Dolar słabnie, złoto drożeje. Rynki reagują na posiedzenie FED

michal-teklinski-goldenmark (1)

Osłabienie dolara po ostatnim posiedzeniu amerykańskiej Rezerwy Federalnej wpłynęło na wzrost ceny złota. Choć podwyżka stóp procentowych była zgodna z oczekiwaniami, dane makro oraz gołębie wypowiedzi spowodowały, że inwestorzy mocniej skupili swoją uwagę na tym, co będzie działo się jesienią.

Na ubiegłotygodniowym posiedzeniu FED podniósł stopy procentowe o 75 punktów bazowych. Była to decyzja zgodna z oczekiwaną, a cały dotychczasowy cykl podwyżek w tym roku sprawił, że stopy procentowe znalazły się w przedziale 2,25-2,5 proc.

Podczas ostatniego cyklu podwyżek, do osiągnięcia tego pułapu potrzeba było trzech lat. Mimo to, posiedzenie komitetu oraz wypowiedzi przewodniczącego Powella zostały odczytane jako gołębie, co spotkało się z natychmiastową reakcją dolara amerykańskiego i wzrostem ceny złota.

W drugim kwartale 2022 roku amerykańska gospodarka skurczyła się o 0,9 proc. Jest to drugi z rzędu spadek PKB (w pierwszym kwartale wyniósł on 1,6 proc.), a sytuacja ta wpisuje się w definicję recesji technicznej – dwa kwartały spadków z rzędu.

Z kolei już za miesiąc odbędzie się sympozjum w Jackson Hole, podczas którego tradycyjnie zapowiadano zmiany w kierunku polityki FED. W świetle niezbyt optymistycznych danych makro, spodziewana jest redukcja tempa podnoszenia stóp procentowych z 75 do 50 punków bazowych.

Sytuacja w Polsce pod pewnymi względami przypomina tę z USA. Na fali obaw o spowolnienie, najnowsze prognozy Polskiego Instytutu Ekonomicznego zakładają, że we wrześniu NBP nie podniesie stóp procentowych, a obecny poziom 6,5 proc. będzie kończył aktualny cykl podwyżek. Sprzyja temu wstępny odczyt inflacji, która w lipcu wyniosła 15,5 proc., a więc bez wzrostu względem czerwca, choć nieco powyżej oczekiwań (15,4 proc.).

Złoto na plusie po pierwszym półroczu 2022

Osłabienie dolara po ostatnim posiedzeniu FED wpłynęło na wzrost ceny złota pod koniec ubiegłego tygodnia. Nowy tydzień przyniósł dalsze umacnianie się królewskiego kruszcu, który w poniedziałek przed południem podrożał do ponad 1773 dolarów za uncję.

Swój półroczny raport „Gold Mid-Year Outlook” opublikowała Światowa Rada Złota. Zdaniem analityków rady tym, co stopuje ceny złota są podwyżki stóp procentowych i – dotychczas – jastrzębia polityka banków centralnych.

Jednocześnie jednak utrzymująca się wysoka inflacja oraz ryzyko geopolityczne sprawiają, że popyt na złoto jako formę ubezpieczenia, był w pierwszym półroczu wysoki (w szczególności w pierwszym kwartale).

Złoto, pomimo słabszego drugiego kwartału, zakończyło półrocze na symbolicznym plusie, podczas gdy na rynkach akcji i obligacji panowały jednak spadki. Tym samym złoto potwierdziło swoją wartość jako bezpieczna przystań. Zainteresowanie złotem podtrzymują także perspektywy tego, co będzie się działo w drugim półroczu.

Warto podkreślić, że choć w drugim kwartale spadł popyt na złoto inwestycyjne, popyt ze strony banków centralnych był najwyższy od roku. Dodatkowo, w całym półroczu popyt na złoto inwestycyjne był znacząco wyższy niż w pierwszym i drugim półroczu ubiegłego roku.

 

Autor: Michał Tekliński, dyrektor ds. rynków międzynarodowych w Grupie Goldenmark.

Szacunek wskaźnika cen towarów i usług konsumpcyjnych w lipcu 2022 roku

analiza
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował szybki szacunek wskaźnika cen towarów i usług konsumpcyjnych.

Jest to raport za lipiec 2022 roku.
Jak podaje Główny Urząd Statystyczny, ceny towarów i usług konsumpcyjnych według szybkiego szacunku w lipcu 2022 r. w porównaniu z analogicznym miesiącem ub. roku wzrosły o 15,5% (wskaźnik cen 115,5). Z kolei w stosunku do poprzedniego miesiąca wzrosły o 0,4% (wskaźnik cen 100,4).
Informacja zamieszczona została na oficjalnej stronie internetowej Głównego Urzędu Statystycznego.

W Polsce rośnie sprzedaż złota dokonywana przez obywateli Niemiec

Tabliczka zlota2
Światowa Rada Złota nie podaje dokładnych informacji na temat sprzedaży złota w Polsce, ale z danych tej organizacji za I kwartał 2022 r. dotyczących wyników mniejszych rynków europejskich (tzw. „other Europe”, do których należy także Polska), w tej części świata sprzedano 8,4 tony, co stanowi wzrost jedynie o 3% w stosunku do analogicznego kwartału ubiegłego roku, ale jednocześnie wzrost aż o 44% w stosunku do czwartego kwartału 2021 roku. Nadal można się spodziewać nadal dużego popytu na złoto szczególnie w Europie Środkowo-Wschodniej. Mennica Skarbowa obserwuje ostatnio znaczący wzrost zakupów złota przez obywateli Niemiec, którzy przyjeżdżają specjalnie do Polski w celu zakupu produktów z tego kruszcu.

Mennica Skarbowa posiada w sumie 16 punktów sprzedaży stacjonarnej w Warszawie, Krakowie, Wrocławiu, Poznaniu, Gdańsku, Katowicach, Łodzi, Rzeszowie, Białymstoku, Lublinie, Zielonej Górze, Kielcach, Kaliszu i Bydgoszczy. Spółka obserwuje w ostatnich tygodniach wzmożone zainteresowanie swoimi produktami ze strony obywateli Niemiec. Szczególnie jest to widoczne w zachodniej Polsce, ale także w stolicy.

„Obywatelom Niemiec sprzyja na pewno niski kurs złotego, ale ważniejsze są inne przepisy dotyczące zgłaszania transakcji odpowiednim urzędom, w tym skarbowym. W Niemczech od kilku lat trzeba to robić przy transakcji powyżej 2 tysięcy euro (wcześniej było to 15, a potem krótko 10 tys. euro), w Polsce anonimowo można zakupić złoto do kwoty 15 tysięcy EURO. Najlepiej sprzedają się złote monety oraz średniej wielkości sztabki, które łatwo potem sprzedać na całym świecie, oczywiście również w Niemczech. Globalnie nadal obserwujemy wysoki popyt na produkty ze złota. W Polsce to na pewno efekt większej bazy klientów, bo w naszym kraju zdecydowanie wzrosła popularność złota w ciągu 2-3 ostatnich lat. W tym roku zapewne także pobijemy krajowy rekord z ubiegłego roku czyli sprzedaż na poziomie 14 ton złota. Z drugiej zaś strony wysoka inflacja i wojna na Ukrainie nadal są czynnikami, które wpływają na wysoki poziom popytu na ten kruszec– komentuje Jarosław Żołędowski, Prezes Mennicy Skarbowej.

Zgodnie z obowiązującymi przepisami w Unii Europejskiej jeśli kupujący pozostaje w strefie Schengen, można swobodnie przewozić złoto przez polską granicę bez dokonywania żadnych formalności. Nie ma także określonego maksimum, które można zakupić i przewieźć przez granicę. Jeśli jednak złoto dewizowe jest przywożone spoza strefy Schengen lub zostanie wywiezione poza ten obszar, trzeba ten fakt wcześniej zgłosić odpowiednim organom, zazwyczaj organom celnym lub organom Straży Granicznej. Trzeba też pamiętać, że organy te mogą zażądać okazania złota dewizowego – wywożonego z kraju, jak również przywożonego z zagranicy – na potwierdzenie złożonego oświadczenia. Zgodnie z obowiązującymi w Polsce przepisami złoto dewizowe to: złoto w stanie nieprzerobionym, złoto w postaci sztab i monet bitych po 1850 r., złoto w postaci półfabrykatów (z wyjątkiem stosowanych w technice dentystycznej), a także przedmioty ze złota zazwyczaj niewytwarzane z tego kruszcu.

Źródło: Mennica Skarbowa.

Badanie Columbus Energy: Większość Polaków obawia się o przyszłość w związku z podwyżkami cen energii

mikael-kristenson-242079-unsplash

58 proc. Polaków odczuwa niepokój o przyszłość, związany z kolejnymi podwyżkami cen energii. Spokojniejsi o przyszłość są właściciele instalacji fotowoltaicznych – wynika z badania Columbus Energy. Jednym z głównych sposobów radzenia sobie z galopującymi cenami energii jest jej oszczędzanie. Taką strategię przyjmuje prawie połowa badanych.

Spis treści:
Obawy o przyszłość a posiadanie instalacji fotowoltaicznej
Jak Polacy radzą sobie z podwyżkami cen energii?

Jak wynika z badania, przeprowadzonego na zlecenie Columbus Energy na przełomie marca i kwietnia br., 69 proc. respondentów już wiosną spodziewało się kolejnych podwyżek cen energii elektrycznej i cieplnej w nadchodzącym roku. Zaledwie 7 proc. badanych miało nadzieję, że ceny pozostaną na zbliżonym poziomie do obecnego, a 3 proc. stwierdziło, że będą niższe.

Obawy o przyszłość a posiadanie instalacji fotowoltaicznej

W związku z przewidywanymi podwyżkami cen energii elektrycznej i cieplnej 59 proc. uczestników badania, którzy nie posiadają instalacji fotowoltaicznej, odczuwa niepokój o przyszłość. Zaledwie 11 proc. badanych z tej grupy nie obawia się wzrostu opłat za energię.

Wśród właścicieli instalacji PV odsetek osób wyrażających obawy jest mniejszy i wynosi 51 proc. W tej grupie jest też więcej badanych, którzy nie zgłaszają obaw o podwyżki – 16 proc.

Jak Polacy radzą sobie z podwyżkami cen energii?

Dwie główne strategie radzenia sobie z podwyżkami cen energii elektrycznej i cieplnej, które stosują Polacy, to oszczędzanie energii oraz ograniczanie innych wydatków. Prawie połowa badanych stara się zmniejszyć zużycie prądu i ogrzewania, a co trzecia osoba minimalizuje wydatki na inne produkty i usługi, aby starczyło na pokrycie rachunków za prąd i ciepło.

Pokrywa się to z danymi przedstawionymi w pierwszej części badania, gdzie 48 proc. osób zadeklarowało, że wydatki na energię elektryczną i cieplną przekraczają 10 proc. ich domowego budżetu.

Badanie pokazało różnicę, w odsetku osób oszczędzających energię, pomiędzy właścicielami instalacji PV, a tymi którzy nie korzystają z tej technologii. Energię oszczędza 48 proc. osób nieposiadających fotowoltaiki, a wśród właścicieli PV robi to ok. 10 proc. mniej badanych.

