Wskaźniki cen lokali mieszkalnych w II kwartale 2024 roku

markus-spiske-484245-unsplash
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował raport „Wskaźniki cen lokali mieszkalnych w II kwartale 2024 roku”.

W II kwartale 2024 r. ceny lokali mieszkalnych w Polsce w porównaniu z analogicznym okresem 2023 r. wzrosły o 17,7%, przy czym na rynku pierwotnym wzrost cen był wyższy niż na rynku wtórnym (19,2% wobec 16,0%). Z kolei w stosunku do 1 kwartału 2024 r. ceny lokali mieszkalnych wzrosły o 2,9%, a wzrosty cen na rynku pierwotnym jak i wtórnym ukształtowały się na zbliżonym poziomie.
Informacja została opublikowana na oficjalnej stronie internetowej Głównego Urzędu Statystycznego.

Źródło: GUS.

GUS: Rozkład wynagrodzeń w gospodarce narodowej w kwietniu 2024 roku

analiza
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował raport „Rozkład wynagrodzeń w gospodarce narodowej w kwietniu 2024 roku”.

Jak informuje GUS, w kwietniu 2024 r. mediana wynagrodzeń miesięcznych brutto w gospodarce narodowej była niższa o 21,9% od przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia brutto. Mediana wynagrodzeń w gospodarce narodowej w kwietniu 2024 r. wyniosła 6500,00 zł. To znaczy, że połowie zatrudnionych zostało wypłacone wynagrodzenie nie wyższe niż ta kwota, a druga połowa otrzymała wynagrodzenie nie niższe. Pełna treść raportu dostępna jest na oficjalnej stronie Internetowej Głównego Urzędu Statystycznego.

Źródło: GUS.

GUS: Produkt krajowy brutto i wartość dodana brutto w przekroju regionów w 2022 r.

g-crescoli-365895-unsplash
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował raport „Produkt krajowy brutto i wartość dodana brutto w przekroju regionów w 2022 r.”.

Jak informuje GUS, w 2022 roku ponad 1/2 krajowej wartości produktu krajowego brutto została wytworzona w 5 regionach: warszawskim stołecznym, śląskim, wielkopolskim, dolnośląskim i małopolskim. W 2022 roku udziały poszczególnych regionów w generowaniu PKB kształtowały się na poziomie od 2,0% w regionie opolskim do 17,6% w regionie warszawskim stołecznym.
Wzrost PKB na jednego mieszkańca w cenach bieżących w porównaniu z 2021 rokiem odnotowano we wszystkich regionach – od 12,4% w regionie świętokrzyskim do 23,2% w regionie mazowieckim regionalnym. – podsumowuje Główny Urząd Statystyczny.

Źródło: GUS.

Fiskus coraz mniej kontroluje podatników

sluzba-kas
Jak wynika z danych Ministerstwa Finansów, w I połowie br. liczba wszczętych kontroli podatkowych spadła o ponad 16% w porównaniu z analogicznym okresem ub.r. Spośród tego typu działań zakończonych w pierwszych sześciu miesiącach tego roku w blisko 99% stwierdzono nieprawidłowości. Resort podaje, że ostatnio uszczuplenia wyniosły prawie 908 mln zł, a wpłaty pokontrolne – niespełna 313 mln zł. Eksperci analizujący te dane zwracają uwagę m.in. na coraz lepsze narzędzia analityczne wykorzystywane przez KAS oraz rozpoczynanie kontroli z większą ostrożnością. Jednocześnie znawcy tematu przedstawiają różne prognozy z tego zakresu na dalszą część roku.

Według danych Ministerstwa Finansów, od stycznia do czerwca br. wszczęto dokładnie 5108 kontroli podatkowych. To o 16,1% mniej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku, kiedy takich działań zainicjowano 6086. Podobnie sytuacja wygląda z kontrolami celno-skarbowymi. Ostatnio ich liczba zmniejszyła się o 17,9% rdr. (I poł. 2024 r. – 3933, I poł. 2023 r. – 4790).

– Do spadku liczby kontroli podatkowych i celno-skarbowych przyczyniają się m.in. coraz lepsze narzędzia analityczne, które posiada KAS. One, wykorzystując m.in. sztuczną inteligencję i big data do typowania podatników do kontroli, mogą być bardziej precyzyjne i skoncentrowane na przypadkach o najwyższym ryzyku. Lepsze technologie pozwalają również dokonać skuteczniejszych działań prewencyjnych, a więc wcześniejszego identyfikowania i eliminowania ryzyk – komentuje Marek Zieliński, prezes Krajowego Instytutu Kontroli Biznesowej (KIKB), były dyrektor Urzędu Kontroli Skarbowej we Wrocławiu.

Jak podkreśla Monika Wolska-Bryńska, radca prawny z Mariański Group, spadek liczby wszczynanych kontroli podatkowych czy celno-skarbowych wynika z pewnością z innego podejścia aktualnie rządzącej opcji politycznej do tych kwestii. Zapowiadane w kampanii postulaty w kierunku przestrzegania praw podatnika są wcielane w życie. Według ekspertki, mniejsza liczba kontroli świadczy o tym, iż organy ze znacznie większą ostrożnością je rozpoczynają, zwykle poprzedzając szczegółowo przeprowadzonymi czynnościami sprawdzającymi. Ale to może też być sygnał, iż ww. działania są coraz bardziej wyspecjalizowane, a zatem precyzyjniej namierzane są wszelkie nadużycia podatkowe.

– Można przyjąć, że organy podatkowe świadomie zmniejszają liczbę nowych kontroli, aby skupić się na bardziej złożonych i czasochłonnych przypadkach, które niejednokrotnie są już w toku. Taka strategia prowadzi do większej efektywności tych działań, które trwają, zamiast inicjowania nowych. Dodatkowo widzimy, że KAS przeprowadza mniej kontroli, ale za to są one bardziej kompleksowe, co wymaga większych zasobów i czasu – dodaje prezes KIKB.

W pierwszej połowie 2024 roku zakończono 5346 kontroli podatkowych. To o 17,3% mniej niż w analogicznym okresie 2023 roku, kiedy takich działań było 6466. Jak stwierdza Marek Zieliński, obecnie widać, że KAS koncentruje się na bardziej złożonych, czasochłonnych przypadkach, które wymagają dogłębnej analizy i szczegółowego badania. Tego typu kontrole mogą obejmować np. transakcje międzynarodowe, ceny transferowe czy skomplikowane struktury korporacyjne, co naturalnie bardzo wydłuża czas ich trwania.

Spośród kontroli podatkowych zakończonych w I połowie 2024 roku, 5269 było pozytywnych (98,6% zakończonych kontroli). W danych za analogiczny okres ub.r. widzimy 6333 (czyli 97,9%). W pierwszych sześciu miesiącach br. uszczuplenia wyniosły 907,591 mln zł. To o 21% mniej niż od stycznia do czerwca 2023 roku, kiedy było to 1,149 mld zł.

– W porównaniu z całkowitą liczbą kontroli, kwota uszczupleń wynosząca ponad 907 mln zł może być uznawana za relatywnie dużą, ale w kontekście całościowych wpływów budżetowych – stosunkowo niewielką. Oznacza to, że kontrole są skuteczne w wykrywaniu naruszeń. Choć same nieprawidłowości mogą nie być na tyle powszechne, by stanowić znaczące zagrożenie dla budżetu – analizuje były dyrektor Urzędu Kontroli Skarbowej we Wrocławiu.

Od stycznia do czerwca br. pokontrolne wpłaty z kontroli podatkowej wyniosły dokładnie 312,580 mln zł. To o 19,1% mniej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku, kiedy odnotowano 386,564 mln zł. Jak przekonuje Monika Wolska-Bryńska, coraz więcej podatników przejawia chęć skorzystania np. z dobrowolnego zabezpieczenia. Zatem niewątpliwie skuteczność egzekwowania świadczeń rośnie. Zdaniem ekspertki z Mariański Group, podatnicy, decydując się na spór z organami, chcą jednocześnie jak najbardziej zminimalizować potencjalne ryzyka po ich stronie. Stąd choćby zainteresowanie regulowaniem należności na etapie decyzji ostatecznych, a czasem nawet wydanych przez organy I instancji. To z kolej skutecznie hamuje naliczanie odsetek.

– Należy oczekiwać, że w drugiej połowie roku KAS może zintensyfikować działania kontrolne, zwłaszcza w kontekście obecnie napiętego budżetu państwa. W nowych realiach organizacyjnych i politycznych administracja skarbowa będzie starała wykazać się wyższym poziomem skuteczności działania. To będzie wiązało się m.in. z intensyfikacją kontroli w sektorach o większym ryzyku. Wzrost liczby naruszeń i większe kwoty uszczupleń mogą wystąpić w przypadku pogorszenia się sytuacji gospodarczej – prognozuje Marek Zieliński.

Według Moniki Wolskiej-Bryńskiej, można postawić tezę, iż samych kontroli będzie wszczynanych mniej niż dotychczas. Ekspertka dodaje, że biorąc pod uwagę kierunki tych działań, jak chociażby dokumentacja cen transferowych, podatek u źródła i zwroty podatku, wysokość zobowiązań nie powinna raczej drastycznie spaść. Ponadto coraz bardziej postępująca cyfryzacja, jak i dalsze planowane w tym względzie narzędzia – jak chociażby Krajowy System e-Faktur (KSeF), także przyczynią się do uszczelnienia systemu.

(MN, Październik 2024 r.)

materiał prasowy
© MondayNews Polska | Wszelkie prawa zastrzeżone.

Wzrostowa tendencja cen w sklepach jest nieunikniona

ibrahim-rifath-789914-unsplash
Ceny w sklepach z miesiąca na miesiąc są coraz wyższe. Ostatni, zanotowany w sierpniu, wzrost kosztów codziennych zakupów wyniósł ponad 4% rdr. Wstępne szacunki z września wskazują na to, że dojdzie do kolejnego skoku cen. Eksperci przewidują też, że w najbliższych miesiącach najczęściej kupowane produkty będą drożeć o 4-6% rdr. Szczególnie będą na to wpływać ekstremalne warunki pogodowe, które zwiększyły koszty upraw i zmniejszyły ich ilość oraz jakość. Do tego należy dodać, że w sierpniu br. na 17 monitorowanych kategorii już 16 rdr. podrożało. Niektórzy ekonomiści uważają, że wkrótce wszystkie analizowane segmenty będą na plusie. A czym bliżej będzie do Bożego Narodzenia, tym drożej będzie na sklepowych półkach.

Według raportu pt. „Indeks Cen w Sklepach Detalicznych”, dynamika podwyżek cen sukcesywnie idzie w górę. W sierpniu br. codzienne zakupy zdrożały rdr. o ponad 4%, a w lipcu – o prawie 4%. W czerwcu zwiększyły się o przeszło 3%, a w maju – o blisko 3%. Dr Piotr Arak, główny ekonomista VeloBanku, uważa, że ww. trend będzie kontynuowany w kolejnych miesiącach. – Wywołujące go czynniki jeszcze długo się nie wyczerpią. Rosną wynagrodzenia i ceny usług, a przez to – koszty finalne dóbr dostarczanych na rynek – podkreśla dr Arak.

Autorzy raportu również ostrzegają, że wrześniowy wzrost może być jeszcze większy niż sierpniowy. Finalnie może przekroczyć nawet 4,5% rdr. Na to wskazują wstępne szacunki z dużej części września br. – Przestała obowiązywać tarcza antyinflacyjna na energię i w związku z tym zwiększyły się koszty prowadzenia działalności. Dlatego w najbliższym czasie tempo wzrostu cen znacząco przyspieszy. Dopiero w przyszłym roku sytuacja powinna się ustabilizować. Inflacja – według projekcji NBP z lipca br. – będzie w 2025 roku wynosić 5,2% – mówi dr Artur Fiks z Uniwersytetu WSB Merito.

Jak zaznacza dr Maria Andrzej Faliński, były dyrektor generalny POHID-u, koszty idą w górę w całym łańcuchu – u producentów i przetwórców, a także w obsłudze produkcji dostawy i przechowywania. Dlatego ceny w sklepach dalej będą rosły, choć to wcale nie poprawi sytuacji wytwórców. – Handel szuka rozwiązania w imporcie, by nie straszyć konsumentów wysokimi cenami. Obecnie już nawet śliwki coraz częściej są importowane i okazują się tańsze od polskich – zauważa dr Faliński.

Z kolei w opinii Marcina Luzińskiego, ekonomisty z Santander Bank Polska, roczna dynamika wzrostu cen absolutnie będzie dalej przyśpieszała. Jednak – zdaniem eksperta – wzrost nie będzie tak mocny, jak w okresie wysokiej inflacji w latach 2021-2022. – Zakładam, że co miesiąc możemy widzieć podwyżki dynamiki rzędu pół pkt. procentowego. Zatem we wrześniu lub w październiku zapewne przebijemy 5% rdr. – prognozuje Luziński.

W sierpniu br. na siedemnaście monitorowanych kategorii już szesnaście rdr. podrożało, a tylko jedna potaniała. W poprzednich trzech miesiącach za każdym razem trzynaście segmentów było na plusie, a cztery trzymały się na minusie. Autorzy ww. raportu przewidują, że we wrześniu i w październiku może być podobnie, jak w sierpniu. A czym bliżej będzie do Bożego Narodzenia, tym drożej będzie na sklepowych półkach. To oznacza, że pod koniec roku nawet wszystkie analizowane kategorie mogą być na plusie.

– Tendencja przyśpieszenia dynamiki wzrostu cen będzie się pogłębiać, o czym świadczy właśnie rosnąca ilość kategorii z dodatnimi wynikami. W najbliższych miesiącach codzienne zakupy będą drożeć o 4-6% rdr. Wpływ na to będą miały ostatnie ekstremalne warunki pogodowe, niesprzyjające rolnictwu i uprawom, coraz większe obciążenia związane z wymaganiami dotyczącymi ochrony środowiska i gospodarki obiegu zamkniętego, ale przede wszystkim rosnące płace i koszty produkcji – przewiduje dr inż. Anna Motylska-Kuźma z Uniwersytetu Dolnośląskiego DSW.

Ponadto dr Artur Fiks zapewnia, że tegoroczna susza wpłynie na wzrost cen owoców, warzyw, ich przetworów i produktów zbożowych. Trudno jeszcze przewidzieć, w jakim procencie ukształtuje ona wzrost cen. Zbiory niektórych produktów wciąż trwają, a część z nich zostanie zastąpiona zagranicznymi artykułami. Niemniej z anomaliami pogodowymi mamy do czynienia na całym globie. To też powoduje, że ceny towarów importowanych, m.in. kawy czy kakao, są znacznie wyższe niż w ubiegłych latach.

– Susza spowodowała, że koszty upraw, które wymagały nawadniania, bardzo mocno wzrosły. W wielu przypadkach wodę trzeba było dowozić beczkowozami. Co więcej, parzące słońce dosłownie gotowało dojrzewające warzywa i owoce. Do tego dołączyły jeszcze – jak wiadomo – powodzie i zalania, a także silne wiatry. Te wszystkie zjawiska pogodowe wpłynęły na samą wielkość podaży, jakość produktów i koszty ich wytworzenia. Dlatego w zdecydowany sposób będą podbijały dalszy przyrost cen w sklepach, zwłaszcza rodzimej żywności – wyjaśnia ekspertka z Uniwersytetu Dolnośląskiego DSW.

Według Marcina Luzińskiego, wkrótce już wszystkie monitorowane kategorie będą na plusie. Globalne indeksy cen żywności FAO wskazują na odbicie cen mięsa, nabiału i olejów. W Polsce wstępne szacunki produkcji rolniczej wskazały na mocne zmniejszenie podaży owoców, co prawdopodobnie przełoży się na podwyżki. Ekonomista zauważa w sklepach wzrost cen olejów i tłuszczów, w tym głównie oliwy, a także kakao. Spodziewa się też dalszego, mocnego wzrostu cen czekolady, owoców i olejów. I prognozuje, że drożeć będzie również nabiał. Odżywać zaczął globalny popyt na produkty mleczne, ceny na rynkach światowych zaczęły rosnąć. Dodatkowo, w ostatnim czasie polscy rolnicy zmniejszyli pogłowie kur niosek, co przekłada się na niższą produkcję jajek i niedługo może to zacząć powodować wzrost ich cen.

(MN, Wrzesień 2024 r.)

materiał prasowy
Źródło: © MondayNews Polska | Wszelkie prawa zastrzeżone.

Arbitraż online ułatwia zabezpieczyć umowę handlową oraz windykować długi

Robert Szczepanek 2 small
Arbitraż online ułatwia zabezpieczyć umowę handlową oraz windykować długi. W Polsce rosną zaległości firm, szczególnie w branżach meblarskiej, transportowej, budowlanej i IT. Na koniec I kwartału 2024 roku zadłużenie polskich firm wpisanych do ERiF wyniosło blisko 2,2 miliarda złotych. Oznacza to wzrost o ponad 540 milionów złotych w porównaniu do analogicznego okresu rok wcześniej. Co więcej, Aż 27% dłużników nie płaci zobowiązań nie dlatego, że nie ma pieniędzy, ale dlatego że ma złe intencje. Takie alarmujące dane podaje Skaner MŚP 2024 dla BIG InfoMonitor. Niezapłacone faktury stają się coraz większym problemem, nie tylko dla gospodarki, ale też dla mniejszych firm i rodzin. Na co zwrócić uwagę, aby zwiększyć szanse na odzyskanie zaległych pieniędzy?

Z naszych analiz wynika, że największy problem z płatnościami dotyczy sektora budowalnego, finansowego i IT. Swoich zobowiązań nie regulują duże, średnie, ale i także małe firmy. Prowadzi to często do rodzinnych dramatów. Brak płatności nawet jednej faktury dla niewielkiej firmy świadczącej usługi stolarskie, elektryczne czy informatyczne może zniszczyć domowy budżet. Dlatego już przy podpisywaniu umowy czy zlecenia warto zadbać swoje interesy i zabezpieczyć się” mówi Robert Szczepanek, założyciel Ultima RATIO, platformy arbitrażowej online działającej przy Stowarzyszeniu Notariuszy Rzeczypospolitej Polskiej.

Ściąganie należności to wieloetapowy proces, który zaczyna się od prewencji. Zanim firma rozpocznie współpracę z inną firmą, powinna dokładnie sprawdzić, z kim wchodzi w relację. W biurach informacji gospodarczej, na giełdach długów i w innych tego typu bazach znajdują się bowiem dane około 400 tysięcy dłużników.

Z naszych danych wynika, że firmy, które wystawiają faktury z odroczonym terminem płatności bez sprawdzania wiarygodności płatniczej klientów aż o połowę obniżają swoje szansę na późniejsze, skuteczne egzekucje” – komentuje Robert Szczepanek z Ultima RATIO.

