Czy odejście od amerykańskich technologii rzeczywiście może potrwać 15-20 lat?

ben-rosett-10614-unsplash
W Europie mieliśmy do czynienia z działaniem producenta, który zdalnie ograniczył funkcjonowanie wytwarzanych przez siebie urządzeń. Incydent dotyczył falowników chińskiej marki Deye, których użytkownicy zostali pozbawieni możliwości korzystania z energii wytwarzanej przez przydomowe panele słoneczne. Wcześniej wywiady niektórych krajów ostrzegały przed uzależnieniem od chińskim komponentów, co skutkować może właśnie takimi sytuacjami.

To wydarzenie i wciąż niepewna sytuacja w relacjach USA-Europa sprawiają, że kwestia suwerenności cyfrowej nabiera jeszcze większego znaczenia.

Czy odejście od amerykańskich technologii rzeczywiście może potrwać 15-20 lat, jak przekonywał uczestnik twitterowej dyskusji na profilu Jacka Bartosiaka? „Daj mi 3 lata i decyzyjność. W polskiej administracji jedyne co będzie amerykańskie to sprzęt… Mówienie, że jesteśmy od nich uzależnieni to powtarzanie narracji big-techów, które chcą by politycy tak myśleli” oceniał inny z dyskutantów.

Eksperci podpowiadają jak można tę korzystną zmianę przeprowadzić.

Skuteczna zmiana nie wymaga dekady – ekspert wskazuje 3 kroki

Działania prezydenta Trumpa zmuszają do zastanowienia się na ile można ufać amerykańskim parterom w kwestiach bezpieczeństwa i technologii. Inną potencjalną konsekwencją zamieszania w obszarze ceł, istotną a dotychczas praktycznie pomijaną są koszty utrzymania rozwiązań cybersecurity, których wzrost mógłby wynikać z wzajemnego nakładania ceł przez USA i UE. W dyskusji na ten temat pojawia się wątek usług cyfrowych, których opodatkowanie jest traktowane w Europie jako jedno z potencjalnych narzędzi nacisku.

– Postawmy pytanie, w jakim stopniu będzie chronione nasze przedsiębiorstwo w przypadku jednostronnej decyzji np. amerykańskiej administracji, w efekcie której zostałyby wyłączone lub choćby ograniczone usługi cyberbezpieczeństwa. Coś, co do niedawna nikomu nawet nie przeszło przez myśl, obecnie przestaje być political fiction – mówi Paweł Śmigielski, country manager Stormshield.

W opublikowanym we wrześniu 2024 roku raporcie Mario Draghiego, byłego prezesa Europejskiego Banku Centralnego i jednego z najznamienitszych ekspertów ekonomicznych Europy, poświęconemu konkurencyjności krajów Wspólnoty wskazano, że poziom naszego uzależnienia w obszarze technologii cyfrowych to ok. 80 proc. Niestety, dotyczy to również cyberbezpieczeństwa, co jest wybitnie niesprzyjającą okolicznością. Wśród dostawców technologii bezpieczeństwa IT dominują firmy z USA i Izraela.

– Na poziomie organizacji by zdywersyfikować kluczowe technologie potrzebujemy raczej lat, niż dziesięcioleci. Wynika to z modelu w jakim funkcjonuje sektor cyberbezpieczeństwa. Sprzęt i usługi (UTM, firewalle, systemy SIEM czy obsługa incydentów w ramach Security Operations Center – SOC) dostarczane są na podstawie licencji, a te należy co jakiś czas odnawiać. Rodzi to doskonałą okazję, by cały proces zaplanować i przeprowadzić sprawnie oraz bezboleśnie dla firmowego budżetu. Po prostu sukcesywnie zastępując jedno rozwiązanie innym, równie funkcjonalnym a wytwarzanym w Europie – mówi Paweł Śmigielski.

Celem nie musi być zastąpienie wszystkich rozwiązań, jednak zmniejszenie uzależnienia z szacowanych 80 proc. do poziomu 20-30 proc. będzie dobrą strategią. Korzystną dla naszej organizacji i całej UE, gdyż przyspieszy rozwój europejskich technologii, a jednocześnie pozwoli kontynuować partnerstwo z producentami z innych regionów świata.

Pierwszym krokiem jaki powinniśmy wykonać jest analiza wykorzystywanych rozwiązań. Rozpatrując modernizację zabezpieczeń sprawdźmy, w jakim obszarze i perspektywie czasu możemy wdrożyć europejskie, w tym polskie technologie i urządzenia. W następnym etapie, planując zamówienia na nowe produkty i usługi można do już wykorzystywanych kryteriów wyboru najlepszej oferty – funkcjonalności, wydajności, posiadanych certyfikatów, czy referencji – dodać region pochodzenia dostawcy. W ten sposób wspierając lokalnych producentów będziemy mieli realny wpływ na zwiększenie suwerenności technologicznej naszej organizacji i szerzej całego kontynentu. Trzecim krokiem jest implementacja, a na tym etapie dużą rolę odgrywa wsparcie porozumiewających się również w języku polskim specjalistów.

Globalnie proces zajmie wiele lat

Sektor high-tech jest wyjątkowo zglobalizowany a tym samym wrażliwy na wszelkie bariery. Projektowanie chipów to domena firm amerykańskich, jak Intel, AMD i Qualcomm lub brytyjskiej ARM, lecz ich produkcja odbywa się głównie w Azji. Europa posiada mocną pozycję w segmencie maszyn litograficznych, gdzie kluczowym graczem jest holenderski ASML. Niestety, UE ma bardzo niewielkie moce produkcyjne w najnowocześniejszych technologiach półprzewodników, podstawowego warunku by myśleć o suwerenności.

– Uwzględniając to wszystko odejście od amerykańskich technologii nie jest możliwe w przeciągu 3 czy nawet 10 lat, oczywiście jeśli bierzemy pod uwagę skalę kraju, czy całej UE. Dużym wyzwaniem w tym procesie jest aspekt stricte techniczny, a poziom trudności dodatkowo wzrośnie, jeśli weźmiemy pod uwagę konieczność wyszkolenia pracowników. Wyobraźmy sobie, że od jutra zamiast z Windowsem mamy pracować z systemem Linux. Podejrzewam, że niewielu z nas byłoby w stanie szybko przestawić się na nowe rozwiązanie To dobrze obrazuje skalę wyzwania – mówi Piotr Zielaskiewicz, menadżer w DAGMA Bezpieczeństwo IT.

[fragment artykułu]

Źródło: DAGMA Sp. z o.o. / materiał prasowy

Dynamika produkcji sprzedanej przemysłu w marcu 2025 r. – dane GUS

adeolu-eletu-38649-unsplash
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował raport „Dynamika produkcji sprzedanej przemysłu w marcu 2025 r.”.

Jak informuje Główny Urząd Statystyczny, w marcu br. produkcja sprzedana przemysłu była o 2,5% wyższa niż przed rokiem. Wówczas notowano spadek o 5,6%. Natomiast w porównaniu z lutym br. wzrosła o 8,6%. W okresie styczeń–marzec br. produkcja sprzedana przemysłu była o 0,9% wyższa niż w analogicznym okresie 2024 r. (wówczas notowano spadek o 0,6%).
Po wyeliminowaniu wpływu czynników o charakterze sezonowym, w marcu br. produkcja sprzedana przemysłu ukształtowała się na poziomie o 3,8% wyższym niż w analogicznym miesiącu ub. roku i o 0,7% niższym niż w lutym br. – podsumowuje Główny Urząd Statystyczny,

Źródło: GUS.

GUS: Budownictwo mieszkaniowe w okresie styczeń-marzec 2025 r.

fabian-blank-78637-unsplash
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował raport „Budownictwo mieszkaniowe w okresie styczeń-marzec 2025 r.”.

Jak informuje GUS, w okresie styczeń–marzec 2025 r. do użytkowania oddanych zostało o 4,6% mniej mieszkań niż w analogicznym okresie ub. roku. Spadła również liczba mieszkań, na których budowę wydano pozwolenia lub dokonano zgłoszenia z projektem budowlanym (o 11,6%) oraz liczba mieszkań, których budowę rozpoczęto (o 7,3%). GUS podkreśla, że według wstępnych danych w okresie styczeń–marzec 2025 r. oddano do użytkowania 46,1 tys. mieszkań, tj. o 4,6% mniej niż w analogicznym okresie 2024 r. Deweloperzy[1] przekazali do eksploatacji 27,7 tys. mieszkań – o 4,7% mniej niż przed rokiem, natomiast inwestorzy indywidualni 17,1 tys. mieszkań, tj. o 5,7% mniej. W ramach tych dwóch form budownictwa oddano 97,2% ogółu nowych mieszkań. W pozostałych formach przekazano do użytkowania łącznie 1,3 tys. mieszkań.

Powierzchnia użytkowa nowo wybudowanych mieszkań wyniosła 4,2 mln m2, czyli o 4,1% mniej niż przed rokiem. Przeciętna wielkość dla 1 mieszkania wyniosła 91,4 m2. – podsumowuje Główny Urząd Statystyczny.

[1] Oznacza formę budownictwa „przeznaczone na sprzedaż lub wynajem”.

Źródło: GUS.

Fatalne dane z ZUS-u – rekordzista wśród aktywnych płatników zalega 818 mln zł

zus-skladki
Jak informuje ZUS, na koniec ub.r. maksymalna kwota zadłużenia aktywnego płatnika wyniosła 818 mln zł. Dla porównania, rok wcześniej była o 4 mln zł większa. Zdaniem ekspertów, do zadłużenia przyczyniają się m.in. problemy wynikające z restrukturyzacji niektórych sektorów oraz rosnące koszty pracy. Natomiast część podmiotów gospodarczych celowo unika płatności, nierzadko wykorzystując różne luki prawne. Nie brakuje też opinii o tym, że narzędzia egzekucji zadłużenia są wciąż mało skuteczne. I pojawiają się sugestie wprowadzenia ograniczeń dla dłużników. Do tego z danych wynika, że o blisko 10% wzrosło rdr. średnie zadłużenie aktywnego płatnika, które obecnie wynosi już 34 tys. złotych.

Milionowe zaległości

Według stanu na 31 grudnia 2024 roku, maksymalna kwota zadłużenia na aktywnych kontach płatników wyniosła 818 mln zł, a minimalna – 0,01 zł. Rok wcześniej było to odpowiednio – 822 mln zł i 0,01 zł. Alicja Woźniak, prawnik z kancelarii Ars Aequi, dostrzega w tych danych dwie kluczowe kwestie. Po pierwsze, są to poważne zaległości generowane przez duże podmioty gospodarcze. Taka sytuacja może wynikać zarówno z przejściowych trudności finansowych, jak i z celowego unikania płatności, nierzadko przy wykorzystaniu luk prawnych. Po drugie, formalizm systemu rozliczeń ZUS prowadzi do ewidencjonowania nawet groszowych niedopłat. One często są efektem błędów księgowych, zaokrągleń czy opóźnień w przelewach.

– Do rosnącego zadłużenia przyczyniają się m.in. problemy wynikające z restrukturyzacji niektórych sektorów. Przykładem takiego uwarunkowania prawnego, stanowiącego konsekwencję restrukturyzacji, jest m.in. Ustawa z 20 grudnia 2023 roku o zmianie ustawy o funkcjonowaniu górnictwa węgla kamiennego. Na jej mocy, zgodnie z zapisami art. 5a ust. 2, spłata zobowiązań ulega zawieszeniu. Inną kwestią, potencjalnie przyczyniającą się do zadłużenia przedsiębiorców, są rosnące koszty pracy wraz ze wzrostem wynagrodzeń, który z kolei przyspieszony jest wzrostem cen towarów i usług. W przypadku niektórych sektorów, np. ochrony zdrowia, skok płac bywa trudny do uniesienia – komentuje dr hab. Agnieszka Sowa-Kofta, Dyrektor Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych.

Jak przekonuje mec. Alicja Woźniak, poważne zaległości oraz formalizm systemu rozliczeń wskazują na potrzebę zmian systemowych. Ekspertka ma na myśli usprawnienie egzekucji wobec dużych dłużników poprzez szybsze procedury i bardziej zdecydowane kroki prawne, a także uproszczenia zasad rozliczeń w przypadku minimalnych zaległości. To odciążyłoby zarówno przedsiębiorców, jak i sam ZUS, zwiększając efektywność całego systemu.

– Narzędzia egzekucji zadłużenia są – w świetle obowiązujących regulacji prawnych – mało skuteczne. Przyczyniają się do tego pięcioletni okres przedawnienia i stosunkowo niski wymiar kar pieniężnych. Trzeba też zwrócić uwagę na sytuację przedsiębiorstw, które obecnie mają problem z utrzymaniem płynności finansowej. Dla nich samo podwyższenie wysokości sankcji finansowych nie wydaje się mechanizmem potencjalnie zwiększającym skuteczność ściągalności zaległości – stwierdza dr hab. Agnieszka Sowa-Kofta.

ZUS posiada instrumenty prawne, takie jak egzekucja w administracji, zajęcie rachunków bankowych, majątku czy wynagrodzeń. Jednak ich efektywność bywa dość ograniczona, o czym przekonuje radca prawny Aldona Międlar-Adamska z kancelarii Ars Aequi. Ekspertka zaznacza, że przedsiębiorcy często podejmują działania utrudniające egzekucję. Przykładowo, ukrywają majątek, dokonują przeniesienia aktywów lub ogłaszają upadłość. Na pewno w jakiejś części przypadków można mówić o patologii – świadomym uchylaniu się od obowiązku regulowania składek. Zdarza się jednak, że przedsiębiorcy wpadają w spiralę zadłużenia z powodu problemów płynnościowych. To wymaga bardziej elastycznego podejścia i wsparcia w restrukturyzacji należności.

– Obowiązujące przepisy wymagają modyfikacji, zwłaszcza w zakresie usprawnienia postępowań egzekucyjnych i uproszczenia procedur dochodzenia należności. Mobilizująco mogłoby zadziałać wprowadzenie ograniczeń dla aktywnych dłużników. Mam na myśli np. zakaz udziału w przetargach publicznych, blokadę dostępu do środków unijnych lub ulg w składkach po przekroczeniu określonego pułapu zaległości. Jednak takie restrykcje powinny być stosowane z rozwagą – mówi Aldona Międlar-Adamska.

Rośnie średnie zadłużenie

Zgodnie ze stanem z 31 grudnia 2024 roku, średnie zadłużenie aktywnego płatnika wyniosło 34 tys. zł. To o 9,7% więcej niż rok wcześniej, kiedy było na poziomie 31 tys. zł. Zdaniem mec. Aldony Międlar-Adamskiej, to świadczy o narastających trudnościach w terminowym regulowaniu należności wobec ZUS-u. Może to wynikać zarówno ze wzrostu obciążeń publicznoprawnych, w tym składek na ubezpieczenia społeczne, jak i z konieczności dostosowania priorytetów finansowych przez płatników. Ekspertka przekonuje, że inflacja odgrywa tutaj istotną rolę – powoduje wzrost kosztów prowadzenia działalności. To może prowadzić do przesuwania płatności składkowych na dalszy plan. Jednocześnie wzrost podstawy wymiaru składek, uzależniony od przeciętnego wynagrodzenia, dodatkowo zwiększa obciążenia przedsiębiorców.

– Kluczowe znaczenie ma podejście płatników do terminowego regulowania zobowiązań wobec ZUS. W sytuacji ograniczonej płynności finansowej, niektórzy płatnicy mogą traktować składki jako zobowiązanie o niższym priorytecie w stosunku do innych należności, co niestety, ale skutkuje narastaniem zaległości – zaznacza mec. Alicja Woźniak.

Wzrost zadłużenia rdr. jest szczególnie odczuwalny dla mniejszych podmiotów. Jak stwierdza mec. Międlar-Adamska, dla nich dodatkowe zobowiązania mogą istotnie wpływać na płynność finansową. Ekspertka z kancelarii Ars Aequi podkreśla, że statystyczny płatnik może napotykać coraz większe trudności w terminowym regulowaniu zobowiązań wobec ZUS-u, zwłaszcza jeśli jego przychody nie rosną proporcjonalnie do zwiększających się kosztów prowadzenia działalności.

– Kierunek zmian legislacyjnych wymagałby szczegółowych analiz, z jednej strony przyczyn ekonomiczno-prawnych, a z drugiej – postaw przedsiębiorców i realnych możliwości zwiększenia ściągalności zaległych należności. Niewątpliwie natomiast zadłużenie na aktywnych kontach płatników nie jest korzystne dla ogólnej stabilności finansowej systemu – podsumowuje Dyrektor Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych.


