61% Ukraińców chce wrócić do Polski do pracy. Co piąty widzi przyszłość swoich dzieci poza krajem

rawpixel-684806-unsplash

Kilkukrotnie wyższe wynagrodzenia niż w swoim kraju, bliskość geograficzna i kulturowa oraz niska bariera językowa to najważniejsze powody, dla których Ukraińcy decydują się na emigrację do Polski. Większość, bo aż 61% tych, którzy mieli doświadczenia pracy nad Wisłą, planuje powrót – wynika z „Barometru Polskiego Rynku Pracy” Personnel Service. Co więcej, masowa emigracja zarobkowa z Ukrainy, która trwa już od 2014 roku powoduje, że – jak wskazuje Rating Group – już niemal co piąty Ukrainiec widzi przyszłość swoich dzieci poza ojczyzną.

Spis treści:
Solidne argumenty za pracą w Polsce
Zgoda na życie dzieci poza Ukrainą

– Z szacunków Narodowego Banku Ukrainy wynika, że poza granicami kraju przebywa nawet 7-9 mln Ukraińców. Tak masowy charakter emigracji zarobkowej, który trwa już od kilku lat, powoduje, że zwiększa się tolerancja na wyjazd – i to nie tylko tymczasowo – za pracą. Ukraińcy poza swoją ojczyzną mogą zarobić kilkukrotnie więcej, ale do argumentów finansowych dochodzą też inne. Stabilność polityczno-gospodarcza czy większe możliwości rozwoju to korzyści, z których zwłaszcza młodzi nie chcą łatwo rezygnować i to ich przekonuje do wyjazdu na stałe. Co więcej, już co piąty dorosły wskazuje, że widzi lepszą przyszłość dla swoich dzieci poza Ukrainą ­– mówi Krzysztof Inglot, prezes Personnel Service i ekspert rynku pracy.

Solidne argumenty za pracą w Polsce

Epidemia koronawirusa zachwiała porządkiem, do którego przywykliśmy. Zmienił się rynek pracy i zjawisko emigracji zarobkowej z Ukrainy do Polski. Nadal jednak argumenty, które przemawiały do pracowników z Ukrainy przed wybuchem epidemii, pozostają aktualne. Z „Barometru Polskiego Rynku Pracy” Personnel Service wynika, że dla 64% najważniejsza była bliskość geograficzna i kulturowa, a 54% wskazywała na kilkukrotnie wyższe niż w ojczyźnie zarobki. Ostatnie miejsce na podium zajmuje niska bariera językowa, kluczowa dla 52% osób. 4 na 10 pracowników z Ukrainy docenia obecność w Polsce rodziny i znajomych, a co czwarta dużą liczbę ofert pracy. Dla 15% znaczenie ma stabilna sytuacja polityczno-gospodarcza. Co ważne, aż 61% osób wskazuje, że powyższe argumenty to wystarczający powód, żeby planować powrót do Polski do pracy.

Epidemia koronawirusa delikatnie zachwiała tymi statystykami, ale nadal wśród Ukraińców widzimy dużą chęć przyjazdu do Polski do pracy. Tym, co aktualnie najmocniej wyhamowuje migrację, jest konieczność odbycia dwutygodniowej kwarantanny, czyli brak możliwości rozpoczęcia pracy od razu. Wielu pracodawców decyduje się jednak, żeby zapewnić pracownikom warunki do odbycia kwarantanny – mówi Krzysztof Inglot.

Zgoda na życie dzieci poza Ukrainą

Z danych Rating Group wynika, że już prawie co piąty Ukrainiec jest zdania, że ich dzieci nie powinny wiązać swojej przyszłości z krajem[1]. Przeciwnego zadania jest 77% osób, a 7% nie wie, czy chciałoby stałej emigracji ich dzieci. Jako główny powód zwiększonej tolerancji na wyjazd z kraju większość respondentów podało złą sytuację gospodarczo-ekonomiczną Ukrainy – 59% jest nią rozczarowanych.

[1] Źródło: http://ratinggroup.ua/research/ukraine/monitoring_mestnyh_vyborov_2020_ukraina_19-22_sentyabrya.html

Autor: Personnel Service.

Branża TSL pomimo niepewności nadrabia straty z okresu pandemii

axel-ahoi-50659-unsplashPolska w 2019 roku była liderem przewozów w Unii Europejskiej. Rozwój sektora został spowolniony przez COVID-19 – tonaż ładunków przetransportowanych przez krajowych przewoźników spadł o 8,3 proc. r/r w okresie od stycznia do lipca 2020 r. Prognozy dla branży TSL są jednak optymistyczne – popyt na usługi krajowych przewoźników może wrócić do poziomu sprzed pandemii już w 2021 r., oceniają analitycy Santander Bank Polska.

Spis treści:
Region Europy Środkowo-Wschodniej coraz silniejszy w branży TSL
Pandemia spowolniła transport
E-commerce i branża magazynowa ratują polskich przewoźników
Niepewność nie poprawia nastroju przewoźników
Presja kosztowa, spadające ceny, walka o marże
Perspektywy na 2021 rok

Region Europy Środkowo-Wschodniej coraz silniejszy w branży TSL

W 2019 r. polscy przewoźnicy objęli pozycję lidera w Unii Europejskiej pod względem wykonanej pracy przewozowej, wyprzedzając Niemcy. W tym czasie Polska, dzięki wzrostowi pracy przewozowej o 14%, zwiększyła swój udział w przewozach międzynarodowych we wspólnocie europejskiej do poziomu 32 proc. (wzrost o 2 pkt. proc.). Drugie miejsce zajmuje Hiszpania, której przewoźnicy odpowiadają za 12 proc. przewozów międzynarodowych.

Dane z 2019 roku wskazują, że rośnie znaczenie regionu Europy Środkowo-Wschodniej w branży TSL. Nowe kraje unijne od 2008 roku zwiększyły udział w unijnym rynku o 11 p.p. (z 22% w 2008 r. do 33% w 2019 r.). Przewoźnicy z Europy zachodniej nadal nie osiągnęli poziomu wolumenu w przewozach międzynarodowych z 2008 roku.

Pandemia spowolniła transport

Rozwój pandemii wywołanej COVID-19 wpłynął na transport drogowy towarów. Tonaż ładunków przetransportowanych przez krajowych przewoźników spadł o 8,3 proc. r/r w okresie od stycznia do lipca 2020 r. Na zmniejszenie przewozów miało wpływ obniżenie aktywności produkcyjnej i handlowej w Polsce oraz Unii Europejskiej. W drugim kwartale 2019 roku odnotowano spadki takich wskaźników jak popyt krajowy w Polsce (-9,5 proc. r/r), produkcja przemysłowa (-13,6 proc. r/r), eksport (-15,6 proc. r/r).

– Pomimo pesymistycznych informacji płynących z danych, siła wpływu pandemii na branżę TSL wydaje się relatywnie umiarkowana. Rzeczywiście w okresie od stycznia do maja 2019 handel międzynarodowy pomiędzy krajami członkowskimi unii spadł o 13,9 proc. w porównaniu z tym samym okresem poprzedniego roku, jednak o kłopotach danej firmy decydowała struktura sektorowa klientów, jej wielkość oraz model biznesowy – mówi Martyna Dziubak, dyrektor ds. sektora motoryzacji i TSL w Santander Bank Polska i dodaje – Równocześnie, w pierwszej połowie 2020 roku pandemia spowodowała przyspieszenie w branży e-commerce. Według szacunków Santander Bank Polska sprzedaż B2C wzrosła w Polsce w tym okresie o około 140 proc., co wygenerowało dodatkowy popyt na przewozy towarów do centrów logistycznych oraz klientów finalnych.

E-commerce i branża magazynowa ratują polskich przewoźników

Lockdown sprawił, że sektor handlowy i przemysłowy musiały przestawić się na sprzedaż online. W efekcie szacunkowy wzrost sprzedaży B2C w pierwszym półroczu 2020 roku wyniósł 140 proc., jednak trudno zakładać utrzymanie się takiego wzrostu przez cały rok. Równocześnie warto podkreślić, że ten sam okres był rekordowy pod względem podaży powierzchni magazynowych w Polsce. Na uwagę zwraca fakt, że 74 proc. całkowitego popytu stanowiły nowe umowy i ekspansje, a tylko 26 proc. renegocjacje umów (wg. raportu Cushman&Wakefield). W ślad za rozwojem nowoczesnych powierzchni magazynowych wiele firm handlu detalicznego lokuje swoje centra logistyczne w Polsce również z zadaniem obsługi rynków sąsiadujących, głównie Niemiec czy Skandynawii.

Niepewność nie poprawia nastroju przewoźników

Wyniki badania koniunktury prowadzonego przez GUS pokazują, że o ile poprawia się diagnoza bieżącej sytuacji, to obawy dotyczące przyszłości nie zmieniają się tak szybko. Z danych GUS wynika, że w stosunku do okresu sprzed pandemii dwukrotnie wzrósł odsetek podmiotów wskazujących na ograniczenia w postaci niedostatecznego popytu (44,6 proc. wskazań w sierpniu vs. 19,6 proc. w styczniu 2020) oraz niepewności ogólnej sytuacji gospodarczej (71,7 proc. wskazań w sierpniu vs. 31,1 proc. w lutym 2020 r.).

– W sierpniu 2020 r.  mogliśmy zaobserwować niewielką korektę w badaniu koniunktury prowadzonym przez GUS. Wskazuje to na dużą obawę o przyszłość. Dlatego obecnie priorytetem firm branży TSL jest zachowanie płynności, na które najlepszą receptą jest niestety ograniczenie nowych inwestycji – tłumaczy Radosław Pelc, analityk sektorowy Santander Bank Polska. – Dane wskazują, że przewoźnicy zatrzymali wymianę taboru – w okresie od stycznia do lipca liczba rejestracji nowych samochodów ciężarowych powyżej 6 t. spadła w Polsce o 47 proc. rok do roku.  Warto podkreślić, że tendencja spadkowa trwała już od lipca 2019 r. – dodaje ekspert.

Presja kosztowa, spadające ceny, walka o marże

Na poprawę nastroju nie ma także pozytywnego wpływu nasilająca się presja kosztowa spowodowana przez nowe przepisy, jak również rosnące wynagrodzenia i walka o marże.

W wyniku spadających wolumenów przewozowych malały marże w branży TSL na pokrycie kosztów stałych. Dotyczyło to przede wszystkim operatorów z wyższym poziomem kosztów stałych, szczególnie z przewagą własnego taboru i kierowców.  Równocześnie wg danych GUS, zatrudnienie w sektorze wzrosło o 2,3 proc. rok do roku w okresie od stycznia do lipca 2020 r., a średnie wynagrodzenie brutto w sektorze transportu lądowego ładunków nie uległo spadkowi r/r.  W lipcu Parlament Europejski finalnie uchwalił Pakiet Mobilności, który będzie także mieć wpływ na wzrost kosztów działalności przewoźników oraz ograniczenie ich aktywności.

Nowe unijne regulacje odczują przede wszystkim przewoźnicy wyspecjalizowani w przewozach cross-trade i kabotażu. Zmiany przepisów mogą wpłynąć na tempo ich powrotu do stanu sprzed kryzysu.

Perspektywy na 2021 rok

Przyszłość krajowego transportu będzie przede wszystkim zależała od sytuacji gospodarczej w Europie, a ta w dużym stopniu od dalszego przebiegu pandemii. MFW przewiduje skurczenie się gospodarki strefy euro o 10 proc. w 2020 r. oraz jej odbudowę w tempie 6 proc. w 2021 r.

– Santander Bank Polska w bazowym scenariuszu dla dużych firm z sektora TSL zakłada powrót przychodów do poziomów z 2019 r. w roku 2021. Długoterminowo rozwojowi sektora mogą sprzyjać dobra koniunktura na rynku magazynowym i e-commerce oraz możliwa regionalizacja łańcuchów dostaw. Nie bez znaczenia pozostanie rozwój infrastruktury drogowej, kolejowej, a także portów morskich, co stwarza szanse dla transportu intermodalnego w regionie CEE, a także tranzytu ze Wschodu do Europy Zachodniej i produkcji przemysłowej w Polsce. Natomiast głównymi wyzwaniami w sektorze pozostaną zmiany regulacyjne, Brexit i ewentualne wojny handlowe. – podsumowuje Radosław Pelc z Santander Bank Polska.

Źródło: Grupa Santander Bank Polska S.A. 

W 2021 roku Stany Zjednoczone zdominują globalny przepływ kapitału

adeolu-eletu-38649-unsplash
Raport Active Capital 2020 opracowany przez międzynarodową firmę doradczą Knight Frank wskazuje, że w 2021 kapitał popłynie w stronę bezpiecznych przystani i krajów pozostających w bliskiej odległości od źródeł tego kapitału. Trend ten wynika bezpośrednio z pandemii i ograniczeń w międzynarodowym przemieszczaniu się.

Wykorzystując opracowany na zamówienie model ,,grawitacji kapitałowej “ (capital gravity), który przewiduje prawdopodobne przepływy kapitału między krajami i szacuje ich wielkość, badanie przewiduje, że w 2021 roku dominować będą inwestycje z Kanady do Stanów Zjednoczonych (13,3 mld USD) oraz ze Stanów Zjednoczonych do Wielkiej Brytanii (10,1 mld USD). Niemcy, Singapur i Korea Południowa też pozostaną głównymi graczami na rynku międzynarodowej działalności inwestycyjnej.

Głównym celem tych przepływów kapitałowych będą odporne i zaufane tzw. bezpieczne przystanie. Ale inwestorzy skierują swoje zainteresowanie również w stronę aktywów w krajach pozostających w bliskim położeniu, z uwagi na ograniczenia w międzynarodowym przemieszczaniu się.

Przewidywane 10 transgranicznych przepływów kapitałowych pomiędzy :

  1. Kanada do USA $13.3bn
  2. USA do Wielkiej Brytanii $10.1bn
  3. USA do Niemiec $8.1bn
  4. USA do Francji $4.9bn
  5. USA do Japonii $4.7bn
  6. Niemcy do USA $4.2bn
  7. Singapur do Australii $3.8bn
  8. Singapur do Wielkiej Brytanii $3.1bn
  9. Korea Południowa do USA $3.1bn
  10. USA do Holandii $3.0bn

 

Pięć głównych źródeł kapitału w 2021 roku:

  1. Stany Zjednoczone
  2. Kanada
  3. Niemcy
  4. Singapur
  5. Wielka Brytania

“Chociaż znajdujemy się w okresie zwiększonej niepewności, na światowych rynkach są duże zasoby kapitału wymagające ulokowania. Inwestorzy są oczywiście coraz bardziej ostrożni w podejmowaniu decyzji” – powiedział Andrew Sim, Dyrektor Działu Rynków Kapitałowych oraz Dyrektor Zarządzający Regionu Europy, Knight Frank.

“Bezpieczeństwo dochodów z nieruchomości pozostanie czynnikiem kuszącym inwestorów. Co więcej, ponieważ pandemia wymusza wzrost inwestycji w gospodarkach krajowych, inwestorzy będą mieli jeszcze więcej powodów, by szukać korzyści z dywersyfikacji poprzez zakupy nieruchomości za granicą” – dodał Will Matthews, Dyrektor Działu Badań Rynku, Knight Frank.

Źródło: Knight Frank.

Nowe zasady w grupie spółek

rawpixel-580218-unsplash
Zakończyły się konsultacje publiczne projektu ustawy zmieniającej Kodeks spółek handlowych oraz niektórych innych ustaw. Projekt przewiduje wprowadzenie pojęcia grupy spółek jako kwalifikowanego stosunku dominacji i zależności pomiędzy spółkami, uzależnionego od istnienia wspólnej strategii gospodarczej, odmiennego od „zwykłego” stosunku dominacji i zależności.

Zgodnie z tym projektem grupa spółek oznacza spółkę dominującą i spółkę lub spółki od niej zależne, kierujące się – zgodnie z umową albo statutem każdej spółki zależnej – wspólną strategią gospodarczą (interes grupy spółek), umożliwiającą spółce dominującej sprawowanie jednolitego kierownictwa nad spółką albo spółkami zależnymi. Co ważne, uczestnictwo w grupie spółek podlegać będzie ujawnieniu w rejestrze przedsiębiorców Krajowego Rejestru Sądowego, zarówno przez spółkę dominująca jak i zależną.
Planowana nowelizacja przewiduje, że odwołanie do wspólnej strategii gospodarczej ma nastąpić jedynie w umowie (statucie) spółki zależnej należącej do grupy, natomiast w odniesieniu do spółki dominującej wystarczające będzie podjęcie uchwały zarządu o przyjęciu wspólnej strategii gospodarczej grupy spółek.

Takie ujęcie definicji grupy spółek nakłada na spółki zależne, które będą miały uczestniczyć w grupie spółek, konieczność zmiany umowy bądź statutu spółki, zaś po stronie obu spółek (dominującej i zależnej) konieczność dokonania wzmianki w rejestrze przedsiębiorców Krajowego Rejestru Sądowego

– wskazuje mec. Magdalena Jadczyszyn-Skitek, radca prawny w kancelarii Chałas i Wspólnicy.

Uczestnictwo w grupie spółek będzie umożliwiało spółce dominującej wydawanie spółkom zależnym wiążących poleceń, jeżeli będzie to uzasadnione interesem danej grupy, a odmowa ich wykonania w przypadku jednoosobowej spółki zależnej nie będzie możliwa, zaś w przypadku innych spółek zależnych będzie możliwa tylko w określonych wypadkach, nawet jeżeli istnieje ryzyko wyrządzenia szkody spółce zależnej.
Powstanie grupy spółek nie oznacza jednak obowiązku istnienia struktury organizacyjnej posiadającej własną nazwę, organy, regulamin, powoływanej przez członków grupy spółek. Nie będzie ona posiadała własnej podmiotowości.

Odpowiedzialność spółki dominującej

Spółka dominująca będzie ponosić wobec spółki zależnej odpowiedzialność odszkodowawczą opartą na zasadzie winy. W przypadku spółek zależnych, w których spółka dominująca bezpośrednio lub pośrednio reprezentuje co najmniej 75 % kapitału zakładowego takiej spółki, odpowiedzialność powstanie tylko w sytuacji doprowadzenia do niewypłacalności, natomiast w stosunku do pozostałych spółek zależnych, gdy zostanie naruszony interes grupy spółek na skutek wykonania wiążącego polecenia.
Spółka dominująca może także, w niektórych przypadkach, ponosić odpowiedzialność za obniżenie wartości udziałów albo akcji w sytuacji wykonania przez spółkę zależną wiążącego polecenia spółki dominującej oraz będzie odpowiadała względem wierzycieli spółki zależnej, o ile szkoda powstanie w wyniku zastosowania się do polecenia.

Skutki braku wpisu do KRS

W świetle powyższego warto wskazać na konsekwencje braku ujawnienia uczestnictwa w grupie spółek w rejestrze przedsiębiorców KRS. Sankcją jest brak możliwości skorzystania przez spółkę, która nie dopełniła tego obowiązku z regulacji, których stosowanie leży w interesie zarówno jednej jaki i drugiej spółki, a w szczególności w interesie członków organów tych spółek (zarządu, rady nadzorczej, komisji rewizyjnej, likwidatorów), którzy mogą się powoływać na działanie lub zaniechanie w określonym interesie grupy spółek, dopiero jeżeli spółka ujawniła swoje uczestnictwo w grupie spółek w rejestrze KRS. Chodzi tu między innymi o kwestie dotyczące wydawania wiążących poleceń spółce zależnej przez spółkę dominującą, wyłączenie odpowiedzialności cywilnej lub karnej członków organów spółki zależnej wobec tej spółki, za wyrządzoną jej szkodę spowodowaną wykonaniem polecenia spółki dominującej, możliwość sprawowania stałego nadzoru przez radę nadzorczą spółki dominującej nad realizacją interesu grupy spółek przez spółkę lub spółki zależne należące do grupy spółek, kwestie odpowiedzialności odszkodowawczej spółki dominującej wobec spółki zależnej.

Projektowana zmiana umożliwi kierowanie grupą spółek z szerszej perspektywy, uwzględniającej różne grupy interesu: spółki zależnej, spółki dominującej, a pośrednio również całej grupy spółek oraz organów zarządzających spółki zależnej i spółki dominującej

– konkluduje mec. Jadczyszyn-Skitek.

Źródło: Kancelaria Chałas i Wspólnicy.

Dlaczego w dobie post-covid nasze zwyczaje zakupowe tak bardzo się zmieniły?

heidi-sandstrom-466619-unsplash
Cotygodniowe zakupy mogą już nigdy nie być takie, jak jeszcze kilka miesięcy temu. Najnowsze badanie konsumenckie pokazuje, że zainteresowanie Polaków zakupami online w czasie lockdownu nie było chwilową zachcianką. To doświadczenie być może na trwałe zmieniło ich nawyki zakupowe.

Spis treści:
Rewolucja w handlu elektronicznym
Nowa rzeczywistość post-covid
Próbując czegoś nowego
Co kieruje e-konsumentem?

Rewolucja w handlu elektronicznym

Pandemia COVID-19 zapoczątkowała nową erę zachowań konsumenckich. Według badania wykonanego na zlecenie firmy DS Smith, wiodącego dostawcy opakowań dla e-commerce w Europie, zdecydowana większość Polaków nie będzie zmieniać swoich nawyków zakupowych online z czasu kwarantanny.

Aż 68 proc. respondentów potwierdziło, że dokonało większych zakupów w sieci w tym czasie. Wraz z zainteresowaniem Polaków zakupami online powstawały nowe sklepy internetowe – tylko do końca kwietnia liczba e-sklepów w Polsce wzrosła niemal o 1,7 tys.[1] Szacowana wartość sektora e-commerce w Polsce może w tym roku przekroczyć 70 mld zł.[2] Będzie to znaczący wzrost w porównaniu z rokiem poprzednim, kiedy wyniosła 50 mld zł.[3]

Wygląda na to, że ta gwałtowna rewolucja, która nastąpiła w handlu elektronicznym, będzie trwała, ponieważ 91 proc. ankietowanych twierdzi, że po zakończeniu lockdownu będzie nadal robić zakupy w sieci w takiej samej lub nawet większej ilości.

Według badania najczęściej kupowane online były środki higieniczne (np. środki do dezynfekcji, ściereczki do czyszczenia) – zwiększenie zakupów w tej kategorii w czasie epidemii zadeklarowało prawie 48 proc. respondentów. Drugi najpopularniejszy rodzaj artykułów to jedzenie na wynos (prawie 47 proc.). W czasie pandemii Polacy poświęcali więcej czasu na zadbanie o siebie, ponieważ na trzecim miejscu wśród najczęściej kupowanych produktów były kosmetyki (46 proc.). Inną kategorią, w której wzrosła sprzedaż online, są artykuły spożywcze – 43 proc. Polaków kupowało ich więcej w czasie pandemii.

Wyniki sondażu konsumenckiego potwierdzają statystyki firmy DS Smith, która od początku epidemii odnotowała 100-procentowy wzrost popytu m.in. na opakowania na żywność i produkty higieniczne sprzedawane w sieci.

