Ekonomiczne aspekty ochrony środowiska w 2023 roku wg GUS

matthew-guay-148463-unsplash
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował raport o tytule „Ekonomiczne aspekty ochrony środowiska w 2023 roku”.

Jak czytamy w raporcie GUS, wielkość nakładów na środki trwałe służące ochronie środowiska w 2023 r. wyniosła ok. 18,2 mld zł (przy 13,9 mld zł w 2022 r.). Z kolei nakłady na środki trwałe na gospodarkę wodną osiągnęły poziom ok. 4,3 mld zł (4,0 mld zł w 2022 r.). W roku 2023 nakłady na ochronę środowiska i gospodarkę wodną stanowiły odpowiednio 0,53% i 0,13% PKB (odpowiednio 0,45% i 0,13% w 2022 r.). Pełna treść raportu dostępna jest na oficjalnej stronie internetowej Głównego Urzędu Statystycznego.

Źródło: GUS.

Zakupy będą wyciągać z kieszeni Polaków coraz większe kwoty?

markus-spiske-484245-unsplash
Czy zakupy będą wyciągać z kieszeni Polaków coraz większe kwoty? Polacy wciąż obserwują wzrost cen w sklepach. Nadal większość kategorii sukcesywnie drożeje, w tym np. napoje, dodatki spożywcze, słodycze, chemia gospodarcza czy pieczywo. Z kolei tanieją m.in. warzywa i produkty tłuszczowe. Tak wynika z ostatnio opublikowanego raportu pt. „Indeks Cen w Sklepach Detalicznych”. Eksperci komentujący te dane uważają, że od września do października podwyżki rdr. sięgną ok. 5%. Do tego niektórzy zapowiadają, że koniec roku może przynieść wzrosty cen o 6-7% rdr. I nawet wojna cenowa wśród dyskontów nie wyhamuje tego trendu. Możliwe są także spadki cen niektórych kategorii, ale ogólny kierunek ma być niekorzystny dla konsumentów.

Znawcy rynku zgodnie spodziewają się utrzymania ogólnego trendu wzrostowego cen najczęściej kupowanych produktów spożywczych, chemicznych i art. dziecięcych. Tak wynika z niedawno opublikowanego raportu pt. „Indeks Cen w Sklepach Detalicznych”. W obrębie poszczególnych kategorii sytuacja może wyglądać jednak różnie.

– W perspektywie drugiej połowy wakacji nie oczekiwałbym większych zmian cenowych w sklepach. Natomiast w okresie od września do października możemy spodziewać się dalszych, powolnych, ale systematycznych wzrostów cen do poziomu średnio ok. 5% rdr. Jest on już coraz bliżej. Zgodnie z ostatnim raportem w lipcu br. ceny w sklepach wzrosły już rdr. średnio o 3,9%, po skokach o 3,1% w czerwcu i 2,9% w maju – ocenia dr Tomasz Kopyściański z Uniwersytetu WSB Merito.

Dr Piotr Arak, główny ekonomista VeloBanku, uważa, że powinniśmy obserwować podnoszenie się dynamiki cen w okresie wakacyjnym, a następnie – we wrześniu i w październiku. Różnice miesiąc do miesiąca mogą być niewielkie, ale w granicach 4% będą się utrzymywać. Dodatkowo w Polsce panuje susza, co niestety stało się niemal corocznym zjawiskiem ze względu na zmiany klimatyczne.

– Oczekujemy, że jej skutki przełożą się na ceny, zwłaszcza we wrześniu i w październiku, gdy na rynek trafią warzywa i owoce z tegorocznych zbiorów. Dodatkowo ceny żywności rosną na całym świecie, a obawy dotyczące zbiorów zbóż w Europie prowadzą do podwyżek. W efekcie może to wpłynąć na wzrost cen mąki, pieczywa, a także pasz dla zwierząt, co z kolei przełoży się na ceny mięsa – zauważa ekspert z VeloBanku.

Natomiast Marcin Luziński z Santander Bank Polska przewiduje, że roczna dynamika cen będzie dalej przyśpieszała. Jednak, jego zdaniem, wzrost nie będzie tak mocny, jak w okresie wysokiej inflacji w latach 2021-2022. Ekspert zakłada, że co miesiąc możemy widzieć wzrosty dynamiki rzędu 0,5 punktu procentowego, zatem we wrześniu lub w październiku możemy przebić poziom 5%. Do tego Robert Biegaj z Grupy Offerista twierdzi, że prawdopodobnie tuż po wakacjach retailerzy będą chcieli sobie odbić ponoszone od dłuższego czasu koszty, a wtedy klientów czeka dodatkowy szok cenowy. Dodaje też, że konsumenci powinni być przygotowani na powakacyjny wzrost przewyższający 4-5% rdr. I to jest raczej optymistyczny scenariusz, który zrealizuje się, jeżeli nic nowego nie wstrząśnie rynkiem.

– Należy spodziewać się mocnego wzrostu cen czekolady i olejów. Pod koniec wakacji na rynek będą wchodzić krajowe owoce. Szacunki mówią o nawet 10% spadkach produkcji. Pojawi się wtedy impuls wzrostowy. Susza nie zaszkodziła zbytnio warzywom i tegoroczne zbiory będą lepsze od ubiegłorocznych, a zatem nie powinny one tak mocno iść w górę. Mięso może drożeć wolniej od innych produktów, zwłaszcza wieprzowina, bo w ostatnim czasie znacznie wzrosła jej podaż – ocenia Marcin Luziński.

Utrzymania się niskiej rocznej dynamiki cen warzyw, niewykluczone że ujemnej, spodziewa się także dr Mariusz Dziwulski z PKO BP. W jego opinii, wszystko wskazuje na wyższą ich podaż w tym roku, zarówno w kraju, jak i na rynkach zagranicznych. Według wstępnego szacunku GUS, tegoroczne zbiory warzyw gruntowych mogą być wyższe o 2% rdr.

– Uwagę zwracają niższe ceny warzyw spod osłon w ostatnich miesiącach. Wyższa produkcja pomidorów w Hiszpanii oraz w Holandii, która odbudowała się po spadkach, wywołanych wysokimi kosztami energii w latach 2022-2023, przekłada się ujemnie na rynek krajowy. Niższe ceny, również z powodu wyższej podaży w UE, notuje się na rynku papryki – dodaje dr Dziwulski.

Tanieć powinny nadal produkty tłuszczowe. Jednym z czynników wpływających na spadki ich cen jest eksport surowców z Ukrainy. Jak uzupełnia Robert Biegaj, w sezonie 2023/2024 wyeksportowano 57,5 mln ton zbóż i nasion oleistych. Był to wolumen zbliżony do zeszłorocznego, znacznie lepszy od wstępnych prognoz.

– Produkcja zbóż i nasion oleistych wyniosła 82,8 mln ton i była o kilkanaście procent wyższa niż we wcześniejszym sezonie. Ewentualny wzrost cen rzepaku, wynikający z niższego areału, m.in. w UE, może prowadzić do wyhamowania spadku cen artykułów tłuszczowych – prognozuje Michał Bieńkowski, Starszy Analityk Sektora Food and Agri w Banku BNP Paribas.

Ekspert zauważa, że podobnie było z produktami zbożowymi, ponieważ w pierwszej połowie roku ceny pszenicy na giełdach spadały. Późną wiosną notowania odbiły się z powodu obaw związanych z tegorocznym potencjałem produkcji pszenicy we Francji, które mogą być najniższe od kilkudziesięciu lat. W Polsce zbiory zbóż ozimych dobiegają końca, a jarych – są na zaawansowanym etapie.

– Całkowite prognozowane zbiory zbóż podstawowych w Polsce mogą być niższe o ok. 4% w ujęciu rdr. Polskie ceny pszenicy w znaczącym stopniu zależą jednak od kształtowania się notowań tych zbóż na rynku międzynarodowym. W bieżącym sezonie spodziewamy się znaczących spadków zbiorów pszenicy we Francji, Niemczech, Ukrainie i Rosji, co może przeciwdziałać dalszym spadkom cen – dodaje Michał Bieńkowski.

Natomiast jak twierdzi dr Tomasz Kopyściański z Uniwersytetu WSB Merito, w dłuższym okresie na wzrosty cen w sklepach będą oddziaływać ryzyka opłat za nośniki energii i kolejnej podwyżki płacy minimalnej od stycznia 2025 roku. Dlatego konsumenci raczej będą stykać się z kategoriami, których ceny będą rosnąć. I nie wystarczy już nawet efekt wojny cenowej na rynku. Z kolei ekspert z Grupy Offerista dodaje, że wspomniana wojna cenowa wprawdzie wciąż skutecznie „ucina” ceny, ale to już raczej niedługo potrwa. Powinna się wykruszyć, bo zwyczajnie działania te straciły swoją świeżość i dynamikę. Poza tym obniżanie marż na dłuższą metę nie ma sensu biznesowego. A każda wojna kosztuje i przynosi straty. Można to zauważyć po ostatnich wynikach finansowych jednego z głównych dyskontów w Polsce.

– Stopniowo realizuje się scenariusz, w którym zapas marż wykorzystany do wojny cenowej dyskontów, pozwala na odbudowę wyników. Po lipcu konsumenci będą przyzwyczajani do tego, by akceptować wyższe poziomy wzrostów cen, bo energia podrożała – uzupełnia dr Piotr Arak.

W efekcie większość kategorii będzie drożała. Czeka to – według przewidywań ekspertów – zarówno wspomniane już słodycze i desery, mocno zwyżkujące cenowo w ostatnich miesiącach, jak i inne kategorie, m.in. chemię gospodarczą czy – zgodnie z ostatnią edycją ww. raportu – napoje bezalkoholowe.

– Po pierwsze, wpływa na to popyt. Jest gorąco i napoje są pożądane. Po drugie, wzrosły koszty komponentów, np. owoców i syropów, koncentratów. Cukier też nie jest tani, w dodatku opodatkowany w napojach. Nic nie wskazuje na to, żeby – choćby tylko z powodu kosztu pracy w rolnictwie i w samym przemyśle przetwórczym – ceny i koszty spadły. Jest drogo, a może być jeszcze drożej – przyznaje dr Andrzej Maria Faliński ze Stowarzyszenia Forum Dialogu Gospodarczego.

Ponadto prof. Sławomir Jankiewicz z Uniwersytetu WSB Merito zauważa, że na wzrost cen napojów składa się kilka elementów. Pierwsze, jest to zwyżka kosztów produkcji (m.in. energii i płac) oraz surowców. Po drugie, należy wziąć pod uwagę kwestie związane z ochroną środowiska i ze zrównoważonym rozwojem (np. zmniejszenie szkodliwości produkcji, ekologiczne opakowania).

– W przypadku słodyczy również nie brakuje wskazań do wzrostów. Nieregularność opadów i duża zmienność temperatury będą powodowały zmniejszanie plonów z ha i ich gorszą jakość. Dodatkowo systematycznie wzrastająca otyłość w społeczeństwie i poszukiwanie możliwości zwiększenia wpływów do budżetu mogą spowodować wzrost opłat dodatkowych na surowce służące do produkcji lub bezpośrednio na słodycze. W efekcie ceny słodyczy mogą znacznie wzrastać – ocenia ekspert z Uniwersytetu WSB Merito.

Jego zdaniem, będzie drożało także pieczywo, którego ceny zdeterminowane są kosztami gazu i energii. Likwidacja tarcz oraz wzrost cen ww. surowców w kolejnych miesiącach tego roku spowoduje podniesienie kosztów produkcji. Kolejny czynnik, mający na to wpływ, to wzrost cen paliw, co przyczynia się do podwyżki kosztów transportu. Branża też odczuła zmianę VAT, a to wpływa pośrednio na ceny pieczywa.

– Problemem są też koszty zatrudnienia. Wzrost średniej płacy i płacy minimalnej przekłada się na konieczność zwiększania płac w piekarniach, a to podnosi koszty. Na tego tupu biznesy też wpływają ceny na rynku zbóż. Niestety nie mogą one korzystać z dostępnego na rynku zboża technicznego z uwagi na brak spełniania przez nie norm jakościowych, chociaż poprzedni rząd świadomie dopuścił je do spożycia przez ludzi i zwierzęta i to mimo sprzeciwu specjalistów – wytyka prof. Jankiewicz.

Z kolei Robert Biegaj zwraca uwagę na kolejny czynnik. Jeśli konsumpcja będzie rosła wraz z nastrojami zakupowymi Polaków, to wówczas sieci handlowe dodatkowo podkręcą ceny. Będą chciały przy okazji zarobić, ale też odbić sobie poprzednie słabsze okresy. Wobec tego ceny w sklepach na pewno pójdą w górę. I w grudniu może się to skończyć wzrostem nawet o 6-7% rdr. Nie można też wykluczyć tego, że to będzie jeszcze większy skok.

– W 2025 roku możemy mieć do czynienia z dalszym wzrostem poziomu inflacji, tj. nawet w przedziale 7-10%. Spowodowane to będzie m.in. wzrostem cen energii, gazu, paliw i usług, podniesieniem opłat dystrybucyjnych oraz zwiększeniem ciepła sieciowego – podsumowuje prof. Jankiewicz.

(MN, Sierpień 2024 r.)

materiał prasowy
© MondayNews Polska | Wszelkie prawa zastrzeżone.

W I półroczu br. aktywni płatnicy zalegali ZUS-owi 19,6 mld złotych

zus-wejscie
Na koniec I półrocza 2024 r. zadłużenie wobec ZUS miało 622,3 tys. aktywnych płatników, co oznacza spadek ich liczby o 11,4% rdr. Jednocześnie z danych wynika, że ogólne zadłużenie na kontach tego typu płatników wzrosło o 5,1% w relacji rocznej, czyli do wartości 19,6 mld zł. Z kolei w I połowie 2024 r. liczba złożonych wniosków o układ ratalny spadła o 1% rdr. I wyniosła nieco ponad 49,3 tys. Jednocześnie w ww. okresie br. zawarto 26,8 tys. ww. układów. To z kolei o 0,5% więcej niż w analogicznym okresie 2023 r. Eksperci komentujący ww. dane oceniają to jako efekt poprawy sytuacji na rynku pracy, wynikającej z lepszej kondycji gospodarczej w kraju.

Na koniec pierwszego półrocza 2024 roku zadłużenie wobec Zakładu Ubezpieczeń Społecznych (ZUS) miało 622,3 tys. aktywnych płatników, co oznacza spadek o 11,4% w ujęciu rocznym. W analogicznym okresie ub.r. podmiotów z zaległościami wobec urzędu było 702,6 tys. Dane te obejmują zadłużenie wynoszące co najmniej 0,01 zł. Spadek jest interpretowany przez ekspertów jako zwiastun poprawiającej się sytuacji gospodarczej.

– Składki emerytalne, rentowe i chorobowe to w sumie nawet 250 mld złotych. Zatem zadłużenie tylu płatników to bardzo niewielka część tych obciążeń rocznie płaconych przez pracowników, nie mówiąc nawet o tym, co uiszczają jeszcze pracodawcy. W sumie to nie jest wielka rzecz, że tyle podmiotów jest z zaległościami – zauważa prof. Stanisław Gomułka, były wiceminister finansów.

Natomiast Jeremi Mordasewicz z Konfederacji Lewiatan interpretuje te dane jako poprawę koniunktury, choć obecnie nie mamy bardzo silnego wzrostu gospodarczego. Jednocześnie zauważa, że wzrost gospodarczy na poziomie 2-3% jest wynikiem wartym zauważenia i docenienia, choć kilka lat temu taki stan nie spotkałby się z uznaniem, ponieważ wykazywane były wyniki raczej na poziomie 3-4%.

– Wszystko jest względne po takich nieszczęściach, jak pandemia czy agresja Rosji wobec Ukrainy, a także związanych z nimi wstrząsach gospodarczych. Nie chciałbym, żeby to zabrzmiało nadmiernie optymistycznie, ale w tak wymagającej sytuacji można było spodziewać się nawet wzrostu liczby zadłużonych płatników – dodaje Jeremi Mordasewicz.

Z kolei radca prawny Aldona Międlar-Adamska z Kancelarii Ars AEQUI, zauważa również, że dane urzędu to pozytywny sygnał, jednak nadal problem dotyczy ponad 622 tys. firm. Obniżenie liczby zadłużonych płatników może wynikać z poprawy sytuacji finansowej, co z kolei może być efektem korzystniejszych warunków gospodarczych, wzrostu przychodów przedsiębiorstw, a także działań rządowych wspierających ten sektor.

– Ważnym czynnikiem jest również intensyfikacja działań windykacyjnych ZUS. Dotyczy to negocjacji w sprawie rozłożenia płatności na raty, które mogły skłonić część dłużników do uregulowania zaległości. Wpływ na poprawę sytuacji mogły mieć również zmiany legislacyjne, takie jak nowe przepisy dotyczące płatności składek, ulg czy bardziej elastyczne formy rozliczeń – uzupełnia Aldona Międlar-Adamska.