(MN, Kwiecień 2025 r.)

Ww. materiał jest udostępniony na zasadzie nieodpłatnej licencji
© MondayNews Polska | Wszelkie prawa zastrzeżone

materiał prasowy

Dynamika produkcji budowlano-montażowej w marcu 2025 r. wg GUS

ibrahim-rifath-789914-unsplash
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował raport „Dynamika produkcji budowlano-montażowej w marcu 2025 r.”.

Jak informuje GUS, według danych wstępnych, produkcja budowlano-montażowa w cenach stałych, zrealizowana w marcu 2025 r. na terenie kraju była o 1,1% niższa niż w analogicznym okresie 2024 r. Wówczas notowany był spadek o 13,4%, a w porównaniu z lutym br. wzrosła o 17,6%.
Po wyeliminowaniu wpływu czynników o charakterze sezonowym produkcja budowlano-montażowa w marcu br. była o 0,4% wyższa niż w analogicznym miesiącu ub. roku oraz o 3,7% niższa niż w lutym br. – podsumowuje Główny Urząd Statystyczny.

Źródło: GUS.

Dane MF: Mniejsze wpływy z VAT-u, niż zakładano. Za to dwucyfrowo spadła liczba zwrotów

resort-finansow
Jak wynika ze wstępnych danych Ministerstwa Finansów, w 2024 roku wpływy netto z tytułu podatku VAT wyniosły 287,7 mld zł, zaś brutto – 475,3 mld zł. To więcej niż w 2023 roku. Natomiast zgodnie z założeniami ustawy budżetowej na rok 2024, dochody z tytułu podatku VAT określono w wysokości 316,4 mld zł. Po nowelizacji zostały one obniżone do 293,5 mld zł. Za to o 14,6% spadły rok do roku zwroty z tytułu ww. podatku, tj. do wartości 187,6 mld zł. Eksperci komentujący te dane zauważają, że wyniki resortu rozminęły się z prognozami. Jednocześnie podkreślają, że zmniejszyła się tzw. luka VAT.

Jak informuje Ministerstwo Finansów, według wstępnych danych, dochody budżetu państwa z tytułu podatku VAT w 2024 roku (wpływy netto) wyniosły 287,7 mld zł. To o 17,8% więcej niż w 2023 roku – 244,3 mld zł. Z kolei według wstępnych danych, wpływy brutto z tytułu tego podatku w ub.r. wyniosły 475,3 mld zł. To o 2,5% więcej niż w roku wcześniejszym, kiedy było to 463,9 mld zł.

– Wysokość wpływów z VAT determinuje co do zasady konsumpcja. Jeśli sytuacja gospodarcza jest korzystna, panują dobre nastroje wśród konsumentów, to wpływy z VAT są wyższe. Gdy sytuacja się pogarsza i konsumenci zaczynają oszczędzać, cierpią też wpływy podatkowe. Do tego dochodzą również programy polityczne typu obniżanie stawki VAT na wybrane produkty, np. paliwa, które też pomniejszają wpływy z tego tytułu – wskazuje Jerzy Martini, doradca podatkowy z Kancelarii MartiniTAX.

Z kolei dr Jacek Matarewicz, partner zarządzający w kancelarii Zimny Matarewicz Doradcy Podatkowi, ekspert BCC ds. podatku VAT, ocenia, że w stosunku do wzrostu PKB to wzrost VAT-u jest nieproporcjonalnie mały i w powiązaniu z tymi danymi niektórzy eksperci liczą lukę VAT. Choć pojęcie samej luki jest powszechnie używane w debacie, to mimo wszystko wciąż pozostaje różnie definiowane. W efekcie każdy próbuje sobie odkodować, czym ona jest lub – na potrzeby bieżącej narracji – wykorzystać zjawisko jej występowania.

– Wzrost dochodów z VAT-u to zasadniczo stała tendencja. Wpływy z tego podatku rosną co roku od kilku dobrych lat, co stanowi efekt ogólnej sytuacji gospodarczej. VAT jest najbardziej dochodowym dla Skarbu Państwa tytułem podatkowym. Założenia są takie, żeby w kolejnym roku budżetowym również były większe i stąd w ustawach budżetowych bardzo optymistycznie planuje się wpływy z VAT – dodaje dr Jacek Matarewicz.

Jak zaznacza Ministerstwo Finansów, zgodnie z założeniami ustawy budżetowej na rok 2024, dochody z tytułu podatku VAT określono w wysokości 316,4 mld zł. Natomiast zgodnie z założeniami ustawy nowelizującej, dochody z VAT obniżono ostatecznie do wysokości 293,5 mld zł.

– Rząd mocno pomylił się w prognozie VAT na poprzedni rok. Pierwotnie zakładał, że dochody z tego podatku wyniosą 316,4 mld zł, ale wykonanie okazało się mniejsze o prawie 29 mld zł. Pomyłka jest więc ogromna i jest jednym z podstawowych czynników bardzo dużego deficytu finansów publicznych w poprzednim roku. I to jest negatywna informacja – zauważa dr Sławomir Dudek, były dyrektor Departamentu Polityki Makroekonomicznej Ministerstwa Finansów.

Zdaniem dr. Jacka Matarewicza, założenia w zakresie VAT zazwyczaj są huraoptymistyczne, zakładane na wyższym poziomie, a realizacja jest trochę mniejsza w stosunku do prognoz. Dopiero po danym roku dochodzi do korekt. Według eksperta, nie ma się zatem co tu doszukiwać jakiejś nieprawidłowości. Niektórzy tak właśnie definiują tę lukę VAT jako różnicę między założeniami budżetowymi wynikającymi z ustawy budżetowej, a faktycznymi wpływami z tego podatku. Taki trend nie wynika z pojawiających się oszustw, bo system został uszczelniony. W każdej korporacji budżet jest planowany z tzw. górką, a im lepsze wyniki, tym wyższe plany w kolejnych latach.

– Patrząc na dynamikę VAT-u w ujęciu europejskim, można ocenić, że był to solidny wzrost, szybszy niż dynamika bazy makroekonomicznej VAT. Według danych GUS, nominalny PKB w 2024 roku wzrósł o 6,3% rok do roku. Jednak lepszym wskaźnikiem jest dynamika konsumpcji prywatnej, która wyniosła 6,8%. Do bazy VAT dolicza się również inwestycje publiczne, a tutaj dynamika była bardzo duża i mogła wynieść nawet kilkanaście procent – analizuje dr Sławomir Dudek.

Zauważa on również, że duże różnice w dynamice ww. podatku netto (po doliczeniu zwrotów) i brutto wynikają z faktu, że w ostatnich latach mieliśmy do czynienia z silnymi wahaniami zwrotów na przełomie roku. Dodatkowo w analizowanym roku były one niższe. Zdaniem eksperta, w kontekście trendów i czynników ekonomicznych lepiej jest analizować dane Eurostat, zgodnie z którymi w 2023 roku VAT wzrósł o 11,8%, wobec dynamiki VAT kasowej netto 6% rdr.

– Podatek VAT jest najważniejszym źródłem dochodów dla budżetu państwa. Inaczej jest w przypadku podatków dochodowych, których wysokość wpływa wyraźnie m.in. na tempo rozwoju gospodarczego. Łatwiej jest też je ominąć, wykorzystując np. struktury międzynarodowe. Natomiast podatek VAT obciąża konsumpcję. Co do zasady trudniej jest więc unikać jego zapłaty, choć oczywiście bolączką systemu VAT są wyłudzenia czy też szara strefa – zauważa Jerzy Martini.

Według wstępnych danych Ministerstwa Finansów, zwroty z tytuły podatku VAT w 2024 r. wyniosły 187,6 mld zł. To o 14,6% mniej niż w 2023 roku, kiedy było to 219,7 mld zł.

– Już 2022 rok przyniósł skok zwrotów o 50 mld zł. Rok później nastąpił kolejny wzrost ze 177 mld do 219 mld zł. To oczywiście nie miało żadnego obiektywnego uzasadnienia w sensie makroekonomicznym, tylko było przykładem rozkładu systemu kontroli. To w ogóle rozpad całego systemu funkcjonowania tego podatku – ocenia prof. Witold Modzelewski, były wiceminister finansów.

Ekspert zauważa, że w efekcie załamania systemu kontroli, o 100 mld zł wzrosły zwroty przez dwa lata. Dodatkowo stało się to wszystko mimo już wówczas funkcjonującego systemu JPK, który miał dać urzędom wiedzę o podatniku, uszczelnić system poboru tego podatku. W tym czasie nastąpiło też załamanie działalności kontrolnej organów podatkowych. Do tego prof. Modzelewski stwierdza, że w 2024 roku była już w ogóle katastrofa pod tym względem, 8000 nowych kontroli.

– Działania ograniczające bezzasadne zwroty zostały podjęte i cieszymy się z tego powodu. I oczywiście gratulujemy. Natomiast ciągle jesteśmy w stanie alarmowym. Nie jest on katastrofalny, tylko wysoce alarmowy, ponieważ wróciliśmy do poziomu z roku 2020. Różnica, biorąc pod uwagę spadek wartości pieniądza, powoduje, że dane z tych dwóch lat są porównywalnie. Dlatego widać, że te zwroty są zbyt wysokie i to jeszcze nie koniec procesu ich ograniczania – wskazuje były wiceminister finansów.

Jak zauważa Jerzy Martini, zwroty VAT-u występują zasadniczo w przypadkach dostaw za granicę (eksportu i WDT) oraz inwestycji. Mimo iż z perspektywy budżetowej mniejsze zwroty oznaczają więcej środków w budżecie, może to sygnalizować spadek eksportu lub inwestycji, co oczywiście stanowi negatywny sygnał. Ewentualnie zmniejszenie kwot zwrotu może wiązać się z uszczelnieniem systemu VAT. W przypadku oszustw VAT bardzo często dochodzi do zwrotów tego podatku.

– Ten scenariusz nie wydaje się szczególnie prawdopodobny, gdyż w roku 2024 nie wprowadzono nowych narzędzi mających na celu zwalczanie oszustw VAT. Wreszcie różnica może wynikać z księgowych sztuczek resortu finansów motywowanych politycznie, polegających na wypłacie większości kwot wnioskowanego zwrotu w grudniu 2023 roku, zamiast na początku 2024 roku – analizuje Jerzy Martini.

To oznacza, że zmniejszeniu uległa luka VAT. – Przy wyliczaniu jej trzeba też wziąć pod uwagę, że w drugiej połowie roku zostały odmrożone stawki VAT na żywność. Wówczas luka mogła zmniejszyć się z szacowanych przez Ministerstwo Finansów w 2023 roku 15,8% do przedziału 9-11%. Nie mamy jeszcze pełnych danych co do struktury wzrostu PKB, ale wszystko wskazuje na to, że ww. luka zmalała o kilka punktów procentowych – komentuje dr Sławomir Dudek.

Jak podsumowuje były dyrektor Departamentu Polityki Makroekonomicznej Ministerstwa Finansów, jeżeli chodzi o zwroty, to już od pewnego okresu, widać lekki trend spadkowy. W 2021 roku zwroty w relacji do wpływów średnio wynosiły około 40%, potem mieliśmy wzrost w okolicach 45%, a teraz one wynoszą znowu ok. 40%. Te tendencje nie są zaskakujące i mogą wynikać ze struktury gospodarki oraz cyklu koniunkturalnego.

(MN, Kwiecień 2025 r.)

Ww. materiał jest udostępniony na zasadzie nieodpłatnej licencji.
© MondayNews Polska | Wszelkie prawa zastrzeżone.

Polska w czołówce państw regionu: jeden z europejskich liderów ekonomicznego rozwoju notuje stabilny popyt na powierzchnie biurowe i handlowe

thong-vo-2482-unsplash
Zmniejsza się natomiast liczba nowych inwestycji w wybranych sektorach i lokalizacjach, co zwiastuje zwiększenie luki podażowej i wzrost stawek czynszów.

Wzrost wynagrodzeń o ponad 11% na przestrzeni ostatnich 3 lat, jedna z najniższych stóp bezrobocia w krajach Unii Europejskiej (3% według Eurostat; najniższy poziom jest w Czechach – 2,6%, grudzień 2024), największa gospodarka w rejonie Europy Środkowo-Wschodniej z najszybszym wzrostem w UE (169% na przestrzeni lat 2013-23) i wysoki wzrost poziomu bezpośrednich inwestycji zagranicznych (z 8 miliardów Euro w 2017 roku do 28 miliardów w roku 2023) wyznacza Polsce miejsce lidera zmian oraz plasuje kraj w czołówce regionów pozostających w obszarze zainteresowania globalnych inwestorów. Popyt na powierzchnie biurowe w Polsce, szczególnie na rynkach największych miast, pozostaje na stabilnym poziomie. Stosunkowo niska jest aktywność deweloperska w sektorze biurowym, szczególnie na największym, warszawskim rynku, co w perspektywie nadchodzących 1-2 lat oznacza zwiększenie luki podażowej. W polskim sektorze nieruchomości handlowych prym wiodą parki handlowe, które odpowiadają za większość nowej podaży nowoczesnych handlowych powierzchni. Z około 15,5 miliona mkw. powierzchni handlowych istniejących w Polsce już 43% przypada na parki handlowe, convenience centres i wolnostojące pawilony handlowe i udział ten z roku na rok rośnie.

Warszawski rynek powierzchni biurowych w obliczu zmian

Obecnie w budowie na warszawskim rynku jest jedynie około 200 000 mkw. przy stabilnym rocznym popycie na poziomie około 740 000 mkw. (w rekordowym dla Warszawy 2018 roku w budowie było 830 000 mkw. powierzchni biurowych). Z warszawskiej mapy znikają także najstarsze biurowce ustępując miejsca projektom mieszkaniowym. Ilość nowoczesnych powierzchni biurowych w Warszawie to obecnie około 6,3 miliona mkw.

Niska aktywność deweloperów, która skupia się przede wszystkim na centralnym obszarze biznesowym, rosnące koszty service charge oraz prac wykończeniowych wpływają na preferencje najemców, którzy obecnie nierzadko renegocjują i przedłużają umowy najmu w swoich obecnych lokalizacjach lub szukają tańszych, znajdujących się poza centrum miasta powierzchni. W 2024 roku blisko połowa nowych umów najmu to były renegocjacje kontraktów” – mówi Robert Borowicz z firmy CERES Management Services zajmującej się wynajmem i zarządzaniem nieruchomościami komercyjnymi. „Niska podaż nowych powierzchni oznacza także wzrost poziomu czynszów, który szczególnie cechuje centralnie, najlepiej zlokalizowane nieruchomości typu prime i sytuacja taka utrzyma się w nadchodzącym okresie obejmującym 1-2 lata. Zdecydowana większość pustych powierzchni, obecnie poziom pustostanów w Warszawie wynosi ponad 10,5%, znajduje się w starszych budynkach biurowych, które powstały 10 i więcej lat temu, i mieszczą się w poza centralnych dzielnicach Warszawy” – dodaje Robert Borowicz.

Obecnie poziom czynszów przekracza 28 Euro za mkw. powierzchni biurowych znajdujących się pod najlepszymi warszawskimi adresami. Należy spodziewać się dalszego wzrostu stawek w centralnych lokalizacjach” – mówi Robert Borowicz z CERES. „Ograniczona ilość budów i oddawanych do użytku nieruchomości biurowych oraz idący za tym wzrost stawek czynszu to szansa dla starszych biurowców. Firmy szukające oszczędności i efektywnej powierzchni pod względem koszt – jakość mają dość szeroką ofertę ze strony budynków zlokalizowanych na przykład na warszawskim Służewcu. W tej lokalizacji stawki oscylują w okolicach 13 Euro za mkw. w ciągle jakościowych biurowcach, co potwierdzają między innymi wysokie oceny w systemach ekologicznej certyfikacji typu BREEAM. Niektórzy właściciele starszych biurowców dostrzegają w obecnej sytuacji szanse i inwestują w modernizację posiadanych przez siebie budynków, aby przyciągnąć nowych najemców” – podkreśla.

[fragment artykułu]

Źródło: CERES Management Services (CERES)

materiał prasowy

GUS: Wskaźniki cen towarów i usług konsumpcyjnych w marcu 2025 r.

helloquence-61189-unsplash
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował raport „Wskaźniki cen towarów i usług konsumpcyjnych w marcu 2025 r.”.

