Wskaźniki cen produkcji sprzedanej przemysłu w sierpniu 2023 roku wg GUS

mari-helin-tuominen-38313-unsplash
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował raport pt. „Wskaźniki cen produkcji sprzedanej przemysłu w sierpniu 2023 roku”.

Według wstępnych danych zgromadzonych przez GUS, w sierpniu 2023 r. ceny produkcji sprzedanej przemysłu wzrosły  w stosunku do lipca 2023 r. – o 0,1%. Natomiast ceny spadły w porównaniu z analogicznym miesiącem poprzedniego roku – o 2,8%.

Według wstępnych danych GUS ceny produkcji sprzedanej przemysłu w sierpniu 2023 r. były o 0,1% wyższe niż w lipcu 2023 r.  W sekcji  przetwórstwo przemysłowe ceny wzrosły o 0,2%. Spośród działów przetwórstwa przemysłowego największy wzrost cen odnotowano w produkcji koksu i produktów rafinacji ropy naftowej o 6,0%. Wzrosły również m.in. ceny:

  • produkcji wyrobów tytoniowych – o 1,6%,
  • komputerów, wyrobów elektronicznych i optycznych – o 0,7%,
  • wyrobów farmaceutycznych – o 0,6%,
  • poligrafii i reprodukcji zapisanych nośników informacji – o 0,5%,
  • maszyn i urządzeń oraz skór i wyrobów skórzanych – po 0,3%,
  • urządzeń elektrycznych oraz pozostałego sprzętu transportowego – po 0,2%,
  • napojów – o 0,1%.

    Źródło: GUS.

DANE Z CEIDG: Zakładanie firm na lekkim minusie. Za to wznawianie działalności jest na dwucyfrowym plusie

g-crescoli-365895-unsplash
Od stycznia do lipca br. do rejestru CEIDG wpłynęło 179,2 tys. wniosków dot. założenia jednoosobowej działalności gospodarczej, co oznacza niewielki spadek – o 1,2% rdr. Do tego odnotowano ponad 110 tys. wznowień, czyli o 16,6% więcej niż rok wcześniej. Wniosków dotyczących zamknięcia tego typu firm było 116,4 tys. To skok o 0,2% rdr. Z kolei najczęściej wnioskowano o zawieszenie. Takich przypadków było 201,9 tys. I tu nastąpił wzrost o 7,9% rok do roku. Pod każdym względem najaktywniejsze były podmioty niepodające miejsca wykonywanej działalności. A biorąc pod uwagę poszczególne województwa, w każdym zestawieniu na czele było mazowieckie.

Mniej otwarć, ale więcej wznowień

Dane Ministerstwa Rozwoju i Technologii pokazują, że od stycznia do lipca br. do rejestru CEIDG wpłynęło 179,2 tys. wniosków dot. założenia jednoosobowej działalności gospodarczej. To o 1,2% mniej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku – 181,3 tys. Analizując statystyki z pierwszych siedmiu miesięcy tego roku, widać też, że wniosków o założenie JDG było o 62,8 tys. więcej niż dotyczących zamknięcia. Podobnie było w ubiegłym roku. Tylko wtedy różnica była większa i wynosiła 65,1 tys.

– Kwestia liczby zakładanych JDG nie powinna dziwić. Polacy na razie raczej się wstrzymują z taką aktywnością. Chcą zwyczajnie przeczekać okres perturbacji. Spowolnienie gospodarcze raczej nie wpływa pozytywnie na podejmowanie tego typu decyzji. I dopóki to się nie zmieni, sytuacja będzie podobnie wyglądała do końca roku, a nawet może i przez cały I kwartał 2024 r. Co prawda, badania rynkowe potwierdzają, że nastroje konsumentów trochę się poprawiają, ale – w mojej opinii – jeszcze daleka jest droga do optymizmu – ocenia Adrian Parol, radca prawny i doradca restrukturyzacyjny.

W ww. okresie zdecydowanie najwięcej wniosków o otwarcie JDG złożyły firmy bez określonego obszaru wykonywanej działalności – 77,8 tys. (w ub.r. 68,7 tys.). Natomiast biorąc pod uwagę dane dot. poszczególnych województw, największy wynik padł w mazowieckim – 17,9 tys. (rok wcześniej – 18,4 tys.). Dalej w zestawieniu widać woj. małopolskie – 10,3 tys. (rok wcześniej – 11,3 tys.), wielkopolskie – 9,4 tys. (10,3 tys.), śląskie – 9,3 tys. (10,9 tys.), a także dolnośląskie – 8,4 tys. (10,1 tys.). Z kolei najmniej wniosków było w woj. opolskim – 1,8 tys. (2,2 tys.). Przed nim na liście znalazło się świętokrzyskie – 2,7 tys. (3,7 tys.), a także podlaskie – 2,8 tys. (2,9 tys.).

– Zwiększenie liczby tzw. pustych rejestracji, czyli bez wskazanego województwa, może wynikać z rosnącej mobilności osób zakładających firmy, a także z większej elastyczności w dotarciu do potencjalnych klientów, którzy nie są ograniczeni jedynie do konkretnego obszaru. Z kolei różnice w liczbie podmiotów prowadzących działalność w województwach potwierdzają obecność zróżnicowanego rozwoju regionalnego, co w równym stopniu można również dostrzec w innych statystykach – mówi Sebastian Sajnóg, analityk z zespołu makroekonomii z Polskiego Instytutu Ekonomicznego (PIE).

W pierwszych siedmiu miesiącach br. do rejestru CEIDG wpłynęło również ponad 110 tys. wniosków dot. wznowienia JDG. To o 16,6% więcej niż w analogicznym okresie 2022 roku – 94,3 tys. I podobnie, jak w przypadku zakładania działalności, najaktywniejsze pod tym względem były firmy bez określonego obszaru wykonywania działalności – blisko 20 tys. (rok wcześniej – 14,2 tys.). A biorąc pod uwagę poszczególne województwa, na pierwszym miejscu jest mazowieckie – 12,6 tys. (poprzednio – ponad 11 tys.). Dalej widać woj. pomorskie – 10,5 tys. (9,9 tys.), małopolskie – 8,9 tys. (7,8 tys.), śląskie – 8,3 tys. (7,5 tys.) oraz zachodniopomorskie – 7,9 tys. (7,7 tys.). Natomiast zamyka zestawienie woj. opolskie – 1,7 tys. (1,5 tys.), świętokrzyskie – ponad 2 tys. (1,8 tys.), a także lubuskie – 2,1 tys. (1,8 tys.).

– Wzrost liczby wznowień jednoosobowych działalności potwierdza fakt rynkowych badań, które pokazują, że konsumenci są w trochę lepszej kondycji. Jednak, aby to oceniać w pełni pozytywnie, należy dalej obserwować ten trend i wyciągać wnioski z dłuższych okresów porównawczych. Osobiście uważam też, że w IV kwartale br. te statystki nieco się pogorszą, ponieważ nadchodzi zima, a część z tych firm z pewnością zajmowała się sezonową działalnością. Natomiast w późniejszym okresie sytuacja powinna wyglądać w miarę stabilnie, o ile rządzący znowu nie zafundują nowych ustaw i obostrzeń, bo to w tej chwili – po spowolnieniu gospodarczym – jest drugą przyczyną niezakładania JDG – twierdzi Łukasz Goszczyński, radca prawny i doradca restrukturyzacyjny.

Zamykanie firm na lekkim minusie

Według danych resortu, od stycznia do lipca br. do rejestru CEIDG wpłynęło 116,4 tys. wniosków dot. zakończenia JDG. To o 0,2% więcej niż w analogicznym okresie ub.r. – 116,2 tys. – Problem zamykania się działalności gospodarczych w Polsce jest widoczny od dłuższego czasu. Niestety, stale rosnące koszty oraz niestabilność prawna sprawiają, że w naszym kraju nie jest łatwo prowadzić firmę – podkreśla Szymon Witkowski, Dyrektor Forum Pracy ZPP.

Najwięcej zamknięto firm niewskazujących terenu wykonywania działalności – 20,7 tys. (rok wcześniej – 15,9 tys.). Patrząc na poszczególne województwa, listę otwiera mazowieckie – 15,2 tys. (rok wcześniej – 15,7 tys.). Dalej widać śląskie – 10,2 tys. (poprzednio – 10,5 tys.), wielkopolskie – 9,5 tys. (9,7 tys.), małopolskie – 8,3 tys. (8,9 tys.) oraz dolnośląskie – 7,7 tys. (7,8 tys.). Na końcu zestawienia mamy opolskie – 2,1 tys. (rok wcześniej – 2,1 tys.), podlaskie – 2,5 tys. (2,6 tys.) oraz lubuskie – 2,8 tys. (2,8 tys.).

– Ilość firm zamykanych w poszczególnych województwach wynika przede wszystkim z nasycenia danego rynku. W mazowieckim zamyka się znacznie więcej podmiotów niż w podlaskim, ale nie oznacza to procentowej przewagi. Przy tym czynniki, takie jak bardzo znaczący wzrost płacy minimalnej w przyszłym roku, mogą doprowadzić do tego, że procentowo właśnie w mniejszych i uboższych regionach zacznie znikać więcej firm – uważa Dyrektor Witkowski.

Zawieszenie coraz bardziej popularne

W analizowanym okresie złożono też 201,9 tys. wniosków o zawieszenie JDG. Rok wcześniej było ich 187,1 tys. Zdaniem prof. Pawła Wojciechowskiego, przewodniczącego Rady Programowej Instytutu Finansów Publicznych i byłego ministra finansów, wzrost o 7,9% rdr. głównie wynika ze spowolnienia gospodarczego i z utrzymującej się dwucyfrowej inflacji. Mamy do czynienia z recesją konsumencką oraz producencką. Produkcja przemysłowa rdr. maleje. Oznacza to niższe zamówienia, co wprost odbija się na działalności mikroprzedsiębiorców, świadczących usługi dla przedsiębiorstw w układzie B2B. Cześć zawieszeń może być związana z chaotycznymi zmianami podatkowymi Polskiego Ładu i ucieczką w szarą strefę lub z przeniesieniem działalności do bardziej atrakcyjnej, stabilnej jurysdykcji podatkowej.

– W poprzednim roku nastroje przedsiębiorców były dużo bardziej pesymistyczne, co potęgował szok energetyczny i skokowy wzrost cen surowców energetycznych. Wskaźnik WWUK w ubiegłorocznym najniższym punkcie w październiku wyniósł -35,7 pkt. Duża niepewność co do przyszłej sytuacji przyczyniła się do decyzji większej części przedsiębiorców o zawieszeniu prowadzenia działalności – tłumaczy Sebastian Sajnóg.

Jak komentuje Szymon Witkowski, wielu przedsiębiorców, zawieszając firmę, ucieka przed jej zamknięciem, mając nadzieję na poprawę sytuacji na rynku. Niestety nie zawsze się to udaje. Od czasu pandemii Polska znajduje się w trudnej sytuacji gospodarczej. Niski wzrost gospodarczy, a nawet ostatnio techniczna recesja w połączeniu z wysoką inflacją bardzo silnie odbijają się na kondycji finansowej polskich firm. Do tego Adrian Parol dodaje, iż zawieszenie firmy to pierwszy istotny sygnał do tego, że dzieje się źle. I z reguły po jakimś czasie taki podmiot jest zwyczajnie likwidowany.

Blisko połowę wniosków o zawieszenie dotyczyło firm, które nie wskazały obszaru prowadzenia działalności – 44,5 tys. (rok wcześniej – 33,7 tys.). Natomiast spośród poszczególnych województw na czele zestawienia jest mazowieckie – 26,5 tys. (26,8 tys.). Dalej widać śląskie – 17,5 tys. (17,1 tys.), małopolskie – 15,7 tys. (15,3 tys.), wielkopolskie – 14,8 tys. (13,9 tys.) oraz dolnośląskie – 13,8 tys. (12,8 tys.). Listę zamyka opolskie – 3,4 tys. (3,1 tys.), podlaskie – 3,8 tys. (3,6 tys.), a także świętokrzyskie – 3,8 tys. (3,7 tys.).

Przedsiębiorcy w końcu wyjdą z dołka?

– W najbliższym czasie prawdopodobnie będzie utrzymywał się trend przewagi zamykanych i zawieszanych działalności nad otwieranymi i wznawianymi. Jednocześnie wraz z poprawą sytuacji gospodarczej należy spodziewać się ustabilizowania i powrotu do działalności wielu przedsiębiorców – przekonuje Szymon Witkowski, Dyrektor Forum Pracy ZPP.

Z kolei prof. Paweł Wojciechowski przewiduje, że w kolejnych kwartałach gospodarka będzie wychodzić z dołka spowolnienia. Badania GUS potwierdzają, że nastroje konsumentów systematycznie poprawiają się. W sierpniu ocena bieżącej (BWUK, -22,3 pkt), jak i przyszłej (WWUK, -10,5) sytuacji kształtowała się na najwyższym poziomie od przeszło dwóch lat. Z taką prognozą zgadza się doradca restrukturyzacyjny Łukasz Goszczyński. I zaznacza, że taka poprawa może nadejść. Jednocześnie ekspert wskazuje na to, że wiele może zmienić się po wyborach. Jeżeli do władzy dojdzie szeroko pojęta opozycja, to jest większa szansa na poprawę bytu przedsiębiorców, a to wprost powinno się przełożyć na liczbę nowych firm.

– Prognozuję, że w nadchodzących miesiącach liczba działających przedsiębiorstw utrzyma się na stabilnym poziomie, reagując głównie na fluktuacje sezonowe. W najbliższych miesiącach można spodziewać się wzrostu liczby firm, które zawieszają swoją działalność. Ten trend jest jednak powiązany z naturalnym ograniczeniem aktywności w okresie zimowym w wybranych branżach, szczególnie obserwowanym w takich sektorach, jak budownictwo, rolnictwo czy turystyka. Dynamiki rok do roku nie powinny ulegać jednak istotnym zmianom – stwierdza ekspert z PIE.

Natomiast doradca restrukturyzacyjny Adrian Parol podsumowuje, że oprócz zmiany władzy i nastrojów społecznych musi się też drastycznie zmienić podejście organów państwa do przedsiębiorców, bo cześć rzeczy zwyczajnie nie jest do zaakceptowania. Prowadzenie działalności w dzisiejszych czasach – szczególnie tej jednoosobowej – jest bardzo trudne. I jak nic się w tej kwestii nie poprawi, to ww. statystki dalej będą tylko dryfować na granicy lekkiego plusa bądź minusa. A nam potrzebny jest zryw gospodarczy z prawdziwego zdarzenia i to szczególnie wśród tych mikroprzedsiębiorstw, małych i średnich firm.

© MondayNews Polska | Wszelkie prawa zastrzeżone.

Ile oszczędzi rynek nieruchomości komercyjnych na obniżce maksymalnej ceny energii?

Mariusz Kanabrocki, MVGM
Podpisana 21 sierpnia br. przez prezydenta Andrzeja Dudę nowelizacja ustawy o ochronie odbiorców energii elektrycznej obniża cenę maksymalną za energię elektryczną z 785 zł/MWh do 693 zł/MWh.

Ile faktycznie na około stuzłotowym rabacie zyskają najemcy i właściciele budynków komercyjnych? Jak szacuje MVGM, jeden z europejskich liderów w zakresie zarządzania nieruchomościami, biurowiec o powierzchni ok. 12 000 mkw. GLA przez trzy miesiące (bo tyle będzie obowiązywać nowela) oszczędzi w ten sposób ok. 30 000 PLN. I o ile każda złotówka w napiętych budżetach nieruchomościowych jest niezwykle cenna, o tyle, jak zwracają uwagę eksperci MVGM, w długiej perspektywie czasu kluczowe jest wdrożenie kompleksowych strategii i narzędzi, które optymalizują zużycie mediów i pozwalają oszczędzać bez względu na zmienne środowisko makroekonomiczne.

Z niższej ceny energii będą mogły skorzystać samorządy, mali i średni przedsiębiorcy oraz wrażliwe podmioty użyteczności publicznej, takie jak szpitale, szkoły, przedszkola, żłobki, noclegownie czy placówki opieki nad osobami niepełnosprawnymi. Nowelizacja ustawy zacznie obowiązywać 1 października tego roku.

„Podpisana nowelizacja oznacza realne oszczędności dla uczestników rynku nieruchomości w Polsce, choć ich skala będzie różnić się w zależności od wieku budynku, jego rodzaju, a także systemów, aplikacji i rozwiązań technologicznych, z których korzysta właściciel i zarządca danego obiektu. Dla przykładu, w przypadku portfela MVGM oszczędności wygenerowane dzięki niższej, kwartalnej cenie energii mogą osiągnąć ok. 3 000 000 PLN w trakcie obowiązywania ustawy. W przypadku tylko jednej nieruchomości biurowej, budynku oddanego do użytku w 2019 roku o powierzchni 12 000 mkw. GLA możemy oszczędzić nawet 30 000 PLN”,

komentuje Mariusz Kanabrocki, Technical Director, MVGM.

Źródło: MVGM.

Prezydent podpisał ustawę o zmianie ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym

lad_przestrzenny
Reforma ładu przestrzennego w Polsce stała się więc faktem. Uchwalona ustawa ujednolica, upraszcza i przyspiesza procedury dotyczące planowania przestrzennego w blisko 2500 gmin. Jakie konkretne zmiany wprowadza nowe prawo? Komentuje ekspert firmy doradczej Lege Advisors.

Jak pokazuje tegoroczny raport Najwyższej Izby Kontroli, obowiązujące od 20 lat przepisy „nie zapewniają racjonalnego kształtowania ładu przestrzennego w gminach i ich zrównoważonego rozwoju. W efekcie dochodzi do rozproszenia zabudowy, uszczuplenia terenów zielonych, a nawet do degradacji krajobrazu.” Ten chaos przestrzenny w Polsce generuje rocznie ponad 83 mld zł strat. Wchodzące w życie nowe prawo o ładzie przestrzennym ma tę sytuację uzdrowić.

Najważniejsze zmiany w prawie

Pierwsza istotna zmiana to w miejsce obecnie funkcjonującego studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego, wprowadzenie nowego narzędzia planistycznego – planu ogólnego. Obejmie on, podobnie jak studium, cały obszar gminy i w przeciwieństwie do studium, będzie stanowił akt prawa miejscowego.