Kolejna zasada dotyczy podpisywania skutecznych umów. Wiele firm zaniedbuje ten aspekt. Małe firmy rodzinne, podwykonawcy budowlani, hurtownie czy niewielkie firmy informatyczne często też nie są w stanie wymusić na swoich klientach podpisywania kontraktów. Sytuacje te mogą stanowić kolejne źródło problemów z odzyskiwaniem zaległych faktur. W zależności bowiem od branży, statystyczne firmy prowadzą spory z 3-7% swoich biznesowych partnerów. Jeżeli nie podpisały z nimi wcześniej umów lub w inny sposób nie potwierdziły warunków współpracy, pomysłowym prawnikom łatwiej jest roszczenia kwestionować albo w nieskończoność przedłużać postępowania.

Szanse na skuteczną windykację są o wiele większe, jeżeli firma podpisuje z klientami umowy nie do podważenia. Dotyczy to zarówno ich treści, jak i składanych na nich podpisów. Co ciekawe, podpisy elektroniczne są o wiele „pewniejsze” niż te tradycyjne, bo nie można ich podrobić ani sfałszować. Dlatego zdecydowanie rekomendujemy korzystanie z nich. Zwłaszcza, że na rynku dostępne są już rozwiązania pozwalające podpisywać umowy online również tym osobom, które nigdy wcześniej nie korzystały z podpisu elektronicznego. W Ultima RATIO. jest już nawet dwuskładnikowa weryfikacja tożsamości przez login.gov.pl.”dodaje Robert Szczepanek.

Najważniejsza jednak zasada skutecznej egzekucji roszczeń mówi, by nie zwlekać z działaniami windykacyjnymi. Statystyki są w tym zakresie nieubłagane dla wierzycieli: o ile po 2 miesiącach wierzyciele mają jeszcze 90% szans na odzyskanie zaległych płatności, o tyle po roku szanse te spadają do 16% (Raport Coface, windykacja B2B).

Prawdopodobieństwo odzyskania zaległych płatności spada więc statystycznie aż o 5-7% miesięcznie. Dlatego należy działać szybko i intensywnie. Mniejsze firmy powinny zdecydowanie częściej korzystać z możliwości wpisywania dłużników do biur informacji gospodarczej. W 75% przypadków udaje się w ten sposób zażegnać spór.” – podkreśla Robert Szczepanek.

I wreszcie należy pamiętać, że jeżeli dłużnik nie płaci jednej firmie, z reguły nie płaci też innym. Prowadzi to do swoistego „wyścigu” po pieniądze. Wygrywają go te firmy, które są w stanie uruchomić komorników zanim zrobią to inni wierzyciele. Nie ulega wątpliwości, że sytuacja taka na uprzywilejowanej pozycji stawia duże firmy, które mają większe możliwości zabezpieczenia swoich roszczeń wekslami czy w inny sposób.

Natomiast dla małych i średnich firm otwiera się nowa, coraz bardziej popularna alternatywa w postaci arbitrażu online. Aby z niego skorzystać, wystarczy wprowadzić do umów zapis arbitrażowy. W zamian firmy zyskują spore możliwości. Arbitraż bowiem legalna metoda pozwalająca ominąć sądy państwowe w procedurze egzekwowania zaległych faktur.” – mówi Robert Szczepanek.

Arbitraż online oferuje między innymi Sąd Arbitrażowy przy Konfederacji Lewiatan, OAC czy też powstały ostatnio Sąd Arbitrażowy ENOiK. Największy sąd arbitrażowy online w Polsce, działający na platformie Ultima RATIO., rozpoznaje rocznie już ponad 1000 spraw i szczyci się bardzo krótkim, bo zaledwie 22-dniowym średnim czasem trwania postępowań. Rozpoznaje przede wszystkim sprawy z umów budowlanych, umów pożyczek i umów najmu. Wartości spraw wahają się od 2.000 do nawet 500 000 złotych. Postępowania prowadzą niezależni, doświadczeni arbitrzy gospodarczy. Zgodnie z art. 1212 Kpc, wyroki sądów arbitrażowych mają moc prawną wyroków sądów państwowych po nadaniu im klauzuli wykonalności przez sądy apelacyjne. Można je więc oddawać do komorników.


„Z analiz klientów wynika, że firmy korzystające z arbitrażu online mogą kierować sprawy do komorników już po 4-5 miesiącach od powstania zadłużenia. Bierze się to stąd, że do czasu trwania sprawy arbitrażowej online należy jeszcze doliczyć czas trwania postępowania o nadanie wyrokowi klauzuli wykonalności. Tak czy inaczej szanse na odzyskanie zaległości znacznie rosną. Pamiętajmy, że firmy dochodzący swoich praw „tradycyjnymi” sposobami po 4 miesiącach są bowiem z reguły dopiero na etapie grożenia dłużnikom kancelariami prawnymi.”podsumowuje Robert Szczepanek.

Aby podpisać umowę, która umożliwia arbitraż online i przyśpiesza windykację, należy znaleźć w jej treści zapis mówiący o tym, który sąd jest właściwy do rozpoznania sporów z niej wynikających i wskazać wybrany sąd arbitrażowy. Sugerowane teksty takich zapisów można znaleźć na stronach internetowych poszczególnych sądów. Zapisy takie pojawiają się w umowach coraz częściej. Strony wiedzą, że w razie konfliktu ułatwi to jego rozstrzygnięcie w ekspresowym tempie.

Autor: Robert Szczepanek, założyciel Ultima RATIO, platformy arbitrażowej online działającej przy Stowarzyszeniu Notariuszy Rzeczypospolitej Polskiej.


materiał prasowy

GUS z raportem o pracujących w gospodarce narodowej w Polsce w kwietniu 2024 r.

markus-spiske-484245-unsplash
Główny Urząd Statystyczny (GUS) z raportem o pracujących w gospodarce narodowej w Polsce w kwietniu 2024 r.

Jak podaje GUS, na ostatni dzień kwietnia 2024 r. w gospodarce narodowej było 15088,2 tys. pracujących. Średnia wieku i mediana wieku pracujących w gospodarce narodowej były zbliżone. Średnia wieku wyniosła 42,7 roku, mediana wieku 42,0 lata.

Główny Urząd Statystyczny zachęca do zapoznania się z tablicami, które przedstawiają szerszy zakres danych oraz infografiką a także informacją o zmianach w metodyce badania.

Źródło: GUS.

Hedging tarczą dla przedsiębiorców?

Okoora_hedging
Transakcje forward, dywersyfikacja sieci dostawców i sprzedaży czy elastyczny model cenowy – te narzędzia mogą pomóc małym i średnim przedsiębiorstwom utrzymać się na rynku lub zachować zyski w przypadku niepewnej i zmiennej sytuacji rynkowej. Wszystko w ramach hedgingu, czyli strategii zarządzania ryzykiem. Jak wprowadzić te narzędzia do swojej firmy?

Choć obecnie polski złoty utrzymuje się na stosunkowo stabilnym poziomie względem dolara (1 USD = 3,86 PLN), a wpływ decyzji Fed o obniżeniu stóp procentowych był w dużej mierze tymczasowy, wahania kursu będą zwiększać się wraz ze zbliżającymi się wyborami w USA (po zwycięstwie Trumpa w wyborach w 2016 r. dolar umocnił się o 8 proc. w stosunku do złotego w ciągu kilku tygodni) Ryzyko związane z wahaniami kursów walut to jednak tylko jeden z przykładów wyzwań stojących przed polskimi MŚP.
Według raportu Global Business Monitor z 2023 r. głównymi wyzwaniami, jakie dostrzegali przed sobą mali i średni przedsiębiorcy w Polsce, były inflacja (70 proc.), ceny energii i surowców (59 proc.) oraz niepewne otoczenie (38 proc.). Znaczenie miał też konflikt w Ukrainie, który u ponad połowy z nich spowodował wzrost kosztów. Zdaniem 26 proc. przedstawicieli MŚP wpływ na firmy miała także związana z tym zmienność kursów walut, a 21 proc. deklarowało, że wpłynęło to na ich łańcuchy dostaw – 18 proc. firm potwierdziło, że w ciągu ostatnich 12 miesięcy przynajmniej jeden z ich dostawców ogłosił stan upadłości. Jak zminimalizować negatywne skutki zmian, których nie da się uniknąć?

Rozproszenie działań sposobem na zmniejszenie ryzyka

Jedną z opcji jest hedging — zespół strategii stosowanych w celu zmniejszenia lub złagodzenia ryzyka niekorzystnych zmian cen aktywów finansowych. W skrócie – przy niepowodzeniu jednej inwestycji, druga ograniczy stratę lub pozwoli uzyskać zysk.
Hedging doskonale sprawdza się nie tylko w przypadku dużych firm, ale także jako sposób niwelowania ryzyka prowadzenia działalności wśród MŚP.

– Hedging to rozwiązanie bardzo podobny do ubezpieczenia – w obu przypadkach są to strategie zarządzania ryzykiem zaprojektowane w celu ochrony przed potencjalnymi stratami. Podobnie jak ubezpieczenie polega na opłaceniu składki w celu zabezpieczenia się przed określonym ryzykiem, tak i hedging działa na zasadzie wykorzystania instrumentów finansowych do zniwelowania potencjalnych strat wynikających z niekorzystnych zmian cen, zapewniając w ten sposób stabilność finansową. Oba zapewniają siatkę bezpieczeństwa i wiążą się z określonymi kosztami, choć poprzez różne mechanizmy – tłumaczy Benjamin Avraham, CEO Okoora, fintechu ułatwiającego firmom zarządzanie międzywalutowymi transakcjami, w tym hedging walutowy.

Ryzyka, o których mowa, to np. wzrost cen surowców, wahania kursów walut w odniesieniu zarówno do zakupu, sprzedaży.

– Jedną z najważniejszych zasad skutecznego hedgingu jest unikanie natychmiastowych reakcji na wahania rynku. Czasami są one konieczne, ale gdy większość działań z zakresu zarządzania ryzykiem opiera się na takich reakcjach, lepiej się zatrzymać i dokonać ponownej oceny. Tego typu zasady powinny zostać uwzględnione w spójnej polityce zarządzania ryzykiem, aby ułatwić proces decyzyjny w nieprzewidzianych, nagłych sytuacjach. W kontekście hedgindu walutowego warto wziąć pod uwagę np. o naturalne zabezpieczenie, czyli równoważenie aktywów i pasywów w tej samej walucie poprzez bieżącą działalność operacyjną, a nie poprzez wykorzystanie instrumentów finansowych. – radzi Benjamin Avraham, CEO fintechu Okoora.

Okoora to fintech ułatwiający firmom planowanie i zarządzanie międzywalutowymi transakcjami. Operuje 100 walutami i zapewnia działalność 24/7. Z platformy korzysta 20 tys. klientów, którzy tylko w 2023 roku zaoszczędzili dzięki niej 3 mld dolarów. W tym roku firma trafiła na listę “World’s Top Fintechs 2024” według CNBC. W Polsce została oficjalnym partnerem Mapy Polskiego Fintechu 2024.

Benjamin Avraham to założyciel i dyrektor Okoora. Wcześniej przez 20 lat kierował firmą zarządzającą ryzykiem finansowym Ofakim Group. Doradzał dużym firmom i instytucjom rządowym w zakresie transakcji i sposobów minimalizowania ich ekspozycji na ryzyko, w tym międzywalutowe.

Źródło: Okoora [fragment artykułu]
materiał prasowy

Chałas i Wspólnicy: Wpływ powodzi na wykonanie świadczeń umownych

mari-helin-tuominen-38313-unsplash
Powódź może prowadzić do częściowej lub całkowitej niemożności wykonania świadczenia umownego. W sytuacji gdy wykonanie świadczenia stało się niemożliwe, na skutek powodzi, wówczas zobowiązany do wykonania świadczenia (dłużnik) zostaje zwolniony z jego realizacji i nie może domagać się świadczenia wzajemnego. Jeżeli jednak dłużnik już otrzymał świadczenie wzajemne, wówczas jest zobowiązany do jego zwrotu zgodnie z przepisami o bezpodstawnym wzbogaceniu.  Świadczenie jest uznawane za niemożliwe, gdy żadna osoba, nie tylko sam dłużnik, nie jest w stanie go zrealizować [1]. 

Przykład: Została zawarta umowa na pomalowanie ścian w mieszkaniu, określony został termin rozpoczęcia prac i została udzielona zaliczka na poczet wykonania usługi. Następnie, przed ustalonym terminem rozpoczęcia malowania mieszkania, nastąpiła powódź, w wyniku której budynek, w którym znajdowało się mieszkanie uległ zniszczeniu. Umowa wygasła, a otrzymana zaliczka powinna zostać zwrócona.
Natomiast, gdy powódź uniemożliwiła realizację części świadczenia, wówczas zobowiązany do wykonania świadczenia (dłużnik) traci prawo do odpowiedniej części wzajemnego świadczenia.

[1] Wyrok Sądu Najwyższego z dnia 8 maja 2002 r., sygn. akt III CKN 1015/99, LEX nr 55497; Wyrok Sądu Najwyższego z dnia 15 listopada 2013 r., sygn. akt V CSK 500/12, LEX nr 1425057

[fragment artykułu]
Autor: Radca Prawny Zbigniew Cieślak, Kancelaria Prawna Chałas i Wspólnicy
materiał prasowy

Ekspert Iron Mountain Polska o bankach spółdzielczych w obliczu złożonych regulacji prawnych

piątek
Instytucje finansowe muszą nieustannie dostosowywać się do wymogów regulacyjnych. Ustawa o rachunkowości i ustawa AML pełnią kluczowe role w tym aspekcie, lecz ich zawiłości potrafią stanowić wyzwanie, zwłaszcza dla podmiotów o lokalnym charakterze, takich jak banki spółdzielcze. Decentralizacja, ograniczone zasoby czy mniejsza automatyzacja to tylko niektóre z czynników wpływających na efektywność ich działalności.

Ustawa o rachunkowości i ustawa o przeciwdziałaniu praniu pieniędzy oraz finansowaniu terroryzmu (tzw. ustawa AML) pełnią kluczowe role w funkcjonowaniu polskiego systemu finansowego. Pierwsza z nich koncentruje się na sprawozdawczości, druga zaś skupia się na przeciwdziałaniu nadużyciom finansowym i ochronie przed ryzykiem związanym z przestępczością. Choć obydwie ustawy oddziałują na funkcjonowanie sektora bankowości, dotyczą one różnych aspektów jego działalności.

Zgodnie z przepisami ustawy o rachunkowości, banki są zobowiązane do prowadzenia ksiąg rachunkowych, sporządzania rzetelnych sprawozdań finansowych oraz przestrzegania zasad dotyczących kontroli wewnętrznych. Jednocześnie ustawa AML nakazuje zapobieganie praniu pieniędzy i finansowaniu terroryzmu, weryfikację tożsamości Klientów, monitorowanie transakcji czy zgłaszanie podejrzanych działań. Mimo że regulowane sfery uzupełniają się, kwestią, która pozostaje niespójna jest przechowywanie dokumentacji, m.in. kasowej. Choć obydwie regulacje nakazują jej 5-letni okres składowania, według ustawy o rachunkowości powinien on być liczony od początku roku następującego po roku obrotowym, którego dotyczą dokumenty. Ustawa ALM przyjmuje zaś, że okres ten zaczyna się wraz z dniem zakończenia relacji z Klientem bądź przeprowadzenia transakcji, która nie jest kwalifikowana jako stała współpraca.

Sektor bankowy musi być ściśle uregulowany, niemniej jednak przepisy, które nie są klarowne, stanowią dodatkowe wyzwanie. Zarówno banki komercyjne, jak i spółdzielcze, stoją przed problemem interpretacji tych zasad, dlatego konsultacja z firmami zewnętrznymi pozwala spojrzeć na problem z wielu perspektyw i zapewnić zgodność działań z przepisami, czyli tzw. compliance – podkreśla Krzysztof Piątek, Business Development Manager w Iron Mountain Polska.

1 Sytuacja banków spółdzielczych i zrzeszających po IV kwartale 2023 r., Urząd Komisji Nadzoru Finansowego, 2023

Źródło: Iron Mountain Polska [fragment raportu]
materiał prasowy

Ponad 77 proc. Polaków twierdzi, że ma odłożone pieniądze na „czarną godzinę”

liczenie-zl
Zgodnie z wynikami najnowszego sondażu, obecnie 77,4% Polaków w wieku 18-35 lat posiada mniejsze lub większe oszczędności na tzw. czarną godzinę. Uczestnicy specjalnego badania mogli wskazać jeden z kilkunastu przedziałów kwotowych, zaczynając od sumy poniżej 500 zł, a kończąc na wartości powyżej 10 tys. zł. I najwięcej ankietowanych wybrało ten najwyższy zakres. Okazało się też, że środkami przekraczającymi 10 tys. zł częściej dysponują mężczyźni niż kobiety. Głównie mają je osoby z wyższym wykształceniem, zarabiające ponad 9 tys. zł i mieszkające w największych polskich miastach. Natomiast 12,3% badanych nie posiada żadnych oszczędności. Wśród nich przeważają kobiety.

Raport pt. „Jak młodzi Polacy oszczędzają na czarną godzinę?” wskazuje, jaki poziom oszczędności na tzw. czarną godzinę mają rodacy w wieku 18-35 lat. Uczestnicy sondażu mieli do wyboru 13 przedziałów (od „poniżej 500 zł” do „powyżej 10 tys. zł”). Najczęściej wybieraną odpowiedzią przez respondentów była kwota powyżej 10 tys. zł – 17,1%. Natomiast 12,3% ankietowanych nic nie zaoszczędziło, a 10,4% nie pamięta, czy odłożyło jakieś pieniądze. Dr Monika Kwiecińska-Zdrenka z Katedry Ekologii Społecznej w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu zwraca uwagę na to, że analizując rozkład danych, należałoby uwzględnić, w jakim momencie życia znajdują się respondenci. Uczniowie i studenci inaczej planują swoje wydatki niż młodzi dorośli, którzy prowadzą samodzielnie gospodarstwo domowe.

– Brak planowania własnych finansów i zabezpieczenia mógłby niepokoić wyłącznie w przypadku tej ostatniej grupy. Natomiast i w tej kwestii nie jest to zaskoczenie. Młodzi ludzie coraz później osiągają samodzielność finansową. Wydłuża się okres kształcenia. Wiele osób podejmuje studia i kończy je z opóźnieniem, np. wskutek nietrafionych wyborów. Oznacza to wejście na rynek pracy później niż w pokoleniu ich rodziców. Ponadto niskie wynagrodzenia coraz częściej prowadzą do dłuższego zamieszkiwania z rodzicami. Według danych GUS z 2018 roku, aż 33% osób w wieku 25-34 lat to tzw. gniazdownicy, którzy mieszkają z rodzicami, nie są w związku małżeńskim i nie mają dzieci – wyjaśnia dr Kwiecińska-Zdrenka.