Nowa rzeczywistość post-covid

Badanie DS Smith pokazuje, że nawet po zniesieniu restrykcji wiele z nowych trendów zakupowych, których katalizatorem stała się epidemia koronawirusa, pozostanie z nami na stałe. Ponad 70 proc. Polaków planuje w ciągu najbliższych sześciu miesięcy w takim samym lub większym stopniu kupować w internecie m.in.: kosmetyki (77 proc.), ubrania do chodzenia po domu (73 proc.), elektronikę (73 proc.), jedzenie na wynos (72 proc.), środki higieniczne (72 proc.) oraz artykuły spożywcze (64 proc.). Z badania wynika także, że przede wszystkim mężczyźni będą nadal robić zakupy online w większości kategorii produktowych po zakończeniu pandemii. Kobiety przeważają jedynie w przypadku czterech kategorii: ubrania, środki higieniczne, kosmetyki oraz produkty do renowacji domu lub ogrodu.

Próbując czegoś nowego

Polacy w czasie wprowadzonej izolacji społecznej skupili się na swoich zainteresowaniach, co przyczyniło się do wzrostu zamówień online na produkty przydatne w spędzaniu czasu wolnego. Ponad 42 proc. konsumentów kupowało w sieci więcej produktów elektronicznych, dzięki którym umilali swój czas w domu.

Zmiany nie dotyczą jedynie ilości nabywanych produktów. Nie tylko kupujemy więcej online, lecz także korzystamy z nowych form zakupów online. Ponad połowa osób uczestniczących w badaniu wskazała, że zarejestrowała się w sklepie internetowym, z którego nie korzystała przed epidemią. Popularną formą dostawy okazał się kanał „Click and collect”. Ponad jedna trzecia (36 proc.) respondentów zadeklarowała, że korzystała z niej częściej, a 62 proc. planuje to kontynuować.

W wyniku tych przyspieszonych zmian i w celu zaspokojenia nowych potrzeb klientów duże i małe przedsiębiorstwa zostały zmuszone do szybkiego wprowadzenia lub dostosowania swojej dotychczasowej oferty zgodnie z wymogami handlu elektronicznego. Proces ten prawdopodobnie trwałby latami, gdyby nie pandemia koronawirusa.

Nastąpiła gwałtowna zmiana w sposobie dokonywania zakupów przez konsumentów. Podczas szybkiego rozwoju e-commerce wykorzystujemy nasze doświadczenie i wspieramy firmy różnej wielkości, tak aby w tych niepewnych czasach mogły przetrwać i nadal się rozwijać – powiedział Mariusz Siwecki, Business Development Manager E-Commerce & Retail, DS Smith Polska.

– W miarę łagodzenia restrykcji prawdopodobnie te tendencje nie zanikną. Konsumenci odkryli, jak wygodne jest kupowanie w internecie i zaufali tej formie nabywania produktów: od dań na wynos, po kosmetyki i produkty higieniczne. Jeśli firmy już w tym momencie nie zmienią swojej działalności, tak by sprostać wymogom nowej ery handlu elektronicznego, to ryzykują, że pozostaną daleko w tyle za konkurencją – dodał Mariusz Siwecki.

Co kieruje e-konsumentem?

Powody, dla których polscy konsumenci kupowali online w czasie epidemii, nie zależą znacząco od ich płci i wieku. Wygoda zakupów w sieci okazała się najbardziej decydującym czynnikiem zarówno dla kobiet, jak i mężczyzn w różnym wieku – od najmłodszych do najstarszych grup wiekowych. Dodatkowo, dla dwóch najmłodszych grup respondentów bezpieczeństwo zakupów online było niemal równie ważne, jak komfort ich dokonywania.

Jednak w miarę jak globalnym priorytetem staje się odbudowywanie gospodarki po lockdownie, zrównoważony rozwój okazuje się być istotną kwestią dla polskich konsumentów. Prawie jedna piąta badanych jest skłonna robić zakupy w internecie, jeśli produkty będą dostarczane w minimalistycznych lub bardziej zrównoważonych opakowaniach, a dla 23 proc. ma znaczenie, czy opakowania zamówionych produktów będą nadawać się do recyklingu. Spośród różnych grup wiekowych respondenci w wieku od 18 do 24 lat byli najbardziej świadomi kwestii związanych ze zrównoważonym rozwojem i miało dla nich znaczenie, czy opakowanie można łatwo przetworzyć. Ten sam czynnik był nieco ważniejszy dla kobiet niż dla mężczyzn (odpowiednio 25 proc. i 22 proc.).

Co ciekawe, nawyki zakupowe Polaków w sieci odzwierciedlają niektóre ze sklepów stacjonarnych; 67 proc. respondentów podczas lockdownu oglądało produkty w sklepach internetowych i wybierało te, które chciałoby kupić, a ponad 57 proc. kupiło okazyjnie online jakiś produkt.

Badanie pokazuje, że bardziej ekologiczne opakowania są ważne dla konsumentów. Chcemy pomóc markom i firmom wejść na tę ścieżkę i umożliwić im korzystanie z rozwiązań w zakresie zrównoważonych opakowań, których życzą sobie ich klienci – wyjaśnił Mariusz Siwecki.

[1] https://cyfrowa.rp.pl/biznes/e-commerce/48293-sklepy-internetowe-zyskaly-nowych-klientow-kto-najwiecej

[2] https://www.forbes.pl/handel/wplyw-koronawirusa-i-kryzysu-na-polski-handel-i-e-commerce-mateusz-lukianiuk/cg8jf38

[3] https://interaktywnie.com/biznes/newsy/biznes/wartosc-polskiego-rynku-e-commerce-w-2019-roku-wyniosla-50-mld-zlotych-a-w-2020-siegnie-70-mld-raport-259707

Źródło: DS Smith.

Praca biurowa i home office pół na pół

helloquence-61189-unsplashKoronawirus nie odpuszcza, na całym świecie każdego dnia wciąż notowane są nowe przypadki zachorowań, w wielu krajach liczone w trzycyfrowych liczbach. Tymczasem rządowe obostrzenia, polegające na zamykaniu ludzi w domach, niekorzystnie odbijają się nie tylko na krajowych gospodarkach i domowych budżetach, ale też na naszej psychice. Z jednej strony czujemy potrzebę powrotu do pracy, z drugiej jednak wciąż lęk przed zachorowaniem.

Okazuje się, że przepisy, które miały obowiązywać w czasie pandemii, w wielu firmach przyjęły się na dłużej. Część firm wciąż nie zdecydowało się na przywrócenie pracy do standardowego systemu, w niektórych pracownicy sami proszą o możliwość pracy z domu. Szczególnie, że mają świadomość, że jest to możliwe. Rozwiązaniem dla wielu firm może być organizacja pracy w systemie częściowo zdalnym, która pozwala na stopniowe wracanie do pracy biurowej lub po prostu jest odpowiedzią na potrzebę zachowania dystansu społecznego.

Więcej miejsca bez zmiany biura

W wielu firmach nie ma możliwości takiego przeorganizowania przestrzeni biurowej czy hali produkcyjnej, by zachować wymagane dwa lub nawet półtora metra odległości między pracownikami. Wtedy konieczne jest zmniejszenie liczby pracowników na metr kwadratowy. Bez zamiany biura na większe (co wiąże się nie tylko ze zwiększeniem wydatków firmowych, ale przeprowadzką w ogóle), można to osiągnąć wyłącznie delegując część pracowników do pracy w domu. Okazuje się jednak, że nie wszyscy chcą pracować z domu, z wielu różnych powodów – niektórzy po prostu odczuwają brak kolegów z pracy, inni nie maja warunków do spokojnej pracy w domu. Najczęściej firmy wybierają model rotacyjny – określoną ilość dni pracownik pracuje w biurze, pozostałe w domu i tak na zmianę z innymi współpracownikami. Chyba, że uda się wypracować model, w którym część pracowników decyduje się na pracę zdalną i udaje się zachować odpowiedni dystans pomiędzy pozostałymi w biurze. Niektóre firmy, które mogą sobie na to pozwolić, wprowadzają też system zmianowy lub łączą zmiany z pracą zdalną.

Zdrowie ponad wszystko

Najważniejsze jest przedsięwzięcie środków, mających zapewnić zdrowie pracowników, bo to o nie wszyscy boją się teraz najbardziej – ocenia Marek Ciunowicz, CEO agencji Corees Polska – W biurach wdrażane są najróżniejsze rozwiązania, które mają zagwarantować ochronę pracowników przed zarażeniem, pracodawcy dbają o zapewnienie dystansu społecznego, zaopatrzenie w środki czystości, środki do dezynfekcji osobistej oraz o dezynfekcję samych pomieszczeń – dodaje.

O ile myślimy o zapewnieniu ochrony w przypadku pracy w biurach, nikt raczej nie myśli o zdrowiu pracowników, pracujących w domach. Pod dużym znakiem zapytania stoi odpowiedzialność pracodawców za szkody, jakie mogą spotkać pracownika pracującego zdalnie, za przestrzeganie przepisów BHP i higieny pracy, nie mówiąc już o poważniejszych wypadkach, jakie mogą się przydarzyć pracownikowi podczas pracy w domu. Inną kwestią jest także zakres kontroli i wyciągania konsekwencji przez pracodawcę wobec pracownika, np. w sytuacji, w której pracuje on na swoim prywatnym sprzęcie.

Jeśli sytuacja epidemiczna się nie zmieni i część firm rzeczywiście pozostanie przy pracy choćby częściowo zdalnej, konieczne są nowe, odpowiednie, regulacje m.in. w kodeksie pracy. Te być może pojawią się po wakacjach. Pytanie na ile godzić będą interesy zarówno pracowników, jak i pracodawców.

Źródło: Corees Polska.

Czy biznes można przenieść do home office

DeathtoStock_Meticulous-09
Jeszcze na początku bieżącego roku nikomu do głowy by nie przyszło, że kolejne miesiące przyniosą rewolucję w kwestiach organizacji pracy i prowadzenia biznesu. W związku ze stanem zagrożenia epidemicznego zdecydowana większość firm przeniosła pracę do home office. Teraz, gdy obawiamy się kolejnej fali zachorowań, nie opuszcza nas wizja dalszych tygodni spędzanych na pracy z domu. Czy biznes jest w stanie funkcjonować zdalnie?

W bardzo wielu przypadkach praca z domu zdała egzamin. W dzisiejszych czasach, kiedy mamy dostęp do Internetu, możemy liczyć na wsparcie technologiczne i rozwiązania informatyczne, nie jest to takie skomplikowane jak jeszcze dekadę temu. Przeniesienie biznesu do home office nie stanowi większego problemu dla większości firm, które – nawet posiadając swoje biura – świadczy usługi dla klientów zdalnie, np. kancelarie podatkowe, agencje reklamowe, biura tłumaczeń, czy architekci. Nawet niektóre firmy, zajmujące się handlem, płynnie przekwalifikowały się na e-commerce, stawiając w ten sposób czoło przeciwnościom losu.

Problemy za to mogą pojawiać się w firmach, w których pracownicy korzystają na co dzień z rozwiązań, wymagających dodatkowych, specjalistycznych zabezpieczeń. Takie są wymagane np. w sytuacjach, kiedy w grę wchodzi ochrona danych, a pracownicy w biurach na co dzień używają komputerów zaopatrzonych w specjalistyczne oprogramowania. Przeniesienie więc pracy do home office z dnia na dzień nie jest taką oczywistą sprawą, ponieważ domowe komputery czy osobiste laptopy nie posiadają wymaganych oprogramowań, a łącza internetowe, z których zazwyczaj korzystamy do użytku domowego – odpowiednich zabezpieczeń.

Istnieje jednak wiele branż, których nie sposób przenieść do home office. To biznes wymagający bezpośrednich kontaktów z klientem lub polegający na wizytach klientów w placówce. Jeśli dosięgnie nas kolejna konieczność zamknięcia pracowników w domach, prawdziwy problem będą miały wszelkie firmy, które świadczą usługi medyczne, szkoleniowe, czy fitness, ale o ile te jeszcze w pewnym stopniu można wyobrazić sobie w wersji wykonywanej z domowego zacisza i niektóre w ograniczonym zakresie radziły sobie w czasach pandemii, to już np. usług gastronomicznych czy hotelarskich, świadczonych z domu wyobrazić sobie nie sposób.

Innym problemem, z jakimi muszą mierzyć się firmy, pracujące zdalnie, to rekrutacja nowych pracowników. O ile w pewnym stopniu poradziły sobie z procesem rozmów kwalifikacyjnych, organizowaniem assesment center i wymianą dokumentów online, to jednak proces wdrażania nowozatrudnionego pracownika w życie firmy i jego zakres obowiązków jest bardzo trudny przy braku jego osobistej obecności w firmie. Nowozatrudniona osoba w rzeczywistym biurze zwykle może liczyć na wsparcie ze strony kolegów czy przełożonych, którego nie ma pracując online, dużo dłużej trwa korygowanie ewentualnych błędów. Przy czym w każdym procesie rekrutacji najistotniejsze są pierwsze trzy miesiące pracy pracownika, a kolejne trzy decydują zwykle o tym czy zostanie on w firmie dłużej niż rok. Z perspektywy pracodawcy praca zdalna może zatem długofalowo okazać się bardzo kosztowna, bowiem nie ułatwia wspierania nowych pracowników i stwarza ryzyko dużej ich rotacji.

Przede wszystkim jednak człowiek jest istotą społeczną, a praca zdalna z domu pozbawia go naturalnych więzi, jakie zapewnia mu praca w biurze. Żadna rozmowa za pomocą komunikatora, nawet z możliwością używania kamerki internetowej, nie zastąpi kontaktów osobistych i spotkania w realnym środowisku. Naukowcy i lekarze już dziś biją na alarm, że miniony okres tzw. „lockdownu” bardzo negatywnie odbił się na ludziach, wzrosła liczba zachorowań na depresję, lęków i nerwic, które wywołuje dłuższe przebywanie w odosobnieniu. Brak kontaktów międzyludzkich wpływa także niekorzystnie na zdrowie fizyczne, powodując wzmożoną podatność na choroby narządów wewnętrznych.

Czy biznes zatem można przenieść do home office? Niektóry, na krótszy okres – tak. Jednak w dłuższej perspektywie jest to rozwiązanie bardzo niekorzystne zarówno dla samej firmy, jak i jej pracowników. O ile rozwiązanie, polegające na częściowym łączeniu pracy zdalnej z pracą w siedzibie firmy jest możliwe do zrealizowania i przy wdrożeniu pewnych procedur – bez większej szkody dla firmy, to zupełne prowadzenie go zdalnie w firmach składających się z więcej niż jednego pracownika, już nie.

Źródło: Corees.

 

Polski rynek pracy potrzebuje pracowników 55 plus – aktywizacja zawodowa starszych osób sposobem na rozpędzenie gospodarki?

uscisk reki
Wpływ starzenia się społeczeństwa na kondycję gospodarki i rynek pracy widoczny jest w całej Europie. W samej Unii Europejskiej liczba ludności w wieku produkcyjnym maleje od dekady i przewiduje się, że do 2070 r. spadnie aż o 18 proc[1]. Optymizmem nie napawa również liczba Polaków powyżej 55 roku życia nieaktywnych zawodowo, która plasuje nasz kraj na piątym od końca miejscu w rankingu dotyczącym wykorzystania potencjału ekonomicznego osób 55+[2]. Kto i dlaczego zapomniał o tym, że aktywizacja zawodowa starszych wiekiem pracowników pomoże podnieść status materialny najstarszych i
odciążyć polski system emerytalny?

Spis treści:
COVID-19 kontra silversi
Ageizm po polsku
Akcja „Aktywizacja”

Potrzeba rozwoju i podejmowania nowych wyzwań – to tylko dwa z powodów, dla których osoby dojrzałe chcą na rynku pracy pozostać jak najdłużej. Jest też jednak druga strona medalu – zmęczenie pracą, chęć skorzystania z przywilejów emerytalnych czy dyskryminacja z powodu wieku ze strony pracodawców, wpływające na skróconą aktywność zawodową dojrzałych pracowników. Tymczasem dane rynkowe nie pozostawiają złudzeń: w Polsce stopa zatrudnienia osób w wieku 55-64 r.ż. jest jedną z najniższych – od średniej dla innych krajów niższa o blisko 20 proc.[3], a do 2050 r. seniorzy będą w Polsce stanowić aż 28 proc.[4] społeczeństwa. Wraz z coraz większym wyczerpywaniem się puli osób w wieku produkcyjnym, firmy będą zmuszone zatrudniać coraz więcej osób po sześćdziesiątce lub nawet siedemdziesiątce.

COVID-19 kontra silversi

COVID dokonał niemałego zamieszania na rynku pracy. Jak sprawdziła agencja badawcza IQS na zlecenie Promedica24, negatywnymi skutkami pandemii, w postaci utraty zatrudnienia, zostały dotknięte zarówno najmłodsze Polki, wchodzące dopiero na rynek pracy, jak i kobiety z grupy wiekowej 55-64 lata[5]. Dla wielu pracodawców przyjęcie do pracy młodszej osoby jest tańsze i nie grozi tym, że pracownik wejdzie wkrótce w przedemerytalny okres ochronny. Jak jednak pokazują badania, wśród Polaków rośnie świadomość dotycząca trudnej sytuacji osób zbliżających się do wieku emerytalnego[6].

Lockdown i spowolnienie gospodarcze nim wywołane, przyczyniło się do przetasowania na rynku pracy. Pracownicy w każdym wieku, w tym szczególnie 55+, którzy do tej pory mieli pewną sytuację wynikającą z wykonywanego zawodu i związanej z nim branży m.in. usługowej, produkcyjnej czy gastronomicznej, teraz być może będą zmuszeni podjąć inną pracę. W Europie od kilku lat popularna jest aktywizacja zawodowa osób starszych, a europejscy pracodawcy coraz częściej dostrzegają ich doświadczenie i fachową wiedzę, tak pożądane na rynku pracy. Takie osoby, mimo utartych stereotypów, nadal mają siły witalne, dlatego z powodzeniem odnajdą się w takich branżach jak chociażby księgowość czy opieka nad seniorami – mówi Katarzyna Merska, Gumtree.pl.

Ageizm po polsku

Dłuższe życie zawodowe to naturalne następstwo rosnącej przeciętnej długości życia Polaków[7]. Godnym naśladowania przykładem są nasi zachodni sąsiedzi – wiele mówi się o tym, że w Niemczech coraz więcej dużych firm inwestuje w utrzymanie, a nawet w powrót starszych pracowników z emerytury na rynek pracy. Jednak w niektórych polskich firmach nadal funkcjonuje stereotyp pracownika 55+, a wielu pracodawców nie jest skłonnych do zatrudniania starszych osób lub kontynuowania współpracy z nimi. Tymczasem mniejsza produktywność, wydajność czy zdolność do działania u starszych pracowników to w znacznej większości mit, który powinno się skutecznie obalić.

Warto pamiętać o tym, że starsi pracownicy mają wiele zawodowych zalet. Na rynku pracy plusuje ich bogate doświadczenie, lojalność wobec pracodawców czy gotowości dzielenia się wiedzą i doświadczeniem. Gdy wiedzy lub doświadczenia im brakuje, są chętni do nauki, otwarci na zmiany i wyzwania. Chętnie sprawdzają się w nowej roli i przebranżawiają się.

U osób, które ukończyły pięćdziesiąt lat, kluczowa jest wysoka kultura osobista oraz sumienność podczas wykonywania powierzonych obowiązków. Takie osoby bardzo często wykazują się bogatym doświadczeniem życiowym, które punktuje także w życiu zawodowym – mówi Dariusz Siedlecki, Dyrektor Rekrutacji w Promedica24.

Akcja „Aktywizacja”

Zamiast pomijania w procesach rekrutacyjnych, pracownicy po 50 r.ż. potrzebują, aby pracodawcy przeprowadzili odpowiednie zmiany w swoich modelach biznesowych, których efektem będzie lepsza integracja z rynkiem pracy osób w wieku 55+, większe inwestycje w aktywizację zawodową, efektywniejsze i zrównoważone wykorzystywanie elastycznych form zatrudnienia oraz zachęcanie do ciągłej nauki, m.in. nabycie kompetencji cyfrowych czy szansy na naukę języka obcego. Jak podkreśla Dariusz Siedlecki, w Promedica24 pracodawcy kładą silny nacisk na pomoc pracownikom 55+ w nabraniu cennego doświadczenia, nauce j. niemieckiego i odnalezieniu się na rynku pracy. Jego zdaniem, szereg tego typu aktywizacji, daje pracownikowi przewagę konkurencyjną na przyszłość.

Duża liczba ofert pracy w usługach opiekuńczych idzie również w parze z zainteresowaniem tym zawodem wśród kobiet po 55 r.ż. Jak wynika z badania IQS zrealizowanego na zlecenie Promedica24, co trzecią kobietę w grupie wiekowej 55-64, interesuje podjęcie pracy w charakterze opiekunki seniora, a co piąta mogłaby wyjechać w tym celu do Niemiec, a co czwarta do Wielkiej Brytanii[8].

Za aktywizacją zawodową najstarszych pracowników przemawiają nie tylko prognozy demograficzne, ale i faktyczne zyski finansowe. Zwiększenie poziomu zatrudnienia osób w wieku 55+  do poziomu, jaki reprezentują Nowa Zelandia, Izrael czy Islandia[9], czyli kraje z najwyższym w OECD odsetkiem aktywnych zawodowo seniorów, mogłyby przynieść Polsce w wieloletniej perspektywie wzrost PKB nawet o 66 mld dolarów.

[1] Eurostat

[2] Raport „Golden Age Index”

[3] Tamże

[4] Główny Urząd Statystyczny

[5] Badanie IQS na zlecenie Promedica24

[6] Pracuj.pl „Zawodowy styl życia”

[7] Tamże

[8] Badanie IQS na zlecenie Promedica24

[9] Raport „Golden Age Index”

Źródło: Promedica24.

SAVILLS: „nowa normalność” dla nieruchomości handlowych

Marta Mikołajczyk Pyrć_Savills_low resJak wynika z nowego raportu międzynarodowej firmy doradczej Savills “Impact of Covid-19 on European Retail”, powrót sektora handlowego w Europie do nowej normalności będzie upływał pod znakiem zintegrowanej strategii omnichannel.

Savills podaje, że pomimo niepewności spowodowanej przez pandemię Covid-19 sprzedaż detaliczna stopniowo rośnie (+0,7% rok do roku w lipcu), a niektóre kraje odnotowują poprawę wskaźnika zaufania konsumentów. Łączna wartość sprzedaży detalicznej w lipcu przekroczyła ubiegłoroczne poziomy między innymi w Norwegii (13,8%), Irlandii (9,1%), Holandii (6%), Francji (5,8%), Danii (5,6%) i Niemczech (3,5%).

Eri Mitsostergiou, dyrektor w dziale badań rynków europejskich, Savills, powiedziała: „Pomimo odczuwanych przez handel negatywnych skutków pandemii Covid-19, widać już pierwsze oznaki optymizmu związane ze stopniowym powrotem Europy do nowej normalności. Wskaźniki odwiedzalności rosną dzięki ponownemu otwarciu obiektów handlowych i rozrywkowych na całym kontynencie”.

W okresie lockdownu niezwykle dynamicznie rozwinął się e-commerce, który szybko stał się najbezpieczniejszym sposobem robienia zakupów i często jedynym kanałem umożliwiającym w tym czasie zakup innych produktów niż tylko artykułów pierwszej potrzeby.