– Zawarte w planie ogólnym ustalenia będą wiążące zarówno przy sporządzaniu planów miejscowych, jak i przy wydawaniu decyzji o warunkach zabudowy. Gminy mają czas do końca 2025 roku, aby uchwalić plany ogólne. – tłumaczy Maciej Semczak, ekspert ds. nieruchomości firmy doradczej Lege Advisors.

Ponadto ustawodawca stworzył nowy rodzaj planu miejscowego – zintegrowany plan inwestycyjny, uchwalany na wniosek inwestora. Dzięki temu możliwe będzie uchwalenie planu miejscowego oraz realizacja inwestycji przy współudziale inwestorów.

– Uchwalenie takiego planu będzie możliwe po podpisaniu umowy pomiędzy gminą a inwestorem. Umowa określi wzajemne prawa i obowiązki stron, w tym zobowiązania inwestora do realizacji inwestycji celu publicznego, towarzyszących inwestycji głównej. – wyjaśnia Maciej Semczak.

Zmiany dotknęły również decyzji o warunkach zabudowy i zagospodarowania terenu. Do tej pory wydawano je na czas nieokreślony. Aktualnie będą one ważne tylko przez okres 5 lat.

Kolejną nowością w prawie ma być rejestr urbanistyczny. Jego uruchomienie planowane jest na 2026 rok. Będzie to nieodpłatny, dostępny dla wszystkich zainteresowanych system teleinformatyczny, w którym znajdą się m.in. dokumenty powstające w trakcie sporządzania aktów planistycznych, raporty z konsultacji społecznych, decyzje administracyjne związane z planowaniem przestrzennym czy rozstrzygnięcia organów nadzoru.

Za mało czasu na zmiany

– Jest wiele głosów, że opracowanie nowych planów ogólnych dla kilku tysięcy gmin w ciągu 2 lat jest prawie niewykonalne. Inni zwracają uwagę, że ustawa nie wygasza decyzji o warunkach zabudowy wydanych do tej pory. To może być problematyczne, ponieważ na tworzone plany ogólne i miejscowe wpływ mogą mieć decyzje wydane nawet 10-20 lat temu. – przestrzega Maciej Semczak.

Zdaniem eksperta, pozytywnie odbierane są przepisy dotyczące zintegrowanego planu inwestycyjnego czy stworzenia rejestru urbanistycznego. Czas pokaże, czy powyższe zmiany korzystnie wpłyną na ład przestrzenny w Polsce.

Źródło: Lege Advisors.

Przeciętne zatrudnienie i wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw w sierpniu 2023 roku wg GUS

g-crescoli-365895-unsplash
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował informację nt przeciętnego zatrudnienia i wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw w sierpniu 2023 roku.

Jak czytamy w informacji opubliowanej przez GUS, w sierpniu 2023 r. przeciętne zatrudnienie w sektorze przedsiębiorstw było zbliżone do notowanego w sierpniu 2022 r. i wyniosło 6502,1 tys. etatów. W stosunku do poprzedniego miesiąca przeciętne zatrudnienie było niższe o 0,2%.
Przeciętne miesięczne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw w sierpniu 2023 r. w porównaniu z sierpniem 2022 r. wzrosło nominalnie o 11,9% i wyniosło 7368,97 zł brutto. Względem lipca 2023 r. przeciętne miesięczne wynagrodzenie brutto spadło nominalnie o 1,6%. – podsumowuje GUS.

Źródło: GUS.

Inflacja gorsza od pandemii – traci na tym gospodarka

volkan-olmez-73767-unsplash
Blisko połowa Polaków zgłasza problem z jakością snu. Widać, że jest gorzej niż podczas pandemii. W ciągu ostatnich dwóch lat przybyło sporo osób niezadowolonych. Wzrósł także odsetek niezdecydowanych w ww. kwestii. Natomiast ubyło usatysfakcjonowanych Polaków. Obecnie najczęściej wskazywaną przyczyną trudności ze spaniem są problemy finansowe. Zgłasza to o blisko trzy razy więcej badanych niż dwa lata temu. Wyniki jednak nie dziwią ekspertów, którzy zwracają uwagę na coraz bardziej pogarszającą się sytuację ekonomiczną społeczeństwa. Do tego alarmują, że niewyspani pracownicy stanowią nie tylko potencjalne zagrożenie dla siebie i innych, ale też generują spore koszty. I wyliczają, że mogą oni kosztować gospodarkę minimum 8,2 mld złotych rocznie.

Zły sen rujnuje gospodarkę

Druga edycja ogólnopolskiego sondażu, przeprowadzonego przez UCE RESEARCH i platformę ePsycholodzy.pl wśród ponad tysiąca dorosłych Polaków, ujawniła, że 49,9% rodaków jest niezadowolonych z jakości swojego snu. W czasie pandemii 39,2% tak deklarowało. Zatem widać, że nastąpił wyraźny wzrost. Jak komentuje dr Marta Jackowska z Uniwersytetu SWPS, fakt, że połowa badanych skarży się na zły sen, jest bardzo niepokojący. Świadczy to o podwyższonym ryzyku wielu chorób somatycznych i afektywnych w społeczeństwie. Sygnalizuje też obniżoną wydajność i większe ryzyko wypadków w pracy, w tym także błędów medycznych. Niewyspani pracownicy zagrażają więc sobie i innym, w tym np. swoim usługobiorcom, pracodawcom i współpracownikom.

– Amerykańskie Centra Kontroli i Zapobiegania Chorobom w Stanach Zjednoczonych uznały niewystarczającą ilość snu za problem zdrowia publicznego. Badania w USA, Japonii, Kanadzie, Wielkiej Brytanii i Niemczech wykazały, że roczny koszt absencji pracowników wynosi 680 mld USD. Jeżeli w I kw. br. pracowało w Polsce 16,9 mln osób, 49,9% rodaków zadeklarowało problemy ze snem, a liczba dni pracy wynosi w br. 250, to przy utracie tylko 1% efektywności, czyli 2,5 dnia roboczego, kosztującego pracodawcę średnio 390 zł brutto, gospodarka straci w tym roku w sumie minimum 8,2 mld zł. I to jest najbardziej optymistyczny scenariusz, bo przecież aktywność pracujących Polaków może spaść zdecydowanie bardziej niż tylko o 1% – wylicza Michał Pajdak, jeden ze współautorów badania z platformy ePsycholodzy.pl.

Ekspert powołuje się też na raport pt. „Dlaczego sen ma znaczenie – ekonomiczne koszty niewystarczającej części snu” Marca Hafnera i współautorów. Wynika z niego, że pracownicy śpiący poniżej 6 godz. na dobę zgłaszają średnio o ok. 2,4 p.p. wyższą utratę produktywności niż deklarujący 7-9 godz. Osoby śpiące średnio 6-7 godz. są o ok. 1,5 p.p. bardziej nieproduktywne w stosunku do ludzi przesypiających 7-9 godz. – Pracownik śpiący krócej niż 6 godz. na dobę traci więc rocznie o ok. 6 dni roboczych więcej niż zatrudniony zgłaszający 7-9 godz. A osobie, która śpi 6-7 godzin, ubywa średnio o ok. 3,7 dnia pracy więcej w skali roku. Odsetek upośledzenia pracy wynosi zatem 2,36% w przypadku snu krótszego niż 6 godz. oraz 1,47% dla czasu spania 6-7 godzin – podkreśla Pajdak.

Według sondażu, 43,9% rodaków jest zadowolonych z jakości swojego snu. Dwa lata wcześniej, czyli w czasie pandemii, tak deklarowało 55,9% rodaków. Nastąpił więc spadek o 12 p.p. Należy również dodać, że ostatnio 6,2% badanych nie potrafiło ocenić jakości swojego snu. Natomiast w poprzedniej edycji badania 4,9% ankietowanych było niezdecydowanych. To z kolei oznacza lekki wzrost, bo o 1,3 p.p.

– Zauważalna jest niska świadomość Polaków odnośnie wpływu snu na życie, zdrowie i pracę człowieka. Problem narasta z roku na rok. Ludzie często ograniczają jego ilość ze względu na liczne obowiązki i wyzwania. I jeśli to staje się regułą, wzrasta ryzyko wielu chorób i przedwczesnej śmierci. A za to wszystko płacą pracujący obywatele, którzy zapewniają systemowi składki zdrowotne. Chorzy ludzie zazwyczaj nie są aktywni zawodowo. I gospodarka musi to odczuć – stwierdza Michał Pajdak.

Inflacja nie daje zasnąć Polakom

W tej edycji badania respondenci najczęściej wskazywali, że ich kłopoty ze snem wynikają z problemów finansowych – 39,4%. Dwa lata temu ta odpowiedź miała tylko 13,8% wskazań. Wzrost aż o 25,6 p.p. nie dziwi ekspertów. Jak zaznacza dr hab. Tomasz Hanć, prof. Uniwersytetu Adama Mickiewicza, w czasie pandemii wiele firm upadło. Utrzymanie rodziny stało się wyzwaniem dla znacznej części osób. Jednocześnie wzrost wszystkich kosztów życia, wynikający z inflacji, dotyczy dziś całego społeczeństwa.

– To, czy trend wzrostowy utrzyma się, zależy od dalszej sytuacji ekonomicznej i zmian gospodarczych. Jeśli sprawy finansowe nadal będą jednym z głównych tematów społecznych, to związane z nimi trudności ze snem mogą nadal się pogłębiać w społeczeństwie. I niestety, obawiam się, że tak właśnie będzie – przyznaje Michał Murgrabia z platformy ePsycholodzy.pl.

Na drugim miejscu Polacy wskazali, że źle śpią przez stres – 37,9%. W poprzedniej edycji badania ta odpowiedź uzyskała 25,9% wskazań. To skok o 12 p.p. – Stres związany z atmosferą zagrożenia zdrowotnego i finansowego, nieprzewidywalności jutra mógł się zwiększyć, w związku z wojną trwającą za naszą granicą. Należy też zauważyć, że nastroje społeczne i polityczne w całej Europie są niespokojne. Niestety, bazując na tym fakcie, środowiska polityczne, partie, budują przekaz medialny dodatkowo wzmacniający lęk w społeczeństwie. Dzięki temu, na obawach przed realnym bądź wyolbrzymionym zagrożeniem, budują tożsamość grupy, własny elektorat. Wsparcie danego obozu politycznego ma bowiem zapewniać poczucie bezpieczeństwa. Dopóki więc sytuacja geopolityczna się nie ustabilizuje, raczej będziemy bardziej zestresowani i niewyspani – dodaje prof. Hanć.

Na trzeciej pozycji w tej edycji badania Polacy zadeklarowali, że martwią się o swoją przyszłość – 30,3%. Poprzednio było to 28,1%. – Polacy odczuwają bardzo wysoką inflację i niepewną sytuację polityczną w kraju. W zależności od tego, z jaką partią utożsamiają się, mogą być np. zaniepokojeni tym, co się obecnie dzieje w kraju – zaczynając od stanu polskiego sądownictwa, poprzez opiekę nad kobietami w ciąży, a kończąc na niepewnej sytuacji ekonomicznej w kraju. Nawet zmiany klimatyczne mogą być źródłem bezsenności – uważa dr Jackowska.

Natomiast najrzadziej wskazywanymi kwestiami w tej edycji badania były kiepskie warunki do spania (np. zła temperatura lub niewygodny materac), różnego rodzaju ekscytacje (wyjazdy, spotkania itp.). Trzecie od końca uplasowało się podjadanie przed snem.

Źródło:
© MondayNews Polska | Wszelkie prawa zastrzeżone.

GUS: Obwieszczenie w sprawie przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw w sierpniu 2023 roku

fabian-blank-78637-unsplash
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował obwieszczenie w sprawie przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw w sierpniu 2023 roku.

Jest to obwieszczenie Prezesa Głównego Urzędu Statystycznego z dnia 20 września 2023 r. w sprawie przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw w sierpniu 2023 r.
Jak czytamy w informacji, w związku z art. 83 ust. 2 pkt 1 ustawy z dnia 15 grudnia 2017 r. o dystrybucji ubezpieczeń (Dz. U. z 2023 r. poz. 1111 i 1723) przeciętne miesięczne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw w sierpniu 2023 r. wyniosło 7368,97 zł.
Informacja została opublikowana na stronie internetowej GUS.

Źródło: GUS.

Dynamika produkcji sprzedanej przemysłu w sierpniu 2023 roku wg GUS

analiza
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował raport pt. „Dynamika produkcji sprzedanej przemysłu w sierpniu 2023 roku”.

Jak czytamy w raporcie GUS, w sierpniu br. produkcja sprzedana przemysłu była niższa o 2,0% w porównaniu z sierpniem ub. roku, kiedy notowano wzrost o 10,9% w stosunku do analogicznego okresu roku poprzedniego, natomiast w porównaniu z lipcem br. wzrosła o 1,0%. W okresie styczeń – sierpień br. produkcja sprzedana przemysłu była o 1,9% niższa w porównaniu z analogicznym okresem 2022 roku, kiedy notowano wzrost o 12,9% w stosunku do porównywalnego okresu poprzedniego roku.
Po wyeliminowaniu wpływu czynników o charakterze sezonowym, w sierpniu br. produkcja sprzedana przemysłu ukształtowała się na poziomie o 1,8% niższym niż w analogicznym miesiącu ub. roku i o 0,6% wyższym w porównaniu z lipcem br. – wylicza GUS.
Pełna treść raportu znajduje się na stronie internetowej Głównego Urzędu Statystycznego.

Źródło: GUS.

Przedsiębiorcy z branży drzewnej walczą o miejsca pracy

adeolu-eletu-38649-unsplash
W dniu 18 września największe organizacje reprezentujące najważniejsze sektory przemysłu drzewnego w Polsce wystosowały list do Józefa Kubicy, dyrektora generalnego Lasów Państwowych. Przedstawiciele przedsiębiorców są zaniepokojeni, że mimo obietnic, Lasy Państwowe ignorują ich uwagi zgłoszone do planowanych zmian w zasadach sprzedaży drewna. Kolejne zmiany zorientowane na generowanie coraz większych zysków dla Lasów Państwowych to olbrzymie zagrożenie nie tylko dla przedsiębiorców, ale również dla pracowników całej branży drzewnej, którzy już w tej chwili tracą pracę. W tym roku zwolnienia dotknęły już 20 000 osób z samego tylko sektora meblarskiego.

Miesiąc wcześniej, 21 sierpnia, Lasy Państwowe zaprezentowały przemysłowi propozycje zmian zasad sprzedaży drewna na 2024 rok, obiecując, iż będą one podlegały dalszym konsultacjom z branżą drzewną. Organizacje szczegółowo odniosły się do przedstawionych propozycji, jednak wszystko wskazuje na to, że ich uwagi zostały zignorowane. W dodatku pojawiła się informacja, że dalszych konsultacji z przemysłem nie będzie i wkrótce zostaną ogłoszone nowe zasady sprzedaży drewna.

Pod wspólnym listem, wysłanym 18 września do Lasów Państwowych, podpisały się: Ogólnopolska Izba Gospodarcza Producentów Mebli, Stowarzyszenie Papierników Polskich, Stowarzyszenie Producentów Płyt Drewnopodobnych w Polsce, Stowarzyszenie Przemysłu Tartacznego, Polska Izba Gospodarcza Przemysłu Drzewnego, Polski Komitet Narodowy EPAL, Ogólnopolski Związek Pracodawców Przemysłu Drzewnego, Związek Polskie Okna i Drzwi. Według przedstawicieli przemysłu, zmiany w zasadach sprzedaży drewna przyniosą dalsze pogorszenie sytuacji przemysłu drzewnego.

„Część propozycji, pod pozorem bycia korzystnymi dla przemysłu, w rzeczywistości spowoduje dalszy wzrost cen drewna. Ceny wielu sortymentów drewna w Polsce są o kilkadziesiąt procent wyższe od tych w krajach ościennych. Skutkiem tego jest np. napływ tańszych, niż krajowej produkcji, mebli, płyt drewnopochodnych zza granicy. Konsekwencją tego są zwolnienia pracowników, które już trwają ze względu na pogarszającą się koniunkturę (w ciągu ostatniego roku tylko branża meblarska zmuszona została do redukcji 20 000 miejsc pracy). Postępowanie Lasów Państwowych po raz kolejny potwierdza, że wzgląd na własne dobro przeważa nad interesem Skarbu Państwa i tysięcy pracowników zatrudnionych w przemyśle drzewnym” – napisali sygnatariusze listu.

Za najbardziej szkodliwe propozycje dla polskiego sektora drzewnego zostały uznane: możliwość składania ofert do 100% posiadanych możliwości zakupu w sprzedaży ofertowej w ujęciu rocznym, proporcjonalnie po 33,3% na proponowany okres sprzedaży; organizowanie procedur sprzedaży 3 razy w ciągu roku (co 4 miesiące), zmiany poziomu realizacji umów na -10%/+5% oraz rozszerzenie czasu trwania aukcji systemowych na okres 6:00-17:00;

Między innymi do tych zmian odniósł się w swoim wcześniejszym liście do Józefa Kubicy, dyrektora Lasów Państwowych, Michał Strzelecki, dyrektor Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Producentów Mebli.

W piśmie tym, przesłanym do LP na początku września, Ogólnopolska Izba Gospodarcza Producentów Mebli jasno określiła stanowisko firm meblarskich wobec projektu umożliwienia złożenia oferty do 100% posiadanych możliwości zakupu w sprzedaży ofertowej w ujęciu rocznym, proporcjonalnie po 33,3% na proponowany okres sprzedaży. „Jesteśmy stanowczo przeciwni i proponujemy utrzymanie obecnych zasad. Już w tej chwili obłożenie w procedurach PLD, w ramach posiadanej historii, w niektórych asortymentach znacznie przekracza podaż. Wprowadzenie możliwości złożenia oferty do 100% posiadanych możliwości spowoduje większe redukcje i generowanie wzrostu cen. Będzie to mechanizm sztucznie zawyżający popyt, korzystny dla jednej strony” – tłumaczył Michał Strzelecki.