– Gdy realizowaliśmy nasze badanie, sytuacja na rynku energii była trudna, ale nie tak bardzo skomplikowana jak obecnie. Mimo to Polacy słusznie przewidywali kolejne podwyżki cen energii i już w pierwszej połowie roku prawie połowa badanych oszczędzała energię, a co trzeci ograniczał inne wydatki, aby starczyło na pokrycie rachunków. Potwierdziły to również rozmowy z naszymi klientami, dla których główną motywacją inwestycji w fotowoltaikę była chęć zaoszczędzenia na rachunkach za prąd – mówi Arleta Czekaj-Kwiecień Dyrektor Zarządzająca Sprzedażą B2C w Columbus Energy S.A. – Badanie pokazało również, że osoby, które już posiadają instalację PV są w nieco lepszej sytuacji niż reszta społeczeństwa – rzadziej niż pozostali zgłaszali niepokój o przyszłość związany z podwyżkami cen i rzadziej oszczędzali energię.

Szczegóły badania:

Badanie postrzegania fotowoltaiki oraz nastrojów i postaw konsumentów dotyczących cen energii elektrycznej i cieplnej.

Badanie zostało zrealizowane na zlecenie Columbus Energy S.A. w terminie 2 marca – 6 kwietnia 2022 r. na próbie N = 1031 dorosłych Polaków. Próba badawcza posiada strukturę zbliżoną do reprezentatywnej grupy pełnoletnich konsumentów.

Badanie miało zasięg ogólnopolski i zostało przeprowadzone metodą wywiadu telefonicznego (CATI).

Źródło: Columbus Energy.

Produkcja wyrobów przemysłowych związanych ze zwalczaniem COVID wg GUS

engin-akyurt-fboaVuIdgzU-unsplash
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował informację nt produkcji wyrobów przemysłowych związanych z zapobieganiem rozprzestrzeniania się / zwalczaniem COVID-19. Jest to raport za czerwiec 2022 r.

Jak czytamy w raporcie GUS, w czerwcu 2022 r. podmioty gospodarcze uczestniczące w miesięcznym badaniu produkcji wyrobów przemysłowych o liczbie pracujących 50 i więcej osób raportowały wyprodukowanie 10 025 170 sztuk maseczek ochronnych stosowanych w medycynie oraz 4 650 835 sztuk maseczek ochronnych pozostałych.
Informacja została opublikowana na oficjalnej stronie internetowej Głównego Urzędu Statystycznego.

Relacje z marką to priorytet. Jak nadążyć za konsumentem 4.0?

Mat.prasowe-Relacje-z-marka-to-priorytet.-Jak-nadazyc-za-konsumentem-4.0
Umiejętności cyfrowe, w tym korzystanie z Internetu, obok siły nabywczej, to główny czynnik wpływający na rozwój handlu elektronicznego. W czasie pandemii COVID-19 aż o 90 proc. wzrosło korzystanie z Internetu wśród konsumentów w całej Europie1. Powszechny dostęp do zakupów online, przez całą dobę, bez konieczności wychodzenia z domu, zmienił konsumenta. Jaki on jest? Czego wymaga od marek? Zdaniem ekspertów relacje z marką to priorytet.

Spis treści:
Konsument 4.0 chce mieć wybór
Opinie klientów jako ważne źródło informacji

Zwiększony dostęp do Internetu, praca w trybie home office, a także dążenie do maksymalnej wygody – między innymi te czynniki sprawiają, że konsumenci coraz częściej wybierają zakupy online kosztem odwiedzin w sklepach. Dane Komisji Europejskiej pokazują, że zdecydowanie chętniej z e-commerce korzystają osoby w wieku 16-54. Choć wartość środków wydanych w Internecie przez grupę 55+ również sukcesywnie rośnie2.

Konsument 4.0 chce mieć wybór

Obecnie europejskie sklepy internetowe oferują średnio 3,3 możliwości kontaktu z nimi dla konsumentów. W związku z tym, iż współczesny klient jest bardziej świadomy niż kilkanaście lat temu, chce mieć dostęp do wszelkich informacji.

Relacje z marką to priorytet dla współczesnego konsumenta. Podstawowymi narzędziami do kontaktu są telefon, e-mail i klasyczne formularze. Coraz częściej do e-sklepów wkracza nowa technologia w postaci botów, czyli sztucznej inteligencji. Prawie połowa europejskich e-sklepów daje swoim konsumentom możliwość pogawędki na czacie. To sprawia, że klient czuje się bliżej marki, a także umożliwia budowanie relacji. Do kontaktu konsumenci chętnie wykorzystują także VoIP – wyjaśnia Sebastian Kopiej Prezes Zarządu Commplace, agencji PR z ponad 25-letnim doświadczeniem na polskim rynku.

Ponad 93 proc. e-sklepów posiada social media. To one sprawiają, że konsument jest bliżej marki. Do najpopularniejszych platform w Europie należą YouTube i Instagram. Na kolejnych miejscach plasują się Twitter, Facebook, a także Snapchat.

Opinie klientów jako ważne źródło informacji

Opinie klientów to dla wielu sklepów internetowych bardzo ważne źródło informacji zwrotnej. W obrębie UE, 59 proc. e-sklepów oferuje klientom możliwość pisania recenzje produktów, a 23 proc. umożliwia ocenę samej firmy.

Marketing referencyjny jest kluczowy dla współczesnego konsumenta. Niejednokrotnie wystarczy jedna niepochlebna opinia, aby zburzyć wizerunek firmy. Klienci budują opinię o firmie na podstawie referencji w Internecie. Mogą to być oceny samych produktów, ale także podejścia firmy do procesu zakupowego. Opinie konsumentów wpływają także na relacje handlowe. Aby zrozumieć konsumenta, należy zbadać jego ścieżkę zakupową i niejako wcielić się w pewną rolę. Poznać potrzeby – wyjaśnia Sebastian Kopiej.

Co jeszcze jest ważne dla konsumenta nowej generacji? Czas dostawy, a także to, czy produkty można osobiście odebrać z wybranego przez siebie punktu. Kolejnym czynnikiem są działania podejmowane przez firmy w celu zmniejszenia śladu węglowego. Istotne są także wszelkie inne działania w ramach CSR.

Kluczowym kanałem komunikacji z klientami są przede wszystkim strony internetowe, które stanowią wizytówkę firmy. Te powinny być interaktywne i nowoczesne.

1 https://ecommerce-europe.eu/wp-content/uploads/2021/09/2021-European-E-commerce-Report-LIGHT-VERSION.pdf
2 https://ec.europa.eu/eurostat/statistics-explained/index.php?title=E-commerce_statistics_for_individuals&oldid=554700

Źródło: Commplace.

Jaki scenariusz czeka polską gospodarkę w obliczu obecnych wydarzeń?

Jakie rozwiązanie byłoby najlepsze dla Polski_Wyniki
Około 57% Polaków przewiduje wzrost cen paliw, a niemal 51% uważa, że sankcje nałożone na Rosję przełożą się na sytuację energetyczną w Polsce. Jaki scenariusz dla polskiej gospodarki w obliczu wojny na Ukrainie widzą Polacy? Tego dowiadujemy się z wyników ogólnopolskiego Raportu pt. Czego Polacy boją się najbardziej w obliczu konfliktu na Ukrainie. Zdaniem badanych, najlepszymi rozwiązaniami na zaistniałą sytuację byłoby przejście na alternatywne, zielone źródła energii oraz inwestycja w wydobycie polskich surowców energetycznych. Raport został przygotowany przez Procontent Communication.

Spis treści:
Zagrożenia dla polskiej gospodarki
Alternatywne źródła energii naszym ratunkiem?
Podsumowanie raportu

Sytuacja kryzysowa w Europie Wschodniej ma wpływ na wiele krajów, a Polska – jako kraj sąsiadujący z Ukrainą – w obliczu zaistniałych okoliczności podjęła decyzje m.in. o odcięciu się od dostaw rosyjskich surowców energetycznych. Konsekwencje powziętych działań mogą mieć odzwierciedlenie na wielu płaszczyznach, np. w zmianie dotychczasowego trybu życia Polaków poprzez zamianę transportu samochodowego na rowerowy w związku z rosnącymi cenami paliw.

Zagrożenia dla polskiej gospodarki

Na pytanie o sektory polskiej gospodarki najbardziej dotknięte wojną w Ukrainie, 57,4% badanych wskazuje transport ze względu na wzrost paliw, a ponad połowa (50,8%) – przemysł energetyczny, argumentując to sankcjami. Z kolei 32,5% Polaków wskazuje sektor finansowy, a 30,5% zdrowie i opiekę zdrowotną jako sektory gospodarki, które zostaną najbardziej dotkniętymi w wyniku wojny. Branżę budowlaną wskazuje 23,9% ankietowanych, wymieniając brak podwykonawców jako potencjalne zagrożenie dla sektora. Branżę turystyczną typuje 16,6% ankietowanych pod kątem zamykania poszczególnych destynacji podróży. Z kolei 15,5% deklaruje, że opóźnienia w realizacji inwestycji mogą mieć wpływ na branżę deweloperską. Tylko 4,3% badanych sygnalizuje, że w ich ocenie wojna na Ukrainie będzie służyć polskiej gospodarce lub nie będzie dla niej stratna.

Alternatywne źródła energii naszym ratunkiem?

Polacy zapytani o najlepsze rozwiązania wobec aktualnej sytuacji społeczno-gospodarczej związanej z konsekwencjami odcięcia się od rosyjskich surowców energetycznych najczęściej (34,7% badanych) wskazywali przejście na alternatywne, zielone, źródła energii, np. wiatr, wodę, czy też fotowoltaikę. Jako alternatywne rozwiązania zostały również wskazywane inwestycje w wydobycie polskiego gazu lub korzystanie z własnych zasobów tam, gdzie to możliwe (23,8% badanych). Skutecznym rozwiązaniem dla 19% ankietowanych jest inwestycja w energię atomową, a dla 17,2% dywersyfikacja zakupów ropy i gazu. Jedynie 4% uważa, że zgoda na warunki stawiane przez Rosję – przez co rozumiana jest płatność za surowce w rublach – jest alternatywnym, lepszym rozwiązaniem.

Podsumowanie raportu

Zdaniem większości Polaków branża transportowa (54,7%) oraz energetyczna (50,8%) mogą spodziewać się najpoważniejszych konsekwencji spowodowanych wojną. Wśród alternatyw dla odciętych rosyjskich surowców energetycznych najwięcej, bo 34,7%, proponuje przejście na bardziej ekologiczne rozwiązania (np. wiatr, woda, czy też fotowoltaika). Celem raportu pt. „Czego Polacy boją się najbardziej, w obliczu konfliktu na Ukrainie” jest nie tylko ukazanie obaw ludzi, ale też nastroju społecznego wobec zachodzących zmian w kontekście konfliktu zbrojnego w Ukrainie. Badanie powstało na reprezentatywnej próbie 832 dorosłych Polaków.

Źródło: Procontent Communication.