Jak wynika z tego samego badania GUS, 60% ww. gniazdowników nie posiadało żadnego dochodu lub zarabiało średnio miesięcznie poniżej stawki minimalnej, która w 2018 roku wynosiła 2100 zł. Dr Wojciech Duranowski, ekonomista z Uniwersytetu Opolskiego, zaznacza, że jakkolwiek nawyk oszczędzania w młodym wieku jest istotny, to warto pamiętać o badaniach noblisty Abhijita Banerjee, który wykazał, iż niekiedy oszczędzanie wcale nie jest najlepszym wyborem.

– Szczególnie dotyczy to sytuacji, kiedy spodziewamy się skokowego wzrostu zarobków w przyszłości, np. z inwestycji w edukację. W tym wypadku lepiej, by student medycyny, informatyki czy ekonomii wydał pieniądze na dobrą stancję i pożywienie, aby po studiach sobie odbić te wydatki wielokrotnie. Mówię to w pewnym oderwaniu od tego, że omawiane wyniki są w jakimś sensie pokłosiem niskiej wagi, jaką przykłada się w Polsce do edukacji ekonomicznej młodzieży – nie tylko w szkołach, ale i w domu – dodaje dr Duranowski.

Z kolei Łukasz Zieliński, jeden ze współautorów raportu z SYNO Poland, zauważa, że dominujące we wskazaniach 10 tys. zł to duże pieniądze, ale należy spojrzeć na to przez pryzmat wieku. W ocenie eksperta, fakt, że 17% populacji w omawianej grupie wiekowej ma odłożone pieniądze w takiej kwocie, może świadczyć o tym, iż z reguły są to osoby, które najlepiej zarabiają (najczęściej powyżej 9 tys. zł) i mieszkają w dużych miastach. Natomiast dr Duranowski zauważa, że w przypadku kwoty powyżej 10 tys. zł nie wiemy, o jakich oszczędnościach dokładnie jest mowa. Może to być zarówno 11 tys. zł, jak i 600 tys. zł.

– Dla porównania, przeciętnie w USA generacja Z ma oszczędności wynoszące ok. 6,4 tys. dol. Myślę, że mimo wszystko ta grupa osób jest w dobrej sytuacji, bo stworzyła w młodym wieku mechanizmy oszczędzania, a jak wiemy z teorii procentu składanego, oszczędności zaczynają mocno rosnąć w późniejszym wieku, jeśli są mądrze inwestowane, a nie leżą na koncie lub w szufladzie – przypomina ekspert z Uniwersytetu Opolskiego.

Częściej kobiety niż mężczyźni nie posiadają żadnych oszczędności. Ponadto mówią o tym głównie osoby z miesięcznymi dochodami netto w przedziale 1000-2999 zł, z wykształceniem podstawowym lub gimnazjalnym i z miast liczących od 50 tys. do 99 tys. mieszkańców. Takimi wskazaniami nie jest zdziwiony Sebastian Sajnóg, starszy analityk z zespołu makroekonomii Polskiego Instytutu Ekonomicznego. Zauważa, że osoby z tej grupy najpewniej zarobione pieniądze przeznaczają na bieżące wydatki, a niewielkie dochody nie dają im możliwości odłożenia pieniędzy na tzw. czarną godzinę.

– Osoby, które zarabiają poniżej średniej krajowej, nawet jeśli żyją w mniejszych miejscowościach, właściwie nie mają szans na zaoszczędzenie jakiejkolwiek kwoty, ponieważ koszty życia są na tyle wysokie, że trudno coś odłożyć. I właściwie dopóki nie znajdą lepszej pracy, to nic nie zachowają na czarną godzinę. Do tego rodacy z niższym wykształceniem mogą pewnych rzeczy i zdarzeń życiowych odpowiednio nie przewidywać. Dlatego też ich wewnętrzna potrzeba w kwestii odkładania pieniędzy może być na niższym poziomie niż pozostałej części populacji – tłumaczy ekspert z SYNO Poland.

Do tego z badania wynika, że częściej nie pamiętają poziomu swoich oszczędności kobiety niż mężczyźni. Aż 32,9% w tej grupie stanowią osoby, które nie chcą ujawniać wysokości swoich dochodów. – Z dużym prawdopodobieństwem wstydzą się one braku takich zasobów i wielkości zarobków. Dlatego nie chcą o tym w ogóle mówić. Jednocześnie możliwe jest, że w ww. grupie ankietowanych są bardzo majętne osoby, które wolą nie informować nikogo o swoim stanie posiadania, w tym o poziomie dochodów i zakresie oszczędności – komentuje Łukasz Zieliński.

Dalej w zestawieniu widzimy deklarację oszczędności poniżej 500 zł – 10%, 500-1000 zł – 7,3%, 2000-3000 zł – 5,9%, 5000-6000 tys. zł – również 5,9%, a także 1500-2000 tys. zł – 5,8%. Jak wskazuje dr Monika Kwiecińska-Zdrenka, o takim rozłożeniu odpowiedzi decydują niewielkie możliwości odkładania pieniędzy. Do tego dochodzi zmiana systemu wartości.

– Młodzi ludzie poszukują sposobów na wartościowe życie poza pracą, co pociąga za sobą m.in wydatki na samorozwój, podróże i hobby. Poszukują też substytutów nieosiągalnej dla nich wyższej pozycji społecznej. Robią np. zakupy na raty i z odroczoną płatnością. Dla części osób zapewne powodem jest – niefrasobliwe z perspektywy starszych dorosłych – przekonanie o własnej nieśmiertelności. Część młodych może też uważać, że nie ma powodu, żeby oszczędzać na coś, co jest mało prawdopodobne – uzupełnia ekspertka z UMK w Toruniu.

Najmniej wskazań w badaniu miał przedział 8000-9000 tys. zł. Zaledwie 0,7% respondentów wybrało tę możliwość. Jak stwierdza dr Wojciech Duranowski, najważniejsze jest, że zdecydowana większość młodych ludzi posiada jakiekolwiek oszczędności, a to, czy ktoś w wieku 20 lat ma do dyspozycji 6 tys. zł czy 8 tys. zł, jest naprawdę kwestią drugorzędną.

– W mojej ocenie, ważniejsza jest świadomość znaczenia oszczędzania i gotowość inwestowania, np. w kursy i edukację, tak aby w przyszłości zarabiać znacznie więcej. Już XIX-wieczny amerykański biznesmen P. T. Barnum, jeżdżąc po USA, zauważył, że nie sztuką jest oszczędzać na świeczkach, których dzieci potrzebują do wieczornej nauki. To raptem kilka dolarów, a zaprzepaszczenie edukacji to utrata wysokich zarobków właściwie przez całe życie – podsumowuje dr Duranowski.

(MN, Wrzesień 2024 r.)

materiał prasowy
© MondayNews Polska | Wszelkie prawa zastrzeżone.

Dane MF: W I półroczu 2024 r. urzędnicy ujawnili ponad 140 tys. fikcyjnych faktur na 4,3 mld złotych

faktura-split
Z danych Ministerstwa Finansów wynika, że w pierwszej połowie br. wykryto 140,5 tys. fikcyjnych faktur. To aż o 102,6% więcej niż w analogicznym okresie ub.r. Eksperci komentujący ww. dane są zaskoczeni tak dużym wzrostem, choć – ich zdaniem – samo wykrycie tego procederu nie ma zbytniego wpływu na budżet. Nie oznacza to przecież skutecznego wyegzekwowania zobowiązań. Do tego znawcy tematu wskazują, że ww. wynik może być efektem lepszej analityki i wzmożonej aktywności kontrolnej organów podatkowych. Natomiast wartość fikcyjnych faktur w pierwszym półroczu br. wyniosła 4,25 mld zł i była o 23,5% większa niż rok wcześniej. Doradcy podatkowi spodziewają się, że z powodu słabej kondycji finansowej wielu firm w Polsce przybędzie tego rodzaju oszustw.

Jak podaje Ministerstwo Finansów, w wyniku kontroli Krajowej Administracji Skarbowej, w pierwszym półroczu 2024 r. wykryto w sumie ponad 140,5 tys. fikcyjnych faktur. W analogicznym okresie ubiegłego roku ujawniono ich 69,4 tys. Oznacza to spory wzrost w relacji rocznej, bo aż o 102,6%.

– Wzrost fikcyjnych faktur jest zastanawiający. Przynajmniej do niedawna istniało przekonanie o rosnącej skuteczności wykrywania oszustw VAT, co działa zniechęcająco na osoby gotowe do takiego procederu. Zwalczanie tego było dla poprzedniej ekipy rządzącej naczelnym hasłem politycznym. Można więc wnioskować, że oszuści uznali, iż szczelność systemu VAT nie jest już priorytetem dla rządu – ocenia Jerzy Martini, doradca podatkowy z Kancelarii MartiniTAX.

Ekspert podkreśla jednocześnie, że zastopowanie Krajowego Systemu e-Faktur mogło również być odebrane jako zapowiedź zmiany priorytetów władzy. To może po części tłumaczyć tak wysoki wzrost liczby zakwestionowanych faktur.

– Każda zmiana władzy wiąże się z przetasowaniami w kierownictwie jednostek KAS. Nie jest wykluczone, że w tym okresie były one dodatkowo zmotywowane, by uzyskać pozytywną ocenę ich pracy. Jeśli taka sytuacja miała miejsce, to należałoby ją negatywnie ocenić. Świadczyłoby to o tym, że celem działania organów podatkowych jest poprawienie statystyk – podkreśla Marek Niczyporuk, radca prawny i doradca podatkowy z kancelarii prawno-podatkowej Ars Aequi.

Do tego mec. Marek Niczyporuk dodaje, że nie wiązałby jednak liczby kontroli ze skutecznością działań. Raczej należałoby ją mierzyć statystykami egzekucji należności i zaległości podatkowych. Zdaniem eksperta, wykrywanie większej liczby nieprawidłowości świadczy o tym, że ryzyko ich istnienia jest uznawane za duże.

– Rzadko ustala się rzeczywistych sprawców przestępstw podatkowych i pozbawia się korzyści z nich wynikających. Z reguły najsurowsze konsekwencje ponoszą podatnicy przypadkowo zaangażowani w transakcje. Zdaje się obowiązywać zasada, że organy wszczynają kontrole i postępowania tylko u tych podatników, u których przeprowadzenie procedur i ściągnięcie podatków będzie najłatwiejsze. Takie działanie raczej nie ma nic wspólnego z uszczelnianiem systemu podatkowego – mówi mec. Niczyporuk.

Z kolei Bartosz Czerwiński, partner w Zespole Postępowań Podatkowych i Sądowych w Dziale Doradztwa Podatkowego firmy EY Polska, podkreśla, że większa wykrywalność oszustw w VAT wiąże się z powrotem organów podatkowych do kontrolowania tego obszaru rozliczeń. Od ostatniego kwartału 2023 roku widać wzmożoną aktywność organów podatkowych w tym zakresie. Ich celem może być znalezienie odpowiedzi na rosnącą rok do roku lukę VAT.

– Organy podatkowe z sukcesem wykorzystują swoje możliwości weryfikacji podmiotów i zbierania materiału dowodowego. Wykorzystanie szerokiego wachlarza narzędzi służących do poszukiwania dowodów ułatwia inicjację ich działań nawet wobec niczego nieświadomego podatnika i w przypadku coraz mniej zauważalnych kwot – komentuje ekspert z EY Polska.

Choć dane resortu finansów wskazują na wysoki wzrost liczby fikcyjnych faktur, to w przypadku ich wartości takiego skoku już nie widać. W pierwszym półroczu wyniosła ona 4,25 mld zł brutto, czyli o 23,5% więcej niż w analogicznym okresie 2023 r. Dysproporcję w stosunku do wzrostu liczby faktur eksperci tłumaczą tym, że pomiędzy wykryciem fikcyjnego dokumentu, a rzeczywistym wpływem ustalonych uszczupleń do budżetu jest zasadnicza różnica.

– Ustalenia NIK pokazują wprost, że wykrywanie nieprawidłowości w niewielkim stopniu przyczynia się do zwiększenia wpływów do budżetu. Statystyki ściągalności zaległości podatkowych są kompromitujące, a organizowanie karuzeli podatkowych wciąż wiąże się z niskim ryzykiem poniesienia konsekwencji – stwierdza ekspert z kancelarii prawno-podatkowej Ars Aequi.

Ponadto Bartosz Czerwiński zwraca uwagę na to, że o ile czynności związane z realizacją zwrotów VAT dotyczą zazwyczaj bieżących okresów, o tyle kontrole podatkowe mogą sięgać nawet 5 lat wstecz – na ten moment w odniesieniu do rozliczeń od grudnia 2018 roku. Ekspert nie upatrywałby więc przyczyny wzrostu liczby wykrywanych przestępstw fakturowych w poszerzaniu się szarej strefy np. w odpowiedzi na inflację czy kryzys ekonomiczny, co raczej w lepszej analityce i wzmożonej aktywności kontrolnej organów podatkowych.

– Niestety trudna sytuacja finansowa przedsiębiorców stanowi motywację do dokonywania działań, które w normalnych okolicznościach nie miałyby w ogóle miejsca. Wiedzieliśmy już, że np. podmioty upadające stosunkowo często tworzyły element karuzeli VAT-owskich. Jeśli nie poprawi się sytuacja koniunkturalna, to skala oszustw faktycznie może się zwiększyć – ostrzega Jerzy Martini.

Zgodnie z przewidywaniami ekspertów, liczba wykrytych nieprawidłowości będzie dalej rosnąć. Niemniej nie ma to, jak widać, większego znaczenia dla budżetu państwa. Do tego mec. Marek Niczyporuk nie miałby nic przeciwko, gdyby organy podatkowe np. wykrywały dwa razy mniej uszczupleń, ale żeby egzekwowały co najmniej dwa razy więcej w ramach egzekucji.

– Wyłącznie poprawienie skuteczności egzekucji oraz rzeczywistego ścigania przestępców podatkowych a nie przypadkowych uczestników przyczyni się do zmniejszenia ogólnej liczby prób nadużyć. Wykrywając więcej nieprawidłowości i jednocześnie nie ściągając tych zaległości, państwo okazuje swoją słabość, a nie siłę – zauważa ekspert z Ars Aequi.

Podsumowując, Bartosz Czerwiński z EY Polska wskazuje, że odpowiedzią rzetelnych podatników w takich realiach powinno być wprowadzenie i stosowanie kompleksowej procedury weryfikacji kontrahentów, która pomaga identyfikować i wyeliminowywać ryzyka związane z ewentualnymi zarzutami świadomości udziału w procederze czy niedochowaniu należytej staranności kupieckiej. Wewnętrzne procedury powinny być również audytowane i cyklicznie aktualizowane, uwzględniając ewoluujące się orzecznictwo sądów krajowych i europejskich.


(MN, Wrzesień 2024 r.)

materiał prasowy
© MondayNews Polska | Wszelkie prawa zastrzeżone.

Wskaźniki cen towarów i usług konsumpcyjnych w sierpniu 2024 roku wg GUS

helloquence-61189-unsplash
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował raport o nazwie „Wskaźniki cen towarów i usług konsumpcyjnych w sierpniu 2024 roku”.

Jak informuje GUS, ceny towarów i usług konsumpcyjnych w sierpniu 2024 r. w porównaniu z analogicznym miesiącem ub. roku wzrosły o 4,3% (przy wzroście cen usług – o 6,2% i towarów – o 3,6%). Ponadto Główny Urząd Statystyczny informuje, że w stosunku do poprzedniego miesiąca ceny towarów i usług wzrosły o 0,1% (w tym usług – o 0,6%, przy spadku cen towarów – o 0,1%).

Źródło: GUS.

GUS: Obroty towarowe handlu zagranicznego ogółem i według krajów

ibrahim-rifath-789914-unsplash
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował komunikat o tytule „Obroty towarowe handlu zagranicznego ogółem i według krajów w okresie styczeń-lipiec 2024 roku”.

Jak czytamy w raporcie Głównego Urzędu Statystycznego, obroty towarowe handlu zagranicznego[1] w styczniu – lipcu 2024 r. wyniosły w cenach bieżących 875,3 mld PLN w eksporcie oraz 859,0 mld PLN w imporcie. Dodatnie saldo ukształtowało się na poziomie 16,3 mld PLN. Z kolei w analogicznym okresie 2023 roku wyniosło 33,3 mld PLN. W porównaniu z analogicznym okresem 2023 roku eksport spadł o 8,8 %, a import o 7,3 %.
Pełna treść raportu dostępna jest na oficjalnej stronie internetowej GUS.

 UWAGA. Ze względu na zaokrąglenia danych, w niektórych przypadkach sumy składników mogą się nieznacznie różnić od podanych wielkości „ogółem”.

[1] Zbiór danych o obrotach handlu zagranicznego ma charakter otwarty. Dane publikowane wcześniej są korygowane lub uzupełniane w miarę napływu zgłoszeń INTRASTAT oraz celnych.

Źródło: GUS.

Innowacyjne technologie w budowie i modernizacji torowisk kolejowych i tramwajowych

rawpixel-com-603645-unsplash
Infrastruktura kolejowa i tramwajowa odgrywają ważną rolę w codziennym funkcjonowaniu miast i regionów w całym kraju. Aby sprostać rosnącym wymaganiom przewozowym oraz poprawić efektywność transportu, niezbędna jest modernizacja oraz budowa nowych odcinków torów i torowisk. Odpowiedzią na te wyzwania są innowacyjne technologie, które rewolucjonizują budownictwo kolejowe i tramwajowe w Polsce.

Innowacyjne technologie w modernizacji infrastruktury szynowej

Nowe technologie stają się nieodłącznym elementem budownictwa – również w obszarze infrastruktury szynowej. W modernizacji torów i torowisk kolejowych i tramwajowych coraz częściej wykorzystuje się innowacyjne rozwiązania, które mają odpowiadać na problemy i wyzwania związane z rosnącym obciążeniem taboru, wzrostem liczby pasażerów i większymi wymaganiami w zakresie komfortu jazdy i bezpieczeństwa.

Jednym z takich rozwiązań jest technologia MONOLITH, czyli innowacyjny sposób przytwierdzania szyn tramwajowych w kanałach szynowych płyty betonowej. Wykorzystywane w niej profile przyczynowe RCS® zapewniają niezależną pracę szyny pod obciążeniem, a także stanowią izolację przeciw upływom prądów błądzących.