Jak GUS informuje w swoim raporcie, ceny towarów i usług konsumpcyjnych w marcu 2025 r. wzrosły o 4,9% w porównaniu z analogicznym miesiącem ub. roku (przy wzroście cen usług o 6,4% i towarów o 4,4%). Z kolei w stosunku do poprzedniego miesiąca ceny towarów i usług wzrosły o 0,2% (w tym towarów – również o 0,2%, a usług – o 0,1%).
Informacja została opublikowana na oficjalnej stronie internetowej Głównego Urzędu Statystycznego.

Źródło: GUS.

Blisko 42 proc. Polaków będzie oszczędzać na świątecznej żywności. To mniej niż w zeszłym roku

szukanie-rabatow
Obecnie blisko 42% Polaków chce ograniczyć wydatki na świąteczne zakupy spożywcze względem zeszłorocznych. Natomiast takich konsumentów jest mniej niż rok temu. Jednocześnie więcej osób niż poprzednio nie zamierza mocniej oszczędzać. Teraz dotyczy to ponad 36% rodaków. Do tego zmniejszanie wielkanocnych kosztów w blisko połowie przypadków oznacza cięcia o 10-20%. Poważne redukcje wydatków, o co najmniej 30%, są wskazywane tylko przez 9% społeczeństwa. Komentujący te dane eksperci uważają, że Polacy coraz lepiej odnajdują się w rzeczywistości wysokich cen. Kalkulują i podejmują decyzje zakupowe z większym spokojem niż rok czy dwa lata temu.

Więcej pewności i racjonalizmu

Według badania Grupy Blix, w tym roku 41,9% Polaków zamierza rdr. ograniczyć wydatki na wielkanocne artykuły spożywcze. W zeszłym roku 47,5% rodaków deklarowało, że zmniejszy koszty świątecznych zakupów w stosunku do 2022 roku. Obecnie 36,2% konsumentów nie przewiduje takich cięć. Poprzednio dotyczyło to 31% ankietowanych. Komentujący wyniki badania eksperci dostrzegają, że Polacy zaczynają delikatnie odbudowywać swoją pewność finansową, choć wciąż zachowują ostrożność.

– Wielkanocne wybory zakupowe Polek i Polaków pokazują, że konsumenci coraz lepiej odnajdują się w rzeczywistości wysokich cen. Choć nadal ponad 40% deklaruje chęć ograniczenia wydatków na świąteczne zakupy spożywcze, to w porównaniu z rokiem ubiegłym jest to spadek o niemal 6 punktów procentowych. Jednocześnie więcej osób niż wcześniej mówi wprost, że nie zamierza oszczędzać. To sygnał, że część gospodarstw domowych odzyskuje finansową stabilność lub po prostu jest zmęczona ciągłym zaciskaniem pasa – mówi dr Jolanta Tkaczyk, prof. Akademii Leona Koźmińskiego.

Do tego Mateusz Dąbrowski z Grupy Blix zauważa, że różnica między osobami nastawionymi na większe oszczędzanie i nieprzewidującymi tego zmniejszyła się z blisko 17 p.p. do prawie 6 p.p. To może wynikać z kilku czynników. – Po pierwsze, realne podwyżki cen żywności wyhamowały, a konsumenci to odczuli. Po drugie, przez ostatnie 2-3 lata wielu z nas nauczyło się racjonalizować swoje wydatki, planować zakupy i korzystać z promocji, czyli kupować mądrzej, niekoniecznie mniej – wyjaśnia ekspert.

Natomiast 17,6% Polaków jeszcze nie wie, czy w tym roku zmniejszy wydatki na świąteczne zakupy spożywcze w stosunku do ubiegłorocznych. Rok temu wynik był bardzo podobny – 17,2%. Obecnie ta kwestia nie ma znaczenia dla 4,3% rodaków. Identycznie było w ub.r. W ocenie Marcina Lenkiewicza z Grupy Blix, spora grupa konsumentów odkłada decyzję do momentu, gdy zobaczy ceny i promocje dostępne w sklepach tuż przed świętami. Zdaniem eksperta, to bardzo racjonalna postawa, typowa dla dzisiejszego świadomego klienta, który nie chce deklarować cięć w budżecie w ciemno.

– Kluczowym czynnikiem decyzyjnym będzie realna dostępność atrakcyjnych cen i promocji – szczególnie w takich kategoriach, jak mięso, nabiał, pieczywo czy produkty premium na świąteczny stół. Wiele niezdecydowanych teraz osób będzie porównywało oferty dostępne w ostatniej chwili w różnych kanałach sprzedaży, tj. stacjonarnych i online. I dopiero wówczas zdecyduje, czy utrzyma zakupy na zeszłorocznym poziomie – uważa Marcin Lenkiewicz.

Bez drastycznych cięć

Konsumenci, którzy zamierzają rdr. ograniczyć wydatki na wielkanocne zakupy spożywcze, przeważnie planują je ciąć o 10-15%. Taki przedział podaje 24,9% badanych (w ub.r. 23,5% i drugie miejsce w zestawieniu). Na drugiej pozycji jest zakres 15-20%, deklarowany przez 24% badanych (w ub.r. 23,7% i pierwsze miejsce w rankingu). Widać więc, że niemal połowa wskazań dotyczy zmniejszenia wydatków o 10-20%. Na trzecim miejscu jest przedział 20-30%, wybierany przez 15,5% konsumentów (16,7%). Następny w zestawieniu jest zakres oszczędności do 10%, zgłaszany przez 14,2% (rok temu – 10,9%). W przypadku tej odpowiedzi widać największą zmianę rdr. – wzrost o 3,3 p.p.

– Najpopularniejsze deklarowane poziomy oszczędności świadczą o tym, że Polacy nie chcą rezygnować ze świątecznych tradycji, ale podchodzą do wydatków bardziej świadomie. Wzrost wskazań dla zakresu do 10% sugeruje też, że konsumenci szukają raczej umiarkowanych rozwiązań niż radykalnych. To uwidacznia obraz racjonalnego konsumenta, który kalkuluje, porównuje i podejmuje decyzje z większym spokojem niż rok czy dwa lata temu – dodaje prof. Akademii Leona Koźmińskiego.

Natomiast 12,4% respondentów jeszcze nie wie, o ile procent zmniejszy świąteczne wydatki względem zeszłorocznych (poprzednio – 13,3%). Tu zanotowano spadek rdr. o 0,9 p.p. – Coraz mniej osób deklaruje niepewność co do swoich decyzji zakupowych. To pokazuje większe zdecydowanie i lepsze planowanie budżetu. Dla tej grupy konsumentów najważniejsze są ceny w ostatnim już tygodniu przed świętami, ale wszystko wskazuje na to, że ostatecznie dołączą do dominującego trendu ostrożnego, ale nie drastycznego ograniczania wydatków – analizuje ekspertka.

Pod koniec zestawienia jest przedział 40-50%, wskazywany przez 4,3% konsumentów (poprzednio – 4,4%). Na przedostatnim miejscu widać zakres 30-40%, podawany przez 3,4% shopperów (6,2%). Na ostatniej pozycji są oszczędności powyżej 50%, wybierany przez 1,3% osób (1,3%). Jak podsumowuje Mateusz Dąbrowski, największe cięcia są dziś rzadkością. Utrzymują się na niskim, stałym poziomie. To sugeruje, że najtrudniejszy moment ekonomiczny konsumenci mają już za sobą, a obecne decyzje są raczej formą wyważonego zarządzania domowym budżetem niż działaniem pod presją.

(MN, Kwiecień 2025 r.)

Ww. materiał jest udostępniony na zasadzie nieodpłatnej licencji.
© MondayNews Polska

materiał prasowy

Indeks kosztów zatrudnienia w kwartałach 2024 r. wg GUS

rawpixel-670711-unsplash
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował raport „Indeks kosztów zatrudnienia w kwartałach 2024 r.”.

GUS poinformował, że w czwartym kwartale 2024 r. indeks kosztów zatrudnienia wzrósł o 9,4% względem pierwszego kwartału tego samego roku, a w stosunku do trzeciego kwartału 2024 r. zwiększył się o 4,4%.
W 2024 r. w Polsce wzrosły koszty pracy i nieznacznie zmniejszyła się liczba przepracowanych godzin. W ostatnim kwartale 2024 r. liczba godzin przepracowanych była o 0,9% niższa niż w ostatnim kwartale 2023 r. Natomiast koszty pracy wzrosły w tym czasie o 12,3%. Pomiędzy 1 a 4 kwartałem 2024 r. indeks kosztów zatrudnienia zwiększył się o 9,4%. Najniższą jego wartość IKZ odnotowano w pierwszym kwartale 2024 r., natomiast w drugim i trzecim kwartale 2024 r. był on odpowiednio o 3,4% oraz 4,7% wyższy niż w pierwszym kwartale.

Źródło: GUS
materiał prasowy

Kancelaria SubiGo: Sądy są przychylne konsumentom, ale to nie oznacza, że po wyroku TSUE temat SKD będzie dla nich szybki i prosty

adrian-goskaOstatni wyrok TSUE potwierdził, że sankcja kredytu darmowego (SKD) skutecznie chroni konsumentów. W razie naruszenia obowiązków informacyjnych, banki muszą liczyć się z koniecznością zwrotu wszystkich zapłaconych przez kredytobiorcę kosztów, w tym odsetek, prowizji i opłat. Z tego powodu na rynku widać wzrost zainteresowania tematem, jednak temat nie jest taki prosty, na jaki z góry wygląda. Skala wadliwych umów kredytowych i pożyczkowych w Polsce może być liczona w milionach. Banki oczywiście szukają polubownych rozwiązań konfliktów, aby uniknąć długich procesów i strat. Sądy krajowe powinny natomiast skrupulatnie badać wpływ niedoinformowania klientów na ich decyzje. To z kolei może sprzyjać różnicowaniu rozstrzygnięć. Konsument, który wykryje uchybienie w swojej umowie, będzie musiał je udowodnić, wskazując na konkretny zapis lub treść korespondencji z bankiem.

Nadciąga fala pozwów?

Orzeczenie TSUE z 13 lutego br. to kontynuacja silnego trendu unijnej ochrony konsumentów. Wydając wyrok, Trybunał przypomniał, że banki i instytucje finansowe powinny rygorystycznie wypełniać obowiązki informacyjne wobec klientów. Brak rzetelnego poinformowania o wszystkich elementach kosztów kredytu skutkuje możliwością skorzystania przez konsumenta z sankcji kredytu darmowego. To w praktyce oznacza darmowy kredyt, bo w takiej sytuacji instytucja nie ma prawa osiągnąć zysku z udzielenia finansowania.

Z perspektywy dotychczasowej praktyki w sprawach SKD, TSUE potwierdził, że sankcja może być adekwatnym środkiem reakcji na naruszenia obowiązków informacyjnych. Na rynku już teraz widać wzrost zainteresowania tym roszczeniem. Ten trend może się wzmocnić, jeśli w obiegu publicznym utrzyma się przekonanie, że banki nie zawsze rzetelnie komunikowały wszystkie koszty.

Obserwacje rynkowe wskazują, że skala wadliwych umów kredytowych i pożyczkowych na polskim rynku może być liczona wręcz w milionach. Rzetelne statystyki są trudne do uzyskania, bo zarówno banki, jak i pośrednicy finansowi dysponują różnymi, zmieniającymi się wzorcami dokumentów. Wielkość problemu zależy też od rodzaju produktu. Warto też dodać, że popularne pożyczki konsumenckie, zwłaszcza udzielane przez instytucje pozabankowe, w praktyce bywają bardziej narażone na błędy formalne niż klasyczne kredyty hipoteczne w dużych bankach.

Banki gaszą pożary

Część instytucji poprawiła już wzory umów kredytowych. Nastąpiło to po kontrolach Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Jednakże niedociągnięcia w realizacji obowiązków informacyjnych w umowach kredytowych i pożyczkowych nadal często się zdarzają. Dotyczą m.in. nieprawidłowego wyliczania RRSO, niepodania wszystkich elementów kosztów pozaodsetkowych, niejasnych zasad zmiany oprocentowania, braku wskazania dokładnych terminów i procedury spłaty czy niewłaściwego poinformowania o prawie do wcześniejszej spłaty.

Część banków już teraz stara się załatwiać spory polubownie i uwzględniać reklamację, aby uniknąć potencjalnie kosztownego oraz wizerunkowo ryzykownego procesu. Te, które nie poprawiły jeszcze wszystkich klauzul w umowach, prawdopodobnie dokonają weryfikacji i zaktualizują dokumentację. Banki mogą też jeszcze bardziej zaostrzyć wewnętrzne procedury, aby maksymalnie precyzyjnie informować o warunkach kredytu, w tym o kosztach, RRSO czy zasadach zmienności oprocentowania.

Zdarzają się też banki, które wolą przeciągać postępowania, kwestionując np. status konsumenta lub podnosząc, że niedociągnięcie w umowie nie miało wpływu na decyzję kredytobiorcy. Ta strategia ma jednak coraz mniejsze szanse powodzenia, zwłaszcza po wyroku TSUE, który wprost wskazał, że w przypadku naruszeń obowiązków informacyjnych sankcja może być stosowana, jeśli one mogły realnie wywrzeć wpływ na decyzję kredytową.

W tej sytuacji banki powinny się liczyć z dalszym rozwojem spraw i intensywniej prowadzić dialog z klientami. Niektóre będą dążyć do rozwiązań ugodowych, inne mogą przyjmować strategię obrony w sądzie. Ogółem jednak perspektywa kolejnych wyroków nakazujących zwrot pobranych kosztów jest dość realna. Przepisy wymagają ścisłego i formalnego spełnienia poszczególnych obowiązków, a wszelkie odstępstwa zazwyczaj działają na niekorzyść kredytodawcy. To może mocno niepokoić banki.

[fragment artykułu]

Autorem komentarza jest Adrian Goska,
publicysta prawny i wieloletni ekspert rynku kredytowego
oraz radca prawny z kancelarii SubiGo

materiał prasowy

Ceny przed świętami szybko idą w górę. W sklepach jest już drożej średnio o blisko 7 proc. rdr.

inflacja-w-sklepach
Wzrost cen w marcu mocno przyspieszył, tj. do 6,7% rdr. Było to zgodne z prognozami ekspertów. Najmocniej podrożały art. tłuszczowe, owoce oraz napoje bezalkoholowe. Tak wynika z cyklicznie publikowanego raportu pt. „Indeks Cen w Sklepach Detalicznych”. Eksperci spodziewają się, że przed samą Wielkanocą będzie w sklepach dużo drożej niż przed poprzednią. Potwierdzają to wstępne szacunki z początku kwietnia, z których wynika, że ceny w sklepach poszły w górę o 6,8% rdr. Natomiast typowo świąteczne artykuły zdrożały o 8,1% rdr. W ub.r. przed Wielkanocą koszty codziennych zakupów ogólnie wzrosły rdr. o 2,1%, a produktów związanych ze świętami – o 3,2 rdr.

W marcu br. ceny codziennych zakupów (obejmujących żywność, napoje bezalkoholowe i alkoholowe oraz pozostały asortyment, np. chemię gospodarczą i art. dla dzieci) wzrosły średnio o 6,7% rdr. Z kolei w lutym poszły w górę o 5,8%, a w styczniu – o 5,9% rdr. Tak wynika z cyklicznie publikowanego raportu pt. „Indeks Cen w Sklepach Detalicznych”, autorstwa UCE Research i Uniwersytetu WSB Merito. Zdaniem ekonomistów, wzrost był zgodny z prognozami i może wyznaczać tegoroczny szczyt.

– Ceny żywności na światowych rynkach raczej rosną, więc nie spodziewałbym się całkowitego wyciszenia wzrostowych tendencji cen w sklepach. Obecnie wchodzimy w okres wojen handlowych. Komisja Europejska będzie zastanawiała się nad nałożeniem ceł na produkty amerykańskie, co potencjalnie może spowodować wzrost cen dla polskiego konsumenta – zauważa Marcin Luziński z Santander Bank Polska.

Zdaniem wielu rynkowych ekspertów, trudno jednoznacznie przesądzić, czy wynik z marca zwiastuje, że przed samymi świętami Polaków w sklepach czeka jeszcze większa drożyzna niż w poprzednich miesiącach. Czas poprzedzający Wielkanoc to jeden z najintensywniejszych, pod względem obrotów, okresów w kalendarzu handlowym. Jest to dodatkowy impuls, mogący nakręcać wzrost cen. Dla sklepów to okazja do zwiększenia sprzedaży.