Czy sprzedaż długu jest opłacalna?

fabian-blank-78637-unsplash
Kiedy przedsiębiorstwa zaczęły wychodzić na prostą z covidowej zapaści, na horyzoncie pojawiły się nowe zagrożenia – galopująca inflacja, wyższe stopy procentowe i ceny surowców, wojna, a wreszcie ryzyko recesji. Te wydarzenia już odcisnęły swoje piętno na firmach z sektora transportu, usług, czy budowlanki. Co robić, gdy pojawią się problemy z terminowymi płatnościami kontrahentów? Czy sprzedaż długu jest opłacalna? Kiedy zwrócić się do firmy faktoringowej?

Spis treści:
Wracają problemy z zatorami płatniczymi
Przybędzie upadłości
Windykowanie należności
Czy warto sprzedawać wierzytelności?
Kiedy zwrócić się do firmy faktoringowej?

Pewne jest to, że przedsiębiorcy, które nie zrobią nic, by zapobiegać opóźnieniom w płatnościach, będą mieli zdecydowanie gorzej. Niespłacone przez kontrahentów zobowiązania to główna przyczyna zatorów płatniczych i poważnych kłopotów finansowych w firmie.

Paradoksalnie epidemia Covid 19 miała pozytywny wpływ na sytuację płynnościową przedsiębiorstw, co widać było w skróceniu opóźnień w płatnościach i zmniejszeniu liczby upadłości. Był to przede wszystkim efekt rządowej pomocy firmom w ramach tarcz finansowych. Z cyklicznego badania Keralla Research realizowanego co kwartał dla Rejestru Dłużników BIG InfoMonitor wynika np., że klientów opóźniających rozliczenia o ponad 60 dni w ostatnich 6 miesiącach miało 30 proc. ankietowanych firm sektora MŚP. Kwartał wcześniej było to 33 proc., a przed rokiem 35 proc.

Wracają problemy z zatorami płatniczymi

– Niestety, z tym rokiem na horyzoncie pojawiły się zupełnie nowe zagrożenia – galopująca inflacja i idące za nią podwyżki stóp procentowych, gospodarcze konsekwencje wojny w Ukrainie, w tym wzrost cen surowców na skutek sankcji i słaby złoty, a wreszcie ryzyko spowolnienia gospodarczego. A z nimi wraca zmora polskiej gospodarki, czyli zatory płatnicze

– mówi Tomasz Rodak, Dyrektor Sprzedaży w Bibby Financial Services.

Jak wynika z raportu Intrum „European Payment Report 2022”, klienci płacący po terminie są już problemem dla 77 proc. firm. W sektorze B2B luka płatnicza, czyli okres między terminami płatności oferowanymi przez firmy, a czasem, w którym klienci faktycznie dokonują płatności, w ciągu roku wzrosła z 10 (2021 r.) do 17 dni (2022 r.). Badanie Coface pokazuje z kolei, że średnie zaległości płatnicze w firmach sięgają 56,7 dni – 9 dni dłużej niż w badaniu z końca 2020 r., a więc wracają już do poziomów przedpandemicznych (57,2 dni w 2019 r.).

Przybędzie upadłości

Rosnące koszty bieżącego funkcjonowania firm czy zatrudnienia przy problemach z zatorami płatniczym mogą prowadzić do większej liczby upadłości. Brak płatności od kontrahentów w terminie przekłada się bowiem na coraz większe problemy z regulowaniem zobowiązań wobec własnych dostawców, ogranicza inwestycje i uniemożliwia dalszy rozwój.
Niestety, postępowań upadłościowych będzie przybywać. Według KUKE liczba upadłości w tym roku będzie o 10-15 proc. większa niż rok wcześniej. Z analiz Centralnego Ośrodka Informacji Gospodarczej wynika, że w czerwcu br. odnotowano trzecią najwyższą miesięczną liczbę nowych postępowań restrukturyzacyjnych.

Windykowanie należności

Z konsekwencjami bieżącej sytuacji gospodarczej mierzy się już sektor transportowy, budowlany, czy usługi. Jak firmy mogą sobie radzić z przeterminowanymi fakturami?

– Sposobów jest kilka. Możemy sami windykować dług lub zlecić to firmie windykacyjnej. Windykując samodzielnie lub z udziałem firmy windykacyjnej na zlecenie, mamy szansę odzyskać nie tylko 100 proc. kwoty głównej, ale również odsetki za opóźnienie od transakcji handlowych (11,75 proc. w skali roku). Problemem nie są też koszty sądowe. Firma windykacyjna, której zlecimy windykację, może zaliczkowo ponieść wymagane opłaty związane z wniesieniem pozwu do sądu. Podobnie sytuacja wygląda w postępowaniu egzekucyjnym: jeżeli firma windykacyjna posiada własnych prawników, tak jak Bibby Financial Services Sp. z o.o., nie musi pobierać żadnych dodatkowych opłat od wierzyciela

– tłumaczy Dominika Mop-Chomań, Kierownik Zespołu Wsparcia Restrukturyzacji i Windykacji w Bibby Financial Services.

Czy warto sprzedawać wierzytelności?

Zdarzają się dłużnicy, co do których wiadomo, że sądowa windykacja będzie trudna i żmudna. Najpierw wezwania do zapłaty, potem sąd i komornik – wszystko to może trwać kilka lat. A w tym czasie dłużnicy mogą ogłosić upadłość albo zlikwidować działalność. Dlatego część firm, nie znając dokładnie sytuacji finansowej dłużnika, decyduje się na sprzedaż wierzytelności, co pozwala na niemal natychmiastowe odzyskanie części “zamrożonej” gotówki.

Najczęściej dochodzi do sprzedaży wierzytelności, które już powstały i uległy przeterminowaniu. Jest to więc sytuacja, kiedy dłużnik nie zapłacił wymaganej kwoty, a przedsiębiorca nie chce tracić czasu na domaganie się płatności w drodze sądowego postępowania egzekucyjnego. Wie, że byłoby to żmudne i długotrwałe, woli więc odzyskać przynajmniej część środków, a kłopot „przekazać” komuś innemu.
Sprzedaż długu niesie jednak za sobą konieczność rezygnacji ze znacznej części należności i chociażby odsetek za zwłokę oraz skutki podatkowe. Przy sprzedaży długu trzeba się liczyć z kosztem od 10 proc. do 50 proc. wartości faktury – o tyle mniej zbytej należności dostanie przedsiębiorca. Cena zależy od tego, jak bardzo przeterminowana jest dana wierzytelność i na ile wiarygodny jest dany kontrahent.

– Koszt, jaki ponosi przedsiębiorca przy sprzedaży wierzytelności, jest znacznie wyższy od kosztów typowego postępowania windykacyjnego. Honorarium profesjonalnej firmy odzyskującej należności wynosi zazwyczaj od 5 proc. do 18 proc. wartości wierzytelności

– tłumaczy Dominika Mop-Chomań z Bibby Financial Services.

Kiedy zwrócić się do firmy faktoringowej?

Kiedy przedsiębiorca orientuje się, że trudno mu będzie odzyskać zapłatę i rozważa sprzedaż wierzytelności, pierwsze kroki powinien skierować do firmy faktoringowej, z którą współpracuje (także, jeśli dany kontrahent nie został zgłoszony do faktoringu). Na przykład w Bibby Financial Services pracuje wyspecjalizowany dział restrukturyzacji i windykacji należności, który może przedstawić takiemu przedsiębiorcy ofertę windykacji lub chociaż wesprzeć w ocenie sytuacji finansowej dłużnika. Oferta będzie korzystniejsza cenowo niż w przypadku giełdy długów czy firm windykacyjnych. Faktor prowadzi też postępowania restrukturyzacyjne i upadłościowe.

Jeśli jednak przedsiębiorca zamierza długoterminowo współpracować z kontrahentem, o którego wypłacalność czy rzetelność ma obawy, powinien raczej zdecydować się na faktoring. W porównaniu ze sprzedażą wierzytelności, faktoring jest znacznie tańszy. Wynika to z samego charakteru umowy faktoringowej, która jest podpisywana na dłuższy okres, np. na rok, a więc umożliwia rozłożenie ryzyka. Umowa faktoringu może obejmować również dodatkowe usługi na rzecz wierzyciela — monitoring płatności, windykację należności (faktur) oraz prowadzenie rozliczeń.

W porównaniu ze sprzedażą wierzytelności, faktoring jest dla przedsiębiorcy korzystniejszym rozwiązaniem. To długoterminowa współpraca, gwarantująca płynność finansową, umożliwiająca planowanie przepływów finansowych i podejmowanie różnych działań, które zwiększą konkurencyjność firmy na rynku (rozwój, innowacje, nowe umowy handlowe).

Sprzedaż wierzytelności to działanie incydentalne. Przedsiębiorca powinien je traktować raczej jako „wypadek przy pracy”, sięgać po nie w ostateczności.

 

Źródło: Bibby Financial Services.

Globalnie 87% firm przygotowuje raporty niefinansowe

Marcin Drzewiecki
Według danych z raportu Economist Impact zrealizowanego na zlecenie Iron Mountain, dopiero po okresie pandemii odpowiedzialność społeczna i czynniki ESG (Environmental, Social, Governance) trafiły na listę pięciu najważniejszych priorytetów biznesu1. Aktualnie koncentruje się na nich blisko 29% firm, a wzrost ich liczby ma związek m.in. z uwrażliwieniem interesariuszy na poszczególne obszary zrównoważonego rozwoju w minionych latach. Jednak kluczowym motywatorem do wdrażania strategii ESG jest dziś presja regulacyjna. Już wkrótce nowe przepisy będą zobowiązywać do raportowania niefinansowego znacznie więcej przedsiębiorstw, poszerzając jednocześnie jego zakres przedmiotowy.

Spis treści:
Presja regulacyjna a wdrażanie strategii ESG
Sukces projektu wymaga czasu

Nie ulega wątpliwości, że w dzisiejszych realiach biznesowych ograniczenie się do komunikowania o podejmowanych inicjatywach z obszaru społecznej odpowiedzialności biznesu nie jest już wystarczające. Wzrost świadomości opinii publicznej sprawił, że wszelkie deklaracje firm są niezwykle szybko weryfikowane, a ewentualne nieścisłości mogą prowadzić do utraty reputacji lub innych dotkliwych konsekwencji. Dlatego też organizacje, które realnie wspierają realizację celów zrównoważonego rozwoju, coraz częściej wprowadzają standaryzację raportowania podejmowanych działań. Jednak nie mniejsze znaczenie w tym zakresie ma rosnąca presja regulacyjna.

Presja regulacyjna a wdrażanie strategii ESG

Dotychczas obowiązkiem raportowania niefinansowego było w Polsce obarczonych zaledwie kilkaset największych przedsiębiorstw, przed wszystkich z sektora finansowego i ubezpieczeniowego, a także spółki giełdowe. Jednak zapowiadane rozporządzenie dotyczące taksonomii UE, a także dyrektywa CSRD znacząco poszerzą zakres podmiotowy obowiązujących przepisów. Szacuje się, że od 2024 r. (prezentacja wyników za 2023 r.) do publikowania raportów niefinansowych będzie zobowiązanych już ponad 3500 organizacji, a w kolejnych latach dołączą do nich kolejne firmy, również z sektora MŚP, co potwierdza, że dbałość o aspekty ESG będzie wkrótce nieunikniona.