Z udostępnionych danych wynika również, że według stanu na 30 czerwca 2024 roku, kwota zadłużenia na wszystkie fundusze, na aktywnych kontach płatników w stosunku do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, wyniosła 19,6 mld zł. To o 5,1% więcej niż rok wcześniej, kiedy było to 18,6 mld zł. Wzrost ten jednak nikogo nie niepokoi.

– To między innymi kwestia wzrostu płac i inflacji. Mamy również spore zatrudnienie obcokrajowców i w związku z tym płatności składek też wzrosły. To nie są jakieś wielkie liczby, ale mimo wszystko setki tysięcy, więc tych nowych pracowników jest na tyle sporo, że z perspektywy ZUS-u jest to oczywiście ogółem sytuacja korzystna – wyjaśnia prof. Stanisław Gomułka.

Jeremi Mordasewicz zaznacza, że nastąpiła pewna, chociaż niewielka poprawa koniunktury. W związku z tym firmy załatwiają kwestię składek zusowskich i podatków w pierwszej kolejności. W innym wypadku grożą poważne konsekwencje, zatem są to tacy płatnicy, którzy w pierwszym momencie, jeżeli mają płynność finansową, regulują tego typu zobowiązania.

– Przedsiębiorcy mogą mieć trudności ze spłatą nawet mniejszych kwot, co prowadzi do narastania odsetek i zwiększania całkowitego zadłużenia. Taka sytuacja ma poważne konsekwencje dla systemu ubezpieczeń społecznych. Wzrost zadłużenia może wprost prowadzić do deficytu w systemie, co z kolei może wymagać podwyższenia składek lub obniżenia świadczeń – podkreśla radca prawny Aldona Międlar-Adamska.

Ekspertka z Ars AEQUI zwraca też uwagę na pewien paradoks. Mimo spadku liczby dłużników, łączna kwota zaległości rośnie. To oznacza, że ci, którzy pozostali zadłużeni, zaciągnęli średnio większe zobowiązania. Przyczyn takiego stanu rzeczy jest kilka. Przede wszystkim są to pogłębiające się problemy finansowe części przedsiębiorców, którzy już wcześniej zmagali się z trudnościami, prowadzącymi do większych zaległości.

– Perspektywy na przyszłość zależą od wielu czynników, w tym od rozwoju sytuacji gospodarczej, działań podejmowanych przez ZUS oraz ewentualnych zmian legislacyjnych. Istnieje ryzyko, że spadek liczby dłużników może maskować pogłębiające się problemy finansowe niektórych przedsiębiorstw, co w dłuższej perspektywie może negatywnie wpłynąć na stabilność systemu ubezpieczeń społecznych – ocenia Aldona Międlar-Adamska.

Do tego z danych ZUS-u wynika, że w I połowie 2024 roku liczba złożonych wniosków o układ ratalny wyniosła 49,3 tys. To o 1% mniej niż w I połowie 2023 roku, kiedy było ich 49,8 tys. Jednocześnie w pierwszych sześciu miesiącach br. zawarto 26,8 tys. tego typu układów. To z kolei o 0,5% więcej niż w analogicznym okresie 2023 roku, kiedy odnotowano ich 26,7 tys.

– Jest to bardzo mała ilość w stosunku do ogólnej liczby zatrudnionych. Można to interpretować jako efekt tego, że płatnicy mogą nie mieć podstaw, żeby składać takie wnioski. Równocześnie może brakować im wiedzy na ten temat. Ewentualnie z różnych innych przyczyn nie chcą rozpoczynać takiej procedury – trudno powiedzieć. Niemniej skala jest niewielka – mówi prof. Stanisław Gomułka.

Do powyższego Jeremi Mordasewicz dodaje, że to jest bardzo delikatna materia. Zdaniem eksperta, ZUS podchodzi możliwie elastycznie do tego typu procedur, ale zawsze będą przedsiębiorcy, którzy będą czuli się rozgoryczeni tym, jak ich potraktowano. Znawca tematu podkreśla również, że bardzo często ZUS spotyka się z nieuprawnionymi i niesprawiedliwymi ocenami swoich działań, choć jego pracownicy mają świadomość, że upadek firmy nikomu nie służy.

– Jeżeli ZUS by nadmiernie elastycznie podchodził do takich procedur i darowałby każdemu zobowiązania w postaci zaległych składek, to przecież nie można by było odzyskać takich środków. Urząd nie może przecież poddawać się presji politycznej, że skoro jakaś kopalnia albo fabryka czy firma usługowa nie płacą należności, to należy ją wspierać w nieskończoność, bo przecież miejsca pracy są bezcenne. Tak być nie może – dodaje Mordasewicz.

Natomiast Aldona Międlar-Adamska ocenia, że spadek liczby wniosków może sugerować poprawę sytuacji płatników lub lepsze planowanie finansowe, co zmniejsza potrzebę rozkładania zobowiązań na raty. Wzrost liczby zawartych układów na pierwszy rzut oka wskazuje na skuteczniejsze negocjacje i rozpatrywanie wniosków przez ZUS oraz lepsze dostosowanie przedsiębiorstw do sytuacji ekonomicznej.

– Zawarcie układów ratalnych pomaga płatnikom w zarządzaniu płynnością i unikaniu kar za opóźnienia. Dla ZUS jest to sposób na uzyskanie należności, które w innym przypadku mogłyby być trudne do odzyskania. Zawieranie większej liczby układów jest korzystne dla ZUS, ponieważ poprawia płynność finansową i wspiera stabilność przedsiębiorstw – podsumowuje ekspertka z Kancelarii Ars AEQUI.

(MN, Wrzesień 2024 r.)
© MondayNews Polska | Wszelkie prawa zastrzeżone
materiał prasowy

Młodzi Polacy a inwestowanie oszczędności

rawpixel-670711-unsplashInwestowanie oszczędności jest sposobem na zabezpieczenie zgromadzonych środków i jednocześnie powiększenie kapitału. Młodzi ludzie są coraz bardziej świadomi tego, jak ważne jest mądre ulokowanie pierwszej zarobionej większej sumy pieniędzy. W niepewnych czasach ich wybór pada raczej na bezpieczne inwestycje. Jak to wygląda w praktyce i na co warto zwrócić uwagę?

Młodzi ludzie a inwestowanie

Każdy, kto ma podstawową wiedzę na temat finansów, wie, że trzymanie większej ilości pieniędzy „w skarpecie” nie jest dobrym pomysłem. Świadomość młodych ludzi w dziedzinie inwestowania rośnie, a jest to spowodowane między innymi wzrastającą inflacją. Mądre inwestowanie jest dziś bardzo ważną kompetencją, która może zapewnić spokój i poczucie bezpieczeństwa.

Trzydziestolatkowie to osoby, które są już od jakiegoś czasu na rynku pracy i zwykle właśnie wtedy ich kariera nabiera tempa, co łączy się z większymi zarobkami. Jednocześnie w tym wieku zwykle nie dysponują jeszcze bardzo pokaźnym majątkiem, a więc decyzje inwestycyjne podejmują ostrożnie. Lokaty, giełda, złoto, kamienie szlachetne, kryptowaluty, nieruchomości – wachlarz dostępnych form inwestowania pieniędzy jest szeroki. Lokaty bankowe, choć kiedyś cieszyły się dużą popularnością, nie przynoszą zbyt dużego zysku. Z kolei gra na giełdzie czy kryptowaluty obarczone są sporym ryzykiem. Na co więc się zdecydować?

Ostatecznie odpowiedź na to pytanie zależy od czynników takich jak wysokość oszczędności, strategia inwestycyjna, cele oraz aktualny etap życia.

Jak zminimalizować ryzyko inwestycyjne?

Inwestowanie to proces, więc nie jest dobrym sposobem na szukanie szybkich zysków. Wszystkie inwestycje niosą ze sobą pewne ryzyko, wynikające z wahań na rynkach, inflacji, zmian politycznych czy ogólnoświatowych kryzysów ekonomicznych oraz nieprzewidzianych wydarzeniach o dużej skali. Rzecz w tym, by starać się je przewidywać i wybierać bezpieczne opcje.

W przypadku oszczędzania niewątpliwie ważne są dwie sprawy. Pierwsza to dywersyfikacja inwestycji, czyli – w miarę możliwości – wybór różnych ich form. Druga to przyjęcie perspektywy długoterminowej. Gdy zdecydujesz się na dłuższy horyzont inwestycyjny, odporność na krótkie wahania na rynkach będzie większa.

Rentowna nieruchomość, czyli jaka?

Niezmiennie jedną z najbezpieczniejszych i tym samym najczęściej wybieranych form lokowania nadwyżek finansowych i ochrony kapitału są nieruchomości, których wartość z roku na rok wzrasta. Znamienne jest to, że prawie co druga transakcja na rynku mieszkań ma właśnie charakter inwestycyjny. Co ważne, potencjał zysku jest tu podwójny – pasywny dochód przy wynajmie i zysk z ewentualnej późniejszej sprzedaży. Do tego nieruchomości należą do dóbr łatwozbywalnych.

– Badania rynku i nasza praktyka pokazują, że większość inwestujących w mieszkania to osoby między 30 a 50 rokiem życia. Przed podjęciem takiej decyzji warto dobrze poznać rynek, by zainwestować w odpowiednią nieruchomość, czyli taką, która faktycznie będzie rentowna, bowiem nie wszystkie mieszkania mają podobny potencjał inwestycyjny. Najlepiej lokować swoje oszczędności w te niewielkie, ale wykończone na wysokim poziomie i dobrze wyposażone, w atrakcyjnej lokalizacji. Wówczas nie będzie problemu ani z wynajmem, ani z późniejszą sprzedażą zapewniającą zysk – podpowiada Tomasz Stoga, prezes firmy PROFIT Development, która od 20 lat prowadzi inwestycje w Warszawie, Wrocławiu i Łodzi.

Na jakie zyski z nieruchomości można liczyć?

Ile można zarobić na wynajmowaniu mieszkania? Szacunki wskazują, że w większych miastach przeciętnie ok. 5-6 proc. ceny nieruchomości w skali roku. W przypadku niewielkiego mieszkania o metrażu ok. 25-30 mkw, wartego 500 000 zł, rocznie zyskasz ok. 25000–30000 zł. Do tego zarabiasz na wzroście wartości nieruchomości.

Przykładem perspektywicznej inwestycji jest Konopacka, realizowana właśnie przez PROFIT Development na warszawskiej Pradze. Jej koncepcja łączy historię z nowoczesnością, bo składa się z dwóch części: pięknej, zabytkowej oficyny oraz połączonego z nią nowego budynku. – Znajdzie się tu 149 funkcjonalnych mieszkań o metrażu od 25 do 59 mkw. oraz wiele praktycznych udogodnień, jak monitoring, komórki lokatorskie, rowerownia czy pralnia. Zakończenie prac planowane jest na wiosnę przyszłego roku – mówi Tomasz Stoga.

Sama Praga to obecnie jedna z najbardziej rozwijających się rejonów stolicy. Jest dobrze skomunikowana z innymi częściami miasta, tętni życiem, a piękny Park Praski zapewnia możliwość rekreacji. Interesującym rozwiązaniem jest także kładka pieszo-rowerowa, która połączyła bulwary wiślane z prawobrzeżną Warszawą. Konopacka jest więc doskonałą opcją dla osób preferujących komfortowe życie w centrum miasta, a także ciekawą propozycją inwestycyjną.

Podsumowując, inwestowanie w nieruchomości to jedna z najpopularniejszych form lokowania kapitału, która przyciąga zarówno doświadczonych inwestorów, jak i młode osoby, które dopiero zaczynają działać na tym polu. Grunt, by ulokować swoje pieniądze w odpowiednią, atrakcyjną nieruchomość, która zapewni zyski.

Źródło: Commplace Sp. z o. o. Sp. K.
materiał prasowy

WSB Merito i UCE RESEARCH: Inflacja w Polsce może dojść nawet do 10%

mari-helin-tuominen-38313-unsplash
Dynamika podwyżek cen w sklepach sukcesywnie rośnie. W lipcu br. codzienne zakupy zdrożały rdr. średnio o 3,9%, w czerwcu – o 3,1%, w maju – o 2,9%, a w kwietniu – o 2,4%. Autorzy ww. analizy są pewni tego, że trend wzrostowy nie ustąpi. Przewidują też, że w grudniu ogólny poziom inflacji podniesie się do ok. 5%, a w przyszłym roku ma szansę nawet sięgnąć 10%. Ostatecznie może wpłynąć na to wiele czarnych scenariuszy. Ciągle pojawiają się nowe czynniki, które zwiększają koszty funkcjonowania sklepów i producentów. Dlatego wojna cenowa na rynku coraz mniej chroni portfele klientów. A do tego ceny detaliczne podbijać może ryzyko wzrostu rachunków za nośniki energii, a także niebezpieczeństwo kolejnej podwyżki płacy minimalnej.

W lipcu br. codzienne zakupy zdrożały średnio o 3,9% rdr. Tak wykazał cyklicznie publikowany od blisko 7 lat raport pt. „INDEKS CEN W SKLEPACH DETALICZNYCH”, autorstwa UCE RESEARCH i Uniwersytetu WSB Merito, oparty na analizie 69,1 tys. cen z 31,8 tys. sklepów detalicznych. Wyniki z kilku miesięcy pokazują, że dynamika podwyżek konsekwentnie rośnie. W czerwcu wzrost rdr. – wyliczony wg tej samej metodologii – wyniósł 3,1%, w maju – 2,9%, a w kwietniu – 2,4%.

– Powrót trendu wzrostowego był prognozowany od samego początku roku. W kolejnych miesiącach będzie on również widoczny. Przewiduję, że w grudniu inflacja może wynieść nawet 5%. Dlatego też ceny w sklepach dalej będą szły do góry. W 2025 roku możemy mieć do czynienia z dalszym wzrostem poziomu inflacji, tj. w przedziale 7-10%. Spowodowane to będzie m.in. wzrostem cen energii, gazu, paliw i usług, podniesieniem opłat dystrybucyjnych oraz zwiększeniem ciepła sieciowego – uważa dr hab. Sławomir Jankiewicz, prof. UWSB Merito.

Dodatkowo ekspert ostrzega, że w przyszłym roku może wzrosnąć liczba osób zagrożonych ubóstwem. – Grozi nam wiele czarnych scenariuszy, które mogą się zrealizować i wpłynąć na ceny w sklepach. Jeżeli np. zintensyfikowane zostaną działania wojenne w Ukrainie czy na Bliskim Wschodzie lub wystąpią problemy gospodarcze w USA, z pewnością odczują to nasi konsumenci. Z kolei w kraju na drożyznę pośrednio mogą wpłynąć też takie czynniki, jak brak restrukturyzacji dużych państwowych przedsiębiorstw i kłopoty z finansowaniem nadmiernego długu oraz wzrosty cen energii – dodaje dr hab. Sławomir Jankiewicz.

Do niedawna mówiło się na rynku, że przez walkę na ceny wśród dyskontów w kolejnych miesiącach po odmrożeniu VAT-u ceny będą wolniej wracały do właściwego stanu. Jednak współautorzy badania z UCE RESEARCH uważają, że ich wzrost o ww. stawkę jest nieunikniony. – Wpływ odmrożenia stawek VAT na ceny w sklepach detalicznych został – jak się spodziewano – odsunięty w czasie. W początkowym okresie sieci sklepów w pewnej części istotnie wzięły część podatku na siebie, tym niemniej pełne przeniesienie kosztów odmrożenia VAT na klientów było tylko kwestią czasu i to się właśnie dzieje – podkreśla dr Tomasz Kopyściański z Uniwersytetu WSB Merito.

Jak zaznacza dr Kopyściański, intensywna walka konkurencyjna sieci handlowych wprawdzie cały czas zmniejsza nieco odczuwalność cen w sklepach dla konsumentów, ale wzrosty jednak następują. Pojawiają się dodatkowe czynniki, które wpływają na zwiększenie kosztów funkcjonowania sklepów. To jest np. drugi w tym roku wzrost płacy minimalnej. Podobną opinię wyraża drugi z ekspertów. – Dyskonty zdecydowały się na częściowe przejęcie wzrostu VAT-u poprzez obniżenie marż. Obecnie podwyższają je do pierwotnego poziomu, co powoduje wzrost cen – wyjaśnia dr hab. Sławomir Jankiewicz.

Z zebranych danych również wynika, że w lipcu br. na 17 monitorowanych kategorii 11 wykazało jednocyfrowy wzrost rdr. (w czerwcu i w maju – po 12). Do tego ostatnio 2 grupy towarów zaliczyły dwucyfrowe podwyżki (w dwóch wcześniejszych miesiącach – 1). Ponadto 4 kategorie odnotowały w lipcu spadek (w czerwcu i w maju – identycznie).