CRR (Centre for Retail Research) szacuje, że pomimo nieznacznego spadku z rekordowego poziomu odnotowanego na początku lata wartość sprzedaży w kanale online w Wielkiej Brytanii, Niemczech, Francji, Hiszpanii, Włoszech i Holandii wyniesie blisko 325 mld euro, co oznacza wzrost o 31% rok do roku i zwiększenie średniego udziału tego kanału w całkowitym handlu detalicznym do 16,2%. Według tych samych prognoz średni udział handlu elektronicznego w Europie Zachodniej wzrośnie do końca 2021 roku do 24,3%, czyli w ciągu jednego roku urośnie o tyle, o ile rósł w ciągu pięciu lat.

Marta Mikołajczyk-Pyrć, dyrektor zespołu nieruchomości handlowych w dziale zarządzania nieruchomościami Savills w Polsce: „Od dłuższego czasu obserwujemy rozwój sklepów internetowych, jako odpowiedź na wszechobecną digitalizację. Pandemia tylko wzmocniła ten trend. Najemcy obiektów handlowych coraz częściej wprowadzają nowoczesne technologie do swoich sklepów, by wyjść naprzeciw zmieniającym się preferencjom zakupowym klientów. Strategia omnichannel, czyli rozwój sprzedaży w obu kanałach, które wzajemnie się przenikają i wzmacniają, powinna być teraz kluczowa dla najemców”.

Eri Mitsostergiou dodaje: „Dużo się mówi o przyspieszeniu przez Covid-19 trendu polegającego na rosnącej popularności zakupów online, a ostatnie sześć miesięcy i prognozy dotyczące udziału handlu internetowego pokazują, że sieci handlowe powinny wziąć to pod uwagę, aby przetrwać. Musimy jednak także pamiętać o tym, gdzie konsumenci najczęściej robią zakupy. Wdrożenie strategii omnichannel będzie miało kluczowe znaczenie dla utrzymania klientów, zwłaszcza w krajach takich jak Hiszpania, Polska i Czechy, w których cyfryzacja rynku handlowego jest dopiero na początkowym etapie rozwoju”.

Źródło: Savills.

Wskaźniki cen produkcji budowlano-montażowej w sierpniu 2020 roku

okulary
Według wstępnych danych, w sierpniu 2020 r. ceny produkcji budowlano-montażowej w porównaniu z analogicznym miesiącem poprzedniego roku wzrosły o 2,6%, a w porównaniu z lipcem 2020 r. –  o 0,3% – informuje Główny Urząd Statystyczny (GUS).

Jak informuje GUS, w stosunku do poprzedniego miesiąca zanotowano wzrost cen budowy obiektów inżynierii lądowej i wodnej (o 0,4%), budowy budynków i robót budowlanych specjalistycznych (po 0,2%). W porównaniu z sierpniem 2019 r. podniesiono ceny budowy budynków (o 2,8%), budowy obiektów inżynierii lądowej i wodnej (o 2,6%) oraz robót budowlanych specjalistycznych (o 2,3%).

Nowe Warunki Techniczne. Mocne fundamenty do (od)budowy polskiej gospodarki

paroc
Obecna dekada to dla polskiego budownictwa czas dynamicznych zmian, których rytm wyznaczają kolejne modyfikacje Warunków Technicznych. Zwieńczenie w postaci docelowych, zaplanowanych na 2021 rok przepisów budowlanych, zbiega się z trwającą na świecie pandemią COVID-19. Zdaniem ekspertów branży, długofalowy plan powinien dać impuls do pozytywnych zmian ekonomicznych i proekologicznych – zarówno w skali całego kraju, jak i pojedynczych gospodarstw.

Rozporządzenie Ministra Infrastruktury w sprawie warunków technicznych, jakim powinny odpowiadać budynki i ich usytuowanie, określa szereg wymagań dotyczących efektywności energetycznej dla nowo powstających obiektów. Ich głównym celem jest zmniejszenie zapotrzebowania na energię wykorzystywaną do ogrzewania, chłodzenia czy przygotowania ciepłej wody użytkowej, a w konsekwencji – ograniczenie „uciekającego” z budynków ciepła, wykorzystania paliw nieodnawialnych oraz emitowanych spalin.
Aby dostosować polskie budownictwo do standardów unijnych, kolejne zmiany przepisów zostały rozplanowane na lata 2014, 2017 oraz 2021. Oznacza to, że od 1 stycznia przyszłego roku, zwiększą się wymagania odnośnie izolacyjności termicznej dla ścian zewnętrznych, dachów, okien i drzwi. To przełoży się na wyższe jednostkowe koszty budowy, lecz pozwoli uzyskać szereg korzyści, które długofalowo odczuje zarówno środowisko i gospodarka, jak i sami użytkownicy budynków.
– Lepszy wskaźnik przenikalności ciepła to niższe rachunki. Koszty wytworzenia i dostarczenia energii będą wzrastać, to jest nieunikniony trend w całej Europie. Mając szczelny budynek, który wykorzystuje np. tanią energię z fotowoltaiki, można obniżyć wysokość rachunków – podkreśla w rozmowie z agencją informacyjną Newseria Biznes Robert Nowicki, Wiceminister Rozwoju1.

Grubsze ocieplenie – inwestycja na plus

Większe koszty budowy, szczególnie w dobie pandemii, mogą budzić pewne wątpliwości co do zasadności wprowadzania nowych Warunków Technicznych zgodnie z przyjętym harmonogramem. Czy obawy są uzasadnione? Eksperci branży budowlanej uspokajają: nowe przepisy nie powinny wpłynąć znacząco na ceny mieszkań i domów.
– Zmniejszenie dopuszczalnych współczynników przenikania ciepła spowoduje zwiększenie minimalnej grubości izolacji ścian zewnętrznych o około 2 cm, a dachów i stropodachów o 4-5 cm. W praktyce, przy założeniu bieżących cen materiałów, konieczność zastosowania grubszego ocieplenia zwiększy koszt całej inwestycji o zaledwie 1 do 1,5 promila, co i tak zwróci się w szybkim czasie w postaci niższych kosztów eksploatacyjnych – szacuje Adam Orzeszak, Dyrektor Sprzedaży Izolacji Budowlanych w firmie Paroc Polska. – Bilans kosztów i zysków okazuje się na tyle korzystny, że już dziś wielu inwestorów wyprzedza wręcz przyszłe wymagania, stawiając na optymalną ekonomicznie grubość izolacji – dodaje.

To, co się liczy

Za pieniądze nie da się kupić zdrowia, lecz z pewnością można je przeznaczyć na takie działania i rozwiązania, które zdrowie pomogą chronić. Niestety wiele wskazuje na to, że nadchodzący wielkimi krokami sezon grzewczy zbiegnie się w czasie z drugą, jesienną falą zachorowań na COVID-19. W czasie, gdy Polacy po raz kolejny zamkną się w domach na długie tygodnie, a potencjalnie miesiące, wzrośnie rola izolacji – nie tylko tej społecznej, wymuszonej przez koronawirusa, lecz także tej zapewniającej optymalne funkcjonowanie budynków i wyższy komfort mieszkania.
Potencjał oszczędności, jakie wynikają zarówno z grubszego ocieplenia nowych, jak i renowacji starych budynków, kryje się bowiem nie tylko w portfelach ich użytkowników, lecz także w powietrzu, którym oddychamy wszyscy. W obliczu rosnących cen energii, rządzący tym śmielej mogą pomyśleć o instrumentach zakładających systemową inwestycję w ograniczenie smogu i emisji dwutlenku węgla. Jak podkreślają eksperci, skala potencjalnych oszczędności daje do myślenia.
– Jak wynika z szacunków Stowarzyszenia Producentów Wełny Mineralnej MIWO, termomodernizacja na racjonalnym, uzasadnionym ekonomicznie poziome, obejmująca 3,5 mln polskich gospodarstw, zapewniłaby roczne oszczędności surowców w postaci niemal 1 mld m³ gazu i przeszło 1,6 mln ton węgla2 – podkreśla Adam Orzeszak. – Biorąc pod uwagę fakt, ze co roku w naszym kraju buduje się od 60 to 80 tys. nowych domów jednorodzinnych, nowe Warunki Techniczne oznaczają nawet kilkadziesiąt tysięcy ton dwutlenku węgla mniej w atmosferze. To wielki potencjał, z którego mamy obowiązek skorzystać – dodaje.

Mocne fundamenty do (od)budowy

Trudno obecnie oszacować, jakie dokładnie będą skutki gospodarcze trwającej pandemii. Dziś wiemy, że polski PKB spadł w drugim kwartale o 8,2% w ujęciu rok-do-roku, co w historii III RP nie zdarzyło się nigdy3. Historia uczy nas jednak, że jednym z najważniejszych motorów wychodzenia z dużych kryzysów gospodarczych było od zawsze budownictwo.
Kompleksowa renowacja energetyczna budynków może okazać się prawdziwym kołem zamachowym dla odbudowy rodzimej gospodarki. Jak wynika z danych Instytutu Badań Strukturalnych, przyspieszenie termomodernizacji w Polsce przyczyniłoby się do utworzenia dodatkowych, bezpośrednich 100 tys. miejsc pracy, co wiązałoby się ze średnim spadkiem stopy bezrobocia o ok. 0,4% w skali roku. Co więcej, pośrednie i wtórne miejsca pracy związane z wydłużeniem łańcucha dostaw z branżą termomodernizacyjną, mogłoby wytworzyć kolejne 200 tys. stanowisk rocznie4.
– Inwestycję w wyższą efektywność energetyczną budynków należy traktować nie jak wyzwanie, lecz jak szansę na wielopłaszczyznową poprawę standardu życia milionów Polaków. To nisko wiszący owoc, po który po prostu musimy sięgnąć – uważa Adam Orzeszak. – Odrabiając straty wynikające z aktualnego kryzysu, powinniśmy oprzeć nasze myślenie na mocnych fundamentach: zrównoważonym rozwoju oraz rozwiązaniach zapewniających długofalowe korzyści dla gospodarki i środowiska. Najlepiej, jeśli zastanowimy się nad tym w odpowiednio ocieplonych budynkach – podsumowuje ekspert firmy Paroc Polska.

1 https://biznes.newseria.pl/news/od-2021-roku-nowe,p1382849391

https://miwo.pl/wp-content/uploads/2017/01/O-potencjale-termomodernizacji-w-sektorze-dom%C3%B3w-jednorodzinnych_-M.Dreger.pdf

3 https://businessinsider.com.pl/finanse/makroekonomia/polski-pkb-spadl-o-82-proc-najwiekszy-spadek-w-historii-iii-rp/s4f7kbp

4 https://ibs.org.pl/events/polityka-publiczna-wobec-ubostwa-energetycznego-propozycje-rozwiazan-i-korzysci-spoleczne/[2] https://miwo.pl/stowarzyszenie-miwo-sygnatariuszem-listu-otwartego-do-premiera/

Źródło: Paroc Polska.

Bankrutów jest więcej niż w statystykach

2 (2)
Według Monitora Sądowego i Gospodarczego do końca lipca br. upadło w Polsce 391 firm, w tym 13 z obsługi rynku nieruchomości. Rok temu o tej porze upadłości w tej branży było również 13. Brak wyraźnej różnicy wynika wyłącznie z możliwości, jakie dały przedsiębiorcom rządowe „Tarcze Antykryzysowe”. Tarcza 2.0 zawiesiła czasowo obowiązek składania wniosku o upadłość przez dłużnika, a Tarcza 4.0 wprowadziła nowy tryb uproszczonej restrukturyzacji. – Te instrumenty wpłynęły na statystyki upadłościowe. Rzeczywistość jest o wiele gorsza niż to widać w oficjalnych danych.  – mówią eksperci firmy doradczej Lege Advisors.

Firmy, które miały poważne problemy, bardzo często jeszcze przed pandemią, mogą uniknąć ogłoszenia upadłości dzięki uproszczonej restrukturyzacji. Weszła ona w życie w czerwcu tego roku i cieszy się coraz większą popularnością. – Uproszczona restrukturyzacja zapewnia błyskawiczną ochronę przed postępowaniami egzekucyjnymi, co stwarza warunki do wypracowania porozumienia z wierzycielami. Firma z kłopotami ma na zawarcie układu 4 miesiące. To rozwiązanie z pewnością pomoże wielu podmiotom, ale dla części najbardziej zadłużonych będzie tylko oddaleniem w czasie upadłości. – mówi Norbert Banaszek z firmy doradczej Lege Advisors.

Zapowiedź fatalnego dla firm 2020 roku pokazał już okres sprzed pandemii, styczeń – 69 upadłości. W lutym były to 64 upadłości, a w marcu 55. W samym tylko marcu prawie 50 tys. firm złożyło wniosek o zawieszenie działalności gospodarczej. To dwukrotnie więcej niż w poprzednich miesiącach.  Najczęściej wymienianym przez przedsiębiorców problemem były i są zatory płatnicze. Według Polskiego Instytutu Ekonomicznego na wiosnę 44 proc. firm mających trudności w egzekwowaniu płatności od kontrahentów deklarowało, że nieopłacone faktury stanowią ponad 25 proc. wystawionych przez nich faktur. Dla 50 proc. firm nieopłacone przez kontrahentów płatności stanowiły do 25 proc. wszystkich ich należności. – 42 procent firm ma środki na zachowanie płynności przez 3 miesiące. 9 procent firm nie ma żadnych rezerw finansowych. Tak wynika z badań Polskiego Instytutu Ekonomicznego i Polskiego Funduszu Rozwoju przeprowadzonych… na wiosnę tego roku. Problem upadłości w biznesie wydaje się więc ogromny. – uważa Monika Mojzesowicz z serwisu Finfinder.pl.

Wygasanie korzyści płynących z tarcz antykryzysowych już tej jesieni pokaże prawdziwą skalę problemu. Liczba upadłości firm gwałtownie wzrośnie, podobnie jak upadłości konsumenckich. – Musimy liczyć się z setkami faktycznych bankructw przedsiębiorstw miesięcznie. Warto pamiętać, że liczba ogłaszanych upadłości nie oddaje skali problemu, bowiem wiele składanych wniosków jest przez sądy oddalana z uwagi na brak majątku. To będzie trudny koniec roku. Sytuacja ustabilizuje się dopiero na wiosnę lub w lecie 2021 r. przekonuje Norbert Banaszek z Lege Advisors.

Źródło: Lege Advisors.

Jaki wpływ miała pandemia i lockdown na postrzeganie wypoczynku na działce?


Jaki wpływ miała pandemia i będący jej konsekwencją lockdown na postrzeganie wypoczynku na działce? Czy taka forma spędzania wolnego czasu jest atrakcyjna dla Polaków i jak zmieniło się jej postrzeganie na przestrzeni lat? W przeprowadzonym na zlecenie Castoramy badaniu wyraźnie zaznacza się nowy trend – prawie 70% respondentów wyraziło chęć posiadania działki!

Spis treści:
Marzenie do spełnienia
Czy wypoczynek na działce jest atrakcyjny?
Jak spędzamy czas na działce?

Okres lockdownu był wyzwaniem dla wszystkich, ale najtrudniejszy był dla osób zamkniętych w mieszkaniach w centrach miast. Tęsknota za naturą sprawiła, że Polacy zaczęli poszukiwać alternatywnych form spędzania czasu na świeżym powietrzu, które nie tylko będą atrakcyjne, ale też bezpieczne.

Marzenie do spełnienia

Z badania „Wypoczynek na działce” przeprowadzonego na zlecenie Castorama Polska wynika, że obecnie większość badanych jest zainteresowana zakupem działki, zwłaszcza kobiety (68%), młodsze osoby do 50 lat (średnio 70% ankietowanych), mieszkańcy dużych (71%) i wielkich miast (69%). Dane te jednoznacznie pokazują, że posiadanie własnej działki w atrakcyjnej lokalizacji stało się marzeniem wielu Polaków, niezależnie od wieku –  aż 44% procent badanych osób w wieku 18-29 lat wyraziła zdecydowaną chęć posiadania takiej przestrzeni na własność. To zupełnie nowe zjawisko – jeszcze do niedawna działka rekreacyjna była bowiem synonimem odpoczynku starszego pokolenia.

Badani zostali również zapytani o wymarzoną lokalizację. Z odpowiedzi jasno wynika, że największe zainteresowanie budzą działki leżące na wodą jeziorem lub morzem. Takie położenie wskazało 58% wszystkich ankietowanych, z tym, że 20-latkowie marzą głównie o pojezierzu, a kobiety o pasie nadmorskim.

Czy wypoczynek na działce jest atrakcyjny?

Castorama zapytała swoich respondentów, jak oceniają atrakcyjność spędzania czasu na działce. Okazało się, że po tygodniach zamknięcia w czterech kątach, gdy wielu Polaków musiało łączyć pracę zdalną z opieką nad swoimi pociechami i ich nauką online, ta forma odpoczynku jest atrakcyjna dla 95% ankietowanych rodzin z dziećmi. Nie zmienia to jednak faktu, że dla osób bez potomstwa możliwość spędzania czasu na własnym kawałku ziemi jest również bardzo atrakcyjna –  82% badanych.

Zależnie od płci nieco inaczej jest jednak postrzegany sam cel pobytu na działce – dla kobiet jest to głównie miejsce odpoczynku psychicznego i miłego spędzania czasu, dla mężczyzn z kolei – azyl, ale i miejsce do grillowania.

Jak spędzamy czas na działce?

Obecnie Polacy przede wszystkim kojarzą spędzanie czasu na działce z odpoczynkiem (44% respondentów), relaksem na łonie natury (33%), przy grillu, często w gronie rodzinnym i/lub znajomych (28% wszystkich ankietowanych), a rzadziej postrzegają je w kontekście pracy i uprawy warzyw i owoców – jest to główna zmiana, jaka zaszła w ciągu ostatnich lat w sposobie wykorzystywania działki.

Warto zauważyć, że sposób korzystania z działki zmienia się z wiekem. Na przykład, dla 35%  20- i 30-latków działka to miejsce do grillowania i to jest dla nich główna zaleta jej posiadania. Ponadto najmłodsi traktują ją jako miejsce spotkań w gronie najbliższych. Natomiast starsi badani bardziej patrzą na działkę przez pryzmat kontaktu z naturą. Dla 40-latków działka daje wytchnienie od zgiełku i miejskiego życia. Natomiast dla ponad 40% osób powyżej czterdziestego roku życia działka jest miejscem, gdzie chętnie uprawiają własne warzywa lub owoce.

„Tygodnie izolacji domowej uświadomiły nam, jakim problemem jest dla wszystkich zamknięcie w czterech ścianach. Okazało się, że niezależnie od sytuacji każdy z nas potrzebuje kontaktu z naturą. Wiele osób znalazło taki azyl w przydomowych ogródkach lub na działkach rekreacyjnych, które podczas ostatnich trudnych miesięcy okazały się wspaniałym miejscem do bezpiecznego wypoczynku i przeżywały swój renesans. Nasze obserwacje potwierdzały też decyzje zakupowe klientów. Postanowiliśmy przyjrzeć się bliżej ich potrzebom i sprawdzić, jak postrzegają taką formę spędzania wolnego czasu, czy w dalszym ciągu kojarzy im się przede wszystkim z uprawą ogródka, czy też wybierają inne formy aktywności. Wyniki zleconego przez nas badania wskazują jednoznacznie, że działki stały się atrakcyjne dla wszystkich grup wiekowych. Dzięki nim możemy realizować potrzebę kontaktu z naturą, odpoczynku w gronie najbliższych, spędzania czasu ze znajomymi ” – zaznacza Beniamin Schön, Dyrektor ds. Klienta i Digitalu w Castorama Polska.

– „Postanowiliśmy pójść o krok dalej i pomóc naszym klientom spełnić marzenia o posiadaniu własnego kawałka ziemi – z okazji świętowania 23 urodzin Castoramy w Polsce, zorganizowaliśmy loterię, w której  do wygrania są trzy domki wakacyjne wraz z działkami, położone w najbardziej atrakcyjnych częściach Polski – na Pomorzu, Warmii i w Beskidach. Serdecznie zapraszam do wzięcia w niej udziału.” – dodaje Schön.

Prezentowane wyniki jasno dowodzą, że większość Polaków marzy o kawałku własnej ziemi, gdzie można bezpiecznie spędzić czas, spotkać się z rodziną i najbliższymi znajomymi, czy też po prostu odpocząć od zgiełku miasta. Choć potrzeba ta zyskała na sile w czasie pandemii, możemy przypuszczać, że zostanie z nami na dłużej, a szeroki wachlarz możliwości jakie daje omawiana forma wypoczynku z pewnością przełoży się na rosnące nią zainteresowanie w kolejnych miesiącach. Część z nas może spełnić swoje marzenie o działce już teraz, dzięki akcji urodzinowej Castoramy.

Wyniki badania przeprowadzonego na zlecenie Castorama Polska

mat.pras.

Raport: Pandemia automatyzuje Polskę?

analiza
Aż 53% badanych boi się utraty pracy z powodu kryzysu gospodarczego po pandemii COVID-19. Polacy, jako główne obawy związane z ryzykiem utraty pracy wskazują: recesję (59,6%) dłuższą izolację wywołaną zakażeniem (41,6%) oraz automatyzację ich stanowiska pracy (18,7%). Blisko 40% badanych wskazuje, że z powodu wszechobecnej pandemii do ich pracy zostały wprowadzone nowe narzędzia technologiczne. Dwóch na trzech badanych przyznaje, że obecna sytuacja zmusiła ich do częstszego korzystania ze smartfonu
i komputera. Jednocześnie w pracy zdalnej pracują oni znacznie dłużej i ciężej niż dotychczas – wynika z raportu Procontent Communication pt. „Pandemia automatyzuje Polskę?”.

Okres pandemii wiąże się z redukcją etatów oraz oszczędnościami wprowadzanymi przez wiele firm. Ponad połowa Polaków boi się utraty pracy. Jako potencjalny powód podają oni recesję i kryzys gospodarczy. Jednocześnie Polacy boją się przymusowej izolacji, aż 41,6% obawia się zakażenia wirusem, bądź kontaktu z osobą zarażoną, co wymusi pozostanie na kwarantannie.

Roboty nie chorują, nie męczą się, ani nie przenoszą wirusa – ze względu na te właśnie zalety stanowią idealną odpowiedź na czasy pandemii. Aspekt ten jest widoczny, wśród pracowników, gdyż prawie, co piąty badany (18,7%) obawia się zautomatyzowania swojego stanowiska, które może zostać zastąpione przez nową technologię. Należy jednocześnie podkreślić, że na automatyzację pracy wskazało więcej respondentów obawiających się utraty zatrudnienia niż na ucieczkę inwestorów z naszego rynku (15,9%). Jeszcze mniej badanych, gdyż jedynie 11,3% obawia się konkurencji ze strony imigrantów zarobkowych.

„W najbliższym czasie będziemy funkcjonować w modelu hybrydowym, łączącym pracę zdalną – tam gdzie jest ona możliwa – ze stacjonarną, np. w trybie rotacyjnym. To wymusza transformację cyfrową przedsiębiorstw. Digitalizowanie polskich firm będzie dalej postępować. Z kolei automatyzacja pracy pozwoli zapewnić ciągłość funkcjonowania i bezpieczeństwo w trudnych warunkach sanitarnych. Jest to nieuniknione. Nasz kraj i świat zostaną wkrótce zdefiniowane przez nowoczesne technologie cyfrowe, algorytmy i sztuczną inteligencję. Już obecnie są to supertrendy, na których warto budować swoją strategię” – podsumowuje Emil Muciński, Instytut Interwencji Gospodarczych Business Centre Club.