Natomiast realizowanie sprzedaży w 3 głównych okresach (co 4 miesiące), w ocenie OIGPM spowoduje duży dodatkowy nakład pracy. „Kończąc jedną rundę, będziemy zaczynać kolejną. Okresy 4-miesięczne mogą okazać się zbyt krótkie, aby w całości realizować umowy i/lub przygotować poszczególne GHG, szczególnie na początku roku, kiedy występują opóźnienia w pozyskaniu drewna” – uzasadniał stanowisko Izby Michał Strzelecki.

Z kolei propozycję zmiany poziomu realizacji umów na -10%/+5% Ogólnopolska Izba Gospodarcza Producentów Mebli skomentowała w następujący sposób: „Jest to dobre rozwiązanie dla kupujących, ale tylko pozornie. Rozwiązanie to może powodować problemy także dla sprzedającego, szczególnie dla niektórych GHG. Ponadto zwiększanie poziomu możliwości niewykonania umowy do 10%, może spowodować chęć kupujących do kupowania na wyrost, co będzie oznaczać nieuzasadniony wzrosty cen na aukcjach. W związku z powyższym proponujemy pozostawienie dopuszczalnych odchyleń realizacji umowy na dotychczasowym poziomie +/- 5%. Jeżeli LP będą chciały utrzymać propozycję -10% wówczas na zasadzie równości stron prosimy o rozważenie opcji +/- 10%”.

W liście do Józefa Kubicy, Michał Strzelecki tłumaczył również, że rozszerzenie czasu trwania aukcji systemowych do przedziału 6:00-17:00, oznaczałoby w wielu przypadkach konieczność pracy w nadgodzinach, co budzi zrozumiały sprzeciw branży meblarskiej.

„Ceny minimalne na Portalu Leśno Drzewnym, aukcjach e-system i e-drewno są obecnie wyższe niż ceny transakcyjne w krajach sąsiednich. Powoduje to w konsekwencji spadek konkurencyjności branży meblarskiej i całego sektora drzewnego w Polsce, znaczące ograniczenie eksportu naszych wyrobów, a także powoduje wzrost importu mebli i komponentów do ich produkcji” – podkreślił Michał Strzelecki.

Źródło: Ogólnopolska Izba Gospodarcza Producentów Mebli.

Obroty towarowe handlu zagranicznego ogółem i według krajów wg GUS

matthew-guay-148463-unsplash
Obroty towarowe handlu zagranicznego ogółem i według krajów wg GUS. Jest to raport Głównego Urzędu Statystycznego (GUS) za okres od stycznia do lipca 2023 roku.

Jak czytamy w raporcie GUS, obroty towarowe handlu zagranicznego w styczniu – lipcu 2023 roku wyniosły w cenach bieżących 944,8 mld PLN w eksporcie oraz 907,0 mld PLN w imporcie. Dodatnie saldo ukształtowało się na poziomie 37,9 mld PLN. Natomiast gdy w analogicznym okresie 2022 roku wyniosło minus 49,8 mld PLN. W porównaniu z analogicznym okresem ubiegłego roku eksport wzrósł o 4,4 %, a import spadł o 5,0 %.
Pełny raport znajduje się na oficjalnej stronie internetowej Głównego Urzędu Statystycznego.

Źródło: GUS.

 

Ile obecnie jest wakatów w województwie łódzkim?

Mat.-prasowe-Lodz-2
Ile obecnie jest wakatów w województwie łódzkim? Gdzie brakuje pracowników? I jakie są oczekiwania współczesnych pracowników? Przygotowaliśmy zestawienie, w którym badamy, w jakich branżach pracodawcy poszukują osób do pomocy. Sprawdziliśmy także, co robią firmy z Łódzkiego, by zachęcić do pracowania właśnie u nich.

Z najnowszych danych wynika, że przeciętne zatrudnienie w sektorze przedsiębiorstw w województwie łódzkim wynosi prawie 350 tysięcy osób, zaś w samej Łodzi to prawie 137 tysięcy osób. Przeciętne wynagrodzenie brutto kolejno jest na poziomie 6 876,46 złotych i 7 111,49 złotych. Stopa bezrobocia w Łódzkiem jest na poziomie 5,5 proc., zaś w samej Łodzi – 4,5 proc. Ile osób nie ma pracy? W całym województwie jest to prawie 55 tysięcy osób, a w mieście Łodzi – blisko 16 tysięcy osób. Jakie wakaty są obecnie wolne i w jakich branżach pracodawcy najczęściej szukają pracowników? Sprawdziliśmy.

Tu można znaleźć pracę

Jak podaje pracuj.pl, w województwie łódzkim poszukiwanych jest ponad 3400 pracowników (dla porównania – w mazowieckim 14 000 ). Pracodawcy szukają głównie specjalistów MID / Regular (ponad 1900 ogłoszeń), pracowników fizycznych – ponad pół tysiąca ogłoszeń, młodszych specjalistów (ok. 440 ogłoszeń) i kierowników / koordynatorów – ok. 300 ogłoszeń.

Na innym popularnym portalu – OLX, zawężając obszar wyszukiwania do samej Łodzi dostępnych jest tysiąc ogłoszeń. W tym przypadku najwięcej widnieje w kategoriach budowa i remonty, gastronomia, prace magazynowe, pracownik sklepu i prace sezonowe. Potwierdza to Sylwia Krysik z firmy OOH.pl.

– Rzeczywiście w tych kategoriach istnieje największe zapotrzebowanie na pracowników. Z naszych danych wynika, że pracodawcy często poszukują osób do pracy w magazynach, sezonowej i w gastronomii. Widzimy to po zgłoszeniach, jakie do nas wpływają o zorganizowanie kampanii zewnętrznej. Outdoor to jedno z najprostszych, a zarazem najbardziej skutecznych miejsc do reklamowania. Reklama zewnętrza – szczególnie w mniejszych miejscowościach – zwiększa szansę firmy na sukces. W miastach do 200 tysięcy mieszka 27,5 mln Polaków, więc jej dotarcie jest ogromne – tłumaczy ekspertka firmy.

Gdzie jeszcze są poszukiwani pracownicy w Łodzi? W edukacji wolnych jest ponad 80 etatów, w służbie zdrowia – 90, a kategorii sprzątanie – 109 osób szuka pomocy. A jakie są oczekiwania współczesnych pracowników wobec pracodawców?

Tego chcą pracownicy

Oczekiwania współczesnych pracowników wobec pracodawców zmieniają się wraz z ewoluującymi trendami społecznymi, kulturowymi i technologicznymi. Aż 94 proc. przedstawicieli działów HR i pracodawców jest zdania, że benefity pozapłacowe zwiększają skłonność kadr do związania się z firmą1.

Najbardziej pożądanym benefitem jest dofinansowanie do wypoczynku (58 proc. osób wskazało taką odpowiedź) – trend ten może mieć związek z coraz silniejszym dążeniem do work-life-balance, czyli dbaniem o równowagę między życiem zawodowym a prywatnym. 56 proc. pracowników oczekuje prywatnej opieki medycznej, a podium benefitów zamyka chęć posiadania kart rabatowych lub bonów. 47 proc. zatrudnionych chce, by pracodawcy wręczali im nagrody z okazji urodzin i jubileuszów, 41 proc. pragnie darmowego dojazdu do pracy, a 30 proc. wyjazdów integracyjnych.

18 proc. badanych ceni sobie dostęp do konsultacji psychologicznych w ramach benefitu, a co 10 – platformy e-learningowe.

I na koniec eksperta OOH.pl dodaje, że należy mieć na uwadze oczekiwania pracowników, gdy realizujemy kampanię outdoorową. Warto dodać, jakie są wyróżniki naszej firmy, co oferujemy pracownikom np. dodatkowe dni urlopu czy wyjazdy integracyjne – przemyślany przekaz marketingowy na pewno zwiększy szansę na znalezienie właściwych kandydatów.

1 Badanie ICAN Institute na zlecenie VanityStyle.

Źródło: OOH.pl  /  Commplace Sp. z o. o. Sp. K.

Wskaźniki cen towarów i usług konsumpcyjnych w sierpniu 2023 roku wg GUS

helloquence-61189-unsplashGłówny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował raport pt. „Wskaźniki cen towarów i usług konsumpcyjnych w sierpniu 2023 roku”.

Jak podaje GUS, ceny towarów i usług konsumpcyjnych w sierpniu 2023 r. w porównaniu z analogicznym miesiącem ub. roku wzrosły o 10,1% (przy wzroście cen usług – o 11,1% i towarów – o 9,8%). W stosunku do poprzedniego miesiąca ceny towarów i usług utrzymały się na tym samym poziomie (w tym towarów spadły – o 0,2%, a ceny usług wzrosły – o 0,6%).

Jest to informacja na temat uwzględnienia w badaniu zmian cen towarów i usług konsumpcyjnych nowelizacji regulacji prawnych dotyczących rynku energii elektrycznej oraz innych regulacji dotyczących cen wybranych artykułów.

Pełna informacja znajduje się na stronie internetowej Głównego Urzędu Statystycznego.

Źródło: GUS.

Kurs na Euro? Fundacja Wolności Gospodarczej o reformach dobrych dla gospodarki

adeolu-eletu-38649-unsplash
Fundacja Wolności Gospodarczej, w ramach kampanii „Kurs na euro”, prowadzi regularne badania opinii dotyczące przyjęcia euro w Polsce. Dzisiaj dzielimy się z Państwem wnioskami z naszego badania ilościowego (sondaż CAWI na reprezentatywnej próbie dorosłych mieszkańców Polski zrealizowany przez SW Research).

Kurs na euro to nie gwałtowna zmiana, a dobre dla gospodarki reformy. Badamy stosunek Polaków do przyjęcia europejskiego pieniądza w perspektywie lat.

Wprowadzenie euro to długi proces reformowania gospodarki i do którego należy się odpowiednio przygotować. Dlatego o przyjęciu euro powinno mówić się właśnie jako o kilkuletnim procesie, kursie, który należy obrać, a nie gwałtownej zmianie – mówi Marek Tatała, wiceprezes Fundacji Wolności Gospodarczej.

Firma SW Research, na zlecenie Fundacji Wolności Gospodarczej, przeprowadziła sondaż CAWI na reprezentatywnej próbie dorosłych mieszkańców Polski, którego celem było poznanie społecznych postaw wobec wprowadzenia euro w Polsce w perspektywie długofalowej.

– Temat euro będzie pewnie obecny w kampanii wyborczej niezależnie od tego, czy zwolennicy euro odważą się sami go podnieść. Będzie on użyty do budzenia i pogłębiania obaw społecznych związanych z euro i będzie jeszcze jednym narzędziem do atakowania opozycji. Jednocześnie uciekanie od tematu przez przedstawicieli opozycji pozbawi jej zwolenników, spośród których rekrutuje się gros zwolenników wejścia na drogę do euro, ważnego i wiarygodnego głosu dotyczącego przyszłości – zwracają uwagę dr Robert Sobiech i prof. Marek Góra, pomysłodawcy badania.

Najważniejsze wnioski z badania (szczegóły w załączniku):

  • Wyborcy obecnej opozycji deklarują silne poparcie dla przyjęcia euro w Polsce, zupełnie przeciwne zdanie mają za to zwolennicy rządu. Przyjęcie euro odrzuca 76,4% wyborców Zjednoczonej Prawicy. Sprzeciw wobec euro deklaruje ponad połowa (55,9%) wyborców Konfederacji.
  • Blisko połowa badanych (43,7%) opowiada się za rozpoczęciem przygotowań do wejścia Polski do strefy euro.
  • Miejsce w strukturze społecznej nie ma większego znaczenia dla poparcia przyjęcia euro w Polsce.

Poprzednie badania prowadzone przez Fundację Wolności Gospodarczej w ramach kampanii „KursNaEuro.pl” wykazały, że wprowadzenie euro jest w dużym stopniu postrzegane w kategoriach szybkiej zmiany, niosącej wiele zagrożeń zarówno dla codziennego życia, jak i funkcjonowania nieprzygotowanych do takiej zmiany instytucji państwa.

– Istniejące, nieliczne sondaże przeprowadzone przez polskie ośrodki badają na ogół opinie na ten temat tak, jak gdyby chodziło o wprowadzenie w Polsce euro praktycznie natychmiast. Nic więc dziwnego, że w warunkach wysokiej inflacji, wojny za wschodnią granicą i antyunijnej propagandy górę biorą obawy i ponad połowa badanych deklaruje, że jest przeciwna euro – zwracają uwagę autorzy koncepcji badania dr Robert Sobiech i prof. Marek Góra.

Źródło: Fundacja Wolności Gospodarczej.

GUS: Komunikat w sprawie wskaźnika cen nakładów inwestycyjnych za pierwsze dwa kwartały 2023 r.

matthew-guay-148463-unsplash
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował komunikat w sprawie wskaźnika cen nakładów inwestycyjnych za pierwsze dwa kwartały 2023 r.

Komunikat GUS dotyczy okresu od stycznia do czerwca 2023 roku. Jest to komunikat Prezesa Głównego Urzędu Statystycznego z dnia 31 sierpnia 2023 r. w sprawie wskaźnika cen nakładów inwestycyjnych za dwa kwartały 2023 r.

Jak czytamy w informacji GUS, na podstawie art. 15 ust. 5b ustawy z dnia 15 lutego 1992 r. o podatku dochodowym od osób prawnych (Dz. U. z 2022 r. poz. 2587, z późn. zm.1)) ogłasza się, że wskaźnik cen nakładów inwestycyjnych za dwa kwartały 2023 r. w stosunku do dwóch kwartałów 2022 r. wyniósł 106,7 (wzrost cen o 6,7%).

1) Zmiany tekstu jednolitego wymienionej ustawy zostały ogłoszone w Dz. U. z 2022 r. poz. 2640 i 2745 oraz z 2023 r. poz. 185, 326, 412, 825, 1059, 1130, 1414 i 1705.

Źródło: GUS.

W sklepach budowlanych rośnie nowy trend, wymuszony przez inflację

fabian-blank-78637-unsplash
Sklepy oferujące artykuły remontowe, budowlane, a także dekoracyjne i dla majsterkowiczów – potocznie określane DIY – zwiększają udział towarów ekologicznych i powstałych z surowców wtórnych. Sklepy chwalą się również, że coraz większą popularnością cieszą się torby papierowe, wielorazowe pojemniki na żywność, worki na śmieci wykonane z materiałów biodegradowalnych oraz pojemniki do segregacji śmieci. Obok zakupu art. wytworzonych w mniej inwazyjny dla środowiska sposób da się zauważyć jeszcze jeden trend. Rośnie grono klientów zainteresowanych nabywaniem towarów wysokiej jakości i trwałych. Głównie dzieje się tak ze względów oszczędnościowych, ale środowisko naturalne na tym wyraźnie zyskuje. I jak dodają eksperci, widać, że rynek sukcesywnie rośnie i to nie koniec wzrostów.

Chwalą się, ale mogłoby być lepiej

Produkty przeznaczone dla majsterkowiczów, ale także do prac remontowo-budowlanych, dekoracje wnętrz oraz rękodzielnictwa określane są jako asortyment DIY (Do It Yourself, czyli Zrób To Sam). Obecnie w Polsce działa blisko 14 tys. tego typu sklepów.

Jaki udział w ogólnej gamie sprzedawanych produktów stanowią towary ekologiczne lub powstałe z surowców wtórnych? Dr Maria Andrzej Faliński, były dyrektor generalny Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji, wieloletni ekspert w dziedzinie handlu, jest zdania, że tego typu asortymentem sklepy budują wizerunek odpowiedzialnych firm, a więc jego obecność ma walor wizerunkowy. Takie towary są reprezentowane głównie przez farby, kleje, wykończenia, masy wypełnieniowe, materiały czyszczące, ale też urządzenia oświetleniowe, niektóre narzędzia, materiały typu płyty drewnopochodne. Do tego producenci podejmują starania, by zmniejszyć opakowania i wykonywać je z materiałów pozyskanych z recyklingu.

– Widać, że w sieciach handlowych przybywa towarów ekologicznych lub powstałych z surowców wtórnych, ale jest to wciąż niewystarczający proces. Choć trzeba też wyraźnie powiedzieć, że nie wszystkie artykuły przyjazne środowisku są w sklepach specjalnie oznaczane. Często zdarza się, że konsument nie zauważa informacji o możliwości ich zakupu, bo są one zwyczajnie ukryte lub nie dość widoczne. Natomiast Polacy chętnie szukają tej jakości produktów. Brakuje im tylko lepszego wsparcia w odnajdywaniu ich ze strony samych sieci handlowych – mówi dr Bartosz Dendura, znany propagator idei i rozwiązań ekologicznych w budownictwie z Pracowni Architektonicznej Studio4SPACE.

Oferta ekoproduktów się rozrasta

Z większością powyższych stwierdzeń zgadzają się dr Urszula Kłosiewicz-Górecka i Aleksandra Wejt-Knyżewska z zespołu Foresightu Gospodarczego w Polskim Instytucie Ekonomicznym (PIE). – Coraz więcej producentów ma w swojej ofercie innowacyjne produkty różniące się od tych „klasycznych” tym, że ich skład jest bardziej przyjazny środowisku, a więc są bardziej bezpieczne. Mają np. mniejszą zawartość lotnych związków organicznych, zawierają materiały pochodzące z recyklingu czy też będące biodegradowalne – zauważają ekspertki z PIE.

Dodają też, że Polacy coraz częściej wybierają produkty przyjazne środowisku, a nawet zwracają uwagę na to, czy opakowanie będzie nadawało się do recyklingu. Rozszerzanie asortymentu ekologicznych art. czy pochodzących z recyklingu jest też odpowiedzią producentów na rosnącą świadomość konsumentów na temat konieczności ochrony środowiska przyrodniczego. W konsekwencji pojawianie się nowych ekologicznych produktów może oddziaływać na wybory konsumentów. Inną istotną kwestią jest również to, że dla części produktów z ofert sklepów DIY ekologia idzie w parze ze zwiększoną efektywnością. Dla przykładu, coraz bardziej efektywne termicznie produkty chemii budowlanej pozwalają ograniczyć koszty związane z ogrzewaniem budynków zimą czy chłodzeniem latem, co wynika z mniejszego zużycia paliw w tym celu.

– Faktycznie coraz więcej producentów ma w swojej ofercie produkty ekologiczne. Jest to oczywiście podyktowane potrzebą rynkową, ale też kwestiami stricte wizerunkowymi wytwórców, którzy chcą uchodzić za nowoczesne i sprzyjające ekologii podmioty – dodaje dr Dendura.