– Niestety, w kolejnych miesiącach z bardzo dużym prawdopodobieństwem przybędzie kategorii produktowych, które będą wykazywać wzrost cen. Raczej będą to jednocyfrowe skoki. Wpływ na ogólną sytuację rynkową będzie miała systematycznie rosnąca presja popytowa. W lipcu wynagrodzenia rdr. wzrosły o prawie 11%, co przy wciąż jednocyfrowej inflacji przełożyło się już na zwiększenie realnych możliwości zakupowych konsumentów. Sklepy również chcą na tym skorzystać. W dłuższym okresie ceny mogą być wyższe nawet o 6-7% rdr., w związku z ryzykiem wzrostu rachunków za nośniki energii i niebezpieczeństwem kolejnej podwyżki płacy minimalnej od stycznia 2025 roku. – podsumowuje dr Tomasz Kopyściański.

Komentarz ekspertów z WSB Merito i UCE RESEARCH.
materiał prasowy

Wyniki finansowe przedsiębiorstw niefinansowych w pierwszym półroczu 2024 roku wg GUS

helloquence-61189-unsplash
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował raport „Wyniki finansowe przedsiębiorstw niefinansowych w pierwszym półroczu 2024 roku”.

Jak informuje GUS, w pierwszym półroczu 2024 roku wyniki finansowe badanych przedsiębiorstw niefinansowych były znacznie niższe od uzyskanych rok wcześniej. Pogorszeniu uległy wskaźniki ekonomiczno-finansowe. Nakłady inwestycyjne były niższe o 5,5% od notowanych w 1 półroczu 2023 roku (kiedy miał miejsce wzrost o 10,4%).
Przychody ogółem były niższe o 5,4% od osiągniętych rok wcześniej, a koszty ich uzyskania spadły o 3,9%. Pogorszył się wskaźnik poziomu kosztów z 93,9% przed rokiem do 95,3%. Przychody netto ze sprzedaży produktów, towarów i materiałów spadły o 5,3%, a koszty tej działalności – o 3,9%.
Pełny raport dostępny jest na stronie internetowej Głównego Urzędu Statystycznego.

Źródło: GUS.

 

Komunikat GUS w sprawie ceny 1m2 powierzchni użytkowej budynku mieszkalnego za drugi kwartał 2024 r.

joshua-sortino-215039-unsplashGłówny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował „Komunikat w sprawie ceny 1m2 powierzchni użytkowej budynku mieszkalnego za drugi kwartał 2024 r.”.

Jest to Komunikat Prezesa Głównego Urzędu Statystycznego z dnia 26 sierpnia 2024 r. w sprawie ceny 1m2 powierzchni użytkowej budynku mieszkalnego za II kwartał 2024 r.

Jak czytamy w raporcie, na podstawie art. 3b ust. 4 ustawy z dnia 30 listopada 1995 r. o pomocy państwa w spłacie niektórych kredytów mieszkaniowych, udzielaniu premii gwarancyjnych oraz refundacji bankom wypłaconych premii gwarancyjnych (Dz. U. z 2023 r. poz. 1446 oraz z 2024 r. poz. 858) ogłoszono, że cena 1m2 powierzchni użytkowej budynku mieszkalnego za II kwartał 2024 r. wyniosła 6737 zł.
Informacja została opublikowana na oficjalnej stronie internetowej Głównego Urzędu Statystycznego.

Źródło: GUS.

GUS: Komunikat w sprawie wskaźnika cen nakładów inwestycyjnych za pierwsze dwa kwartały 2024 r.

adeolu-eletu-38649-unsplash
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował „Komunikat w sprawie wskaźnika cen nakładów inwestycyjnych za pierwsze dwa kwartały 2024 r.”

Jest to Komunikat Prezesa Głównego Urzędu Statystycznego z dnia 26 sierpnia 2024 r. w sprawie wskaźnika cen nakładów inwestycyjnych za dwa kwartały 2024 r.

Jak czytamy w raporcie, na podstawie art. 15 ust. 5b ustawy z dnia 15 lutego 1992 r. o podatku dochodowym od osób prawnych (Dz. U. z 2023 r. poz. 2805 oraz z 2024 r. poz. 232, 854 i 1222) ogłoszono, że wskaźnik cen nakładów inwestycyjnych za dwa kwartały 2024 r. w stosunku do dwóch kwartałów 2023 r. wyniósł 100,1 (wzrost cen o 0,1%).
Informacja została opublikowana na oficjalnej stronie internetowej GUS.

Źródło: GUS.

GUS: Obwieszczenie w sprawie wskaźnika cen dóbr inwestycyjnych za drugi kwartał 2024 r.

volkan-olmez-73767-unsplash
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował „Obwieszczenie w sprawie wskaźnika cen dóbr inwestycyjnych za drugi kwartał 2024 r.”.

Jest to Obwieszczenie Prezesa Głównego Urzędu Statystycznego z dnia 23 sierpnia 2024 r. w sprawie wskaźnika cen dóbr inwestycyjnych za II kwartał 2024 r.

Jak informuje GUS, w związku z art. 109 ustawy z dnia 16 grudnia 2016 r. – Przepisy wprowadzające ustawę o zasadach zarządzania mieniem państwowym (Dz. U. poz. 2260, z 2018 r. poz. 1669 i 2159 oraz z 2019 r. poz. 730) ogłoszono, że wskaźnik cen dóbr inwestycyjnych za II kwartał 2024 r. w stosunku do I kwartału 2024 r. wyniósł 100,6 (wzrost cen o 0,6%).
Informacja została opublikowana na oficjalnej stronie internetowej Głównego Urzędu Statystycznego.

Źródło: GUS.

Budownictwo mieszkaniowe w okresie styczeń-lipiec 2024 roku

helloquence-61189-unsplashGłówny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował raport pt. „Budownictwo mieszkaniowe w okresie styczeń-lipiec 2024 roku”.

Jak informuje GUS, w okresie styczeń-lipiec 2024 roku oddano do użytkowania mniej mieszkań niż przed rokiem. Wzrosła z kolei liczba mieszkań, na których budowę wydano pozwolenia lub dokonano zgłoszenia z projektem budowlanym oraz liczba mieszkań, których budowę rozpoczęto.
Jak informuje Główny Urząd Statystyczny, są to dane wstępne, które mogą ulec zmianie po opracowaniu danych ostatecznych.
Informacja została opublikowana na oficjalnej stronie GUS.

Źródło: GUS.

W I półroczu br. do budżetu państwa wpłynęło 90 mln zł z opłaty recyklingowej

ibrahim-rifath-789914-unsplashWpływy z opłaty recyklingowej za torby foliowe w pierwszej połowie tego roku zasiliły budżet państwa kwotą nieco przekraczającą 90 mln złotych. To o 2,6% więcej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku. Tak wynika z danych Ministerstwa Klimatu i Środowiska. Z kolei w całym 2023 roku wpływy z ww. opłaty wyniosły blisko 173 mln złotych, czyli o 0,9% mniej niż w 2022 roku. Resort prognozuje, że cały 2024 rok zamknie się z wpływami rzędu 174,5 mln złotych. Do tego twierdzi, że nie planuje zmiany wysokości opłaty recyklingowej ani objęcia nią tzw. zrywek, czyli siatek o grubości materiału poniżej 15 mikrometrów.

Z danych Ministerstwa Klimatu i Środowiska (MKiŚ) wynika, że w pierwszej połowie br. wpływy z opłaty recyklingowej za torby foliowe wyniosły 90 060 814,84 zł. To o 2,6% więcej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku, kiedy uzyskano 87 817 163,49 zł. Powyższa opłata jest ponoszona przez klientów, którzy w sklepie pobierają torby z tworzywa sztucznego, za wyjątkiem bardzo lekkich siatek o grubości poniżej 15 mikrometrów (tzw. zrywek), które są wymagane ze względów higienicznych lub oferowane jako podstawowe opakowanie żywności sprzedawanej luzem. Stawka za jedną torebkę wynosi 20 groszy. I jest wnoszona przez handlowców. Jej wprowadzenie kilka lat temu miało służyć zniechęceniu kupujących do korzystania z foliówek i wyrobienia w nich nawyku przychodzenia na zakupy z własnymi torbami wielokrotnego użytku.

Ten cel udało się osiągnąć. Według oficjalnych danych, w Polsce zużywa się mniej toreb foliowych niż w innych krajach Unii Europejskiej, bo tylko ok. 20 sztuk na osobę rocznie. Jednak są pewne zastrzeżenia. Pomimo pozytywnych opinii agencji badawczych raportujących dla UE, opłatą w kraju objęto także torby pow. 50 mikrometrów, co jest kompletnym nieporozumieniem. Brakuje też uzasadnienia dla tej opłaty w samej dyrektywie unijnej. Wahania opłaty są tak nieznaczne, że można przyjąć, iż pozostają bez zmian. Absolutnie bezdyskusyjna natomiast jest jednorazowość toreb papierowych, które zastąpiły torby foliowe, ponieważ nie istnieją żadne ograniczenia w ich produkcji i sprzedaży – uważa Robert Szyman, Dyrektor Generalny Polskiego Związku Przetwórców Tworzyw Sztucznych.

Z kolei Sławomir Pacek, prezes Stowarzyszenia „Polski Recykling”, wyjaśnia, że przywołany wynik może być rezultatem kilku czynników. Pierwszym jest lepsze raportowanie zużycia toreb przez jednostki handlowe. Inną kwestią może być większe zapotrzebowanie na torby jednorazowe, które są coraz częściej używane w gospodarstwach domowych jako tzw. „worki na śmieci”. Do tego zwiększyła się informacja na temat pochodzenia toreb, które są opisane jako pochodzące z recyklingu, co poniekąd usprawiedliwia ich użycie.

Jednocześnie używanie toreb foliowych nie musi być jednoznacznie złe. Należy pamiętać, że taka torba używana wielokrotnie i na koniec wrzucona do żółtego pojemnika jest dobrym rozwiązaniem z perspektywy ochrony środowiska. Jest ono korzystniejsze od dosyć popularnych ostatnio toreb papierowych, których proces produkcji jest obciążony większym śladem węglowym niż tych z tworzyw sztucznych – dodaje prezes Pacek.

Patrząc na dane za cały 2023 rok, widać, że wówczas wpływy z opłaty recyklingowej za torby foliowe wyniosły dokładnie 172 994 522,86 zł. To z kolei o 0,9% mniej niż w 2022 roku, kiedy było to 174 492 530,58 zł. Sławomir Pacek zauważa, że takie niewielkie wahanie jest naturalną sytuacją rynkową. – Różnica w wysokości 0,9% jest stosunkowo nieduża. Na pewno możemy doszukiwać się powiązania kwestii finansowej z kryzysem gospodarczym czy większą chęcią do oszczędzania przez obywateli, ale wnioskowanie z tych przesłanek byłoby zbyt daleko idące w tym przypadku – dodaje ekspert ze Stowarzyszenia „Polski Recykling”.

MKiŚ prognozuje, że tegoroczne wpływy z opłaty recyklingowej wyniosą 174,5 mln zł. Szacunek na 2023 r. również miał taką wartość, a więc rzeczywiste wpływy były niższe. Z kolei prognoza na 2022 r. opiewała na kwotę 176,501 mln zł, a więc też była niższa, niż zakładano. Sławomir Pacek zwraca uwagę na to, że te prognozy są oparte na jednej wiadomej i dwóch niewiadomych. Wiadomo, że opłata za torebkę wynosi 20 groszy, ale trudno stwierdzić, ile torebek zostało zakupionych. Tego typu założenia zawsze będą obarczone ryzykiem błędu pomiarowego. Do tego resort nie planuje zmian w wysokości opłaty recyklingowej ani wprowadzenia regulacji mających na celu objęcie nią bardzo lekkich toreb na zakupy z tworzywa sztucznego o grubości materiału poniżej 15 mikrometrów, tj. tak zwanych zrywek.

Opłata na lekkie torby z tworzyw sztucznych była wyrazem wdrożenia dyrektywy Single Use Plastics, która nakłada na państwa członkowskie cele dotyczące zmniejszenia ilości ich stosowania. W wyniku wysokiej opłaty i konieczności prowadzenia ewidencji znaczna część handlu detalicznego zrezygnowała z dystrybucji tych toreb. Torby foliowe bardzo lekkie, służące do ochrony produktów luzem, nie były przedmiotem dyrektywy oraz ustawy transponującej – mówi Robert Szyman z PZPTS.

Stowarzyszenie „Polski Recykling” jest przeciwne wprowadzeniu opłaty za zrywki, gdyż są one trudne do zastąpienia, tym bardziej że wraz ze wzrostem świadomości ekologicznej konsumentów właściwie torebki foliowe są używane coraz rzadziej. – Biorąc pod uwagę, czym zastąpione zostały torby foliowe i jak szkodliwe dla środowiska są ich np. papierowe zamienniki, to należałoby się poważnie zastanowić, czy nie lepiej byłoby promować świadome używanie toreb foliowych wielokrotnego użytku oraz jednocześnie przeprowadzić specjalne kampanie edukacyjne skupiające się na odpowiednim sortowaniu odpadów w gospodarstwach – podsumowuje Prezes Sławomir Pacek.

(MN, Sierpień 2024 r.)

Źródło:
© MondayNews Polska | materiał prasowy

Zapanuj nad finansami po wakacyjnych wydatkach

fabian-blank-78637-unsplash
Po letnich wojażach wracamy do codzienności. Bywa ona trudna m.in. ze względu na zobowiązania finansowe, które trzeba spłacić. Coraz więcej Polaków, bo aż 13%, decyduje się na finansowanie wakacyjnych marzeń pożyczonymi pieniędzmi. To o 3 punkty procentowe więcej niż w ubiegłym roku. Nawet ci, którzy uniknęli pożyczek, mogą po urlopie zmagać się z napiętym budżetem, próbując odnaleźć się po wakacyjnym szaleństwie.

Niekontrolowane wydatki na wakacjach

Podczas urlopu często trudno jest zapanować nad budżetem. Lekką ręką wydajemy pieniądze na rzeczy, na które w normalnych okolicznościach byśmy się nie zdecydowali. Dodatkowo pojawiają się nieprzewidziane wydatki – np. zepsute auto po długiej podróży, mandat w obcym kraju czy zbyt duży bagaż na lotnisku. Często do nadmiernych wydatków przyczynia się również korzystanie z kart płatniczych zamiast gotówki. W przypadku płatności kartą łatwiej jest stracić rachubę, ile już wydaliśmy. W efekcie, po powrocie do domu i podliczeniu wszystkich kosztów, wiele osób przeżywa niemiłe zaskoczenie, odkrywając, jak bardzo przekroczyły założony budżet.

Rosnące wakacyjne budżety

– Tymczasem nawet „wyjściowe” i zaplanowane na urlop wydatki wcale nie są niskie, w odniesieniu do wynagrodzeń w naszym kraju. Według raportu Wakacyjny Portfel Polaków 2024, aż 32% badanych na wakacje planowało przeznaczyć od 2,5 do 5 tys. zł, a 23% od 5 do 10 tys. zł[1]. Warto też podkreślić, że jedynie 1/3 uczestników tej analizy stwierdziła, iż ich wydatki na urlop nie przekroczą zeszłorocznych[2]. Wakacyjne budżety są zatem coraz większe, a przez to pojawiać się mogą problemy z niewypłacalnością – alarmuje Angelika Uroniuk, ekspertka Intrum.

Potwierdzają to dane BIG InfoMonitor i Biura Informacji Kredytowej. Długi Polaków w I kwartale 2024 wzrosły o 2,1 mld zł – do kwoty 85,7 mld zł, a problem ze spłatą swoich zobowiązań ma ponad 2,6 mln ludzi[3]. Sytuacja ta dotyka więc wielu osób, a po okresie wakacyjnym, może być tylko gorzej, ponieważ są Polacy, którzy decydują się sfinansować swoje wakacje z pożyczki. Dodatkowo według analizy jednego z banków – 4% badanych planowało wykorzystać w tym celu kartę kredytową[4]. Nie powinniśmy więc lekceważyć tego, ile wydajemy na urlopie, bo chwila beztroski może prowadzić do późniejszych problemów.

Jak zapanować nad zobowiązaniami?

Po wakacjach wiele osób może znaleźć się w trudnej sytuacji finansowej, wpadając w spiralę zadłużenia, z której trudno się wydostać. Kluczowym elementem, mogącym pomóc w tej sytuacji, jest odpowiednia strategia działania.

– Pierwszym krokiem powinno być ustalenie, które ze zobowiązań należy spłacić najpierw. Warto zająć się tymi długami, które mogą narobić najwięcej szkody. Zacznijmy więc od spłaty zobowiązań, za których nieuregulowanie grozi więzienie. Są to podatki, alimenty i grzywny[5]. Kolejne na liście powinny być opłaty związane z mieszkaniem. Ich zadłużenie to ryzyko utraty dachu nad głową. Są to więc opłaty czynszowe, a także kredyty hipoteczne – tłumaczy Angelika Uroniuk.