Innym rozwiązaniem, które przekłada się na poprawę jakości i wydajności infrastruktury tramwajowej, jest system szyn w otulinie TINES® TRAM ERS. System skutecznie przenosi obciążenia od pojazdów szynowych, a także tłumi drgania i hałas.

Warto wspomnieć też o zaawansowanych systemach służących do kontrolowania stanu technicznego torowisk. Innowacyjne technologie umożliwiają bieżące monitorowanie parametrów takich jak zużycie szyn, deformacje czy stabilność torowiska. Analiza tych danych w czasie rzeczywistym pozwala na szybkie reagowanie na potencjalne problemy, co minimalizuje ryzyko poważnych awarii.

Nowoczesne materiały budowlane = gwarancja trwałości

W budowie i modernizacji torowisk kolejowych i tramwajowych coraz częściej wykorzystuje nowoczesne materiały budowlane, które znacząco zwiększają trwałość i wytrzymałość infrastruktury. Do takich materiałów należą m.in. elastomery poliuretanowe – mówi Justyna Piątek, rzeczniczka prasowa firmy Tormel. – To tworzywa polimerowe, stosowane w systemach ciągłego lub punktowego, sprężystego przytwierdzania szyn. Wykazują znakomitą przyczepność do stalowych i betonowych elementów, są trwałe i elastyczne, dzięki czemu doskonale kompensują drgania i zmiany temperatury, a także skutecznie tłumią drgania i redukują hałas. Co więcej, tworzą trwałą barierę ochronną, która zapobiega wnikaniu wody i szkodliwych substancji chemicznych, wydłużając żywotność torowisk. – dodaje.

Ekologia na torach

O ekologii i zrównoważonym rozwoju mówi się dziś wiele – również w kontekście budowy i modernizacji torów i torowisk. Coraz częściej stosuje się rozwiązania minimalizujące negatywny wpływ transportu szynowego na środowisko, takie jak recykling materiałów budowlanych, systemy odzyskiwania energii oraz nowoczesne systemy zarządzania odpadami. Pojawiają się tzw. zielone torowiska, które nie tylko poprawiają estetykę przestrzeni miejskiej, ale także zmniejszają hałas i korzystnie wpływają na mikroklimat.

Nowoczesna zajezdnia tramwajowa w Poznaniu

Innowacyjne prace modernizacyjne nie ominęły torowisk w Poznaniu. Oddana do użytku w 1980 roku zajezdnia tramwajowa Forteczna pełni ważną funkcję w poznańskiej infrastrukturze komunikacyjnej. Przez lata była świadkiem rozwoju i zmian w komunikacji miejskiej, obsługując coraz większą liczbę tramwajów oraz pasażerów. Z biegiem czasu infrastruktura zajezdni zaczęła wymagać gruntownego remontu, aby sprostać współczesnym wymaganiom technologicznym i ekologicznym. Wykonawca, firma Tormel, stosując innowacyjne rozwiązania, wdrożył zaawansowane technologie oraz zrównoważone materiały, co oznacza przeprowadzanie prac remontowych w sposób efektywny, przyjazny dla środowiska i dostosowany do najnowszych standardów branżowych.

Remont zajezdni Forteczna to kompleksowy projekt, który obejmuje m.in. wymianę nawierzchni torowej, a także wymianę napędów zwrotnic najazdowych i doposażenie istniejących napędów. Pojawią się nowoczesne stanowiska techniczne, które umożliwią sprawną i bezpieczną obsługę pojazdów – wyjaśnia rzeczniczka prasowa z Tormel. – Zmodernizowane torowiska będą lepiej przystosowane do obsługi nowoczesnych tramwajów, co przyczyni się do zwiększenia efektywności zajezdni.

Modernizacja zajezdni Forteczna w Poznaniu jest częścią kompleksowego programu unowocześniania infrastruktury transportu szynowego w całej Polsce. Wykorzystywanie innowacyjnych technologii w budownictwie torów oraz torowisk to krok w kierunku bardziej efektywnego, bezpiecznego, ekologicznego i dostosowanego do potrzeb dynamicznie rozwijających się miast transportu. Inwestycje w nowoczesne rozwiązania podnoszą jakość usług transportowych, co bezpośrednio wpływa na komfort życia w miastach oraz zrównoważony rozwój całego kraju.

Źródło: Tormel
materiał prasowy

Wyniki finansowe instytucji kultury w 1 półroczu 2024 roku wg GUS

ibrahim-rifath-789914-unsplash
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował raport o nazwie „Wyniki finansowe instytucji kultury w 1 półroczu 2024 roku”.

Jak informuje GUS, w pierwszych 6 miesiącach 2024 r. wyniki finansowe instytucji kultury wzrosły w porównaniu z uzyskanymi w analogicznym okresie poprzedniego roku. Przychody ogółem wzrosły w tym czasie o 17,1%, koszty ogółem wzrosły o 16,8%, a nakłady inwestycyjne zmniejszyły się o 13,0%.
Przychody ogółem instytucji kultury w pierwszym półroczu 2024 r. były wyższe o 17,1% od osiągniętych rok wcześniej i wyniosły 7 937,4 mln zł. W strukturze przychodów 92,4% stanowiły przychody netto ze sprzedaży produktów, towarów i materiałów, 7,3% – pozostałe przychody operacyjne, a 0,3% – przychody finansowe. Prawie 25% wszystkich przychodów instytucji kultury stanowiły przychody ogółem podmiotów zlokalizowanych w województwie mazowieckim. – czytamy w raporcie Głównego Urzędu Statystycznego.

Źródło: GUS.

GUS: Informacja o podmiotach gospodarki narodowej wpisanych do rejestru REGON

helloquence-61189-unsplash
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował informację o podmiotach gospodarki narodowej wpisanych do rejestru REGON. 

Jest to raport za sierpień 2024 roku. Jak czytamy w informacji opublikowanej przez GUS, według stanu na koniec sierpnia 2024 roku do rejestru REGON wpisanych było 5 257,9 tys. podmiotów gospodarki narodowej. W sierpniu tego roku zarejestrowanych zostało 28,5 tys. nowych podmiotów tj. o 9,4% mniej niż miesiąc wcześniej.
W porównaniu do poprzedniego miesiąca w sierpniu spadła liczba nowo zarejestrowanych podmiotów (o 9,4%). Spadek został odnotowany dla spółek handlowych (o 11,9%) oraz osób fizycznych prowadzących działalność gospodarczą (o 8,8%). Odnotowany został wzrost w porównaniu do poprzedniego miesiąca dla spółek cywilnych (o 2,0%). – podsumowuje Główny Urząd Statystyczny.

Źródło: GUS.

Gospodarka: Dynamika wzrostu cen nie odpuszcza

zakup-owocow
Ceny w sklepach z miesiąca na miesiąc są coraz wyższe. Widać to po odczytach rynkowych. W sierpniu br. codziennie zakupy zdrożały o 4,3% rdr. Największe wzrosty zanotowały napoje bezalkoholowe oraz słodycze i desery. Ale widać też mocne przetasowanie wśród najbardziej drożejących kategorii. Szczególnie może niepokoić to, że w sezonie letnim w czołówce znalazły się owoce i warzywa, które w dużej mierze wpłynęły na ogólny wynik. I jak dodają eksperci, winna temu była głównie panująca susza. W TOP5 znalazła się też chemia gospodarcza. Do tego analiza ponad 86 tys. cen detalicznych wykazała, że wzrost cen nie ominął zaledwie jednej spośród 17 obserwowanych kategorii. I były to tym razem artykuły sypkie.

Drożyzna nie odpuszcza

Jak donosi najnowszy raport pt. „Indeks Cen w Sklepach Detalicznych”, w sierpniu br. codzienne zakupy zdrożały rok do roku o 4,3%. To większy wzrost rdr. niż zanotowany w lipcu – o prawie 4%, w czerwcu – o przeszło 3%, a także w maju – o blisko 3%. Dynamika podwyżek cen sukcesywnie idzie w górę. Każdy wynik został obliczony wg tej samej metodologii. Ostatnio sprawdzono przeszło 86 tys. cen detalicznych z ponad 40 tys. sklepów należących do 61 sieci handlowych. Analizą objęto oferty wszystkich na rynku dyskontów, hipermarketów, supermarketów, sieci convenience oraz cash&carry.

– Po powrocie podstawowej stawki VAT na wybraną żywność i wraz ze związanym z tym wzrostem cen na półkach sklepowych, siła nabywcza Polaków z każdym miesiącem coraz bardziej słabnie. Ziszcza się scenariusz, w którym to klienci ponoszą koszt tej operacji, pomimo wstępnych deklaracji sieci handlowych, iż tak się nie stanie. Ponadto kształtowanie się cen w sklepach jest mocno zdeterminowane przez rosnące koszty produkcji, płace oraz koszty energii i paliw – komentuje dr Robert Orpych z Uniwersytetu WSB Merito.

Po raz drugi z rzędu najbardziej podrożały napoje bezalkoholowe – w sierpniu o ponad 10% rdr. Lipcowa podwyżka była jednak większa, bo wyniosła blisko 16% rdr. – O utrzymaniu pierwszego miejsca w rankingu zadecydował popyt na napoje w wyjątkowo upalnym czasie. Nie pomógł nawet spadek cen cukru. Przyszłość może zaskoczyć. Jeśli nie dopiszą buraki cukrowe i ww. składnik zdrożeje, to napoje znowu pójdą w górę, nawet przy niższych temperaturach powietrza – ostrzega dr Maria Andrzej Faliński, były dyrektor generalny POHiD-u.

Z trzeciego miejsca w lipcu na drugie w sierpniu spadły słodycze i desery, chociaż zdrożały tak samo mocno, jak poprzednio, czyli o ponad 9 rdr. – Presja kosztowa zmusza producentów słodyczy do utrzymywania podwyżek cen. Wynika ona z wciąż wysokich cen kakao i cukru. W kolejnych miesiącach słodycze i desery powinny drożeć wolniej, biorąc pod uwagę uwidaczniający się trend spadkowy cen ww. surowców i coraz większy opór konsumentów – przekonuje Jakub Jakubczak, Starszy Analityk Sektora Food&Agri w Banku BNP Paribas.

Przetasowania na szczycie

Widać też wyraźne przetasowania w TOP5. Na trzecim miejscu pojawiły się owoce, które poprzednio nie należały do liderów podwyżek cen, a w sierpniu zdrożały rdr. o ponad 9%. – Ten rok jest nietypowy ze względu na pogodę. Wegetacja była przyspieszona i niektóre owoce wcześniej się skończyły. Przedłużające się upały szkodzą uprawom, a część produktów trzeba już importować z odleglejszych krajów, bo wyprzedały się na najbliższych rynkach. Rekordowe temperatury szkodzą zbiorom na całym świecie – tłumaczy dr Piotr Arak, główny ekonomista VeloBanku.

W TOP5 pojawiły się też warzywa, które w lipcu i w czerwcu taniały. Ostatnio podrożały rdr. o ponad 6%. – Wcześniejsze doniesienia sugerowały, że susza nie miała wyraźnego wpływu na zbiory krajowych warzyw. Dlatego – jak to zwykle w lecie bywa – ich ceny spadały. W sierpniu jednak warzywa zaczęły mocno drożeć. Jak widać, dotknęła je susza, która nadal trwa. Oznacza to perspektywę dalszego wzrostu cen – zapowiada Marcin Luziński, ekonomista z Santander Bank Polska.

Nie jest zaskoczeniem, że chemia gospodarcza zamyka TOP5 ze wzrostem o ponad 5% rdr. W lipcu była czwarta w rankingu z większą podwyżką, bo o blisko 9% rdr. – Tempo wzrostu cen produktów z tej kategorii wyraźnie spada, ale to raczej chwilowa sytuacja. Rosnące ceny energii i gazu podniosą koszty produkcji i samych zakupów w sklepach – przewiduje dr Artur Fiks z Uniwersytetu WSB Merito.

Natomiast pieczywo straciło swoją wcześniejszą, piątą pozycję w TOP5. W sierpniu podrożało o ponad 5% rdr. i uplasowało się na szóstym miejscu. – Koszt zakupu pieczywa wynika głównie z cen energii i surowców, w tym mąki. Pierwszy z tych czynników jest pod nieustającą presją, a drugi pozostaje w miarę stabilny. Jednak na rynkach ogólnie panuje duża niepewność, ze względu na sytuację w Ukrainie, warunki pogodowe oraz same koszty energii i nawozów. Dlatego cena pieczywa raz idzie w górę, a raz – w dół – mówi dr inż. Anna Motylska-Kuźma z Uniwersytetu Dolnośląskiego DSW.

Prawie wszystko na plusie

Dalej w rankingu widać ryby, mięso i nabiał ze wzrostami o ponad 4% rdr. Wędliny podrożały rdr. o blisko 4%, używki (tj. herbata, kawa, piwo i wódka) – o prawie 3%, art. dla dzieci – o ponad 2%, a środki higieny osobistej – o niecałe 2% rdr. Z kolei o 1,5% rdr. skoczyły ceny karmy dla zwierząt, która jeszcze w lipcu była na minusie.

– Ogromny, zeszłoroczny wzrost cen spowodował, że obecnie widzimy realne wyhamowanie podwyżek rdr. w wielu kategoriach. Dotyczy to np. art. higienicznych i karm dla zwierząt. Względną stabilność mogły zachwiać zmiany opłat za energię w lipcu, ale póki co efekt ten nie jest mocno odczuwalny. Z kolei ceny produktów dla najmłodszych ustabilizowały się, po wysokich skokach z początku roku, związanych ze zwiększeniem świadczenia wypłacanego na dzieci – stwierdza dr inż. Motylska-Kuźma.

Pod koniec zestawienia są dodatki spożywcze ze wzrostem mniejszym niż 1% rdr. Jeszcze w lipcu były drugie w rankingu drożyzny. Wówczas podrożały o ponad 11% rdr. – Żywienie poza domem w czasie wakacji spowodowało spadek zakupu przypraw oraz sosów. Upały też nie sprzyjały przygotowywaniu potraw, a drożyzna i marna jakość owoców – robieniu zapraw i konfitur. Popyt może drgnąć jesienią i wtedy ceny nieco wzrosną, ale boomu i podwyżek nie spodziewajmy się. To będzie minimalny ruch cenowy – prognozuje dr Faliński.

Natomiast najmniej podrożały tłuszcze, bo o 0,4% rdr. Jednak ta kategoria bardzo długo była na minusie. Ostatni, lipcowy spadek przekraczał 8% rdr. – Spadkowa tendencja na rynku tłuszczów zakończyła się, czego zresztą spodziewałem się. Słabsze zbiory rzepaku w Europie oznaczają presję na wzrost cen. Będzie ona częściowo równoważona lepszymi wynikami produkcji innych roślin oleistych w Ameryce, ale warto też pamiętać o bardzo słabych zbiorach oliwek, które sprawiają, że oliwa jest jednym z najszybciej drożejących produktów spożywczych – analizuje Marcin Luziński.

Reasumując, na 17 obserwowanych kategorii już 16 rdr. podrożało, a tylko jedna potaniała. W poprzednich trzech miesiącach za każdym razem 13 segmentów było na plusie, a 4 trzymały się na minusie. W sierpniu ujemny wynik zanotowały tylko produkty sypkie (m.in. cukier, mąką i sól). Potaniały o prawie 4% rdr. – Wkrótce sytuacja może ulec radykalnej zmianie, bo plony zbóż i roślin zmaleją w niektórych regionach świata przez anomalie pogodowe. Nawet produkty, których nie dotkną problemy z podażą, mogą szybko drożeć, bo będą traktowane jako substytuty najbardziej niedostępnych i drożejących artykułów – podsumowuje dr Artur Fiks z Uniwersytetu WSB Merito.

(MN, Wrzesień 2024 r.)

© MondayNews Polska | Wszelkie prawa zastrzeżone.
materiał prasowy

Tips&Tricks na Black Friday od IdoSell

BlackFriday
Mimo spowolnienia gospodarczego i presji inflacyjnej prognozy przedstawiają dalszy wzrost branży e-commerce, co obrazują wyniki najnowszego raportu firmy Strategy&1. Polacy coraz chętniej wykorzystują Black Friday jako najlepszy moment na oszczędności przy zakupach świątecznych. Przeciętna rodzina mieszkająca w kraju nad Wisłą ma coraz większe dochody, jednak wydatki rosną nieproporcjonalnie do wzrostu wynagrodzeń. Black Friday jest z ich perspektywy świetną okazją na kupno prezentów w korzystnych cenach, dzięki czemu pojawia się przestrzeń na zwiększenie obrotów w branży e-commerce. Chcąc w pełni wykorzystać potencjał tego święta e-handlu sprzedawcy powinni zadbać o zapewnienie odpowiedniego zaplecza technologicznego oraz usprawnienie ścieżki zakupowej klienta w swoich sklepach internetowych.

Okres wielu promocji związanych z Black Friday trwa od jednego dnia (piątku), do całego tygodnia, a nawet miesiąca, w zależności od sklepu i oferowanych produktów. W związku z tym coraz więcej e-sklepów już parę miesięcy wcześniej planuje i przygotowuje się na Black Friday tak, aby w tym czasie mieć jak największe zyski. Warto jednak zauważyć, że obsłużenie ogromnego ruchu na stronie i jednoczesne zapewnienie stabilności e-sklepu podczas takich peaków sprzedażowych, może być wyzwaniem pod kątem technologicznym. Oficjalny sklep z gadżetami WOŚP – Siemashop, borykał się z podobnym problemem. W grudniu i styczniu ten sklep internetowy odnotowuje największą sprzedaż. Kulminacyjnym momentem jest również finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Niestety witryna ta nie była w stanie sprostać wzmożonemu ruchowi klientów na stronie kumulującego się w krótkim okresie. Przez to ograniczała możliwość zakupu przedmiotów sygnowanych logo inicjatywy i finalnie wsparcia fundacji – z tego powodu sklep zdecydował się na migrację do IdoSell.

„Bardzo ważnym elementem przygotowania swojego sklepu internetowego do okresu wzmożonych zakupów jest wybranie sprawdzonego partnera technologicznego, który zagwarantuje że witryna pozwoli przyjąć wzmożony ruch w krótkim czasie i nie ograniczy sprzedaży. Współpraca Siemashop z IdoSell umożliwiła bezawaryjną obsługę tysięcy zamówień, które w grudniu i styczniu zostały złożone w e-sklepie w związku z Finałem WOŚP w 2024 r. Warto podkreślić, że SiemaShop w momentach szczytowego ruchu przyjmował kilkaset zamówień na minutę, zapewniając przy tym regularną synchronizację danych z wewnętrznymi systemami klienta. E-sklepy współpracujące z IdoSell, mają gwarancję niezawodności i dostępności usługi przez ponad 99,99% czasu. SLA, czyli dostępność sklepów internetowych założonych na naszej platformie od wielu lat nie spada poniżej 99,97%. W praktyce oznacza to, że sklepy internetowe mogą być niedostępne najwyżej przez kilka sekund w ciągu dnia” – komentuje Michał Dmitrowicz Szef Marketingu w firmie IdoSell, która należy do portfolio IAI.