– Nic nie wskazuje na to, by wzrost cen żywności miał się szybko zatrzymać. Może nas pocieszać jedynie to, że żywność stanowi już mniejszą część naszego koszyka zakupowego, co wynika z badań GUS-u. Czynniki strukturalne związane z suszą, wzrostem wynagrodzeń oraz większym popytem w okresie przedświątecznym spowodują, że w kolejnym miesiącu odczyty te nadal mogą rosnąć – wskazuje dr Piotr Arak z VeloBanku.

Natomiast, według szybkiego szacunku UCE Research i Grupy Blix, w pierwszych 10 dniach kwietnia ceny w sklepach ogólnie poszły w górę o 6,8% rdr. Artykuły związane stricte ze świętami (w zakresach promocyjnych i regularnych) zdrożały już o 8,1% rdr. Najbardziej skoczyły rdr. ceny jaj, bo o ponad 21%, a także masła – o blisko 27%. Do tego widać, że same słodycze (jako cała kategoria) podrożały o przeszło 13% rdr. Z kolei mięso i wędliny zdrożały średnio o blisko 6%. Natomiast na minusie był tylko cukier, za to ze spadkiem o przeszło 30% rdr.

– Wyraźnie widać, że w tym roku art. tłuszczowe i nabiał najbardziej podniosły średnią koszyka wielkanocnego. Właściwie dwa produkty o tym zadecydowały, czyli masło i jajka. Wzrosty ich cen z pewnością są dla konsumentów mocno odczuwalne, bo ciężko sobie wyobrazić Wielkanoc bez jajek czy świątecznych wypieków – komentuje dr Krzysztof Łuczak z Grupy Blix.

W jego ocenie, takich wyników można było się spodziewać od co najmniej 2-3 miesięcy. Liczne symptomy na rynku wskazywały na to, że ceny w sklepach nadal będą rosły i drożyzna przed świętami na pewno eskaluje. I taki scenariusz obecnie widzimy. Natomiast wielu ekspertów retailowych zapowiadało, że przed świętami wzrosty będą aż dwucyfrowe i mocno się nie pomyliło. Ogólnie jest lekko poniżej tej prognozy, ale niektóre kategorie czy produkty zaliczyły naprawdę właśnie takie skoki.

– Według szacunków UCE Research, w ub.r. przed Wielkanocą ceny ogólnie wzrosły rdr. o 2,1%, a art. typowo świątecznych – o 3,2 rdr. Warto też dodać, że np. jajka były wówczas rdr. minusie, a masło miało nawet dwucyfrowy wynik ujemny. To wyraźnie pokazuje, że w tym roku mamy o wiele gorszą sytuację – stwierdza dr Łuczak.

Zdaniem dr. Artura Fiksa z Uniwersytetu WSB Merito, cały kwiecień będzie prawdopodobnie kolejnym miesiącem wzrostu cen w sklepach. Szczególnie narażone są na to kategorie produktów tradycyjnie kupowanych w okresie przedświątecznym. Niewątpliwie w związku z Wielkanocą proces podnoszenia ich zaczął się już w marcu. W ten sposób sklepy chciały oswoić trochę klientów z podwyżkami.

– Robią to, by w efekcie nie spowodować radykalnego zmniejszenia zakupów lub całkowitej rezygnacji z niektórych produktów. Ryzyko takiego postępowania klientów potwierdzają lutowe wyniki sprzedaży detalicznej publikowane przez GUS, które były zupełnie inne, niż zakładały prognozy. I zamiast wzrostu tego wskaźnika, zanotowano jego spadek, a sytuacja taka może się powtórzyć w kolejnych miesiącach – dodaje ekspert.

Z kolei dr Justyna Rybacka z Uniwersytetu WSB Merito przyznaje, że wzrostowy trend w cenach jest z nami dłuższy czas. Okres przedświąteczny zazwyczaj sprzyja wzmożonemu popytowi w wielu kategoriach, zwłaszcza spożywczych. Zatem przed świętami możemy się spodziewać dalszego wzrostu cen, szczególnie takich artykułów, jak mięso, tłuszcze, oleje, owoce czy warzywa.

– Chodzi głównie o produkty niezbędne do przygotowania świątecznych potraw i ciast. Nie możemy oczekiwać, że ceny, które sukcesywnie wzrastały na przestrzeni ostatnich 2-3 lat, spadną w jeden miesiąc. Wiele czynników temu nie sprzyja, np. ceny nośników energii czy rosnące koszty pracy bądź utrzymujące się wysokie stopy procentowe – ocenia ekspertka.

Z zebranych danych również wynika, że w marcu br. na 17 monitorowanych kategorii tylko jedna była na minusie, ze spadkiem o 1,2% rdr. Ceny pozostałych segmentów wzrosły od 1,1% do 16,6% rdr. Dla porównania, w lutym dwie kategorie były na minusie, a w styczniu żadna nie zanotowała spadku cen.

– Trend wzrostu cen produktów spożywczych nadal się utrzymuje. Ze wstępnych szacunków Izby Gospodarczej wynika, że inflacja za marzec 2025 roku wyniesie ok. 4,9%, co oznacza, że ceny będą wyższe średnio o 4,9% niż w analogicznym okresie 2024 roku. W tym przypadku dalej należy spodziewać się trendu wzrostowego cen we wszystkich kategoriach produktów – podkreśla dr Justyna Rybacka.

W marcu w czołówce najbardziej drożejących kategorii znalazły się dokładnie te same rodzaje produktów, co w lutym. W dodatku uszeregowane są w tej samej kolejności. Chodzi o artykuły tłuszczowe (m.in. masło), owoce, napoje bezalkoholowe, słodycze i desery oraz nabiał (w tym jaja).

– Zachowanie pozycji w rankingu przez najbardziej drożejące kategorie produktów w stosunku do poprzedniego miesiąca może świadczyć o pewnego rodzaju stabilizacji. Wynika to między innymi z tego, jak kształtowały się ich ceny w ubiegłym roku. W tym wypadku wielu specjalistów zastanawia się, jak będzie wyglądała sytuacja w kolejnych miesiącach z punktu widzenia efektu bazy, związanego z ubiegłorocznym przywróceniem stawek VAT na niektóre kategorie produktów – analizuje dr Artur Fiks.

Na pierwszej pozycji pod względem tempa wzrostu cen ponownie znalazły się artykuły tłuszczowe (masło, margaryna, olej itd.), które w ujęciu rocznym zdrożały średnio o 16,6% rdr. W lutym wzrost rdr. wyniósł 16,1%. Warto też zauważyć, że samo masło zdrożało rdr. w marcu o 27,4%, a w lutym – aż o ponad 32%.

– W przypadku art. tłuszczowych widać przede wszystkim efekt mocnego wzrostu cen masła. Natomiast już od pewnego czasu można też zaobserwować, że ceny mleka – głównego surowca przy jego produkcji – przestały rosnąć, a nawet się obniżyły. Ponadto dynamika cen masła zaczyna już się cofać i myślę, że nie będzie ono dalej drożeć. Dynamika cen w tej kategorii będzie zatem stopniowo się obniżać – wskazuje Marcin Luziński.

Drugie miejsce wśród liderów drożyzny zajęły owoce ze średnim wzrostem rdr. na poziomie 13,6% (w lutym – 10,7%). Na trzeciej pozycji znalazły się napoje bezalkoholowe z podwyżką o 12,9% rdr. Poprzednio ich ceny wzrosły rdr. o 9,8%.

– Owoce mogą dalej drożeć ze względu na suszę, którą już dzisiaj widać. Mamy zbyt małe opady deszczu w wielu krajach, w tym w Polsce, a to będzie oznaczać gorsze zbiory. Chociaż cukier nominalnie tanieje, to inne dodatki, np. słodziki czy barwniki, często drożeją. Do tego inflacja energetyczna nadal odbija się na przemyśle spożywczym – uzupełnia dr Piotr Arak.

Na czwartej pozycji w marcu znalazły się słodycze i desery ze wzrostem na poziomie 11,3% rdr. (w lutym – 10,4% rdr.). TOP5 najbardziej drożejących kategorii zamknął nabiał z podwyżką o 10,4% rdr. (w lutym – 9,4%). W całym zestawieniu potaniały tylko produkty sypkie – tym razem o 1,2% rdr. (wśród nich np. cukier, mąka, sól itd.). W lutym też były na minusie (-0,4% rdr.).

(MN, Kwiecień 2025 r.)

Ww. materiał jest udostępniony na zasadzie nieodpłatnej licencji.
© MondayNews Polska

materiał prasowy

Jak kształtują się potrzeby finansowe na różnych etapach życia?

ERIF Srednia wartosc zobowiazan w grupach wiekowych

Dane Biura Informacji Gospodarczej ERIF pokazują, jak zmienia się obraz zadłużenia Polaków w zależności od etapu życia.

Średnia wartość zadłużenia rośnie wraz z wiekiem i osiąga najwyższy poziom w grupach wiekowych 45-54 oraz 55-64 lata, w których zadłużenie wynosi odpowiednio 12,2 i 11,9 tys. zł.
Wśród osób w wieku 65 lat i więcej, średnia wartość zadłużenia utrzymuje się na stosunkowo wysokim poziomie 10,8 tys. zł. Najniższa wartość zobowiązań dotyczy przedziału 18-24 lata i wynosi 4,7 tys. zł. Z kolei osoby w wieku 25-34 lata zadłużają się na niemal dwa razy większe kwoty, czyli 8,8 tys. zł.

– Zależność poziomu zadłużenia od wieku jest naturalna, bo odzwierciedla różne okresy życia oraz związane z nimi potrzeby i podejmowane inwestycje. Szczyt zadłużenia w grupach wiekowych 45-54 oraz 55-64 lata jest związany z kumulacją zobowiązań. Dla wielu ludzi, szczególnie w wieku 45-54 lat, jest to czas wychowywania starszych już dzieci albo okres późnego rodzicielstwa – w obu tych sytuacjach zwiększają się potrzeby rodziny i wraz z tym wydatki. To też wiek związany z chęcią podniesienia poziomu i komfortu życia. Na tym etapie chcemy zamienić samochód na bardziej reprezentatywny, a na wakacjach zatrzymać się w hotelu o wyższym standardzie. Natomiast pewien niepokój rodzi fakt, że średnia wartość zobowiązań negatywnych wśród osób w wieku 65 lat i więcej utrzymuje się na stosunkowo wysokim poziomie. Przyczyną mogą być zarówno niezabezpieczone potrzeby finansowe, jak i trudności w spłacie zaciągniętych wcześniej zobowiązań przy ograniczonych dochodach na emeryturze, co może wiązać się z potrzebą zaciągania nowych kredytów na spłatę lub konsolidację aktualnych – mówi Cezary Ciopiński, ekspert ERIF BIG SA.

[fragment artykułu]

Źródło: ERIF BIG
materiał prasowy

Galerie i centra handlowe wciąż są ważnym elementem w handlu

galeria-srodek
36,4% respondentów uważa, że w obecnej sytuacji gospodarczej, społecznej i rynkowej w Polsce jest za dużo galerii i centrów handlowych. Tak wynika z najnowszego badania opinii społecznej. 46,1% ankietowanych jest z kolei przeciwnego zdania, a 17,5% nie ma wyrobionej opinii na ten temat. Eksperci, komentujący ww. dane, podkreślają zmianę podejścia konsumentów do tego typu obiektów. Zauważają również, że coraz większe znaczenie mają mniejsze, lokalne formaty. Istotna staje się też integracja funkcji zakupowych, rozrywkowych i gastronomicznych.

Według 36,4% konsumentów, w obecnej sytuacji (tj. gospodarczej, społecznej i rynkowej) w Polsce jest za dużo galerii i centrów handlowych. W ten sposób wypowiadają się przede wszystkim osoby w wieku 45-54 lat z miesięcznymi dochodami netto powyżej 9 tys. złotych oraz z miast liczących od 200 tys. do 499 tys. mieszkańców. Tak wynika z najnowszego raportu branżowego, współautorstwa Hybrid Europe.

– Wyniki wskazują na ewolucję rynku detalicznego, który dostosowuje się do nowych oczekiwań konsumentów. Zamiast tradycyjnych galerii, respondenci mogą coraz częściej wybierać inne formaty handlu, np. mniejsze, wyspecjalizowane sklepy czy zakupy online. Same centra handlowe pełnią dla nich bardziej funkcję społeczną i rekreacyjną niż typowo zakupową – zauważa Adam Iwiński z Hybrid Europe.

46,1% ankietowanych jest z kolei przeciwnego zdania i zupełnie nie odczuwa nadmiaru centrów i galerii handlowych. W ten sposób wypowiadają się głównie osoby w wieku 18-24 lat, nieujawniające wysokości miesięcznych dochodów netto oraz z miast liczących od 100 tys. do 199 tys. mieszkańców.

– Wskazuje to na utrzymujące się zapotrzebowanie na ten format handlu, mimo rosnącej popularności e-commerce. Takie dane sugerują również, że duże obiekty handlowe są nadal traktowane jako ważne miejsce zakupów, ale także – co być może ważniejsze – jako atrakcyjna przestrzeń do spędzania czasu wolnego lub korzystania z różnych usług – ocenia dr hab. Małgorzata Kieżel z Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach.

Z kolei prof. dr hab. Andrzej Falkowski z Uniwersytetu SWPS podkreśla, że zaraz po pandemii nastąpił bardzo znaczący wzrost liczby konsumentów odwiedzających galerie. Powodem nie była tylko chęć dokonywania zakupów. Można było wciąż je robić online i pandemia temu nie przeszkadzała. Zdaniem eksperta, człowiek jest istotą społeczną i przede wszystkim chce kontaktu z innymi ludźmi, taka jest jego natura. To właśnie umożliwiają galerie i centra handlowe.

– Widzimy więc konflikt. W psychologii nazywa się to dążenie – unikanie. Wielu konsumentów chce galerii handlowych i to jest dążenie, ale nie chodzi do nich i to oznacza unikanie. Sprawa jest dość prosta, mianowicie silny wzrost inflacji w trakcie i tuż po pandemii bardzo osłabił zdolność nabywczą konsumentów. Wobec tego unikanie galerii to jest jak unikanie pokus na wydawanie pieniędzy oraz frustracji, że czegoś nie można kupić, chociaż to jest dostępne. Pozwala to zatem na zabezpieczenie sobie komfortu psychicznego kosztem kontaktu społecznego w tych miejscach – dodaje ekspert z Uniwersytetu SWPS.

Niemniej w ostatnim czasie na rynku pojawiają się różne dane, które np. pokazują spadki ruchu i liczby klientów w galeriach handlowych. Ekspert z Hybrid Europe podkreśla, że także te wyniki jasno wskazują, iż opinie na temat liczby centrów handlowych w Polsce są podzielone. Niemniej centra i galerie handlowe to miejsca dostarczające uniwersalne doświadczenia zakupowe, a również wiele zrobiły, by pełnić ważną rolę w codziennym życiu.

– Obserwowana rozbieżność opinii wynika z różnych potrzeb konsumenckich. Osoby z większych miast odczuwają wysycenie przestrzeni tego typu obiektami, podczas gdy mieszkańcy mniejszych ośrodków doceniają wygodny dostęp do szerokiej oferty handlowej i usługowej. Co więcej, młodsze grupy, które częściej korzystają z galerii, rzadziej dostrzegają ich nadmiar, podczas gdy starsi konsumenci lub osoby o stabilnej sytuacji finansowej mogą częściej wybierać inne formy zakupów. W dużych miastach z pewnością jest potencjał dla nowych centrów handlowych, jednak ich przyszła lokalizacja musi być poparta szczegółowymi badaniami – uzupełnia Iwiński.

Jego zdaniem, ww. obiekty pełnią ważną funkcję szczególnie dla młodych kupujących. Postrzegają oni centra i galerie handlowe nie tylko, jako miejsca zakupów, ale także spotkań towarzyskich i rozrywki. Grupa najmłodszych konsumentów korzysta z nich w sposób kompleksowy, odwiedzając sklepy, restauracje, kina czy strefy coworkingowe.

– Szczególnie odnosi się to do mieszkańców miast średniej wielkości, gdzie centra handlowe mogą stanowić kluczowy element lokalnej infrastruktury, oferując szeroki wybór marek i usług w jednym miejscu. Znowu unikanie odpowiedzi na temat dochodów sugeruje, że mogą to być osoby na etapie edukacji lub wczesnej kariery zawodowej, dla których te obiekty pozostają jedną z niewielu dostępnych form spędzania czasu – analizuje ekspert z Hybrid Europe.