Z badań przeprowadzonych przez Konferencję Przedsiębiorstw Finansowych (KPF) i Instytut Rozwoju Gospodarczego SGH wynika, że Polacy wysoko na liście priorytetów do spłaty uznają również opłaty za media, tj. prąd, gaz i wodę[6]. Jest to bardzo racjonalne działanie, biorąc pod uwagę ich znaczenie w codziennym życiu.

Jeśli zaciągnęliśmy pożyczki u rodziny lub znajomych, postarajmy się z nimi dogadać. Przedstawmy im naszą sytuację i umówmy się na spłacenie długu w późniejszym czasie. Zastosowanie takiej kolejności spłaty zobowiązań pozwoli uregulować najbardziej palące potrzeby w pierwszej kolejności – dzięki temu zmniejszamy ryzyko wystąpienia najbardziej negatywnych konsekwencji.

Autor: Intrum [fragment artykułu]
materiał prasowy

Dane z ZUS: W I półroczu 2024 r. obcokrajowcy dostali w ramach 800 plus blisko 1,7 mld złotych

zus-skladki
W I połowie 2024 r. wypłacono obcokrajowcom świadczenia z programu „Rodzina 800 plus” na rzecz 370,9 tys. dzieci. To o 8,9% mniej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku, kiedy wsparciem objęto 406,9 tys. młodych osób. Jednocześnie ZUS informuje, że suma wypłaconych środków w br. wyniosła 1,689 mld zł. To z kolei o 60,8% więcej niż rok wcześniej, gdy z ówczesnego programu „Rodzina 500 plus” przekazano 1,051 mld zł. Do tego z danych ZUS-u wynika, że w I półroczu tego roku pieniądze wypłacono na rzecz 315,4 tys. ukraińskich dzieci (rok wcześniej – ponad 362,7 tys.). W pierwszych sześciu miesiącach br. przeznaczono na nie 1,438 mld zł (rok wcześniej – 927 mln zł). Na kolejnych miejscach w zestawieniu widzimy dzieci wnioskodawców z obywatelstwem białoruskim, rumuńskim, rosyjskim oraz wietnamskim.

Maleje liczba dzieci, których rodzice we wniosku o świadczenie „Rodzina 800 plus” wskazali obywatelstwo inne niż polskie. Z danych Zakładu Ubezpieczeń Społecznych (ZUS) wynika, że w I połowie 2024 roku dokonano wypłat na rzecz dokładnie 370 887 obcokrajowców. To o 8,9% mniej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku, kiedy dotyczyło to 406 906 osób. Jednocześnie kwota wypłaconych świadczeń wychowawczych na ww. dzieci wyniosła 1,689 mld zł. To o 60,8% więcej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku – 1,051 mld zł, gdy funkcjonował program „Rodzina 500 plus”.

– Malejąca liczba dzieci uprawnionych do świadczenia to wynik tego, że część obcokrajowców, którzy swego czasu przyjechali do Polski, przeniosła się do innych krajów. W związku z tym trzeba sobie zadać ważne pytania. Czy chcemy zatrzymać u siebie część emigrantów z Europy Wschodniej, z naszego kręgu kulturowego? Czy też godzimy się z tym, że będą odpływać do państw bogatszych, które mogą im więcej zaoferować? Często te kraje mają też bardziej spójną politykę względem emigrantów niż Polska – mówi prof. Witold Modzelewski, były wiceminister finansów i ekspert Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego.

Z kolei dr Marcin Wojewódka, prezes Instytutu Emerytalnego, zauważa, że nasz kraj właściwie nie wypracował konkretnej strategii demograficznej i migracyjnej, które pokazywałyby, w jakim kierunku Polska chce zmierzać, jeśli chodzi o liczbę ludności. – Rząd powinien wskazać, jakie ma plany wobec imigrantów oraz jakie świadczenia do nich kieruje. Sprawa musi być jasna. Należy jednak mieć na uwadze to, że różnicowanie prawa do świadczeń ze względu na narodowość czy obywatelstwo może być krzywdzące, a przyznanie prawa pobytu wiąże się z szeregiem innych praw – stwierdza dr Wojewódka.

W przypadku 315 470 dzieci, na które w I poł. br. wypłacono świadczenie wychowawcze, wnioskodawcy wskazali obywatelstwo ukraińskie (rok wcześniej – 362 728). W pierwszych sześciu miesiącach br. przeznaczono na nie 1,438 mld zł (rok wcześniej – 927 mln zł w ramach programu „Rodzina 500 plus”). Agnieszka Kulesa, wiceprezeska CASE, uważa, że spadek liczby uprawnionych to prawdopodobnie wynik powrotu części obywateli Ukrainy do domu lub wyjazdu poza obszar naszego kraju, tj. dalej na Zachód.

– Różne szacunki, w tym te wynikające z badań NBP, mówią o tym, że po zakończeniu wojny około dwie trzecie uchodźców zamierzają wrócić do Ukrainy. Choć walki wciąż się toczą, część Ukraińców zdecydowała się na wyjazd, np. z powodu tęsknoty za domem. Inną przyczyną mogły być trudności w adaptacji do życia w Polsce – komentuje ekspertka.

Na kolejnych miejscach w tym zestawieniu za I połowę 2024 r. widzimy dzieci wnioskodawców z obywatelstwem białoruskim – 24 458 (rok wcześniej – 18 959 w ramach programu „Rodzina 500 plus”), na które wypłacono 115,6 mln zł (poprzednio – 55 mln zł). Dalej są dzieci wnioskodawców z obywatelstwem rumuńskim – odpowiednio 4 899 i 19,9 mln zł (poprzednio 2 872 i 7 mln zł), rosyjskim – 3 988 i 18,2 mln zł (3 793 i 10,9 mln zł), a także wietnamskim – 2 654 i 12,2 mln zł (poprzednio 2 472 i 7 mln zł).

– Niedawno Polska została objęta procedurą nadmiernego deficytu. To oznacza konieczność przedstawienia planu działań naprawczych skutkujących obniżeniem go. Wprowadzenie ograniczeń w programie 800 plus w postaci kryterium dochodowego lub uzależnienia wypłat od tego, czy rodzice pracują, mogłoby być częścią takiego planu. Inną ścieżką jest też opodatkowanie świadczenia dla wszystkich uprawnionych, niezależnie od ich obywatelstwa. Jednak w obecnej sytuacji politycznej wprowadzenie takich zmian nie wydaje się możliwe. Rządząca koalicja zapewne nie będzie chciała stracić poparcia przed wyborami prezydenckimi, a urzędujący prezydent nie podpisałby ustawy, która uderza w sztandarowy projekt poprzedniego rządu – dodaje Agnieszka Kulesa.

Z kolei prof. Witold Modzelewski uważa, że Polska znajduje się u progu trudnej, ale koniecznej dyskusji o redukcji wydatków publicznych – chyba że rządowi uda się zwiększyć w krótkim czasie dochody budżetowe. Przykładem tego, że władza szuka oszczędności, jest niechęć realizacji jednej z obietnic wyborczych, jaką jest podniesienie kwoty wolnej od podatku.

– Podejrzewam, że wejdziemy w etap mniej lub bardziej niejawnych redukcji i ograniczeń po stronie wydatkowej. Prędzej czy później obejmą one także wypłaty w programie Rodzina 800 plus. To decyzja polityczna, ale debaty na temat zmian w tym programie raczej nie unikniemy, tym bardziej że w pewnym sensie ona już się zaczęła – podsumowuje były wiceminister finansów.

(MN, Sierpień 2024 r.)

Źródło:
© MondayNews Polska | Wszelkie prawa zastrzeżone.
materiał prasowy

RAPORT: Czynniki ekonomiczne na czele największych obecnie obaw i lęków młodych Polaków

liczenie-pieniadz
Jak wynika z raportu pt. „Czego boją się młodzi Polacy?”, rodacy w wieku 18-35 lat obecnie najbardziej obawiają się braku pieniędzy, wzrostu kosztów życia oraz utraty pracy. Te kwestie zostały wskazane odpowiednio przez 47,4%, 27% i 24% respondentów. Na kolejnych pozycjach w zestawieniu znajdują się obawy przed popadnięciem w długi, napływem imigrantów, śmiercią bliskiej osoby, oszustwem oraz powrotem wysokiej inflacji. Do tego raport pokazuje, że młodzi Polacy najrzadziej boją się kontaktów z urzędami, hejtu w Internecie oraz braku awansu zawodowego.

Najnowszy raport pt. „Czego boją się młodzi Polacy?”, autorstwa platformy psychoterapii Risify.pl, pokazuje, czego obecnie najbardziej obawiają się rodacy w wieku 18-35 lat. Uczestnicy sondażu otrzymali specjalnie przygotowaną listę 40 różnych lęków. Jak wykazało badanie, 1,5% badanych niczego się nie boi. 2,6% odczuwa niepokój o scenariusze, które nie zostały uwzględnione w ankiecie. Wśród deklaracji dominuje natomiast obawa przed brakiem pieniędzy. Zaznaczyło ją 47,4% ankietowanych. Dr Justyna Rybacka z Uniwersytetu WSB Merito uważa, że powszechność tego wskazania może wynikać z trzech kwestii.

– Po pierwsze, młodzi ludzie zaczynają stopniowo się usamodzielniać. Wielu z nich jest na etapie opuszczania domu rodzinnego, a tym samym – zaczyna uniezależniać się finansowo. Po drugie, sytuacja ekonomiczna i rosnące ceny uszczuplają portfele wszystkich Polaków. Po trzecie, osoby w ww. przedziale wiekowym prowadzą bardziej konsumpcyjny tryb życia niż pokolenie ich dziadków czy nawet rodziców. Są więc mniej skłonne do oszczędzania – uważa ekspertka z WSB Merito.

Z kolei dr Piotr Pieńkowski z Zakładu Socjologii i Gospodarki, Instytutu Socjologii, Wydziału Nauk Społecznych na Uniwersytecie Wrocławskim stwierdza, że ostatnie kryzysy oraz prognozowane podwyżki cen naruszyły poczucie bezpieczeństwa finansowego Polaków. Wprawdzie obawy dotyczące braku pieniędzy mają charakter uniwersalny, ale młodych osób dotyczą w szczególny sposób.

– Ich wynagrodzenia są relatywnie niskie, choć z perspektywą wzrostową. Jednocześnie młode osoby mają wysokie aspiracje konsumpcyjne, potrzebę manifestacji swojego statusu. Rezygnacja z korzystania z nowych technologii, podróżowania czy uczestnictwa w kulturze może negatywnie wpłynąć na ich relacje społeczne. Dodatkowo, w trakcie osiągania samodzielności, młodzi ludzie zostali szczególnie dotknięci wzrostem cen mieszkań oraz najmu – wyjaśnia dr Pieńkowski.

Z raportu też wynika, że obawa o brak pieniędzy nie rozkłada się równomiernie. Częściej wskazują ją kobiety niż mężczyźni. Szczególnie wysoki wskaźnik tej odpowiedzi zauważono wśród osób z miesięcznym dochodem netto 1000-2999 zł, wykształceniem średnim oraz mieszkańców wsi i miejscowości liczących do 5 tys. ludności. Patryk Rzepka, psycholog z platformy psychoterapii Risify.pl, zwraca uwagę na cechującą z reguły kobiety troskę o stabilność finansową i przyszłość rodziny.

– Osoby z niższymi dochodami, wykształceniem średnim oraz mieszkające w małej miejscowości mogą częściej obawiać się braku pieniędzy z kilku powodów. Niższe dochody zazwyczaj oznaczają dla nich mniejszą elastyczność finansową i większą wrażliwość na zmiany ekonomiczne, takie jak np. inflacja. Wykształcenie średnie może ograniczać możliwości zatrudnienia i awansu zawodowego, co również wpływa na poziom zarobków – twierdzi Patryk Rzepka.

Do tego ekspert z Risify.pl dodaje, że mieszkańcy wsi i małych miejscowości mogą mieć ograniczony dostęp do dobrze płatnych stanowisk pracy. Prawdopodobnie posiadają też mniejsze możliwości rozwoju zawodowego, co dodatkowo potęguje ich obawy o brak pieniędzy. – W tych środowiskach tradycyjne role społeczne mogą również wpływać na postrzeganie i zarządzanie finansami. To może być kolejnym czynnikiem stresogennym – zauważa Patryk Rzepka.

Na drugim miejscu w zestawieniu znalazła się obawa o wzrost kosztów życia. Zadeklarowało ją 27% uczestników sondażu. Na trzeciej pozycji jest lęk przed utratą pracy lub możliwością zarobkowania – 24%. W pierwszej piątce najczęściej podawanych odpowiedzi znajduje się też strach przed rosnącymi cenami w sklepach – 23,9%, a także wysokimi podatkami – 23,6%. Analizując te wskazania, dr Piotr Pieńkowski zauważa, że choć młodzi ludzie w większości nie doświadczyli tak wysokiego poziomu bezrobocia, jak ich starsi koledzy i koleżanki, to i tak obawa o utratę źródła zarobku jest w nich żywa.

– Wynika to zarówno z bieżącej sytuacji gospodarczej Polski, jak i z dynamicznych zmian związanych z rozwojem nowych technologii. Wymagają one nieustannego dokształcania się i adaptacji do nowych warunków, a także, choćby ze względu na automatyzację, niosą ze sobą ryzyko dezaktualizacji dotychczas posiadanych kompetencji. Obawa przed wysokimi podatkami może wskazywać na mniejszą skłonność młodych osób do dostrzegania związku między obciążeniami fiskalnymi a jakością świadczeń publicznych – tłumaczy ekspert z Uniwersytetu Wrocławskiego.

Na kolejnych pozycjach w zestawieniu znajdują się obawy przed takimi sytuacjami, jak popadnięcie w długi – 20,9%, napływ imigrantów – 19,6%, śmierć bliskiej osoby – 16,7%, bycie ofiarą oszustwa – 14,7%, a także powrót wysokiej inflacji – 14,4%. Z kolei najmniej wskazań uzyskał lęk przed kontaktem z urzędami – 0,4%. Przed nim w rankingu jest strach przed hejtem w Internecie – 0,9%. Niewiele osób boi się braku awansu zawodowego – 1%, macierzyństwa lub ojcostwa – 1,1%, zazdrości innych ludzi – 1,1%, a także małżeństwa – 1,1%.

– Młodzi ludzie mogą mniej obawiać się kontaktów z urzędami ze względu na ich postępującą cyfryzację. Coraz rzadziej trzeba stawiać się osobiście w instytucjach publicznych. Zdaniem eksperta, obawy przed hejtem w Internecie są niskie, ponieważ większość osób miała już z nim do czynienia i wypracowała strategie radzenia sobie z tym problemem – komentuje dr Piotr Pieńkowski.

Jak podsumowuje psycholog Patryk Rzepka z Risify.pl, najrzadziej wybierane obawy mogą świadczyć o ich mniejszym wpływie na codzienne życie młodych Polaków. Natomiast zmagają się oni z wieloma różnorodnymi lękami – od ekonomicznych po społeczne. To wskazuje na konieczność wsparcia tego pokolenia w zarządzaniu finansami. Trzeba mu również zapewnić bezpieczeństwo cyfrowe oraz pomóc w adaptacji do zmieniających się warunków społecznych.

(MN, Sierpień 2024 r.)

Źródło:
© MondayNews Polska | Wszelkie prawa zastrzeżone
materiał prasowy

Przemysł drzewny z apelem do ministra finansów

woodworking-6827533_1920
W związku z coraz trudniejszą sytuacją w przemyśle drzewnym, który obejmuje takie branże, jak produkcja mebli, papieru czy płyt drewnopochodnych, przedstawiciele przedsiębiorców i pracowników tego sektora piszą kolejne listy do Ministerstwa Finansów z prośbą o dialog. Niestety, na razie ministerstwo nie chce się zająć sprawą sektora, mimo że odpowiada on za znaczące wpływy do budżetu Polski.

Przemysł drzewny odgrywa bardzo istotną rolę w polskiej gospodarce, generując 6 procent krajowego PKB . To 40 000 przedsiębiorstw tworzących blisko 350 000 bezpośrednich miejsc pracy. Ze względu na swoją wielkość branża drzewna w Polsce odprowadza do budżetu państwa znaczące kwoty w postaci podatków CIT, PIT i VAT, a także składek ZUS.

Sama branża meblarska w roku 2023 odprowadziła do budżetu państwa 492 000 000 zł z tytułu podatku dochodowego, 541 000 000 zł w postaci innych podatków i opłat (według danych instytucji badawczej B+R Studio). W przypadku całej branży drzewnej powyższe kwoty są wielokrotnie wyższe.