To właśnie wspomniane zmiany legislacyjne w głównej mierze motywują przedsiębiorstwa w naszym kraju do działania w ramach celów ESG, a także raportowania podjętych kroków i stopnia realizacji założonego planu. Blisko 32% prezesów polskich firm deklaruje, że reagowanie na presję ze strony samorządów, organów regulacyjnych oraz społeczeństwa stanowi główny motor napędowy dla strategii zrównoważonego rozwoju2.

Uwzględnienie w firmowej strategii czynników ESG to niekwestionowany trend w skali globalnej, który zadamawia się również w Polsce. Dane z raportu Economist Impact, w ramach którego przebadano ponad 600 organizacji z całego świata, wskazują, że jeszcze przed pandemią transparentne raportowanie niefinansowe realizowało 48% organizacji, a dziś ich odsetek wzrósł do 87%. Na podobnym poziomie kształtuje się liczba przedsiębiorstw korzystających aktualnie z nowoczesnych technologii wspierających śledzenie postępów w tym zakresie oraz narzędzi ułatwiających proces raportowania (90%), a także firm, które zaangażowały w inicjatywy ESG więcej zasobów (90%). Ogromne zaangażowanie światowego biznesu wynika z coraz większej świadomości dotyczącej wpływu funkcjonowania firm na otaczający świat, jednak nie bez znaczenia okazuje się kwestia wypracowania lepszych wyników operacyjnych. Globalnie firmy najczęściej deklarują, że wdrożenie strategii zrównoważonego rozwoju pozwala na osiągnięcie przewagi konkurencyjnej na rynku3. W Polsce natomiast najważniejszą motywacją pozostaje presja regulacyjna i obawy o niespełnienie oczekiwań interesariuszy, co udowadnia, że lokalnie wciąż rozwijamy się w tym obszarze – mówi Marcin Drzewiecki, Prezes Zarządu w Iron Mountain Polska.

Sukces projektu wymaga czasu

Zdecydowana większość firm, które w najbliższej przyszłości zostaną objęte wymogiem raportowania niefinansowego, ma do dyspozycji wystarczająco dużo czasu, aby odpowiednio się do tego przygotować. Okres 2 lat oferuje należyty komfort przy wdrażaniu zmian organizacyjnych, unikając kłopotliwej rewolucji. Jednocześnie badania rynkowe potwierdzają, że zdecydowanie jest nad czym pracować. Ponad 60% inwestorów ocenia, że polskie spółki giełdowe nie są odpowiednio przygotowane do dostarczania wymaganych przez rozporządzenie informacji w zakresie ESG4. Firmy, które dotychczas nie były do tego zobligowane, a niejednokrotnie nie miały nawet z tym aspektem do czynienia, staną przed jeszcze większym wyzwaniem.

Choć ustrukturyzowane i cykliczne raportowanie czynników niefinansowych w zgodzie z unijnymi standardami nie ma wiele wspólnego z chaotycznymi inicjatywami z obszaru CSR, uważam, że firmy, którym od zawsze przyświecają wartości związane ze zrównoważonym rozwojem, mają pewną przewagę. To szereg doświadczeń zgromadzonych w ramach dobrowolnej publikacji raportów niefinansowych, zbierania niezbędnych danych, identyfikacji głównych wyzwań, ale przede wszystkim szczera chęć zmieniania świata na lepsze. W opinii wielu polskich CEO najlepszym sposobem na pozyskiwanie kompetencji ESG są akwizycje5. Ja natomiast uważam, że warto je budować wewnątrz swojej organizacji, a najlepiej zacząć robić to możliwie jak najszybciej. Nawet jeśli za rogiem nie czeka widmo zmian legislacyjnych, które wkrótce nas do tego zobligują. Warto bez presji gromadzić wszelkie doświadczania, a także kształtować odporność organizacyjną, które z pewnością zaprocentują w przyszłości. Z analizy przeprowadzonej przez Economist Impact wynika, że business resilience pomaga przy realizacji celów ESG, co deklaruje blisko 36% firm zdolnych do sprawnej adaptacji – dodaje Marcin Drzewiecki, Prezes Zarządu w Iron Mountain Polska.

Raportowanie niefinansowe to aspekt działalności biznesowej, którego nie należy bagatelizować. Wynika to m.in. z rozporządzeń, do przestrzegania których będzie zobligowana coraz większa liczba firm, ale przede wszystkim z rosnącego znaczenia zobowiązań wobec środowiska, lokalnych społeczności i ładu korporacyjnego. W ich obliczu biznes musi podjąć konkretne działania, a także konsekwentnie je realizować i wywiązywać się z danych obietnic.

1 Resilience reimagined, Economist Impact & Iron Mountain, 2022
2 CEO Outlook Survey, EY, 2022
3 CEO Outlook Survey, EY, 2022
4 ESG – miecz Damoklesa czy szansa na strategiczną zmianę?, PwC, 2021

5 CEO Outlook Survey, EY, 2022

Źródło: Iron Mountain Polska.

Dlaczego w inwestowaniu kluczowa jest płynność finansowa? Inflacja to nie wszystko

jodko
Rekord zakupu obligacji krótkoterminowych potwierdza, jak bardzo Polacy szukają miejsc, w których ich oszczędności nie będą traciły w wyniku wysokiej inflacji. Rekordowa  inflacja jednak to nie tylko problem wysokich cen. – Dyscyplina finansowa to dziś nie tylko lokowanie oszczędności z przemyślaną strategią, ale przede wszystkim dbanie o płynność. Bo królem sytuacji pozostają ci, którzy dysponują gotówką, którą mogą szybko uruchomić – podkreśla Radosław Jodko, ekspert ds. inwestycji. Jak więc uchronić się błędów i jak mądrze zarządzać finansami w okresie zawirowań na rynkach?

W Polsce mamy inflację najwyższą od 25 lat. W czerwcu sięgnęła poziomu 15,6% i to nie koniec, bo analitycy NBP przewidują szczyt w granicach nawet powyżej 26% w skali roku. Analiza ekonomistów mBanku prognozuje, że także w 2024 rok wkroczymy z wysoką inflacją i wyższą, niż do tej pory przewidywano, stopą bezrobocia.

Dwucyfrowa inflacja z nami zostanie na dłużej i pozostanie tematem numer 1 w każdej analizie rynkowej przez najbliższych kilkanaście miesięcy. Zawirowania na rynkach finansowych występują na taką skalę, że śmiało możemy powiedzieć, że to kryzys znacznie poważniejszy niż upadek banku Lehman Brothers, który do tej pory wyznaczał cezurę kryzysu – uważa Radosław Jodko, ekspert ds. inwestycji z RRJ Group.

Jego zdaniem zapowiada się nie tylko drogie lato, ale jeszcze droższa jesień oraz cały przyszły rok.

– Kryzys energetyczny z pewnością odbije się negatywnie i pogłębi dołek, firmom coraz trudniej o kontakty długookresowe, co wpłynie także na rynek pracy. Nic dziwnego, że indywidualni inwestorzy kombinują, gdzie lokować oszczędności, żeby nie zjadła je inflacja. Rekord na rynku obligacji detalicznych – przypomnijmy, że w czerwcu Polacy kupili ich za 14 mld zł – potwierdza, jak bardzo szukamy sposobów na to, żeby inflacja nie zjadła naszych oszczędności. To zresztą wiąże się nierzadko z pułapką, w którą wpadamy. Bo w okresie takich zawirowań na rynku trzeba koniecznie myśleć nie tylko o możliwych zyskach, ale przede wszystkim o płynności – zwraca uwagę Jodko.

– Płynność dotyczy zwłaszcza dwóch obszarów. Po pierwsze, w domowych budżetach dobrze tak zarządzać finansami, żeby mieć gotówkę, którą można swobodnie rozporządzać, kiedy na przykład w rodzinie jedno z małżonków straci pracę. Po drugie, płynność kluczowa jest, biorąc pod uwagę jakiekolwiek inwestowanie swojego kapitału. Przykładowo: w powszechnym mniemaniu uważa się, że najlepszym sposobem na zabezpieczenie oszczędności są inwestycje w nieruchomości. A to nie zawsze musi być dobry ruch. Czy warto dziś kupować dom w Hiszpanii czy we Włoszech? Radziłbym to poważnie przemyśleć, bo płynność takiej inwestycji jest znikoma, żeby nie powiedzieć: żadna. Czy na pewno zwróci nam się ta inwestycja? Czy wiemy, jak będą rosły czynsze, utrzymanie, energia? A co, jeśli nagle będziemy potrzebowali gotówki? Czy taka blokada kapitału na wiele lat to dobry pomysł? Niekoniecznie. Dziś to właściciele gotówki mogą czuć się pewniej i swobodniej zarządzają sytuacją, także w negocjacjach – podkreśla Radosław Jodko.

Zwraca przy tym uwagę na kilka innych elementów mających wpływ na sytuację gospodarczą i zasobność portfeli.

Trudno w tej chwili przewidywać także to, jak kształtować się będzie relacja euro do dolara, co jest wyraźnym sygnałem spowolnienia gospodarczego zarówno w Stanach, jak w strefie euro. Zrównanie notowań euro i dolara w czerwcu okazało się sensacją na rynkach finansowych. Słabnące euro ma wpływ także na portfele indywidualnych klientów, bo przekłada się bezpośrednio na wzrost cen towarów z importu, a to z kolei pociąga za sobą jeszcze wyższą inflację – wyjaśnia Jodko.

Dwucyfrowa inflacja jest nie tylko w Polsce, ale i w Hiszpanii czy Czechach, gdzie wynosi już ponad 17%. W Stanach Zjednoczonych inflacja także jest rekordowa, a jej wzrost inflacji do 9,1% okazał się wyższy, niż oczekiwano. – Na kłopoty gospodarek niemal w każdym kraju wpływ ma również kryzys energetyczny, którego bolesne skutki możemy odczuć już jesienią. Zmniejsza się także liczba ofert pracy – wylicza.

W szalonym pędzie za atrakcyjnymi propozycjami lokat kapitału dobrze więc nie tylko policzyć, ile kapitału i na jak długo możemy zamrozić w inwestycji długoterminowej, czy może lepiej skupić się na krótkoterminowych oraz na takim podziale oszczędności, w którym zawsze dysponujemy gotówką, której możemy użyć. Do tego, o czym przez wiele ostatnich lat nie myśleliśmy, warto policzyć sobie, ile i w jakim banku mamy pieniądze do oddania. Jakie mamy debety, naruszone limity na kartach kredytowych, kredyty odnawialne? Dobrze je dziś spłacić. Bo one właśnie będą nas w najbliższych miesiącach kosztowały dużo więcej. Obserwuję dziś sporo nieprzemyślanych decyzji inwestycyjnych. A bez właściwego podejścia, strategii i policzenia się, dochodzi do większych strat niż te, które byśmy ponieśli w wyniku utraty wartości nabywczej naszych oszczędności – podkreśla Radosław Jodko z RRJ Group.

Źródło: RRJ Group.  

Logistyka w branży e-commerce w czasie kryzysu

image_processing20220713-1491150-1pqafvo
Jak wynika z badań Urzędu Statystycznego, Polska zbliża się do szczytu inflacji. Jak więc prowadzić e-biznes, żeby nie tracić? Czy outsourcing logistyki może być ratunkiem przed uderzeniem kryzysu w strukturę kosztową?