Pandemia sprawiła, że znacznie więcej czasu spędzam przed komputerem i smartfonem” – z tym stwierdzeniem zgodziło się ponad 2/3 badanych. Na to wpływ bez wątpienia miała praca zdalna, z której, jak wynika z raportu Procontent, w ostatnim czasie korzystał, co drugi ankietowany. Polakom jednak ta forma pracy odpowiada coraz mniej. Ponad połowa z nich (52%) potwierdza, że przez zdalne wykonywanie obowiązków pracowali oni ciężej i dłużej niż zwykle.

Jednocześnie ankietowani w wyniku wzmożonego kontaktu z technologią podczas pandemii coraz bardziej obawiają się cyfrowej manipulacji. Aż 56 proc. badanych jest zdania, że firmy projektujące i kontrolujące technologie wykorzystują je do manipulowania użytkownikami.
Z takim wnioskiem zdecydowanie nie zgadza się jedynie 2% Polaków.

Dodatkowo, przez obecną sytuację gospodarczą Polacy chcą ograniczać wydatki. Ponad połowa badanych (52%) deklaruje, że oszczędza w strachu przed drugą falą epidemii. „Można powiedzieć, że pandemia stała się swego rodzaju katalizatorem, który skłonił Polaków do myślenia, że trzeba być przygotowanym na nieprzewidziane sytuacje. Wyniki badania wyraźnie obrazują, że obecnie Polacy są bardzo świadomi potrzeby posiadania poduszki finansowej, która zabezpieczy spokojne funkcjonowanie wielu rodzinom. Miejmy nadzieję, że obecna sytuacja pozytywnie wpłynie i wykształci nawyki takie jak kontrola wydatków i skłonność do świadomego oszczędzania. Polacy w porównaniu do mieszkańców Unii Europejskiej niestety wciąż odstają, jeśli chodzi o poziom posiadanych oszczędności.” – dodaje Jarosław Bartkiewicz Prezes Prudential Polska.

Obawy przed drugą falą wpływają również na priorytety w naszym życiu zawodowym. Od swoich pracodawców Polacy wymagają dziś przede wszystkim przygotowania się na druga falę epidemii COVID-19 (56,1%) oraz poradzenia sobie z kryzysem gospodarczym i odbudową gospodarki (53,8%). Istotnym aspektem jest też dbanie o dobrostan pracowników i ich samopoczucie psychiczne po izolacji (47,3%). Tylko nieliczni wskazali zmiany klimatyczne (21,1%), jako istotny temat, którym powinni się obecnie zajmować pracodawcy.

„Obrazuje to fakt, iż w wyniku pandemii zepchnęliśmy tematy kiedyś kluczowe na drugi tor. Najważniejszym dla społeczeństwa jest dziś, bowiem zapewnienie bezpieczeństwa finansowego i stabilizacja zatrudnienia. Tematy kluczowe dotyczące bezpieczeństwa zatrudnienia oraz wizji radzenia sobie z kryzysem, powinny zostać zaadresowane
w komunikacji wewnętrznej i korporacyjnej firm, które chcą by pracownicy koncentrowali się na działaniu i pozostali produktywni”
– komentuje Iwona Kubicz, Procontent Communication.

Kryzys gospodarczy spowodowany pandemią może zaostrzyć trend ku automatyzacji
i robotyzacji procesów, ponieważ firmy szukają sposobów, aby zredukować zatrudnienie i być bardziej konkurencyjnymi. Jednocześnie wiele firm, które wprowadzi nowe technologie i zainwestuje w automatyzację może nigdy nie wrócić do starych nawyków.

mat.pras.

W wakacje nastolatkowie aktywnie korzystali z bankowości

alex-holyoake-361922-unsplash

Analitycy Santander Bank Polska przyjrzeli się wakacyjnym wydatkom nastolatków oraz temu, jak korzystają oni z produktów banku. Okazuje się, że statystyczny posiadacz karty Santander Bank Polska w wieku 13-18 lat sięgnął po nią w wakacje 26 razy i wydał łącznie 540 zł*. Natomiast w szerszej perspektywie całego roku** nastoletni klienci Banku dokonują ponad pół miliona transakcji zakupowych BLIKIEM, ponad 340 tys. tradycyjnych przelewów i przeciętnie 100 razy (niemal co trzeci dzień), logują się do bankowości mobilnej. To pokazuje, że nastolatkowie intensywnie i na co dzień korzystają z bankowości.

Wakacyjne wydatki nastolatków

Analiza wakacyjnych wydatków nastolatków, dokonanych kartami Santander Bank Polska[1] wskazuje, że aż 56% wszystkich transakcji realizowanych jest w supermarketach, dyskontach i sklepach spożywczych. W ubiegłe wakacje było to niewiele mniej, bo aż 53%. Na drugim miejscu pod względem liczby transakcji kartami banku dokonanymi przez nastolatków znajduje się gastronomia, a zatem zakupy w barach, restauracjach i popularnych sieciach fast food. Podium natomiast zamykają wydatki na transport.

Jeszcze ciekawiej obraz zakupów nastolatków kształtuje się, gdy przyjrzymy się kwotom tych transakcji. Co trzecią złotówkę osoby w wieku 13-18 lat przeznaczają na zakupy w sklepach spożywczych, dyskontach i supermarketach. 18% stanowią wydatki w barach i restauracjach, a 16% zakupy ubrań i butów. Zatem na jedzenie i ubrania młodzi klienci Santander Bank Polska przeznaczają trzy czwarte swojego budżetu (67%).

Podczas tegorocznych wakacji (w okresie lipiec-sierpień) statystyczny nastoletni klient naszego banku zapłacił 15 razy za zakupy w sklepach spożywczych i przeznaczył na nie 199 zł. Średnio ponad 6 razy korzystał z barów i restauracji, zostawiając w nich łącznie 124 zł. Przeciętnie trzy razy w ciągu wakacji młodzi klienci zapłacili kartą za zakupy w sklepach z ubraniami i butami, wydając w nich łącznie 187 zł. W porównaniu z ubiegłorocznymi wakacjami młodzi ludzie wydali kartami o 23% więcej w lokalach gastronomicznych oraz o 17% więcej na konfekcję i obuwie. Rok do roku, aż o 57% spadły natomiast średnie kwoty przeznaczane przez nastoletnich użytkowników kart Santander Bank Polska w kategorii podróże – w 2019 roku było to średnio 712 zł, a obecnie 304 zł. Największy spadek wydatków odnotowaliśmy w kategorii opłat za telewizję i platformy streamingowe – aż o 62%. W te wakacje nastolatkowie wydali średnio 43 zł na dostęp do ulubionych filmów i seriali, podczas gdy jeszcze w ubiegłoroczne wakacje było to 115 zł – mówi Przemysław Chojecki, data scientist w Santander Bank Polska.

Ponadto, jak wskazuje analiza transakcji kartami Santander Bank Polska, w okresie lipiec-sierpień statystyczny nastolatek wydał 121 zł w sklepach sportowych, 77 zł w salonach fryzjerskich i kosmetycznych, 70 zł na transport, 68 zł w drogeriach oraz 64 zł na książki i gazety.

Źródło: Santander Bank Polska.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Źródło: Dane własne Santander Bank Polska

 

Nastolatkowie aktywnie korzystają z bankowości

 

Dane Santander Bank Polska wskazują, że nastolatkowie często korzystają z konta, kart płatniczych oraz BLIKA.  W pierwszych siedmiu miesiącach roku, trzy najchętniej używane przez nastolatków formy płatności, to transakcje kartami – średnio od początku roku aż 70%, płatność BLIKIEM przez Internet (27%) oraz przelewy zwykłe w internecie (18%). Rozwiązania te nie tylko ułatwiają funkcjonowanie na co dzień, ale są też znakomitym wstępem do zarządzania swoim budżetem w dorosłym życiu. Dodatkowo, jak wskazują dane banku do lipca br. nastolatkowie praktycznie w ogóle nie wypłacali pieniędzy w oddziałach.

 

Jak wskazują dane Santander Bank Polska nastolatkowie posiadający kartę w naszym banku skorzystali z niej w wakacje średnio 26 razy i wydali ponad 500 zł. Na pewno jest to znacznie bezpieczniejsze, niż przekazywanie dziecku takich kwot w gotówce, a przecież lista wakacyjnych wydatków nastolatków jest długa. Konto dla młodych, to też wygoda dla rodzica, który w razie potrzeby może w prosty sposób zasilić rachunek pociechy, bądź ustawić cykliczne zlecenie stałe na rachunek nastolatka – mówi Anna Kaczmarek, dyrektor departamentu klienta indywidualnego w Santander Bank Polska.

 

                                                                                                                    

W Santander Bank Polska z Konta Jakie Chcę nastolatek może korzystać bezpłatnie, a karta do konta jest bezpłatna przy spełnieniu kilku prostych warunków związanych z jej aktywnym używaniem. Ponadto, do 30 września trwa promocja dla najlepszych uczniów. Ci, którzy otrzymali w minionym roku szkolnym średnią ocen na świadectwie powyżej 4.0, mogą w Santander Bank Polska otrzymać 50 zł za otwarcie konta i spełnienie kilku warunków promocji.

 

Konto Jakie Chcę dla młodych może założyć rodzic lub opiekun, w pełni zdalnie, bez wychodzenia z domu. Po podaniu niezbędnych danych w bankowości internetowej następuje połączenie z doradcą online, który potwierdza tożsamość nastolatka. Konto jest aktywne natychmiast po otwarciu, a jego właściciel może otrzymać dostęp do bankowości internetowej oraz mobilnej, a także kartę, jeśli rodzic wyrazi na to zgodę.

 

Konto Jakie Chcę dla nastolatków zwolnione jest m.in. z opłaty za prowadzenie rachunku, wypłat gotówki z bankomatów w Polsce i za granicą czy za przelewy natychmiastowe. Korzystanie z karty płatniczej do konta jest bezpłatne pod warunkiem zmiany wariantu opłaty i 5 płatności kartą w miesiącu. Nastolatkowie mogą płacić również przy użyciu smartfona lub smartwatcha.

 

**Dane własne Santander Bank Polska z okresu 1.05.2019-30.04.2020.

[1],* Dane własne Santander Bank Polska za okres lipiec-sierpień 2020 i lipiec-sierpień 2019, nie obejmują transakcji gotówkowych.

ABSL i Ministerstwo Rozwoju rozwijają współpracę w zakresie wspierania inwestycji zagranicznych

rawpixel-580218-unsplash
Związek Liderów Sektora Usług Biznesowych oraz Ministerstwo Rozwoju rozwijają współpracę w zakresie wspierania inwestycji zagranicznych. Wicepremier i Minister Rozwoju, Jadwiga Emilewicz podczas wspólnie zorganizowanego FDI forum omówiła wraz z przedstawicielami inwestorów nowe propozycje wspierania inwestycji.

Sektor usług biznesowych w Polsce jest branżą, która najszybciej dostosowuje się do zmieniającej się rzeczywistości, stanowiąc istotny element stymulujący gospodarkę. Z analiz prowadzonych przez ABSL wynika, że w 2020 roku zatrudnienie w sektorze wzrośnie, mimo kryzysu, o około 7%, a – co za tym idzie – wzrośnie wartość eksportu w usługach wiedzochłonnych (tzw. KIBS), który na koniec 2019 roku był szacowany na 19,8 mld USD. Kontynuacja biznesowa i szybkość reakcji na kryzysy staje się równie ważna, jak koszt i poziom innowacyjności.

Jadwiga Emilewicz, Wicepremier i Minister Rozwoju mówi: – Rząd pracuje nad „szybką ścieżką” dla inwestorów zagranicznych, którzy planują wielkoskalowe inwestycje w Polsce. Współpraca z ABSL będzie dla nas pomocna w oszacowaniu potrzeb inwestorów. A także określeniu czynników, które sprzyjają dalszemu rozwojowi inwestycji tworzących nowe miejsca pracy o wysokiej wartości dodanej.

Centra usług wspólnych są dominującym typem inwestycji. Obsługa globalnych struktur macierzystych światowych firm zwiększyła się z około 22 tys. w 2016 roku do 60 tys. osób w 2020 roku, zapewniając stały wkład w gospodarkę w postaci eksportu usług. Jednocześnie Polska, wraz ze swoją ofertą, staje się jedną z najatrakcyjniejszych lokalizacji na świecie, mając szansę na pozyskanie kolejnych inwestycji w związku z globalnymi trendami dotyczącymi skracania łańcucha dostaw oraz lokalizacji procesów biznesowych jak najbliżej produkcji.

Piotr Dziwok, Prezes ABSL zwraca uwagę: – Sektor usług wspólnych zatrudnia 338 tys. osób, kluczowe znaczenie mają zatem przepisy dotyczące dostosowania prawa pracy do nowej rzeczywistości, np. pracy zdalnej oraz przepisy dotyczące zatrudniania obcokrajowców co do zasady. Z zatrudnianiem obcokrajowców wiąże się też kolejny istotny element budowania wizerunku Polski jako kraju otwartego i inkluzywnego, co również stanowi istotny element rozwiązań wspierających pozyskiwanie inwestorów.

W Polsce jest 970 firm-inwestorów posiadających centra usług, z czego 71% to inwestorzy zagraniczni. Blisko 100 inwestorów obecnych w Polsce znajduje się na liście Fortune Global 500, sprawiając tym samym, że stajemy coraz bardziej atrakcyjnym miejscem pracy dla obcokrajowców.

Michał Mierzejewski, Managing Director Poland & Baltics States, Philip Morris International podkreśla: – W nowej normalności, solidarność i odpowiedzialność między biznesem a rządem będą kluczowymi wartościami, które pozwolą polskiej gospodarce wrócić na ścieżkę rozwoju. Taka współpraca powinna opierać się na wzajemnym zaufaniu oraz objąć swoim zrozumieniem to, co możemy osiągnąć, jeśli połączymy nasze wysiłki.

Źródło: ABSL.

W których osiedlach kupimy lokale usługowe? Ile kosztują?

Wilenska Express_ Bouygues Immobilier Polska

W których inwestycjach mieszkaniowych deweloperzy mają w ofercie lokale usługowe? Jak kształtują się ich ceny? Jakie duże jest zainteresowanie ich zakupem? Sondę przeprowadził serwis nieruchomości dompress.pl

Paweł Ruszczak, p.o. prezesa Develia SA.

Lokale usługowe oferujemy przede wszystkim w inwestycjach zlokalizowanych w centrach miast oraz projektach wieloetapowych, takich jak na przykład Mała Praga, Mały Grochów czy Osiedle na Woli w Warszawie, Osiedle Kamienna 145, Bastion Wałowa w Gdańsku, a także Słoneczne Miasteczko w Krakowie. Do oferty staramy się wprowadzać lokale o możliwie małym metrażu, tj. od 60 mkw. do 100 mkw. z opcją łączenia, dzięki czemu pozostajemy elastyczni na zmienne potrzeby rynku. Ich ceny uzależnione są od miasta i lokalizacji, zaczynają się od 5000 zł netto/mkw.

Małgorzata Ostrowska, członek zarządu i dyrektor Pionu Marketingu i Sprzedaży w J.W. Construction Holding S.A.  

Na parterze w ostatnim obiekcie warszawskiego osiedla Bliska Wola o nazwie Bliska Wola Tower zaplanowany został pasaż handlowy i dwupoziomowa część gastronomiczna, gdzie znajdzie się 27 lokali usługowych o powierzchni od 18 mkw. do 910 mkw. W ofercie zostały nam ostatnie 2 lokale w cenie od 12300 zł netto za mkw. W prestiżowej apartamentowo-komercyjnej inwestycji Hanza Tower w centrum Szczecina, której budowę ukończymy w tym roku trwa właśnie sprzedaż lokali handlowo–usługowych usytuowanych na parterze i pierwszym piętrze w budynku. Lokale o metrażach od 77 mkw. do 2300 mkw. oferujemy w cenach 9069 zł – 16951 zł netto. Dzięki przemyślanym rozwiązaniom architektonicznym wszystkie lokale położone na parterze dysponują niezależnymi wejściami i mają bardzo dobrą ekspozycję. Powierzchnia usługowa zajmuje w tym obiekcie ponad 6 tys. mkw., z czego strefa SPA z basenem 1 tys. mkw.

Joanna Chojecka, dyrektor ds. sprzedaży i marketingu na Warszawę i Wrocław w Robyg SA.

Lokale usługowe znajdują się w każdej, naszej, warszawskiej inwestycji. Ich ceny są zróżnicowane w zależności od lokalizacji. W dzielnicy Ursus kosztują od 8000 zł netto za metr, na Woli od 12 000 zł/mkw. netto, na Pradze od 9500 zł/mkw. netto, w Wilanowie 10 000 zł/mkw. netto, a na Mokotowie 9000 zł netto za metr.

Zbigniew Juroszek, prezes Atal

W zdecydowanej większości naszych inwestycji oferujemy lokale usługowo-handlowe. Są one bowiem istotnym elementem osiedli, ułatwiającym mieszkańcom kompleksowe załatwienie codziennych spraw, robienie zakupów i korzystanie z usług. Dlatego już na etapie planowania i projektowania inwestycji rozważamy aranżację przestrzeni pod funkcje usługowo-handlowe. Wybieramy najbardziej dogodne położenie lokali, aby były łatwo dostępne oraz widoczne z ulicy i przyporządkowujemy do nich miejsca parkingowe.

W łódzkiej inwestycji Apartamenty Drewnowska 43 dostępnych jest 9 lokali usługowych liczących od 70 mkw. do 101 mkw. W poznańskim projekcie Rezydencja Chwaliszewo wolnych jest 5 lokali o metrażach od 106 mkw. do 272 mkw., a w gdańskiej inwestycji Przystań Letnica w sprzedaży mamy 12 lokali o powierzchni od 52 mkw. do 168 mkw.

Na zainteresowanie i cenę lokali usługowych wpływa ich lokalizacja, usytuowanie w mieście i samym osiedlu, ale także odległość od ciągów komunikacyjnych. Nie zaobserwowaliśmy zmian w dynamice sprzedaży lokali usługowych ze względu na ograniczenia, jakie zaszły w wielkopowierzchniowych obiektach handlowych w czasie pandemii.

Cezary Grabowski, dyrektor sprzedaży i marketingu Bouygues Immobilier Polska

Lokale usługowe znajdują się w naszych inwestycjach w Warszawie i we Wrocławiu. Mamy w sprzedaży 3 lokale w prestiżowym apartamentowcu Centreville w centrum Wrocławia oraz 4 lokale w inwestycji Wileńska Express na Nowej Pradze, położonej w sąsiedztwie stacji metra. Dwa lokale usługowe oferujemy również w kameralnym kompleksie Grochowska 230  w sercu Pragi-Południe przy rondzie Wiatraczna, a także 2 lokale w projekcie Essentiel Talarowa na warszawskiej Białołęce.

Zuzanna Należyta, dyrektor ds. handlowych w Eco Classic

Mamy do sprzedaży pojedyncze lokale usługowe we wszystkich inwestycjach mieszkaniowych. W Apartamentach Przy Arsenale w Śródmieściu Warszawy w sprzedaży jest 5 lokali o powierzchni od 36 mkw. do 65 mkw. w cenie od 15 000 netto/mkw. W inwestycji Moja Północna na Tarchominie w ofercie są 3 lokale o metrażu od 50 mkw. do 70 mkw. w cenie od 7000 zł netto/mkw. W gdańskim osiedlu Wolne Miasto mamy 5 lokali, które można kupić w cenie od 5700 zł netto/mkw.

Janusz Miller, dyrektor ds. sprzedaży i marketingu Home Invest 

Zauważamy, że klienci coraz częściej rozważają zakup lokali usługowych w celach inwestycyjnych lub jako lokatę kapitału. W związku z sytuacją covidową zakup nieruchomości w postaci mieszkania lub lokalu usługowego wydaje się najbezpieczniejszą inwestycją. Lokalny handel zawsze obroni się w dobrych lokalizacjach, a takie właśnie mamy w naszej ofercie. Obecnie w sprzedaży są jeszcze gotowe lokale usługowe w ukończonej inwestycji Apartamenty Okopowa 59A na warszawskiej Woli, w pobliżu C.H. Westfield Arkadia. Na Targówku w budowie są lokale usługowe w projekcie Apartamenty Oszmiańska 20. Klientom zainteresowanym jedną z lepszych lokalizacji na Bielanach proponujemy z kolei lokale usługowe w inwestycji Apartamenty Przy Agorze 6, której budowa rozpocznie się we wrześniu br.

Agata Zambrzycka, dyrektor ds. Sprzedaży i Marketingu w Aria Development

Lokale usługowe można kupić w naszym, nowym Osiedlu Natura II w Wieliszewie, którego sprzedaż rozpoczynamy w najbliższych tygodniach. Na chwilę obecną lokale zamierzamy pozostawić w zasobach firmy i planujemy jedynie ich wynajem.

Monika Perekitko, członek zarządu Matexi Polska

We wszystkich inwestycjach, które będziemy wprowadzać w najbliższym czasie na terenie Warszawy przewidujemy lokale usługowe. W niektórych lokalizacjach mamy już listę potencjalnie zainteresowanych klientów.

Sebastian Barandziak, prezes zarządu Dekpol Deweloper

Obecnie realizujemy dwie inwestycje o profilu lokali usługowych: Villę Neptun zlokalizowaną na Wyspie Sobieszewskiej, a także nasz wyjątkowy projekt Sol Marina z własną mariną jachtową. Zainteresowanie jest duże z uwagi na atrakcyjną lokalizację tych nieruchomości.  W ramach Villa Neptun oferujemy 40 apartamentów pod wynajem o powierzchni od 28 mkw. do 58 mkw. Ceny lokali usytuowanych na Wyspie Sobieszewskiej w Gdańsku kształtują się w przedziale od 387,5 tys. zł do 686,5 tys. zł brutto.

Sol Marina to jedyna taka marina budowana obecnie nad Zatoką Gdańską. W ofercie są dostępne ekskluzywne apartamenty z prywatnymi miejscami do cumowania jachtu lub łodzi motorowodnej. Do dyspozycji mieszkańców będą też wyjątkowe udogodnienia, m.in. basen, sauny – sucha i mokra, sala fitness, restauracja, sala zabaw dla dzieci oraz sala bankietowa, jak również własny kapitanat i w pełni wyposażone nabrzeże. Sol Marina realizowana jest etapowo. W pierwszym etapie inwestycji, który zostanie oddany do użytku w przyszłym roku powstaną 92 apartamenty o powierzchni od 41 mkw. do 89 mkw.

Karolina Guzik, manager ds. sprzedaży w spółce mieszkaniowej Skanska

Aktualnie w ofercie Skanska posiadamy lokale usługowe w prestiżowych budynkach w osiedlu Holm House. Znajdują się one w sąsiedztwie dzielnicy biznesowej na warszawskim Mokotowie i mierzą od 99 mkw. do 125 mkw. w pierwszym etapie inwestycji oraz około 70 mkw. w drugiej fazie projektu. Przestrzeń lokali została tak zaprojektowana, aby zarówno część usługowa, jak i zaplecze były przestronne i funkcjonalne.  Ogromnym atutem jest także lokalizacja. Umiejscowienie lokali na warszawskim Mokotowie daje duży potencjał biznesowy. Wynika on, nie tylko z sąsiedztwa naszego, kilkuetapowego osiedla, ale także z obecności potencjalnych klientów, pracujących w pobliskich biurowcach. Zainteresowanie ofertą lokali usługowych utrzymuje się na stałym poziomie. Nie zauważamy wpływu pandemii na tego rodzaju inwestycje.