Sieci handlowe też chcą być „eko”

Sieci handlowe, które chcą się wpisać w ekologiczny trend, informują, że konsumenci coraz częściej są zainteresowani kupnem tego typu art. Jak podaje Bricomarché, dużą popularnością cieszą się torby papierowe, wielorazowe pojemniki na żywność, worki na śmieci wykonane z materiałów biodegradowalnych oraz pojemniki do segregacji śmieci.

Na tym lista produktów, które pomagają ograniczać wytwarzanie odpadów, nie kończy się. Dużym zainteresowaniem cieszą się także butelki i dzbanki filtrujące. Dla klientów, którzy samodzielnie chcą wyhodować warzywa i owoce, producenci przygotowali naturalne nawozy, kompost czy nasiona roślin miododajnych. Przedstawiciele sieci przekonują, że nieduże hodowle prowadzone na balkonach czy nawet parapetach mieszkań wpisują się w zauważalny trend.

Z kolei Castorama zapewnia, że ponad 50% produktów marek własnych sprzedanych w 2022 roku można sklasyfikować jako zrównoważone (1,2% więcej niż w 2021 roku). Z kolei 85% sprzedaży marek własnych w sektorze kuchnia pochodziło ze zrównoważonych produktów (w porównaniu z 2021 to wzrost o 5%).

– Jest to spowodowane głównie tym, że znaczna część oferty jest wyprodukowana z certyfikowanego drewna FSC lub PEFC, co świadczy o pochodzeniu surowca z kontrolowanych i certyfikowanych źródeł. Bardzo dobry wynik sprzedaży ze zrównoważonych produktów w markach własnych osiągnęliśmy także w sektorze łazienki – 56% (w porównaniu z 2021 wystąpił wzrost o 4%), a także w sektorze budowlanym – 53% (wzrost o 4%) – wyjaśnia sieć.

Rynek widocznie rośnie. I to nie koniec

Dr Bartosz Dendura ze Studia4SPACE zauważa, że badania rynku wskazują na ok. 10-12% wzrost zainteresowania zakupem materiałów ekologicznych bądź powstałych z surowców wtórnych rok do roku. W jego opinii, to jednak wciąż mniej niż moglibyśmy oczekiwać od odpowiedzialnego za przyrodę społeczeństwa. Niemiej jednak tempo wzrostu powinno pomału rosnąć – zadowalający byłby wynik już na poziomie 5-10% w skali roku.

– Choć wśród osób kupujących nowe nieruchomości da się zaobserwować większe zainteresowanie budynkami wyposażonymi m.in. w odnawialne źródła energii, to jest to przede wszystkim podyktowane kwestiami ekonomicznymi. Inwestorzy liczą na to, że wobec rosnących cen prądu i gazu, rozwiązania znane z budynków pasywnych pozwolą im zaoszczędzić na kosztach eksploatacji. Oczywiście dobre i to. Choć życzyłbym sobie, żeby większe grono Polaków budujących lub kupujących swoje domy i mieszkania, przynajmniej na równi z rachunkiem ekonomicznym, kładło nacisk na prośrodowiskowy aspekt zastosowanych w ich nieruchomościach materiałów. A taki trend możemy zaobserwować wśród klientów zgłaszających się z pytaniami o projekt domu czy mieszkania – wskazuje dr Dendura.

Rozmówca dostrzega jednak, że Polacy coraz lepiej zdają sobie sprawę z tego, iż o środowisko naturalne trzeba dbać. – Zgodnie z badaniami, opublikowanymi przez Ministerstwo Klimatu i Środowiska, wśród Polaków rośnie świadomość zmian klimatycznych i gotowość podjęcia działań, by je powstrzymywać. Jednak cały czas o zakupie lub zastosowaniu wyrobu ekologicznego decyduje ekonomia lub potencjalna oszczędność, a nie chęć ochrony środowiska – dodaje ekspert.

Ekonomia wymusza zachowania ekologiczne

Dr Urszula Kłosiewicz-Górecka i Aleksandra Wejt-Knyżewska z PIE dodają, że klienci świadomi zmian zachodzących w środowisku chętniej sięgają po produkty, które są wykonane z materiałów naturalnych (np. drewna czy bawełny), bardziej ekologiczne (energooszczędne), pochodzą z recyklingu czy też mogą być ponownie wykorzystane. Wynika to z faktu, że rośnie świadomość konsumenta, który chce mniej szkodzić środowisku oraz samemu sobie. – Można zatem przypuszczać, że trend ten będzie się w najbliższych latach utrzymywał – przewidują ekspertki z Polskiego Instytutu Ekonomicznego.

Natomiast dr Maria Andrzej Faliński obserwuje, że następuje odwrót od produktów łatwo dostępnych, ale charakteryzujących się niską jakością. – Trwałość wraca do łask. Sprzyja temu silna presja informacyjno-formacyjna przeciwko marnotrawstwu i korzystaniu z urządzeń, pojemników, mebli, które nadają się do kilkukrotnego zaledwie użytku albo szybko się niszczą. To oznacza większy nacisk na jakość i otwiera przestrzeń rynkową, z jednej strony dla wyborów wielkich marek, a z drugiej – dla lokalnych i rzemieślniczych wyrobów z obszaru DIY – twierdzi ekspert.

– Z rozmów z pracownikami sklepów DIY można wnioskować, wśród konsumentów umacnia się nowy trend. Jednym z podstawowych kryteriów przy wyborze produktu staje się jego trwałość. To oczywiście krok w dobrym kierunku. Ale podobnie jak w przypadku odnawialnych źródeł energii, obecnie główną motywacją są kwestie stricte ekonomiczne. Jeśli coś jest trwalsze, to znaczy, że wystarczy na dłużej. Aspekt środowiskowy jest w tym przypadku drugorzędny. Choć trzeba też jasno powiedzieć, że i tak finalnie to wszystkim się opłaca – podsumowuje dr Bartosz Dendura.

Źródło:
© MondayNews Polska | Wszelkie prawa zastrzeżone.

Wyniki finansowe przedsiębiorstw niefinansowych w 1 półroczu 2023 roku wg GUS

mari-helin-tuominen-38313-unsplash
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował informację o wynikach finansowych przedsiębiorstw niefinansowych.

Są to wyniki finansowe przedsiębiorstw niefinansowych w 1 półroczu 2023 r. Jak czytamy w raporcie GUS, w 1 półroczu 2023 roku wyniki finansowe badanych przedsiębiorstw niefinansowych były zbliżone do uzyskanych rok wcześniej. Pogorszyły się wskaźniki ekonomiczno-finansowe. Nakłady inwestycyjne były wyższe o 10,4% od notowanych w 1 półroczu 2022 roku (kiedy miał miejsce wzrost o 4,6%).

Źródło: GUS.

Upadłość pracodawcy. Prawnicy podpowiadają, jak zadbać o swój interes i nie wpaść w dodatkowe kłopoty

upadek-pracodawcy
Gdy pracodawca ogłasza upadłość, żaden pracownik nie jest chroniony prawem pracy. W praktyce zarówno kobieta w ciąży, jak i osoba w wieku przedemerytalnym czy przebywająca na urlopie może zostać zwolniona. Oczywiście nie musi tak się stać, bo upadłość nie zawsze oznacza likwidację. Czasem firma, przejęta przez nowego właściciela, przechodzi restrukturyzację i rozwija się. Natomiast część prawników zastanawia się nad możliwością wypracowania rozwiązań zwiększających ochronę seniorów, którym rynek pracy ma niewiele do zaoferowania. Eksperci uspokajają przy tym, że wierzytelności pracownicze z reguły są priorytetowo zaspokajane, nawet w przypadku niewypłacalności upadłego. Niemniej radzą, by je zgłosić syndykowi i dopilnować, by roszczenia nie zostały zaniżone.

(Bez)dyskusyjny brak ochrony

Gdy pracodawca ogłasza upadłość, przepisy nie chronią jego pracowników przed zwolnieniem. – W przypadku upadłości lub likwidacji pracodawcy, zgodnie z art. 41 (1) Kodeksu pracy, nie stosuje się przepisów chroniących pracowników przed wypowiedzeniem lub rozwiązaniem umowy o pracę. Uchylenie ich odpowiada na potrzeby postępowania upadłościowego. Jego celem jest likwidacja majątku przedsiębiorcy w taki sposób, by zaspokoić wierzycieli w jak największym możliwym zakresie – mówi adwokat Joanna Torbé-Jacko, ekspertka Business Centre Club (BCC), Przewodnicząca Roboczego Zespołu Legalizacji Pobytu i Zatrudnienia przy Rzeczniku MŚP.

W ocenie radcy prawnego i doradcy restrukturyzacyjnego Adriana Parola, to dobre rozwiązanie. Jak twierdzi ekspert, istotą postępowania upadłościowego jest przekazanie odpłatnie majątku upadłego innemu podmiotowi, który potrafi go efektywnie wykorzystać. Stąd tak ważna jest szybkość, którą można osiągnąć poprzez zdjęcie z syndyka ograniczeń dotyczących zwolnień pracowników.

– W praktyce zatrudnieni w wieku przedemerytalnym, nieobecni w pracy z powodu choroby lub urlopu mogą spodziewać się rozwiązania stosunku pracy. Upadłość pracodawcy uchyla też ochronę stosunku pracy kobiet w ciąży. Oczywiście znacznie różni się sytuacja osoby zwolnionej w trakcie urlopu od takiej, która traci zatrudnienie w wieku 59 lat i rynek pracy nie ma jej zbyt wiele do zaoferowania. Wyłączenie ochrony w tym pierwszym wypadku nie budzi wątpliwości. W tym drugim powstaje zaś pytanie, czy możliwe byłoby wypracowanie rozwiązań pozwalających na zwiększenie bezpieczeństwa zatrudnienia – zastanawia się ekspertka z BCC.

Jak zaznacza mec. Parol, upadłość nie zawsze oznacza likwidację przedsiębiorstwa. Czasem firma, przejęta przez nowego właściciela, przechodzi restrukturyzację, w następstwie której może się rozwijać i zatrudniać pracowników. – Moim zdaniem, nie trzeba tworzyć nowych przepisów w celu objęcia ochroną pracowników w sytuacji upadłości pracodawcy, również będących w wieku przedemerytalnym czy kobiet w ciąży. Istniejące rozwiązania prawne są wystarczające – twierdzi ekspert.

Co z odszkodowaniem i odprawą?

Jeśli syndyk skraca okres wypowiedzenia umowy o pracę zawartej na czas nieokreślony lub umowy o pracę zawartej na czas określony, to najwyżej do jednego miesiąca. Jak wyjaśnia Justyna Andryszczyk, radca prawny w Kancelarii Adwokackiej Joanna Torbé-Jacko & Partnerzy, w takiej sytuacji pracownikom przysługuje odszkodowanie w wysokości wynagrodzenia za pozostały okres wypowiedzenia. W razie niewypłacalności pracodawcy niezaspokojone roszczenie z tytułu odszkodowania, wynikającego z art. 361 § 1 Kodeksu pracy, podlega zaspokojeniu ze środków Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych.

– Jeżeli upadły pracodawca zatrudniał co najmniej 20 pracowników, to zarówno w przypadku zwolnienia grupowego, jak i indywidualnego pracownikowi przysługuje odprawa pieniężna, o ile traci on pracę wyłącznie z przyczyn leżących po stronie pracodawcy. Jeśli zatrudnienie trwało krócej niż 2 lata, to odprawa jest równa wysokości jednomiesięcznego wynagrodzenia. Za okres pracy od 2 do 8 lat wynosi równowartość dwumiesięcznej pensji. Natomiast jeśli zatrudniony przepracował w upadłej firmie ponad 8 lat, odprawa będzie wynosiła trzykrotność wynagrodzenia – informuje ekspertka z BCC.

Dlatego wyraźnie trzeba powiedzieć, że obowiązek wypłacenia odprawy spoczywa na pracodawcy, a po jego upadłości – na syndyku. W przypadku niewypłacalności przedsiębiorstwa roszczenia z jej tytułu mogą być realizowane z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych.

Niewypłacalność to nie problem

– Ustawa z dnia 13 lipca 2006 r. o ochronie roszczeń pracowniczych w razie niewypłacalności pracodawcy w art. 12 przewiduje katalog roszczeń pracowniczych, które podlegają zaspokojeniu z Funduszu. Jest on dość obszerny i poza pensją obejmuje również wynagrodzenie chorobowe, urlopowe, przestojowe, ekwiwalent za urlop etc. Pamiętać jednak należy, że Fundusz może zaspokoić roszczenia pracownicze za okres nie dłuższy niż 3 miesiące bezpośrednio poprzedzające albo datę wystąpienia niewypłacalności pracodawcy, albo ustanie stosunku pracy – tłumaczy radca prawny Andryszczyk.

Inicjatywa wnioskowa w tym zakresie należy do pracodawcy, zarządcy, syndyka, likwidatora lub innej osoby sprawującej zarząd majątkiem pracodawcy. W okresie miesiąca od daty niewypłacalności pracodawcy uprawniona osoba składa do marszałka województwa zbiorczy wykaz niezaspokojonych roszczeń pracowniczych. Natomiast doradca restrukturyzacyjny Adrian Parol przypomina o ograniczeniach czasowych. Wniosek o wypłatę świadczeń z Funduszu powinien zostać złożony w okresie miesiąca od daty ogłoszenia upadłości.

– Jeżeli zaspokojeniu podlegają roszczenia z okresów następujących po dacie niewypłacalności pracodawcy, przedstawia się wykaz uzupełniający niezaspokojonych roszczeń pracowniczych. Ustawodawca przewidział również, że marszałek województwa wypłaca, na wniosek pracownika, zaliczkę na poczet niezaspokojonych przez pracodawcę roszczeń z powodu braku środków finansowych w związku z faktycznym zaprzestaniem działalności przez pracodawcę. Jednak takie świadczenie może maksymalnie odpowiadać równowartości minimalnego wynagrodzenia za pracę – zwraca uwagę adwokat Joanna Torbé-Jacko.

Nie trzeba się upominać?

Eksperci podkreślają, że w postępowaniu upadłościowym roszczenia pracownicze podlegają spłacie w pierwszej kolejności. Objęte są one zasadą uprzywilejowania z mocy prawa, a ich realizacja nie wymaga żadnej aktywności pracownika. To znaczy, że zatrudniony nie musi formalnie zgłaszać się do syndyka. – Jednak w praktyce rola pracownika może mieć istotne znaczenie dla ustalenia wysokości wynagrodzenia, szczególnie gdy dokumentacja pracownicza prowadzona jest nieprawidłowo. Z punktu widzenia interesu pracownika istotne jest zweryfikowanie prawidłowej wysokości należnego wynagrodzenia. Dlatego we własnym interesie powinien zgłosić się do syndyka – komentuje Justyna Andryszczyk.

Zdaniem ekspertki BCC, trudno ocenić, jak często może dochodzić do zaniżania roszczeń pracowniczych, niemniej ryzyko jest realnie wysokie. Kluczowe znaczenie dla ustalania należności ma dokumentacja pracownicza, szczególnie płacowa. Pracownik ma prawo żądać dostępu do swojej karty wynagrodzeń, ewidencji czasu pracy, układu zbiorowego pracy, regulaminu wynagrodzeń, etc. Prawo takie wprost przewiduje art. 85 § 5 Kodeksu pracy, zgodnie z którym pracodawca, na żądanie pracownika, jest obowiązany udostępnić do wglądu dokumenty, na których podstawie zostało obliczone jego wynagrodzenie.

– Na pewno należy zgłosić wierzytelności pracownicze syndykowi, pomimo ich uwzględniania z urzędu. Ułatwia mu to ustalenie wysokości wierzytelności pracownika i jej istnienie. Często dokumentacja upadłego nie jest właściwie prowadzona, co w zasadzie poważnie utrudnia pracę syndykowi i ustalenie wysokości wierzytelności – przekonuje Adrian Parol.

W razie wątpliwości pracownik w pierwszej kolejności powinien zgłosić się do pracodawcy lub syndyka z prośbą o wyjaśnienia, czy kalkulacje i potrącenia są prawidłowe. Może też żądać wskazania podstaw faktycznych i prawnych. – Problem pojawia się zwłaszcza wtedy, gdy ewidencja czasu pracy jest nierzetelna lub całkowicie jej brakuje, a zatrudniony zgłasza dodatkowe roszczenia, np. o wynagrodzenie za nadgodziny. Jeśli pracownik i pracodawca nie dojdą do porozumienia, pozostaje droga sądowa i ustalenie w postępowaniu dowodowym liczby godzin i należnego wynagrodzenia – wskazuje radca prawny Justyna Andryszczyk.

W przypadku opóźnienia zapłaty wynagrodzenia, pracownik ma też prawo do odsetek. Zastosowanie do tego typu sytuacji znajdują przepisy kodeksu cywilnego, tj. art. 481 § 1 w związku z art. 300 Kodeksu pracy. – Zasady tej nie wyłącza ani nie modyfikuje okoliczność w postaci upadłości pracodawcy. Odsetki przysługują od bezskutecznego upływu każdego kolejnego terminu zapłaty. Jeśli zatem zaległe wynagrodzenie dotyczy kilku miesięcy, należy doliczyć odsetki odrębnie od wynagrodzenia za dany miesiąc – stwierdza Joanna Torbé-Jacko. I dodaje, że należne pracownikowi odsetki z tytułu nieterminowego spełnienia świadczenia nie mogą być jednak zaspokajane z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych. Ustawodawca gwarancją Funduszu objął wyłącznie roszczenia główne, czyli bez ewentualnych odsetek.

Źródło: © MondayNews Polska | Wszelkie prawa zastrzeżone
materiał prasowy

Szybki szacunek produktu krajowego brutto za II kwartał 2023 roku wg GUS

helloquence-61189-unsplash
GUS, tj. Główny Urząd Statystyczny, opublikował raport o nazwie „Szybki szacunek produktu krajowego brutto za II kwartał 2023 roku wg GUS”.