Ze względu na strategiczne znaczenie tego sektora dla finansów polskiego państwa i w obliczu jego coraz większych problemów, przemysł drzewny skierował list z prośbą o spotkanie do ministra finansów, Andrzeja Domańskiego. W piśmie do szefa Ministerstwa Finansów z dnia 12 lipca 2024 roku, zaprezentowano obecną sytuację branży drzewnej, której słabnące wyniki z ostatnich dwóch lat odbijają się również negatywnie na płaconych do budżetu państwa daninach. Przedsiębiorcy zaalarmowali ministra Domańskiego, że jeśli sytuacja się nie zmieni, wpływy te w najbliższym czasie będą nadal malały oraz zaapelowali o wysłuchanie głosu branży.

Niestety, Ministerstwo Finansów odrzuciło prośbę o spotkanie. Brak chęci dialogu ze strony ministra Andrzeja Domańskiego wzbudził zaniepokojenie i rozczarowanie wśród przedstawicieli przemysłu drzewnego. Nie kryją oni swojego zaskoczenia brakiem wymiernego wsparcia ze strony rządowej i brakiem możliwości spotkania z ministrem. Jak podkreślają bowiem, bardzo trudna sytuacja polskiej branży drzewnej – jednej z najważniejszych branż dla polskiej gospodarki – wymaga pilnej uwagi. Dlatego też postanowili ponownie poprosić o spotkanie. W kolejnym piśmie, wysłanym 29 lipca, jeszcze raz proszą o wysłuchanie swojego apelu.

– Mamy nadzieję, że pan minister Andrzej Domański w końcu nas wysłucha. Nie chodzi tu przecież o problemy kilku firm, ale o przyszłość olbrzymiego sektora polskiej gospodarki z niebagatelnym wkładem do budżetu państwa. Nasze kłopoty będą oznaczały wymierne straty finansowe dla Polski – wyjaśnia Michał Strzelecki, dyrektor Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Producentów Mebli.

Czy minister finansów, w czasach, gdy tyle się mówi o dziurze budżetowej i kłopotach finansowych państwa, pochyli się nad kurą, która znosiła złote jajka, czy machnie na nią ręką, o tym przekonamy się już niebawem.

O Ogólnopolskiej Izbie Gospodarczej Producentów Mebli:

Ogólnopolska Izba Gospodarcza Producentów Mebli została powołana 9 stycznia 1996 r. w celu reprezentowania i obrony interesów zrzeszonych w niej podmiotów gospodarczych oraz kształtowania w obrocie gospodarczym zasad dobrego obyczaju i uczciwej konkurencji. Misją Izby jest integracja polskiej branży meblarskiej w celu skutecznego współuczestnictwa w kształtowaniu rozwoju polskiej branży meblarskiej, aktywne promowanie polskich mebli w kraju i na świecie oraz wspieranie dążeń do zapewnienia konsumentom pełnej satysfakcji z zakupu i użytkowania wyrobów polskiego przemysłu meblarskiego.

Źródło: Ogólnopolska Izba Gospodarcza Producentów Mebli.

Komunikat GUS w sprawie zmian cen produkcji budowlano-montażowej w drugim kwartale 2024 roku

rawpixel-552396-unsplash
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował informację pt. „Komunikat w sprawie zmian cen produkcji budowlano-montażowej w drugim kwartale 2024 roku”.

Jest to komunikat Prezesa Głównego Urzędu Statystycznego z dnia 19 sierpnia 2024 r. w sprawie zmian cen produkcji budowlano-montażowej w II kwartale 2024 r.

Jak czytamy w komunikacie, w związku z art. 17 ust. 4 i 6 ustawy z dnia 2 kwietnia 2009 r. o zmianie ustawy o poręczeniach i gwarancjach udzielanych przez Skarb Państwa oraz niektóre osoby prawne, ustawy o Banku Gospodarstwa Krajowego oraz niektórych innych ustaw (Dz. U. poz. 545 oraz z 2015 r. poz. 1169), ceny produkcji budowlano-montażowej w II kwartale 2024 r. w stosunku do I kwartału 2024 r. wzrosły o 1,2%. Informacja została opublikowana na oficjalnej stronie internetowej GUS.

Źródło: GUS.

Nadchodzą kolejne podwyżki cen w sklepach

robert-biegaj-grupa-offeristaW sklepach jest coraz drożej i nadchodzą kolejne podwyżki. Sytuacja najbardziej uderzy w konsumentów jesienią, a potem kolejny raz – przed Bożym Narodzeniem. Po lipcowym skoku cen rdr. o niespełna 4%, konsumenci powinni być przygotowani na powakacyjny wzrost o ok. 5% rdr. I to jest raczej optymistyczny scenariusz, który zrealizuje się, jeżeli nic nowego nie wstrząśnie rynkiem. Z kolei rok może skończyć się podniesieniem cen nawet o 6-7% rdr. Powodów obecnych i prognozowanych podwyżek jest oczywiście wiele. Wśród nich można wymienić m.in. wzrost inflacji, cen gazu, energii elektrycznej oraz wynagrodzeń, a także poprawę nastrojów konsumenckich. Wojna cenowa między sieciami handlowymi wprawdzie wciąż skutecznie „ucina” ceny, ale to już raczej niedługo potrwa. Prawdopodobnie tuż po wakacjach retailerzy będą chcieli sobie odbić ponoszone koszty, a wtedy klientów czeka dodatkowy szok cenowy.

Obserwując bieżące działania retailerów i znając wyniki analiz i obserwacji rynkowych, można stwierdzić, że dynamika wzrostu cen od co najmniej czterech miesięcy cały czas sukcesywnie idzie w górę. Jak wynika z ostatniego raportu pt. „Indeks Cen w Sklepach Detalicznych”, w lipcu br. codzienne zakupy były droższe niż rok wcześniej o niecałe 4%. Dla porównania, w czerwcu podwyżka w relacji rocznej wyniosła nieco ponad 3%, w maju – niespełna 3%, a w kwietniu – ponad 2%. Podobnie widzi to GUS, tylko bierze pod uwagę nieco węższy asortyment, tj. żywność i napoje bezalkoholowe. Z kolei autorzy pierwszego raportu uwzględniają również m.in. chemię gospodarczą, art. dla dzieci czy karmy dla zwierząt. Dlatego wyniki mogą nieco się od siebie różnić. Ale wniosek można wysnuć ten sam – w sklepach jest coraz drożej.

Powyższe podwyżki są oczywiście powiązane z ogólnym wzrostem inflacji, notowanym w ostatnich miesiącach. Na rynku dodatkowo mówi się o tym, że wzrost cen jest konsekwencją odmrożenia VAT-u. Jest to prawdą, ale w tym miejscu trzeba zwrócić uwagę na to, że ww. podatek właściwie został przywrócony w kwietniu, czyli już kilka miesięcy temu. Zatem teraz powinniśmy mówić o kolejnych czynnikach, kształtujących ceny na sklepowych półkach. Uważam, że do ważniejszych przyczyn należy też poprawa nastrojów konsumenckich. Do tego trzeba wymienić dalszy wzrost cen gazu, energii elektrycznej oraz wynagrodzeń.

Natomiast zagłębiając się bardziej w przyczyny wzrostu cen w sklepach, należy wskazać, że dużą rolę w tej kwestii odgrywają producenci – szczególnie ci mali i średni, bo to oni na pierwszej linii zderzają się z dodatkowymi kosztami. A skoro problem zaczyna się prawie na początku łańcucha dostaw, to dalej jest tylko gorzej, bo każdy gracz na rynku po kolei dokłada swoją podwyżkę, żeby przypadkiem nie stracić. I tak oto rośnie nam drożyzna w sklepach.

Można również zauważyć, że Polacy dosłownie zawdzięczają dotychczasowe ceny w sklepach wojnie toczącej się pomiędzy największymi dyskontami na rynku. Bez niej byłoby jeszcze drożej. Obecnie do tej walki dołączają też hipermarkety, które próbują odbudować swoją pozycję na rynku. Ponadto zaczynają w niej uczestniczyć sieci convenience, chcące odebrać dyskontom tzw. spontanicznego klienta. Same dyskonty raczej nie wchodzą w ostrą narrację z nowymi konkurentami. Robią to w stonowany sposób, co oczywiście stopuje podwyżki cen w sklepach.

Walka między dyskontami nie tylko wyhamowała wzrost cen, ale też doprowadziła do tego, że próbują ugrać na niej również inne ww. formaty. Konsumenci mogą się z tego cieszyć, ale ta sytuacja już nie potrwa długo. Tuż po wakacjach – szczególnie we wrześniu i w październiku – sieci handlowe będą próbowały finalnie przerzucić na konsumentów ponoszone przez dłuższy czas dodatkowe koszty. Nie będą w nieskończoność ciąć marż i oszczędzać na tym aspekcie. I taki stan rzeczy nie powinien w ogóle nikogo dziwić, bo retailerzy nie działają przecież charytatywnie. Muszą wszystko sobie kalkulować i odpowiednio szybko reagować na sytuację. I to będzie czynnik kolejnego wzrostu cen w sklepach.

Patrząc na ten temat zupełnie z boku, można mieć wrażenie, że wkrótce aktualna wojna między dyskontami powinna się wykruszyć, bo zwyczajnie działania te straciły swoją świeżość i dynamikę. Poza tym do gry wchodzi też czysta ekonomia. Obniżanie marż na dłuższą metę nie ma przecież większego sensu dla biznesu. A każda tego typu wojna kosztuje i przynosi określone straty. Zresztą chyba można to zauważyć po ostatnich wynikach finansowych jednego z głównych dyskontów w Polsce.

Widać również, że konsumenci są już zmęczeni oglądaniem tych samych reklam, pokazujących, jak to jedna sieć jest tańsza od drugiej. Z pewnością retailerzy podejmą nowe działania, bo walka na ceny – w takiej czy innej formie – musi jakoś się toczyć na rynku. Tylko nie będzie przynosić konsumentom tyle oszczędności co teraz i przez to produkty w sklepach znowu zdrożeją. W powiązaniu z rosnącą inflacją to będzie podwójne uderzenie w portfele Polaków.

Jesienią ceny w sklepach mogą poszybować w graniach ok. 5% rdr. Oprócz naszych krajowych czynników, wiele złego może też przynieść sytuacja na świecie. Jeżeli np. zaostrzy się konflikt w Ukrainie albo coś wydarzy się na Bliskim Wschodzie, to u nas też skomplikuje się sytuacja. I do ww. wartości niestety, ale trzeba będzie doliczyć kilka dodatkowych procent. Podwyżki cen nie będą oczywiście takie, jak w szczycie zeszłorocznej inflacji, ale z pewnością konsumenci je odczują. To będzie widać, zwłaszcza gdy zacznie się zbliżać Boże Narodzenie. Element przedświątecznych zakupów dołoży przysłowiowe pięć groszy do wzrostów cen.

Trzeba też brać pod uwagę kolejny czynnik. Jeśli konsumpcja będzie rosła wraz z nastrojami zakupowymi Polaków, to wówczas sieci handlowe dodatkowo podkręcą ceny. Będą chciały przy okazji zarobić, ale też odbić sobie poprzednie słabsze okresy. Wobec tego ceny w sklepach na pewno pójdą w górę. I w grudniu może się to skończyć wzrostem cen na sklepowych półkach nawet o 6-7% rdr. Nie można też wykluczyć tego, że to będzie jeszcze większy skok.

Do powyższego trzeba też dodać, że w kolejnych miesiącach będzie można zauważyć rotację dynamiki wzrostu cen na różnych kategoriach. To będzie powodowało krótkoterminowe i bardziej oddalone w czasie podwyżki cen. Będzie wyraźnie widać utrzymujący się trend wzrostowy w większości grup produktów. Producenci, ale też same sieci handlowe nie będą myśleć o obniżkach, tylko o podnoszeniu cen, ale w taki sposób, żeby nie były to zbyt widoczne działania dla konsumenta. I będzie to rozłożone raczej w dłuższej – kilkumiesięcznej perspektywie, o ile oczywiście na rynku nie wydarzy się nic gwałtownego, co mogłoby tę sytuację jeszcze bardziej zaostrzyć.

Autorem komentarza jest Robert Biegaj, ekspert rynku retailowego z Grupy Offerista
materiał prasowy

GUS: Wskaźniki cen towarów i usług konsumpcyjnych w lipcu 2024 roku

g-crescoli-365895-unsplash
GUS, tj. Główny Urząd Statystyczny, opublikował raport o nazwie „Wskaźniki cen towarów i usług konsumpcyjnych w lipcu 2024 roku”.

Jak informuje Główny Urząd Statystyczny, ceny towarów i usług konsumpcyjnych w lipcu 2024 r. w porównaniu z analogicznym miesiącem ub. roku wzrosły o 4,2% (przy wzroście cen usług – o 6,2% i towarów – o 3,5%). Natomiast w stosunku do poprzedniego miesiąca ceny towarów i usług wzrosły o 1,4% (w tym towarów – o 1,6% i usług – o 1,1%). Informacja została opublikowana na oficjalnej stronie internetowej GUS.

Źródło: GUS.

Kolejny miesiąc rośnie dynamika wzrostu cen w sklepach

fabian-blank-78637-unsplash
W lipcu br. najczęściej kupowane produkty podrożały średnio o 3,9% rdr. Tak wykazała analiza 69,1 tys. cen z 31,8 tys. sklepów. W czerwcu podwyżka w relacji rocznej wyniosła 3,1%, a w maju – 2,9%. Ponadto widać, że na 17 monitorowanych kategorii 13 wykazało wzrost rdr. Tym razem najmocniej zdrożały napoje bezalkoholowe, bo o 15,6% rdr. Na drugim miejscu w rankingu znalazły się dodatki spożywcze ze zwyżką o 11,2% rdr. Trzecie miejsce zajęły słodycze i desery z dodatnim wynikiem 9,3% rdr. W TOP5 drożyzny widać też chemię gospodarczą oraz pieczywo ze wzrostami odpowiednio o 8,7% i 6,4% rdr.

W zeszłym miesiącu codzienne zakupy ponownie zdrożały i to średnio o 3,9% rdr. Tak wynika z cyklicznie publikowanego raportu pt. „INDEKS CEN W SKLEPACH DETALICZNYCH”. Przeanalizowano 69,1 tys. cen z 31,8 tys. sklepów należących do 52 sieci handlowych. Dla porównania w czerwcu wzrost (obliczony przy użyciu tej samej metodologii) wyniósł 3,1%, w maju – 2,9%, a w kwietniu – 2,4% rdr.

– Dynamika wzrostu cen w sklepach przestała hamować i jest to obserwacja zgodna z ogólnym wzrostem inflacji odnotowanym w ostatnich miesiącach. Zmiany te nie są szczególnym zaskoczeniem dla ekonomistów. Ewidentnie możemy już mówić o powolnym, ale wyraźnym odwróceniu trendu w kwietniu 2024 roku, czego główną przyczyną było odmrożenie stawek VAT na żywność – zauważa dr Tomasz Kopyściański z Uniwersytetu WSB Merito.

Z zebranych danych również wynika, że w lipcu na 17 monitorowanych kategorii 13 wykazało wzrost rdr. Tak samo było w czerwcu i w maju. Ostatnio na pierwszej pozycji w rankingu drożyzny uplasowały się napoje bezalkoholowe ze średnim wzrostem rdr. na poziomie 15,6%. W czerwcu kategoria ta zdrożała o 4,9%, a w maju – o 6,3% rdr.

– Zdecydowanie kluczowy jest czynnik sezonowy, wynikający ze zwiększonego popytu na napoje bezalkoholowe w okresie wakacyjnych wysokich temperatur. Ale na wzrost cen w tej kategorii wpływa również zwiększenie kosztów opakowań z tworzyw sztucznych. Do tego dochodzą wyższe niż przed rokiem ceny niektórych owoców, np. pomarańczy. To wszystko sprawia, że produkcja soków staje się bardziej kosztowna – wyjaśnia dr Kopyściański.

Dla Piotra Bielskiego, Dyrektora Departamentu Analiz Ekonomicznych z Santander Bank Polska, tak duża skala przyspieszenia wzrostu cen napojów od lipca to spore zaskoczenie. – Wakacje mamy co roku o tej samej porze, więc sezonowy czynnik nie powinien wpływać na zmianę cen w ujęciu rdr. Natomiast ten rok jest rekordowo gorący. Od wielu miesięcy panuje susza i pogarsza się bilans wodny na dużym obszarze kraju. To mogło zwiększyć koszt zużycia potrzebnej wody do produkcji napojów, choć nie sądzę, żeby to było w stanie w pełni wyjaśnić tak znaczący skok dynamiki wzrostu cen z miesiąca na miesiąc – dodaje Piotr Bielski.

Na drugim miejscu najmocniej drożejących grup produktów znalazły się dodatki spożywcze (tj. ketchupy, majonezy, musztardy, przyprawy). Ich ceny wzrosły o 11,2% rdr. Warto dodać, że w czerwcu podrożały o 6,2%, a w maju – o 5,9% rdr. Widać zatem, że w tym przypadku również dynamika wzrostu cen zaczyna iść w górę.