Spis treści:
Koszty stałe i zmienne
Droższe paczki
Za granicę

Od początku roku inflacja w Polsce stale rośnie. Pokłosiem tego jest bardzo szybki wzrost cen produktów i usług. W tym czasie szczególnie uważnie do prowadzenia biznesu powinni podejść handlowcy, którym inflacja może dać złudne, tymczasowe poczucie rozwoju i zwiększenia sprzedaży. Dzięki temu, że towary drożeją, przedsiębiorcy zajmujący się e-handlem, mogą naliczać na produkty większą marżę i w teorii zarabiać więcej niż dotychczas. Szczególnie, jeśli nabyli lub wytworzyli już swoje towary z wyprzedzeniem, po preferencyjnych cenach. Jest to jednak tymczasowe, ponieważ nie tylko towary drożeją, ale też usługi.
Sklepy internetowe często nie posiadają punktów stacjonarnych. To natomiast nie oznacza, że ich koszta ograniczają się tylko do opłat za platformę sklepową. Jeśli biznes jest zbudowany na modelu, w którym przedsiębiorstwo ma własne powierzchnie magazynowe, musi doliczyć do stałych wydatków opłaty za powierzchnię do przechowywania produktów, media, etaty pracowników, materiały do pakowania, dostawę, metody płatności czy też marketing. Drugą opcją jest outsourcing logistyki, który w czasie rosnącej inflacji i zagrożenia kryzysem gospodarczym, może pomóc w zaoszczędzeniu kapitału.

– Według danych IdoSell już od początku 2021 r. coraz więcej sklepów stawia na fulfillment. W ciągu ostatniego roku (porównanie I kwartału 2021/2022) wzrost zainteresowania tego typu usługami w sklepach, które korzystają z usług platformy IdoSell wynosi aż 65 proc. Jest to trend, w którym odnotowujemy stałe wzrosty. Dla przykładu, w maju 2022 r. o 5 proc. więcej sklepów (niż w I kw. 2022 r.) postanowiło postawić na oddelegowanie procesów logistycznych na zewnątrz – 

mówi Sara Dzierżawska, brand manager z IdoSell.

Koszty stałe i zmienne

W czasie inflacji prowadzenie własnego magazynu może być ryzykowne. W stabilnych warunkach biznesowych (w sklepie internetowym, który wysyła ok. 3 tys. paczek miesięcznie i posiada własny magazyn), największe koszty stanowią powierzchnia magazynowa (ok. 63,2 proc.) i opłaty za pracowników (32,2 proc.). Trzeci to media, których udział to pozostałe 4,6 proc. Należy jednak podkreślić, że koszty stałe wynoszą ok. 92 proc. tych całkowitych. Z kolei 8 proc. to opłaty za materiały pakownicze.
Outsourcing logistyki, czyli fulfillment to model, w którym udział kosztów stałych do zmiennych rozkłada się w rentowniejszych dla biznesu proporcjach.

Koszt stały (opłata za magazynowanie stocku) wynosi dla fulfillmentu 51 proc. Pozostałe 49 proc., to koszty zmienne uzależnione od poziomu sprzedaży (materiały do pakowania, wydanie paczek, opłata pracowników), które rosną wraz z wolumenem sprzedaży. Jeśli sklep tymczasowo nie sprzedaje, zmniejszają się.

– Inflacja zwiększa koszty procesów logistycznych. Podwyżki najbardziej uderzają w małych i średnich przedsiębiorców prowadzących sprzedaż z własnego magazynu, gdzie struktura bazuje na kosztach stałych. Przy inflacyjnym wzroście, koszt  paczki wzrasta tu o 136 proc. Dodając do tego możliwy spadek wolumenu o 50 proc., firmy są narażone na podniesienie kosztu paczki o 260 proc. O plus, minus 100 proc. więcej niż w przypadku fulfillmentu, gdzie dzięki konsolidacji wielu sprzedawców w jednym miejscu możemy zapewnić gwarancję cen, a struktura kosztów o większym udziale kosztów zmiennych determinuje zmniejszenie opłat przy spadku wolumenu. Myślę, że w kryzysowych czasach fulfillment stanowi bezpieczniejszą alternatywę – 

mówi Rafał Szcześniewski, Founder i CLO w Omnipack.

Droższe paczki

Oddelegowanie procesów logistycznych jest tym istotniejsze, że w ciągu ostatnich miesięcy znacznie wzrosły koszty jednostkowej wysyłki paczki. W przypadku własnego magazynu to 136 proc., z kolei w modelu fulfillment to 112 proc.

Skąd biorą się takie różnice? Media dla małych i średnich przedsiębiorstw w ostatnim okresie zaliczyły wyższy wzrost niż sama inflacja. W magazynach głównie wykorzystywany jest gaz (ok. 80 proc.), który dla przedsiębiorstw podrożał średnio o 300 proc. Dodatkowo przedsiębiorcy muszą borykać się ze wzrostem opłat za prąd (wzrost o 100 proc), powierzchnię magazynową oraz kosztami inflacyjnymi związanymi z kadrą pracowniczą. Dla e-commerce wysyłającego 3 tys. paczek miesięcznie jest to podwyżka o ok. 10 tys. zł samej opłaty za media w jednym miesiącu.
W centrum fulfillmentowym różnica we wzroście kosztów wynika z różnicy w strukturze kosztów w stosunku do własnego magazynu. Przy outsoursingu logistyki nie są brane pod uwagę koszty mediów oraz pracowników. Dodatkowo, firmy logistyczne, które posiadają własne centra fulfillmentowe i konsolidują setki klientów, wysyłają tysiące paczek dziennie. Dzięki temu może pozwolić sobie na lepsze kontrakty z producentami opakowań. Jako większe przedsiębiorstwo jest w stanie wynegocjować korzystniejsze stawki za opakowania dla swoich klientów. Sytuacja wygląda podobnie jeśli weźmiemy pod uwagę koszty kuriera. Duża firma logistyczną ma zwykle bardzo korzystne warunki współpracy z kurierami. Dzięki temu jest w stanie zapewnić swoim klientom lepsze stawki niż byłyby dla nich możliwe do wynegocjowania pracując na własną rękę.

Za granicę

Inflacja dotknęła nie tylko Polaków. Konsumenci odczuli jej skutki w większości krajów Europy i świata . Są jednak miejsca, w których jest ona niższa. Dlatego też polscy przedsiębiorcy mogą zainteresować się cross-border, czyli handlem transgranicznym.
– Jeśli sklep internetowy ma już dość stabilny biznes w Polsce, powinien zainwestować w cross-border. Na pewno jest on szansą na większą sprzedaż. Szczególnie, że ceny z polskich e-sklepów mogą być zdecydowanie korzystniejsze dla Niemców czy Czechów niż w sklepach z ich rodzimych krajów. Co więcej eksportowi może sprzyjać kurs złotówki – mówi Sara Dzierżawska z IdoSell.
Niektóre polskie platformy sklepowe (np. IdoSell) umożliwiają już łatwe i tanie wejście w cross-border. Z kolei firmy zajmujące się fulfillmentem, takie jak np. Omnipack pomagają w łatwy i szybki sposób dostarczyć paczki do krajów Europy. W rodzimym e-commerce istnieją już całe pakiety rozwiązań, które będą wspierać sprzedaż w różnych krajach. Te udogodnienia to m.in. preferowane na danym rynku metody dostawy (integracje z kurierami), płatności, porównywarki, integrację z lokalnymi marketplace’ami, gotowe tłumaczenia szablonu sklepu, rozwiązania usprawniające rozliczanie VAT OSS, wzory regulaminu, polityki prywatności oraz funkcję aktywnej zgody na politykę cookies.

*Dane zostały przygotowane przez Omnipack i IdoSell.

materiał prasowy

Wskaźniki cen towarów i usług konsumpcyjnych w czerwcu 2022 roku wg GUS

analiza
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował informację nt wskaźników cen towarów i usług konsumpcyjnych.

Jest to raport za czerwiec 2022 roku. Jak poinformował GUS, ceny towarów i usług konsumpcyjnych w czerwcu 2022 r. w porównaniu z analogicznym miesiącem ub. roku wzrosły o 15,5% (przy wzroście cen towarów – o 16,8% i usług – o 11,5%). W stosunku do poprzedniego miesiąca ceny towarów i usług wzrosły o 1,5% (w tym towarów – o 1,7% i usług – o 1,0%).
Informacja została opublikowana na oficjalnej stronie internetowej Głównego Urzędu Statystycznego.

Obroty towarowe handlu zagranicznego wg GUS

ibrahim-rifath-789914-unsplash
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował informację na temat obrotów towarowych handlu zagranicznego.

Jest to raport ogółem i według krajów w okresie styczeń-maj 2022 roku. Jak wskazuje GUS, obroty towarowe handlu zagranicznego[1] w styczniu – maju br. wyniosły w cenach bieżących 625,5 mld PLN w eksporcie oraz 674,8 mld PLN w imporcie. Ujemne saldo ukształtowało się na poziomie 49,3 mld PLN. Z kolei w analogicznym okresie 2021 roku było dodatnie i wyniosło 16,8 mld PLN. W porównaniu z analogicznym okresem 2021 roku eksport wzrósł o 20,4%, a import o 34,3%.

GUS podkreśla, że ze względu na zaokrąglenia danych, w niektórych przypadkach sumy składników mogą się nieznacznie różnić od podanych wielkości „ogółem”.

[1] Zbiór danych o obrotach handlu zagranicznego ma charakter otwarty. Dane publikowane wcześniej są korygowane w miarę napływu dokumentów celnych oraz zgłoszeń INTRASTAT.

ZFPF radzi jak zadbać o swoje pieniądze na zagranicznym urlopie

jaroslaw_sadowski

Wakacje to czas relaksu i odpoczynku od zmartwień – przynajmniej w teorii, niestety w praktyce bywa różnie. Statystyki pokazują, że w popularnych wakacyjnych destynacjach jak Hiszpania czy Portugalia kradzież zdarza się aż 7 razy częściej niż w Polsce[1]. Co więcej, sezon letni sprzyja tego typu przestępstwom. Pochłonięci wypoczynkiem zdarza się, że zapominamy o „pilnowaniu portfela”, a przecież złodzieje „nie robią sobie wolnego”. Dlatego dobrze jeszcze przed wyjazdem pomyśleć o tym, jak ochronić się przed tego typu przestępstwami. O czym warto pamiętać? Radzą eksperci Związku Firm Pośrednictwa Finansowego (ZFPF).

Spis treści:
Karta czy gotówka – co wybrać?
Karta płatnicza za granicą – na co zwrócić uwagę?
Jak się bronić przed kradzieżą?
Co zrobić, gdy staniemy się ofiarą złodziei?
Czy można się od ubezpieczyć od kradzieży na wakacjach?
A kiedy ubezpieczyciel odmówi wypłaty z odszkodowania?
Ile kosztuje ubezpieczenie turystyczne?
Ubezpieczenia turystyczne to produkty bardzo elastyczne i cenowo silnie uzależnione od konkretnych potrzeb klientów.

Choć przed wakacjami myślimy głównie o zakupie nowego stroju kąpielowego czy o stworzeniu listy miejsc, które odwiedzimy, warto też (a może – przede wszystkim!) dokładnie przemyśleć kwestię bezpieczeństwa naszych pieniędzy i dokumentów, które ze sobą zabieramy na wyjazd. Zacząć działać możemy jeszcze przed urlopem.