Autor: dompress.pl

Branża pośrednictwa finansowego w II kw. 2020 r. Spadki u pośredników, pokrzyżowane plany kredytobiorców, czyli skutki pandemii Covid-19

thong-vo-2482-unsplash
II kwartał tego roku, to czas całkowicie objęty sytuacją związaną z pandemią Covid-19. W rezultacie wartość kredytów hipotecznych udzielonych przy wsparciu ekspertów Związku Firm Pośrednictwa Finansowego (ZFPF) zauważalnie spadła. W stosunku do poprzedniego kwartału była o 12 proc. niższa i wyniosła blisko 7,2 mld zł.  Warto jednak podkreślić, że pomimo trudnego okresu, pośrednicy zrzeszeni w ZFPF utrzymali wysoki – 55 proc. udział na rynku hipotek[1]. Co było do przewidzenia, eksperci finansowi udzielili również zdecydowanie mniej kredytów gotówkowych i firmowych niż w poprzednio analizowanym okresie. Wartość tych pierwszych wyniosła 308,53 mln zł, co oznacza spadek o 53 proc. kw./kw. Jeżeli chodzi o kredyty firmowe zaciągnięte przy wsparciu firm członkowskich ZFPF, ich wartość wyniosła 329,17 mln zł, czyli jest to spadek o 46 proc. kw./kw. Wynika to w znacznym stopniu z silnego zaostrzania polityki kredytowej przez praktycznie wszystkie banki w okresie pandemii.

Kredyty hipoteczne

W II kwartale 2020 r. eksperci finansowi ZFPF pośredniczyli w udzieleniu kredytów mieszkaniowych o wartości prawie 7,2 mld zł, co stanowi spadek o 10 proc. w stosunku do analogicznego okresu z zeszłego roku. Z kolei w stosunku do poprzedniego kwartału zaobserwowano spadek o 12 proc. Jest to spowodowane zaostrzeniem kryteriów udzielania kredytów hipotecznych przez większość banków. Między innymi podwyższono wymagany wkład własny, który w większości banków musi teraz wynosić 20%. Poza tym banki niechętnie udzielają kredytów osobom, których źródłem dochodu jest prowadzenie działalności gospodarczej lub umowa cywilnoprawna.

Adrian Jarosz, Prezes Związku Firm Pośrednictwa Finansowego, Prezes Zarządu Expander Advisors: – II kwartał, to okres już w pełni objęty pandemią i częściowo lockdownem. Nie powinno więc dziwić, że wartość kredytów hipotecznych udzielonych z pomocą ekspertów finansowych ZFPF zauważalnie spadła. Pomimo trudnego okresu i spadków sprzedaży, cieszy fakt, że pośrednicy zrzeszeni w ZFPF utrzymali wysoki (55 proc.) udział w rynku kredytów hipotecznych. To paradoksalnie efekt zaostrzania warunków przyznawania kredytów przez banki. Obecnie eksperci finansowi nie tylko pomagają znaleźć najtańszy kredyt, ale w wielu przypadkach podpowiadają, gdzie dany klient w ogóle ma szansę uzyskać finansowanie. Jeśli chodzi o przyszłość, to obecnie wygląda ona dość optymistycznie, gdyż wartość wniosków złożonych w czerwcu i lipcu jest zbliżona do poziomu sprzed roku. Zagrożeniem jest jednak to, że banki mogą odrzucić znaczną część z tych wniosków oraz druga fala pandemii, która ponownie możne zmniejszyć popyt na kredyty.

kredyty_hipoteczne_ZFPF_II_kw_2020.png

Dominik Skrzycki, Wiceprezes Zarządu ZFPF, mFinanse: – W II kwartale 2020 r. większość banków nadal zaostrzała swoją politykę kredytową. Ograniczenia maksymalnego poziomu wskaźnika LTV[3], wzrost marż kredytowych wpłynęły negatywnie na nastroje klientów i tym samym na ilość składanych wniosków. Na szczęście, czerwiec przyniósł pierwsze symptomy poprawy i zainteresowanie klientów zakupem nieruchomości powraca do znanych sprzed pandemii Covid-19 poziomów. Ma to zapewne związek zarówno ze stopniowym znoszeniem ograniczeń związanych z sytuacją epidemiologiczną, jak też i cięciem stóp procentowych, które w znaczny sposób wpływają bezpośrednio na wysokość raty kredytowej.

Kredyty firmowe

Łączna wartość kredytów firmowych udzielonych w II kwartale 2020 r. przy wsparciu ekspertów ZFPF wyniosła 329,17 mln zł. W tej kategorii zaobserwowano spadek o 59 proc. r/r. Wynika to z bardziej rygorystycznej polityki banków, szczególnie wobec firm z sektora MŚP, w tym działających w branżach „wrażliwych” na działanie Covid-19, które ubiegają się o kredyty krótko- i długo terminowe.

Adrian Jarosz, Prezes Związku Firm Pośrednictwa Finansowego, Prezes Zarządu Expander Advisors: – Bardzo mocny spadek wartości przyznanych kredytów firmowych wynika zarówno ze spadku popytu, jak i ograniczeń wprowadzonych przez banki. Wiele wskazuje na to, że również III kwartał będzie pod tym względem znacznie słabszy niż przed rokiem. Choć popyt stopniowo się odradza, to banki bardzo powoli łagodzą zaostrzone wcześniej kryteria przyznawania finansowania.

kredyty_firmowe_ZFPF_II_kw_2020.png

Dominik Skrzycki, Wiceprezes Zarządu ZFPF, mFinanse: – Obostrzenia w kredytowaniu wprowadzone przez banki w II kwartale 2020 r. najmocniej uderzyły w firmy. Trudna sytuacja rynkowa zmuszała właścicieli biznesów do szukania wsparcia finansowego bieżącej działalności. Niestety, w wielu przypadkach uzyskanie tego typu finansowania okazywało się niemożliwe. W największym stopniu zawirowania związane z zaostrzeniem przez banki kryteriów przyznawania kredytów dotknęły branżę eventową, handel, transport osób oraz gastronomię i hotelarstwo. Powyższe czynniki w znacznym stopniu przyczyniły się do 47 proc. (kw./kw.) spadku sprzedaży kredytów dla firm.

Kredyty gotówkowe

Łączna wartość kredytów gotówkowych udzielonych za pośrednictwem ekspertów ZFPF od kwietnia do czerwca 2020 r. wyniosła blisko 309 mln zł. W tej kategorii produktów zaobserwowano spadek wynoszący 53 proc. w stosunku do poprzednio analizowanego okresu. W tym przypadku również kluczowe znaczenia miało zaostrzenie kryteriów przyznawania kredytów. Banki uważniej przyglądają się wnioskom osób, które zatrudnione są na tzw. umowy śmieciowe czy w „branżach zagrożonych”. Natomiast osoby, które mają mało zobowiązań, wysokie dochody i wzorową historię kredytową, powinny otrzymać kredyt bez problemu.

Adrian Jarosz, Prezes Związku Firm Pośrednictwa Finansowego, Prezes Zarządu Expander Advisors: – Obszar pożyczek gotówkowych został najmocniej dotknięty przez pandemię. Ograniczenia w dostępie do finansowania, a także spadek zainteresowania tym produktem w okresie lockdownu przyczynił się do spadku wartości udzielonych kredytów aż o 65 proc. r/r. Obecnie obserwujemy już wzrost popytu. Klienci ponownie chętnie korzystają z pomocy ekspertów finansowych. Niestety, banki wciąż utrzymują zaostrzone kryteria przyznawania środków.

kredyty_gotowkowe_ZFPF_II_kw_2020.png

Dominik Skrzycki, Wiceprezes Zarządu ZFPF, mFinanse: – Ograniczenie zdolności kredytowej wielu kredytobiorców, wstrzymanie kredytowania dla części klientów zatrudnionych w innych modelach niż umowa o pracę, miały bardzo negatywny wpływ na ilość składanych wniosków oraz na ich późniejsze, pozytywne rozpatrzenie. Dodatkowo, niepewność klientów związana z rozwojem pandemii tylko pogłębiała ten stan. Jego odzwierciedleniem są spadki wyników sprzedaży kredytów gotówkowych przez ZFPF o ponad 50 proc. kw./kw. Najbliższe miesiące powinny przynieść liberalizację w podejściu banków do kredytowania klientów indywidualnych, w czym upatrujemy dużą szansę na powrót do wcześniejszych poziomów sprzedaży.

 

[1] Według danych NBP w II kw. 2020 r. banki udzieliły kredytów hipotecznych na kwotę 13 mld zł. Z tego wynika, że 55 proc. wszystkich kredytów mieszkaniowych udzielonych we wspomnianym okresie, było udzielonych przy wsparciu ekspertów ZFPF.

[2] W II kwartale 2020 r. nastąpiła zmiana, jeżeli chodzi o firmy członkowskie należące do ZFPF. 4 maja 2020 r. doszło do fuzji Gold Finance i Alex T. Great, w związku z tym wyniki sprzedażowe za ten okres czasu zostały przedstawione w inny sposób niż w I kwartale.

[3] Określa on relację wysokości kredytu do wartości nieruchomości (jego zabezpieczenia). Im niższa jest jego wartość, tym niższe oprocentowanie może nam zaproponować bank.

Autor: Związek Firm Pośrednictwa Finansowego (ZFPF).

Co słychać na rynku nieruchomości: czy zakup mieszkania w aktualnej sytuacji to dobry pomysł?

volkan-olmez-73767-unsplash
W II kw. 2020 r. zaobserwowaliśmy znaczące zmiany w trendach na rynku mieszkaniowym, związane są ze skutkami pandemii Covid-19. Szczególnie zauważalne jest to w kwestii popytu, który w kwietniu spadł do nienotowanej wcześniej wartości[1]. Lockdown uniemożliwił proces zakupowy, a klienci wykazywali niechęć do prezentowania nieruchomości potencjalnym nabywcom, którzy również często rezygnowali z osobistych wizyt w miejscu inwestycji. W konsekwencji, tylko w maju liczba ogłoszeń była aż o 15 proc. wyższa niż w lutym i o 20 proc. wyższa niż przed rokiem[2]. Dodatkowo zawieszono decyzje o zakupie mieszkań. Wraz z rozwojem pandemii, banki w II kwartale jeszcze bardziej zaostrzając politykę udzielania kredytów hipotecznych, wycofały oferty promocyjne, jednocześnie podwyższając marże do ok. 4,5 pp., w celu zrekompensowania sobie strat związanych z kolejnym obniżeniem stóp procentowych. Podwyższyły także wysokość wkładu własnego do 20 proc. wymaganego przy wnioskowaniu o kredyt mieszkaniowy (nadal banki finansują transakcje z wkładem własnym na poziomie 10 proc.). Ceny nieruchomości nadal rosną, jednak ten trend zaczyna hamować. Coraz trudniej jest otrzymać kredyt za zakup wymarzonego M., z drugiej strony warto postarać się o środki, bo jak zaznacza ekspert Związku Firm Pośrednictwa Finansowego (ZFPF), niskie oprocentowanie będzie sprzyjać bezproblemowej spłacie.

Wzrost liczby ofert na rynku mieszkaniowym = większy wybór dla osób szukających własnego lokum?

Liczba ofert na rynku mieszkaniowym cały czas rośnie. Jednak najbardziej znaczący wzrost dało się zaobserwować w maju, kiedy to liczba ogłoszeń była aż o 20 proc. wyższa niż przed rokiem. Według Raportu Expandera i Rentier.io w lutym, przed epidemią mieszkań wystawionych do internetowej sprzedaży było 42 265, natomiast w maju ta liczba wrosła do 48 540[3]. Z czego to wynika? Powodów jest kilka. Częściowo wynika to z faktu, że decyzje o sprzedaży mieszkań, które jeszcze w kwietniu zostały wstrzymane, skumulowały się w maju – wnioski, które zostały złożone w poprzednich miesiącach, zaakceptowano dopiero po pewnym czasie. Szacuje się, że w najbliższym czasie liczba mieszkań wystawionych do sprzedaży będzie jeszcze wyższa. Tuż przed pandemią wiele osób zdecydowało się na zakup mieszkania w celu wyremontowania go i sprzedania po wyższej cenie. Niestety, im dłużej trwa kryzys związany z pandemią Covid-19, coraz mniej osób decyduje się na zakup albo wynajęcie mieszkania, co jest zupełnie zrozumiałe. Niepewność przyszłości finansowej wymusza na konsumentach wyznaczenie sobie innych priorytetów.

Osoby, które do tej pory wynajmowały innym swoje mieszkania, nie znajdują obecnie nowych najemców, przez co chcą pozbyć się niepotrzebnie generującego kosztów lokum. Jeżeli chodzi o rynek pierwotny – II kwartał jako pierwszy okres w tym roku w całości upłynął w obliczu COVID-19. W związku z tym, wiele osób spodziewało się pojawienia się okazyjnych ofert na rynku. Pod względem cenowym najbardziej wyhamował warszawski rynek deweloperski, który w poprzednim kwartale znajdował się w czołówce, jeżeli chodzi o wzrosty cen nieruchomości w największych miastach.

Co powinno ucieszyć deweloperów i wszystkie te osoby, które planują sprzedać swoją nieruchomość, po najbardziej kryzysowym okresie, to fakt, że obecnie popyt na nowe lokum wzrasta. Według „Barometru” Metrohouse oraz Gold Finance[4], najlepiej obrazuje to Indeks Popytu określany poprzez aktywność konsumentów zgłaszających zainteresowanie zakupem mieszkania. Na początku roku znajdował się na rekordowym poziomie 144 pkt. Z kolei w marcu zaliczył kolejny rekord – osiągnął jeden z najniższych wyników miesięcznych na przestrzeni ostatnich kilku lat i zatrzymał się na poziomie 77 pkt. W kwietniu spadł do nienotowanego wyniku 26 pkt. Jednak w ostatnim miesiącu II kwartału wspomniany wskaźnik kształtował się na zbliżonym poziomie do analogicznego okresu 2019 r. i wynosił już 97 pkt. Zaobserwowany wzrost jest wynikiem m.in. stopniowego odmrażania gospodarki.

Mniejsza dostępność kredytów

W I kwartale eksperci finansowi ZFPF pośredniczyli w udzieleniu kredytów mieszkaniowych o wartości 8,2 mld zł, co stanowi wzrost aż o 28 proc. w stosunku do analogicznego okresu z zeszłego roku. Był to w większości okres przed pandemią, dzięki czemu dostępność do kredytów hipotecznych nie była jeszcze ograniczona. W tamtym czasie możliwe było uzyskanie finansowania jedynie (w porównaniu do obecnej sytuacji) z 10 proc. wkładem własnym. Jednak już wtedy podkreślano, że sytuacja ulegnie pogorszeniu. W II kwartale firmy zrzeszone w ZFPF udzieliły kredytów o wartości 7,2 mld zł, co stanowi spadek o 12 proc. w stosunku do poprzedniego kwartału. Jak zaznacza Ewa Kozłowska, ekspert ZFPF, Gold Finance, teraz przyszli kredytobiorcy są w gorszej sytuacji:

Najpierw banki „ograniczyły” akcję kredytową poprzez podwyższanie marż, a także odeszły od ofert promocyjnych. W tej chwili bardzo trudno jest znaleźć oferty marży kredytowej poniżej 1,9 proc. Przewiduje się, że obecna tendencja utrzyma się z nami jeszcze przez długi czas i oferty kredytów hipotecznych z niskimi marżami szybko do nas nie powrócą. Następnym krokiem było wprowadzenie wyższego wkładu własnego. Minimalny wkład własny, na który musi być obecnie gotowy kredytobiorca wynosi często 20 proc., chociaż nadal istnieją oferty z 10 i 15 proc. wkładem własnym. Banki dokonały również zmiany polityki kredytowej, polegającej m.in., na wykluczeniu dochodów z działalności gospodarczej przyszłego kredytobiorcy (udzielanie kredytów zostało dla nich całkowicie wstrzymane lub mocno ograniczone – w zależności od przypadku) i stworzenie „listy” branż podwyższonego ryzyka, które miały największe prawdopodobieństwo ucierpienia na sytuacji związanej z Covid-19. Ostrożność banków bardzo często przyczynia się do przyznania decyzji odmownej klientowi, którego źródło dochodu jest niepewne. Co to znaczy? Jeżeli pracujemy w jednej z branż tak zwanych „zagrożonych”, szanse na przyznanie nam kredytu są praktycznie nikłe.

Ciężko jest przewidzieć, jak długo będzie utrzymywała się taka sytuacja i kiedy banki złagodzą swoją politykę kredytową. Ale są też i dobre informacje. Średnie oprocentowanie kredytów hipotecznych dla wnioskodawców z 25 proc. wkładem własnym wynosi już tylko 2,63 proc. Najniższe obecnie to 2,02 proc. – Widzimy tu znaczny spadek, który był spowodowany sytuacją epidemiologiczną naszego kraju, która miała wpływ na ekonomię. Zastosowane zmiany miały na celu ograniczenie ryzyka korekty cen na rynku nieruchomości, a także stworzenie kredytodawcom odpowiedniego zabezpieczenia – dodaje Ewa Kozłowska, ekspert ZFPF, Gold Finance.

Kolejne obniżki stóp procentowych

W związku z pandemią Covid-19 Rada Polityki Pieniężnej już w I kwartale obniżyła stopy procentowe. Stopa referencyjna zatrzymała się na poziomie 0,5 proc., czyli o 1 pkt. proc. niżej niż miało to miejsce w ciągu ostatnich 5 lat. To działanie miało na celu poprawę i stabilizację sytuacji finansowej Polaków i stanowiło element „pakietu ratunkowego” w kryzysowej sytuacji. W II kwartale nastąpiła trzecia z kolei obniżka stóp procentowych do poziomu 0,1 pp., w celu dalszego ożywiania gospodarki.  Zdecydowana większość kredytów hipotecznych to kredyty oparte na oprocentowaniu zmiennym i ta obniżka powoduje spadek wysokości rat kredytowych, co jest zdecydowanie dobrą informacją dla konsumentów. Obniżka stawki WIBOR[5] do poziomu ok. 0,26 pp. powoduje zmniejszenie się raty kredytowej o ok. 15-20 proc. w stosunku do stóp procentowych sprzed wybuchu pandemii. Z uwagi na powyższe fakty, osoby zainteresowane zaciągnięciem kredytu hipotecznego powinny rozważyć kredyt z oprocentowaniem stałym. Trzeba być świadomym tego, że w najbliższym czasie sytuacja na rynku będzie się rozwijać w sposób dynamiczny, a kredyt hipoteczny stanowi zobowiązanie z reguły na kilkadziesiąt lat. Oznacza to, że jeżeli zdecydujemy się na kredyt ze zmiennym oprocentowaniem, to jego wartość na przestrzeni tych kilkudziesięciu lat może zwiększyć się na tyle, że koszt kredytu może urosnąć do niespłacalnego dla nas poziomu.

Ceny nadal rosną

Jeżeli chodzi o ceny nieruchomości, prognozuje się, że znaczące zmiany pokaże dopiero kolejny kwartał. Jak wynika z danych Metrohouse i Gold Finance, na rynku pierwotnym, ceny wzrosły we wszystkich 6 monitorowanych miastach[6]. Najwyższe wzrosty zaobserwowano w Gdańsku i Łodzi. Jeżeli chodzi o rynek wtórny, ceny nieruchomości plasują się na podobnym poziomie. Na tle całej analizowanej szóstki, wybija się Kraków, gdzie klienci decydowali się na zakup drogich mieszkań.

– Jak pokazuje Indeks Cen Mieszkań[7] zwiększa się różnica pomiędzy wartością realną – skorygowaną przez wskaźnik inflacji, a nominalną, co ma związek z postępującą inflacją. Ceny cały czas rosną, jednak ta tendencja słabnie. W największych miastach nie widać jeszcze znaczących obniżek cen, ale niemal wszędzie trend wzrostowy został zahamowany. Dla osób, które zdecydują się na zakup mieszkania pozytywnym aspektem jest fakt, że zdecydowanie zwiększyła się otwartość sprzedających na negocjacje. Zwykle sprzedający startują z wysoką ceną, ale przedłużający się proces sprzedaży wpłynął na to, że już na etapie ekspozycji nieruchomości, sprzedawcy chętnie obniżają ceny, a szczególnie, jeżeli pojawia się osoba poważnie zainteresowana zakupem – tłumaczy Ewa Kozłowska, ekspert ZFPF, Gold Finance.

Osłabiony popyt, w tym także ten dotyczący zakupów inwestycyjnych, ograniczenia sanitarne, niepewność przyszłości oraz ciągłe zaostrzanie polityki kredytowej przez banki, w pewnym momencie mogą jednak przyczynić się do korekt na rynku. Cały czas obserwowana jest sytuacja związana z poziomem bezrobocia. Prognozy zaprezentowane na Europejskim Kongresie Finansowym mówią o recesji naszego kraju – PKB w tym roku skurczy się o 4,3 proc., a bezrobocie wzrośnie z 3,3 do 7,5 proc. Jeżeli będzie nadal utrzymywało się na wysokim poziomie, to jak najbardziej stanie się jednym z czynników kształtujących ceny na rynku nieruchomości – przyczyni się prawdopodobnie do ich spadku.

[1] 26 pkt. Podstawą do opracowania Indeksu Popytu jest zarejestrowana przez Agentów Metrohouse aktywność klientów zgłaszających zainteresowanie zakupem mieszkania. Indeks Popytu obrazuje reakcję potencjalnych kupujących nieruchomości na decyzje gospodarcze i sytuację w sektorze finansowym.

[2] Barometr Metrohouse i Gold Finance, Najnowsze dane z rynku mieszkaniowego i kredytów hipotecznych. Wydanie 5, II kw. 2020.

[3] Wartości po usunięciu duplikatów, czyli wielu ogłoszeń dotyczących tego samego mieszkania.

[4] Barometr Metrohouse i Gold Finance, Najnowsze dane z rynku mieszkaniowego i kredytów hipotecznych. Wydanie 5, II kw. 2020.

[5] Referencyjna wysokość oprocentowania pożyczek na polskim rynku międzybankowym. Stopa procentowa, po jakiej banki udzielają pożyczek innym bankom.

[6] Wrocław, Kraków, Warszawa, Poznań, Gdańsk, Łódź.

[7] Dane: Barometr Metrohouse i Gold Finance. Indeks cen mieszkań jest skonstruowany na podstawie koszyka średnich cen transakcyjnych dla sześciu największych miast w Polsce. Za każdym razem analizie poddawane są typowe transakcje dla rynku mieszkaniowego, z pominięciem transakcji znacznie wykraczających poza typowe parametry dotyczące standardu, ceny
i powierzchni mieszkania.

Autor: Związek Firm Pośrednictwa Finansowego (ZFPF).