Według szybkiego szacunku przygotowanego przez GUS, produkt krajowy brutto (PKB) niewyrównany sezonowo w 2 kwartale 2023 r. zmniejszył się realnie o 0,5% rok do roku wobec wzrostu o 6,1% w analogicznym okresie 2022 r. W 2 kwartale 2023 r. PKB wyrównany sezonowo (w cenach stałych przy roku odniesienia 2015) zmniejszył się realnie o 3,7% w porównaniu z poprzednim kwartałem i był niższy niż przed rokiem o 1,3%. PKB niewyrównany sezonowo (w cenach stałych średniorocznych roku poprzedniego) zmniejszył się realnie o 0,5% w porównaniu z analogicznym okresem roku poprzedniego. – czytamy w raporcie Głównego Urzędu Statystycznego.

Jak podkreśla GUS, dane mają charakter wstępny i mogą być przedmiotem rewizji, zgodnie z polityką rewizji stosowaną w kwartalnych rachunkach narodowych, w momencie opracowywania pierwszego regularnego szacunku PKB za 2 kwartał 2023 r., który zostanie opublikowany w dniu 31.08.2023 r. Dynamika realna PKB w 2 kwartale 2023 r. wg szybkiego szacunku wynosiła 99.5.

Źródło: GUS.

Fundacje rodzinne nie unikną podatku od pożyczek

ministerstwo_finanow
W ostatnim czasie toczyła się publiczna dyskusja wokół tego, że art. 24q pkt. 6 ustawy o podatku dochodowym od osób prawnych przewiduje rozstrzygnięcie, które może być furtką do unikania podatku przez fundacje rodzinne. Pojawiały się też pytania, czy to kwestia niewłaściwego sprecyzowania przepisu czy też luka prawna. Ministerstwo Finansów przekonuje, że nie doszło do żadnych błędów w legislacji. Jednocześnie dodaje, iż przepis należy rozumieć tak, że do ukrytych zysków zalicza się pożyczkę udzieloną przez fundację rodzinną beneficjentowi na co najmniej 10 lat, ale także na okres krótszy, jeżeli ostateczny termin obowiązywania umowy wyniósł minimum 10 lat. Zdaniem komentujących to oświadczenie doradców podatkowych, wyjaśnienia resortu są słuszne, gdyż interpretacja taka jest zgodna z wykładnią celowościową przepisu. Jednak eksperci przekonują, że kluczowe okażą się finalne interpretacje samych organów kontrolnych.

Nieprecyzyjnie brzmiący przepis, ale cel jasny

Fundacja rodzinna to nowa instytucja w polskim porządku prawnym. Jej zadaniem jest ułatwienie sukcesji w przedsiębiorstwach rodzinnych i umożliwienie akumulacji majątku rodzinnego oraz jego ochronę. Jednak w ostatnim czasie w przestrzeni publicznej pojawiają się opinie, że w przepisach znajduje się luka, która umożliwia uniknięcie zapłacenia podatku. Chodzi tu o pożyczki na czas nieokreślony albo bez określonego terminu zwrotu. Czy rzeczywiście problem na rynku istnieje? Doradca podatkowy Ewa Flor uważa, że mamy tu do czynienia raczej z nieprecyzyjnie sformułowanym przepisem, a nie z luką prawną.

– W dokładnym brzmieniu przepis mówi nie o zawarciu umowy, a o tzw. udzieleniu pożyczki na okres co najmniej 10 lat albo krótszy niż ten, jeżeli ostateczny termin obowiązywania umowy wyniósł co najmniej 10 lat. Można to po pierwsze rozumieć jako konieczność zawarcia umowy pożyczki na określony okres trwania. W takim przypadku, jeśli jest ona udzielana na czas nieokreślony lub bez terminu zwrotu, nie spełniałaby wymogu przepisu, co oznaczałoby, że nie podlegałaby opodatkowaniu z tytułu ukrytego zysku. Udzielenie pożyczki na 10 lat można jednak interpretować także jako faktyczne przekroczenie tego okresu odnośnie jej zwrotu. Wówczas wszystkie pożyczki, których zwrot następuje po okresie 10-letnim, będą stanowiły ukryty zysk, a więc również te bez terminu zwrotu i na czas nieokreślony – dodaje ekspertka.

W jej opinii, pełna konstrukcja normy prawnej zdaje się wskazywać na pierwszą z tych wykładni. Niemniej doradca podatkowy przypuszcza, że organy podatkowe będą innego zdania. Ekspertka została też zapytana o to, czy brak wskazania daty zwrotu pożyczki nie powoduje, że nie jest ona objęta katalogiem przewidzianym w art. 24q. Tym samym wykładania językowa mogłaby wówczas działać na korzyść podatników. W odpowiedzi Ewa Flor zwraca uwagę na to, że pomimo prymatu wykładni językowej prawa podatkowego, w interpretacji nie można pomijać wykładni celowościowej. Przy niej racją przepisu jest cel, który zadecydował o ustanowieniu danej regulacji.

– Choć uzasadnienie ustawy o fundacjach rodzinnych nie obejmuje kwestii ukrytych zysków – ponieważ regulacje te zostały dodane później w wyniku nowelizacji ustawy o obligacjach, ustawy o funduszach inwestycyjnych i zarządzaniu alternatywnymi funduszami inwestycyjnymi i innych ustaw – to cel wprowadzenia konstrukcji ukrytych zysków raczej jest jasny. Wydaje się, iż kategoria ta, podobnie jak w przypadku estońskiego CIT, służy uszczelnieniu systemu. Inaczej mówiąc, celem przepisów o ukrytych zyskach było zapobieganie sytuacji, w której podatnicy wykorzystywaliby fundację rodzinną jako wehikuł optymalizacyjny – wyjaśnia Ewa Flor.

W świetle takiej wykładni pominięcie pożyczek bezzwrotnych w ukrytych zyskach, podczas gdy ustawodawca ujął pożyczki długoterminowe, byłoby sprzeczne z samym celem ustawy. Zatem skoro wykładnia językowa w tym przypadku prowadzi do wniosków sprzecznych z celem regulacji, umożliwia to zastosowanie wykładni celowościowej.

Brak dokładności źródłem wątpliwości

– Wykryte nieprecyzyjności przepisów z pewnością staną się przedmiotem zapytań podatników, kierowanych we wnioskach o interpretacje. Katalog ukrytych zysków w ustawie o fundacji rodzinnej jest zamknięty. Jeśli nie zostanie doprecyzowany, jego wykładnia będzie zawsze budzić kontrowersje. Z tej perspektywy przyjęcie wykładni, że pożyczka bezzwrotna i na czas określony nie podlega opodatkowaniu w fundacji rodzinnej, jest bardzo ryzykowne i wstrzymałabym się z podejmowaniem decyzji co do jej nieopodatkowania do czasu zabrania głosu przez organ interpretacyjny – stwierdza Ewa Flor pytana o to, czy przepisy w obecnym brzmieniu mogą doprowadzić do sporów ze skarbówką w kwestii ewentualnego uniknięcia zapłacenia podatku.

Z kolei doradca podatkowy prof. Adam Mariański, prezes Polskiego Instytutu Analiz Prawno-Ekonomicznych, jest zdania, że szukanie luk, które umożliwią unikanie płacenia podatków przy wykorzystaniu fundacji rodzinnych, jest domeną „doradców zajmujących się nieodpowiedzialnym doradztwem, zmierzającym do oferowania niedozwolonej optymalizacji podatkowej”. – Zamiast prowadzić proces planowania rodzinnego, oferują oni produkty, które mogą być potraktowane jako unikanie opodatkowania, a tym samym kreują problemy podatkowe dla beneficjentów, zamiast rozwiązywać poważniejsze zagadnienia sukcesyjne – mówi prof. Mariański.

– Dodatkowo należy pamiętać, że przepisy regulujące zwolnienia podatkowe należy intepretować ściśle, tak, aby nie przysługiwały one w sytuacji niezgodnej z celem takiej preferencji podatkowej. Nowelizacja z 14 kwietnia 2023 roku, polegająca na wprowadzeniu nowej kategorii ukrytych zysków, zmierzała do wyeliminowania takich praktyk, jak prezentowane przez pseudodoradców. Dlatego też należy przyjąć, że każda umowa pożyczki zawarta na okres dłuższy niż 10 lat bądź nieokreślająca terminu spłaty wypełnia te przesłanki – uważa ekspert.

W jego opinii, z tych względów nowelizacja tych przepisów, jest zbędna zaś właściciele firm rodzinnych powinni zrozumieć, że „fundacja rodzinna nie jest wehikułem służącym optymalizacji podatkowych”. – To nie zmienia faktu, że przy okazji realizowania procesu budowy firmy wielopokoleniowej, możliwe jest korzystanie z preferencji podatkowych. Jednak nie może to prowadzić do braku opodatkowania ostatecznych transferów do beneficjentów – przekonuje prof. Adam Mariański.

Jednoznaczne stanowisko Ministerstwa Finansów

Do wątpliwości dotyczących uregulowania pożyczki w ustawie o fundacjach rodzinnych odnosi się samo Ministerstwo Finansów. Zdaniem urzędników, nie ma mowy o istnieniu jakiejkolwiek luki w tym zakresie. Resort wyjaśnia, że przepis art. 24q pkt. 6 dot. należy rozumieć w ten sposób, że do ukrytych zysków zalicza się pożyczkę udzieloną przez fundację rodzinną beneficjentowi na okres co najmniej 10 lat, ale także na okres krótszy niż 10 lat, jeżeli ostateczny termin obowiązywania umowy wyniósł co najmniej 10 lat.

– Wskazane zastrzeżenie jednoznacznie, naszym zdaniem, wskazuje na wolę ustawodawcy objęcia pojęciem ukrytych zysków tych wszystkich pożyczek, których faktyczny okres obowiązywania będzie dłuższy niż 10 lat – zdając sobie sprawę z możliwości zawierania kilku pożyczek na krótsze okresy lub właśnie na czas nieokreślony. Inna interpretacja tego zapisu narusza jego cel i jako taka może stanowić postawę do zastosowania ogólnej klauzuli przeciwko unikaniu opodatkowania – informuje Ministerstwo Finansów.

Zdaniem Ewy Flor, taka interpretacja – zgodna z wykładnią celowościową przepisu – jest słuszna, ponieważ uznanie, iż pożyczka bezterminowa czy bezzwrotna nie podlega opodatkowaniu, podczas gdy pożyczki długoterminowe już tak, byłoby absurdalne. – Niemniej jednak redakcja przepisu może budzić słuszne wątpliwości w tej kwestii, gdyż objęcie pożyczek bezzwrotnych i bezterminowych definicją ukrytych zysków nie wynika z nich wprost. Kluczowe znaczenie ma tu jednak interpretacja organów. Dobrze więc, że Ministerstwo Finansów już zajęło konkretne stanowisko w tej sprawie – podsumowuje ekspertka.

© MondayNews Polska | materiał prasowy.

Resort wyjaśnia zamieszanie wokół pożyczek w fundacjach rodzinnych

ministerstwo_finanow

W ostatnim czasie toczyła się publiczna dyskusja wokół tego, że art. 24q pkt. 6 ustawy o podatku dochodowym od osób prawnych przewiduje rozstrzygnięcie, które może być furtką do unikania podatku przez fundacje rodzinne. Pojawiały się też pytania, czy to kwestia niewłaściwego sprecyzowania przepisu czy też luka prawna. Ministerstwo Finansów przekonuje, że nie doszło do żadnych błędów w legislacji. Jednocześnie dodaje, iż przepis należy rozumieć tak, że do ukrytych zysków zalicza się pożyczkę udzieloną przez fundację rodzinną beneficjentowi na co najmniej 10 lat, ale także na okres krótszy, jeżeli ostateczny termin obowiązywania umowy wyniósł minimum 10 lat. Zdaniem komentujących to oświadczenie doradców podatkowych, wyjaśnienia resortu są słuszne, gdyż interpretacja taka jest zgodna z wykładnią celowościową przepisu. Jednak eksperci przekonują, że kluczowe okażą się finalne interpretacje samych organów kontrolnych.

Nieprecyzyjnie brzmiący przepis, ale cel jasny

Fundacja rodzinna to nowa instytucja w polskim porządku prawnym. Jej zadaniem jest ułatwienie sukcesji w przedsiębiorstwach rodzinnych i umożliwienie akumulacji majątku rodzinnego oraz jego ochronę. Jednak w ostatnim czasie w przestrzeni publicznej pojawiają się opinie, że w przepisach znajduje się luka, która umożliwia uniknięcie zapłacenia podatku. Chodzi tu o pożyczki na czas nieokreślony albo bez określonego terminu zwrotu. Czy rzeczywiście problem na rynku istnieje? Doradca podatkowy Ewa Flor uważa, że mamy tu do czynienia raczej z nieprecyzyjnie sformułowanym przepisem, a nie z luką prawną.

– W dokładnym brzmieniu przepis mówi nie o zawarciu umowy, a o tzw. udzieleniu pożyczki na okres co najmniej 10 lat albo krótszy niż ten, jeżeli ostateczny termin obowiązywania umowy wyniósł co najmniej 10 lat. Można to po pierwsze rozumieć jako konieczność zawarcia umowy pożyczki na określony okres trwania. W takim przypadku, jeśli jest ona udzielana na czas nieokreślony lub bez terminu zwrotu, nie spełniałaby wymogu przepisu, co oznaczałoby, że nie podlegałaby opodatkowaniu z tytułu ukrytego zysku. Udzielenie pożyczki na 10 lat można jednak interpretować także jako faktyczne przekroczenie tego okresu odnośnie jej zwrotu. Wówczas wszystkie pożyczki, których zwrot następuje po okresie 10-letnim, będą stanowiły ukryty zysk, a więc również te bez terminu zwrotu i na czas nieokreślony – dodaje ekspertka.

W jej opinii, pełna konstrukcja normy prawnej zdaje się wskazywać na pierwszą z tych wykładni. Niemniej doradca podatkowy przypuszcza, że organy podatkowe będą innego zdania. Ekspertka została też zapytana o to, czy brak wskazania daty zwrotu pożyczki nie powoduje, że nie jest ona objęta katalogiem przewidzianym w art. 24q. Tym samym wykładania językowa mogłaby wówczas działać na korzyść podatników. W odpowiedzi Ewa Flor zwraca uwagę na to, że pomimo prymatu wykładni językowej prawa podatkowego, w interpretacji nie można pomijać wykładni celowościowej. Przy niej racją przepisu jest cel, który zadecydował o ustanowieniu danej regulacji.

– Choć uzasadnienie ustawy o fundacjach rodzinnych nie obejmuje kwestii ukrytych zysków – ponieważ regulacje te zostały dodane później w wyniku nowelizacji ustawy o obligacjach, ustawy o funduszach inwestycyjnych i zarządzaniu alternatywnymi funduszami inwestycyjnymi i innych ustaw – to cel wprowadzenia konstrukcji ukrytych zysków raczej jest jasny. Wydaje się, iż kategoria ta, podobnie jak w przypadku estońskiego CIT, służy uszczelnieniu systemu. Inaczej mówiąc, celem przepisów o ukrytych zyskach było zapobieganie sytuacji, w której podatnicy wykorzystywaliby fundację rodzinną jako wehikuł optymalizacyjny – wyjaśnia Ewa Flor.

W świetle takiej wykładni pominięcie pożyczek bezzwrotnych w ukrytych zyskach, podczas gdy ustawodawca ujął pożyczki długoterminowe, byłoby sprzeczne z samym celem ustawy. Zatem skoro wykładnia językowa w tym przypadku prowadzi do wniosków sprzecznych z celem regulacji, umożliwia to zastosowanie wykładni celowościowej.

Brak dokładności źródłem wątpliwości

– Wykryte nieprecyzyjności przepisów z pewnością staną się przedmiotem zapytań podatników, kierowanych we wnioskach o interpretacje. Katalog ukrytych zysków w ustawie o fundacji rodzinnej jest zamknięty. Jeśli nie zostanie doprecyzowany, jego wykładnia będzie zawsze budzić kontrowersje. Z tej perspektywy przyjęcie wykładni, że pożyczka bezzwrotna i na czas określony nie podlega opodatkowaniu w fundacji rodzinnej, jest bardzo ryzykowne i wstrzymałabym się z podejmowaniem decyzji co do jej nieopodatkowania do czasu zabrania głosu przez organ interpretacyjny – stwierdza Ewa Flor pytana o to, czy przepisy w obecnym brzmieniu mogą doprowadzić do sporów ze skarbówką w kwestii ewentualnego uniknięcia zapłacenia podatku.

Z kolei doradca podatkowy prof. Adam Mariański, prezes Polskiego Instytutu Analiz Prawno-Ekonomicznych, jest zdania, że szukanie luk, które umożliwią unikanie płacenia podatków przy wykorzystaniu fundacji rodzinnych, jest domeną „doradców zajmujących się nieodpowiedzialnym doradztwem, zmierzającym do oferowania niedozwolonej optymalizacji podatkowej”. – Zamiast prowadzić proces planowania rodzinnego, oferują oni produkty, które mogą być potraktowane jako unikanie opodatkowania, a tym samym kreują problemy podatkowe dla beneficjentów, zamiast rozwiązywać poważniejsze zagadnienia sukcesyjne – mówi prof. Mariański.

– Dodatkowo należy pamiętać, że przepisy regulujące zwolnienia podatkowe należy intepretować ściśle, tak, aby nie przysługiwały one w sytuacji niezgodnej z celem takiej preferencji podatkowej. Nowelizacja z 14 kwietnia 2023 roku, polegająca na wprowadzeniu nowej kategorii ukrytych zysków, zmierzała do wyeliminowania takich praktyk, jak prezentowane przez pseudodoradców. Dlatego też należy przyjąć, że każda umowa pożyczki zawarta na okres dłuższy niż 10 lat bądź nieokreślająca terminu spłaty wypełnia te przesłanki – uważa ekspert.

W jego opinii, z tych względów nowelizacja tych przepisów, jest zbędna zaś właściciele firm rodzinnych powinni zrozumieć, że „fundacja rodzinna nie jest wehikułem służącym optymalizacji podatkowych”. – To nie zmienia faktu, że przy okazji realizowania procesu budowy firmy wielopokoleniowej, możliwe jest korzystanie z preferencji podatkowych. Jednak nie może to prowadzić do braku opodatkowania ostatecznych transferów do beneficjentów – przekonuje prof. Adam Mariański.