Karta czy gotówka – co wybrać?

Wraz z upowszechnieniem się technologii płatniczych oraz rozwiązań ułatwiających posługiwanie się różnorodnymi walutami poza granicami kraju jak np. karty i konta walutowe, coraz więcej osób zastanawia się, jaki środek płatniczy najlepiej wziąć ze sobą na zagraniczny wyjazd.

–  Odpowiedź na to pytanie nie jest jednoznaczna i jak w wielu podobnych przypadkach brzmi: to zależy. Podstawowym kryterium przy wyborze środka płatniczego powinna być nasza wygoda i bezpieczeństwo. To, czy zdecydujemy się na kartę, czy gotówkę, należy dopasować do charakteru naszych wakacji. Przykładowo: jeśli planujemy wypoczynek w jednym kraju i to dodatkowo w strefie euro, to łatwiej będzie płacić tam kartą. Nie tylko dlatego, że będziemy posługiwać się jedną walutą podczas całych wakacji, ale także dlatego, że system akceptacji kart płatniczych w UE jest dobrze rozwinięty – radzi Przemysław Gałęzowski, ekspert ZFPF, Notus Finanse. – Inaczej wygląda sprawa wycieczek objazdowych, gdy zwiedzamy kilka krajów i to w rejonie, w którym płacenie kartą nie jest codziennością, a waluty są bardziej „egzotyczne”. Wtedy powinniśmy wyposażyć się w gotówkę. Jeśli jednak chcemy ze sobą dodatkowo zabrać kartę, dobrze jest rozważyć wielowalutową, która pozwoli obsługiwać kilka rachunków w różnych walutach – dodaje Przemysław Gałęzowski.

Karta płatnicza za granicą – na co zwrócić uwagę?

Karta to dobry wybór, gdy jedziemy do kraju, w którym kultura płatnicza, jeżeli chodzi o płacenie „plastikiem” jest dobrze rozwinięta. Jest wygodna, bo nie nosimy przy sobie „wypchanego” portfela i możemy nią zapłacić równie łatwo, co w Polsce. Dodatkowo, jeśli nasza karta zostanie skradziona na wakacjach za granicą, możemy ją bardzo łatwo zastrzec w banku i tym samym zamknąć złodziejowi drogę do naszych pieniędzy. Niektóre banki umożliwiają tymczasową blokadę karty. To przydatne w sytuacjach, gdy w podręcznym bagażu karta się zagubi i nie jesteśmy pewni, czy na pewno padliśmy ofiarą kradzieży, czy po prostu ją zawieruszyliśmy. Dzięki temu rozwiązaniu, gdy jednak kartę znajdziemy, możemy ją odblokować i dalej korzystać (zastrzeżenie karty jest trwałe). Na wakacjach może nam to pomóc uniknąć ogromnego stresu i zapewnić dostęp do pieniędzy. Przed wyjazdem warto więc sprawdzić czy nasz bank oferuje taką opcję.

Dodatkowo warto jeszcze przed wyjazdem aktywować powiadomienia o transakcjach na karcie – w aplikacji mobilnej lub w formie SMS. Dzięki nim będziemy mogli nie tylko na bieżąco śledzić nasze wydatki, ale też od razu zauważymy, jeśli ktoś próbował użyć naszej karty. Umożliwi nam to szybką reakcję i zastrzeżenie karty.

– Na koniec warto jeszcze dodać, że nawet jeśli zamierzamy na wakacjach posługiwać się kartą, to i tak dobrze jest zabrać niewielką sumę gotówki. Nawet w typowo turystycznych miejscach czy europejskich stolicach znajdziemy punkty, w których nie zapłacimy kartą – są to np. targi, niektóre kawiarnie na świeżym powietrzu, itp. Wtedy gotówka się przydaje – podsumowuje Przemysław Gałęzowski, ekspert ZFPF, Notus Finanse.

Jak się bronić przed kradzieżą?

Niektórzy podczas wyjazdów wakacyjnych, szczególnie tych zagranicznych wolą posługiwać się gotówką i zazwyczaj cały wakacyjny budżet noszą przy sobie, bo jak to zostawić pieniądze w hotelu… A to nie jest bezpieczne. Tylko w samej Hiszpanii w 2020 r. zdarzyło się ok 140 tego typu rozbojów w przeliczeniu na 100 tys. mieszkańców. Dla porównania w Polsce – było ich 17[2]. Zatłoczone, najbardziej popularne wakacyjne destynacje to raj dla złodziei. Jak się więc bronić przed kradzieżą?

– Karta jest na ogół bezpieczniejszym środkiem płatności niż gotówka, jeśli jednak z różnych powodów postanowiliśmy zabrać ze sobą gotówkę, to przede wszystkim pamiętajmy, żeby nie nosić ze sobą całej kwoty przewidzianej na wakacyjny wyjazd. Wychodząc rano z hotelu, zabierzmy ze sobą tylko odliczoną sumę pieniędzy, która będzie nam potrzebna tego dnia – planujmy nasz wypoczynek. Resztę gotówki zostawmy w hotelu, w bezpiecznym miejscu, np. w sejfie. Możemy w nim zostawić nie tylko jej „nadmiar”, ale też dokumenty, zwłaszcza paszport, jeśli go nie potrzebujemy w danym momencie – radzi Jarosław Sadowski, ekspert ZFPF, Expander Advisors.

Jeśli zwiedzamy, zachowajmy czujność. W zatłoczonych miejscach turystycznych zazwyczaj roi się od złodziei, którzy czekają aż rozkojarzeni np. zostawimy torbę na poręczy krzesła. Ważne dla nas rzeczy, w tym portfel, powinniśmy zawsze trzymać blisko siebie. Uważajmy zwłaszcza na plecaki – jeśli chcemy w nich coś schować, wybierzmy inne miejsce niż kieszeń z przodu. Portfel schowajmy w wewnętrznej kieszeni, nie nośmy go w tylnej części spodni. A telefon trzymajmy w torebce, nie w ręku.  Zawczasu warto też zadbać o kopie dokumentów. Możemy je zeskanować, a wydruki zabrać ze sobą lub trzymać je w cyfrowej postaci na poczcie elektronicznej. Jeszcze lepszą opcją jest zainstalowanie aplikacji, np. mObywatel, dzięki której nasze dokumenty mamy w cyfrowej postaci pod ręką. Uprości to procedurę wydawania dokumentu, jeśli te „fizyczne” zostaną nam skradzione.

Co zrobić, gdy staniemy się ofiarą złodziei?

Mimo wszystkich naszych wysiłków, niestety możemy stać się ofiarą kradzieży. Co zrobić w takiej sytuacji?

– Jeśli zabraliśmy ze sobą kartę płatniczą, zacznijmy od jej zastrzeżenia. To najważniejsze, żeby przestępcy nie wyczyścili nam konta. Możemy to zrobić w aplikacji mobilnej, przez www albo dzwoniąc do banku. Im wcześniej zastrzeżemy kartę tym lepiej, bo od chwili zgłoszenia bank przejmuje na siebie wszystkie nieautoryzowane transakcje wykonane tą kartą – mówi Jarosław Sadowski, ekspert ZFPF, Expander Advisors.

Drugim krokiem jest zgłoszenie kradzieży na policję. Jest to tym bardziej konieczne, jeśli byliśmy przezorni i wykupiliśmy ubezpieczenie (więcej o tej kwestii poniżej). Jeżeli zostały nam skradzione także ważne dokumenty, konieczna będzie wizyta w konsulacie lub ambasadzie. Tam będziemy mogli otrzymać tymczasowy dokument, ważny zazwyczaj przez miesiąc. Warto pamiętać, że jeśli w kraju, w którym jesteśmy nie ma polskiej placówki dyplomatycznej, możemy się udać do ambasady jakiegokolwiek unijnego państwa.

Dobrze mieć „pod ręką” numer do najbliższej polskiej ambasady, a także numer kontaktowy do naszego banku. W stresie może być nam trudno szukać informacji w Internecie.

Czy można się od ubezpieczyć od kradzieży na wakacjach?

Dobra wiadomość brzmi: tak, oczywiście! Musimy jednak wziąć pod uwagę, że ubezpieczenie od kradzieży za granicą zazwyczaj występuje nie jako oddzielny produkt, a jest rozszerzeniem oferowanych polis turystycznych. Najczęściej jest ono częścią dodatkowego ubezpieczenia bagażu i gdy czytamy ogólne warunki ubezpieczenia, to właśnie tam znajdziemy jego szczegóły. Warto się z nimi zapoznać, bo każdy ubezpieczyciel nieco inaczej określa wyłączenia ochrony czy nawet… inaczej definiuje czym jest bagaż.

–  Zazwyczaj bagaż rozumie się jako walizkę, torbę, plecak czy teczkę wraz z zawartością. Ale to właśnie zawartość jest kluczowa, bo większość ubezpieczycieli ochroną obejmie tylko „standardowe” rzeczy, które przewozimy na wakacje jak odzież, obuwie, książki czy kosmetyki. Co do zasady, ubezpieczenie nie obejmuje pieniędzy, kart płatniczych, biżuterii, kluczy, biletów lotniczych czy elektroniki. Takie przedmioty możemy dodatkowo ubezpieczyć, ale to zazwyczaj więcej kosztuje i wiąże się z koniecznością rozszerzenia zakresu ubezpieczenia. Dlatego za każdym razem koniecznie trzeba przeczytać OWU i zobaczyć, czy ubezpieczenie odpowiada naszym potrzebom – mówi Przemysław Gałęzowski, ekspert ZFPF, Notus Finanse.

Pamiętajmy też, że ubezpieczenie nie zwalnia nas z obowiązku dbania o nasz bagaż. Ubezpieczyciel obejmie ochroną bagaż, który:

  • oddaliśmy profesjonalnemu przewoźnikowi i mamy tego potwierdzenie (dokument przewozowy),
  • zamknęliśmy w pokoju hotelowym,
  • zostawiliśmy w specjalnej przechowalni bagażu na lotnisku/dworcu czy w hotelu,
  • umieściliśmy w luku bagażowym, przyczepie lub w bagażniku samochodu.

Odszkodowanie dostaniemy, jeśli straciliśmy taki bagaż podczas rabunku lub kradzieży z włamaniem. Ubezpieczyciel będzie od nas wymagał udokumentowania całego zajścia, dlatego tak ważne jest, żeby zgłosić się na policję i mieć protokół, który będzie stanowił podstawę do wypłaty ubezpieczenia. Warto również o fakcie z wyprzedzeniem poinformować ubezpieczyciela. Im szybciej damy mu znać, tym szybciej dostaniemy pieniądze.

A kiedy ubezpieczyciel odmówi wypłaty z odszkodowania?

– Prawdopodobnie wtedy, gdy dopatrzy się tzw. rażącego niedbalstwa po naszej stronie albo po prostu naszej winy. Jeśli zostawiliśmy bagaż bez opieki w restauracji czy na dworcu. Ale także jeśli skradziono nam go z miejsca niewystarczająco zabezpieczonego, np. takiego, jak namiot. Podobnie będzie, jeśli skradziono nam rzeczy z hotelowego pokoju, a brak jest śladów włamania. Dodatkowo, jeśli nie mamy dokumentu z policji, też nie mamy co liczyć na wypłatę. Wszystkie te zastrzeżenia możemy przeczytać
w OWU – mówi Przemysław Gałęzowski, ekspert ZFPF, Notus Finanse.