Dr hab. Małgorzata Kieżel przyznaje, że spadek odwiedzalności galerii niekoniecznie jest równoznaczny z negatywnym postrzeganiem ich liczby. Konsumenci mogą rzadziej kupować stacjonarnie (np. ze względu na interesowanie się zakupami online lub z uwagi na wysokie ceny), ale jednocześnie nadal chcą mieć wybór i zapewnioną możliwość fizycznego dostępu do wielu różnych sklepów w galeriach handlowych.

– Termin badania, przeprowadzonego przed świętami, mógł wpłynąć na wyniki. Konsumenci zapewne już myśleli o zbliżających się zakupach. Spodziewając się wzmożonego ruchu, w efekcie mogli postrzegać galerie jako kluczowe do zaspokojenia swoich potrzeb w najbliższym czasie. Duże centra handlowe to też miejsca, gdzie przed świętami można liczyć na wiele ofert promocyjnych, które działają na kupujących jak magnes – przyznaje ekspertka.

Ponadto eksperci na rynku podkreślają, że wyniki mogą również wskazywać na to, że mimo spadku ruchu w centrach i galeriach handlowych, ich obecność wciąż jest społecznie akceptowana i postrzegana jako istotna. To może oznaczać, że ww. obiekty nadal pełnią ważną rolę w strukturze miast i w codziennym życiu konsumentów, nawet jeśli zmienia się sposób ich użytkowania.

– Spadek ruchu i liczby klientów może być efektem rosnącej popularności e-commerce, zmian nawyków zakupowych czy większej selektywności konsumentów w wyborze miejsc zakupów. Fakt, że większość respondentów nie postrzega ilości galerii jako nadmiernej, sugeruje, iż nie są one traktowane jako zbędne – być może wymagają dopasowania do nowych oczekiwań. Można zatem wnioskować, że centra i galerie handlowe wciąż mają swoje miejsce w krajobrazie handlowym, ale ich przyszłość zależy od zdolności do ewolucji i dostosowania do zmieniających się preferencji klientów – podsumowuje Adam Iwiński.

(MN, Kwiecień 2025 r.)

Ww. materiał jest udostępniony na zasadzie nieodpłatnej licencji.
© MondayNews Polska

materiał prasowy

Podmioty gospodarki narodowej wpisane do rejestru REGON – marzec 2025 r.

mari-helin-tuominen-38313-unsplash
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował raport „Podmioty gospodarki narodowej wpisane do rejestru REGON – marzec 2025 r.”.

Jak informuje GUS, według stanu na koniec marca 2025 r. do rejestru REGON wpisanych było 5 332,4 tys. podmiotów gospodarki narodowej. W marcu br. zarejestrowano 33,5 tys. nowych podmiotów, tj. o 20,0% więcej niż miesiąc wcześniej.

W marcu br. w rejestrze REGON zarejestrowano o 20,0% więcej nowych podmiotów niż w poprzednim miesiącu. Odnotowano wzrost nowych rejestracji osób fizycznych prowadzących działalność gospodarczą (o 25,1%). Największą liczbę nowych rejestracji odnotowano w województwie mazowieckim (o 18,1% więcej niż w lutym br.). – podsumowuje Główny Urząd Statystyczny.

Źródło: GUS.

Inflacja nie spowoduje w tym roku dużo większych wydatków na świąteczną żywność niż w ub.r.

drozyzna-zakupy
200-300 zł to kwota, jaką Polacy w tym roku przeważnie chcą wydać na wielkanocną żywność w przeliczeniu na jedną osobę – 15,6%. I prawie tak samo często podają przedział 150-200 zł – 14,4%. Z kolei 13,7% rodaków nie umie się określić. Do tego 18,7% konsumentów nie pamięta zeszłorocznych kosztów. Natomiast 15,8% osób deklaruje je na poziomie 200-300 zł. Tak wykazało najnowsze badanie rynkowe. Komentujący wyniki eksperci szacują, że typowa czteroosobowa rodzina łącznie wyda średnio ok. 800-1200 zł na samą żywność. I zauważają, że Polacy, pomimo wzrostu cen, starają się tak dostosować koszyk zakupowy, żeby nie zapłacić więcej pieniędzy niż rok temu.

Jak wynika z najnowszego badania Shopfully, Polacy najczęściej zamierzają wydać na świąteczną żywność (w tym na napoje bezalkoholowe) 200-300 zł w przeliczeniu na jedną osobę. Dotyczy to 15,6% ankietowanych. Robert Biegaj z Shopfully, szacuje, że przysłowiowa polska rodzina, składająca się z rodziców i dwójki dzieci, łącznie wyda średnio ok. 800-1200 zł na samą żywność, nie licząc np. prezentów na zajączka czy alkoholu na spotkanie w większym gronie. Jak podkreśla ekspert rynku retailowego, art. spożywcze cały czas drożeją i niestety, ale Polacy to widzą i muszą się do tego dostosować.

– Z dostępnych danych wynika, że w 2024 roku czteroosobowa rodzina wydała średnio 800-1200 zł na produkty spożywcze potrzebne do przygotowania świąt. To oznacza, że poziom planowanych kosztów nie zmienił się względem faktycznie poniesionych w ub.r. Polacy, pomimo wzrostu cen żywności, starają się tak dostosować koszyk zakupowy, żeby nie zapłacić więcej pieniędzy niż poprzednio. Mogą w tym celu szukać np. tańszych zamienników ulubionych produktów – komentuje dr Piotr Arak, główny ekonomista VeloBanku.

Utrzymanie zeszłorocznych wydatków może być jednak sporym wyzwaniem. Według szybkiego szacunku GUS, tylko w marcu br. żywność i napoje bezalkoholowe zdrożały rdr. o 6,7%. Podobne dane pokazuje cykliczny raport pt. „Indeks Cen w Sklepach Detalicznych”, autorstwa Uniwersytetu WSB Merito. – Do tego niektórzy eksperci na rynku uważają, że w tym miesiącu, przed samymi świętami, ceny wzrosną nawet dwucyfrowo. W sklepach ma być mniej promocji niż rok temu – zaznacza Robert Biegaj.

Badanie wykazało też, że 14,4% Polaków przeznacza na ww. cel 150-200 zł. Z kolei 13,7% rodaków jeszcze nie wie, ile pieniędzy wyda na żywność dla jednej osoby na święta. Jak stwierdza Robert Biegaj, powyższy stan jest spowodowany przede wszystkim drożejącą żywnością. Polacy to widzą i odpowiednio reagują, głównie w taki sposób, że ograniczają wydatki na świąteczną żywność. Niemniej w tym roku nie widać tego na aż tak dużą skalę, jak było to zauważalne w czasie wysokiej inflacji.

– Jest grupa konsumentów, która chce wydać mniej pieniędzy niż rok temu. Jednak wiele osób jeszcze nie wie, z jakimi cenami będzie mieć do czynienia podczas dokonywania zakupów. To może spowodować, że sumarycznie poniesie większe koszty przy organizacji świąt niż rok wcześniej – dodaje dr Arak.

Dalej w zestawieniu planowanych wydatków na wielkanocną żywność (w przeliczeniu na jedną osobę) jest kwota powyżej 500 zł – 13,1%. Następnie widać 300-400 zł – 12%, 100-150 zł – 9,4%, a także 400-500 zł – 8,8%. – O wydatkach na przygotowanie świąt mogą decydować takie kwestie, jak dochody, liczba domowników oraz samo podejście do obchodzenia Wielkanocy. W jednym domu może to być uroczysta uczta dla kilkunastu osób, a w innym – raczej skromne spotkanie w najbliższym gronie. Ogólnie jednak rozkład odpowiedzi wskazuje na to, że pomimo inflacji i presji kosztowej, Polacy nie rezygnują z celebracji świąt – zauważa główny ekonomista VeloBanku.

Z kolei najmniej wskazań ma kwota poniżej 50 zł – 2,3%. Na przedostatnim miejscu w rankingu jest zapowiedź, że konsument nic nie wyda na wielkanocną żywność (np. nie obchodzi świąt lub wyjeżdża) – 3,7%. Wyżej jest przedział 50-100 zł – 7%. Jak wyjaśnia dr Piotr Arak, odsetek ankietowanych, którzy nie obchodzą świąt lub ich nie stać na celebrowanie, jest spójny z poziomami ubóstwa w Polsce.

– Wydatki na świąteczną żywność poniżej 50 zł na osobę raczej mogą dotyczyć Polaków, którzy niespecjalnie obchodzą święta lub robią to bardzo symbolicznie, np. ze względów finansowych. Z kolei przedział 50-100 zł można w dużym uproszczeniu potraktować jak ten do 50 zł, bo tego typu wydatki w obecnych czasach i przy aktualnych cenach są naprawdę skromne – komentuje ekspert z Shopfully.

Uczestnicy badania poinformowali też o tym, ile w sumie wydali na wielkanocną żywność (w tym na napoje bezalkoholowe) w przeliczeniu na jedną osobę w zeszłym roku. 18,7% badanych nie pamiętało tego. 15,8% ankietowanych zaznaczyło 200-300 zł, 12,9% – 100-150 zł, 12,2% – 150-200 zł, 10% – 300-400 zł, a 9% – ponad 500 zł. Z kolei najmniej wskazań miała kwota poniżej 50 zł – 1,8%. Nic nie wydało 4,6% Polaków. Po 7,5% konsumentów podało 400-500 zł i 50-100 zł.

– Jestem sceptyczny, jeśli chodzi o pamięć konsumentów co do ich zeszłorocznych wydatków. Moim zdaniem, deklaracje są podawane w odniesieniu do planów na ten rok. I tutaj można zauważyć dość wyraźne przesunięcie postulowanego rozkładu wydatków w górę. Polacy mogą mieć tendencję do zawyżania deklarowanych kwot, by podkreślić, jak dużą wagę przykładają do ugoszczenia rodziny podczas świąt. Niemniej nie można bagatelizować wyników tej ankiety, bo są odzwierciedleniem optymizmu i dobrej koniunktury konsumenckiej – mówi Marcin Luziński, ekonomista z Santander Bank Polska.

Natomiast jak przekonuje Robert Biegaj, fakt, że co piąty badany nie pamięta, ile wydał w zeszłym roku, nie jest niczym dziwnym. Polacy raczej nie notują tego i w żaden sposób nie porównują, bo zwykle nie ma to sensu. A jeżeli już to robią, to raczej dość subiektywnie. Głównie skupiają się na tym, ile pieniędzy teraz muszą przeznaczyć na przygotowanie świąt. I przede wszystkim patrzą na to, na co stać ich na dzień dzisiejszy, bo przecież ważne jest to, co obecnie mają w portfelach.

– Szacowałbym, że przeciętnie deklarowane wydatki zwiększyły się o ok. 10%. Jeśli uwzględnimy, że ceny produktów spożywczych wzrosły w ciągu ostatniego roku o ok. 5%, to wychodzi realny wzrost również wynosi ok. 5%. To z grubsza zgodne z faktycznym wzrostem dochodów Polaków – podsumowuje Marcin Luziński.

(MN, Kwiecień 2025 r.)

Ww. materiał jest udostępniony na zasadzie nieodpłatnej licencji.
© MondayNews Polska

materiał prasowy

Unijne przepisy mocno wpłyną na rynek kryptowalut

kantory-krypto
Unijne przepisy mocno wpłyną na rynek kryptowalut.

Eksperci zapowiadają, że nowe przepisy TFR i MiCA zadziałają jak sito. Wyeliminują podmioty niezdolne do inwestycji w compliance. Zniknąć może nawet 90% kantorów kryptowalutowych. Wzrośnie za to zaufanie do rynku, który stanie się bardziej profesjonalny. Jednak cała gospodarka na tym ucierpi, bo jeszcze trudniej będzie o innowacje w branży krypto. Coraz częściej będziemy je importować. Natomiast konsument zyska na zwiększonym bezpieczeństwie, redukcji oszustw i ochronie przed blokadą transakcji. Jednocześnie straci na anonimowości i dostępności lokalnych usług. Do tego same transakcje wydłużą się i zdrożeją – według niektórych szacunków – nawet o 30%.

Idą nowe wyzwania

Nowe przepisy, m.in. Travel Rule z rozporządzenia TFR UE, nakładają na kantory kryptowalutowe obowiązek gromadzenia i weryfikacji danych klientów, np. adresów portfeli, danych identyfikujących tożsamość klientów, tzw. KYC. Wymogi te generują wyższe koszty compliance (technologia, kadra i szkolenia). Problem dotyczy zarówno kantorów stacjonarnych, jak i online. – Branża jest podzielona. Większe podmioty inwestują w dostosowanie, a mniejsze liczą na przedłużenie okresu przejściowego lub na nowe wytyczne, które będą dla nich możliwe do spełnienia – zauważa prof. Krzysztof Piech z Uczelni Łazarskiego.

Z kolei eksperci z Ari10 ostrzegają, że w tym roku w Polsce wzrost kosztów operacyjnych oraz zmiany zapowiadane w ustawie mogą zmieść z rynku nawet 90% tego typu kantorów. Takie mogą być skutki regulacji wprowadzonych w ramach unijnego rozporządzenia MiCA i polskiej ustawy uzupełniającej oraz interpretującej jego zakres. Obecnie branża czeka na interpretację daty 30 czerwca br. jako realnej do wdrożenia nowych zasad. Mówi się o przesunięciu okresu przejściowego, co wydłużyłoby czas na dostosowanie się do nowych przepisów. Niemniej w końcu nadejdzie konieczność inwestycji w usprawnienie technologii w punktach wymiany kryptowalut i możemy z pewnością spodziewać się ich w tym roku.

– W mojej opinii, do końca tego roku może zniknąć z rynku 30-40% mniejszych podmiotów. Jednym z powodów mogą być koszty wdrożenia TFR, szacowane na 50-200 tys. zł rocznie dla małego kantoru. Drugą przyczyną będzie brak możliwości uzyskania licencji CASP po wejściu MiCA, ze względu na nieuchwalenie jeszcze przepisów w Polsce. Większe kantory i zagraniczne giełdy, np. Binance, przejmą ich udział w rynku – komentuje prof. Piech.

Jak tłumaczy Izabela Mazur z Ari10, Travel Rule weszło w życie 30 grudnia 2024 roku. To rozporządzenie w połączeniu z MiCA nakłada na stacjonarne i internetowe platformy wymiany kryptowalut obowiązek weryfikacji tożsamości klienta, niezależnie od formy transakcji, tj. przy użyciu gotówki, karty czy BLIK-a. Dodatkowo, regulacje dotykają firmy spoza UE, które obsługują klientów z Polski. Zmuszają je do dostosowania się do nowych przepisów. W kontekście globalnym brak zgodności najpopularniejszego stablecoina USDT, tj. kryptowaluty charakteryzującej się stałą ceną, z nowymi regulacjami skłania wiele platform do ograniczenia handlu nim w Europie.

Oberwie się gospodarce

– Branża nie lobbowała skutecznie za dostosowanymi rozwiązaniami, co wynikało z przeniesienia się już wcześniej części podmiotów za granicę lub ich upadku. Było to efektem akcji podejmowanych przez KNF od 2017 roku, rozdrobnienia rynku i braku wspólnej strategii. Działa w Polsce kilka organizacji branżowych, które raczej nie współpracują ze sobą. Mają skromne zaplecze kapitałowe, co ogranicza możliwe wydatki na dobrych prawników. Reprezentacja branży w rozmowach z Ministerstwem Finansów przy konsultacjach społecznych była więc dość skromna – analizuje ekspert z Uczelni Łazarskiego.

Przepisy zostały wprowadzone w celu „ucywilizowania” i przejrzystości rynku. Jednak nie wszyscy gracze postrzegają je jako usprawnienie. – Dla wielu to przede wszystkim nowe koszty i bariery, które mogą ograniczyć dostępność i przystępność usług. Nie da się jednak ukryć, że rynek nie znosi próżni. Regulacje mogą zwiększyć transparentność i bezpieczeństwo transakcji, ale dla mniejszych podmiotów oznaczają konieczność przebudowy całego modelu biznesowego lub nawet rezygnację z działalności – stwierdza Izabela Mazur.