– Dodatki spożywcze są produktami rolniczymi i jako takie drożeją. Rosną koszty pracy na roli, a do tego – w transporcie i w przemyśle przetwórczym. Mamy też teraz sezon na grillowanie, a mała gastronomia i turystyka dodatkowo napędzają popyt i ceny – mówi dr Andrzej Maria Faliński ze Stowarzyszenia Forum Dialogu Gospodarczego.

Na trzeciej pozycji w zestawieniu znalazły się słodycze i desery. Ich ceny wzrosły o 9,3% rdr. W poprzedniej edycji zdrożały o 11,2% rdr. Z kolei w maju szeroko rozumiane słodkości w ujęciu rocznym wykazały podwyżkę cen o 12,9% rdr.

– Wzrost cen, w tym, jak i w poprzednim miesiącu, wynika z tego, ile kosztują surowce. Pogarszające się warunki przyrodnicze negatywnie wpływają na surowce wykorzystywane w tej branży. Podwyżki cen nośników energii i płac oraz rosnący popyt na cukier i kakao, przy stabilizacji podaży, dodatkowo utrzymują drożyznę w tej kategorii. Analizując zmiany klimatyczne, raczej nie należy spodziewać się polepszenia sytuacji – wskazuje prof. Sławomir Jankiewicz z Uniwersytetu WSB Merito.

Na czwartym miejscu w rankingu znalazła się chemia gospodarcza ze średnim wzrostem rok do roku na poziomie 8,7%. W czerwcu wzrost rdr. wyniósł 9,2%, a w maju – 9,7%. Widać zatem, że dynamika podwyżek cen w tej kategorii zaczyna lekko spadać, jednak nadal są to spore wartości.

– Ceny w ostatnich miesiącach bardzo się ustabilizowały, tym niemniej wciąż pozostają wysokie. Niestety, ta kategoria raczej utrzyma się w czołówce wzrostów cenowych. Wyniki są bowiem w dużej mierze zależne od poziomu cen energii i gazu, które na przełomie roku mogą jeszcze istotnie wzrosnąć – zauważa dr Tomasz Kopyściański.

Z kolei na piątej pozycji znalazło się pieczywo ze średnim wzrostem o 6,4% rdr. W czerwcu podrożało rdr. o 5,3%, a w maju – o 4,9% rdr. Jak tłumaczy dr Faliński, podstawowe czynniki wzrostu cen pieczywa to drożejąca energia i coraz kosztowniejsze materiały do produkcji surowców, np. nawozy, środki ochrony, paliwo i inne. Do tego przesadnie długie łańcuchy dostaw skutkują narastaniem marż.

– Moim zdaniem, należy się liczyć z dalszym przyspieszeniem wzrostów cen pieczywa w drugiej połowie tego roku. Sprzyjać temu mogą podwyżki cen zbóż i mąki, wynikające ze słabszych zbiorów w kraju i za granicą. Należy też brać pod uwagę wzrost kosztów gazu dla piekarni po wygaśnięciu z końcem czerwca rządowych tarcz osłonowych – przypomina ekspert z Santander Bank Polska.

Poza TOP5 drożejących kategorii znalazły się środki higieny osobistej z podwyżką o 6,2% rdr. W czerwcu i w maju ich ceny zwiększyły się odpowiednio o 5,1% i 3,1% rdr. Na plusie są też owoce z wynikiem 3,8% rdr. We wcześniejszych dwóch miesiącach zdrożały o 1,8% i 2,2% rdr. W górę poszły też ceny nabiału – o 3,6% rdr. Poprzednie wzrosty wyniosły 1,1% i 1% rdr.

– Przyspieszający wzrost cen owoców to efekt m.in. tegorocznych niesprzyjających zjawisk pogodowych. Wg wstępnych szacunków GUS, tegoroczne zbiory owoców mogą być o ok. 17% niższe niż rok temu i najsłabsze od 2019 r. W efekcie należy się liczyć z dalszym nasileniem presji na wzrost cen owoców w drugim półroczu br. – ostrzega Piotr Bielski.

Podrożały również art. dla dzieci – o 3,5% rdr. W poprzednich miesiącach wzrosty rdr. w tej kategorii wyniosły 1,5% i 4,2%. Ostatnio ceny ryb urosły rdr. o 2,8%, a wcześniej – o 4,8% i 0,5%. Wędliny w lipcu zaliczyły skok o 2,3% rdr. Poprzednie podwyżki były na poziomie 4,6% i 1,2% rdr. Natomiast mięso podskoczyło o 2,2% rdr. Dwa wcześniejsze wzrosty były wielkości 0,9% i 1,9% rdr. Zestawienie drożejących kategorii zamykają używki (tj. herbata, kawa, piwo, wódka) z wynikiem 1% rdr. W czerwcu podrożały rdr. o 4,7%, a w maju – o 2,6% rdr.

– Podwyżki cen w większości kategorii wynikają ze wzrostu kosztów produkcji. I tak np. w przypadku wędlin są one wyższe niż w kategorii mięsa, więc ich ceny rosną szybciej. Ponadto idą w górę ceny logistyki. Ryby drożeją ze względu na koszty paliw i energii, transportu oraz wzrost płac. Trzeba też brać pod uwagę wahania pogodowe, zanieczyszczenie środowiska oraz zmiany przepisów, związane z ochroną i hodowlą – podsumowuje prof. Sławomir Jankiewicz z Uniwersytetu WSB Merito.

(MN, Sierpień 2024 r.)

Źródło:
© MondayNews Polska | Wszelkie prawa zastrzeżone.

Szybki szacunek produktu krajowego brutto za II kwartał 2024 roku wg GUS

adeolu-eletu-38649-unsplash
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował raport pt. „Szybki szacunek produktu krajowego brutto za II kwartał 2024 roku”.

Według szybkiego szacunku przygotowanego przed GUS, produkt krajowy brutto (PKB) niewyrównany sezonowo w drugim kwartale 2024 r. zwiększył realnie się o 3,2% rok do roku wobec spadku o 0,6% w analogicznym okresie w ubiegłym, 2023 r.
W drugim kwartale 2024 r. realny PKB wyrównany sezonowo (w cenach stałych przy roku odniesienia 2015) zwiększył się o 1,5% w porównaniu z poprzednim kwartałem i był wyższy niż przed rokiem o 4,0%. – podsumowuje Główny Urząd Statystyczny.

Źródło: GUS.

UCE RESEARCH: W lipcu na sklepowych półkach było o 3,9 proc. drożej niż rok temu

markus-spiske-484245-unsplash
Analiza 69,1 tys. cen pochodzących z 31,8 tys. sklepów detalicznych wykazała, że w lipcu br. codzienne zakupy zdrożały średnio o 3,9% rdr. Do tego dane pokazują, że w ostatnich miesiącach dynamika podwyżek cen konsekwentnie rośnie. Ostatnio na 17 monitorowanych kategorii 13 było na plusie. Tym razem najbardziej zdrożały napoje bezalkoholowe – o 15,6% rdr. W czołówce drożyzny widać też dodatki spożywcze z podwyżką rdr. na poziomie 11,2%, słodycze i desery – 9,3%, chemię gospodarczą – 8,7%, a także pieczywo – 6,4%. Natomiast spadki zaliczyły 4 kategorie. Największy z nich dotyczył art. tłuszczowych i wyniósł 8,1% rdr. Ujemne wyniki rdr. zanotowały ponadto produkty sypkie – 7,4%, warzywa – 5,6%, jak również karmy dla zwierząt – 0,5%.

Według cyklicznie wydawanego raportu pt. „INDEKS CEN W SKLEPACH DETALICZNYCH”, autorstwa UCE RESEARCH i Uniwersytetu WSB Merito, opartego na analizie 69,1 tys. cen pozyskanych z 31,8 tys. sklepów, w lipcu br. codzienne zakupy zdrożały średnio o 3,9% rdr. Dla porównania można wskazać, że w czerwcu wzrost rdr. – wyliczony wg tej samej metodologii – wyniósł 3,1%, w maju – 2,9%, a w kwietniu – 2,4%. Oznacza to, że dynamika podwyżek cen w sklepach wciąż rośnie.

– Jest to obserwacja zgodna z ogólnym wzrostem inflacji odnotowanym w ostatnich miesiącach. Zmiany te nie są szczególnym zaskoczeniem dla ekonomistów. Ewidentnie możemy już mówić o powolnym, ale wyraźnym odwróceniu trendu od kwietnia, czego główną przyczyną było odmrożenie stawek VAT na żywność – komentuje dr Tomasz Kopyściański z Uniwersytetu WSB Merito.

W lipcu br. na 17 analizowanych kategorii 13 było na plusie. Na froncie drożyzny znalazły się napoje bezalkoholowe ze wzrostem rdr. o 15,6%. W czerwcu podrożały rdr. o 4,9%, a w maju – o 6,3%. – Tu kluczowym czynnikiem był popyt na napoje bezalkoholowe w okresie wakacyjnych, wysokich temperatur. Ale na wzrost cen w tej kategorii wpływa również zwiększenie kosztów opakowań z tworzyw sztucznych. Do tego dochodzą wyższe niż przed rokiem ceny niektórych owoców, np. pomarańczy. To wszystko sprawia, że drożeje m.in. produkcja soków, ale nie tylko – mówi dr Tomasz Kopyściański.

Na drugim miejscu w rankingu są dodatki spożywcze (tj. ketchupy, majonezy, musztardy, przyprawy) z podwyżką o 11,2% rdr. W czerwcu zdrożały rdr. o 6,2%, a w maju – o 5,9%. – Rosnąca dynamika wzrostu cen dodatków spożywczych wynika ze zwiększenia kosztów produkcji. Prognozy w tym zakresie nie są pozytywne. Do końca roku zdrożeje energia. Ponadto rosną ceny surowców, np. pomidorów i gorczycy, a także opakowań, co również wpływa na tę kategorię – wyjaśnia prof. Sławomir Jankiewicz z Uniwersytetu WSB Merito.

Na trzeciej pozycji są słodycze i desery z podwyżką o 9,3% rdr. Miesiąc wcześniej podrożały rdr. o 11,2%, a w maju – o 12,9% rdr. – Pogarszające się warunki przyrodnicze negatywnie wpływają na surowce wykorzystywane w tej branży. Ponadto wzrost cen nośników energii i płac oraz rosnący popyt na cukier oraz kakao, przy stabilizacji podaży, dodatkowo utrzymują drożyznę. Analizując zmiany klimatyczne, nie należy spodziewać się polepszenia warunków uprawy oraz zmian w cenach energii, a więc artykuły z tej kategorii wciąż będą drogie – przekonuje prof. Sławomir Jankiewicz.

Czwarta w rankingu jest chemia gospodarcza ze średnim wzrostem rdr. o 8,7%. W czerwcu i w maju zdrożała odpowiednio o 9,2% i 9,7% rdr. – Ceny chemii gospodarczej w ostatnich miesiącach bardzo się ustabilizowały, tym niemniej wciąż są wysokie. Niestety, ta kategoria raczej utrzyma się w czołówce drożyzny. Jej wyniki są w dużej mierze zależne od poziomu cen energii i gazu, które na przełomie roku mogą istotnie wzrosnąć – tłumaczy dr Tomasz Kopyściański.

Piąte w zestawieniu jest pieczywo, które podrożało o 6,4% rdr. W czerwcu zaliczyło wzrost rdr. o 5,3%, a w maju – o 4,9%. – W tej kategorii istotny był wzrost cen zbóż, odnotwany w maju i w czerwcu w skupach rolnych. Aktualnie jednak sytuacja w tym zakresie bardzo się ustabilizowała. W lipcu pszenica i żyto nawet potaniały – o ok. 10% rdr. To tworzy perspektywę do wyhamowania podwyżek cen pieczywa w kolejnych miesiącach. Jednak w dłuższym okresie kluczowym czynnikiem będą koszty zużycia gazu. Wyłania się więc ryzyko wzrostu cen w kolejnym roku – ostrzega dr Kopyściański z WSB Merito.

Zaraz za TOP5 znalazły się środki higieny osobistej z podwyżką o 6,2% rdr. W czerwcu i w maju podrożały odpowiednio o 5,1% i 3,1% rdr. Na plusie są też owoce z wynikiem 3,8% rdr. We wcześniejszych dwóch miesiącach zdrożały o 1,8% i 2,2% rdr. W górę poszły też ceny nabiału – o 3,6% rdr. Poprzednie wzrosty wyniosły 1,1% i 1% rdr.

– Na podwyżki cen owoców wpływa ograniczona podaż, co w wielu przypadkach jest wciąż konsekwencją wiosennych przymrozków i spadku plonów w sadownictwie. Natomiast powodem stabilnych cen nabiału jest utrzymująca się na rynku krajowym od wielu miesięcy wysoka podaż. Jej konsekwencją są niskie ceny mleka w skupie – stwierdza dr Tomasz Kopyściański.

Podrożały też art. dla dzieci – o 3,5% rdr. W poprzednich miesiącach wzrosty rdr. w tej kategorii wyniosły 1,5% i 4,2%. Ostatnio ceny ryb urosły rdr. o 2,8%, a wcześniej – o 4,8% i 0,5%. Wędliny w lipcu zaliczyły skok o 2,3% rdr. Poprzednie podwyżki były na poziomie 4,6% i 1,2% rdr. Natomiast mięso podskoczyło o 2,2% rdr. Dwa wcześniejsze wzrosty były wielkości 0,9% i 1,9% rdr. Zestawienie drożejących kategorii zamykają używki (tj. herbata, kawa, piwo, wódka) z wynikiem 1% rdr. W czerwcu podrożały rdr. o 4,7%, a w maju – o 2,6% rdr.

– Podwyżki cen w większości kategorii wynikają ze wzrostu kosztów produkcji. I tak np. w przypadku wędlin są one wyższe niż w kategorii mięsa, więc ich ceny rosną szybciej. Ponadto idą w górę ceny logistyki. Ryby drożeją ze względu na koszty paliw i energii, transportu oraz wzrost płac. Trzeba też brać pod uwagę wahania pogodowe, zanieczyszczenie środowiska oraz zmiany przepisów, związane z ochroną i hodowlą – wymienia prof. Sławomir Jankiewicz z Uniwersytetu WSB Merito.

Z kolei na minusie znalazły się 4 kategorie. W czerwcu i w maju było identycznie. W lipcu rdr. najbardziej zmalały ceny art. tłuszczowych – o 8,1% rdr. Poprzednie spadki wyniosły 11,2% i 10% rdr. – Ulgę cenową w tej kategorii obserwujemy już od wielu miesięcy. Podstawowym powodem jest ubiegłoroczny, bardzo dobry poziom światowych zbiorów roślin oleistych. W br. prognozuje się jednak lekki spadek produkcji, co może wpłynąć na nieznaczne wzrosty cen, choć raczej w dłuższej perspektywie – uspokaja dr Tomasz Kopyściański.

Ponadto rdr. zmniejszyły się również ceny produktów sypkich – o 7,4% rdr. Poprzednie spadki wyniosły 2% i 3,6% rdr. Na minusie są też warzywa – 5,6% rdr. Wcześniej ujemne wyniki były na poziomie 5,1% oraz 3,3% rdr. Najmniej rdr. potaniły karmy dla zwierząt – o 0,5% rdr. W czerwcu i w maju ich ceny zmalały odpowiednio o 2,4% i 8,1% rdr.

***
Opis metody badawczej

Dane pochodzą z cyklicznego raportu pt. „INDEKS CEN W SKLEPACH DETALICZNYCH” (powstającego co miesiąc od blisko 7 lat), autorstwa UCE RESEARCH i Uniwersytetu WSB Merito (dawniej Wyższych Szkół Bankowych). Analiza pokazuje średnią wartość cenową, notowaną miesiąc do miesiąca i rok do roku. W najnowszej odsłonie porównano wyniki z lipca 2024 r. i z analogicznego okresu z 2023 r. Dotyczyło to 17 kategorii i ponad 100 najczęściej wybieranych przez konsumentów produktów codziennego użytku. Łącznie zestawiono ze sobą 69,1 tys. cen detalicznych z 31,8 tys. sklepów należących do 52 sieci handlowych. Badaniem objęto wszystkie na rynku dyskonty, hipermarkety, supermarkety, sieci convenience oraz cash&carry, docierające ze swoją ofertą do większości konsumentów w Polsce.

Uwaga! Autorzy badania zastrzegają, że powyższa analiza nie może być traktowana jako pomiar wzrostu lub spadku ogólnego poziomu inflacji.

Źródło: UCE GROUP LTD. / materiał prasowy

Q2 2024: Parki handlowe na topie, galerie zmieniają funkcje

heidi-sandstrom-466619-unsplashII kwartał 2024 na rynku handlowym w Polsce upłynął pod znakiem aktywności deweloperów. Preferowanym segmentem aktywów pozostają parki handlowe. Umacniający się trend wyburzania galerii handlowych, otwiera przestrzeń na nowe inwestycje mieszkaniowe i biurowe – zauważają eksperci BNP Paribas Real Estate Poland w raporcie „Rynek nowoczesnego handlu w Polsce”.