Ile kosztuje ubezpieczenie turystyczne?

Ubezpieczenie od kradzieży jest dodatkową opcją dla oferowanych na rynku polis turystycznych. – Koszt ubezpieczenia turystycznego waha się w zależności od tego, ile osób ma objąć, na jak długi czas, ale też w zależności od regionu, w jaki się wybieramy. Ważne dla ceny są także wszystkie opcje dodatkowe, jak właśnie ubezpieczenie bagażu lub to czy zamierzamy uprawiać sporty ekstremalne – mówi Jarosław Sadowski, ekspert ZFPF, Expander Advisors.

Dla przykładu, 3-osobowa rodzina jadąca na tydzień do Grecji, która chce ubezpieczyć swój bagaż, ale nie planuje uprawiać sportów ekstremalnych, może liczyć na oferty opiewające na 150 do 400 zł za całość ubezpieczenia. Różnice wynikają z sum ubezpieczenia. Opcje najtańsze dadzą nam ok 200 tys. zł ubezpieczenia na koszty leczenia i 1000 zł ubezpieczenia bagażu. Opcje droższe – nawet 40 mln na koszty leczenia i 6 tys. na bagaż. Z kolei para, która jedzie na tygodniowy surfing na Wyspach Kanaryjskich za ubezpieczenie zapłaci już od 300 do nawet 730 zł.

Ubezpieczenia turystyczne to produkty bardzo elastyczne i cenowo silnie uzależnione od konkretnych potrzeb klientów.

– Szczególnie ważne jest, żeby porównać jak najwięcej dostępnych opcji. Warto zwrócić uwagę nie tylko na cenę, ale też na pełny zakres usług i możliwe do dokupienia polisy dodatkowe. Żeby nie zgubić się w gąszczu ofert, najlepiej skorzystać z pomocy doświadczonego pośrednika czy agenta ubezpieczeniowego. Nie tylko dobierze on odpowiedni wariant, ale też odpowie na wszystkie ważne dla nas pytania – mówi Jarosław Sadowski, ekspert ZFPF, Expander Advisors. – Nie ulega natomiast wątpliwości, że przed podróżą powinniśmy się ubezpieczyć. Brak ubezpieczenia może nie tylko zrujnować nasze wakacje, ale też i portfel – dodaje Jarosław Sadowski.

[1] Eurostat, Crime statistics, 08.06.2022 r.  
[2] Eurostat, Crime statistics, 08.06.2022 r.

Źródło: Związek Firm Pośrednictwa Finansowego (ZFPF).

Płacisz telefonem, zegarkiem lub opaską zbliżeniową? Uważaj, żeby nie stracić pieniedzy

olloweb-solutions-520914-unsplash
Z najnowszych międzynarodowych badań „Postaw wobec form płatności 2022” przeprowadzonych na zlecenie eService i EVO we współpracy z VISA w regionie CEE, wynika, że aż 92% Polaków płaci tradycyjną plastikową kartą. Ponad 97% takich płatności to płatności zbliżeniowe. Należy do nich dodać również płatności zbliże-niowe przy użyciu smartfona, smartwatcha lub innego urządzenia z funkcją płatności – korzysta z nich aż 54% Polaków, z czego większość (63%) płaci w ten sposób co najmniej 2-3 razy w tygodniu.

Spis treści:
NFC, HCE, czyli jak działają płatności zbliżeniowe na urządzeniach mobilnych?
Na jakie dane i pliki z naszych urządzeń płatniczych polują przestępcy?
Jak dobrze zabezpieczyć telefon i inne urządzenia płatnicze?
A co, jeśli jednak zdarzy nam się zgubić niezabezpieczone urządzenie płatnicze lub zostanie nam ono skradzione?

Nic dziwnego, płacenie telefonem lub smartwatchem może być przydatne szczególnie teraz, podczas trwających właśnie wakacyjnych wyjazdów: łatwo je mieć ze sobą na plaży, w komunikacji miejskiej, restauracji czy kinie. Zamiast sięgać do plecaka czy torby w poszukiwaniu portfela lub skrupulatnie odliczać gotówkę, wystarczy przyłożyć urządzenie do terminala i transakcja zostanie zrealizowana. Ale komfort korzystania z takich udogodnień nie powinien nam przysłonić bezpieczeństwa: tam, gdzie pojawiają się nowe możliwości kupowania, tam też czają się zagrożenia dla naszych finansów: jeśli nie będziemy wystarczająco ostrożni, łupem cyberprzestępców mogą paść nie tylko nasze oszczędności, ale i dane, dzięki którym złodzieje będą w stanie zaciągnąć w naszym imieniu kredyt, podpisać umowę, a nawet założyć fałszywą firmę. To wszystko w konsekwencji może się skończyć poważnymi długami, które mogą obciążyć poszkodowanych nawet wiele lat później. Jak zabezpieczyć swój telefon oraz gadżety płatnicze, żeby nie wpaść w kłopoty finansowe? Przeczytaj o tym w kolejnym materiale Intrum z cyklu „Ogarniam finanse”!

NFC, HCE, czyli jak działają płatności zbliżeniowe na urządzeniach mobilnych?

Najchętniej wybieramy do płatności mobilnych telefony. Płatności nimi są możliwe dzięki technologii NFC (Near Field Communication) lub jej udoskonalonej wersji – HCE (Host Card Emulation). Pierwsza z nich działa dzięki chipom służącym do bezprzewodowej komunikacji między urządzeniami zbliżonymi do siebie na niewielką odległość: tu konieczna jest specjalna karta w telefonie, natomiast w przypadku HCE użytkownik korzysta z karty wirtualnej, zapisanej w chmurze: HCE działa niezależnie od operatora sieci telefonii komórkowej oraz rodzaju karty SIM w tele-fonie płacącego. Jeśli chcemy aktywować ten sposób płatności w smartfonie, musimy mieć na nim zainstalowaną aplikację mobilną naszego banku – tylko tak możemy stworzyć, a potem skonfigurować wirtualną kartę płatniczą. Gdy ją już mamy, wystarczy tuż przed płatnością uruchomić w smartfonie moduł NFC oraz dostęp do Internetu. A urzą-dzenia ubieralne, jak np. smartwatch czy smartband? Procedura jest podobna: także muszą posiadać moduł NFC. Dostępne na polskim ryku gadżety płatnicze poszczególnych marek mogą być wspierane przez różne systemy, ale najbardziej uniwersalnym systemem jest Google Pay, który działa na gadżetach płatniczych różnych producentów. Żeby móc płacić zegarkiem czy opaską, najpierw należy dodać na swoim smartfonie kartę do odpowiedniej aplikacji, a później powiązać ją z gadżetem. Wśród użytkowników płatności zbliżeniowych są też entuzjaści naklejek z funkcją płatności – jest to alternatywa dla osób, które nie posiadają urządzenia z technologiami NFC, czy HCE, bo nalepki są bezpośrednio zintegrowane z saldem konta (tak jak karty debetowe). Są dostępne w większości banków, ich wydanie to najczęściej koszt kilkunastu złotych. Naklejki mają niewielkie rozmiary, można przykleić je na telefon czy np. etui od okularów. I choć wszystkie wymienione dotąd technologie płatności bazują na znanych już, sprawdzonych rozwią-zaniach, dzięki którym płacimy również klasyczną, fizyczną kartą, to jednak nie powinno uśpić naszej czujności, jeśli chodzi o ich użytkowanie:

– Jako kupujący, nauczyliśmy się już dbać o bezpieczeństwo naszych pieniędzy, gdy używamy zwykłej karty: jesteśmy świadomi, że kodu PIN nie należy trzymać razem z kartą w portfelu, że musimy uważać na zagrożenia takie jak skimming, czyli kopiowanie danych z paska magnetycznego, czy po prostu na to, żeby nie wrzucać zdjęć karty do mediów społecznościowych. Gdy decydujemy, że zaczynamy korzystać z innych forma płatności, Nie oddawajmy smartfona ani innych gadżetów z funkcją płatności w ręce osób trzecich, nie pożyczajmy ich, nie udostępniajmy nawet „jednorazowo” czy „na chwilę”. Pamiętajmy, że to urządzenia w sposób pośredni lub bezpośredni połączone z dostępem do naszych pieniędzy, a więc bardzo osobiste i tam, gdzie chodzi o bezpieczeństwo finansowe, nie ma miejsca na lekkomyślność czy niedbałość. Zanim pierwszy raz użyjemy do płatności nowego urządzenia, sprawdźmy też koniecznie, jak możemy je zabezpieczyć przez fizycznym i wirtualnym atakiem oszustów finansowych, bo inaczej konsekwencją może być „wyczyszczone” konto, a nawet debet na nim, czyli de facto: dług do spłaty – mówi Martyna Przybytniowska, ekspert Intrum.

Na jakie dane i pliki z naszych urządzeń płatniczych polują przestępcy?

Obojętnie, czy preferujemy płacenie samym telefonem, czy raczej urządzeniem ubieralnym: zegarkiem, opaską albo jeszcze innym gadżetem, zawsze i tak powinniśmy skupić się w pierwszej kolejności na bezpieczeństwie telefonu. Dlaczego? Aby płacenie gadżetem typu wearable było możliwe, zawsze najpierw i tak musi być on „sparowany” ze smartfonem. To dzięki tej „współpracy” właśnie z poziomu telefonu, a konkretnie zainstalowanej w nim aplikacji, możemy zarządzać kluczowymi funkcjami w połączonym z nim urządzeniu: w ten sposób zmienimy np. limity płatności, czy ustawimy powiadomienia o realizowanych transakcjach. I o ile w przypadku większości urządzeń wearable wbudowane w nie systemy bezpieczeństwa sprawiają, że bez dostępu do telefonu, stają się dla potencjalnego złodzieja czyhającego na nasze pieniądze praktycznie bezużyteczne (np. niektóre modele smartwatchy blokują się po utracie połączenia Bluetooth z telefonem lub po zdjęciu z nadgarstka, gdy nie „wyczuwają” pulsu właściciela), to zgubiony i niezabezpieczony telefon to już ogromne zagrożenie dla naszego bezpieczeństwa finansowego!

– Nasze smartfony są prawdziwą kopalnią informacji o nas i nie powinny tego zagrożenia lekceważyć nawet osoby, które nie korzystają z bankowości na telefonie czy z płatności nim. W kontekście ataku na nasze finanse, dla cyberprzestępców równie cenny, co bezpośredni dostęp do bankowej aplikacji mobilnej jest choćby dostęp do naszego konta e-mail: tam często przechowujemy rachunki czy faktury, na których są nasze dane: imię, nazwisko, adres, numer konta. To samo dotyczy aplikacji ułatwiających dostęp do opieki zdrowotnej, gdzie na receptach mamy widoczny choćby nr PESEL. Coraz częściej korzystamy także z aplikacji rządowych takich jak mObywatel, a te przechowują już absolutnie cały pakiet wrażliwych danych, znajdujących się w rejestrach państwowych: imię, naz-wisko, datę urodzenia, numer PESEL oraz zdjęcie dowodu tożsamości, termin jego ważności, numer dowodu, oraz informacje kto wydał dokument. Jeśli taki komplet danych wpadnie w ręce niepowołanej osoby, to może w bardzo prosty sposób wyłudzić dzięki nim kredyt, podpisać fałszywą umowę kupna lub sprzedaży na dane ofiary lub nawet założyć fałszywą firmę. Przestępcy dysponując tymi informacjami, dokonują z powodzeniem oszustw w sieci i poza nią, a same ofiary nierzadko dowiadują się o tym nawet kilka lat później, kiedy dostają wezwanie do spłaty długu, którego nigdy nie zaciągały – ostrzega Martyna Przybytniowska, ekspert Intrum.