Zdaniem prof. Piecha, nowe przepisy wyeliminują podmioty niezdolne do inwestycji w compliance. Rynek stanie się bardziej profesjonalny, ale mniej różnorodny. Wzrośnie bezpieczeństwo transakcji, ale kosztem elastyczności oraz pogorszenia innowacyjności. W ostatnich latach widać w Polsce coraz niższą innowacyjność w branży kryptowalut, przy nadal gwałtownym jej rozwoju na świecie. Efektem jest to, że Polacy coraz częściej korzystają z rozwiązań zagranicznych. Rodzimi informatycy, zamiast budować biznesy, najpierw zatrudniają prawników, którzy uświadamiają ich, jak drogie i ryzykowne prawnie będzie to, co planują zrobić. Przez to często kończą przedsięwzięcia już na etapie pomysłów.

– Teraz jeszcze trudniej będzie o innowacje w tej branży. Będziemy je coraz częściej importować. Straci na tym cała polska gospodarka. Sam rynek czeka konsolidacja. Pozostaną na nim tylko duże kantory, które będą lepiej nadzorowane i zapewnią transparentność transakcji. Nastąpią przejęcia mniejszych kantorów przez większe podmioty i upadki tych najmniej zyskownych. Jakiś czas po wejściu w życie MiCA mniejsze, bardziej zwinne banki i inne tradycyjne instytucje finansowe będą oferować usługi w zakresie kryptowalut. Wzrośnie popularność DEX-ów, np. Uniswap, jako alternatywy dla regulowanych kantorów – dodaje prof. Krzysztof Piech.

Stracą też konsumenci

Według Mateusza Skiby z Ari10, wydatki operacyjne – wynikające z surowych wymogów bezpieczeństwa, zarządzania ryzykiem i przejrzystości – kantory przeniosą na konsumentów, co skutkowałoby podwyżkami cen usług. – Szacuję, że opłaty za wymianę kryptowalut mogą wzrosnąć o nawet 10-30%, w zależności od skali dostosowań wymaganych przez nowe regulacje. Mniejsze kantory, które mają ograniczone możliwości finansowe, mogą być zmuszone do znacznego podnoszenia cen, aby pokryć nowe wydatki. W rezultacie klienci mogą odczuć negatywne skutki w postaci wyższych kosztów transakcji, więc finalnie regulacje i ich koszt zostaną przesunięte na konsumenta transakcji lub skłoni do zamknięcia działalności w zakresie kantoru kryptowalutowego – prognozuje ekspert.

Do tego ekspert z Uczelni Łazarskiego uważa, że rosnąca centralizacja i mniejsza konkurencja podbiją ceny usług dla klientów indywidualnych, ale nieznacznie, bo o ok. 5-15%. Duże platformy będą w stanie utrzymać ceny dzięki korzyściom skali. Natomiast zespół Ari10 przewiduje, że konsumenci mogą być niezadowoleni z mniejszej różnorodności ofert i dostępności usług kryptowalutowych w Polsce. Projekt, choć poprawi jakość świadczonych usług przez punkty, wpłynie jednocześnie na tak istotną dla klienta różnorodność i dostępność oferty.

– Plusy dla konsumentów to większe bezpieczeństwo, redukcja oszustw i ochrona przed blokadą transakcji przez VASP-y. Minusy zaś to utrudniona anonimowość, wyższe koszty oraz wydłużony czas transakcji. Ponadto wystąpią jeszcze inne, nowe ryzyka. Podanie komukolwiek numeru konta bankowego nie oznacza pozbawienia się tak dużej prywatności, jak w przypadku kryptowalut, gdy ujawnienie adresu publicznego od razu oznacza przekazanie pełnej informacji o historii swoich transakcji. Osoby ceniące sobie prywatność stracą na tym –podsumowuje prof. Krzysztof Piech.

(MN, Kwiecień 2025 r.)

© MondayNews Polska
materiał prasowy

Wykorzystanie turystycznych obiektów noclegowych w 2024 r. wg GUS

g-crescoli-365895-unsplash
Raport Głównego Urzędu Statystycznego (GUS) dotyczy turystycznych obiektów noclegowych posiadających 10 lub więcej miejsc noclegowych.

Jak informuje GUS, z turystycznych obiektów noclegowych w 2024 r.  skorzystało 38,8 mln turystów. Udzielono im 97,6 mln noclegów. W porównaniu z 2023 r. było to odpowiednio o 7,2% i o 5,2% więcej. Stopień wykorzystania miejsc noclegowych we wszystkich turystycznych obiektach noclegowych wyniósł 40,1% i był o 0,4 p.proc. niższy niż w 2023 r.
Pełna treść raportu dostępna jest na oficjalnej stronie internetowej Głównego Urzędu Statystycznego.

Źródło: GUS.

Pokolenie Z rewolucjonizuje handel, przenosząc swoje zakupy do mediów społecznościowych

olloweb-solutions-520914-unsplash
Według najnowszego raportu Salesforce Connected Shoppers już 39% z nich kupiło, a 76% odkryło produkty na platformach mediów społecznościowych.

Przyszłość handlu detalicznego zależy od zdobycia klientów z pokolenia Z – grupy demograficznej urodzonej między połową a końcem lat 90. i początkiem 2010 r., która do 2034 r. ma dysponować w skalali globalnej siłą nabywczą w wysokości do 9 bilionów dolarów – więcej niż jakiekolwiek inne pokolenie. Zakupy w mediach społecznościowych to rozdrobnione środowisko składające się z dziesiątek, a nawet setek platform, takich jak TikTok, Instagram i YouTube, jest kluczowym polem bitwy. Sprzedawcy detaliczni potrzebują głęboko zunifikowanej platformy handlowej, która łączy w sobie możliwości sztucznej inteligencji, scentralizowaną bazę danych i płynną interoperacyjność aplikacji, aby zarządzać tymi coraz bardziej złożonymi podróżami zakupowymi.

  • 53% wszystkich kupujących odkrywa obecnie produkty za pośrednictwem platform społecznościowych, w porównaniu z 46% w 2023 roku.

  • Gen Z jest liderem, gdzie 76% z nich korzysta z mediów społecznościowych do wyszukiwania produktów.

  • Podczas gdy YouTube dominuje w ogólnym krajobrazie, to jednak TikTok jest przyczółkiem pokolenia Z, przyciągając 40% młodszych kupujących w porównaniu do zaledwie 4% Baby Boomers, grupy demograficznej urodzonej w latach 1946-1964.

Efekt AI

Pokolenie Z wykorzystuje sztuczną inteligencję do wyszukiwania i sprawdzania oceny produktów w znacznie szybszym tempie i szerszym zakresie.

  • Ponad połowa (54%) osób z pokolenia Z korzystała z generatywnej sztucznej inteligencji do odkrywania i oceny produktu, w porównaniu z 39% dla całej populacji.

  • Kupujący z pokolenia Z są również 10 razy bardziej skłonni, niż osoby z wyżu demograficznego, do częstego korzystania ze sztucznej inteligencji w celu odkrywania nowych produktów i 2,7 razy częściej oczekują rekomendacji produktów od agentów AI (63% vs 23%).

– Głęboko zunifikowana platforma Salesforce umożliwia firmom angażowanie klientów w każdym punkcie kontaktu, od TikToka po YouTube, maksymalizując zasięg i zwiększając sprzedaż. Dzięki cyfrowej pracy 24/7 możliwej dzięki warstwie agentowej platformy Agentforce, firmy mogą zarządzać tymi wielokanałowymi podróżami na dużą skalę – bez konieczności zwiększania zatrudnienia – powiedziała Michelle Grant, Director of Retail Strategy and Insights w Salesforce.

Platforma zapewnia kompleksowy pakiet rozwiązań do zarządzania zakupami społecznościowymi w erze agentowej sztucznej inteligencji. Integruje zaufaną platformę pracy cyfrowej Agentforce, platformę danych Data Cloud i aplikacje takie jak Commerce Cloud w spójne rozwiązanie, które jest kontekstowe i skalowalne. Dzięki temu sprzedawcy detaliczni mogą kierować reklamy do określonych grup demograficznych, optymalizować kampanie marketingowe i zapewniać płynne podróże klientów we wszystkich kanałach społecznościowych za pomocą cyfrowej siły roboczej.

Źródło: Salesforce
materiał prasowy

Technologia RFID jako rozwiązanie wyzwań branży optycznej – w jaki sposób ochronić salony?

scott-graham-OQMZwNd3ThU-unsplash
Szacuje się, że
rynek optyczny na świecie będzie rósł co roku o 4,37%, osiągając w 2031r. wartość 320 mld dolarów1. Według ostatnich danych zaprezentowanych przez Europejską Radę Optometrii i Optyki blisko 53% Polaków nosi okulary korekcyjne, a
4,4% – soczewki kontaktowe2.

Liczba ta wciąż wzrasta z uwagi na zmieniający się styl życia, powszechność pracy przed ekranami komputerów, a także w związku ze starzeniem się społeczeństwa. Wynika zatem, że średnio około 20 mln Polaków aktualnie nosi okulary, a ponad milion soczewki kontaktowe34. Jeśli jednak zliczyć wszystkie pary okularów, to będzie ich znacząco więcej – wraz z wiekiem używamy 2 lub nawet 3 par dopasowanych do różnych potrzeb5. Sprzedaż soczewek kontaktowych także utrzymuje się na wysokim poziomie – szacuje się, że rocznie w Polsce sprzedaje się kilka milionów opakowań o wartości 800 mln zł6.

Wraz ze wzrostem sprzedaży i wartości produktów optycznych rośnie także zagrożenie nieuczciwymi zachowaniami konsumentów. Średnia cena pary okularów to około 500 zł, jednak ceny markowych oprawek sięgają nawet 2-3 tys. złotych7. Oprawki okularowe są niewielkie, lekkie i łatwe do ukrycia, co czyni je częstym celem złodziei. Podobnie soczewki kontaktowe, choć mniej efektowne wizualnie, to jednak ze względu na swoją wartość i powszechne zapotrzebowanie, także stają się przedmiotami kradzieży.

Technologia RFID jako rozwiązanie problemów branży optycznej

W obliczu rosnącej liczby osób korzystających z produktów optycznych salony optyczne stają przed wyzwaniem skutecznego zarządzania asortymentem oraz minimalizowania strat związanych z kradzieżami. Technologia RFID (Radio-Frequency Identification) oferuje kompleksowe rozwiązania, które mogą znacząco poprawić efektywność operacyjną i bezpieczeństwo w branży optycznej.

Jednym z kluczowych zastosowań technologii RFID jest efektywne zarządzanie stanami magazynowymi. Dzięki możliwości zdalnej identyfikacji i śledzenia produktów w czasie rzeczywistym, salony optyczne mogą precyzyjnie monitorować ilość oraz rodzaj dostępnych towarów. Automatyzacja procesów inwentaryzacyjnych pozwala na szybsze i dokładniejsze aktualizowanie stanów magazynowych, co minimalizuje ryzyko braków lub nadwyżek towarowych. Ponadto, technologia RFID wspiera zasadę FIFO (First In, First Out), zapewniając rotację produktów zgodnie z kolejnością ich przyjęcia, co jest szczególnie istotne w przypadku soczewek kontaktowych o określonym terminie ważności, a do tego mających ogromne zróżnicowanie towarowe.

Błędem jest postrzeganie RFID jako jedynie skutecznego zabezpieczenia antykradzieżowego. Integracja technologii RFID z systemami sprzedaży umożliwia również wdrożenie strategii omnichannel, polegającej na spójnej i zintegrowanej obsłudze klienta we wszystkich kanałach sprzedaży – zarówno online, jak i offline. Dzięki precyzyjnemu śledzeniu dostępności produktów w różnych lokalizacjach sprzedawcy mogą z łatwością sprawdzić dostępność wybranego modelu okularów czy soczewek kontaktowych w najbliższym salonie lub zamówić je online z opcją odbioru osobistego. Takie podejście zwiększa satysfakcję klientów oraz wspiera lojalność wobec marki. To jest właśnie technologiczna odpowiedź na nowoczesne potrzeby biznesu komentuje Michał Wesołowski, Strategic Account Manager w Checkpoint Systems Polska, dostawcy rozwiązań EAS, RF i RFID.

1 https://optykpolski.feniksmedia.pl/branza-optyczna-rosnie/
2 https://ptoo.pl/ecco-blue-book-2020/
3 https://www.bankier.pl/wiadomosc/W-Polsce-ceny-okularow-i-soczewek-3-4-razy-nizsze-niz-na-Zachodzie-7492747.html
4 https://optykpolski.feniksmedia.pl/rynek-soczewek-kontaktowych-w-polsce-2/
5 https://www.wokularach.pl/blog/raport-o-okularach-polakow
6 https://targioptyka.pl/media/ti2h4xog/rynek-optyczny-w-polsce-oczami-ekspert%C3%B3w.docx
7 https://www.wokularach.pl/blog/ile-kosztuja-oprawki

[fragment artykułu]

materiał prasowy

Wskaźniki cen lokali mieszkalnych w ostatnim kwartale 2024 r.

rawpixel-1053187-unsplash
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował raport nt wskaźników cen lokali mieszkalnych w ostatnim kwartale 2024 r.

Jak informuje GUS, ceny lokali mieszkalnych w Polsce w IV kwartale 2024 r. wzrosły w porównaniu z poprzednim kwartałem o 1,2%. Na rynku pierwotnym wzrost ten wyniósł 1,1%. z kolei na rynku wtórnym – 1,3%. W stosunku do analogicznego okresu 2023 r. ceny lokali mieszkalnych wzrosły o 10,4% (w tym na rynku pierwotnym – o 11,0%, a na rynku wtórnym – o 9,8%).
Informacja została opublikowana na oficjalnej stronie internetowej GUS.

Źródło: GUS

ZUS odrzuca ponad 37 proc. wniosków o przyznanie renty z tytułu niezdolności do pracy

zus-wejscie
Według danych ZUS, w ubiegłym roku liczba wniosków o przyznanie renty z tytułu niezdolności do pracy spadła o niespełna 1% w porównaniu z 2023 rokiem. Ostatnio najwięcej takich przypadków zostało zarejestrowanych w woj. śląskim, mazowieckim i wielkopolskim. W 2024 roku podjęto ponad 46 tys. decyzji przyznających ww. świadczenie i przeszło 27 tys. – odmownych. Te ostatnie stanowiły więc 37,1% ogółu. Część ekspertów przekonuje, że liczba takich orzeczeń jest relatywnie wysoka i wiele osób dochodzi swoich praw na drodze sądowej.

Jak wynika z danych Zakładu Ubezpieczeń Społecznych (ZUS), w 2024 roku liczba zarejestrowanych wniosków o przyznanie renty z tytułu niezdolności do pracy wyniosła 86,8 tys. To o 0,8% mniej niż w 2023 roku, kiedy było ich 87,5 tys. Z kolei porównując ubiegłoroczne dane z tymi za 2022 rok, widzimy wzrost o 2,4%. W 2022 roku takich przypadków stwierdzono 84,8 tys. Dla porównania, w 2021 roku było 87,7 tys. zgłoszeń, a w 2020 roku – 83,9 tys.

– Wnioski o przyznanie prawa do renty nie dotyczą wyłącznie osób tracących zdrowie w wyniku wypadku w pracy lub choroby zawodowej. To są także wnioskodawcy z wrodzonymi problemami zdrowotnymi. O świadczenie starają się też osoby z ograniczoną możliwością wykonywania pracy zawodowej w wyniku własnych problemów psychicznych lub spowodowanego przez siebie wypadku, np. komunikacyjnego pod wpływem alkoholu lub używek – informuje Anna Maria Dukat, ekspertka BCC ds. niepełnosprawności i polityki senioralnej.

Z kolei dr Marcin Wojewódka, prezes Instytutu Emerytalnego, zaznacza, że w analizowanym okresie liczba wniosków utrzymała się na stabilnym poziomie. Zdaniem eksperta, oznacza to brak nagłych zmian w stanie zdrowia naszego społeczeństwa i również w warunkach świadczenia pracy. W ostatnich latach nie zaistniał żaden czynnik wpływający pozytywnie czy negatywnie na liczbę wniosków. Sytuacja taka jest neutralna dla rynku pracy. Nie powoduje ona bowiem np. jakiegoś exodusu, co było widoczne w 2017 roku wraz z obniżeniem wieku emerytalnego.

– Analizujemy dane z ZUS, ale orzecznictwo do celów rentowych przyznaje nie tylko ta instytucja ubezpieczeniowa. Są jeszcze KRUS – dla rolników i ich rodzin, Ministerstwo Obrony Narodowej oraz Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji – dla osób zatrudnionych w służbach mundurowych. Jednak tylko ZUS zatrudnia na pełnoetatową umowę o pracę lekarzy – dodaje ekspertka BCC.