Rynek pracownika czy rynek pracodawcy? Nowe różnice na rynku pracy

Magdalena Zagrodnik - HR Business Partner w Walter Herz

W związku z pandemią dużo zaczęło się mówić, że to koniec rynku pracownika. Niektórzy pracodawcy odczuli ulgę i celowo przekazywali takie informacje, żeby „zmotywować” pracowników do działania. Pojawiło się wiele publikacji o rynku pracodawcy, a jednocześnie mogliśmy obserwować przekazy o nowych zwolnieniach, co podsycało strach i budziło obawy wśród ludzi. Zagłębiając się jednak w ten temat, okazuje się, że to kwestia znacznie bardziej złożona. Nie można jednoznacznie twierdzić, że nadszedł czas sprzyjający wyłącznie pracodawcom. Pojawia się dużo nowych pytań i niewiadomych.

Czarne i białe

Przyglądając się uważnie kryzysowi i związanym z nim zwolnieniom można wskazać wiele argumentów przemawiających za tym, że trudno ogólnie myśleć o rynku pracy, jak o rynku pracodawcy. W kryzysie szczególnie wyraźnie ujawniły się mocne i słabe strony pracowników oraz różnice pomiędzy pracownikami najlepszymi i ocenianymi jako przeciętni. Nie każdy pracownik w kryzysie jest zagrożony. Najlepsi ludzie zostali w firmach i nadal walczą o siebie i pracodawcę. Dzięki ich ciężkiej pracy firmy wychodzą z kryzysu, a ich pewność siebie i pozycja umacnia się. Czy w takim razie ta grupa ludzi nadal należy do rynku pracownika? Z pewnością po kryzysie będą mogli negocjować nowe warunki pracy z pracodawcami, jeśli kondycja firmy będzie dobra. Na rynku pracy są widoczne awanse, więc pod tym względem nic się nie zmieniło. Najlepsze osoby pomimo kryzysu są stale doceniane.

COVID spowodował, że wiele osób straciło jednak pracę, ale też często był jedynie pretekstem do zwolnienia mniej rokujących pracowników. Firmy zwolniły pracowników, którzy np. od dawna nie realizowali celów biznesowych, ale byli nadal w organizacji ze względu na chęć utrzymania dobrej atmosfery w zespole. Czy pracownicy z oceną poniżej przeciętnej, którzy znów trafili na rynek pracy, wskoczyli na rynek pracodawcy?

Wyniki pracuj.pl pokazują, że wiele zwolnionych osób jest skłonnych przebranżowić się lub przyjąć pracę poniżej kwalifikacji, a nawet obniżyć swoje oczekiwania finansowe, by zdobyć zatrudnienie. Możemy tu mówić o jeszcze większej dysproporcji, jaka ujawnia się pomiędzy najlepszymi fachowcami i osobami ze znacznie niższymi kompetencjami i możliwościami.

Trzecia grupa to taka, gdzie na rynek pracy trafiły całe działy w tym świetni eksperci ponieważ kryzys spowodował, że przedsiębiorstwa zamykały oddziały bądź likwidowały całe działy.

Rodzi się pytanie, w jaki sposób zweryfikować kandydatów do pracy, którzy wrócili na rynek pracy? Którą grupę reprezentują?

Przede wszystkim należy jeszcze mocniej postawić na profesjonalny, wieloetapowy proces rekrutacyjny, podczas którego rekruterzy będą bardzo mocno weryfikować potencjał pracowników. Sprawdzać referencje i powody rozstania z poprzednim pracodawcą, robić Assessment Center i zadania, podczas których będą mogli ocenić kompetencje w praktyce, ale również weryfikować kandydatów pod kątem dopasowania do organizacji. To, że ktoś nie sprawdził się w innej firmie nie oznacza przecież, że w nowej organizacji będzie podobnie.  Od rekrutacji zależy bardzo wiele, jeżeli błędy zostaną popełnione już na stracie potem trudno je będzie naprawić.

Uwypuklone dysproporcje pocovidowe  

Kolejna, jaskrawa dysproporcja, jaką możemy dostrzec w obecnej sytuacji dotyczy płci, ale i osób z dziećmi, czy bezdzietnych. Podczas lockdown-u to jednak kobiety w większości pracowały w domu, jednocześnie opiekując się dziećmi. Ich produktywność zawodowa była więc mniejsza w porównaniu z mężczyznami, którzy w tym czasie mogli pracować dłużej i cały swój czas poświęcać firmie. Niezależnie od kompetencji zawodowych obu stron, mężczyźni mogli być oceniani wyżej ze względu na lepsze efekty pracy. Kobiety, które dzieliły swój czas na opiekę nad dziećmi i pracę mogą teraz na tym samym stanowisku zarabiać znacznie mniej niż mężczyźni. Powstaje więc pytanie, czy jest to sprawiedliwe?

Z perspektywy praw człowieka i kobiet, nie do końca. Natomiast z drugiej strony nie ma powodu, aby pracodawca miał za to w pełni odpowiadać. Pracodawca nie może przecież wnikać w życie prywatne pracownika, bo to dane wrażliwe. Przełożony może jedynie oceniać kompetencje i efekty wykonywanej pracy. Porównując więc kilka osób na tym samym stanowisku, nie wchodząc w życie prywatne tych osób, ma prawo oceniać tych pracowników w różny sposób, proporcjonalny do ich wkładu pracy, liczby przepracowanych godzin oraz efektów i wyróżnić najlepszych w jego ocenie.

Wyjątkowość tej sytuacji sprawia, że opinie są niejednoznaczne. Nie wiadomo, czy Państwo powinno pomóc, czy pracodawca powinien przyjąć inne zasady na czas pandemii, czy np. pracownicy powinni przeorganizować swój czas pracy dzieląc go efektywniej na dom i prywatne obowiązki.

W atmosferze COVID-u jeszcze większego znaczenia nabrały również kwestie dotyczące umów. W ostatnim czasie częściej traciły pracę osoby zatrudnione na czas określony czy będące na umowach cywilno-prawnych. Dlatego teraz umowa o pracę będzie jeszcze bardziej pożądana przez pracowników, bo daje większe poczucie bezpieczeństwa.

Wirus dokonał wyraźnego podziału także, jeśli chodzi o rynek pracy w poszczególnych branżach. Możemy obserwować dziś branże, które mają się świetnie, gdzie jest jeszcze większe zapotrzebowanie na pracowników. To m.in. sektor IT i szeroko rozumianych nowoczesnych technologii, a także branża logistyczna, magazynowa i budowlana, czy segment związany z energią odnawialną. Widoczne jest również większe zapotrzebowanie na specjalistów świadczących usługi doradcze dotyczące usprawniania procesów. Firmy potrzebują bowiem analiz, by móc zoptymalizować i przystosować sposób działania do nowych warunków.

Przez COVID najbardziej ucierpiały z kolei firmy związane z różnego rodzaju usługami, czy branża produkcyjna, gdzie wdrażana jest automatyzacja i robotyzacja. Pracę straciło również wielu handlowców, działy rekrutacyjne i HR, czy szeroko rozumiany marketing.

Niepewność po obu stronach  

Według badań pracuj.pl około 77 proc. pracowników nadal chętnie zmieniłoby firmę, gdyby otrzymało lepszą ofertę finansową, a 44-60 proc. osób obawia się obniżki warunków bądź utraty obecnej pracy. Z jednej strony widoczny jest więc duży niepokój pracowników, a z drugiej przesłanki do tego, że pracodawcy mogą mieć podstawy do obaw i poczucie braku stabilizacji przy tak dużej ilości pracowników, którzy pójdą za lepiej płatną pracą. Jak zatem połączyć interesy obu stron? Budować bezpieczne środowisko pracy i poczucie przynależności zespołu do marki? Czy sposobem na zwiększenie motywacji pracownika jest podwyżka?

To z jednej strony najszybsze rozwiązanie i zawsze pożądane przez pracowników, ale nie do końca skuteczne, a na pewno nie w dłużej perspektywie. Obecnie również w wielu przypadkach niemożliwe ze względu na duże spowolnienie gospodarki przy jednoczesnych wyższych kosztach utrzymania przedsiębiorstw. Wiele firm po prostu nie stać na podwyżki. Proces natomiast jest bardzo złożony. Przedsiębiorcy powinni postawić na świadome zarządzanie swoją organizacją, usprawnianie procesów, edukację kadry managerskiej, a także opartą na analizie rekrutację pracowników. Tak by do firmy nie trafiały osoby przypadkowe, ale takie które będą świetnie pasowały i współpracowały z resztą zespołu.

Dopasowanie do organizacji będzie bardzo mocno wpływało na motywację i chęć rozwoju w konkretnej firmie. Dbanie o zespół, szacunek do ludzi, wywiązywanie się z obietnic, ale przede wszystkim szczere i dojrzałe rozmowy oraz włączanie pracowników do podejmowania firmowych decyzji czy realizacji wspólnych projektów da im poczucie sprawczości, a co za tym idzie będzie motywowało do pracy w takim zespole.

Pracownicy natomiast, zamiast od razu uciekać do innej firmy w momencie napotkanej trudności czy niezadowolenia z roli bądź wynagrodzenia,  powinni zaufać obecnemu pracodawcy i dać szansę obu stronom na przeanalizowanie swojej pracy i obecnej pozycji oraz znaleźć wspólne rozwiązania, które będą satysfakcjonujące dla obu stron. Bo często nie dostrzegamy możliwości, jakie mamy w obecnej organizacji.

W kryzysie każdy potrzebuje wsparcia, docenienia, czy pochwały. Ta zasada dotyczy również managerów. Pracownicy chcą być docenieni, oczekują szacunku, ale czy pamiętają o tym, by doceniać swoich szefów? Czy potrafią podziękować za poświęcenie i wsparcie?

To nasz wspólny czas

To jest czas, żeby obie strony myślały podobnymi kategoriami. Obie strony pomyślały o drugim człowieku, szanowały się wzajemnie, rozumiały i doceniały swoją, ciężką pracę. To właśnie teraz, zarówno pracodawcy, jak i pracownicy powinni wyciągnąć ręce na pokład i pokazać, że stanowią jedną drużynę. Tylko wspólnie można stworzyć najlepsze inicjatywy, wielkie projekty i odbudować gospodarkę tak, aby nam wszystkim lepiej się żyło, pracowało z uśmiechem i w spełnieniu zawodowym.

Magdalena Zagrodnik jest odpowiedzialna za rekrutacje, zarządzanie zasobami ludzkimi, Employer Branding i szeroko rozumiane działania marketingowe w firmie doradczej Walter Herz. Wspiera biznes łącząc cele firmy z relacjami międzyludzkimi.

Autor: Magdalena Zagrodnik, Business Partner w Walter Herz.

Przedsiębiorcy szukają oszczędności w zarządzaniu nieruchomościami

biznesman
Coraz więcej firm szuka oszczędności w obszarze zarządzania nieruchomością.
Znajduje je w połączeniu wielu serwisów w jedną kompleksową opiekę – modelu zintegrowanym. Kluczem do oszczędności jest zastępowalność, współpraca i koordynacja pracy różnych zespołów przez jedną osobę.

Do wielu przedsiębiorców przemawia zależność: w pakiecie taniej niż osobno. Ile zatem można zaoszczędzić przechodząc z sytemu rozwodnionego na zintegrowany? To oczywiście kwestia bardzo indywidualna. Zdarza się, że firmom udaje się uzyskać oszczędności mieszczące się w przedziale od kilku do kilkunastu procent. Korzyścią finansową może być także utrzymanie stałego kosztu zarządzania nieruchomością pomimo wzrostu płacy minimalnej oraz cen. Spokój właściciela nieruchomości oraz możliwość skupienia się na ważniejszych sprawach jest natomiast wartością niepoliczalną.

Wsparcie techniczne, ochrona i serwis sprzątający – to trzy podstawowe zakresy opieki nad nieruchomością. Zamawiane oddzielnie są często droższe, a na pewno powodują konieczność negocjowania, kontaktu i bieżącej współpracy z trzema odrębnymi firmami. Potrzeba wielu pracowników, co zwiększa koszty, a do tego często wywołuje problem z podziałem pracy i przerzucaniem odpowiedzialności. Mając świadomość mankamentów rozwodnionego modelu zarządzania obiektami, coraz więcej firm decyduje się na inne, bardziej efektywne i bardziej opłacalne rozwiązanie. Wiedząc, że lepiej w pakiecie niż osobno, wybierają zintegrowaną obsługę nieruchomości, przede wszystkim ze względu na jej opłacalność i wygodę we współpracy z dostawcą. – Model zintegrowany pozwala generować oszczędności w dwóch obszarach: operacyjnym i stricte finansowym – wymienia Robert Mazur, dyrektor handlowy Zintegrowanej Obsługi Nieruchomości w spółce Impel Synergies.

Zastępowalność i współpraca

Oszczędności operacyjne wynikają z możliwości wyręczania pracownika przypisanego do jednego serwisu przez osobę z innego zespołu. W sytuacjach awaryjnych to technik lub ochroniarz może wykonać prace porządkowe, gdy na terenie nieruchomości nie ma akurat zespołu sprzątającego, który w modelu zintegrowanym często jest grupą mobilną. Takie grupy pracują zgodnie z ustalonym harmonogramem. Integracja usług pozwala je zastąpić w przypadku zdarzenia losowego. Innym przykładem są obowiązki technika, który pewnych czynności – ze względu na przepisy BHP – nie może wykonywać w pojedynkę. – Asysta drugiego technika jest trudna do zorganizowania i droga, ale w ZON może go zastąpić ochroniarz, wtedy drugi technik przyjeżdżać nie musi, dzięki czemu oszczędzamy. Działa to też w drugą stronę: po odpowiednim szkoleniu technik może zastąpić w dyżurce ochroniarza, gdy ten wychodzi do alarmu – tłumaczy ekspert.

Zastępowalność to jedna korzyść, drugą jest współpraca. W aspekcie współpracy także nietrudno o często występujący przykład – remont. Jeżeli prace są nieco bardziej wymagające, konieczne jest zabezpieczenie terenu, zaangażowanie podwykonawców i dodatkowych grup sprzątających. Aby wjechać na teren nieruchomości, muszą się zapowiedzieć i przejść weryfikację. Do kontroli niezbędna jest współpraca kilku zespołów pracujących na obiekcie. Pracę wszystkich należy zorganizować i skoordynować. – W przypadku zamawiania usług osobno, to zadanie leży po stornie właściciela lub zarządcy nieruchomości. Jeżeli korzystamy z ZON, to zajmuje się tym jedna, specjalnie powołana do tego celu osoba – wyjaśnia Robert Mazur. – Jeśli nieruchomością opiekuje się Menadżer ZON, właściciel obiektu może po prostu ocenić efekt koordynacji różnych zadań, a nie martwić się sposobem jej przeprowadzenia – dodaje.

Trzecią korzyścią jest lepsze zapewnianie bezpieczeństwa funkcjonowania obiektu i jego użytkowników, co ma kluczowe znaczenie w obliczu sytuacji nieprzewidzianych (np. pandemii). Współpraca służb umożliwia dokładniejsze sprzątanie, dodatkowe odkażanie, skrupulatniejszą weryfikację gości, częstsze przeglądy i dezynfekcje instalacji itp. W ZON wchodzą bowiem, oprócz podstawowych, dodatkowe usługi specjalistyczne, które można włączać w zależności od potrzeb.

Korzystniej w zestawie

Opieka Menedżera ZON niesie ze sobą wymierną korzyść w drugim obszarze – oszczędności stricte finansowych. Mając go na obiekcie, zbędnym staje się zatrudnianie kilku managerów do poszczególnych serwisów. To samo dotyczy oszczędności na etatach ochroniarzy, techników i osób sprzątających. Model rozproszony potrzebuje ich więcej, natomiast zintegrowany – mniej. Podobny efekt uzyskuje się, gdy zespół zajmujący się sprzątaniem, serwisem technicznym, utrzymaniem terenów zielonych, a nawet ochroną jest grupą nie stałą, a mobilną. – Usługi świadczone przez grupy mobilne są tańsze, ponieważ jedna ekipa może obsługiwać kilka obiektów – zapewnia Robert Mazur. – Grupa mobilna ma jednak sens tylko wtedy, gdy pod jej nieobecność można ją zastąpić w nagłych przypadkach. I to jest właśnie kwintesencja zintegrowanej obsługi nieruchomości – podsumowuje.

Źródło: Impel.

Polski robot UV-C gotowy do walki z wirusami w przemyśle, handlu i turystyce

ControlTec_Grzegorz Góral_fot. Łukasz Giza_03
Pracuje samodzielnie i szybko, a jego skuteczność potwierdzają opinie medyków. Mobilny i autonomiczny robot UV-C polskiej firmy ControlTec już odkaża przestrzenie z wirusów i bakterii we wrocławskim szpitalu zakaźnym. Niebawem z jego zalet będą mogły skorzystać m.in. zakłady przemysłowe, obiekty handlowe i turystyczne.

Spis treści:
Obiekty handlowe
Hotele i restauracje
Przemysł
Zainteresowanie za granicą

Autonomiczny robot porusza się samodzielnie, emitując promieniowanie UV typu C – zabójcze dla wirusów (w tym SARS-CoV-2), bakterii i innych groźnych drobnoustrojów. Jego niemal stuprocentowa skuteczność jest udowodniona badaniami laboratoryjnymi i mikrobiologicznymi.

Jako pierwsi w Polsce urządzenie tego typu skonstruowali doświadczeni inżynierowie z wrocławskiej firmy ControlTec, największego niezależnego integratora systemów automatyki w Polsce, którzy połączyli jeżdżącą platformę z systemem 16 lamp i napisali do tego autorskie oprogramowanie sterujące. Robot UV-C ControlTec dezynfekuje pomieszczenia i sprzęt w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym przy ul. Koszarowej we Wrocławiu, gdzie w okresie pandemii leżą chorzy na COVID-19. Robot zebrał od pracowników szpitala bardzo pozytywne opinie potwierdzone pisemną rekomendacją.

Robot udowodnił w szpitalu, że sprawdza się w najbardziej wymagających warunkach. – Z jego zalet mogą korzystać przedstawiciele wielu innych branż. Technologia dezynfekcji w zakresie 360 stopni połączona z umiejętnością dostosowania pracy lampy do odkażanego otoczenia powala mu utrzymywać higienę i bezpieczeństwo w obiektach o każdej skali i przeznaczeniu.
zapewnia Grzegorz Góral, wiceprezes i założyciel firmy ControlTec. – Nasz robot wyznacza nowe standardy w dezynfekcji budynków i pomieszczeń. Zdalnie sterowany system lamp pozwala na szybką, bardzo dokładną i obecnie najbardziej bezpieczną metodę odkażania – dodaje.

Robot z powodzeniem poradzi sobie w galeriach handlowych, obiektach przemysłowych, gabinetach medycznych, dentystycznych i kosmetycznych, hotelach i restauracjach, halach sportowych, instytucjach kultury, zakładach fryzjerskich, centrach SPA i w wielu innych miejscach.

Obiekty handlowe

Dzięki zasięgowi świecenia lamp w promieniu 4 metrów i umiejętności pracy w grupach (flotach), robot znakomicie sprawdzi się w galeriach i centrach handlowych – niezależnie od ich wielkości. – To opłacalna metoda na dużych przestrzeniach – twierdzi Grzegorz Góral. – Jego użycie może przyczynić się do zwiększenia liczby odwiedzających i zaufania klientów, co przekłada się na zysk. Co więcej, zdalnie obsługiwany robot odkaża bez obecności człowieka, więc jest to metoda bezpieczna dla pracowników – dodaje.

Założyciel firmy ControlTec twierdzi, że metoda odkażania robotem jest zdecydowanie wygodniejsza i szybsza niż tradycyjne metody dezynfekcji przeprowadzane w centrach handlowych przez personel. Użycie robota zwiększa bezpieczeństwo korzystania z centrum oraz podnosi jego prestiż w oczach klientów.

Hotele i restauracje

Robot zapamiętuje trasy przejazdu i omija przeszkody, dlatego może pracować nawet w najmniejszych pomieszczeniach i korytarzach. Na jednym ładowaniu jest w stanie zdezynfekować 10 pokoi hotelowych (o wielkości do 30 mkw.). Ładowanie przebiega automatycznie (robot podjeżdża do stacji ładowania samodzielnie) lub ręcznie (wymiana akumulatora). Naładowane urządzenie może pracować do 4 godzin. Czas ładowania do 70% to 30 minut (do 100% 3,5 godziny). – O włączeniu robota do załogi powinny pomyśleć także firmy sprzątające, ponieważ da im to przewagę nad konkurentami – sugeruje Grzegorz Góral.

Aby robot zdezynfekował pokój, wystarczy go do niego wpuścić i zdalnie włączyć lampy. Robot powiadomi o skończonej pracy. Pojedzie do następnego pokoju, a po drodze zdezynfekuje korytarz. To wszystko może robić nocą – a więc bezpiecznie dla gości i personelu.

Przemysł

Wspomniana hala produkcyjna to tylko jeden typ obiektu przemysłowego, które warto dezynfekować robotem. Pozostałe to m.in. fabryki, warsztaty i magazyny. Szybkie odkażanie zwiększa ciągłość produkcji i bezpieczeństwo załogi, ponieważ zmniejsza ryzyko wysłania dużej liczby pracowników na przymusową kwarantannę. Kolejna korzyścią jest to, że robot dotrze z promieniowaniem do wszystkich zakamarków. A ponadto robota można wykorzystać do innych celów. – Zanim dołączyliśmy system lamp odkażających, konstruowaliśmy urządzenie transportowe do fabryki silników samochodowych – wspomina Grzegorz Góral.

Zainteresowanie za granicą

Skąd tak szerokie zastosowanie? To zasługa nowoczesnego oprogramowania, które umożliwia personalizację robota i dostosowanie jego pracy do indywidualnych potrzeb i zadań specjalnych. Komunikacja przebiega przez Wi-Fi, LAN lub złącze RS-232. Urządzeniem zarządza się zdalnie (tablet z aplikacją) lub lokalnie (komputer).

Liczne zalety tego innowacyjnego urządzenia dostrzegają nie tylko firmy polskie, ale także zagraniczne. – Sukces w szpitalu odbił się głośnym echem nie tylko w Polsce. Robot wzbudza zainteresowanie za granicą. Chcą go mieć firmy z różnych branż, bo wiedzą, że w nowa rzeczywistość wymaga jeszcze większej dbałości o dezynfekcję niż do tej pory. Wiedzą też, że robot sprawdzi się w ich przemysłowych, handlowych czy turystycznych obiektach tak dobrze jak zrobił to w obiekcie medycznym – podsumowuje Grzegorz Góral.

 

Źródło: ControlTec.

Czy przez pandemię zastąpią nas roboty? – raport nt. obaw Polaków przed drugą falą pandemii COVID

Aż 53% badanych boi się utraty pracy z powodu kryzysu gospodarczego po pandemii COVID-19. Polacy, jako główne obawy związane z ryzykiem utraty pracy wskazują: recesję (59,6%) dłuższą izolację wywołaną zakażeniem (41,6%) oraz automatyzację ich stanowiska pracy (18,7%). Blisko 40% badanych wskazuje, że z powodu wszechobecnej pandemii do ich pracy zostały wprowadzone nowe narzędzia technologiczne. Dwóch na trzech badanych przyznaje, że obecna sytuacja zmusiła ich do częstszego korzystania ze smartfonu
i komputera. Jednocześnie w pracy zdalnej pracują oni znacznie dłużej i ciężej niż dotychczas – wynika z raportu Procontent Communication pt. „Pandemia automatyzuje Polskę?”.