Jednoznaczne stanowisko Ministerstwa Finansów

Do wątpliwości dotyczących uregulowania pożyczki w ustawie o fundacjach rodzinnych odnosi się samo Ministerstwo Finansów. Zdaniem urzędników, nie ma mowy o istnieniu jakiejkolwiek luki w tym zakresie. Resort wyjaśnia, że przepis art. 24q pkt. 6 dot. należy rozumieć w ten sposób, że do ukrytych zysków zalicza się pożyczkę udzieloną przez fundację rodzinną beneficjentowi na okres co najmniej 10 lat, ale także na okres krótszy niż 10 lat, jeżeli ostateczny termin obowiązywania umowy wyniósł co najmniej 10 lat.

– Wskazane zastrzeżenie jednoznacznie, naszym zdaniem, wskazuje na wolę ustawodawcy objęcia pojęciem ukrytych zysków tych wszystkich pożyczek, których faktyczny okres obowiązywania będzie dłuższy niż 10 lat – zdając sobie sprawę z możliwości zawierania kilku pożyczek na krótsze okresy lub właśnie na czas nieokreślony. Inna interpretacja tego zapisu narusza jego cel i jako taka może stanowić postawę do zastosowania ogólnej klauzuli przeciwko unikaniu opodatkowania – informuje Ministerstwo Finansów.

Zdaniem Ewy Flor, taka interpretacja – zgodna z wykładnią celowościową przepisu – jest słuszna, ponieważ uznanie, iż pożyczka bezterminowa czy bezzwrotna nie podlega opodatkowaniu, podczas gdy pożyczki długoterminowe już tak, byłoby absurdalne. – Niemniej jednak redakcja przepisu może budzić słuszne wątpliwości w tej kwestii, gdyż objęcie pożyczek bezzwrotnych i bezterminowych definicją ukrytych zysków nie wynika z nich wprost. Kluczowe znaczenie ma tu jednak interpretacja organów. Dobrze więc, że Ministerstwo Finansów już zajęło konkretne stanowisko w tej sprawie – podsumowuje ekspertka.

Źródło: © MondayNews Polska | Wszelkie prawa zastrzeżone / materiał prasowy

Na rynku kredytów hipotecznych daje się zauważyć ożywienie

notes
Na rynku kredytów hipotecznych daje się zauważyć ożywienie. Pierwsze miesiące 2023 roku przyniosły znaczące zmiany na rynku kredytów mieszkaniowych. Chociaż Polacy wciąż muszą radzić sobie z wysoką inflacją i tym samym rosnącymi kosztami życia oraz ograniczoną podażą mieszkań, to wartość sprzedaży kredytów hipotecznych udzielonych przy wsparciu pośredników zrzeszonych w Związku Firm Pośrednictwa Finansowego (ZFPF).

w I kw. 2023 r., w porównaniu do IV kw. roku poprzedniego wzrosła o przeszło 570 mln zł. Także w przypadku kredytów firmowych sytuacja jest korzystniejsza niż w poprzednio analizowanym okresie. Dzięki ekspertom ZFPF udzielono takich kredytów na łączną kwotę przekraczającą 505 mln zł, co oznacza wzrost o ponad 115 mln zł w porównaniu z ostatnim kwartałem poprzedniego roku. Jedynym rodzajem produktu, w którym zanotowano spadek w skali kwartału, są kredyty gotówkowe, co jest związane z konkretnym sezonem – po tradycyjnym zadłużaniu się na Święta w IV kw., na początku roku przychodzi zaciskanie pasa, co również dotyczy podejmowania nowych zobowiązań. Eksperci ZFPF w I kwartale br. pośredniczyli w udzieleniu kredytów gotówkowych o wartości przeszło 457 mln zł, co stanowi wynik o 21% niższy niż w poprzednim analizowanym okresie.

– W styczniu 2023 roku rynek kredytów hipotecznych osiągnął najniższy poziom od wielu lat, wynoszący 2 mld zł. W lutym, pomimo niewielkiego wzrostu wolumenu, nastąpiła długo oczekiwana zmiana rekomendacji KNF, która obniżyła bufor ostrożnościowy o połowę, do 2,5 p.p. Ta zmiana przyczyniła się do wzrostu sprzedaży kredytów hipotecznych udzielonych przez pośredników ZFPF o 65% w stosunku do stycznia, co zauważyliśmy już w marcu. Jeżeli chodzi o podsumowanie całego rynku, pierwszy kwartał zakończył się wynikiem 7,5 miliarda uruchomionych hipotek na rynku i rozpoczął proces zwiększenia dostępności kredytów hipotecznych dla klientów. Obecnie możemy zauważyć, że rynek hipoteczny wrócił do wysokiej aktywności. Ogromne zainteresowanie rządowym programem „Bezpieczny Kredyt 2%”, połączone z ograniczoną liczbą nieruchomości na rynku, powoduje, że klienci wręcz śpieszą się do oddziałów pośredników finansowych, aby zarezerwować swoje miejsce w kolejce po kredyt. Niemniej okres wakacyjny oraz ograniczona przepustowość banków wydłużają czas oczekiwania na decyzje kredytowe. Z perspektywy klienta, który ma ograniczony wybór nieruchomości i czasu na finalizację transakcji, współpraca z rekomendowanym ekspertem kredytowym jest najbardziej rozsądnym wyborem. Oferowane przez nas usługi oraz wiedza zwiększają szanse na pomyślne sfinansowanie zakupu – mówi Dariusz Lewandowski, Członek Zarządu Notus Finanse.

Kredyty firmowe udzielone przy wsparciu ekspertów ZFPF w I kw. 2023 r. to druga kategoria produktowa, która zaliczyła wzrost w stosunku do poprzedniego kwartału. Wartość sprzedaży tzw. „firmówek” wyniosła ponad 505 mln zł, co stanowi wzrost aż o przeszło 29%. Jednakże, porównując te dane sprzedażowe do wyników z analogicznego okresu z poprzedniego roku, odnotowujemy spadek o blisko 81 mln zł. Jak tę sytuację komentują eksperci ZFPF?

W pierwszym kwartale 2023 r. zauważamy wyraźne ożywienie sprzedaży po słabym drugim półroczu 2022 r. W porównaniu do poprzedniego IV kw. minionego roku, wolumen uruchomionych kredytów dla firm zrzeszonych w ZFPF tym okresie wzrósł przeszło o 115 mln zł (z poziomu 389 mln zł do 505 mln zł). Ten znaczący skok jest powiązany z rosnącym zapotrzebowaniem klientów firmowych na finansowanie, które ma zaspokoić ich bieżące potrzeby. Takie zachowanie wskazuje, że właściciele firm mogą mieć coraz większe problemy z utrzymaniem płynności finansowej, co może być sygnałem dla gospodarki na kolejne miesiące. Oczekujemy jednak, że pomimo braku widocznych oznak poprawy gospodarczej, wzrastających kosztach pracy oraz nadal utrzymującej się wysokiej inflacji kondycja firm nie będzie ulegała pogorszeniu, a nadchodzące miesiące przyniosą dalszy wzrost wolumenów – komentuje Dominik Skrzycki, Wiceprezes Zarządu ZFPF, mFinanse.

– Pożyczki gotówkowe, to jedyny segment, w którym wyniki w I kw. były słabsze niż w IV kw. 2022 r. To efekt niskiego popytu oraz spadającej dostępności. W przypadku popytu jest to efekt sezonowy. Jeśli chodzi o niższą dostępność, to odpowiadają za to rosnące koszty życia oraz zmiany w przepisach regulujących ten rynek – komentuje Bartosz Kwieciński, Prezes Zarządu Expander Advisors.

Źródło: Związek Firm Pośrednictwa Finansowego.

Split payment wciąż mało popularnym rozwiązaniem

faktura-split
Według danych Ministerstwa Finansów, liczba transakcji przy użyciu mechanizmu podzielonej płatności wzrosła w pierwszym kwartale br. o 1,7% rdr. Jak twierdzą znawcy tematu, split payment staje się coraz popularniejszym rodzajem rozliczeń pomiędzy przedsiębiorcami, jednak ww. wzrost nie jest zbyt imponujący. Stosowanie go jest dla części podatników obowiązkowe, ale nie brakuje podmiotów wybierających MPP dobrowolnie. Zdaniem ekspertów, przedsiębiorcy chcą w ten sposób zapewnić sobie bezpieczeństwo. Mówi się też, że liczba transakcji i podmiotów korzystających z tego rozwiązania będzie dalej rosła, ale nie ma co się spodziewać spektakularnych zwyżek.

Jak wynika z danych Ministerstwa Finansów, w pierwszym kwartale br. było ponad 22,7 mln transakcji przy użyciu mechanizmu podzielonej płatności (MPP). To o 1,7% więcej niż w analogicznym okresie 2022 roku, kiedy odnotowano ich przeszło 22,3 mln. Natomiast w całym 2022 roku takich transakcji było 93,9 mln.

– Wzrost rdr. o 1,7% jest dość niewielki. Może on wynikać z większej ilości sprzedawanych towarów wrażliwych, takich jak stal. Wpływ mogło też mieć zwiększenie liczby podmiotów, które chętnie korzystają z MPP. To forma płatności, która może zapewnić przedsiębiorcy bezpieczeństwo. Dokonanie przelewu w formie MPP gwarantuje ochronę polegającą na wyłączeniu odpowiedzialności solidarnej, określonej w wybranych artykułach ustawy o VAT – komentuje doradca podatkowy Natalia Stoch-Mika z Kancelarii NSM LEGAL & TAX.

Split payment staje się coraz bardziej popularnym rodzajem rozliczeń pomiędzy przedsiębiorcami, co podkreśla Przemysław Skorupa, dyrektor w Dziale Doradztwa Podatkowego w międzynarodowej firmie doradczej Deloitte. Według eksperta, w przypadku mechanizmu obowiązkowego nie należy spodziewać się znaczącego wzrostu liczby rozliczanych transakcji, poza wynikającym z koniunktury gospodarczej. Natomiast należy przewidywać, że mechanizm fakultatywny będzie w dłuższej perspektywie wzbudzał coraz większe zainteresowanie. Wynika to z samej mechaniki działania split payment. Ona powoduje, że środki otrzymane na rachunek VAT można wykorzystać zasadniczo do zapłaty VAT kontrahentowi w związku z wystawionymi przez niego fakturami albo poprzez zapłatę podatku organom podatkowym.

– Mechanizm podzielonej płatności to instytucja, która polega na przelewie środków na dwa rachunki odbiorcy – zwykły oraz utworzony dla niego rachunek VAT. Przedsiębiorcy zostali zobligowani do dokonania zapłaty w MPP w sytuacji, gdy nabyte towary lub usługi, wymienione w załączniku nr 15 do ustawy, są udokumentowane fakturą, w której kwota należności ogółem przekracza 15 tys. zł lub jej równowartość wyrażoną w walucie obcej. Niezależnie od powyższego obowiązku przedsiębiorca ma możliwość dobrowolnego dokonania przelewu w formie MPP – dodaje ekspertka z NSM LEGAL & TAX.

Jednak część przedsiębiorców nie chce, aby kontrahent dokonał im dobrowolnie zapłaty w MPP. Jak zaznacza Natalia Stoch-Mika, wpływ na taką postawę ma trudniejszy dostęp do środków zgromadzonych na rachunku VAT. Zdaniem ekspertki, przedsiębiorcy częściej decydowaliby się na to rozwiązanie, gdyby skorzystanie z niego umożliwiało np. szybszy termin otrzymania zwrotu podatku na zwykły rachunek przedsiębiorcy.

– Czynnikiem, który powoduje, że przedsiębiorcy chcą z niego korzystać, jest bezpieczeństwo w zakresie prawa do odliczenia VAT-u naliczonego z faktur opłaconych poprzez split payment. W praktyce zakwestionowanie przez organy podatkowe prawa do odliczenia w przypadku skorzystania z tego mechanizmu jest bardzo utrudnione. Z tego powodu m.in. wielu przedsiębiorców wybiera taki sposób rozliczeń choćby w przypadku współpracy z nowymi kontrahentami – stwierdza Przemysław Skorupa.

W ocenie Natalii Stoch-Miki, liczba transakcji i przedsiębiorców korzystających z mechanizmu podzielonej płatności jeszcze minimalnie wzrośnie, jednak nie należy się spodziewać jakiś spektakularnych przyrostów. Oni stwierdzą, że wolą zapłacić w MPP, bo będą w stanie zapewnić sobie bezpieczeństwo. Podobnego zdania są też inni eksperci. – Można spodziewać się lekkiej tendencji rosnącej, jeżeli chodzi o rozliczenia w split payment. Ale raczej będzie to wzrost organiczny – podsumowuje dyrektor w Dziale Doradztwa Podatkowego w firmie doradczej Deloitte.

Źródło: © MondayNews Polska.

Zainteresowanie handlem transgranicznym wśród polskich sprzedawców

markus-spiske-484245-unsplash
Zainteresowanie handlem transgranicznym wśród polskich sprzedawców stale rośnie. W ubiegłym roku już ponad 45 proc. merchantów korzystających z usług IdoSell sprzedawało za granicę. Jak konsumenci z różnych krajów kupowali w polskich sklepach? Jak przedsiębiorcy dawali sobie radę na rynkach Europy i świata?

Model cross-border jest coraz popularniejszy w e-commerce. Zainteresowanie handlem transgraniczny wzrasta z roku na rok. Potwierdzają to m.in. dane najbardziej efektywnej sprzedażowo polskiej platformy sklepowej IdoSell. Prawie połowa jej klientów wychodzi ze swoją ofertą na zagraniczne rynki.

– Trzeba jednak pamiętać, że otwarcie sklepu internetowego w konkretnym kraju to dopiero pierwszy krok. Merchanci powinni dobrze poznać preferencje klientów i dostosować do nich swój biznes. Z naszych badań wynika, że każdy rynek ma swoje unikalne potrzeby – mówi Marcin Stankiewicz, Product Manager zajmujący się zagadnieniem cross-border w IdoSell.

W Polsce końcówka roku, to najlepszy czas dla e-sklepów. Wysoki sezon zakupowy rozpoczyna się we wrześniu, kulminację ma pod koniec listopada i na początku grudnia, a kończy się tuż przed świętami Bożego Narodzenia.

– Nie inaczej jest w krajach, do których sprzedają nasi merchanci. Praktycznie w każdym z nich wysoki sezon w 2022 roku rozpoczynał się pod koniec września i moment największego skoku zamówień odnotowywał podczas Black Friday – mówi Sara Dzierżawska.

To pokazuje, że e-commerce jest bardzo zunifikowane oraz fakt, że doświadczeni sprzedawcy mogli przygotowywać ofertę specjalną na poszczególne rynki w tym samym okresie.

Źródło: IdoSell.

Raport Salesforce Shopping Index – 2% konsumentów generuje aż 40% przychodów firmy

g-crescoli-365895-unsplash
Dane pokazują, że pierwszy kwartał 2023 roku był okresem wielu zmian z perspektywy handlu cyfrowego. Po odbiciu w czwartym kwartale globalna sprzedaż online spadła o 2% w porównaniu rok do roku. Było to spowodowane przede wszystkim zmniejszonym popytem na rynku amerykańskim.

Widać jednak pewne pozytywne oznaki:

– Europa wydaje się przygotowywać na odbicie w handlu, a spowolnienie w sprzedaży online wyhamowuje.

– W Australii i Nowej Zelandii (ANZ), które doświadczyły zaburzenia równowagi między sprzedażą cyfrową a stacjonarną w 2022 roku, oba kanały się stabilizują i wyrównują.

– Mniejsze rynki, takie jak Bliski Wschód i Afryka (MEA) oraz Ameryka Łacińska (LAM), odnotowały silny wzrost handlu cyfrowego na poziomie odpowiednio 21% i 7% rok do roku.

Spadek sprzedaży online w Stanach Zjednoczonych odzwierciedla to, czego doświadczył rok temu rynek europejski – również z powodu spadku nastrojów konsumenckich i ograniczenia wydatków. Biorąc za wzór Europę, amerykańscy detaliści powinni skupić się na utrzymaniu lojalności obecnych klientów, a nie na coraz bardziej kosztownym pozyskiwaniu nowych.

Dane Salesforce dotyczące sprzedaży detalicznej Shopping Index podkreślają, że utrzymanie klientów może być dla sprzedawców detalicznych przełomem w 2023 roku.

Zakupy online są coraz mniej opłacalne

W 2022 roku nastąpiło przesunięcie lojalności konsumentów. W miarę wzrostu cen, kupujący wybierali marki w oparciu o ceny produktów i wielkość rabatu, a nie dostępność produktów i wygodę realizacji zamówienia. W skali globalnej, wraz z pogorszeniem warunków ekonomicznych, konsumenci stali się bardziej wrażliwi na ceny – najważniejszym powodem zmiany marki w 2022 roku, były niższe ceny u konkurencji.

Ponadto, konsumenci przeprowadzali znacznie więcej porównań i analiz przed dokonaniem zakupu. Podczas gdy ruch w sieci wzrósł, sprzedaż online i wielkość zamówień online nadal spadała. Dlaczego? Konsumenci zaczęli dokonywać porównań cen w internecie. W pierwszym kwartale globalny ruch w sieci wzrósł o 6% w porównaniu z rokiem poprzednim. To oznacza pięć kolejnych kwartałów wzrostu ruchu w sieci, pomimo pięciu kolejnych kwartałów spadku liczby zamówień online. Jeśli konsumenci już kupują w sieci, to ich koszyki są mniejsze: liczba jednostek sprzedawanych w ramach jednej transakcji spadła o 6% na całym świecie.

Oznacza to, że każda wizyta na stronie internetowej marki lub sklepu staje się mniej opłacalna, patrząc na całkowitą sprzedaż online podzieloną przez całkowitą liczbę wizyt. W skali globalnej kwota wydawana na jedną wizytę spadła do najniższego punktu w ciągu ostatnich dziewięciu kwartałów – 2,30 USD – co oznacza spadek o 7% w skali roku. W Stanach Zjednoczonych średnia kwota wydawana na jedną wizytę w sklepie internetowym spadła o 4% rok do roku do poziomu 2,98 USD. Co więcej, wysiłki mające na celu przyciągnięcie nowych klientów na stronę internetową są bardziej kosztowne niż kiedykolwiek, co jeszcze bardziej obniża marże online.