Patrząc na dane z 2024 roku, najwięcej wniosków o przyznanie renty z tytułu niezdolności do pracy zarejestrowano w województwie śląskim – 11,6 tys. Dalej w zestawieniu mamy woj. mazowieckie – 10,2 tys., wielkopolskie – 9,4 tys., małopolskie – 6,9 tys. oraz kujawsko-pomorskie – 6,4 tys. Natomiast na końcu rankingu widać opolskie – 1,3 tys., podlaskie – 2,2 tys. oraz świętokrzyskie – 2,5 tys.

– Trudno wskazać jeden powód, dlaczego akurat w tych województwach jest najwięcej i najmniej wniosków. Pracownicy i przedsiębiorstwa zmieniają swoje miejsca pobytu. Wiele firm szybko powstaje i zamyka swoją działalność. Na Śląsku życie gospodarcze kręci się wokół górnictwa, ale i gęstość zaludnienia nie jest mała. W woj. mazowieckim rozwój gospodarczy kwitnie przy stolicy i jest sporo mieszkańców. Z kolei w zachodniej części kraju przemysł jeszcze dobrze działa. Tam mieszka ludność pracująca – komentuje Anna Maria Dukat.

W 2024 roku liczba decyzji przyznających rentę z tytułu niezdolności do pracy wyniosła 46,2 tys. Odmów było 27,3 tys. (62,9% – 37,1%). W 2023 roku było to odpowiednio 44,2 tys. i 27,4 tys. (61,7% – 38,3%), a w 2022 roku – 43 tys. i 27,1 tys. (61,3% – 38,7%). Jak przekonuje dr Marcin Wojewódka, liczba decyzji odmownych jest relatywnie wysoka. Jednak poziom z ubiegłego roku nie odbiega znacząco od praktyki lat poprzednich. Według prezesa Instytutu Emerytalnego, wskazuje to na dosyć szczelny system przyznawania rent, a niektórzy może nawet stwierdzą, że istnieją stosunkowo restrykcyjne kryteria przyznawania świadczeń. Ekspert dodaje, że nie znamy statystyk dotyczących prób wyłudzeń świadczeń, ale niestety w każdym stadzie znajdą się czarne owce.

– Żeby uzyskać prawo do renty chorobowej z ZUS, trzeba być osobą bardzo odporną psychicznie i mieć w sobie desperację. Wiem to z własnej wiedzy oraz doświadczenia, zarówno osobistego, jak i znajomości tematyki. Niestety, orzecznictwo zdolności do pracy przez lekarzy orzeczników ZUS budzi ogrom wątpliwości. Często jest określane cudownym ozdrowieniem pacjenta. Dlatego wiele osób dochodzi swoich praw na drodze sądowej – stwierdza ekspertka z BCC.

Z udostępnionych danych wynika również, że w 2024 roku zarejestrowano o 13,3 tys. więcej wniosków o przyznanie renty z tytułu niezdolności do pracy, niż wydano decyzji w tej kwestii. Dr Wojewódka podkreśla, że proces przyznawania tego świadczenia nie należy do najłatwiejszych. To nie jest wizyta celem zbadania wzroku dla uzyskania szkieł korekcyjnych, dlatego musi trwać. W opinii eksperta, powyższe dane mogą wskazywać na pewne przeciąganie w czasie czy nawet opóźnienia. Sytuacja może wynikać z ograniczonej liczby orzeczników lub długiego procesu analizy medycznej.

(MN, Kwiecień 2025 r.)

© MondayNews Polska
materiał prasowy

GUS: Wyniki finansowe banków w 2024 r.

rawpixel-670711-unsplash
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował raport „Wyniki finansowe banków w 2024 r.”.

Jak informuje GUS, wynik finansowy netto sektora bankowego1 w 2024 r. wyniósł 42,0 mld zł, wobec 27,6 mld zł w poprzednim roku. Suma bilansowa banków na koniec 2024 r. była wyższa niż rok wcześniej o 10,8% i wyniosła 3 317,3 mld zł. Wartość kredytów sektora niefinansowego zwiększyła się o 4,1% do kwoty 1 194,0 mld zł, a wartość depozytów sektora niefinansowego wzrosła o 7,8% do 1 943,2 mld zł.

Na wynik finansowy netto sektora bankowego w 2024 r. w wysokości 42,0 mld zł złożyły się zyski netto na kwotę 47,2 mld zł wypracowane przez 543 banki (55 komercyjnych i 488 spółdzielczych) oraz straty netto o wartości 5,2 mld zł poniesione przez 8 banków (7 komercyjnych, w tym 3 oddziały instytucji kredytowych oraz jeden bank spółdzielczy). Poprawa wyników finansowych sektora bankowego nastąpiła głównie dzięki wyższemu wynikowi z tytułu odsetek (o 11,5 mld zł) oraz niższym stratom poniesionym z tytułu pozostałych przychodów i kosztów operacyjnych (o 11,2 mld zł).


1 Opracowano na podstawie wstępnych danych za 2024 r., przekazanych do GUS przez NBP zgodnie z ich stanem na dzień 13.02.2025 r. Dane porównawcze za 2023 r. podano na podstawie informacji dostępnych na stronie internetowej NBP (stan w dniu 25.03.2025 r.). Liczba banków została podana według danych UKNF. Niniejsza informacja nie uwzględnia danych banków w fazie organizacji, upadłości, likwidacji lub przymusowej restrukturyzacji.

Źródło: GUS.

Branża budowlana:1,72 mld zł zaległości i wzajemne długi

volkan-olmez-73767-unsplash
Dla budownictwa miniony rok był jednym z najgorszych od czasów wejścia Polski do UE. Branża jednak liczy, że napływające środki z KPO, których jest największym beneficjentem, pomogą jej wyjść z dołka. Dziś, według najnowszych danych Krajowego Rejestru Długów, ponad 46 tys. firm budowlanych mierzy się z koniecznością spłaty blisko 1,72 mld zł. Nie dość, że sektor budowlany jest jednym z najbardziej zadłużonych, to jeszcze w ciągu roku przybyło mu aż tysiąc niewypłacalnych firm.

Branża budowlana ma za sobą ciężkie miesiące, ale sytuacja ma się zmienić lada moment. Po niezbyt udanym 2024 r., w latach 2025-2026 firmy budowlane mają odczuć ożywienie na rynku. Wszystko za sprawą KPO, w ramach którego mają być zrealizowane projekty budowlane o wartości 42,3 mld euro. Ruszyły także przetargi na budowę dróg ekspresowych i inwestycje na kolei. W rezultacie – jak prognozuje firma badawcza PMR – rynek budownictwa w Polsce może wzrosnąć o 3 proc. w 2025 r.

Mikrofirmy na końcu łańcucha płatności

Na razie jednak branża musi poradzić sobie z narastającym zadłużeniem. Jak pokazują dane KRD, problemy z terminowym regulowaniem swoich zobowiązań ma obecnie 46,4 tys. firm budowlanych. To o ponad tysiąc więcej niż jeszcze rok temu. Łączne zaległości finansowe budownictwa wynoszą już 1,72 mld zł. To o 11 proc. więcej niż w kwietniu 2024 r. i o 23 proc. więcej niż w analogicznym okresie dwa lata wcześniej. Średnie zadłużenie przypadające na jedną firmę budowlaną wynosi 37 tys. zł. Na trudną sytuację branży miała wpływ nie tylko zapaść na rynku budownictwa mieszkaniowego, ale także znaczący spadek liczby przetargów w sektorze publicznym i zastopowanie dużych projektów inwestycyjnych.

W największych tarapatach są najmniejsze firmy. Z danych KRD wynika, że zadłużonych jednoosobowych działalności gospodarczych jest 31,5 tys., czyli aż dwa razy więcej niż spółek prawa handlowego działających w sektorze budowlanym, które nie regulują swoich należności w terminie. Łącznie JDG-i są winne wierzycielom 843 mln zł, podczas gdy spółki mają trudności ze spłatą 875 mln zł.

– W 2024 roku przedsiębiorstwa budowlane odpowiadały za 15 procent wszystkich postępowań upadłościowych i restrukturyzacyjnych. Jednak źródłem problemu w tym sektorze jest nie tylko skala, ale też struktura. Branża jest silnie rozdrobniona – większość działających w niej podmiotów to mikrofirmy, często bez zaplecza finansowego i z ograniczonym dostępem do finansowania zewnętrznego. W modelu, w którym dominują generalni wykonawcy i wielopoziomowe łańcuchy podwykonawców, to właśnie te najmniejsze firmy najdłużej czekają na zapłatę, ponosząc największe ryzyko utraty płynności – komentuje Adam Łącki, prezes Zarządu Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej.

[fragment artykułu]

Źródło: Krajowy Rejestr Długów (KRD)
materiał prasowy

W jaki sposób nowoczesne technologie i udogodnienia finansowe zmieniają sposób, w jaki klienci myślą o inwestowaniu w swój wygląd?

Olga_Gójska
W jaki sposób nowoczesne technologie i udogodnienia finansowe zmieniają sposób, w jaki klienci myślą o inwestowaniu w swój wygląd?

Ewolucja branży beauty nie zwalnia tempa. Wciąż obserwujemy zmieniające się trendy: m.in. wzrost roli ekologii i biotechnologii czy hiperpersonalizację produktów i usług. Duży wpływ na rozwój tego sektora mają również nowoczesne technologie. Sztuczna inteligencja pozwala na dokładniejszą diagnostykę oraz lepsze dopasowanie usług do potrzeb danej osoby1. Innowacyjne rozwiązania finansowe sprawiają, że dostęp do usług staje się jeszcze wygodniejszy. Czy te zmiany wpłyną na sposób, w jaki klienci myślą o inwestowaniu w swój wygląd?

Osoby korzystające z usług beauty cenią sobie cyfrowe innowacje. Skracają one czas diagnostyki i wykonywania zabiegów, a płatności odroczone i ratalne sprawiają, że są bardziej przystępne finansowo. Klientom, nie tylko tym z młodszego pokolenia, zależy dziś na szybkości oraz bezpieczeństwie usługi i samej transakcji.

AI, inteligentne urządzenia oraz… personalizacja

Technologia to przyszłość branży beauty. Już dziś konsumenci mogą korzystać z urządzeń, które w trakcie zabiegu dostosowują się do indywidualnych potrzeb danej osoby i na bieżąco informują o kolejnych krokach pielęgnacji. Niektóre z nich nieustannie poddają analizie skórę i natychmiast dostarczają wyniki2. Dzięki temu konsumenci mają większą świadomość – wiedzą, z jakich usług powinni skorzystać, a to motywuje ich do zadbania o siebie w profesjonalnej placówce.

Innowacje to jednak nie tylko korzyści dla klientów. Właściciele klinik, salonów i gabinetów również dostrzegają wartość inwestycji w nowoczesne technologie. Wyposażają swoje placówki w nowoczesny sprzęt, m.in. innowacyjne skanery skóry, najnowsze urządzenia do terapii światłem pulsacyjnym (IPL) czy aplikacje umożliwiające wizualizację efektów zabiegu przed jego wykonaniem. Klienci doceniają te udogodnienia, co przekłada się na ich zaufanie i sprawia, że chętniej wracają na kolejne wizyty.

Nowoczesne metody płatności

Jednak technologia w branży beauty to nie tylko nowoczesny sprzęt do diagnostyki czy urządzenia umożliwiające bezbolesną redukcję blizn – to również narzędzia ułatwiające szybkie i sprawne pozyskanie środków na pokrycie kosztów usług – płatność za nie zostaje przesunięta w czasie. Coraz więcej klientów klinik, salonów i gabinetów chce mieć możliwość skorzystania z opcji subskrypcyjnych, płatności odroczonych czy ratalnych. Wielu z nich chętniej wybiera usługi danej placówki, zwłaszcza te droższe, jeśli oferuje ona elastyczne finansowanie zabiegów.

– Płatności odroczone umożliwiają klientom natychmiastowy dostęp do profesjonalnych zabiegów estetycznych, bez konieczności ponoszenia jednorazowych wysokich kosztów. Przede wszystkim eliminują one barierę finansową, która najczęściej powstrzymuje ich przed skorzystaniem z danej usługi. Za zabieg można zapłacić w ciągu kolejnych 30 dni lub od razu rozłożyć go na wygodne raty – mówi Olga Gójska, Dyrektor Sprzedaży i Obsługi Klienta w LM PAY S.A., firmie będącej liderem wśród płatności odroczonych w branży health & beauty. – Współczesnym konsumentom zależy na personalizacji oraz na swobodzie w planowaniu wydatków. Trend, jakim jest Buy Now, Pay Later (Kup teraz, zapłać później), doskonale wpisuje się w te potrzeby. To już integralna część doświadczeń osób korzystających z usług beauty. Technologia służy też Partnerom LM PAY S.A. w inny sposób. Na naszej stronie mają oni dostęp do szerokiej bazy artykułów. Mogą również znaleźć się pośród placówek w naszej wyszukiwarce klinik i usług dodaje ekspertka.

[fragment artykułu]

1 Raport Mintel 2025 Global Beauty and Personal Care Trends, s. 6.
2 Tamże, s. 8.

materiał prasowy

Działalność przedsiębiorstw posiadających jednostki zagraniczne w 2023 r. wg GUS

rawpixel-com-603645-unsplash
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował raport „Działalność przedsiębiorstw posiadających jednostki zagraniczne w 2023 r.”.

Jak informuje GUS, na koniec 2023 r. 1 978 przedsiębiorstw z siedzibą w Polsce  wykazało zaangażowanie w 4 608 jednostkach za granicą w postaci udziałów, oddziałów lub w innej formie. Oznacza to wzrost o 2,3% w porównaniu z 2022 r. Najwięcej jednostek zagranicznych miało swoje siedziby w Niemczech, Czechach, Stanach Zjednoczonych oraz Ukrainie.
Pełna treść raportu dostępna jest na oficjalnej stronie internetowej Głównego Urzędu Statystycznego.

Źródło: GUS.

Firmy z sektora FMCG odgrywają największą rolę w powiększaniu rynku badawczego w Polsce

badania-retail
Eksperci przewidują, że w tym roku wydatki na badania najbardziej zwiększy branża retailowa. Będzie ona też budować dedykowane dla niej rozwiązania i narzędzia. Szczególną rolę w powiększaniu rynku badawczego odegrają firmy z branży FMCG. Zintensyfikują badania dotyczące elastyczności cenowej, skuteczności promocji i preferencji wobec marek własnych. Już w ub.r. wzrosło zainteresowanie danymi, insightami i analizami dla tego sektora. W tym roku na znaczeniu zyska też e-commerce. Tu działania skoncentrują się na analizie ścieżek zakupowych, optymalizacji koszyków i skuteczności kampanii marketingowych w mediach cyfrowych. Zainteresowanie będą budzić narzędzia analizy big data i monitoringu w czasie rzeczywistym.

Konsumenci rządzą

Według Łukasza Zielińskiego z międzynarodowej firmy SYNO Poland, w 2025 roku nakłady finansowe na badania rynkowe szczególnie zwiększy szeroko pojęty handel – zarówno online, jak i offline. Ten sektor nawet w trudnych warunkach gospodarczych kontynuuje lub intensyfikuje takie inwestycje. A wyzwania związane z dynamicznie zmieniającymi się preferencjami konsumentów sprawiają, że firmy poszukują dokładniejszych danych, aby lepiej dostosować swoje strategie rynkowe do ich potrzeb.

– Kiedy firmom handlowym zaczynają spadać udziały, chcą informacji o konsumentach, aby odwrócić trend. Gdy one rosną, również oczekują analiz i strategii, aby utrzymać wzrost i poszukiwać nowych obszarów i przestrzeni. W sytuacji stagnacji potrzebują danych, by budować wzrost marek – mówi dr Michał Lutostański, prezes Polskiego Towarzystwa Badania Rynku i Opinii (PTBRiO), Head of Knowledge & Thought Leadership w Kantar Polska i adiunkt w Instytucie Zarządzania Wartością SGH w Warszawie.

Natomiast Łukasz Zieliński podkreśla, że nawyki konsumenckie są szczególnie ważne w takich czasach jak obecne, gdy inflacja znowu rośnie bądź balansuje. – Zmiany w zachowaniach klientów, takie jak rosnąca wrażliwość cenowa czy poszukiwanie tańszych zamienników lub częstych promocji cenowych, wymagają stałego monitorowania. Dlatego też ten sektor jest mocno obserwowany przez środowisko analityków i badaczy – dodaje ekspert z SYNO Poland.