Okres pandemii wiąże się z redukcją etatów oraz oszczędnościami wprowadzanymi przez wiele firm. Ponad połowa Polaków boi się utraty pracy. Jako potencjalny powód podają oni recesję i kryzys gospodarczy. Jednocześnie Polacy boją się przymusowej izolacji, aż 41,6% obawia się zakażenia wirusem, bądź kontaktu z osobą zarażoną, co wymusi pozostanie na kwarantannie.

Roboty nie chorują, nie męczą się, ani nie przenoszą wirusa – ze względu na te właśnie zalety stanowią idealną odpowiedź na czasy pandemii. Aspekt ten jest widoczny, wśród pracowników, gdyż prawie, co piąty badany (18,7%) obawia się zautomatyzowania swojego stanowiska, które może zostać zastąpione przez nową technologię. Należy jednocześnie podkreślić, że na automatyzację pracy wskazało więcej respondentów obawiających się utraty zatrudnienia niż na ucieczkę inwestorów z naszego rynku (15,9%). Jeszcze mniej badanych, gdyż jedynie 11,3% obawia się konkurencji ze strony imigrantów zarobkowych.

„Wyniki raportu pokazują, że nasze społeczeństwo jest coraz bardziej świadome zagrożeń, jakie mogą występować przy wdrażaniu nowych rozwiązań technologicznych. Ze względu na ryzyko utraty pracy w pandemii więcej Polaków dostrzega zagrożenia płynące z cyfryzacji i automatyzacji procesów oraz więcej badanych obawia się wdrożenia nowych technologii w firmach, w których są zatrudnieni. Pracodawcy decydujący się na pracę zdalną i automatyzację stanowisk pracy mogą się, więc liczyć z dużym stresem w zespołach. Oznacza to konieczność edukacji i wdrażania odpowiedzialnej polityki cyfrowej w firmach” – podkreśla Iwona Kubicz z Procontent Communication.

Pandemia sprawiła, że znacznie więcej czasu spędzam przed komputerem i smartfonem” – z tym stwierdzeniem zgodziło się ponad 2/3 badanych. Na to wpływ bez wątpienia miała praca zdalna, z której, jak wynika z raportu Procontent, w ostatnim czasie korzystał, co drugi ankietowany. Polakom jednak ta forma pracy odpowiada coraz mniej. Ponad połowa z nich (52%) potwierdza, że przez zdalne wykonywanie obowiązków pracowali oni ciężej i dłużej niż zwykle.

Jednocześnie ankietowani w wyniku wzmożonego kontaktu z technologią podczas pandemii coraz bardziej obawiają się cyfrowej manipulacji. Aż 56 proc. badanych jest zdania, że firmy projektujące i kontrolujące technologie wykorzystują je do manipulowania użytkownikami.
Z takim wnioskiem zdecydowanie nie zgadza się jedynie 2% Polaków.

Dodatkowo, przez obecną sytuację gospodarczą Polacy chcą ograniczać wydatki. Ponad połowa badanych (52%) deklaruje, że oszczędza w strachu przed drugą falą epidemii. Obawy przed drugą falą wpływają również na priorytety w naszym życiu zawodowym. Od swoich pracodawców Polacy wymagają dziś przede wszystkim przygotowania się na druga falę epidemii COVID-19 (56,1%) oraz poradzenia sobie z kryzysem gospodarczym i odbudową gospodarki (53,8%). Istotnym aspektem jest też dbanie o dobrostan pracowników i ich samopoczucie psychiczne po izolacji (47,3%). Tylko nieliczni wskazali zmiany klimatyczne (21,1%), jako istotny temat, którym powinni się obecnie zajmować pracodawcy.

„Obrazuje to fakt, iż w wyniku pandemii zepchnęliśmy tematy kiedyś kluczowe na drugi tor. Najważniejszym dla społeczeństwa jest dziś, bowiem zapewnienie bezpieczeństwa finansowego i stabilizacja zatrudnienia. Tematy kluczowe dotyczące bezpieczeństwa zatrudnienia oraz wizji radzenia sobie z kryzysem, powinny zostać zaadresowane
w komunikacji wewnętrznej i korporacyjnej firm, które chcą by pracownicy koncentrowali się na działaniu i pozostali produktywni”
– komentuje Iwona Kubicz.

„Ponad 1/3 badanych stwierdza, że stosunek firm do pracowników w wyniku pandemii uległ znacznemu pogorszeniu. To bardzo niepokojące dane związane ze zmieniającym się trendem i najprawdopodobniej kończącym się rynkiem pracownika. Zaufanie do pracodawcy nadwyrężyło zaledwie kilka miesięcy od wybuchu epidemii, jednak jego odbudowa może potrwać lata, choć dobra gospodarcza koniunktura może powrócić wraz ze spodziewaną skuteczną szczepionką. Kluczową kwestią podczas epidemii, w momencie niepokoju i obawy jest mądre zarządzanie reputacją firmy. To właśnie rolą szefów jest zadbanie o bezpieczeństwo pracowników i zminimalizowanie strat wizerunkowych dla przedsiębiorstw” – dodaje Iwona Kubicz, prezes Procontent Communication.

Kryzys gospodarczy spowodowany pandemią może zaostrzyć trend ku automatyzacji
i robotyzacji procesów, ponieważ firmy szukają sposobów, aby zredukować zatrudnienie i być bardziej konkurencyjnymi. Jednocześnie wiele firm, które wprowadzi nowe technologie i zainwestuje w automatyzację może nigdy nie wrócić do starych nawyków.

Źródło: Procontent Communication.

Praca zdalna w czasie COVID-19 – jak zadbać o bezpieczeństwo pracowników?

brooke-cagle-609873-unsplash

Pandemia COVID-19 wymusiła na wielu pracodawcach szybką zmianę – z pracy w biurze na pracę zdalną. Jednocześnie spowodowała elastyczne podejście do miejsca wykonywania obowiązków zawodowych pracowników. Pracodawcy musieli, i w dalszym ciągu muszą, mierzyć się różnymi wyzwaniami, w tym z jednym kluczowym – jak przestrzegać zasad BHP w warunkach pracy zdalnej i w nowej rzeczywistości związanej z obecnością koronawirusa.

Spis treści:
Dostosowanie do nowej rzeczywistości
Obowiązki pracodawcy i pracownika

Już na początku marca firmy obserwując sytuację związaną z postępującą pandemią, wysyłały swoich pracowników na pracę zdalną. I o ile dość prostym zabiegiem było zapewnienie odpowiedniego sprzętu (znaczna większość osób korzysta już z laptopów), o tyle dostosowanie zasad BHP do tej nowej rzeczywistości stało się wyzwaniem. Z jednej strony konieczność zadbania o pracowników, o komfort ich pracy, a z drugiej bieżące dostosowywanie zasad do nowych wymogów i wytycznych sanitarnych.

Dostosowanie do nowej rzeczywistości

W ciągu 3 miesięcy przeszkoliliśmy ponad 3500 osób z zakresu zmian związanych z COVID-19. Szkolenia obejmowały zarówno szkolenia wstępne jak i okresowe i zaplanowane zostały w oparciu o wytyczne Ministerstwa Zdrowia i Sanepidu. Dodatkowo, dla wybranych funkcji w firmach, opracowaliśmy checklisty kontroli własnych stanowisk pracy zorganizowanych w warunkach domowych, które pomagają pracownikom zadbać o bezpieczeństwo pracy w trybie home office – dodaje Łukasz Wawrzyniak.

Pandemia pokazała dość wyraźnie, że nowa rzeczywistość do której pracodawcy i pracownicy musieli się szybko zaadaptować zostanie z nami na dłużej. Praca zdalna, bardziej elastyczne podejście do miejsca wykonywania pracy, zmniejszenie powierzchni biurowych, inna aranżacja biura to tylko niektóre ze zmian, które pojawiły się w trakcie koronawirusa. Pracodawcy dostrzegają wyraźnie, że efektywność pracy została utrzymana i w związku z tym biuro jako jedyne miejsce do wykonywania pracy nie jest konieczne.

Obowiązki pracodawcy i pracownika

W związku z zagrożeniem epidemiologicznym związanym z wirusem COVID – 19 oraz w odpowiedzi na obowiązek stosowania środków zapobiegających chorobom związanym z pracą (art. 277 §1 Kodeksu Pracy), firmy powinny opracować odpowiednie zasady dla pracy z domu. Główne obowiązki pracodawcy w tym zakresie to przede wszystkim zapewnienie pracownikowi niezbędnego sprzętu do wykonywania pracy w domu (w szczególności: laptop i telefon komórkowy oraz inne sprzęty przypisane do konkretnych stanowisk np. drukarka), zapewnienie, że udostępniony sprzęt jest bezpieczny, a w razie potrzeby zapewnienie niezbędnej pomocy technicznej. Natomiast obowiązki pracownika można sprowadzić do dwóch kluczowych aspektów – deklaracja pracownika, że posiada niezbędne wyposażenie (np. biurko, krzesło, dostęp do odpowiedniego oświetlenia) i lokum do pracy oraz przestrzeganie zasad pracy w domu.

W tym drugim przypadku kluczowe jest zwrócenie uwagi na kwestie zachowania norm czasu pracy oraz ustaleniu zasad postępowania w przypadku zaistnienia zdarzeń niebezpiecznych, które muszą być zgłoszone do inspektora ds. BHP. Pracodawcy muszą zdawać sobie sprawę z faktu, że zdarzenia wypadkowe powstałe podczas pracy zdalnej mogą posiadać znamiona wypadku przy pracy zgodnie z ich definicją. Istnieje zatem kluczowe pytanie, jak zapobiegać zdarzeniom niebezpiecznym w warunkach pracy domowej, gdzie pracodawca może mieć znikomy wpływ na warunki pracy, w jakich pracownik wykonuje swoje czynności zawodowe – podsumowuje Łukasz Wawrzyniak.

Dlatego niezwykle ważną kwestią, na którą pracodawcy także powinni zwrócić uwagę to temat wypadków w pracy. Pracodawca, mimo że pracownik pracuje zdalnie, powinien przypomnieć obowiązujące zasady i wytyczne związane z wypadkowością, opisując lub wskazując czym są wypadki oraz jakiego typu zdarzenia będą traktowane jako wypadek podczas pracy z domu.

Źródło: W&W Consulting.

Dla kogo biuro, dla kogo praca zdalna – 4 kluczowe kryteria według Forbis Group

DeathtoStock_Wired7
W nowej rzeczywistości wiele organizacji staje przed dylematem: kto może pracować w większym wymiarze w trybie pracy zdalnej, a kto powinien wrócić do biura? Ewaluacja prowadząca do wyodrębnienia grup pracowników, którym można zaproponować poszczególne rozwiązania, powinna mieć kilka wymiarów. Profile poszczególnych stylów pracy różnią się w odniesieniu do czterech głównych kryteriów, które eksperci Forbis Group definiują w raporcie „Style pracy i biuro przyszłości. Nowoczesne środowiska pracy w erze postcovid”.

Po pierwsze: produktywność na home office

Dobrym punktem wyjścia jest ocena doświadczeń pracy zdalnej w czasie kwarantanny. Eksperci Forbis Group podkreślają jednak, że nie był to typowy home office, lecz praca w trybie awaryjnym, dla wielu osób będąca trudnym doświadczeniem. Subiektywne odczucie pogorszenia lub poprawy efektywności może być jednak dobrym wyznacznikiem tego, dla kogo praca zdalna jest dobrym rozwiązaniem.

Dwa i trzy: wspólna praca warsztatowa czy konsultacje?

Trzeba też wziąć pod uwagę charakter współpracy w organizacji: Czy są to często drobne konsultacje, takie, które najlepiej odbywać, gdy siedzi się we wspólnej przestrzeni? Czy raczej praca koncepcyjna, warsztatowa nad jakimś zagadnieniem raz na jakiś czas? A może są to konsultacje w metodyce zwinnej, mające swoje rytuały i określony harmonogram? W zależności od tego, jakie wzory komunikacyjne dominują w danym zespole, osoby przypisane do niego powinny albo pracować razem w przestrzeni biura albo zbierać się w biurze raz lub dwa razy w tygodniu a resztę komunikacji przenieść do sfery online i pracować zdalnie.

Po czwarte: autonomia

Ostatni aspekt to autonomia, czyli to, na ile wykonywane zadania mogą być realizowane samodzielnie i niezależnie. Praca osób wykonujących swoje zadania z domu lub innych przestrzeni powinna być dosyć autonomiczna, czyli dająca możliwość niezależnego określania, jak należy realizować wyznaczone cele. Częściowo jest to związane z etapami kariery: osoby piastujące stanowiska seniorskie i menedżerskie zwykle w większym stopniu niż asystenci decydują o organizacji czasu pracy i sposobie realizacji zadań. Ponadto osoby o dłuższym stażu zwykle w większym stopniu mogą polegać na własnej wiedzy i rzadziej muszą zasięgać porady kolegów.

Eksperci Forbis Group podkreślają, że ewaluację dobrze rozpocząć od metod ilościowych, by uchwycić ogólny obraz, ale wyniki powinny być skonsultowane z menedżerami i skonfrontowane z danymi zbieranymi metodami jakościowymi, by przygotować trafne rekomendacje.

Źródło: Forbis Group.

Po co powstaną huby przeładunkowe? Pakiet mobilności i jego możliwe konsekwencje

axel-ahoi-50659-unsplash
Jak podaje UNCAD[1] globalne potrzeby inwestycyjne w zakresie infrastruktury transportowej do 2040 roku mogą kosztować nawet 94 biliony dolarów.[2] Chodzi między innymi o poprawę przepustowości tej infrastruktury, która wykorzystywana jest przez branżę logistyczną. Bank Światowy alarmuje, że indeks wydajności logistyki wymaga poprawy, a rosnące zapotrzebowanie na dostawy towarów, obecnie podbijane przez e-commerce oraz last mile delivery, to szansa na rozwój centrów logistycznych, magazynów miejskich czy transportu intermodalnego. Nie bez echa obejdzie się również pakiet mobilności. Jego zmienione zapisy dotyczące konieczności powrotu do bazy co osiem tygodni oraz wymóg korzystania z tachografów w busach sprawią, że krajobraz sektora TSL może się w przyszłości zmienić. Według ekspertów Inelo mogą na przykład powstawać huby przeładunkowe, które umożliwią przewoźnikom sprawne i rentowne realizowanie frachtów na dalekich trasach.

 

Huby przeładunkowe w transporcie drogowym

 

Przeładunkami w branży TSL określa się wysyłkę towaru do pośredniego miejsca zanim trafi od do klienta. Zazwyczaj kojarzony jest z wykorzystaniem w tym celu dwóch różnych środków transportu, na przykład kolei i ciężarówki. Jednak nie jest to regułą. Duże centra logistyczne zlokalizowane w pobliżu torów kolejowych lub portów faktycznie przeładowują kontenery ze statków na pociągi towarowe lub ciężarówki. Z uwagi na rozwój infrastruktury logistycznej oraz trendy rynkowe generujące popyt jak e-commerce czy dostawa tego samego dnia, a także zmiany w unijnym prawie drogowym oraz cyfryzację transportu i logistyki powstaje coraz więcej magazynów miejskich usytuowanych w pobliżu dużych aglomeracji miejskich oraz tak zwanych hubów przeładunkowych. Zwłaszcza te ostanie mają szansę na rozkwit, ponieważ nowe regulacje zawarte w pakiecie mobilności mogą wymusić na przedsiębiorcach poszukiwanie takich rozwiązań w realizowaniu zleceń.

 

Jak zauważa Tomasz Czyż, ekspert Inelo oraz systemu telematycznego GBOX, monitorującego ponad 30 tys. ciężarówek, jeżdżących po UE – Przedsiębiorcy logistyczno-transportowi stoją przed wyzwaniami, jakie stawia im zarówno sytuacja ekonomiczna wywołana koronawirusem, jak zmiany w europejskim prawie drogowym. Pakiet mobilności, którego zapisy o delegowaniu obowiązują od 20 sierpnia 2020 roku, zakłada również między innymi obowiązek powrotu do kraju, tj. miejsca bazy przedsiębiorstwa, samochodu ciężarowego po ośmiu tygodniach w trasie, co może przysparzać przewoźnikom sporo problemów. Już teraz w środowisku spedycyjnym słyszy się głosy, że huby przeładunkowe zlokalizowane na najczęściej uczęszczanych i dalekich trasach, gdzie będzie można doładować naczepę, by nie wracać na pusto lub zostawić ładunek dla innego pojazdu, mogą pomóc zachować rentowność zleceń.

 

Pakiet mobilności – część przepisów, która wchodzi za 18 miesięcy to m.in.

  • Powrót każdego pojazdu do centrum operacyjnego firmy w kraju siedziby raz na co najmniej osiem tygodni.
  • Ograniczenie dostępu do rynku w zakresie kabotażu. Dotychczasowe zasady dla transportu międzynarodowego to możliwość wykonania trzech operacji w ciągu siedmiu dni. UE w pakiecie mobilności dodała czterodniowy okres przerwy pomiędzy kabotażami tym samym pojazdem w tym samym kraju.
  • Wyłączenie z delegowania operacji tranzytowych, przewozów bilateralnych (z/do PL) oraz maksymalnie dwóch załadunków lub rozładunków towarzyszących przewozom bilateralnym (ten ostatni pod pewnymi warunkami np. inteligentny tachograf 2-gen., w drodze z polski dozwolona maks. 1 dodatkowa operacja).
  • Objęcie delegowaniem przewozów cross-trade oraz wszelkich operacji kabotażowych.
  • Korzystanie z pełnych układów zbiorowych przy rozliczaniu płac minimalnych oraz brak możliwości zaliczania diet i ryczałtów.

 

Rezultat może być taki, by uniknąć objęcia delegowaniem, co wiąże się ze wzrostem kosztów pracowniczych, firmy będą chciały częściej jeździć z ładunkiem na przykład z Polski do Niemiec i z powrotem. Wówczas towar będzie przeładowany i podejmie go inny pojazd, który pojedzie w dalszą trasę. Możliwe jest większe wykorzystanie potencjału hubów przeładunkowych oraz przepinanie naczep. Na to powinni również przygotować się załadowcy i spedytorzy. Jeśli zapis o powrocie samochodu ciężarowego do kraju co najmniej po ośmiu tygodniach pracy utrzyma się, to ograniczy się również dostępność załadunkowa tirów. Trzy czwarte transportu towarów w Europie odbywa się po drogach, a Polacy odpowiadają za największą ilość tonokilometrów przewiezionych w ostatnich latach po starym kontynencie. Krajobraz transporotowo-spedycyjny w najbliższych latach może się zmienić, a huby przeładunkowe są tylko jedną z opcji dostosowania się do nowych warunków – podsumowuje Czyż.

 

Co ma wspólnego e-commerce i busy z tachografami?

 

Według McKinsey i World Economic Forum ¼ światowej populacji kupuje online, a udział rynku e-commerce ma wzrosnąć do 17,9 proc. i osiągnąć poziom 20 proc. wszystkich zakupów w 2023 roku. Taki rozwój online shopping spowoduje zwiększone zapotrzebowanie na dostawę tzw. ostatniej mili, w której znaczący udział mają między innymi busy, rozwożące towary po całej Europie. W skali globalnej, do 2030 roku, sektor ten ma wzrosnąć nawet do 78 proc. Analiza The Future of the Last-Mile Ecosystem wskazuje, że znaczenie e-commerce spowoduje większą liczbę (o 36 proc.) samochodów dostawczych i busów w 100 największych miastach na świecie. Dlaczego to istotne informacje dla transportu drogowego?

 

Rozwój e-commerce ma bezpośredni wpływ na ilość ładunków przewożonych między innymi przez busy, które do tej pory pracują bez rejestrowania czasu pracy i jazdy przy pomocy cyfrowych rejestratorów. Dlatego mogą pokonywać dalekie odległości w dostawach bezpośrednich. Jednak pakiet mobilności to zmieni – mówi ekspert GBox.

 

Dodatkowe ważne ustalenia pakietu mobilności:

  • Wymóg stosowania się właścicieli firm przewozowych z tzw. flotą lekką do norm czasu jazdy i odpoczynków, takich jak obecnie obowiązują kierowców ciężarówek (rozporządzenie 561), przy czym należy pamiętać, że obowiązek instalacji i użytkowania tachografu będzie miał zastosowanie od lipca 2026 roku.
  • W ciągu 21 miesięcy od daty publikacji pakietu mobilności przewoźnicy, dysponujący busami, będą mieć obowiązek spełniania wszystkich wymogów dotyczących wykonywania zawodu przewoźnika drogowego, w tym m.in. posiadać licencję oraz zabezpieczenie finansowe na każdy pojazd.

 

Europosłowie w pakiecie mobilności zajęli się też pojazdami poniżej 3,5 tony. Zmiany w rozporządzeniu 561/2006. dotyczą czasu prowadzenia busów, odbierania odpoczynków i przerw, co obecnie jest wymagane i stosowane w prowadzeniu ciężarówek. W związku z wejściem w życie pakietu mobilności będą miały zastosowanie również wobec wszystkich samochodów o DMC powyżej 2,4 tony wykorzystywanych w międzynarodowym transporcie drogowym. Na pokładzie busów będą musiały się znaleźć inteligentne tachografy. To duży krok w stronę unifikacji rynku.

 

Tym samym kierujący busem wyposażonym w tachograf cyfrowy będzie musiał posiadać imienną kartę kierowcy. Na niej zapisywane będą wszystkie aktywności, takie jak czas prowadzenia pojazdu, innej pracy, dyspozycji i postoju. Branża transportu lekkiego będzie musiała się z tym zmierzyć, a pomocne mogą okazać się właśnie huby przeładunkowe oraz magazyny i centra logistyczne, które posiadają zaplecze socjalne do kierowców busów dalej firmy. Duże przedsiębiorstwa logistyczne i spedycyjne mogą na przykład wynajmować część powierzchni magazynowych na najczęściej uczęszczanych kierunkach. Trasa z Polski do Hiszpanii w trybie express może odbywać się właśnie z przystankami na przeładunek w hubie logistycznym. Transport uczy się większej elastyczności i skalowania modelu biznesowego tak, by był opłacalny. Polscy przewoźnicy są odporni na zmiany i sprawnie reagują na wyzwania stawiane przez unijnych legislatorów. Jednak należy obserwować rynek. Huby przeładunkowe to trend obecnie dyskutowany w kręgach przedstawicieli TSL. Ważna jest też większa automatyzacja i cyfryzacja transportu. Jedno jest pewne, zmiany są nieuniknione, a pakiet mobilności tylko je przyspieszył – podsumowuje Tomasz Czyż, Inelo.

