 2,6 procent. W lipcu było to 2,4 procent. Nie jest to dobra wiadomość dla gospodarki oraz inwestorów. Szybciej rosnące ceny odbijają się na drobnych konsumentach i niestety pożerają zyski z lokat a one mogą uderzyć w indeksy giełdowe. Większa inflacja nieco komplikuje plany wsparcia gospodarki narzędziami polityki monetarnej, które są w dyspozycji Europejskiego Banku Centralnego. Spadająca inflacja stanowiła zielone światło dla Mario Draghiego, który mógł na rynek wypuścić dodatkowe euro. To właśnie miało miejsce w grudniu oraz na przełomie lutego i marca. Polegało to na oferowaniu niskooprocentowanych trzyletnich pożyczek dla banków strefy euro. W ten sposób na rynek wpompowano blisko 1 bilion euro. Choć to na razie jeden taki odczyt, to dalsze przyspieszenie wzrostu cen będzie głównym argumentem przeciwko kolejnym niestandardowym działaniom EBC. Może się okazać, że wzrośnie zagrożenie przekształcenia się inflacji w hiperinflację, która bardzo zachwiałaby europejską gospodarką a także podminowałaby wizerunek strefy euro. Taka seria złych danych spotkałaby się z wyprzedażą na giełdach. Dane ze świata wyglądają jednak dość optymistycznie. W Japonii nastąpiła deflację rzędu 0,3 procent w skali roku, a w USA od roku inflacja spowalnia. W Chinach wskaźnik cen w ciągu roku zmniejszył się trzykrotnie.