A jak to wygląda w naszym regionie? W pierwszym kwartale 2023 Europa Wschodnia może się pochwalić wzrostem handlu online na poziomie 14% w porównaniu z 9% wzrostem w poprzednim kwartale. Średnia kwota wydana przez kupujących na wizytę wyniosła 1,14 USD, co oznacza spadek z 1,27 USD w ostatnim kwartale. W Europie Wschodniej ogólny współczynnik konwersacji wyniósł 1,3% w porównaniu do 1,5% w poprzednim kwartale. Dla porównania, w tym samym okresie w Niemczech zanotowano spadek sprzedaży online o 5%, ale już Francja i Włochy mogą pochwalić się wzrostami na poziomie odpowiednio 4% i 6%. Niemcy przodują, jednak jeśli idzie o średnią kwotę wydatków w przeliczeniu na jedną wizytę i wydają niemal dwuipółkrotnie więcej niż mieszkańcy Europy Wschodniej – 2,76 USD. Na drugim biegunie pojawia się Japonia ze spadkiem sprzedaży online na poziomie aż 13%, Holandia ze spadkiem 12% czy kraje nordyckie i Wielka Brytania notujące zniżki na poziomie 10%. Podobna do Polski Hiszpania może się pochwalić najwyższymi wzrostami sprzedaży w Europie – aż 19%. Wartość zakupów jest jednak niższa niż w naszym regionie i wynosi tylko 1,07 USD.

Co mogą zrobić sklepy i sprzedawcy? Rozwiązaniem jest rozwijanie strategii marketingowych, które wykorzystują inteligentną segmentację odbiorców, personalizację i przekazywanie spersonalizowanych wiadomości. To gwarantuje, że nie tylko kierujemy ruch na swoją stronę, ale że jest to dotarcie do grupy docelowej.

Dane dotyczące handlu detalicznego wskazują na poprawę lojalności konsumentów, o ile cena jest atrakcyjna

Dotychczasowi klienci są bardziej skłonni do pozostania przy swoich preferowanych markach i sprzedawcach detalicznych, jeśli cena jest uznawana przez nich za odpowiednią. Udział zamówień online pochodzących od powracających konsumentów w pierwszym kwartale wzrósł o 3% w stosunku do pierwszego kwartału 2022 roku i o aż 16% w stosunku do tego samego okresu w 2021 roku. Te dane ulegają poprawie od 2020 roku. Aby wykorzystać ten trend, najwięksi sprzedawcy detaliczni przestawiają się na nagradzanie lojalnych klientów, zamiast walczyć o pozyskanie nowych.

Badania Salesforce pokazują, że doświadczenia są tak samo ważne dla konsumentów, jak sprzedawane produkty. Dyrektor generalny marki Saks – Geoffroy van Raemdonck – powiedział niedawno agencji Fortune, że zaledwie 2% klientów generuje 40% rocznych przychodów. W związku z tym firma zdecydowała się na poprawę doświadczeń zakupowych swoich głównych klientów. Saks oferuje teraz pełen pakiet luksusowych usług dla tego segmentu klientów. Choć niektórzy postrzegają ten ruch jako wykluczający, Saks jest na dobrej drodze rozwoju.

Co można z tym zrobić? Zrozumieć swoich lojalnych klientów, zbierać i wykorzystywać dane o klientach, aby budować spersonalizowane doświadczenia oraz zapewnić bezproblemową, wysokowartościową podróż zakupową. Może to również oznaczać rozszerzenie działalności na nowe produkty, usługi i linie biznesowe.

Obsługa klienta to najsłabsze ogniwo

Budowanie lojalności nie kończy się po zakończeniu procesu sprzedaży. Najbardziej krytycznym momentem w określaniu długoterminowej lojalności klientów jest moment, w którym konsumenci zwracają się do centrów obsługi klienta.

Badania Salesforce pokazują, że aż 80% konsumentów zmieni markę po trzech złych doświadczeniach. Ze względu na coraz bardziej skomplikowane ścieżki zakupowe i ciągły niedobór pracowników, prawdopodobieństwo wystąpienia negatywnych doświadczeń z obsługą wzrosło. Konsumenci chcą szybkich, przyjaznych i spójnych odpowiedzi i bardziej niż kiedykolwiek wybierają zaangażowanie cyfrowe – takie jak usługi czatu na żywo – aby rozwiązać swój problem. Potwierdzają to dane. Liczba sesji czatu na żywo wzrosła o 16% rok do roku w pierwszym kwartale 2023.

Co należy zrobić?

– Wyposażyć pracowników obsługi w dane o klientach, aby mogli łatwo i szybko zrozumieć ścieżkę zakupową, aż do potrzeby kontaktu.

– Rozmawiać z klientami na kanałach i urządzeniach, które preferują. Podczas gdy starsze pokolenia nadal wolą dzwonić do obsługi klienta, młodsze wybierają kanały cyfrowe, takie jak czat na żywo i media społecznościowe.

– Korzystać z usług sztucznej inteligencji, które kierują konsumentów do informacji umożliwiających podjęcie decyzji o zakupie i dostęp do opcji samoobsługi w celu rozwiązania problemów. Gdy potrzebny jest kontakt z pracownikiem, sztuczna inteligencja może również gromadzić wiedzę na temat wcześniejszych spraw, aby pomóc zespołowi obsługi szybciej rozwiązywać sprawy.

Spersonalizowane doświadczenia sprzyjają utrzymaniu klientów

Taktyka biznesowa powinna łączyć produktywność i efektywność z utrzymaniem klienta oraz strategią wzrostu. W czasach niepewności gospodarczej, zmieniających się algorytmów internetowych i szybko ewoluujących zachowań konsumenckich, powrót do tego, na czym się znamy, ma kluczowe znaczenie. Firmy najlepiej znają swoich lojalnych klientów. Dlatego należy skupić się na strategiach i programach, które ich zaskoczą i zachwycą, oferując wartość dodaną i więcej korzyści. W ten sposób rynki europejskie zmieniają swoje oblicze i można być pewnym, że sprawdzi się to również w Stanach Zjednoczonych.

Metodologia

Shopping Index, zasilany danymi z platformy Salesforce, pokazuje prawdziwą historię zakupów. Analizowane jest poprzednie dziewięć kwartałów, aby dogłębnie zrozumieć, jak zmieniają się zachowania konsumentów i jak zmienia się rynek. Shopping Index analizuje aktywność i statystyki zakupów online ponad 1,5 miliarda unikalnych globalnych kupujących z ponad 67 krajów. Ten zestaw wskaźników obejmuje zarówno najnowszą historię, jak i obecny stan handlu cyfrowego. W celu ekstrapolacji danych makroekonomicznych dla szerszej branży detalicznej zastosowano kilka czynników, a wyniki te nie są wskaźnikiem wydajności firmy Salesforce.

Źródło: Salesforce.

Czy Polacy znają dyrektywę Omnibus?

Dyrektywa Omnibus – czy Polacy ją znają?

W styczniu 2023 roku weszła w życie dyrektywa Omnibus. Jej ogólnym założeniem jest walka ze sztucznymi promocjami, które pojawiają się zwykle podczas sezonowych obniżek. Ponieważ od wprowadzenia dyrektywy minęło już pół roku, firma Digital Care zleciła badania, aby sprawdzić, czy polscy konsumenci słyszeli o dyrektywie? 

Dyrektywa Omnibus będąca dokumentem Parlamentu Europejskiego i rady UE obowiązuje w Polsce od pierwszego stycznia br. Unijne prawo odnosi się w niej między innymi do obowiązku informowania klientów o cenach stosowanych przez przedsiębiorców oraz weryfikacji przez nich opinii publikowanych na temat produktów. Przepisy, które weszły w życie na początku roku, dotyczą każdego rodzaju sprzedaży, w szczególności internetowej.

Wprowadzona dyrektywa ma na celu ograniczać nielegalne praktyki dotyczące zawyżania cen oraz chronić interes konsumentów – szczególnie podczas sezonowych obniżek i świąt zakupów, które przypadają na ostatni piątek i poniedziałek listopada (odpowiednio Black Friday i Cyber Monday). Badanie zlecone przez Digital Care pokazuje, że klienci nie zdają sobie sprawy z istnienia przepisów działających na ich korzyść.

Z najnowszych danych wynika, że o dyrektywie Omnibus słyszało jedynie 35 proc. respondentów. Odpowiedź negatywną wskazało aż 56 proc. osób, a 9 proc. nie ma zdania.

– Liczby pokazują, że należy budować świadomość Polaków związaną z dyrektywą Omnibus. Warto o nią zadbać, ponieważ dzięki znajomości nowych przepisów, konsumenci będą mniej podatni na nieuczciwe zachowania sprzedawców. Prawo, które weszło w życie na początku roku, zwiększa bezpieczeństwo zakupów czy ułatwia reklamację towaru. Zakazuje publikowania sztucznych promocji, które były częste szczególnie w kategorii elektroniki. Obecne regulacje nakładają na przedsiębiorców obowiązek informowania o najniższej cenie produktu z ostatnich 30 dni przed zastosowaniem obniżki – mówi Magdalena Król, Rzecznik Klienta w Digital Care.

Źródło:  Digital Care.

Branża automotive szuka oszczędności – gdzie ma szansę je znaleźć?

rawpixel-670711-unsplash

Pandemia, wojna na Ukrainie, wysoka inflacja, kryzys energetyczny, zerwane łańcuchy dostaw, rosnące ceny stali i innych surowców, a także kosztów energii czy transportu – to tylko niektóre czynniki, które w ostatnim czasie postawiły branżę automotive przed wieloma wyzwaniami. Przedsiębiorstwa związane z motoryzacją szukają balansu między dostosowaniem się do oczekiwań klientów a rozwiązaniem problemu wzrastających kosztów i wspomnianych ograniczeń. Gdzie mogą znaleźć odpowiedź na tę potrzebę?

Aktualne trendy w motoryzacji

Według raportu „Megatrendy w motoryzacji a inicjatywy sektorowe na rzecz rozwoju umiejętności w Europie” najważniejsze trendy, jakie obecnie dyktują tempo i kierunek przemian w branży motoryzacyjnej to: rosnące znaczenie alternatywnych napędów i elektromobilności, dążenie do wprowadzenia do użytku pojazdów autonomicznych (samosterujących), odchodzenie od posiadania własnego samochodu na rzecz współdzielenia, projektowanie pojazdów powiązanych w sieci oraz częsta aktualizacja oferty dostępnych pojazdów samochodowych, adekwatna do nieustannie zmieniających się potrzeb konsumentów.

Potwierdza to raport „Five trends transforming the Automotive Industry”, który wskazuje, że motoryzacja przyszłości jest zelektryfikowana, autonomiczna, współdzielona, połączona i corocznie aktualizowana.

Gdybyśmy więc mieli krótko podsumować, co determinuje rozwój współczesnej branży automotive, to słowami-kluczami są „czyste środowisko” i „nowe technologie”. Jak połączyć te dwa aspekty, by budować przewagę konkurencyjną, a jednocześnie redukować koszty bez szkody dla jakości działalności? Odpowiedzią są innowacje.

Wykorzystanie innowacyjnych technologii drogą do oszczędności

Automatyzacja to już stały trend w rozwijających się firmach. Nie inaczej jest z branżą automotive. Modernizacja parków maszynowych czy linii produkcyjnych przynosi wielowymiarowe korzyści, takie jak optymalizacja działań, usprawnienie pracy (a więc i wzrost jej efektywności), oszczędność czasu i środków finansowych. Okazuje się, że nawet drobne zmiany, dopasowane do indywidualnej sytuacji przedsiębiorstwa i właściwie wdrożone, mogą przynieść wielomilionowe korzyści.

Maksimum wydajności przy minimum nakładów finansowych – taki jest cel. Udaje się go zrealizować między innymi dzięki działalności ośrodków naukowo-badawczych, takich jak Centrum Badań i Rozwoju Technologii dla Przemysłu, które od lat wspiera firmy jako zewnętrzny dział R&D. – Mamy na swoim koncie szereg projektów, które stały się kluczowym ogniwem w rozwoju i redukcji kosztów wielu przedsiębiorstw, w tym z branży automotive, bo to w niej nowe technologie mają dziś szeroko zakrojone zastosowanie – zauważa Grzegorz Putynkowski, CEO Centrum Badań i Rozwoju Technologii dla Przemysłu S.A..

Przygotowanie oraz wdrożenie koncepcji zmian dostosowanych do potrzeb i możliwości firmy jest zadaniem dla specjalistów, którzy dysponują właściwymi zasobami – wiedzą, doświadczeniem i odpowiednim zapleczem. Nowoczesne roboty przemysłowe, skanery laserowe czy zaawansowane drukarki 3D to coś, z czym eksperci z CBRTP pracują na co dzień.

– Branża motoryzacyjna jest jedną z tych najbardziej zautomatyzowanych, dlatego potrzeby wdrażania nowatorskich rozwiązań technologicznych czy procesowych są w niej szczególnie duże. Mamy doświadczenie w wielu aspektach takich przedsięwzięć: m.in. w prototypowaniu materiałów, wyrobów i procesów produkcyjnych zmierzających do ich pełnej automatyzacji; specjalistycznym projektowaniu i wdrażaniu unikalnych rozwiązań mechanicznych dla różnych systemów, a także opracowywaniu całkowicie nowych rozwiązań w ramach projektów badawczo-rozwojowych z udziałem środków publicznych – wylicza Grzegorz Putynkowski z CBRTP.

Inwestycje w rozwój – to się opłaca

Według danych CLEPA, obecnie ponad 55% prac badawczo-rozwojowych w przemyśle motoryzacyjnym jest finansowanych przez producentów części motoryzacyjnych. Przykładem innowacyjnych rozwiązań przygotowanych przez CBRTP jest wizyjna kontrola jakości Lummo, służąca do weryfikacji jakości detali wytwarzanych w procesach wielkoseryjnych i małoseryjnych.

Lummo ma zastosowanie między innymi właśnie w produkcji w sektorze automotive, dając mierzalne efekty. To m.in. całkowite wyeliminowanie czasochłonnej kontroli organoleptycznej czy jednoczesna weryfikacja do kilkudziesięciu detali, co pozwala na znaczne skrócenie całego procesu kontrolnego. Nie bez znaczenia jest także możliwość wyeliminowania kosztów poniesionych w wyniku zwrotów wadliwych towarów oraz budowanie wizerunku wiarygodnego producenta czy uniknięcie ludzkich błędów, popełnianych podczas kontroli. Dodatkowo brak konieczności obsługi aplikacji przez wykwalifikowanych pracowników przekłada się na wymierne oszczędności. – To rozwiązanie, które ma znacząco obniżyć koszty generowane właśnie przez wspomniane błędy i usprawnić cały proces kontrolny. Zwiększenie skuteczności kontroli jakości ma znaczenie niemal w każdej branży, bo bezpośrednio przekłada się na ograniczenie wadliwej produkcji, a tym samym strat producenta – podkreśla ekspert CBRTP.

Zielona transformacja w motoryzacji

Ważnym aspektem działalności współczesnych firm jest dążenie do niskoemisyjności. To nie tylko energooszczędne budynki, wykorzystanie OZE, ale i zielona transformacja w motoryzacji. Przewiduje się, że liczba samochodów elektryczny będzie sukcesywnie wzrastać. Interesującym trendem jest też rozwój produkcji samochodów na wodór. Jednak warunkiem właściwego wykorzystania tego potencjału jest opracowanie i wdrożenie odpowiednich technologii, które umożliwiałyby jego bezemisyjne, niedrogie, szybkie i wydajne pozyskiwanie na dużą skalę.

Również w kontekście tej zielonej transformacji rosną nakłady na działalność badawczo-rozwojową, co jest podyktowane regulacjami prawnymi, ideą zrównoważonego rozwoju i oczekiwaniami odbiorców. W perspektywie długofalowej tendencje te mogą zdecydować o przewadze konkurencyjnej przedsiębiorstwa.

Autor: Centrum Badań i Rozwoju Technologii dla Przemysłu S.A.

Branże, w których klienci płacą najpóźniej

fabian-blank-78637-unsplash
Jak wynika z badań przeprowadzonych przez Intrum[1], luka płatnicza w naszym kraju ponownie wzrosła i polscy przedsiębiorcy nie mają powodów do zadowolenia. Klienci płacący po terminie są codziennością dla 8 na 10 biznesów z naszym kraju (79%). Pierwsze miejsce wśród najbardziej nierzetelnych płatników zajmują klienci z sektora publicznego – płacą średnio aż po 69 dniach!

Drugie miejsce należy do klientów z sektora usług dla biznesu i wydobywczego (64 dni), a trzecie do płatników z branży TSL, energetyki i usług komunalnych (62 dni). Opóźnione płatności oznaczają dla firm brak płynności finansowej i wymuszają podjęcie konkretnych działań, a odzyskiwanie należności to proces, który jest dla nich kosztowny. Przedsiębiorstwa w Polsce spędzają na nim aż 82 dni w ciągu roku! Co więcej, 6 na 10 ankietowanych firm (62%) jest przekonanych o tym, że w kolejnych miesiącach przybędzie klientów, którzy nie płacą na czas. Jak zatem firmy mogą bronić się przed opóźnionymi płatnościami?

Luka płatnicza 2023: jest lepiej, ale nadal jest źle

Luka płatnicza to różnica między terminami płatności oferowanymi przez firmy, a czasem, w którym ich klienci realnie dokonują zapłaty. Jak pokazuje raport Intrum ”European Payment Report 2023”, w stosunku od zeszłego roku luka płatnicza zmniejszyła się w sektorze publicznym z 22 do 17 dni, ale klienci płacą średnio o 69 dniach! W sektorze B2B wynosi 15 dni i wzrosła z 11 dni odnotowanych w 2022. Najbardziej rzetelnymi płatnikami są klienci z sektora B2C – w tym przypadku luka płatnicza wynosi „tylko” 10 dni i w stosunku do 2022 r. wzrosła o 1 dzień.