W drugim kwartale 2024 roku rynek handlowy w Polsce powiększył swoje zasoby o około 135 tys. m kw. nowoczesnej powierzchni, przy czym nowa podaż obejmowała zarówno otwarcia nowych obiektów, jak i rozbudowę już istniejących. Na koniec czerwca w budowie pozostawało ok. 335 tys. m kw. nowej powierzchni handlowej oraz około 110 tys. m kw. powierzchni, która obejmowała rozbudowy obiektów lub zmianę ich formatu.

Najwyższe wskaźniki nasycenia nowoczesną powierzchnią handlową niezmiennie obserwuje się
w aglomeracjach wrocławskiej i poznańskiej, gdzie kształtują się one na poziomie odpowiednio 1024 i 973 m kw./1000 mieszkańców, najniższe natomiast w konurbacji katowickiej i aglomeracji łódzkiej (odpowiednio 723 m kw. i 699 m kw./1000 mieszkańców).

W drugim kwartale 2024 polski rynek handlowy przywitał trzy nowe brandy, a wszystkie otwarcia miały miejsce w Warszawie. Debiutu doczekała się, wywodząca się z Rumunii, piekarnia Luca, która na swoją pierwszą lokalizację wybrała budynek Polna Corner. Z kolei w Browarach Warszawskich zadebiutował pochodzący z Ukrainy nowy craft bar Veselka, a w Fabryce Norblina otworzył się pierwszy sklep stacjonarny Answear.com.

Jak podkreślają eksperci BNP Paribas Real Estate Poland, rynek nowoczesnego handlu w Polsce ciągle podlega zmianom ze względu na jego dojrzałość i nasycenie obiektami handlowymi. Wskutek tego, niektóre z galerii handlowych w polskich miastach zostały już rozebrane, inne czekają na rozbiórkę albo dopiero ważą się ich losy.

Głównymi przyczynami rozbiórki obiektów handlowych były spadki obrotów i liczby klientów lub też nowe plany inwestycyjne właścicieli obiektów mówi Fabrice Paumelle, Dyrektor Działu Powierzchni Handlowych w BNP Paribas Real Estate Poland. – W chwili obecnej trwa rozbiórka Galerii Malta w Poznaniu, a na jej miejsce prawdopodobnie powstaną mieszkania. Z kolei we Wrocławiu jeszcze w tym roku ma rozpocząć się rozbiórka Arkad Wrocławskich, a na ich miejscu ma powstać nowoczesny biurowiec z przestrzenią mieszkalną. Centra handlowe nie znikną, choć obserwować będziemy nasilenie różnego rodzaju działań – od rekomercjalizacji, remontów i modernizacji, przez rozbudowy, przebudowy i zmiany funkcji, po rozbiórki w celu odzyskania gruntu i realizacji nowych inwestycji.

Wyburzanie galerii handlowych obserwowaliśmy już w Warszawie (Centrum Handlowe Jupiter), Krakowie (Kraków Plaza), Katowicach (CH Belg), czy Sosnowcu (CH Sosnowiec). W ich miejscu powstają nowe mieszkania, biura, hotele czy też parki logistyczne.

Źródło: BNP Paribas Real Estate [fragment artykułu]
materiał prasowy

RAPORT: Co trzeci Polak uważa, że inwestowanie w kryptowaluty jest w Polsce niebezpieczne

bitcoin
Ponad 40% społeczeństwa uznaje inwestowanie w kryptowaluty w Polsce za bezpieczne. Przeszło 32% rodaków myśli odwrotnie, a blisko 28% nie ma zdania na ten temat. Biznes cyfrowalutowy budzi zaufanie głównie wśród osób młodych, z podstawowym wykształceniem i z miesięcznym dochodem netto w wysokości 7000-8999 zł. Z kolei jest uznawany za niebezpieczny zwłaszcza przez seniorów, Polaków z wyższym wykształceniem i zarabiających co miesiąc 1000-2999 zł na rękę. Komentujący wyniki badania eksperci zwracają uwagę na brak elementarnej wiedzy rodaków na temat jakiegokolwiek inwestowania. I dodają, że w tym kryje się prawdziwe zagrożenie dla osób chcących się wzbogacić na nieznanym sobie rynku, na którym działają również oszuści. Dlatego władze powinny zapewnić społeczeństwu powszechną edukację. Same regulacje nie wystarczą.

Jak wynika z ostatnio opublikowanego raportu ARI10, 40,1% dorosłych Polaków uważa, że inwestowanie w kryptowaluty w Polsce jest bezpieczne. W opinii Piotra Kuczyńskiego, ekonomisty i analityka z DI Xelion, ci, którzy tak mówią, opierają się na tym, że handel instrumentami finansowymi w Polsce jest uregulowany przez KNF. I zaufanie, jakim darzą giełdę, przenoszą na rynek kryptowalutowy, zupełnie go nie znając i nie rozumiejąc. Zdaniem eksperta, zaledwie ok. 10% Polaków ma o nim pojęcie.

– Trzeba mieć świadomość tego, że inwestując w waluty cyfrowe, często ryzykujemy o wiele bardziej niż na tradycyjnych rynkach. Jednocześnie mamy szanse na zdecydowanie większe zyski, ale kosztem trochę wyższego ryzyka – mówi Mateusz Kara, prawnik i ekspert rynku kryptowalutowego z ARI10.

Natomiast Jakub Martenka, jeden ze współautorów raportu, uzupełnia, że „ryzykiem”, które przykleiło się do kryptowalut, są oszuści. Jednak oni nigdy nie oferują inwestycji w waluty cyfrowe, tylko obiecują zwroty w zamian za poświęcony kapitał. Działają z ramienia platform inwestycyjnych i są szczególnie niebezpieczni dla nowych osób na rynku, którym brakuje elementarnej wiedzy i wykazują się wysoką ufnością.

– Najgorsze jest to, że zmanipulowane ofiary poświęcają swoje życiowe oszczędności, a czerwona lampka zapala im się dopiero wówczas, gdy zainwestowane pieniądze są już dawno na kontach oszustów. Dlatego Polacy pilnie potrzebują edukacji w kwestii bezpiecznego inwestowania, nie tylko w kryptowaluty – bije na alarm Jakub Martenka.

Do tego Mateusz Kara dodaje, że świadomość Polaków o inwestowaniu, nie tylko w kryptowaluty, wymaga poszerzenia. – Jako dość biedne społeczeństwo nauczyliśmy się zaciskania pasa, ale nie wyrobiliśmy sobie chęci do inwestowania. Ostrożność jest naturalna, ale po wstępnej analizie danego przypadku warto wyciągnąć pierwsze wnioski, które mogą skierować nas albo do inwestowania, albo do rezygnacji z tego. W tym miejscu trzeba też dodać, że właściwie na każdym rynku bezpieczeństwo zależy od tego, czy inwestor ma o nim pojęcie – podkreśla ekspert z ARI10.

Według raportu, inwestowanie w kryptowaluty w Polsce częściej jest uznawane za bezpieczne przez mężczyzn niż przez kobiety. Takie stanowisko zajmują głównie osoby w wieku od 18 do 24 lat, z miesięcznym dochodem netto 7000-8999 zł, a także z podstawowym wykształceniem. Są to zazwyczaj mieszkańcy miast liczących od 200 tys. do 499 tys. ludności. Piotr Kuczyński zwraca uwagę na to, że młodzi ludzie mają apetyt na ryzyko. Są też podatni na hasła łatwego i szybkiego zarobku. Chętnie więc podejmują błyskawiczne decyzje, by się wzbogacić.

– Niepokojące jest to, że większość osób przekonanych o bezpieczeństwie kryptowalut ma niskie wykształcenie. Zatem mogą być one podatne na manipulacje ze strony oszustów, których jest dość wielu. To z kolei jest potężne wyzwanie dla władz, które od wielu miesięcy nie radzą sobie z zapewnieniem bezpieczeństwa na rynku. Same regulacje w tym zakresie nie pomogą. Potrzebna jest powszechna edukacja. Tymczasem w naszym kraju nikt nie jest zainteresowany jej realizacją – alarmuje prof. Krzysztof Piech, ekonomista i nauczyciel akademicki.

Badanie wykazało również, że 32,1% rodaków uważa inwestowanie w kryptowaluty w Polsce za niebezpieczne. – To nie jest wysoki wynik. Biorąc pod uwagę to, jak negatywnymi informacjami na temat kryptowalut zazwyczaj są „bombardowani” odbiorcy mediów, trudno dziwić się, że jedna trzecia Polaków postrzega je jako niebezpieczne – stwierdza Mateusz Kara.

Inwestowanie w kryptowaluty w Polsce jest uważane za niebezpieczne częściej przez kobiety niż przez mężczyzn. Takie zdanie mają przede wszystkim osoby w wieku od 75 do 80 lat, z miesięcznym dochodem netto 1000-2999 zł, jak również z wyższym wykształceniem. Dotyczy to głównie mieszkańców miast liczących od 100 tys. do 199 tys. ludności. Piotr Kuczyński zauważa, że osoby lepiej wykształcone potrafią analitycznie podejść do tematu inwestycji. W związku z tym biorą pod uwagę różne zagrożenia.

– Wraz ze wzrostem wieku spada otwartość na tzw. nowinki technologiczne i powstaje luka w wiedzy poznawczej. W związku z tym osoby w podeszłym wieku, w tym emeryci, mogą odbierać kryptowaluty jako niepewną inwestycję. Do tego często mogą nawet nie wiedzieć, czym dokładnie one są. Natomiast osoby mniej zamożne nie mają środków na tego typu aktywność, stąd brak ich zainteresowania – komentuje Jakub Martenka.

Ponadto raport pokazuje, że 27,8% Polaków nie potrafi ocenić, czy inwestowanie w kryptowaluty w Polsce jest bezpieczne. W ocenie Piotra Kuczyńskiego, ten wynik powinien być wyższy, bo brakuje powszechnej wiedzy na temat kryptowalut. Skoro dany rynek nie jest komuś znany, to bardzo rozsądnie jest przyznać się do tego. Trzeba najpierw dobrze poznawać dany instrument inwestycyjny, żeby wyrobić sobie o nim opinię i ewentualnie zacząć z niego korzystać.

– Dla sporej grupy osób kryptowaluty wciąż są dużą nowością, chociaż na naszym rynku są od naprawdę wielu lat. Jeśli przeciętny Kowalski sam nie zainteresuje się tematem i nie zgłębi go w przestrzeni internetowej, to w drukowanej prasie nie znajdzie wielu informacji z tego zakresu. Ewentualnie może trafić na artykuł o kryptowalutach w czasopiśmie z branży finansów. Jak widać po raporcie, to zdecydowanie za mało – przekonuje Kara.

Wyniki te nie zaskakują prof. Piecha z uwagi na niewiedzę Polaków. – Długoterminowo trudno jednak znaleźć bezpieczniejszą inwestycję od wiodących kryptowalut. I chyba większość osób na rynku mogłaby się z tym zgodzić. Oczywiście wiele projektów walut cyfrowych upada, a ponadto są olbrzymie wahania ich cen. Podobnie jest na zwykłych rynkach papierów wartościowych z notowanymi na nich startupami. Różnica jednak polega na tym, że jeśli mamy środki w swoim portfelu, to są one nasze i nikt nie może ich nam zabrać – są bezpieczne – wyjaśnia prof. Piech.

Jak przewiduje Mateusz Kara, już niedługo część niezdecydowanych osób może przekonać się do kryptowalut. Sprzyjać temu będą pojawiające się regulacje i aktywności. Jakiś czas temu w Ministerstwie Finansów odbyła się konferencja dotycząca projektu ustawy o kryptoaktywach. Polska jest zobligowana do wprowadzenia unijnego rozporządzenie MiCA. To ma pomóc wytworzyć jednolity rynek, a jednocześnie go ucywilizować i zwiększyć bezpieczeństwo. Niemniej ekspert prognozuje, że połowa nieświadomych obywateli nie zgłębi tematu i pozostanie neutralna w stosunku do kryptowalut. Takie osoby dalej będą myślały bardziej o zabezpieczaniu swoich środków niż o inwestowaniu.

(MN, Sierpień 2024 r.)

Źródło: © MondayNews Polska | Wszelkie prawa zastrzeżone.

Podatnicy coraz odważniej podchodzą do split paymentu

adeolu-eletu-38649-unsplash
Jak wynika z najnowszych danych Ministerstwa Finansów, w pierwszej połowie 2024 roku liczba transakcji wykonanych przy użyciu mechanizmu podzielonej płatności wyniosła ponad 48,7 mln. To o 4,9% więcej niż w analogicznym okresie 2023 roku. Wzrost ten nie stanowi zaskoczenia dla ekspertów. Mówią oni, że z reguły podatnicy korzystają z tego rozwiązania, bo chcą się czuć bezpieczniejsi w ewentualnym późniejszym kontakcie z fiskusem. Dodają też, że coraz częściej dostrzegany jest pakiet zachęt. Na ww. wzrost zapracowało też kilka istotnych zmian w przepisach, np. tych z 1 lipca ub.r. w ramach pakietu SLIM VAT3, gdzie dokonano nowelizacji regulacji dotyczących mechanizmu podzielonej płatności.

Więcej transakcji

Jak wynika z danych Ministerstwa Finansów, w pierwszej połowie 2024 roku liczba transakcji przy użyciu mechanizmu podzielonej płatności (MPP) wyniosła dokładnie 48 718 286. To o 4,9% więcej niż w analogicznym okresie 2023 roku, kiedy było ich 46 450 429. Zdaniem doradcy podatkowego i radcy prawnego Marka Wanata z firmy doradczej Deloitte, to istotny wzrost, ale bez szczegółowych danych Ministerstwa Finansów trudno antycypować, jaka jest jego główna przyczyna, tzn. na ile jest to związane ze zwiększeniem liczby transakcji, w których MPP ma charakter obligatoryjny, a na ile – fakultatywny.

– Potencjalnie może mieć to związek z rozszerzeniem możliwości wydatkowania środków z rachunku VAT (zmiana w tym zakresie weszła w życie od 1 lipca 2023 r.), jak też z coraz większą chęcią podatników do zabezpieczenia należytej staranności. W naszej praktyce coraz częściej obserwujemy, że podatnicy w swoich procedurach w przypadku nowych kontrahentów wskazują mechanizm podzielonej płatności jako domyślny sposób regulowania należności. Działania takie są racjonalne, gdyż organy podatkowe w przypadku MPP mają ograniczone możliwości kwestionowania prawa do dokonania odliczenia VAT – wyjaśnia ekspert z Deloitte.

Wzrost liczby transakcji nie stanowi zaskoczenia dla doradcy podatkowego Magdaleny Jaworskiej z kancelarii Quidea. Zwraca ona uwagę na to, że ten system płatności na rzecz podatników VAT jest już dość powszechny, a wzrost liczby płatności w ramach split payment miał miejsce również w przeszłości, szczególnie gdy był poprzedzony zmianą przepisów.

Nowelizacja przepisów

– W 2023 roku miało miejsce kilka istotnych zmian w odniesieniu do split payment. 1 lipca ub.r. w ramach pakietu SLIM VAT3 dokonano nowelizacji regulacji dotyczących mechanizmu podzielonej płatności. Były to zmiany na korzyść podatników, które mogły się przełożyć na omawiany wzrost płatności w ramach split payment. Między innymi rozszerzono wtedy katalog podmiotów mogących korzystać z przywilejów wynikających ze stosowania mechanizmu podzielonej płatności. Zmiana odnosi się do sytuacji zapłaty kwoty podatku z otrzymanej faktury również przez podatnika innego niż wskazany na fakturze, np. faktora. Dodatkowo rozszerzono katalog płatności, w ramach których można upłynniać środki z rachunku VAT – wyjaśnia Magdalena Jaworska.

W opinii ekspertki, w Polsce split payment zrealizował zakładane cele. Mechanizm ten przyczynił się m.in. do zwiększenia poboru VAT, szybszego dokonywania zwrotów tego podatku, zmniejszenia obciążeń administracyjnych i kosztów po stronie przedsiębiorców, jak również wzrostu pewności obrotu gospodarczego. Dlatego w lipcu 2021 roku do Komisji Europejskiej został skierowany wniosek derogacyjny o przyznanie upoważnienia do stosowania obligatoryjnego MPP przez kolejne 3 lata, tj. od 1 marca 2022 roku do 28 lutego 2025 roku. Z pozytywną oceną zgadza się Maciej Hadas, partner i doradca podatkowy w Grant Thornton.