W natarciu FMCG i e-commerce

Jak stwierdza Alina Lempa, prezeska OFBOR-u (Organizacja Firm Badania Opinii i Rynku) oraz CEO agencji IQS, od wielu lat największym zleceniodawcą badań pozostaje branża FMCG. To tutaj potrzeba najwięcej odpowiedzi na temat zachowań konsumentów, używanych marek, testu konceptów, reklam, opakowań itp. Prawie co trzecie badanie dotyczy właśnie tego typu kategorii, czyli żywności, kosmetyków i chemii.

– Zeszły rok oznaczał odbicie popytu i zaciętą walkę o konsumenta. Wzrosło więc zainteresowanie danymi, insightami i analizami dla sektora FMCG, szczególnie w zakresie przepływów między kanałami oraz ścieżek zakupowych. W dynamicznie zmieniającym się środowisku konsumenckim widać potrzebę zrozumienia, jak klient wybiera produkty przy półce i jakimi ścieżkami się kieruje – komentuje Szymon Mordasiewicz, Managing Director w YouGov Shopper Intelligence.

Z kolei Łukasz Zieliński przewiduje, że właśnie w tym roku firmy z sektora FMCG odegrają największą rolę w powiększaniu rynku badawczego. Zintensyfikują badania dotyczące elastyczności cenowej, skuteczności promocji i preferencji wobec marek własnych. Ekspert zaznacza, że na znaczeniu zyska też rosnący sektor e-commerce, dzięki postępującej cyfryzacji. Konsumenci coraz chętniej korzystają z kanałów online. To wymusza na firmach intensywne monitorowanie ich zachowań.

– W przypadku sektora e-commerce działania badawcze skoncentrują się na analizie ścieżek zakupowych, optymalizacji koszyków i skuteczności kampanii marketingowych w mediach cyfrowych. Agencje badawcze oferujące narzędzia analizy big data i monitoringu w czasie rzeczywistym mogą liczyć na zwiększone zainteresowanie ze strony tej branży – prognozuje Łukasz Zieliński.

Założenia na 2025 rok

Do tego ekspert z SYNO Poland zwraca uwagę na to, że w obecnym roku branża będzie budować przede wszystkim rozwiązania oraz narzędzia analityczno-badawcze dopasowane do szeroko pojętego handlu, w tym FMCG i e-commerce. Tam, gdzie dużo się dzieje, jest też więcej potrzeb, szczególnie tych najpraktyczniejszych, ale też – a może i przede wszystkim – najbardziej rozwiniętych technologicznie.

– Rok 2025 nie będzie gorszy niż 2024, na co wskazują dane makroekonomiczne. Inflacja powinna zacząć spadać w drugiej połowie roku. Wzrost płac wciąż pozwala na zwiększanie konsumpcji. Jednocześnie oczekiwania wobec tego roku nie mogą być wygórowane. Liczyć się będą innowacje oraz nowe propozycje marek dla konsumentów, w szczególności zaangażowanych w poprawę zdrowia fizycznego. To będzie generować zorientowanie na skuteczne śledzenie efektów nowych wdrożeń produktowych – wskazuje Szymon Mordasiewicz.

Jak podsumowuje dr Michał Lutostański, zmieniające się nastroje konsumenckie i powrót wzrostów marek producenckich, które traciły na zainteresowaniu od czasu pandemii, napawają optymizmem branżę badawczą. W 2024 widać było na rynku powrót zainteresowania pozycjonowaniem marek i tworzeniem wizji kategorii. 2025 rok jest – zdaniem eksperta – kontynuacją poszukiwania insightów i strategii wzrostu. Rosnąć będzie zarówno ilość zleceń, jak i wartość rynku.

(MN, Marzec 2025 r.)
© MondayNews Polska
| Wszelkie prawa zastrzeżone

materiał prasowy

Raport GUS: Ruch graniczny oraz wydatki cudzoziemców w Polsce i Polaków za granicą w 4 kwartale 2024 r.

g-crescoli-365895-unsplash
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował raport „Ruch graniczny oraz wydatki cudzoziemców w Polsce i Polaków za granicą w 4 kwartale 2024 r.”.

Jak informuje GUS, w ostatnim kwartale 2024 r. ruch graniczny cudzoziemców utrzymał się na poziomie sprzed roku, a Polaków wzrósł o 1,3% w skali roku. Wartości towarów i usług zakupionych w tym okresie przez cudzoziemców w Polsce oraz towarów i usług zakupionych przez Polaków za granicą były większe niż w 4 kwartale 2023 r., odpowiednio o 5,5% i o 15,0%. W 2024 r. liczba przekroczeń granicy Polski wyniosła 286,4 mln osób. Ruch graniczny cudzoziemców spadł o 0,6% w stosunku do poprzedniego roku, a Polaków wzrósł o 1,9%.
Pełna treść raportu dostępna jest na oficjalnej stronie internetowej GUS.

Źródło: GUS.

Inflacja traci pozycję „lidera” wśród największych obaw i lęków Polaków

scott-graham-OQMZwNd3ThU-unsplash
Polacy obecnie najbardziej boją się chorób, przede wszystkim swoich bliskich. W drugiej kolejności drżą przed pogorszeniem stanu własnego zdrowia. Do tego widać, że prawie co trzeci badany obawia się utraty wartości pieniądza, w tym inflacji, co jeszcze nie tak dawno temu było na pierwszym miejscu. Tak wynika z raportu, którego celem było ustalenie źródeł największych lęków i obaw Polaków. Wynika z niego też, że obecnie najmniej rodacy boją się wahań cen nieruchomości, zachowań mobbingowych, uzależnienia od używek bądź ich działań, wypadku komunikacyjnego oraz utrudnionego dostępu do leków.

Ponad tysiąc Polaków zostało poproszonych o podanie swoich największych lęków z listy 53 różnych sytuacji mogących powodować niepokój. Respondenci mogli wybrać maksymalnie 5 kwestii. Najwięcej wskazań dotyczyło choroby najbliższych – 37,5%. Na drugiej pozycji w zestawieniu pojawił się lęk przed utratą własnego zdrowia – 33,6%. Trzecie miejsce zajął strach związany z inflacją i utratą wartości pieniądza – 29,8%. Tak wynika z niedawno opublikowanego raportu pt. „Bieżące lęki i obawy Polaków”. Dr Rafał Cekiera, prof. UŚ, zastępca Dyrektora Instytutu Socjologii Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, zauważa, że trzy pierwsze lęki dotyczą najważniejszych dla Polaków wartości, tj. rodziny, zdrowia i bezpieczeństwa bytowego.

– Z różnych wcześniejszych badań wynika, że rodzina i zdrowie są dla Polaków nadrzędnymi dobrami. Z kolei wskazanie na inflację może być przejawem niepewności, w której funkcjonujemy. Mieliśmy w ostatnich latach dwa nieprzewidywalne zdarzenia – najpierw pandemię, a później wojnę w Ukrainie. Doprowadziły one do wzrostu cen. Ostatnio nałożyła się na to jeszcze niepewność związana z nowym prezydentem USA i pytaniami o przyszłość światowego porządku. W konsekwencji zaczynamy się obawiać, czy to nie spowoduje zawirowań związanych z wartością pieniądza, a ostatecznie nie wpłynie na jakość naszego życia – zauważa socjolog z Uniwersytetu Śląskiego.

Pytany o wysokie miejsce inflacji na liście odczuwanych przez Polaków obaw, Michał Murgrabia, współautor ww. raportu z platformy ePsycholodzy.pl, wyjaśnia, że z psychologicznego punktu widzenia lęk związany z utratą wartości pieniądza wywodzi się z poczucia utraty kontroli nad własnym życiem.

– Pieniądze są jednym z kluczowych elementów zapewniających bezpieczeństwo, a spadek ich wartości może budzić frustrację, niepokój i poczucie zagrożenia. Inflacja szczególnie mocno uderza w osoby, które nie mają oszczędności lub których wynagrodzenia nie rosną w tempie pozwalającym na utrzymanie dotychczasowego standardu życia. To właśnie ta grupa społeczna jest najbardziej narażona na chroniczny stres związany z przyszłością finansową – dodaje Michał Murgrabia.

W pierwszej piątce powodów obaw i leków widać również napływ imigrantów – 24,6%, a także atak terrorystyczny (18,7%). Zdaniem dra Michała Pieniasa z Uczelni Łazarskiego, lęki społeczne przed osobami z innych regionów świata w dużej mierze wynikają z populizmu stosowanego przez polityków. Obawy przed migrantami są bezpodstawne, bo obcokrajowcy rzadko kierują się do Polski, ale wybierają kraje o bardziej rozwiniętej gospodarce. Mimo to może dochodzić do pewnych konfliktów na tle ekonomicznym, a część Polaków obawia się o miejsca pracy.

– Niektórzy Polacy boją się, że przybysze zza wschodniej granicy mogą wykonywać tę samą pracę za niższe stawki. To jest jednak pewna mrzonka, bo kwestie wynagrodzeń reguluje Kodeks pracy. Co tyczy się strachu przed atakami terrorystycznymi, to w Polsce nie mamy hermetycznej społeczności imigranckiej zamkniętej w gettach, co zdarza się na zachodzie Europy. W Polsce jest też inny typ imigranta zarobkowego – uzupełnia dr Pienias.

Raport wykazał również, że najmniej wskazań otrzymała obawa związana z wahaniami cen nieruchomości – 0,3%. Zdaniem dra Rafała Cekiery, prof. UŚ, wynika to z tego, że jakkolwiek temat cen mieszkań i domów jest ważny i związany z podstawowymi potrzebami bytowymi, to jednak dotyczy określonej grupy respondentów.

– Myślę, że cenami mieszkań interesują się przede wszystkim osoby, które zakładają, że być może w nieodległej przyszłości zbudują dom lub kupią mieszkanie. Ci, którzy takich planów nie mają lub z powodów finansowych mieć nie mogą, niekoniecznie żyją tym tematem. W tym doszukuję się przyczyny tak niewielu wskazań – wnioskuje profesor Uniwersytetu Śląskiego.

Niski odsetek wskazań lęków związanych z wahaniem cen nieruchomości zaskakuje Michała Pajdaka, drugiego ze współautorów raportu z platformy ePsycholodzy.pl. Przypomina on, że w 2023 r. podpisano 510,9 tys. aktów notarialnych dotyczących sprzedaży nieruchomości. To wprawdzie o 3,8% mniej niż rok wcześniej, ale jest to jednak duża grupa kupujących. Raport też pokazuje, że niewielu Polaków boi się zachowań mobbingowych – 0,4%, a także uzależnienia się od alkoholu lub innych używek bądź działań, np. hazardu, seksu czy zakupów – również 0,4%. Ponadto rzadko występuje lęk przed wypadkiem komunikacyjnym oraz utrudnionym dostępem do leków – po 0,8%.

– Te lęki nie są traktowane przez ogół społeczeństwa jako największe zagrożenia. Wynika to zarówno z różnic w doświadczeniach życiowych, jak i z mechanizmów psychologicznych, które sprawiają, że ludzie koncentrują się na niebezpieczeństwach postrzeganych jako natychmiastowe i realne w ich codziennym życiu – dodaje Michał Murgrabia.

Z kolei Michał Pajdak twierdzi, że Polacy mogą uważać, że uzależnienia to problem, który dotyczy tylko części społeczeństwa, zaś mobbing nie zdarza się na masową skalę. Nękaniu w pracy czy wypadkom komunikacyjnym poświęca się też mniej uwagi medialnej, więc mogą być traktowane jako mało prawdopodobne zagrożenia w porównaniu do problemów finansowych, które dotykają niemal wszystkich.

– To, czego się boimy, często zależy od tego, co przeżyliśmy. Ktoś, kto doświadczył mobbingu, będzie traktował go jako realne zagrożenie, podczas gdy dla innych może być to abstrakcja. Media i otoczenie kreują też określone lęki. Wysoka inflacja jest niepokojąca, ale staje się jeszcze bardziej realna, gdy codziennie słyszymy o niej w mediach. Niektóre lęki są wypierane, bo są zbyt trudne do przepracowania. Może dlatego tak niski wynik miały uzależnienia. Ludzie wolą ich nie dostrzegać jako zagrożenia dla siebie – podsumowuje Michał Pajdak.


(MN, Marzec 2025 r.)

© MondayNews Polska | Wszelkie prawa zastrzeżone.
materiał prasowy

Złoto inwestycyjne bije kolejne rekordy cenowe

Michał Tekliński, ekspert rynku złota Goldsaver, Grupa Goldenmark
Cena złota nadal rośnie, osiągając bezprecedensowe poziomy ponad 3000 dolarów za uncję. Ten wzrost jest napędzany przez szereg czynników, w tym eskalację napięć geopolitycznych i wojen handlowych. Popyt napędzają także zakupy kruszcu przez banki centralne i fundusze ETF.

Rynek złota nie zwalnia tempa. Cena uncji kruszcu trzykrotnie w minionym tygodniu biła swoje ATH (all-time high), osiągając poziom 3057 dolarów, co oznacza wzrost o 17% od początku roku i niemal 41% rok do roku. W piątek 21 marca, na zakończenie sesji, kurs królewskiego metalu wciąż przekraczał 3000 USD/oz. Tak dynamiczny wzrost budzi zainteresowanie inwestorów i analityków, a przyczyny tego zjawiska są wielowarstwowe.

Jednym z kluczowych czynników wspierających wzrost ceny złota jest napięta sytuacja geopolityczna. Eskalacja konfliktu izraelsko-palestyńskiego z powodu niedotrzymania warunków zawieszenia broni przez Hamas, a także niepewność związana z wojną na Ukrainie podsycają niepokój wśród inwestorów. W takich warunkach tradycyjnie wzrasta popyt na bezpieczne aktywa, do których złoto jest zaliczane.

Nasiliły się także obawy o globalny handel. Zapowiedziane na 2 kwietnia wprowadzenie kolejnych taryf celnych przez Donalda Trumpa, bez oznak odwrotu od tej decyzji, budzi emocje i niepewność na rynkach. Odpowiedź taryfowa ze strony Unii Europejskiej, która od kwietnia nałoży 50% cła na amerykańską whisky oraz retorsje ze strony Trumpa (200% cła na wina i szampany) dodatkowo eskalują napięcia handlowe.

Fed nie ścina stóp, a ETF-y kupują złoto na potęgę

Na sytuację rynkową duży wpływ mają także decyzje Rezerwy Federalnej Stanów Zjednoczonych. Na ostatnim posiedzeniu Fed postanowił utrzymać stopy procentowe na niezmienionym poziomie, co dla wielu inwestorów było sygnałem, że inflacja i niepewność monetarna pozostają istotnymi ryzykami.

A presja polityczna na obniżkę stóp procentowych rośnie. Prezydent Donald Trump publicznie wzywał FED do obniżenia stóp procentowych, argumentując, że zbyt wysokie stopy hamują gospodarkę USA. Decyzje dotyczące stóp procentowych mogą wpływać na siłę dolara amerykańskiego, co z kolei ma implikacje dla cen złota.

Dodatkowym czynnikiem napędzającym wzrost cen kruszcu jest powrót popytu ze strony notowanych na giełdzie funduszy inwestycyjnych ETF. Amerykańskie ETF-y pobiły rekord zakupów z lipca 2020 roku, kupując ponad 72 tony złota w lutym i kontynuując zakupy w marcu, nabywając dodatkowo ponad 40 ton. Ta tendencja nie ogranicza się tylko do USA – wzrosty zakupów odnotowano również w Europie i Chinach.

Warto zauważyć, że europejskie ETF-y, które w zeszłym roku wyprzedawały złoto, w tym roku ponownie zaczęły je kupować. Obecnie ETF-y na złoto osiągają lepsze wyniki niż ETF-y oparte na kryptowalutach. Co więcej, firmy ubezpieczeniowe w Chinach otrzymały możliwość alokowania do 1% swoich aktywów w fizycznym złocie i zaczęły to robić, co dodatkowo zwiększa globalny popyt na kruszec.

[fragment artykułu]

Autor: Michał Tekliński – Ekspert rynku złota z liczącym już ponad dekadę doświadczeniem w branży. W Goldenmark pełnił funkcję dyrektora ds. rynków międzynarodowych. Zwiedził świat i zobaczył wszystko (łącznie z legendarnymi dywanami jubilerów, z których wytapia się drobinki złota). W Goldsaverze pełni funkcję głównego analityka oraz filaru zespołu eksperckiego. Prywatnie wytrawny obserwator polityki, geopolityki i gospodarki.

Źródło: Goldsaver Sp. z o.o.
materiał prasowy