Planując działania promocyjne przed świętem e-handlu, sprzedawcy nie mogą zapomnieć o odpowiedniej strategii, która obejmie zarówno działania marketingowe, jak i usprawnienie samego procesu sprzedaży. Jedną z kluczowych aktywności jest zapewnienie ruchu w witrynie, przy użyciu reklam w Google czy na marketplace oraz przez newslettery, dzięki którym sprzedawca może bez dodatkowych kosztów poinformować swoich klientów o aktualnych promocjach. Ważne jest stworzenie takiej formy mailingu, która będzie interesująca i przyciągnie uwagę odbiorcy. Warto zauważyć, że kupowanie ruchu przed świętem e-handlu może być skutecznym sposobem na zwiększenie widoczności witryny, jednak należy monitorować stany magazynowe na bieżąco. W sytuacji, gdy konsument chce kupić produkt, który widział na banerze, a nie może tego zrobić, ponieważ towar nie jest dostępny – sprzedawca „wyrzuca pieniądze w błoto”. Podobnie w przypadku gdy klient dodał już produkty do koszyka, jednak nie doszło do finalizacji zakupu, ponieważ pojawił się problem techniczny na stronie lub proces płatności nie był dopasowany do jego preferencji.

Przygotowując sklep internetowy do okresu promocji – i w konsekwencji wzmożonego ruchu na stronie – warto zadbać o budowanie pozytywnych doświadczeń klientów. Usprawnić proces zakupowy, przeanalizować kwestie możliwości wyboru metody płatności oraz dostawy. Dodatkowo należy uwzględnić proaktywne wsparcie klienta poprzez czat lub zainstalowanie odpowiednich wtyczek z asystentem zakupowym opartym o AI. Pomocne może być również przygotowanie FAQ, dzięki któremu potencjalny kupujący, który nie przepada za bezpośrednią komunikacją, może sam znaleźć odpowiedź na nurtujące go pytania.

W przypadku wielu sklepów internetowych Black Friday to czas największych zysków. Jednak wraz z możliwościami pojawiają się wyzwania, takie jak zarządzanie zwiększonym ruchem na stronie, obsługa lawinowo rosnących zamówień, zarządzanie zapasami czy niesfinalizowanie zakupu przez klienta. Dlatego nie należy lekceważyć odpowiedniego przygotowania do tego okresu i zweryfikować rozwiązania w praktyce odpowiednio wcześniej.

1 Źródło: https://www.strategyand.pwc.com/pl/pl/publikacje/2024/e-commerce-w-polsce.html

Autor: Grupa IAI
Źródło: GRUPA ITBC COMMUNICATION.

GUS opublikował informację nt rozkładu wynagrodzeń w gospodarce narodowej

volkan-olmez-73767-unsplash
GUS (Główny Urząd Statystyczny)opublikował informację nt rozkładu wynagrodzeń w gospodarce narodowej w styczniu 2024 roku.

Jak informuje GUS, jedną z miar odzwierciedlających złożoność i zmienność sytuacji na rynku pracy są wynagrodzenia zatrudnionych. Mając na względzie rosnące potrzeby informacyjne w tym zakresie, GUS wprowadził nowe badanie Rozkład wynagrodzeń w gospodarce narodowej, które obejmuje pełną zbiorowość zatrudnionych otrzymujących wynagrodzenie.

Zaletą nowego badania jest możliwość prezentowania danych zarówno o przeciętnym wynagrodzeniu i medianie wynagrodzeń z uwzględnieniem płci, wieku zatrudnionych, wielkości podmiotu, sekcji PKD oraz miejsca zamieszkania i miejsca siedziby podmiotu. Dane przedstawione w niniejszym opracowaniu, podobnie jak wszystkie dane o wynagrodzeniach publikowane przez GUS, są prezentowane w ujęciu brutto i przeliczane na pełny etat. – podsumowuje Główny Urząd Statystyczny.

Źródło: GUS.

Dynamika wzrostów cen w sklepach sukcesywnie idzie w górę

rawpixel-670711-unsplashDynamika wzrostów cen sukcesywnie idzie w górę, co widać z każdym kolejnym miesiącem. W sierpniu codziennie zakupy zdrożały o 4,3% rdr. Tym razem na 17 kategorii już prawie wszystkie, oprócz jednej, były na plusie. Analiza ponad 86 tys. cen detalicznych wykazała też, że ponownie na szczycie drożyzny znalazły się napoje bezalkoholowe z podwyżką rdr. na poziomie 10,2%, jak również słodycze i desery – 9,3%. Ale poza tym widać mocne przetasowania wśród najbardziej drożejących kategorii. Dołączyły do nich – nietypowo jak na sezon letni – owoce i warzywa. Podrożały odpowiednio o 9,1% i 6,3% rdr. TOP5 zamknęła chemia gospodarcza z wynikiem 5,3% rdr. Ponadto zdrożały nawet tłuszcze, które miesiącami były na minusie. Ujemny wynik zanotowały tylko art. sypkie – 3,9% rdr.

Jak wynika z najnowszego raportu UCE RESEARCH i Uniwersytetu WSB Merito pt. „INDEKS CEN W SKLEPACH DETALICZNYCH”, w sierpniu br. codzienne zakupy zdrożały średnio o 4,3% rdr. W lipcu wzrost rdr. – wyliczony wg tej samej metodologii – wyniósł 3,9%, a w czerwcu – 3,1%. Zatem dynamika podwyżek cen wciąż idzie w górę. Do tego ostatnio na 17 monitorowanych kategorii już 16 rdr. podrożało, a tylko jedna potaniała. W poprzednich trzech miesiącach za każdym razem 13 segmentów było na plusie, a 4 trzymały się na minusie.

– Z każdym miesiącem nasza siła nabywcza słabnie. Wynika to głównie z powrotu podstawowej stawki VAT na wybraną żywność. Ponadto kształtowanie się cen w sklepach jest mocno zdeterminowane przez rosnące koszty produkcji, płace oraz ceny energii i paliw – mówi dr Robert Orpych z Uniwersytetu WSB Merito.

W sierpniu br. po raz drugi z rzędu najbardziej podrożały napoje bezalkoholowe – tym razem o 10,2% rdr. Poprzednia podwyżka wyniosła 15,6% rdr. – Upalne lato zwiększyło popyt na napoje. Producenci i sprzedawcy to wykorzystali, wiedząc, że klient będzie chciał przede wszystkim ugasić pragnienie, a nie analizować ceny. To właśnie pogoda w połączeniu ze wzrostem kosztów produkcji zdecydują o tym, jak będą zachowywały się ceny napojów bezalkoholowych w kolejnych miesiącach – komentuje dr Artur Fiks z Uniwersytetu WSB Merito.

Na drugiej pozycji są słodycze i desery, które poprzednio były na trzecim miejscu w rankingu drożyzny. Niemniej w sierpniu zdrożały tak samo mocno, jak w lipcu, czyli o 9,3 rdr. – Ta kategoria już od dłuższego czasu jest pod presją cenową, ze względu na drogie surowce, w tym m.in. kakao, a także energochłonność procesu produkcyjnego – stwierdza dr inż. Anna Motylska-Kuźma z Uniwersytetu Dolnośląskiego DSW.

O ile dwie pierwsze kategorie nie są zaskoczeniem, o tyle na dalszych pozycjach widać wyraźne przetasowania. W TOP3 pojawiły się owoce ze wzrostem rdr. o 9,1%, a poprzednio były poza TOP5. Dla porównania, w lipcu podrożały rdr. o 3,8%. – Wiosenne przymrozki oraz letnie upały, ulewy, podtopienia i gradobicia zniszczyły uprawy. To zmniejszyło podaż i zwiększyło koszty produkcji, co z kolei podbiło cenę końcową. Wzrośnie ona jeszcze szczególnie w IV kwartale 2024 roku i I kw. 2025 roku – analizuje dr inż. Anna Motylska-Kuźma.

Kolejną „nowością” w TOP5 są warzywa, które poprzednio były nawet poza TOP10. Ostatnio podrożały rdr. o 6,3%, a miesiąc wcześniej potaniały o 5,6% rdr. W czerwcu też były na minusie. – W lecie zwykle warzywa i owoce są tanie, ale w tym roku znalazły się wśród najbardziej drożejących kategorii. Dla rolników miesiące upałów, braku opadów i suszy, z relatywnie częstymi gradobiciami, oznaczają straty w uprawach – uważa dr Robert Orpych. Do tego eksperci z UCE RESEARCH dodają, że w czasie wakacji same sieci handlowe nie były zbyt skłonne do oferowania promocji na ww. kategorie, stąd też ogólnie regularne ceny musiały iść w górę.

Na piątym miejscu w rankingu znalazła się chemia gospodarcza ze wzrostem o 5,3% rdr. W lipcu była czwarta w zestawieniu z podwyżką rdr. o 8,7%. – Tempo wzrostu cen produktów z tej kategorii wyraźnie spada. Jednak ta sytuacja raczej nie utrzyma się długo. Podwyżki cen energii i gazu mogą podnieść koszty produkcji i zakupów w sklepach – ostrzega dr Artur Fiks.

Z TOP5 na szóstą pozycję spadło pieczywo. W sierpniu podrożało rdr. o 5,2%, a miesiąc wcześniej – o 6,4% rdr. I wówczas było na piątym miejscu. – Koszt zakupu pieczywa wynika głównie z cen energii i surowców, w tym mąki. Pierwszy z tych czynników jest pod nieustającą presją, a drugi pozostaje w miarę stabilny. Jednak na rynkach ogólnie panuje duża niepewność, ze względu na sytuację w Ukrainie, warunki pogodowe oraz same koszty energii i nawozów. Dlatego cena pieczywa raz idzie w górę, a raz – w dół – zauważa dr inż. Anna Motylska-Kuźma.

Na plusie widać ponadto ryby ze wzrostem rdr. na poziomie 4,4% rdr. (poprzednio – 2,8% rdr.), mięso 4,2% rdr. (miesiąc wcześniej – 2,2% rdr.), a także wędliny – 3,6% rdr. (wcześniej 2,3%). – Koszty produkcji mięsa i wędlin w lecie mogą być niższe dzięki dostępowi do pastwisk i tańszej paszy. Ale tylko nieznacznie zredukowało to wzrost cen produktów wynikający z podwyżki opłat za prąd i gaz – zwraca uwagę dr Artur Fiks.

W sierpniu podrożał też nabiał – o 4,1% rdr. (w lipcu – o 3,6% rdr.). Wśród drożejących kategorii widać również używki (tj. herbatę, kawę, piwo i wódkę) z podwyżką na poziomie 2,6% rdr. (poprzednio – 1% rdr.), art. dla dzieci – 2,2% rdr. (3,5% rdr.), a także środki higieny osobistej – 1,7% rdr. (miesiąc wcześniej – 6,2% rdr.). Ponadto karmy dla zwierząt zdrożały o 1,5% rdr. W lipcu były na 0,5% minusie rdr.

– W przypadku wielu kategorii, w tym m.in. art. higienicznych i karm, mamy do czynienia z efektem bazy. Ogromny, zeszłoroczny wzrost cen spowodował, że obecnie widzimy realne wyhamowanie podwyżek rdr. Względną stabilność mogły zachwiać zmiany opłat za energię w lipcu, ale póki co efekt ten nie jest mocno odczuwalny. Z kolei ceny art. dla najmłodszych weszły na poziom akceptowalny dla społeczeństwa, po wysokich skokach z początku roku, związanych ze zwiększeniem świadczenia wypłacanego na dzieci – tłumaczy ekspertka z Uniwersytetu Dolnośląskiego DSW.

Dalej w zestawieniu są dodatki spożywcze ze wzrostem rdr. o 0,6%. Jeszcze w lipcu były drugie w rankingu drożyzny. Wówczas podrożały o 11,2% rdr. – Dynamika wzrostu cen drastycznie wyhamowała. Wygląda na to, że producenci i sprzedawcy już w lipcu wkalkulowali wzrost opłat za gaz i energię elektryczną w ceny dodatków spożywczych. Ograniczenie tempa wzrostu cen ma zapewne zmniejszyć ryzyko spadku popytu na produkty z tej kategorii – wyjaśnia dr Artur Fiks.

Najmniej podrożały tłuszcze, bo o 0,4% rdr. Jednak tutaj trzeba zwrócić uwagę na to, że ta kategoria bardzo długo była na minusie. Ostatni, lipcowy spadek wyniósł 8,1% rdr. – Sierpniowy wynik traktowałbym jako lekkie odchylenie od ogólnego trendu, które nie zmieni malejącego kierunku. Tłuszcze przez lata mocno drożały. Po osiągnięciu punktu szczytowego sytuacja zaczęła się stabilizować – przekonuje dr Robert Orpych.

Na minusie są tylko produkty sypkie (m.in. cukier, mąką i sól). Potaniały o 3,9% rdr. Miesiąc wcześniej zanotowały spadek o 7,4% rdr. – Wkrótce sytuacja może ulec radykalnej zmianie, bo plony zbóż i roślin zmaleją w niektórych regionach świata przez anomalie pogodowe. Nawet produkty, których nie dotkną problemy pogodowe, mogą szybko drożeć, bo będą traktowane jako substytuty najbardziej drożejących artykułów – podsumowuje dr Artur Fiks z Uniwersytetu WSB Merito.

Opis metody badawczej

Dane pochodzą z cyklicznego raportu pt. „INDEKS CEN W SKLEPACH DETALICZNYCH” (powstającego co miesiąc od blisko 7 lat), autorstwa UCE RESEARCH i Uniwersytetu WSB Merito (dawniej Wyższych Szkół Bankowych). Analiza pokazuje średnią wartość cenową, notowaną miesiąc do miesiąca i rok do roku. W najnowszej odsłonie porównano wyniki z sierpnia 2024 r. i z analogicznego okresu 2023 r. Dotyczyło to 17 kategorii i ponad 100 najczęściej wybieranych przez konsumentów produktów codziennego użytku. Łącznie zestawiono ze sobą przeszło 86 tys. cen detalicznych z ponad 40,3 tys. sklepów należących do 61 sieci handlowych. Badaniem objęto wszystkie na rynku dyskonty, hipermarkety, supermarkety, sieci convenience oraz cash&carry docierające ze swoją ofertą do większości konsumentów w Polsce.

Uwaga! Autorzy badania zastrzegają, że powyższa analiza nie może być traktowana jako pomiar wzrostu lub spadku ogólnego poziomu inflacji.

Źródło: UCE GROUP LTD. / materiał prasowy

GUS: Wskaźniki cen producentów usług związanych z obsługą działalności gospodarczej za drugi kwartał 2024 roku

scott-graham-OQMZwNd3ThU-unsplash
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował raport „Wskaźniki cen producentów usług związanych z obsługą działalności gospodarczej za drugi kwartał 2024 roku”.

Jest to raport za drugi kwartał bieżącego roku, który został przygotowany przez GUS. Jak czytamy w raporcie, w drugim kwartale 2024 r. ceny producentów usług związanych z obsługą działalności gospodarczej w stosunku do poprzedniego kwartału wzrosły o 1,0%. W porównaniu do 2 kwartału 2023 r. wzrost wyniósł 5,2%.
Informacja została opublikowana na oficjalnej stronie internetowej Głównego Urzędu Statystycznego.

Źródło: GUS.

Dane z ZUS: W Polsce rośnie liczba cudzoziemców zgłoszonych do ubezpieczenia emerytalnego i rentowego

adeolu-eletu-38649-unsplash
Na koniec pierwszego półrocza br. liczba osób, które w zgłoszeniu do ubezpieczenia emerytalnego i rentowego podały obywatelstwo inne niż polskie, zbliżyła się do 1,2 mln. To o 6% więcej niż rok wcześniej, kiedy było ich niemal 1,1 mln. 59,8% w tej grupie stanowili mężczyźni, a 40,2% – kobiety. A jeśli chodzi o narodowość, to zdecydowanie dominowali Ukraińcy. Liczba zgłoszeń osób z takim obywatelstwem wyniosła 771,2 tys. Wzrost rdr. był na poziomie 3%. Tak wynika z najnowszych danych Zakładu Ubezpieczeń Społecznych.

Jak podaje Zakład Ubezpieczeń Społecznych (ZUS), liczba osób, które w zgłoszeniu do ubezpieczenia emerytalnego i rentowego podały obywatelstwo inne niż polskie, wyniosła niemal 1,2 mln. Taki stan zanotowano 30 czerwca br. Oznacza to w ujęciu rocznym wzrost o 6%. W 2023 r. takich obcokrajowców było 1,1 mln. Równocześnie z danych wynika, że 59,8% w tej grupie obecnie stanowią mężczyźni (693,3 tys.), a 40,2% – kobiety (466,7 tys.). Rok wcześniej sytuacja wyglądała inaczej. Mężczyzn było 40,6% (443,7 tys.), a kobiet – 59,4% (650,4 tys.).

– Pandemia uświadomiła cudzoziemcom zatrudnionym na czarno, że potrzebne jest im ubezpieczenie zdrowotne i ta świadomość się utrzymuje. Popyt na pracę rośnie i będzie się zwiększał z uwagi na wskaźniki demograficzne – mówi adwokat Joanna Torbé-Jacko, ekspertka Business Centre Club ds. prawa pracy i ubezpieczeń społecznych i przewodnicząca Komisji ds. Polityki Migracyjnej.

Z kolei dr hab. Magdalena Knapińska z Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu zauważa, że wzrost liczby zgłoszonych do ubezpieczenia emerytalnego i rentowego może być wynikiem nie tylko napływu imigrantów, ale również zmian w charakterze umów o świadczenie pracy. Coraz częściej bowiem z umów o dzieło imigranci po prostu przechodzą na umowy o pracę. Podobnego zdania jest radca prawny Adrian Parol, który jednocześnie dodaje, że na rynku od jakiegoś czasu widać też, iż sami pracodawcy „wymuszają” lub – jak kto woli – twardo proponują zmianę formy zatrudnienia. Chcą bowiem bardziej związać ze sobą pracownika.

– Równocześnie mamy do czynienia z podejmowaniem legalnego zatrudnienia, zamiast pracy na czarno – wskazuje ekspertka z Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu. – Sama liczba nieco ponad 1,1 mln osób stanowi jednak około 6,25% wszystkich pracujących w Polsce. To nie jest wysokim i zatrważającym wskaźnikiem – przyznaje dr hab. Magdalena Knapińska.