– Moim zdaniem, MPP się sprawdził. Jest to rozwiązanie, które ogranicza znacznie ryzyko wyłudzenia podatku VAT. Jest korzystne dla uczciwych podatników, którzy dzięki stosowaniu MPP ograniczają swoją odpowiedzialność za nieuczciwe działania kontrahentów. Rosnąca liczba transakcji objętych MPP wydaje się potwierdzać ten sukces i akceptację tego rozwiązania przez rynek – mówi Maciej Hadas.

Korzyści motywują

Marek Wanat zauważył również, że podatnicy coraz częściej stosują MPP na zasadzie fakultatywnej, jako preferowaną metodę rozliczania materialnych operacji, np. transakcji nieruchomościowych. Magdalena Jaworska wskazuje na korzyści płynące ze stosowania split payment. To m.in. brak podwyższonych odsetek za zwłokę i przyspieszony zwrot podatku. Najważniejsze jest jednak to, że nie ma sankcji VAT i solidarnej odpowiedzialności.

– I na końcu należy pamiętać, że stosowanie split payment jest również elementem należytej staranności podatnika, co szczególnie dotyczy branż wrażliwych, narażonych na nadużycie VAT. Jest jeszcze jeden aspekt praktyczny stosowania mechanizmu podzielonej płatności. Niektóre firmy wprost przyjęły, że wszystkie płatności będą dokonywać w split payment bez wyodrębniania w tym zakresie standardowych przelewów. Oprócz aspektów związanych z ochroną przed ryzykiem niestosowania mechanizmu podzielonej płatności, w szczególności w postaci sankcji – dodatkowego zobowiązania podatkowego 30% kwoty podatku wykazanego na fakturze, motywowane jest to również względami operacyjnymi – wyjaśnia ekspertka.

Magdalena Jaworska dodaje również, że osoby dokonujące w ten sposób płatności nie muszą dodatkowo analizować, czy dany wydatek obligatoryjnie podlega mechanizmowi podzielonej płatności, by wydzielać go do płatności z użyciem rachunku VAT. Doradca podatkowy Maciej Hadas zwraca uwagę, że MPP ogranicza znacznie ryzyko wyłudzenia podatku VAT.

– Jest to korzystne dla uczciwych podatników, którzy dzięki stosowaniu MPP ograniczają swoją odpowiedzialność za nieuczciwe działania kontrahentów. Rosnąca liczba transakcji objętych MPP wydaje się zatem potwierdzać ten sukces i akceptację tego rozwiązania przez rynek – podsumowuje ekspert z Grant Thornton.

(MN, Sierpień 2024 r.)
Źródło: © MondayNews Polska | Wszelkie prawa zastrzeżone.

Czy inwestowanie w fotowoltaikę jest opłacalne dla firm?

E ON Talks cytat
Czy inwestowanie w fotowoltaikę jest opłacalne dla firm? Zmieniające się ceny energii w Polsce skłaniają wielu przedsiębiorców do zastanowienia się nad inwestycją w fotowoltaikę. Jednak rozważaniom zazwyczaj towarzyszą obawy o wysokie koszty początkowe i zmiany w systemie rozliczeń. W najnowszym odcinku podcastu E.ON Talks Przemysław Kałek, radca prawny i ekspert w zakresie rynku energii, w rozmowie z Patrykiem Żółtowskim z E.ON Polska, wyjaśnia, co może decydować o opłacalności instalacji fotowoltaicznej.

Fotowoltaika coraz bardziej opłacalna dla firm

Popularność wykorzystywania rozwiązań fotowoltaicznych przez przedsiębiorców wiąże się z intensywnym rozwojem technologicznym tego segmentu. Na opłacalność inwestycji w takie źródło energii wpływa m.in. rosnąca wydajność paneli fotowoltaicznych. Idzie ona w parze z coraz wyższą jakością instalacji, a także spadającymi cenami jej montażu. Dodatkową korzyścią dla przedsiębiorców jest również uproszczenie procesu realizacji inwestycji. – Dzięki ostatnim zmianom prawnym firmy nie muszą już pozyskiwać stosownej decyzji środowiskowej. Nie ma też ograniczeń związanych z lokalizacją: na przykład wynikających z miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego – zauważa Przemysław Kałek.

Na decyzje przedsiębiorców o zakupie instalacji PV bez wątpienia ma wpływ nieprzewidywalność cen energii elektrycznej. Szybka reakcja rynku energetycznego na różne impulsy cenowe może powodować nagłe wahania stawek za prąd. – Średniej wielkości przedsiębiorcy często nie są przygotowani na tego typu zmiany cen energii. Fotowoltaika jest rozwiązaniem, które może zapewnić niezależność i poczucie bezpieczeństwa w tym obszarze. W większości przypadków nie zaspokoi całego zapotrzebowania firmy na energię elektryczną. Jednak im więcej jej potrzebujemy, tym bardziej taka instalacja będzie ważnym źródłem wspierającym niezależność energetyczną firmy – zauważa Przemysław Kałek.

Energia w depozycie

Wprowadzony w 2022 roku system rozliczeń net-billing uczynił prosumentów świadomymi uczestnikami rynku energii. Stali się odbiorcami aktywnymi – nie tylko pasywnie pobierają energię elektryczną, ale także ją produkują, magazynują i oferują na rynku. Dodatkowym ułatwieniem jest tzw. depozyt konsumencki.

– Sprzedawca energii elektrycznej, z którym taki prosument ma zawartą umowę, tworzy dla niego specjalne konto prosumenckie, na którym zatrzymuje depozyt. Jest to kwota, za którą sprzedawca odkupuje od prosumenta nadwyżkę energii elektrycznej, po cenie wynikającej z ustawy o odnawialnych źródłach energii. Depozyt ten jest wykorzystywany w przypadku, gdy prosument nie może korzystać z własnej produkcji – wyjaśnia Przemysław Kałek.

Źródło: E.ON Polska [fragment wywiadu].

GUS: Dynamika produkcji budowlano-montażowej w czerwcu 2024 roku

mari-helin-tuominen-38313-unsplash
Główny Urząd Statystyczny (GUS) informuje, że raport „Dynamika produkcji budowlano-montażowej w czerwcu 2024 roku” to dane wstępne – obejmują przedsiębiorstwa o liczbie pracujących powyżej 9 osób, których przeważający rodzaj działalności zaliczono do sekcji F „Budownictwo” według Polskiej Klasyfikacji Działalności 2007 (PKD 2007).

Według danych wstępnych zgromadzonych przez Główny Urząd Statystyczny, produkcja budowlano-montażowa (w cenach stałych) zrealizowana w czerwcu 2024 r. na terenie kraju przez przedsiębiorstwa budowlane o liczbie pracujących powyżej 9 osób była niższa o 8,9% w porównaniu z analogicznym okresem 2023 roku (w czerwcu ub.r. wzrost o 1,6%) oraz wyższa o 5,0% w stosunku maja br. (przed rokiem wzrost o 7,7%).

W czerwcu 2024 roku odnotowano zmniejszenie produkcji budowlano-montażowej w skali roku we wszystkich działach budownictwa. Dla przedsiębiorstw, których podstawową działalnością była budowa obiektów inżynierii lądowej i wodnej – o 0,9%, dla jednostek wykonujących prace budowlane specjalistyczne – o 11,8% oraz zajmujących się wznoszeniem budynków – o 17,9%. – podsumowuje GUS.

Źródło: GUS.

Budownictwo mieszkaniowe w okresie styczeń-czerwiec 2024 roku wg GUS

markus-spiske-484245-unsplashGłówny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował raport o nazwie „Budownictwo mieszkaniowe w okresie styczeń-czerwiec 2024 roku”.

Jak czytamy w raporcie GUS, w okresie styczeń-czerwiec 2024 roku oddano do użytkowania mniej mieszkań niż przed rokiem. Zwiększyła się natomiast liczba mieszkań, na których budowę wydano pozwolenia lub dokonano zgłoszenia z projektem budowlanym oraz liczba mieszkań, których budowę rozpoczęto.
Według wstępnych danych zgromadzonych przez Główny Urząd Statystyczny, w pierwszym półroczu 2024 roku oddano do użytkowania 95,5 tys. mieszkań, tj. 14,6% mniej niż w analogicznym okresie 2023 roku.  tys.). Pełna treść raportu znajduje się na stronie internetowej GUS.
Są to dane wstępne, mogą ulec zmianie po opracowaniu danych ostatecznych. – podkreśla GUS.

Źródło: GUS.

GUS o przeciętnym zatrudnieniu i wynagrodzeniu w sektorze przedsiębiorstw

rawpixel-com-603645-unsplash
„Przeciętne zatrudnienie i wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw w czerwcu 2024 roku” to jeden z najnowszych raportów Głównego Urzędu Statystycznego (GUS).

Jak informuje GUS, w czerwcu 2024 r. przeciętne zatrudnienie w sektorze przedsiębiorstw w porównaniu z czerwcem 2023 r. było niższe o 0,4% i  wyniosło 6 484,5 tys. etatów.
Przeciętne miesięczne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw w czerwcu 2024 r. w porównaniu z czerwcem 2023 r. wzrosło nominalnie o 11,0% i wyniosło 8 144,83 zł brutto.
Prezentowane dane dotyczą podmiotów sektora przedsiębiorstw, który stanowi część gospodarki narodowej.
Przeciętne zatrudnienie po przeliczeniu wymiarów etatów osób niepełnozatrudnionych na pełne etaty. – podsumowuje Główny Urząd Statystyczny,

Źródło: GUS.

BNP Paribas Faktoring: Eksport towarów za granicę. Wyzwania i możliwości

P. Kacprzak_Mat. prasowyOstatnie tygodnie obfitowały w dwa kluczowe wydarzenia polityczne, wywierające bezpośredni wpływ na jedne z największych gospodarek w Europie.

Jak wskazuje biuro maklerskie BNP Paribas, wybory we Francji sprawiły, że w krótkim terminie możemy być świadkami niepewności rynkowej związanej z formowaniem nowego rządu, który prawdopodobnie będzie utrzymywać kierunek kształtowania polityki gospodarczej w kraju, jak i stosunków z Unią Europejską. Centrowa koalicja lub rząd technokratyczny mogą wywrzeć niewielki wpływ makro na podstawy gospodarki francuskiej i europejskiej, podczas gdy rząd lewicowy miałby bardzo małe pole manewru. W Wielkiej Brytanii przytłaczające zwycięstwo osiągnęła Partia Pracy, która zdobyła 411 mandatów w 650-osobowej Izbie Gmin. Wynik wyborów był zgodny z oczekiwaniami rynku, a rządząca partia zobowiązała się do stosunkowo niewielkich zmian w ramach polityki fiskalnej i budżetu w porównaniu z poprzednim rządem. Z tego względu reakcja inwestorów na rynku walutowym była niewielka.

Niezależnie od pozycji rynkowej, a także doświadczenia, eksport zawsze stanowi wyzwanie dla polskich przedsiębiorstw orientujących swoją działalność na zagranicznych rynkach, tym bardziej że każdy z nich ma swoje unikalne preferencje i trendy konsumenckie. Firmy muszą dokładnie zbadać i zrozumieć te aspekty, aby dostosować swoje produkty do lokalnych oczekiwań. Każdy kraj ma swoje specyficzne przepisy celne, które mogą obejmować cła, taryfy, kontrole graniczne oraz wymagania dokumentacyjne. Zrozumienie i przestrzeganie tych przepisów jest niezbędne, aby uniknąć opóźnień oraz dodatkowych kosztów. Ponadto, eksportowane produkty muszą spełniać lokalne normy i standardy jakości, bezpieczeństwa i zdrowia, a wysłanie towaru to dopiero początek, ponieważ kolejnym etapem pozostaje oczekiwanie na zapłatę za fakturę. Przy jej braku, eksporter musi mierzyć się z próbą uzyskania zapłaty od odbiorcy funkcjonującego w innym systemie prawnym. To z kolei pociąga za sobą często wysokie koszty dodatkowe bez gwarancji uzyskania zapłaty.

Finansowanie faktur

Negocjowanie korzystnych warunków płatności, jak akredytywa czy inkaso dokumentowe, może zabezpieczyć przedsiębiorstwo przed ryzykiem braku zapłaty, ale takie formy zabezpieczenia zapłaty są drogie i skomplikowane od strony formalnej. Polskie firmy mierzą się przede wszystkim z tym zagrożeniem z powodu niepewnej sytuacji gospodarczej w Europie i dużych wahań kursów walut w stosunku do złotówki. Rozwiązaniem dla tego wyzwania jest finansowanie faktur w walucie, w której zostały wystawione z przejęciem ryzyka niewypłacalności odbiorcy, dzięki czemu można uniknąć ryzyka braku zapłaty za fakturę przez odbiorcę oraz ryzyka wahań kursowych.

Polityczna niestabilność w kraju docelowym może z kolei prowadzić do nieprzewidzianych zmian w przepisach, utrudnień w handlu lub nawet konfiskaty towarów. Zmiany w warunkach ekonomicznych, takie jak recesje, inflacja czy zmiany w polityce handlowej, mogą wpłynąć na popyt na eksportowane towary. Eksport towarów za granicę wymaga starannego planowania, dogłębnego zrozumienia rynku docelowego i elastyczności w reagowaniu na zmieniające się warunki. Firmy, które potrafią skutecznie zarządzać tymi wyzwaniami, mogą z powodzeniem odnaleźć się na międzynarodowej arenie.

Komentarz ekspercki autorstwa Pawła Kacprzaka, członka zarządu BNP Paribas Faktoring / materiał prasowy

Kryptowaluty wymagają uporządkowania? Polacy tego chcą

adeolu-eletu-38649-unsplash
60,9% Polaków jest za uporządkowaniem rynku kryptowalutowego przez obecny rząd w celu zwiększenia bezpieczeństwa w kwestii inwestowania.

Przeciwną opinię wyraża 16,5% rodaków, a 22,6% nie ma zdania na ten temat. W pierwszej grupie dominują osoby w wieku 18-24 lat, z miesięcznymi dochodami netto w wysokości 5000-6999 zł, ze średnim wykształceniem, a także mieszkańcy wsi i małych miejscowości. Z kolei przeciwko wprowadzeniu dodatkowych regulacji są głównie osoby w wieku 35-44 lat, z miesięcznym dochodem netto powyżej 9 tys. zł, z wyższym wykształceniem, a także z miast liczących 100-199 tys. ludności.

60,9% dorosłych Polaków uważa, że obecny rząd powinien zająć się uporządkowaniem tematu kryptowalut, żeby były bezpieczniejsze w kwestii inwestowania. Przeciwnego zdania jest 16,5% badanych. Z kolei 22,6% ankietowanych nie ma wyrobionej opinii na ten temat. Takie wnioski płyną z raportu UCE RESEARCH i Ari10 pt. „Jak Polacy podchodzą do inwestycji w kryptowaluty?”, opartego na ogólnopolskim badaniu sondażowym, wykonanym na próbie ponad tysiąca dorosłych Polaków.

Odpowiedzi respondentów wyraźnie pokazują, że w społeczeństwie widać potrzebę doprecyzowania przepisów związanych z kryptowalutami. Oczywiście część osób będzie zdania, że powinniśmy upraszczać i minimalizować przepisy lub w ogóle ich nie wprowadzać w celu zachowania założenia kryptowalut, czyli pełnej decentralizacji. Wiemy jednak, że rozwijająca się branża kryptowalut potrzebuje tych regulacji. W przestrzeni publicznej mówi się coraz więcej, że rząd zaczyna nad tym pracować, co ma bezpośredni związek z MiCA, czyli unijną regulacją tego rynku – komentuje Mateusz Kara, prawnik i ekspert rynku kryptowalutowego z Ari10, jeden ze współautorów raportu.

Zdaniem Jakuba Martenki, konsultanta merytorycznego ww. raportu, wysoki procent osób uważa, że rząd powinien zająć się uporządkowaniem tematu z kilku potencjalnych powodów.

Przede wszystkim krajowy rejestr działalności w zakresie walut wirtualnych został stworzony, ale nie jest weryfikowany w sposób pozwalający docenić i wspomóc podmioty działające w jego zakresie. Oznacza to, że figurującym w nim podmiotom nie przysługują żadne korzyści związane ze wsparciem przez regulatora, a jedynie są one bardziej narażone na różne kontrole ze strony urzędów. Po przeciwnej stronie stoi niezarejestrowana część rynku, która w związku z tym nie jest praktycznie w ogóle monitorowana. Jednak opisany problem powinien zostać w najbliższym czasie rozwiązany, a szanse tych, którzy na rynku działają według reguł regulacyjnych, zostaną wyrównane – dodaje Jakub Martenka.

Opis metody badawczej:
Raport pt. „Jak Polacy podchodzą do inwestycji w kryptowaluty?” został oparty na badaniu opinii publicznej, które zostało zrealizowane przez UCE RESEARCH i Ari10 metodą CAWI (Computer Assisted Web Interview) na próbie 1016 dorosłych Polaków.

Fragment raportu: UCE GROUP LTD. / materiał prasowy