– Mogłoby się wydawać, że w większej perspektywie 10 dni opóźnienia czy nawet dwa tygodnie to nie jest problem. To jednak nieprawda. Problemem dla polskich przedsiębiorców jest to, że luka płatnicza w ogóle istnieje. Kilka niezapłaconych faktur czy klienci spóźniający się za zapłatą o kilka dni dla większej firmy może nie przynosić żadnych trudności, ale dla biznesów z sektora MŚP już tak. Chodzi o bardzo dużą grupę mniejszych firm funkcjonujących „od zlecenia do zlecenia” lub po prostu nieposiadających wolnego kapitału. Dla nich każdy klient płacący po terminie jest krokiem przybliżającym je do utraty płynności finansowej. Do tego nie zapominajmy o tym, że przedsiębiorstwa także dotknęła inflacja. Wzrosły koszty prowadzenia biznesu i zatrudnienia pracowników. Dlatego firmy nie mogą pozwolić sobie na dodatkowy cios w postaci opóźnionych płatności – komentuje Tomasz Bala, ekspert Intrum.

 

Raport  ”European Payment Report 2023” dostępny na stronie Intrum.

[1] Intrum, European Payment Report 2023, maj 2023. Wszystkie dane w materiale pochodzą z tego opracowania.

Źródło: Intrum.

W 2022 roku produkcja samochodów osobowych łącznie w UE i Wielkiej Brytanii wrosła o 6% rok do roku

s-537-x

W 2022 roku produkcja samochodów osobowych łącznie w UE i Wielkiej Brytanii wrosła o 6% rok do roku. To dobry wynik, jednak to nadal 24% mniej niż produkowano przed pandemią, tzn. w 2019 roku.

W ubiegłym roku produkcja sprzedana przemysłu motoryzacyjnego w Polsce wzrosła o 25% uzyskując rekordowe 207 mld PLN (+29% vs 2019 rok). W I kwartale 2023 roku sprzedaż była większa o 32% r/r.
Coraz większy udział w produkcji i sprzedaży zyskują samochody z napędami alternatywnymi. W Niemczech na przełomie roku udział pojazdów elektrycznych (BEV i PHEV) w produkcji wyniósł około 30%. Pod koniec 2019 roku było to 5-6%.

W ubiegłym roku produkcja samochodów osobowych na świecie wrosła o 8% rok do roku. Wydaje się to niezłym wynikiem, ale trzeba pamiętać, że jesteśmy nadal na poziomach niższych niż przed pandemią (8% mniej niż w 2019 roku). W Europie w 2022 roku nastąpił niewielki spadek o 1% (-27% vs 2019), ale UE wraz z Wielką Brytanią zanotowały wzrost o 6% (-24% vs 2019). Wciąż widoczne jest zróżnicowanie pomiędzy poszczególnymi krajami w Europie, które są największymi producentami aut. Słowacja, mimo spadku o 3%, była relatywnie blisko poziomów z 2019 roku – spadek to 10%. Dla porównania, w Niemczech wolumeny uległy zwiększeniu o 12%, ale nadal były 25% poniżej wyniku sprzed pandemii. Z drugiej strony we Francji i Wielkiej Brytanii produkcja była o około 40% niższa niż przed pandemią COVID-19.

 – Coraz większy udział w produkcji i sprzedaży zyskują samochody z napędami alternatywnymi. W Niemczech na przełomie roku udział pojazdów elektrycznych (BEV i PHEV) w produkcji aut osobowych oscylował wokół 30%. Dla porównania – pod koniec 2019 roku stanowiły one 5-6% wolumenu. Uwagę zwraca spadek udziału po wzroście produkcji ogółem od końca 2022 roku, co można uznać za potwierdzenie stosowania przez koncerny samochodowe polityki wypychania na rynek drogich modeli w warunkach ograniczonej podaży i niższego naturalnego popytu po wzroście podaży. W Europie udział napędów alternatywnych w rejestracjach samochodów osobowych wzrósł do 49%, w tym z wtyczką do 23%, a  w pełni elektrycznych do 14%. Udział aut wyposażonych w silnik benzynowy spadł do 37%, a diesla do 14,5%” – wyjaśnia Radosław Pelc, analityk sektorowy w Santander Bank Polska.

Źródło: Santander Bank Polska.

Blisko 80 proc. Polaków nie odczuwa spowolnienia inflacji

inflacja-w-sklepach

Jak wynika z najnowszego badania, realnego spadku inflacji nie widzi lub nie odczuwa blisko 80% Polaków. Głównie są to seniorzy, ale też osoby w wieku średnim. Najczęściej nie zauważają tego respondenci zarabiający od 7 do prawie 9 tys. zł netto miesięcznie. Tylko nieco ponad 15% rodaków jest przeciwnego zdania. I przeważnie są to osoby w wieku 35-44 lat, co miesiąc uzyskujące od tysiąca do prawie 3 tys. zł na rękę. Komentujący sondaż eksperci mówią, że wyniki są dość niepokojące. Wyjaśniają też, że Polakom brakuje wiedzy nt. wskaźnika inflacji. I dodają, że w roku wyborczym będzie on jeszcze dodatkowo wykorzystywany do walki politycznej, co nie będzie sprzyjało obiektywności.

Niewidzialnie malejąca inflacja

Aż 76,9% Polaków nie zauważa lub nie odczuwa spadku inflacji. Do tego 43,2% z nich jest o tym przekonanych, a 33,7% raczej tak uważa. Tak wynika z badania przeprowadzonego przez UCE RESEARCH i SYNO Poland dla dziennika „Rzeczpospolita” na reprezentatywnej, ponad tysięcznej próbie dorosłych Polaków.

– GUS podaje, że poziom inflacji spada kolejny miesiąc z rzędu. Spora część społeczeństwa liczy więc na obniżki cen w sklepach, ale na zakupach nadal zderza się z drożyzną. Należałoby szeroko, publicznie wyjaśnić, że obecnie mamy do czynienia ze spadkiem dynamiki wzrostu cen, a to nie oznacza ich zmniejszenia. Tylko ceny wolnej rosną – komentuje wyniki sondażu dr Krzysztof Łuczak, ekspert rynku retailowego i główny ekonomista z Grupy BLIX.

Jak podkreśla Marcin Luziński z Santander Bank Polska, obliczenie wskaźnika CPI to bardzo skomplikowana procedura, wymagająca zebrania dużej ilości cen produktów i usług z tysięcy sklepów w całym kraju oraz profesjonalnej analizy. Przeciętny Polak nie jest w stanie zapamiętać tak wielu cen i jeszcze porównać ich z poziomem sprzed roku. To przekracza możliwości poznawcze człowieka. Z tego powodu opinie na temat inflacji często powstają w oparciu o ostatnie zmiany cen pojedynczych produktów w sklepach. W dodatku tak wiele osób myli spadek inflacji z obniżkami. Ekspert przypomina też, że CPI to pewna średnia. Natomiast każdy konsument kupuje trochę inne produkty, ma więc de facto swoją własną inflację, która może się różnić od oficjalnego wskaźnika. Podobnie wyjaśnia tę sytuację dr Łuczak.

– Przysłowiowy Kowalski co miesiąc wkłada do swojego koszyka np. duże ilości karmy dla kota i warzywa, a Nowak tego nie robi, bo nie ma takiego pupila i nie odżywia się zbyt zdrowo. Ich koszyki inflacyjne mocno się różnią, bo te dwie ww. kategorie w ostatnich miesiącach mocno zdrożały. Odczucia takich osób będą więc zupełnie inne, choć w zasadzie będą polegały na stanie faktycznym. Natomiast gdyby dzisiaj zapytać Polaków o to, na jakim poziomie odczuwają inflację, w dużej części mogliby wskazać poziom zbliżony do 30% lub nawet nieco wyższy – komentuje dr Łuczak.

Wyraźny spadek siły nabywczej

Z kolei Anna Senderowicz, ekspertka z Departamentu Analiz Ekonomicznych Banku PKO BP, informuje, że ceny paliw, opału oraz niektórych art. spożywczych, np. cukru czy tłuszczów, w czerwcu br. spadły w porównaniu z majem. Jednak w większości są znacznie droższe niż przed rokiem. Wydatki na żywność są o niemal 20% wyższe niż rok wcześniej. – To wszystko sprawia, że realna siła nabywcza dochodów wciąż się obniża, gdyż wynagrodzenia rosną wolniej niż ceny towarów i usług. Większość Polaków odczuwa więc pogorszenie swojej sytuacji i nie widzi żadnego spadku – zaznacza Senderowicz.

Z badania również wynika, że spadku inflacji nie zauważają i nie odczuwają głównie osoby w wieku 75-80 lat oraz 45-54 lat. Przeważnie mają one wykształcenie średnie bądź wyższe. Zazwyczaj deklarują dochody na poziomie 7000-8999 zł netto miesięcznie lub nie chcą ich ujawniać. Najczęściej zamieszkują miasta liczące od 200 do 499 tys. zł lub od 50 do 99 tys. mieszkańców.

– Spadku inflacji nie zauważają seniorzy, gdyż żyje im się trudniej niż w minionych latach. Więcej kosztuje ich utrzymanie mieszkania i mają wyższe codzienne wydatki. Ponadto rosnące ceny leków, które nie znajdują się na liście darmowych farmaceutyków, budzą ich niepokój. Coraz wyższe rachunki w aptekach powodują, że seniorzy muszą bardziej kontrolować inne wydatki. Z kolei osoby z wynagrodzeniem przekraczającym średnią krajową prawdopodobnie nie zwracają uwagi na wolno obniżającą się inflację, gdyż nie muszą rezygnować z zakupu określonych towarów, w większym stopniu akceptują też wyższe ceny – wyjaśnia ekspertka z Banku PKO BP.

Tylko co siódmy odczuwa spadek

Łącznie tylko 15,1% badanych zauważa lub bezpośrednio odczuwa spadek inflacji. I wśród tych osób 9,2% raczej tak sądzi, a 5,9% jest o tym przekonanych. Badani, którzy dostrzegają malejącą inflację, przeważnie są w wieku 35-44 lat lub 55-64 lat. Zazwyczaj mają wykształcenie zasadnicze zawodowe bądź podstawowe. Miesięcznie zarabiają zwykle 1000-2999 zł netto. Głównie zamieszkują wsie lub miejscowości liczące do 5 tys. mieszkańców bądź mające od 5 do 19 tys. ludności.

– Inflacja konsumenta spada już od kilku miesięcy. Jeśli więc tylko 15% respondentów twierdzi, że to zauważa, należy uznać taki wynik za bardzo zły. Świadczy on o tym, że respondenci nie rozumieją, czym jest wskaźnik inflacji. Jakkolwiek GUS-owska miara niekoniecznie musi oddawać zmiany cen dla każdego respondenta, bo każdy kupuje nieco inne towary, to jednak średnia interpretacja w społeczeństwie powinna się z grubsza pokrywać z faktycznymi danymi – przekonuje Marcin Luziński.

Badani, którzy zauważają lub odczuwają, że inflacja spada, przeważnie są w wieku 35-44 lat lub 55-64 lat. Zazwyczaj mają wykształcenie zasadnicze zawodowe bądź podstawowe. Miesięcznie zarabiają zwykle 1000-2999 zł netto. Głównie zamieszkują wsie lub miejscowości liczące do 5 tys. mieszkańców bądź mające od 5 do 19 tys. ludności. – Osoby zarabiające mniej niż średnio w gospodarce żyją na co dzień z ołówkiem w ręku. Starają się dokładnie kontrolować niezbędne wydatki, dlatego prędzej zauważają zmiany cen w sklepach – wyjaśnia Anna Senderowicz.

Do tego należy dodać, że 8% ankietowanych nie potrafi stwierdzić, czy zauważa bądź odczuwa spadek inflacji. Przeważnie są to osoby w wieku 18-24 lat, z podstawowym lub gimnazjalnym wykształceniem, które wolą nie ujawniać poziomu swoich dochodów. Zazwyczaj są to mieszkańcy wsi lub miejscowości liczących do 5 tys. ludności.

Polacy szybko nie zmienią zdania

– W mojej ocenie, inflacja musiałaby spaść do jednocyfrowej wartości, żeby Polacy ją zauważyli. Przede wszystkim żywność powinna w sklepach sporo potanieć, bo w dużej mierze właśnie jej ceny budują przekonanie o drożyźnie. Wówczas przybyłoby osób, które mogłyby zauważyć spadek wysokiej inflacji, choć i to nie jest takie pewne. Pamiętajmy, że ten stan trwa już dłuższy czas i trudno mentalnie się od niego odzwyczaić. Społeczeństwo potrzebuje minimum roku, żeby zacząć zauważać znaczącą różnicę – uważa ekspert z Grupy BLIX..

Zdaniem eksperta z Santander Bank Polska, na pewno Polacy lepiej interpretowaliby trendy w gospodarce, gdyby czerpali swoją wiedzę na takie tematy z wiarygodnych i obiektywnych źródeł. Natomiast teraz jesteśmy w okresie kampanii wyborczej, więc inflacja na pewno będzie wykorzystywana w walce politycznej, co z pewnością nie będzie służyło obiektywności.

– Obniżenie konsumpcji, ostrożne planowanie zakupów, szukanie promocji i rezygnacja z niektórych wydatków lub przekładanie ich na lepszy czas sprawia, że producenci, sprzedawcy i usługodawcy ograniczają podwyżki cen produktów i towarów. Spadek inflacji przy dobrej sytuacji na rynku pracy i zwiększeniu wynagrodzeń wraz z podwyżką płacy minimalnej może sprawić, że więcej osób zauważy poprawę sytuacji dochodowej w gospodarstwie domowym – podsumowuje ekspertka z Banku PKO BP.

Źródło: © MondayNews Polska | Wszelkie prawa zastrzeżone.

Wczoraj odbyło się ostatnie decyzyjne posiedzenie Rady Polityki Pieniężnej przed wakacjami

joshua-sortino-215039-unsplash

Wczoraj odbyło się ostatnie decyzyjne posiedzenie Rady Polityki Pieniężnej przed wakacjami.

Główny Urząd Statystyczny podał wstępne dane dotyczące inflacji w czerwcu 2023 roku. Porównując do analogicznego miesiąca ubiegłego roku ceny wzrosły o 11,5 procenta. W stosunku do poprzedniego miesiąca, ceny podniosły się wolniej o 1,5 procenta (w maju odczyt inflacji – 13 procent). Już w czwartek Rada Polityki Pieniężnej podejmie decyzję o wysokości stóp procentowych. Kiedy możemy spodziewać się pierwszych obniżek?

Według prognoz, RPP pozostawi stopy procentowe na niezmienionym poziomie od września 2022 roku. Stopa referencyjna od 9 miesięcy wynosi 6,75 procent. Polityka Narodowego Banku Polskiego wskazuje na pierwsze obniżki stóp procentowych dopiero w momencie, gdy odczyt inflacji będzie jednocyfrowy. Większość ekonomistów przewiduje, że możemy spodziewać się obniżki stóp procentowych w listopadzie bieżącego roku. Są jednak wskazania, że tuż przed wyborami NBP podejmie decyzję o kosmetycznej obniżce stóp procentowych. Celem tego, może być chęć udowodnienia, że gospodarka krajowa ma się świetnie.

Przed nami czas kampanii wyborczej, więc wiele będzie działo się na rynku kredytów mieszkaniowych. Od marca bieżącego roku zauważamy lekkie poruszenie na rynku nieruchomości. Zwiększyła się liczba składanych wniosków kredytowych, na co na pewno ma wpływ stabilna decyzja RPP o pozostawieniu stóp procentowych na tym samym poziomie. Ma też na to przełożenie znacznie lepiej liczona zdolność kredytowa – Komisja Nadzoru Finansowego pozwoliła bankom na obniżenie buforu zmiany stopy procentowej z 5 do 2,5 procent. Kolejnym napędem jest wejście w życie programu Bezpieczny Kredyt 2%. Polega on na pomocy rządowej w spłacie kredytu kupując pierwsze mieszkanie. Może z niego skorzystać każdy kto:

  • posiada zdolność kredytową adekwatną do kwoty kredytu, jaki chce uzyskać;

  • przed dniem udzielania kredytu mieszkaniowego:

    • nie posiada prawa własności lokalu mieszkalnego albo domu jednorodzinnego oraz

    • nie przysługuje mu spółdzielcze prawo dotyczące lokalu mieszkalnego albo domu jednorodzinnego oraz

    • w dniu udzielenia kredytu nie ma ukończonych 45 lat.

W powyższym programie, raty są malejące, a oprocentowanie kredytu ma wynosić 2 procent przez 10 lat. Ale czy na pewno? Otóż stopa procentowa będzie obniżana wg ustalonego w ustawie wzoru (na dzisiaj wyliczamy ok 2,8 procenta) i do niej doliczana będzie marża banku. Marże bankowe na ten moment wynoszą około 2 procent. Zapraszamy do konsultacji z ekspertami finansowymi Lendi wszystkie osoby, które są zainteresowane bezpiecznym kredytem. Możemy już przeliczyć zdolność kredytową, wykonać symulacje kredytu i złożyć wnioski kredytowe w trzech wiodących bankach – PKO Bank Polski S.A., Pekao S.A. oraz Alior Bank S.A. Zauważamy, że zdolność kredytowa jest dużo lepiej liczona przy bezpiecznym kredycie, niż tradycyjnym kredycie hipotecznym. Program na pewno będzie bardzo korzystny, jeśli stopy procentowe nadal utrzymywane będą na tak wysokim poziomie. Banki przewidują duże zainteresowanie rządowym kredytem i liczą na poruszenie na rynku kredytów mieszkaniowych. Dodatkowym atutem programu jest możliwość połączenia go z drugim rządowym rozwiązaniem – Rodzinnym kredytem mieszkaniowym (wcześniejsza nazwa Kredyt bez wkładu własnego). Jeśli ktoś nie posiada środków własnych na zakup nieruchomości, ma możliwość uzyskać gwarancję Banku Gospodarstwa Krajowego. Po szczegóły i konkrety zapraszamy do ekspertów finansowych Lendi.

Podsumowując – wakacje na rynku kredytowym będą ciekawe. Czekamy na informacje, czy będzie popularny i jaki skutek osiągnie wprowadzenie programu rządowego Bezpieczny Kredyty 2%. W dobie rozpędzanej kampanii wyborczej możemy spodziewać się również kolejnych świeżych pomysłów, aby wspomóc kredytobiorców. Zachęcamy zatem do analizy obecnych umów kredytowych, aby obniżyć koszty kredytu, jak również konsultacji z ekspertami Lendi, co do nowych rozwiązań na rynku.

Komentarz Agnieszki Łuczak, eksperta kredytowego Lendi.