Joanna Torbé-Jacko zauważa jednocześnie, że choć liczba cudzoziemców ubezpieczonych rośnie, trudno uznać to jednak za sukces. Dane pokazywane przez ZUS nie oznaczają dobrych wiadomości, ponieważ wielu z zatrudnionych z innym niż polskie obywatelstwem zgłaszanych jest do ubezpieczenia wyłącznie, aby uzyskać prawo do świadczeń od zaniżonych podstaw.

– Potrzebne są nam, na gruncie ubezpieczeń społecznych, wieloaspektowe działania resortu pracy, których obecnie brakuje. Firmy legalnie zatrudniające cudzoziemców i ubezpieczające ich od pełnych przychodów są niszczone przez te, które ubezpieczenie zaniżają. A wszyscy razem pokazywani są optymistycznie w jednych statystykach – podkreśla ekspertka BCC.

Do tego mec. Adrian Parol zauważa, że najliczniejszą grupą ubezpieczonych, którzy w zgłoszeniu do ubezpieczenia emerytalnego i rentowego podali obywatelstwo inne niż polskie, są osoby z paszportem ukraińskim. To nie jest wielkim zaskoczeniem. Według stanu z 30 czerwca 2024 roku, było ich 771,2 tys. To o 3% więcej niż rok wcześniej, kiedy ta liczba wynosiła 748,4 tys.

– Z uwagi na trwającą w Ukrainie wojnę, liczba uchodźców zwiększa się stopniowo, choć oczywiście nie ma tak znacznego charakteru, jak w roku rozpoczęcia wojny. Informacje medialne o wyjazdach Ukraińców z Polski pojawiają się przez jakiś czas w przestrzeni medialnej, ale na razie nie mają odzwierciedlenia w rzeczywistości – wskazuje Andrzej Drozd z Polsko-Ukraińskiej Izby Gospodarczej.

Ekspert zwraca też uwagę na to, że Ukraińcy wybierają Polskę ze względu na odległość od ojczystego kraju. Do tego podobieństwo języka i więzy łączące nasze kraje sprawiają, iż mimo relatywnie wyższych zarobków w innych krajach, Polska pozostaje atrakcyjnym miejscem dla obywateli Ukrainy. Znaczenie ma nasza polityka migracyjna. Z kolei mec. Adrian Parol dodaje, że Ukraińcy czują się w naszym kraju wyjątkowo bezpiecznie, co wielokrotnie podkreślają choćby sami politycy. Głównie chodzi o to, jaka jest ogólna narracja wobec Ukrainy w Polsce. Dlatego też ta atmosfera jest dla nich ważnym i przekonywującym aspektem.

– Prawdopodobnie może to być też efektem legalizacji zatrudnienia Ukraińców, którzy jednak decydują się pozostać na polskim rynku pracy nieco dłużej i podejmują ją w oparciu o umowę o pracę. Wiążą się nieco bardziej trwale z naszym rynkiem pracy. Widoki na koniec wojny są dość odległe, więc zwyczajnie podejmują zatrudnienie na dłuższy okres – komentuje dr hab. Magdalena Knapińska.

Jednocześnie ekspertka z Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu przyznaje, że rośnie emigracja i imigracja między Polską i Ukrainą. Obserwowane są duże, dynamiczne ruchy wahadłowe ludności ukraińskiej. Sprzyjają im zaostrzenia przepisów wyjazdowych dotyczących mężczyzn czy medyków z Ukrainy, co dodatkowo skłania ich do podjęcia pracy w Polsce na stałe.

– Należy pamiętać także o stosunkowo wysokiej liczbie obywateli Białorusi oraz krajów trzecich, których rekrutacja stała się już trwałą tendencją na polskim rynku pracy. Z uwagi na fakt, iż istnieje deficyt w tak zwanych „męskich profesjach”, rekrutacje krajów trzecich dotyczą głównie mężczyzn – stwierdza Andrzej Drozd.

Faktycznie w grupie osób z obywatelstwem ukraińskim 52,2% to mężczyźni, a 47,8% – kobiety. Rok wcześniej sytuacja wyglądała podobnie. Mężczyźni stanowili 52,3%, a kobiet było 47,7%. Zatem różnice są w zasadzie minimalne, mimo obserwowanej zmiany w strukturze przyjeżdzających do Polski osób z Ukrainy.

– Jest to struktura płci, która jest zbliżona do sytuacji w całym społeczeństwie. Wiadomo, że to są osoby w bardzo różnym wieku. W imigracji z Ukrainy dominowały po lutym 2022 kobiety i dzieci. Ale też po zaostrzeniu przepisów poboru do wojska być może część mężczyzn z Ukrainy chce tą drogą uniknąć wcielenia do armii – zauważa dr hab. Magdalena Knapińska.

Do tego Andrzej Drozd zwraca uwagę na to, że mimo wszystko duży odsetek kobiet można wytłumaczyć tym, że główna fala uchodźców z Ukrainy w 2022 r. dotyczyła kobiet z dziećmi, które potem stopniowo aktywizowały się zawodowo. Z kolei część mężczyzn po 2022 r. wyjechała z Polski bronić ojczyzny, niemniej jednak niektórzy pozostali. Dodatkowo eksperci zauważają, że sytuacja wciąż jest daleka od ideału.

– Nieprawidłowości jest mnóstwo, a przede wszystkim jest to zatrudnienie w różnych spółkach ukraińskich i obejmowanie ubezpieczeniem tylko części przychodu lub stosowanie tzw. prostej spółki akcyjnej. Ma to na celu wyłącznie pozyskanie ubezpieczenia zdrowotnego i cudzoziemcy są zgłaszani do niego, ale od bardzo niskich kwot albo nie są zgłaszani wcale – wyjaśnia Joanna Torbé-Jacko.

Komentatorzy spodziewają się jednak wzrostu zgłoszeń cudzoziemców do ZUS, co zdaniem dr hab. Magdaleny Knapińskiej, będzie efektem sezonowych wahań popytu na pracę. Trudna sytuacja wojenna w Ukrainie może spowodować dalszy napływ imigrantów. Nie można zapominać o próbach łączenia wypłaty niektórych świadczeń (800 plus itp.) z pracą zarobkową rodziców i opiekunów dzieci ukraińskich, która powinna być świadczona w Polsce, co też może podnieść poziom migracji.

– W dalszych okresach czasowych liczba osób, które zgłoszą się do ubezpieczenia emerytalnego i rentowego i podadzą obywatelstwo inne niż polskie, powinna nieznacznie wzrosnąć. Należy również uwzględnić fakt, że przeważnie cudzoziemcy wracają na rynek pracy z prac sezonowych, gdzie nie zawsze są ubezpieczeni – zwraca uwagę ekspert z Polsko-Ukraińskiej Izby Gospodarczej.

Andrzej Drozd podkreśla również, że będzie to miało miejsce, jeśli nie dojdzie do zaostrzenia działań wojennych w Ukrainie i kolejnych fal migracyjnych z tego kraju. Polska gospodarka nadal wykazuje zapotrzebowanie na pracowników zagranicznych, zwłaszcza w sektorach takich jak budownictwo, logistyka i usługi, które często zatrudniają obcokrajowców.

(MN, Wrzesień 2024 r.)

Ww. materiał jest udostępniony na zasadzie nieodpłatnej licencji.
© MondayNews Polska | materiał prasowy

Koniec 2024 roku może przynieść wzrosty cen nawet o 6-7 proc. r/r

matthew-guay-148463-unsplash
Eksperci rynkowi przewidują, że po wakacjach codzienne zakupy zdrożeją rdr. o ok. 5%. Argumentują to m.in. wzrostem inflacji, cen gazu i energii elektrycznej, a także poprawą sytuacji finansowej Polaków. Mówią też o tym, że w jakimiś stopniu wyhamuje wojna cenowa sieci handlowych, bo Polacy są nią już zmęczeni. Musi więc pojawić się na rynku coś świeżego. A jeśli to się potwierdzi, drożyzna przestanie być stopowana. Niektórzy eksperci przewidują też, że przed Bożym Narodzeniem wzrosty cen sięgną nawet 6-7% rdr. i to będzie kolejny szok dla konsumentów. Inni znawcy rynku twierdzą, że w tym okresie retailerzy nie będą mogli sobie pozwolić na tego rzędu podwyżki, bo klienci ograniczyliby świąteczne zakupy. Natomiast co do jednego panuje wyjątkowa zgodność. W sklepach będzie coraz drożej.

Od września jeszcze drożej

Od co najmniej pięciu miesięcy dynamika wzrostu cen sukcesywnie idzie w górę. Jak wynika z comiesięcznych raportów pt. „Indeks Cen w Sklepach Detalicznych”, autorstwa m.in. Uniwersytetu WSB Merito, w lipcu br. codzienne zakupy zdrożały rdr. o niecałe 4%, w czerwcu – o nieco ponad 3%, w maju – o niespełna 3%, a w kwietniu – o przeszło 2%. – Podobnie widzi to GUS, tylko bierze w tym kontekście pod uwagę nieco węższy asortyment, czyli żywność i napoje bezalkoholowe. Natomiast wyniki pierwszego raportu uwzględniają też m.in. chemię gospodarczą, art. dla dzieci i karmy dla zwierząt. Dlatego dane mogą nieco się od siebie różnić, ale niestety przynoszą ten sam wniosek. W sklepach jest coraz drożej – mówi Robert Biegaj, ekspert rynku retailowego z Grupy Offerista.

Jak zapewnia dr Maria Andrzej Faliński, były dyrektor generalny POHiD-u, dynamika wzrostu cen w sklepach dalej będzie rosła. Zdaniem eksperta, po wakacjach codzienne zakupy zdrożeją o ok. 5% rdr. – Podstawowym argumentem do tego będzie, zapowiadany w wielu firmach, kolejny wzrost wynagrodzeń Polaków. Co roku we wrześniu produkty w sklepach z reguły tanieją, bo klienci mają w portfelach mniej pieniędzy po urlopach. Jednak tym razem tak nie będzie. I przemawia za tym zdecydowana poprawa nastrojów konsumenckich – wyjaśnia dr Faliński.

Z kolei ekspert z Grupy Offerista zgadza się z tym, że jesienią ceny w sklepach mogą poszybować o ok. 5% rdr. I dodaje, że podwyżki będą również powiązane z ogólnym wzrostem inflacji, a także cen gazu i energii elektrycznej. – Zagłębiając się bardziej w temat, należy wskazać, że producenci zderzają się z dodatkowymi kosztami. A skoro problem zaczyna się na początku łańcucha dostaw, to dalej jest tylko gorzej, bo każdy gracz na rynku po kolei dokłada swoją podwyżkę, żeby przypadkiem nie stracić – zwraca uwagę ekspert.

W niektórych branżach producentom jest naprawdę bardzo ciężko, co podkreśla dr Faliński. – Wielu z nich rujnują czynniki pogodowe. Można wręcz powiedzieć, że krajowy rynek warzyw i owoców praktycznie się rozsypał. To jednak dłuższy temat, który również należałoby zgłębić. Natomiast kolejnym powodem jesienniej drożyzny w sklepach będzie odmrożony kilka miesięcy temu VAT – podkreśla ekspert.

Wojna cenowa ratuje portfele

Według Roberta Biegaja, ten ostatni czynnik ma obecnie mniejszy wpływ na kształtowanie się cen w sklepach, zwłaszcza w obliczu toczącej się wojny cenowej pomiędzy największymi dyskontami na rynku. – Bez niej byłoby jeszcze drożej. Obecnie do tej walki dołączają też hipermarkety, które próbują odbudować swoją pozycję na rynku. Ponadto zaczynają w niej uczestniczyć sieci convenience, chcące odebrać dyskontom tzw. spontanicznego klienta. Same dyskonty raczej nie wchodzą w ostrą narrację z nowymi konkurentami. Robią to w stonowany sposób, co oczywiście stopuje podwyżki cen – analizuje ekspert.

Konsumenci mogą cieszyć się z tego, że wojna cenowa w sklepach obniża ceny. Jednak – w opinii eksperta z Grupy Offerista – ta sytuacja już nie potrwa długo. – Tuż po wakacjach – szczególnie we wrześniu i w październiku – sieci handlowe będą próbowały finalnie przerzucić na konsumentów ponoszone przez dłuższy czas dodatkowe koszty. Nie będą przecież w nieskończoność ciąć marż, bo nie ma to sensu biznesowego. Retailerzy nie działają charytatywnie. Muszą sobie wszystko kalkulować i odpowiednio szybko reagować na sytuację. I to będzie czynnik kolejnego wzrostu cen – ostrzega Robert Biegaj.

Nie do końca zgadza się z tym dr Faliński, który uważa, że wojna cenowa jeszcze długo będzie trwała na rynku. – Właściwie, dopóki żaden segment nie przebije dyskontów w stosowaniu ich własnej strategii, polegającej na oferowaniu niskich cen dobrych jakościowo produktów marek własnych, nie ma mowy o zakończeniu wojny. Warto wiedzieć o tym, że ona była już przewidywana w Niemczech 30 lat temu. Teraz trudno jest wypracować lepszy sposób na przyciągnięcie klientów do sklepów – przekonuje były dyrektor generalny POHiD-u.

Odnosząc się do tak postawionej tezy, Robert Biegaj zwraca uwagę na to, że nie chodzi o całkowite zakończenie wojny, tylko o zmianę jej formy, bo konsumenci są już zmęczeni ciągłym słuchaniem, jak to jedna sieć jest tańsza od drugiej. Do tego cała operacja nieco straciła na świeżości. Ekspert jednocześnie dodaje, że z pewnością retailerzy podejmą nowe działania, bo walka na ceny – w takiej czy innej formie – musi jakoś się toczyć na rynku. Jest poniekąd wpisana w handel. Tylko nie będzie przynosić konsumentom tyle oszczędności co teraz i przez to produkty w sklepach znowu zdrożeją. W powiązaniu z rosnącą inflacją to będzie podwójne uderzenie w portfele Polaków.

Bożonarodzeniowy szok

– Trzeba też brać pod uwagę kolejny czynnik. Jeśli konsumpcja będzie rosła wraz z nastrojami zakupowymi Polaków, to wówczas sieci handlowe dodatkowo podkręcą ceny. Będą chciały przy okazji zarobić, ale też odbić sobie poprzednie słabsze okresy. Wobec tego ceny w sklepach na pewno pójdą w górę. I w grudniu może to się skończyć wzrostem cen na sklepowych półkach nawet o 6-7% rdr. Nie można też wykluczyć tego, że to będzie jeszcze większy skok – prognozuje Robert Biegaj.

Do powyższego ekspert dodaje, że w kolejnych miesiącach będzie można zauważyć rotację dynamiki wzrostu cen na różnych kategoriach. To będzie powodowało krótkoterminowe i bardziej oddalone w czasie podwyżki cen. – Będzie wyraźnie widać utrzymujący się trend wzrostowy w większości grup produktów. Producenci i sieci handlowe będą myśleć o podnoszeniu cen w taki sposób, żeby nie były to zbyt widoczne działania dla konsumenta. I będzie to rozłożone raczej w dłuższej – kilkumiesięcznej perspektywie, o ile oczywiście na rynku nie wydarzy się nic gwałtownego, co mogłoby tę sytuację jeszcze bardziej zaostrzyć – zapowiada Robert Biegaj.

Z kolei dr Faliński przewiduje, że przed Bożym Narodzeniem ceny w sklepach wzrosną znów o 5% rdr. – Jednak 5% rdr. we wrześniu to nie to samo co 5% rdr. w grudniu, gdy w sklepach odbywa się największa sprzedaż w skali roku. Konsumenci są przyzwyczajeni do określonych zakupów w tym czasie i bardziej lubią wtedy wydawać pieniądze. Ale nie mogą zbyt mocno poczuć podwyżek, bo przestaną czuć świąteczny klimat i zwyczajnie obrażą się na sklepy – argumentuje były dyrektor generalny POHiD-u.

Podsumowując, Robert Biegaj zaznacza, że oprócz krajowych czynników, wiele złego może też przynieść sytuacja na świecie. Jeżeli np. zaostrzy się konflikt w Ukrainie albo coś wydarzy się na Bliskim Wschodzie, to u nas też skomplikuje się sytuacja. I do ww. wartości niestety trzeba będzie dołożyć kilka dodatkowych procent. Podwyżki cen nie będą oczywiście takie, jak w szczycie zeszłorocznej inflacji, ale z pewnością konsumenci je odczują, gdy zacznie się zbliżać Boże Narodzenie.

(MN, Wrzesień 2024 r.)
Źródło: MondayNews Polska Sp. z o.o.

materiał prasowy

Jak skutecznie zoptymalizować działanie prądożerców?

joshua-sortino-215039-unsplash
W każdym domu znajdują się pożeracze energii, czyli urządzenia elektryczne o dużym zapotrzebowaniu na prąd. Okazuje się jednak, że działanie takich sprzętów jak pralka, lodówka, piekarnik czy telewizor można zoptymalizować. Wystarczy stosować się do kilku niezawodnych porad, by skutecznie ograniczyć zużycie energii. Z łatwością mogą z nich korzystać zarówno dorośli, jak i dzieci.

Mniejsze zużycie energii to nasza odpowiedzialność

Oszczędzanie energii to obecnie jeden z najważniejszych tematów związanych z prowadzeniem gospodarstwa domowego. E.ON chce zachęcić swoich klientów do efektywnego korzystania z energii elektrycznej. W nowej kampanii edukacyjnej „Oswoić prądożerców” po raz kolejny pokazuje, jak łatwo i skutecznie oszczędzić prąd w każdym domu.

Od lat aktywnie wspieramy naszych klientów i dzielimy się sposobami na oszczędzanie energii w domach. Zmniejszanie zużycia wymaga jednak zaangażowania wszystkich domowników, dlatego naszą tegoroczną kampanię kierujemy zarówno do dorosłych, jak i do dzieci. Chcemy zachęcić całe rodziny do wspólnych rozmów o oszczędzaniu prądu i pomóc kształtować ekologiczne nawyki już od najmłodszych lat – mówi Małgorzata Nieciecka-Sosińska, managerka marketingu B2C w E.ON Polska.

Proste porady dla całej rodziny

Ograniczenie zużycia energii elektrycznej w domu nie musi być trudne. Nie tylko dorośli, ale także dzieci mogą zaangażować się w obniżanie poboru prądu przez niektóre urządzenia. W codziennym życiu warto zwrócić szczególną uwagę na energooszczędne korzystanie z takich sprzętów jak pralka, lodówka, piekarnik, telewizor i konsola do gier. To prawdziwi prądożercy, ale w łatwy sposób możemy ich oswoić.