 

[1] Konfederacja Narodów Zjednoczonych ds. Handlu i Rozwoju. Organ pomocniczy Organizacji Narodów Zjednoczonych utworzony w 1964 roku w Genewie

[2] Koszty szacowane na podstawie cen produktów i usług z 2015 roku.

materiał prasowy

Magazyny nie dają się wirusowi

joshua-sortino-215039-unsplash
Rynek powierzchni magazynowo-logistycznych dobrze zniósł pierwszą falę turbulencji wywołanych globalną pandemią i jak dotychczas wydaje się być najlepiej uodporniony na kryzys w porównaniu z innymi sektorami rynku nieruchomości komercyjnych. Eksperci z BNP Paribas Real Estate Poland podsumowując pierwsze półrocze 2020 roku na rynku nieruchomości przemysłowych, wskazują na rekordowy popyt, spadek wskaźnika pustostanów, dynamiczny rozwój nie tylko wiodących stref, ale też lokalizacji określanych jako rozwojowe, jak np. coraz bardziej popularny region Zachód. Zwracają jednak uwagę, że dalsze skutki pandemii i spowolnienie gospodarcze mogą przełożyć się na wzrost niepewności i ewentualne wyhamowanie sektora.

Mocna nowa podaż

Z raportu „Rynek Powierzchni Przemysłowych i Magazynowych w Polsce, At a Glance, Q2 2020” wynika, że pomimo pandemii, sektor magazynowy w Polsce nadal rozwija się w najszybszym tempie w Europie i w I połowie br. urósł o prawie 1 mln m kw., z czego ok. 60 proc. nowej podaży przypadło na okres od kwietnia do czerwca. Najwięcej nowej powierzchni przybyło w strefach: Warszawa II (353 tys. m kw.), Dolny Śląsk (193 tys. m kw.) i Górny Śląsk (180 tys. m kw.), a na czele listy największych nowo oddanych obiektów znalazły się: A2 Warsaw Park Grodzisk (104 tys. m kw.) oraz P3 Mszczonów (58 tys. m kw.).

Siła w regionach

Pandemia i duży wolumen powierzchni oddanej do użytku w ostatnich latach nie wyhamowały aktywności deweloperów. Na koniec czerwca w budowie było ponad 1,9 mln m kw. nowoczesnych magazynów. Najwięcej w strefach Górny Śląsk (435 tys. m kw.) i Warszawa II (324 tys. m kw.). Autorzy raportu zwracają uwagę, że mimo tego, iż 60 proc. nowo powstającej powierzchni przypada na główne klastry magazynowe, to odnotować należy rosnącą pozycję regionu rozwojowego, jakim jest strefa Zachód. Na placach budów znajduje się tam około 256 tys. m kw., z czego gros to realizacja Panattoni BTS w Świebodzinie (204 tys. m kw.). Region przy granicy polsko-niemieckiej korzysta z potencjału, jaki daje bliskość ogromnego, niemieckiego rynku, trasa S3 i dalszy rozwój infrastruktury drogowej.

Dywersyfikacja rynku trwa, a deweloperzy coraz lepiej czują się na obszarach mniej rozwiniętych pod względem powierzchni magazynowych. Zielone światło dostają projekty zlokalizowane w Polsce zachodniej i północno-wschodniej, z których część to obiekty BTS. To trend, który będzie się nasilał. Wpływ na to ma nie tylko dobry dostęp do zasobów ludzkich, ale i mocno poprawiająca się infrastruktura. Interesującym przykładem klastra rozwijającego się jest strefa Trójmiasto, w której buduje się 237 tys. m kw. nowoczesnych magazynów. Ich ukończenie oznaczać będzie zwiększenie całkowitych zasobów powierzchni magazynowej w tym regionie o ponad 32 proc.

Martyna Kajka, Associate Director, Dział Powierzchni Przemysłowych i Logistycznych, BNP Paribas Real Estate Poland

O potencjale rozwojowym mniejszych regionów świadczy też wyodrębnienie w drugim kwartale w sektorze powierzchni magazynowych strefy Opole. W jej skład wchodzić będą obiekty znajdujące się w województwie opolskim. Niewątpliwymi atutami nowej strefy są: bliskość rynku niemieckiego, lokalizacja wzdłuż autostrady A4 oraz dość dobry dostęp do siły roboczej.

Wysoki popyt i mniej pustostanów

W pierwszym półroczu zanotowano 2,4 mln m kw. popytu brutto i była to najwyższa wartość w historii. Autorzy raportu podkreślają, że w samym drugim kwartale popyt brutto osiągnął poziom 1,3 mln m kw., przewyższając tym samym wolumen z poprzednich trzech miesięcy o około 20 proc. Ma na to wpływ również sytuacja gospodarcza, która skłoniła wielu najemców do podjęcia renegocjacji i przedłużenia trwających umów najmu. Jednocześnie odnotowano zmiany w strukturze najmu i zmniejszenie udziału popytu netto z 80 proc. w całkowitym wynajmie w miesiącach styczeń-marzec, do 70 proc. w miesiącach kwiecień-maj. Na koniec czerwca wskaźnik niewynajętych powierzchni magazynowych spadł, w porównaniu do pierwszego kwartału, o 0,6 p.p. i osiągnął poziom 7 proc. Autorzy raportu zwracają uwagę, że pomimo rekordów, jakie w ostatnich lata biła nowa podaż, udział dostępnej powierzchni wciąż pozostaje na relatywnie niskim poziomie.

Sektor magazynowo-przemysłowy płynnie przejechał pierwszy ostry zakręt spowodowany pandemią. To bardzo dobra informacja nie tylko dla rynku i gospodarki, ale również dla nas jako społeczeństwa. Powrót do poziomu produkcji i konsumpcji sprzed pandemii z pewnością zajmie sporo czasu, ale trudno go sobie wyobrazić bez silnego i zdrowego sektora logistycznego. Przed nami czas reorganizacji łańcuchów dostaw i procesów logistycznych, a także dostosowywanie do nowych modeli biznesowych i nowych priorytetów, które już pojawiają się po stronie najemców

Igor Roguski, Dyrektor Działu Powierzchni Przemysłowych i Logistycznych, BNP Paribas Real Estate Poland

Sektor magazynowy w Polsce może być beneficjentem nowej rzeczywistości, którą kreuje globalna pandemia i wynikający z niej kryzys światowej gospodarki. Najbardziej oczywisty czynnik stymulacji rozwoju branży to szybki wzrost e-commerce przekładający się na wzmożony popyt na obiekty w których te procesy są obsługiwane. Trend ten obejmuje nie tylko przedsiębiorstwa oferujące możliwość zakupów przez internet, ale również cały łańcuch innych firm, które zapewnią dostarczenie przesyłki do finalnego odbiorcy. Dodatkowo, dochodzące do Europy sygnały sugerują, że powierzchnie magazynowe w Polsce stają się coraz bardziej atrakcyjne dla firm produkcyjnych, które wcześniej przeniosły swoją działalność do Azji. Wybuch pandemii poważnie zaburzył płynność działania w Chinach i innych krajach azjatyckich, a w konsekwencji łańcuchy dostaw towarów czy podzespołów do Europy zostały przerwane na dłuższy czas. Polski rynek przemysłowy, ze swoim wciąż dużym potencjałem rozwoju, dobrym połączeniem transportowym z pozostałymi krajami Unii Europejskiej, dostępem do wykwalifikowanej kadry i atrakcyjnymi uwarunkowaniami finansowymi, może skorzystać na obecnej sytuacji w światowej gospodarce i jeszcze bardziej się umocnić.
Źródło: BNP Paribas Real Estate Poland.

Dane GUS: koronawirus ciosem dla rynku pracy w drugim kwartale

adeolu-eletu-38649-unsplash

Prawie 2 mln osób w Polsce, mimo że mają status pracujących, nie wykonywało obowiązków służbowych w drugim kwartale 2020 roku. To niemal dwa razy więcej osób niż rok wcześniej. Dodatkowo, w ciągu 3 miesięcy podwojeniu uległa liczba osób pracujących zdalnie – wynika ze wstępnych danych Głównego Urzędu Statystycznego. Zdaniem ekspertów Personnel Service, rynek boleśnie odczuł skutki wprowadzonych obostrzeń związanych z pandemią koronawirusa, ale pracodawcy stosunkowo szybko przystosowali się do nowych warunków, co powinno skutkować stopniowym odbiciem w kolejnych miesiącach.

Stopa bezrobocia w Polsce w drugim kwartale bieżącego roku nie zmieniła się znacząco i to mimo tego, że to właśnie w marcu, kwietniu i częściowo w czerwcu, w kraju wprowadzono najwięcej ograniczeń związanych z pandemią koronawirusa. Stopa bezrobocia rejestrowanego, w porównaniu do pierwszego kwartału 2020 roku, wzrosła o 0,7 pp. i wyniosła 6,1%. Zdaniem ekspertów Personnel Service, kolejne miesiące przyniosą uspokojenie.

Wychodząc z analizą trochę poza drugi kwartał 2020 roku, można zauważyć, że pewne złe tendencje już uległy zahamowaniu. Dla przykładu, zgodnie z danymi Ministerstwa Rodziny, Pracy i Pomocy Społecznej, lipiec był pierwszym miesiącem od początku pandemii, w którym nie zanotowano dalszego wzrostu bezrobocia. To pokazuje, że po pierwszej fali zwolnień i obniżek wynagrodzeń na rynku pracy, stopniowe uwalnianie gospodarki uspokoiło przedsiębiorców, którzy nie są już tak skłonni do „cięć”. Dodatkowo, wydaje się mało prawdopodobne, by gospodarkę spotkały obostrzenia o tak dużym zakresie, jak do tej pory. A nawet jeśli, przedsiębiorcy są na to lepiej przygotowani niż byli na początku roku – zauważa Krzysztof Inglot, prezes Personnel Service i ekspert ds. rynku pracy.

Teoretycznie z pracą, w praktyce – bez. Tak wyglądała sytuacja wielu osób

Wskaźnik pokazujący liczbę osób niewykonujących pracy w momencie badania wzrósł znacząco – rok temu było to nieco ponad 1 mln pracowników, natomiast w drugim kwartale tego roku prawie 2 mln. Oznacza to niemal podwojenie liczby osób pracujących, a niewykonujących pracy w momencie badania w ciągu roku. W tym gronie znajdują się mikroprzedsiębiorcy, którzy na czas pandemii często zawieszali swoją działalność. To także efekt szybkich działań pracodawców, którzy zareagowali na pierwsze, negatywne efekty zamknięcia gospodarki wysyłając pracowników na urlopy.

Z analiz GUS wynika, że wśród osób pracujących, ale niewykonujących pracy w momencie badania, aż 62% wskazało, że robiło to z powodów bezpośrednio związanych z koronawirusem. Co ciekawe, z 684 tys. osób, które określiły, że w badanym tygodniu przyczyną niewykonywania pracy jest przerwa w działalności zakładu, aż w 675 tys. przypadków ta przerwa była bezpośrednio związana z pandemią COVID-19.

Mniej osób pracuje… w głównym miejscu pracy

Z perspektywy zmian, które na rynku pracy spowodowała pandemia, ciekawy wydaje się także inny wskaźnik – indeks liczby wszystkich godzin faktycznie przepracowanych w głównym miejscu pracy. Tu punktem odniesienia (indeks = 100) jest rok 2006 (czas przed wystąpieniem kryzysu gospodarczego). Analiza danych GUS pokazuje, że indeks ten w drugim kwartale 2019 roku wynosił 104,2, natomiast w drugim kwartale 2020 roku – już jedynie 95,1. Oznacza to gwałtowny spadek indeksu godzin przepracowanych w głównym miejscu pracy. Zdaniem ekspertów Personnel Service, sytuacja ta wynika z faktu, że duża część firm zdecydowała się ograniczyć lub zawiesić działalność stacjonarną, a dodatkowo wielu pracowników przeszło na tryb pracy zdalnej.

Od kilku lat możliwość tymczasowej pracy zdalnej była traktowana jako jeden z benefitów dla zatrudnionych. Pełną swobodę w doborze miejsca pracy otrzymywali niemal wyłącznie freelancerzy oraz pracownicy firm IT. Właściwie z dnia na dzień pandemia wymusiła na pracodawcach upowszechnienie i demokratyzację home office. Jednocześnie, w branżach, w których praca w takiej formie jest możliwa, wiele firm przekonało się, że nie wpłynęło to negatywnie na produktywność pracowników. Dlatego niektóre korporacje już przedłużyły pracę z domu do końca obecnego roku. Część z nich nie zamierza wracać do stacjonarnego trybu pracy, a część przejdzie na formułę „hot desk”, co może przełożyć się na mniejsze zapotrzebowanie na przestrzeń biurową – podsumowuje Krzysztof Inglot.

 

Źródło: Personnel Service.

Kwarantanna na Ukrainie to dobra wiadomość dla polskiego rynku pracy

curtis-macnewton-317636-unsplash
Wzrost liczby zakażeń koronawirusem na Ukrainie nie pozostał bez wpływu na decyzje tamtejszych władz. Od sierpnia wprowadzono nowy system kwarantanny adaptacyjnej, który będzie obowiązywał do końca miesiąca – obejmuje on m.in. konieczność przejścia dwutygodniowej kwarantanny po powrocie do kraju. Zdaniem ekspertów Personnel Service, może być to dobra informacja dla polskiego rynku pracy, który ma szansę zatrzymać na dłużej część kadry ze Wschodu.

Na Ukrainie odnotowano już ponad 62 tys. przypadków zakażenia koronawirusem. Rząd, aby zapobiec rozprzestrzenianiu się COVID-19, w miejscach, gdzie jest najwięcej osób zakażonych, od początku sierpnia wprowadził nowy system kwarantanny adaptacyjnej, który będzie obowiązywał do końca lata. Zgodnie z jego założeniami, w zależności od sytuacji epidemicznej w danym regionie wprowadza się „zielony”, „żółty”, „pomarańczowy” lub „czerwony” poziom zagrożenia. Najwyższy, czerwony stopień, wiąże się z takimi samymi obostrzeniami, jak na początku kwarantanny, m.in. zawiesza się połączenia transportowe, zamknięte zostają punkty gastronomiczne, centra handlowe, sklepy czy jednostki edukacyjne.

Z perspektywy polskiego rynku pracy, wprowadzenie kwarantanny na Ukrainie to dobra informacja i wcale nie chodzi o samo ograniczanie ryzyka zakażeniem. Wielu pracowników z Ukrainy zatrudnionych w Polsce nie będzie chciało wracać teraz do swojego kraju, bo będzie się to wiązało z koniecznością odbycia dwutygodniowej kwarantanny. Zdecydowanie bardziej opłacalne, i to dosłownie, będzie wydłużenie pobytu w Polsce i kontynuowanie pracy – zaznacza Krzysztof Inglot, prezes Personnel Service i ekspert ds. rynku pracy.

Automatyczne wydłużenie pobytu w Polsce możliwe od kilku miesięcy

Zdaniem eksperta, nowe zasady kwarantanny na Ukrainie nie powinny wpłynąć na decyzję tych, którzy mają już wizy i chcą do Polski przyjechać. Sprzyjają temu nowe przepisy dotyczące ewentualnego wydłużenia wygasającego pozwolenia na pracę. Od marca, czyli od samego początku wprowadzania obostrzeń związanych z koronawirusem w Polsce, Personnel Service i stowarzyszenie Pracodawcy RP postulowali o zmiany w prawie prowadzące do automatycznego wydłużania pobytu w Polsce tym Ukraińcom, którym kończyły się pozwolenia na pracę w naszym kraju. Miało to ograniczyć odpływ pracowników ze Wschodu i zapewnić stabilność polskiemu rynkowi pracy. Rząd przychylił się do tych postulatów i uwzględnił je jeszcze w marcu, w ramach tzw. tarczy antykryzysowej.

Z perspektywy czasu widać, że jest to jedna z naprawdę ważnych zmian w ramach tego narzędzia. Cieszymy się, że nasza sugestia została wówczas zrealizowana. Dzięki temu pracownicy z Ukrainy mogli dalej pracować w naszym kraju, bez konieczności ponownego ubiegania się o pozwolenie na pracę w ramach standardowych procedur – podsumowuje Krzysztof Inglot.

Źródło: Personnel Service.

Działalność firm w postcovidowej rzeczywistości. Trendy biznesowe i organizacyjne

biznesman1

Pandemia COVID-19 pokazała, że niektóre przedsiębiorstwa działają bardzo elastycznie i są przygotowane na wszelkie kryzysy, dla innych zaś przyszedł czas podsumowań i wyciągania wniosków, co można było zrobić lepiej. Małgorzata Nesterowicz, Dyrektor Sektora Usług i Firm Rodzinnych w Santander Bank Polska, przedstawia główne trendy biznesowe, które można obecnie zaobserwować w działalności firm w Polsce.

Na przestrzeni lat mieliśmy do czynienia z różnego rodzaju wydarzeniami, które skokowo zmieniły zależności biznesowe oraz codzienne życie społeczne. Takie zmiany przyniesie również wychodzenie z kryzysu po pandemii COVID-19. Podążanie za klientami – ich potrzebami i nowymi nawykami staje się jeszcze bardziej istotne dla zdobycia lub zachowania przewagi konkurencyjnej firmy. Zwiększanie odporności przedsiębiorstw staje się warunkiem ich rozwoju. Są to procesy, następujące w organizacji pracy firmy, zarządzania łańcuchami dostaw, produkcją i dystrybucją oraz relacjami z klientami.

Praca zdalna zyskuje na znaczeniu

Nagłe przeniesienie pracy do domów pokazało, że możliwe jest zachowanie efektywności zespołów przy trybie współpracy zdalnej. Praca poza biurem pozostanie w wielu firmach istotną formą realizacji zadań, również w okresie po pandemii.

Badania globalnej firmy doradczej Gartner wskazują, że nawet 30% pracowników będzie pracowało zdalnie już na stałe, zaś wielu zacznie, aktywniej niż dotychczas, dzielić swój czas pracy w biurze i poza nim. Przed pandemią z tej formy pracy korzystało 5% zatrudnionych. Trwają analizy dotyczące popytu – wielkości i charakterystyki niezbędnej przestrzeni biurowej. Wiele firm rezygnuje z części nowych biur, które miały być w najbliższym czasie zajmowane. Praca w domach wiąże się natomiast z dodatkowymi formalnościami związanymi z organizacją stanowiska pracy, warunkami technicznymi oraz prawnymi regulacjami. Nowe okoliczności wymagają także skutecznej komunikacji zdalnej oraz nowych wzorów przywództwa, aby zachować efektywność i motywację pracowników.

Wzrost udziału pracy zdalnej będzie zgodny z oczekiwaniami pracowników, którzy w badaniach kilku firm m.in. Nationale Netherlanden w większości wskazują, że chcieliby część pracy na stałe wykonywać w tej formie. Takie oczekiwania zgodne są także z planami polskich przedsiębiorców, którzy odpowiedzieli na ankietę Konfederacji Lewiatan.

Transformacja cyfrowa wchodzi na wysokie obroty

Czas pandemii pokazał jak ważne są kompetencje cyfrowe dla przetrwania i rozwoju firm. Umiejętność budowania relacji z klientem i sprzedaży internetowej w dzisiejszych czasach wydaje się być koniecznością. Dotyczy to zarówno obsługi klientów detalicznych, jak i biznesowych.

Wprawdzie polskie przedsiębiorstwa przyspieszyły rozwój cyfrowej formy sprzedaży, ale patrząc na pozostałe kraje UE, istnieje luka do nadrobienia. Na najbardziej ogólnym poziomie udział e-commerce w polskim biznesie jest zbliżony do średniej unijnej. Jednak głębsza analiza ujawnia, że jest to przede wszystkim efekt dużych przedsiębiorstw obecnych w najbardziej zinternacjonalizowanych działach polskiej gospodarki, takich jak motoryzacja, produkcja elektroniki czy mebli. Udział sprzedaży internetowej w handlu detalicznym (konsumenckim) jest już widocznie niższy i nie przekraczał w ubiegłym roku 10%. Ponadto, w UE widoczna jest szersza adaptacja sprzedaży e-commerce wśród średnich i mniejszych firm. W Polsce dopiero pandemia COVID-19 przyspieszyła procesy digitalizacji poza największymi firmami.

Rozwój zdalnych kanałów sprzedaży jako równorzędnej formy obsługi klienta jest konieczny ze względu na bardziej dynamiczny wzrost udziału sprzedaży internetowej wobec kanałów tradycyjnych. Wynika to z czynników demograficznych – większa grupa klientów należy do pokoleń aktywnie korzystających z rozwiązań cyfrowych. Firmie, która nie istnieje w Internecie ciężej jest zaistnieć w świadomości większości klientów – pandemia to wzmocniła.

Poza dynamicznym rozwojem e-commerce, pandemia przyspieszyła także inne dziedziny gospodarki cyfrowej. Obserwowany jest rozwój usług telemedycyny, edukacji online, e-sportu, fitness on-line. Wiele z usług wprowadzonych do Internetu w czasie pandemii pozostanie ofertą wykorzystywaną w nowej, postcovidowej rzeczywistości.

Bezpieczeństwo łańcuchów dostaw – czas weryfikacji

COVID-19 wywołał nagłe i niespodziewane zakłócenia produkcji i dostaw komponentów lub produktów z Chin, które również dla wielu polskich przedsiębiorstw stały się głównym hubem łańcucha dostaw. Gwałtowne zatrzymanie chińskiej gospodarki uzmysłowiło wielu firmom jak głęboko ich działalność jest zależna od ryzyka jednego rynku.

Sposobem na ograniczenie zależności od tak nagłych zdarzeń w Chinach i zapewnienie niezawodności dostaw, może być kierowanie zamówień do dostawców w różnych lokalizacjach. W konsekwencji oznacza to zamawianie mniejszych wolumenów. Dlatego też zapewnienie bezpieczeństwa dostaw często będzie się wiązało ze wzrostem kosztów. W całkowitym rozrachunku może to zapobiec sytuacji podobnej do tej obserwowanej na początku pandemii na rynku środków ochrony osobistej. Gwałtowny wzrost popytu z ograniczeniami po stronie podaży spowodował niespodziewany wzrost cen. Przykładami są ceny maseczek ochronnych oraz środków dezynfekujących, które na polskim rynku wzrosły na początku pandemii odpowiednio 33 i 5 razy. Takie sytuacje miały miejsce na całym świecie.

Nowa rzeczywistość – nowe korzyści i nowe koszty

Wychodzenie z kryzysu dla wielu firm to źródło szans na rozwój. Poza zmianami strategicznymi pojawią się możliwości osiągania oszczędności i większej efektywności, np. możliwość wzmacniania doświadczenia klienta za pomocą narzędzi zdalnych czy mniejsze koszty podróży służbowych i efektywniejsze wykorzystanie czasu na kontakt. Więcej czasu na relacje w formie tradycyjnej tam, gdzie są niezbędne – wg zasady „mniej, ale lepiej”. Działalność online nie będzie przeszkadzała w prowadzeniu biznesu tradycyjnego, a będzie dawała możliwość jego uzupełnienia i dotarcia do szerszego grona klientów.

Nowe realia to także konieczność ponoszenia wyższych kosztów na zapewnienie bezpieczeństwa sanitarnego pracowników i klientów oraz bezpieczeństwa cyfrowego, w związku z prowadzeniem wielu procesów usługowych przez internet. Bardziej wymagające standardy pozostaną na dłużej, a część z nich, jak pokazują doświadczenia z przeszłości, zostanie wdrożona na stałe. Koszty zwiększenia bezpieczeństwa w różnych wymiarach będą musiały być uwzględnione w rachunku ekonomicznym firmy, bez względu na branżę w jakiej działa.

Źródło: Grupa Santander Bank Polska S.A.