Jednym z największych pożeraczy prądu jest pralka. Możemy jednak zmniejszyć jej apetyt na energię nawet o 40%, jeśli będziemy prać w 30 stopniach. Podobnie jest w przypadku lodówki. Jeśli zwiększymy temperaturę w lodówce chociaż o 1 stopień, to ograniczymy jej zużycie energii o 6%. Do pieczenia też można podejść energooszczędnie. Wystarczy włączyć w piekarniku tryb termoobiegu, a zaoszczędzimy w ten sposób nawet 28% energii.

Warto zadbać również o odpowiednie użytkowanie sprzętów, z których korzystamy w czasie wolnym. Telewizor i konsola do gier to kolejne urządzenia zużywające szczególnie dużo prądu. Pobór ten można jednak okiełznać dzięki wyłączeniu ich z sieci po zakończeniu seansu czy gry. Oprócz tego w przypadku telewizora możemy też zredukować jasność obrazu o 50%, co pozwoli obniżyć zużycie prądu o 35%.

Przyjemne z pożytecznym

Poszerzanie wiedzy w zakresie efektywnego wykorzystywania energii w domu może być łatwe i przyjemne. Dzięki temu cała rodzina może zaangażować się w oswojenie prądożerców, czyli zoptymalizować działanie sprzętów pod kątem poboru prądu. 

E.ON Polska stworzył też interaktywny Kalkulator online – Szkoda Prądu. To intuicyjne i łatwe w obsłudze narzędzie odwzorowuje nasz dom w wirtualnym świecie, a następnie pozwala podejrzeć, ile energii możemy zaoszczędzić, jeśli w codziennym życiu zastosujemy się do kilku prostych porad.

Źródło: E.ON Polska.

Polacy w 7 miesięcy br. zarejestrowali o blisko 17 proc. więcej nowych osobówek niż rok wcześniej

denys-nevozhai-100695-unsplashW pierwszych siedmiu miesiącach br. liczba zarejestrowanych nowych pojazdów osobowych wzrosła o blisko 17% w porównaniu z analogicznym okresem 2023 roku. Wzrosty w poszczególnych województwach wyniosły od blisko 7% do przeszło 41% rdr. Zdecydowanie najwięcej nowych aut zarejestrowano w woj. mazowieckim, czyli przeszło 31% wszystkich w kraju. Zdaniem ekspertów, decyduje o tym liczba firm w samej Warszawie i w okolicach. Znawcy tematu przedstawiają też prognozy na dalszą część tego roku.

Jak wynika z danych Ministerstwa Cyfryzacji, w pierwszych siedmiu miesiącach 2024 roku zarejestrowano w Polsce 320,4 tys. nowych pojazdów osobowych. To o 16,9% więcej niż w analogicznym okresie 2023 roku, kiedy takich przypadków odnotowano prawie 274 tys. W opinii Bartłomieja Pałczyńskiego, eksperta rynku motoryzacyjnego, o tym wzroście zadecydowało kilka czynników i trudno wskazać główny. Koniunktura sprzedaży od zakończenia pandemii stale rośnie. Atak Rosji na Ukrainę sprawił, że klienci detaliczni odłożyli tego typu zakupy. Unormowanie sytuacji z dostępnością aut oraz stabilizacja całej gospodarki przekładają się na coraz częstsze decyzje o zakupie samochodu. A ceny nowych pojazdów nieznacznie odbiegają od tych rocznych czy dwuletnich.

– Pierwszych 7 miesięcy tego roku było niezłych z punktu widzenia samochodów osobowych. Rynek dynamicznie się rozwija, choć jeszcze nie wróciliśmy do poziomów sprzed pandemii, czyli z 2019 roku. Ponad 70% tych pojazdów nabywają przedsiębiorcy. Jednak również klienci indywidualni uwierzyli, że gospodarka ma się lepiej. Uważa się natomiast, że to samochody dostawcze i ciężarowe są swego rodzaju papierkiem lakmusowym, jeśli chodzi o stan gospodarki. W przypadku tych pierwszych jesteśmy obecnie na poziomie z ubiegłego roku, a zmiany są niewielkie. Z kolei ciężarówki odnotowały spadek. To może oznaczać, że przedsiębiorcy są pełni obaw, jeżeli chodzi o przyszłość. Miejmy nadzieję, że to tylko chwilowe spowolnienie – komentuje Jakub Faryś, prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego (PZPM).

Wzrost rdr. liczby zarejestrowanych nowych pojazdów osobowych odnotowano we wszystkich województwach. To są wartości od 6,7% w woj. mazowieckim do 41,1% w warmińsko-mazurskim. W większości przypadków widzimy ponad 20% na plusie, a poniżej 10% tylko w ww. woj. mazowieckim i opolskim (8,8%). Zdaniem Bartłomieja Pałczyńskiego, te wartości nie są zaskoczeniem z uwagi na zmienność rynku. Jak dodaje ekspert, najbardziej stabilna sytuacja jest na Mazowszu. Decyduje o tym płynność zamówień oraz ich realizacja przez największe firmy, które – pomimo tendencji rynkowych w 2023 roku – na bieżąco wymieniały park samochodów służbowych.

– Musimy pamiętać o skali pojazdów kupowanych w poszczególnych województwach. Na pewno w przypadku świętokrzyskiego jest ona znacznie mniejsza niż na Mazowszu czy w niektórych województwach południowych. Ponadto wzrost rdr. o daną liczbę aut, np. o 2 tysiące, może dać różne wyniki procentowe dla poszczególnych obszarów. Nie twierdziłbym więc, że coś się radykalnie zmieniło – dodaje prezes PZPM.

W pierwszych siedmiu miesiącach br. zdecydowanie najwięcej nowych pojazdów osobowych zostało zarejestrowanych w województwie mazowieckim – 99,8 tys. (31,2% ogółu zarejestrowanych nowych pojazdów osobowych). W analogicznym okresie ubiegłego roku było ich 93,5 tys. (34,1%).

– Warszawa to nie tylko największe miasto w Polsce. Z punktu widzenia gospodarczego, jest centrum administracyjnym, finansowym oraz kulturalnym. To wpływa bezpośrednio na dużą liczbę mieszkańców, przedsiębiorstw oraz instytucji, które korzystają z pojazdów służbowych i prywatnych. W stolicy znajduje się również najwięcej firm wynajmu dla dużych korporacji, które sukcesywnie wymieniają swój park samochodów służbowych. Największe przedsiębiorstwa, które posiadają własne auta, również rejestrują je tam, gdzie mają swoje siedziby. To podnosi ogólną liczbę rejestracji w danym województwie, a pojazdy są użytkowane w całym kraju – analizuje Bartłomiej Pałczyński.

Na kolejnych miejscach w tym zestawieniu znajdują się województwa takie, jak śląskie – 37,6 tys. (w analogicznym okresie ub.r. – 30,5 tys.), wielkopolskie – 30,8 tys. (25,6 tys.), małopolskie – 25,7 tys. (23,4 tys.), a także dolnośląskie – 25,5 tys. (20,4 tys.). Natomiast na drugim końcu listy widzimy opolskie – 4,7 tys. (poprzednio – 4,3 tys.), świętokrzyskie – 4,8 tys. (3,6 tys.), jak również podlaskie – 5,1 tys. (prawie 4 tys.).

– Statystyki z ostatnich lat wskazują, że przedsiębiorcy rejestrują pojazdy głównie w woj. mazowieckim i w tych najbardziej uprzemysłowionych obszarach, czyli zazwyczaj tam, gdzie znajduje się siedziba firmy. A jeśli dany podmiot ma kilkaset czy nawet więcej pojazdów, to widoczne jest to w tego typu zestawieniach – podkreśla Jakub Faryś.

Jak prognozuje Bartłomiej Pałczyński, liczba rejestracji nowych pojazdów w II połowie br. będzie wyglądała podobnie jak w I połowie ub.r. Wynika to dużej ilości sprzedanych modeli wiodących marek. Najpopularniejsze z nich charakteryzują się znikomą dostępnością z odbiorem jeszcze w tym roku. Sytuacja wygląda analogicznie w markach premium oraz tzw. wolumenowych. Ekspert zaznacza, że przed nami jeszcze dynamiczne zakończenie roku. Ten okres związany jest z cyklem wyprzedaży, a w przypadku niektórych producentów – z zakończeniem produkcji poszczególnych modeli.

– Jeżeli taki wzrost rdr. utrzyma się do końca 2024 roku, to będzie powód do zadowolenia. Oczywiście, chciałbym, żeby rejestrowano też więcej pojazdów dostawczych i ciężarowych, musimy jednak pamiętać o tym, że w przyszłym roku wchodzą nowe wymagania dotyczące poziomu emisji CO₂. Są one znacznie ostrzejsze niż te obecne, w związku z czym należy się niestety spodziewać wzrostu cen pojazdów. Pozostaje oczekiwać, jak w tej sytuacji zachowa się rynek i jak zareagują klienci – podsumowuje prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego.

(MN, Wrzesień 2024 r.)

materiał prasowy
© MondayNews Polska | Wszelkie prawa zastrzeżone.

Ekonomiczne aspekty ochrony środowiska w 2023 roku wg GUS

matthew-guay-148463-unsplash
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował raport o tytule „Ekonomiczne aspekty ochrony środowiska w 2023 roku”.

Jak czytamy w raporcie GUS, wielkość nakładów na środki trwałe służące ochronie środowiska w 2023 r. wyniosła ok. 18,2 mld zł (przy 13,9 mld zł w 2022 r.). Z kolei nakłady na środki trwałe na gospodarkę wodną osiągnęły poziom ok. 4,3 mld zł (4,0 mld zł w 2022 r.). W roku 2023 nakłady na ochronę środowiska i gospodarkę wodną stanowiły odpowiednio 0,53% i 0,13% PKB (odpowiednio 0,45% i 0,13% w 2022 r.). Pełna treść raportu dostępna jest na oficjalnej stronie internetowej Głównego Urzędu Statystycznego.

Źródło: GUS.

Zakupy będą wyciągać z kieszeni Polaków coraz większe kwoty?

markus-spiske-484245-unsplash
Czy zakupy będą wyciągać z kieszeni Polaków coraz większe kwoty? Polacy wciąż obserwują wzrost cen w sklepach. Nadal większość kategorii sukcesywnie drożeje, w tym np. napoje, dodatki spożywcze, słodycze, chemia gospodarcza czy pieczywo. Z kolei tanieją m.in. warzywa i produkty tłuszczowe. Tak wynika z ostatnio opublikowanego raportu pt. „Indeks Cen w Sklepach Detalicznych”. Eksperci komentujący te dane uważają, że od września do października podwyżki rdr. sięgną ok. 5%. Do tego niektórzy zapowiadają, że koniec roku może przynieść wzrosty cen o 6-7% rdr. I nawet wojna cenowa wśród dyskontów nie wyhamuje tego trendu. Możliwe są także spadki cen niektórych kategorii, ale ogólny kierunek ma być niekorzystny dla konsumentów.

Znawcy rynku zgodnie spodziewają się utrzymania ogólnego trendu wzrostowego cen najczęściej kupowanych produktów spożywczych, chemicznych i art. dziecięcych. Tak wynika z niedawno opublikowanego raportu pt. „Indeks Cen w Sklepach Detalicznych”. W obrębie poszczególnych kategorii sytuacja może wyglądać jednak różnie.

– W perspektywie drugiej połowy wakacji nie oczekiwałbym większych zmian cenowych w sklepach. Natomiast w okresie od września do października możemy spodziewać się dalszych, powolnych, ale systematycznych wzrostów cen do poziomu średnio ok. 5% rdr. Jest on już coraz bliżej. Zgodnie z ostatnim raportem w lipcu br. ceny w sklepach wzrosły już rdr. średnio o 3,9%, po skokach o 3,1% w czerwcu i 2,9% w maju – ocenia dr Tomasz Kopyściański z Uniwersytetu WSB Merito.

Dr Piotr Arak, główny ekonomista VeloBanku, uważa, że powinniśmy obserwować podnoszenie się dynamiki cen w okresie wakacyjnym, a następnie – we wrześniu i w październiku. Różnice miesiąc do miesiąca mogą być niewielkie, ale w granicach 4% będą się utrzymywać. Dodatkowo w Polsce panuje susza, co niestety stało się niemal corocznym zjawiskiem ze względu na zmiany klimatyczne.

– Oczekujemy, że jej skutki przełożą się na ceny, zwłaszcza we wrześniu i w październiku, gdy na rynek trafią warzywa i owoce z tegorocznych zbiorów. Dodatkowo ceny żywności rosną na całym świecie, a obawy dotyczące zbiorów zbóż w Europie prowadzą do podwyżek. W efekcie może to wpłynąć na wzrost cen mąki, pieczywa, a także pasz dla zwierząt, co z kolei przełoży się na ceny mięsa – zauważa ekspert z VeloBanku.

Natomiast Marcin Luziński z Santander Bank Polska przewiduje, że roczna dynamika cen będzie dalej przyśpieszała. Jednak, jego zdaniem, wzrost nie będzie tak mocny, jak w okresie wysokiej inflacji w latach 2021-2022. Ekspert zakłada, że co miesiąc możemy widzieć wzrosty dynamiki rzędu 0,5 punktu procentowego, zatem we wrześniu lub w październiku możemy przebić poziom 5%. Do tego Robert Biegaj z Grupy Offerista twierdzi, że prawdopodobnie tuż po wakacjach retailerzy będą chcieli sobie odbić ponoszone od dłuższego czasu koszty, a wtedy klientów czeka dodatkowy szok cenowy. Dodaje też, że konsumenci powinni być przygotowani na powakacyjny wzrost przewyższający 4-5% rdr. I to jest raczej optymistyczny scenariusz, który zrealizuje się, jeżeli nic nowego nie wstrząśnie rynkiem.

– Należy spodziewać się mocnego wzrostu cen czekolady i olejów. Pod koniec wakacji na rynek będą wchodzić krajowe owoce. Szacunki mówią o nawet 10% spadkach produkcji. Pojawi się wtedy impuls wzrostowy. Susza nie zaszkodziła zbytnio warzywom i tegoroczne zbiory będą lepsze od ubiegłorocznych, a zatem nie powinny one tak mocno iść w górę. Mięso może drożeć wolniej od innych produktów, zwłaszcza wieprzowina, bo w ostatnim czasie znacznie wzrosła jej podaż – ocenia Marcin Luziński.

Utrzymania się niskiej rocznej dynamiki cen warzyw, niewykluczone że ujemnej, spodziewa się także dr Mariusz Dziwulski z PKO BP. W jego opinii, wszystko wskazuje na wyższą ich podaż w tym roku, zarówno w kraju, jak i na rynkach zagranicznych. Według wstępnego szacunku GUS, tegoroczne zbiory warzyw gruntowych mogą być wyższe o 2% rdr.

– Uwagę zwracają niższe ceny warzyw spod osłon w ostatnich miesiącach. Wyższa produkcja pomidorów w Hiszpanii oraz w Holandii, która odbudowała się po spadkach, wywołanych wysokimi kosztami energii w latach 2022-2023, przekłada się ujemnie na rynek krajowy. Niższe ceny, również z powodu wyższej podaży w UE, notuje się na rynku papryki – dodaje dr Dziwulski.

Tanieć powinny nadal produkty tłuszczowe. Jednym z czynników wpływających na spadki ich cen jest eksport surowców z Ukrainy. Jak uzupełnia Robert Biegaj, w sezonie 2023/2024 wyeksportowano 57,5 mln ton zbóż i nasion oleistych. Był to wolumen zbliżony do zeszłorocznego, znacznie lepszy od wstępnych prognoz.

– Produkcja zbóż i nasion oleistych wyniosła 82,8 mln ton i była o kilkanaście procent wyższa niż we wcześniejszym sezonie. Ewentualny wzrost cen rzepaku, wynikający z niższego areału, m.in. w UE, może prowadzić do wyhamowania spadku cen artykułów tłuszczowych – prognozuje Michał Bieńkowski, Starszy Analityk Sektora Food and Agri w Banku BNP Paribas.

Ekspert zauważa, że podobnie było z produktami zbożowymi, ponieważ w pierwszej połowie roku ceny pszenicy na giełdach spadały. Późną wiosną notowania odbiły się z powodu obaw związanych z tegorocznym potencjałem produkcji pszenicy we Francji, które mogą być najniższe od kilkudziesięciu lat. W Polsce zbiory zbóż ozimych dobiegają końca, a jarych – są na zaawansowanym etapie.

– Całkowite prognozowane zbiory zbóż podstawowych w Polsce mogą być niższe o ok. 4% w ujęciu rdr. Polskie ceny pszenicy w znaczącym stopniu zależą jednak od kształtowania się notowań tych zbóż na rynku międzynarodowym. W bieżącym sezonie spodziewamy się znaczących spadków zbiorów pszenicy we Francji, Niemczech, Ukrainie i Rosji, co może przeciwdziałać dalszym spadkom cen – dodaje Michał Bieńkowski.

Natomiast jak twierdzi dr Tomasz Kopyściański z Uniwersytetu WSB Merito, w dłuższym okresie na wzrosty cen w sklepach będą oddziaływać ryzyka opłat za nośniki energii i kolejnej podwyżki płacy minimalnej od stycznia 2025 roku. Dlatego konsumenci raczej będą stykać się z kategoriami, których ceny będą rosnąć. I nie wystarczy już nawet efekt wojny cenowej na rynku. Z kolei ekspert z Grupy Offerista dodaje, że wspomniana wojna cenowa wprawdzie wciąż skutecznie „ucina” ceny, ale to już raczej niedługo potrwa. Powinna się wykruszyć, bo zwyczajnie działania te straciły swoją świeżość i dynamikę. Poza tym obniżanie marż na dłuższą metę nie ma sensu biznesowego. A każda wojna kosztuje i przynosi straty. Można to zauważyć po ostatnich wynikach finansowych jednego z głównych dyskontów w Polsce.

– Stopniowo realizuje się scenariusz, w którym zapas marż wykorzystany do wojny cenowej dyskontów, pozwala na odbudowę wyników. Po lipcu konsumenci będą przyzwyczajani do tego, by akceptować wyższe poziomy wzrostów cen, bo energia podrożała – uzupełnia dr Piotr Arak.

W efekcie większość kategorii będzie drożała. Czeka to – według przewidywań ekspertów – zarówno wspomniane już słodycze i desery, mocno zwyżkujące cenowo w ostatnich miesiącach, jak i inne kategorie, m.in. chemię gospodarczą czy – zgodnie z ostatnią edycją ww. raportu – napoje bezalkoholowe.

– Po pierwsze, wpływa na to popyt. Jest gorąco i napoje są pożądane. Po drugie, wzrosły koszty komponentów, np. owoców i syropów, koncentratów. Cukier też nie jest tani, w dodatku opodatkowany w napojach. Nic nie wskazuje na to, żeby – choćby tylko z powodu kosztu pracy w rolnictwie i w samym przemyśle przetwórczym – ceny i koszty spadły. Jest drogo, a może być jeszcze drożej – przyznaje dr Andrzej Maria Faliński ze Stowarzyszenia Forum Dialogu Gospodarczego.

Ponadto prof. Sławomir Jankiewicz z Uniwersytetu WSB Merito zauważa, że na wzrost cen napojów składa się kilka elementów. Pierwsze, jest to zwyżka kosztów produkcji (m.in. energii i płac) oraz surowców. Po drugie, należy wziąć pod uwagę kwestie związane z ochroną środowiska i ze zrównoważonym rozwojem (np. zmniejszenie szkodliwości produkcji, ekologiczne opakowania).

– W przypadku słodyczy również nie brakuje wskazań do wzrostów. Nieregularność opadów i duża zmienność temperatury będą powodowały zmniejszanie plonów z ha i ich gorszą jakość. Dodatkowo systematycznie wzrastająca otyłość w społeczeństwie i poszukiwanie możliwości zwiększenia wpływów do budżetu mogą spowodować wzrost opłat dodatkowych na surowce służące do produkcji lub bezpośrednio na słodycze. W efekcie ceny słodyczy mogą znacznie wzrastać – ocenia ekspert z Uniwersytetu WSB Merito.

Jego zdaniem, będzie drożało także pieczywo, którego ceny zdeterminowane są kosztami gazu i energii. Likwidacja tarcz oraz wzrost cen ww. surowców w kolejnych miesiącach tego roku spowoduje podniesienie kosztów produkcji. Kolejny czynnik, mający na to wpływ, to wzrost cen paliw, co przyczynia się do podwyżki kosztów transportu. Branża też odczuła zmianę VAT, a to wpływa pośrednio na ceny pieczywa.

– Problemem są też koszty zatrudnienia. Wzrost średniej płacy i płacy minimalnej przekłada się na konieczność zwiększania płac w piekarniach, a to podnosi koszty. Na tego tupu biznesy też wpływają ceny na rynku zbóż. Niestety nie mogą one korzystać z dostępnego na rynku zboża technicznego z uwagi na brak spełniania przez nie norm jakościowych, chociaż poprzedni rząd świadomie dopuścił je do spożycia przez ludzi i zwierzęta i to mimo sprzeciwu specjalistów – wytyka prof. Jankiewicz.

Z kolei Robert Biegaj zwraca uwagę na kolejny czynnik. Jeśli konsumpcja będzie rosła wraz z nastrojami zakupowymi Polaków, to wówczas sieci handlowe dodatkowo podkręcą ceny. Będą chciały przy okazji zarobić, ale też odbić sobie poprzednie słabsze okresy. Wobec tego ceny w sklepach na pewno pójdą w górę. I w grudniu może się to skończyć wzrostem nawet o 6-7% rdr. Nie można też wykluczyć tego, że to będzie jeszcze większy skok.

– W 2025 roku możemy mieć do czynienia z dalszym wzrostem poziomu inflacji, tj. nawet w przedziale 7-10%. Spowodowane to będzie m.in. wzrostem cen energii, gazu, paliw i usług, podniesieniem opłat dystrybucyjnych oraz zwiększeniem ciepła sieciowego – podsumowuje prof. Jankiewicz.

(MN, Sierpień 2024 r.)

materiał prasowy
© MondayNews Polska | Wszelkie prawa zastrzeżone.

W I półroczu br. aktywni płatnicy zalegali ZUS-owi 19,6 mld złotych

zus-wejscie
Na koniec I półrocza 2024 r. zadłużenie wobec ZUS miało 622,3 tys. aktywnych płatników, co oznacza spadek ich liczby o 11,4% rdr. Jednocześnie z danych wynika, że ogólne zadłużenie na kontach tego typu płatników wzrosło o 5,1% w relacji rocznej, czyli do wartości 19,6 mld zł. Z kolei w I połowie 2024 r. liczba złożonych wniosków o układ ratalny spadła o 1% rdr. I wyniosła nieco ponad 49,3 tys. Jednocześnie w ww. okresie br. zawarto 26,8 tys. ww. układów. To z kolei o 0,5% więcej niż w analogicznym okresie 2023 r. Eksperci komentujący ww. dane oceniają to jako efekt poprawy sytuacji na rynku pracy, wynikającej z lepszej kondycji gospodarczej w kraju.

Na koniec pierwszego półrocza 2024 roku zadłużenie wobec Zakładu Ubezpieczeń Społecznych (ZUS) miało 622,3 tys. aktywnych płatników, co oznacza spadek o 11,4% w ujęciu rocznym. W analogicznym okresie ub.r. podmiotów z zaległościami wobec urzędu było 702,6 tys. Dane te obejmują zadłużenie wynoszące co najmniej 0,01 zł. Spadek jest interpretowany przez ekspertów jako zwiastun poprawiającej się sytuacji gospodarczej.

– Składki emerytalne, rentowe i chorobowe to w sumie nawet 250 mld złotych. Zatem zadłużenie tylu płatników to bardzo niewielka część tych obciążeń rocznie płaconych przez pracowników, nie mówiąc nawet o tym, co uiszczają jeszcze pracodawcy. W sumie to nie jest wielka rzecz, że tyle podmiotów jest z zaległościami – zauważa prof. Stanisław Gomułka, były wiceminister finansów.

Natomiast Jeremi Mordasewicz z Konfederacji Lewiatan interpretuje te dane jako poprawę koniunktury, choć obecnie nie mamy bardzo silnego wzrostu gospodarczego. Jednocześnie zauważa, że wzrost gospodarczy na poziomie 2-3% jest wynikiem wartym zauważenia i docenienia, choć kilka lat temu taki stan nie spotkałby się z uznaniem, ponieważ wykazywane były wyniki raczej na poziomie 3-4%.

– Wszystko jest względne po takich nieszczęściach, jak pandemia czy agresja Rosji wobec Ukrainy, a także związanych z nimi wstrząsach gospodarczych. Nie chciałbym, żeby to zabrzmiało nadmiernie optymistycznie, ale w tak wymagającej sytuacji można było spodziewać się nawet wzrostu liczby zadłużonych płatników – dodaje Jeremi Mordasewicz.

Z kolei radca prawny Aldona Międlar-Adamska z Kancelarii Ars AEQUI, zauważa również, że dane urzędu to pozytywny sygnał, jednak nadal problem dotyczy ponad 622 tys. firm. Obniżenie liczby zadłużonych płatników może wynikać z poprawy sytuacji finansowej, co z kolei może być efektem korzystniejszych warunków gospodarczych, wzrostu przychodów przedsiębiorstw, a także działań rządowych wspierających ten sektor.

– Ważnym czynnikiem jest również intensyfikacja działań windykacyjnych ZUS. Dotyczy to negocjacji w sprawie rozłożenia płatności na raty, które mogły skłonić część dłużników do uregulowania zaległości. Wpływ na poprawę sytuacji mogły mieć również zmiany legislacyjne, takie jak nowe przepisy dotyczące płatności składek, ulg czy bardziej elastyczne formy rozliczeń – uzupełnia Aldona Międlar-Adamska.

Z udostępnionych danych wynika również, że według stanu na 30 czerwca 2024 roku, kwota zadłużenia na wszystkie fundusze, na aktywnych kontach płatników w stosunku do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, wyniosła 19,6 mld zł. To o 5,1% więcej niż rok wcześniej, kiedy było to 18,6 mld zł. Wzrost ten jednak nikogo nie niepokoi.

– To między innymi kwestia wzrostu płac i inflacji. Mamy również spore zatrudnienie obcokrajowców i w związku z tym płatności składek też wzrosły. To nie są jakieś wielkie liczby, ale mimo wszystko setki tysięcy, więc tych nowych pracowników jest na tyle sporo, że z perspektywy ZUS-u jest to oczywiście ogółem sytuacja korzystna – wyjaśnia prof. Stanisław Gomułka.

Jeremi Mordasewicz zaznacza, że nastąpiła pewna, chociaż niewielka poprawa koniunktury. W związku z tym firmy załatwiają kwestię składek zusowskich i podatków w pierwszej kolejności. W innym wypadku grożą poważne konsekwencje, zatem są to tacy płatnicy, którzy w pierwszym momencie, jeżeli mają płynność finansową, regulują tego typu zobowiązania.

– Przedsiębiorcy mogą mieć trudności ze spłatą nawet mniejszych kwot, co prowadzi do narastania odsetek i zwiększania całkowitego zadłużenia. Taka sytuacja ma poważne konsekwencje dla systemu ubezpieczeń społecznych. Wzrost zadłużenia może wprost prowadzić do deficytu w systemie, co z kolei może wymagać podwyższenia składek lub obniżenia świadczeń – podkreśla radca prawny Aldona Międlar-Adamska.

Ekspertka z Ars AEQUI zwraca też uwagę na pewien paradoks. Mimo spadku liczby dłużników, łączna kwota zaległości rośnie. To oznacza, że ci, którzy pozostali zadłużeni, zaciągnęli średnio większe zobowiązania. Przyczyn takiego stanu rzeczy jest kilka. Przede wszystkim są to pogłębiające się problemy finansowe części przedsiębiorców, którzy już wcześniej zmagali się z trudnościami, prowadzącymi do większych zaległości.

– Perspektywy na przyszłość zależą od wielu czynników, w tym od rozwoju sytuacji gospodarczej, działań podejmowanych przez ZUS oraz ewentualnych zmian legislacyjnych. Istnieje ryzyko, że spadek liczby dłużników może maskować pogłębiające się problemy finansowe niektórych przedsiębiorstw, co w dłuższej perspektywie może negatywnie wpłynąć na stabilność systemu ubezpieczeń społecznych – ocenia Aldona Międlar-Adamska.

Do tego z danych ZUS-u wynika, że w I połowie 2024 roku liczba złożonych wniosków o układ ratalny wyniosła 49,3 tys. To o 1% mniej niż w I połowie 2023 roku, kiedy było ich 49,8 tys. Jednocześnie w pierwszych sześciu miesiącach br. zawarto 26,8 tys. tego typu układów. To z kolei o 0,5% więcej niż w analogicznym okresie 2023 roku, kiedy odnotowano ich 26,7 tys.

– Jest to bardzo mała ilość w stosunku do ogólnej liczby zatrudnionych. Można to interpretować jako efekt tego, że płatnicy mogą nie mieć podstaw, żeby składać takie wnioski. Równocześnie może brakować im wiedzy na ten temat. Ewentualnie z różnych innych przyczyn nie chcą rozpoczynać takiej procedury – trudno powiedzieć. Niemniej skala jest niewielka – mówi prof. Stanisław Gomułka.

Do powyższego Jeremi Mordasewicz dodaje, że to jest bardzo delikatna materia. Zdaniem eksperta, ZUS podchodzi możliwie elastycznie do tego typu procedur, ale zawsze będą przedsiębiorcy, którzy będą czuli się rozgoryczeni tym, jak ich potraktowano. Znawca tematu podkreśla również, że bardzo często ZUS spotyka się z nieuprawnionymi i niesprawiedliwymi ocenami swoich działań, choć jego pracownicy mają świadomość, że upadek firmy nikomu nie służy.

– Jeżeli ZUS by nadmiernie elastycznie podchodził do takich procedur i darowałby każdemu zobowiązania w postaci zaległych składek, to przecież nie można by było odzyskać takich środków. Urząd nie może przecież poddawać się presji politycznej, że skoro jakaś kopalnia albo fabryka czy firma usługowa nie płacą należności, to należy ją wspierać w nieskończoność, bo przecież miejsca pracy są bezcenne. Tak być nie może – dodaje Mordasewicz.

Natomiast Aldona Międlar-Adamska ocenia, że spadek liczby wniosków może sugerować poprawę sytuacji płatników lub lepsze planowanie finansowe, co zmniejsza potrzebę rozkładania zobowiązań na raty. Wzrost liczby zawartych układów na pierwszy rzut oka wskazuje na skuteczniejsze negocjacje i rozpatrywanie wniosków przez ZUS oraz lepsze dostosowanie przedsiębiorstw do sytuacji ekonomicznej.

– Zawarcie układów ratalnych pomaga płatnikom w zarządzaniu płynnością i unikaniu kar za opóźnienia. Dla ZUS jest to sposób na uzyskanie należności, które w innym przypadku mogłyby być trudne do odzyskania. Zawieranie większej liczby układów jest korzystne dla ZUS, ponieważ poprawia płynność finansową i wspiera stabilność przedsiębiorstw – podsumowuje ekspertka z Kancelarii Ars AEQUI.

(MN, Wrzesień 2024 r.)
© MondayNews Polska | Wszelkie prawa zastrzeżone
materiał prasowy

Młodzi Polacy a inwestowanie oszczędności

rawpixel-670711-unsplashInwestowanie oszczędności jest sposobem na zabezpieczenie zgromadzonych środków i jednocześnie powiększenie kapitału. Młodzi ludzie są coraz bardziej świadomi tego, jak ważne jest mądre ulokowanie pierwszej zarobionej większej sumy pieniędzy. W niepewnych czasach ich wybór pada raczej na bezpieczne inwestycje. Jak to wygląda w praktyce i na co warto zwrócić uwagę?

Młodzi ludzie a inwestowanie

Każdy, kto ma podstawową wiedzę na temat finansów, wie, że trzymanie większej ilości pieniędzy „w skarpecie” nie jest dobrym pomysłem. Świadomość młodych ludzi w dziedzinie inwestowania rośnie, a jest to spowodowane między innymi wzrastającą inflacją. Mądre inwestowanie jest dziś bardzo ważną kompetencją, która może zapewnić spokój i poczucie bezpieczeństwa.

Trzydziestolatkowie to osoby, które są już od jakiegoś czasu na rynku pracy i zwykle właśnie wtedy ich kariera nabiera tempa, co łączy się z większymi zarobkami. Jednocześnie w tym wieku zwykle nie dysponują jeszcze bardzo pokaźnym majątkiem, a więc decyzje inwestycyjne podejmują ostrożnie. Lokaty, giełda, złoto, kamienie szlachetne, kryptowaluty, nieruchomości – wachlarz dostępnych form inwestowania pieniędzy jest szeroki. Lokaty bankowe, choć kiedyś cieszyły się dużą popularnością, nie przynoszą zbyt dużego zysku. Z kolei gra na giełdzie czy kryptowaluty obarczone są sporym ryzykiem. Na co więc się zdecydować?

Ostatecznie odpowiedź na to pytanie zależy od czynników takich jak wysokość oszczędności, strategia inwestycyjna, cele oraz aktualny etap życia.

Jak zminimalizować ryzyko inwestycyjne?

Inwestowanie to proces, więc nie jest dobrym sposobem na szukanie szybkich zysków. Wszystkie inwestycje niosą ze sobą pewne ryzyko, wynikające z wahań na rynkach, inflacji, zmian politycznych czy ogólnoświatowych kryzysów ekonomicznych oraz nieprzewidzianych wydarzeniach o dużej skali. Rzecz w tym, by starać się je przewidywać i wybierać bezpieczne opcje.

W przypadku oszczędzania niewątpliwie ważne są dwie sprawy. Pierwsza to dywersyfikacja inwestycji, czyli – w miarę możliwości – wybór różnych ich form. Druga to przyjęcie perspektywy długoterminowej. Gdy zdecydujesz się na dłuższy horyzont inwestycyjny, odporność na krótkie wahania na rynkach będzie większa.

Rentowna nieruchomość, czyli jaka?

Niezmiennie jedną z najbezpieczniejszych i tym samym najczęściej wybieranych form lokowania nadwyżek finansowych i ochrony kapitału są nieruchomości, których wartość z roku na rok wzrasta. Znamienne jest to, że prawie co druga transakcja na rynku mieszkań ma właśnie charakter inwestycyjny. Co ważne, potencjał zysku jest tu podwójny – pasywny dochód przy wynajmie i zysk z ewentualnej późniejszej sprzedaży. Do tego nieruchomości należą do dóbr łatwozbywalnych.

– Badania rynku i nasza praktyka pokazują, że większość inwestujących w mieszkania to osoby między 30 a 50 rokiem życia. Przed podjęciem takiej decyzji warto dobrze poznać rynek, by zainwestować w odpowiednią nieruchomość, czyli taką, która faktycznie będzie rentowna, bowiem nie wszystkie mieszkania mają podobny potencjał inwestycyjny. Najlepiej lokować swoje oszczędności w te niewielkie, ale wykończone na wysokim poziomie i dobrze wyposażone, w atrakcyjnej lokalizacji. Wówczas nie będzie problemu ani z wynajmem, ani z późniejszą sprzedażą zapewniającą zysk – podpowiada Tomasz Stoga, prezes firmy PROFIT Development, która od 20 lat prowadzi inwestycje w Warszawie, Wrocławiu i Łodzi.

Na jakie zyski z nieruchomości można liczyć?

Ile można zarobić na wynajmowaniu mieszkania? Szacunki wskazują, że w większych miastach przeciętnie ok. 5-6 proc. ceny nieruchomości w skali roku. W przypadku niewielkiego mieszkania o metrażu ok. 25-30 mkw, wartego 500 000 zł, rocznie zyskasz ok. 25000–30000 zł. Do tego zarabiasz na wzroście wartości nieruchomości.

Przykładem perspektywicznej inwestycji jest Konopacka, realizowana właśnie przez PROFIT Development na warszawskiej Pradze. Jej koncepcja łączy historię z nowoczesnością, bo składa się z dwóch części: pięknej, zabytkowej oficyny oraz połączonego z nią nowego budynku. – Znajdzie się tu 149 funkcjonalnych mieszkań o metrażu od 25 do 59 mkw. oraz wiele praktycznych udogodnień, jak monitoring, komórki lokatorskie, rowerownia czy pralnia. Zakończenie prac planowane jest na wiosnę przyszłego roku – mówi Tomasz Stoga.

Sama Praga to obecnie jedna z najbardziej rozwijających się rejonów stolicy. Jest dobrze skomunikowana z innymi częściami miasta, tętni życiem, a piękny Park Praski zapewnia możliwość rekreacji. Interesującym rozwiązaniem jest także kładka pieszo-rowerowa, która połączyła bulwary wiślane z prawobrzeżną Warszawą. Konopacka jest więc doskonałą opcją dla osób preferujących komfortowe życie w centrum miasta, a także ciekawą propozycją inwestycyjną.

Podsumowując, inwestowanie w nieruchomości to jedna z najpopularniejszych form lokowania kapitału, która przyciąga zarówno doświadczonych inwestorów, jak i młode osoby, które dopiero zaczynają działać na tym polu. Grunt, by ulokować swoje pieniądze w odpowiednią, atrakcyjną nieruchomość, która zapewni zyski.

Źródło: Commplace Sp. z o. o. Sp. K.
materiał prasowy