Jak dobrze zabezpieczyć telefon i inne urządzenia płatnicze?

Na szczęście, nie trzeba rezygnować z udogodnień, jakimi bez wątpienia są płatności telefonem czy innymi urządzeniami płatniczymi ani też całkowicie unikać bardzo przydatnych przecież aplikacji, które operują naszymi danymi osobowymi. Ale aby było to bezpieczne dla naszych danych, a co za tym idzie i pieniędzy, warto wcielić w życie kilka prostych kroków:

  1. Zainstaluj na smartfonie program antywirusowy – chętnie instalujemy takie oprogramowanie na laptopach i telefonach stacjonarnych, ale rzadziej na telefonach: nie rezygnujmy z tego! Antywirus będzie stanowił dodatkową ochronę plików, które przechowujemy na smartfonie, a także pozwoli zachować kontrolę nad wszelkimi aktywnościami „w tle” – regularnie skanujmy antywirusem telefon, w poszukiwaniu złośliwego oprogramowania: np. zapisującego hasła.
  2. Koniecznie ustaw blokadę ekranu smartfona – to pierwsza i podstawowa „zapora” przed fizycznym dostępem do telefonu. Warto przy tym pamiętać, że silne hasło to takie złożone ze zróżnicowanych znaków (duże i małe litery, cyfry, znaki specjalne), można skorzystać też manualnego wzoru odblokowania („rysowanego”placem), a jeszcze lepiej: blokady biometrią, czyli np. odciskiem palca.
  3. Aktualizuj system na telefonie oraz aplikacje – czasem, chcąc sobie zaoszczędzić kłopotu, rezygnujemy z instalowania upgrade’ów, bo zajmuje to kilka, bądź kilkadziesiąt minut i wymaga ponownego uruchomienia telefonu. Warto poświęcić na to chwilę, bo oprócz dodawania nowych funkcjonalności, aktualizacje uszczelniają też zabezpieczenia. Aktualizacje oprogramowania dotyczą zarówno systemu, na którym działa nasz telefon, ale też poszczególnych aplikacji, kordy-nujących działanie smartwatcha czy smartbanda. Jeśli nie dostajemy automatycznych powiadomień o aktualizacjach, warto od czasu do czasu sprawdzić „ręcznie” czy się nie pojawiły.
  4. Instaluj tylko niezbędne aplikacje i tylko te pochodzące z pewnych źródeł – niektóre aplikacje np. do gier czy edycji zdjęć przy instalacji żądają nadania uprawnień pozwalających np. na śledzenie naszej aktywności zakupowej, czy dostęp do listy znajomych. Im mniej aplikacji ma dostęp do plików na naszym telefonie, tym ryzyko wycieku wrażliwych danych jest mniejsze.

A co, jeśli jednak zdarzy nam się zgubić niezabezpieczone urządzenie płatnicze lub zostanie nam ono skradzione?

– Na taką sytuację zawsze warto mieć przygotowany konkretny scenariusz działania. Przestępcy działają błyskawicznie i tak też powinniśmy działać my: zawczasu miejmy przygotowaną listę serwisów i kont, w których natychmiast po kradzieży czy zgubieniu sprzętu zmienimy hasła dostępu. Pamiętajmy tu również o kontach w mediach społecznościowych, poczcie, sklepach internetowych. Miejmy też pod ręką numer infolinii naszego banku, aby zablokować dostęp do zagrożonych kart płatniczych i bankowości internetowej – radzi Martyna Przybytniowska, ekspert Intrum.

Płacąc gadżetami, chcemy, by ta czynność była maksymalnie nieabsorbująca. W tym kontekście ustawianie zabez-pieczeń czy pamiętanie o aktualizacjach, może wydawać kłopotliwe, ale jest to absolutnie niezbędne. O każde z urządzeń płatniczych powinniśmy dbać jak o własny portfel, bo że najlepsza „polisa ubezpieczeniowa” dla naszych pieniędzy to przede wszystkim ostrożność.

 

Źródło: Intrum.

Jak branża budowlana radzi sobie z inflacją?

guilherme-cunha-222318-unsplashBranża budowlana mierzy się z problemem dużego wzrostu cen materiałów – np. izolacje termiczne wzrosły w czerwcu o 62% (r/r), a dachy i rynny o 43%. Łącznie ceny materiałów budowlanych wzrosły o 32% w stosunku do cen z czerwca 2021 r.

 

Dla wielu firm oznacza to balansowanie na granicy opłacalności, a opóźniane przelewy to poważne ryzyko zatorów finansowych. Część faktur wystawionych teraz zostanie zapłacona jesienią. Zapisane na fakturach kwoty będą już znacznie mniej warte.

 

Zabezpieczenie szybkiego przepływu środków staje się kluczowe -zwiększa płynność finansową i pozwala z wyprzedzeniem, czyli taniej kupować materiały budowane.

Spis treści:
Budowlańcy więcej zarabiają, ale na pieniądze długo czekają
Szybki przepływ środków i zakupy na zapas odpowiedzią na budowlaną drożyznę

W 2022 roku ceny materiałów budowlanych osiągają rekordowe poziomy. Jak wynika z danych Grupy PSB Handel opublikowanych 11.07 w czerwcu 2022 r., w stosunku do czerwca 2021 r., wzrosły aż o 32%, a w okresie styczeń-czerwiec 2022 – o 30% r/r. To znacznie powyższej średniego wskaźnika inflacji, którego najnowszy odczyt wskazuje wartość 15,6%. W budownictwie odnotowano podwyżki we wszystkich 20 grupach towarowych, a najbardziej podrożały (czerwiec 2022 r. w stosunku do czerwca 2021 r.): izolacje termiczne (o 62%), ściany i kominy (o 48%) oraz dachy i rynny (o 43%).

Firmy budowlane muszą sobie także radzić z brakami kadrowymi, związanymi m.in. z odpływem ukraińskich pracowników. W rezultacie więcej płacą nie tylko za materiały, ale i pracowników. W dużych miastach walka o nich jest bardzo ostra i wykrwawia małe firmy.

Nie da się także zauważyć bolesnego wpływu na branżę rosnących cen energii, paliw czy gazu. Uderzają w producentów materiałów budowlanych, ale i firmy realizujące inwestycje.
Budowlańcy więcej zarabiają, ale na pieniądze długo czekają

Z najnowszych danych GUS wynika, że także cennik niektórych robót budowlanych wystrzelił znacznie powyżej poziomu inflacji. Dotyczy to zarówno inwestycji realizowanych przez firmy czy instytucje publiczne, jak i gospodarstwa domowe. Chociażby koszt wykonania nawierzchni na budowanych czy remontowanych mostach wzrósł w ujęciu rocznym aż o ponad 23 proc. Z kolei, ludzie planujący remonty w swoich domach najbardziej odczują podwyżkę cen prac przy użyciu gipsu i prefabrykatów gipsowych. Poszły one w górę aż o 19,5% proc. r/r.

– Inflacja wymusza wzrost kwot na fakturach firm budowlanych, co jest dla nich pozytywnym czynnikiem, jednak zamawiający nie są skłonni płacić od razu. Ta branża jest jedną z najbardziej dotkniętych opóźnieniami w płatnościach. Niemal normą jest, że przelew za usługę budowlaną firmy otrzymują nawet 60 dni po jej wykonaniu. W czasie galopującej inflacji otrzymana po tak długim czasie kwota nie jest już warta tyle samo, co w momencie wystawienia faktury. Przy branżowej inflacji rosnącej o kilka procent miesięcznie, koszt styropianu czy płyt OSB we wrześniu będzie dużo wyższy niż dzisiaj. Z tego powodu coraz więcej przedsiębiorców budowlanych przynosi do nas faktury do sfinansowania faktoringowego, dzięki czemu mogą kupić materiał dzisiaj i zaoszczędzić więcej niż wynosi koszt faktoringu – Mateusz Skowronek z firmy faktoringowej eFaktor.

Dla części firm budowlanych, które nie zapewnią sobie finansowania, takie zatory finansowe i związany z tym brak środków na materiały czy wypłaty kończą się nawet bankructwem. Według danych Centralnego Ośrodka Informacji Gospodarczej w 2021 roku budownictwo było trzecią branżą z największą liczbą odnotowanych upadłości.
Szybki przepływ środków i zakupy na zapas odpowiedzią na budowlaną drożyznę

Branża budowlana musi niestety być przygotowana na to, że wzrosty cen nie skończą się nawet w perspektywie kilkunastu miesięcy. Z szacunków Instytutu Prognoz i Analiz Gospodarczych wynika, że co prawda w 2023 roku poziom inflacji będzie niższy niż obecnie, lecz w dalszym ciągu znacznie powyżej celu inflacyjnego NBP. Firmy muszą więc walczyć o skrócenie obiegu pieniądza, co pozwoli im zwiększyć stabilność finansową. W tym celu coraz więcej z nich skłania się ku skorzystaniu z faktoringu.

– To metoda bezpieczniejsza niż kredyty, bo opiera się na środkach zarobionych przez daną firmę, a nie pożyczonych z banku. Firma faktoringowa, wykupuje od przedsiębiorcy należność z tytułu faktury, pobierając za to prowizję. Dzięki temu budowlaniec otrzymuje natychmiast przelew na konto, bez konieczności czekania na zapłatę od kontrahenta przez długie tygodnie czy nawet miesiące. Mówiąc wprost – pieniądze dostaje zaraz po wystawieniu faktury zamiast jesienią. Może więc planować dalszą działalność i kupować na zapas materiały, które najszybciej drożeją. Ma środki na realizację zleceń czy wypłaty dla swoich pracowników. W dodatku są to jego własne, już zarobione pieniądze, a nie pożyczone, które kiedyś musiałby oddać, co przy rosnących stopach może budzić niepokój. To ważne szczególnie dla najmniejszych, rodzinnych form budowlanych – zauważa Marek Sikorski z Finea – firmy mikrofaktoringowej.

Jak podkreśla ekspert Finea, rynek spodziewa się coraz większego zainteresowania faktoringiem ze strony budowlańców. Wielu przedsiębiorców z branży, obserwując szybko rosnące ceny, chce jak najszybciej uzyskać środki pieniężne, by z wyprzedzeniem i jeszcze po niższych stawkach zakupić materiały budowlane „na zapas”, na potrzeby prac w przyszłości.

Źródło: Finea.
 

Jaka przyszłość czeka biurowe nieruchomości komercyjne? Rośnie popularność pracy hybrydowej

jaka_przyszlosc_czeka_biuraWydarzenia minionych dwóch lat doprowadziły do głębokich zmian społecznych, politycznych i ekonomicznych. Sektorem, który wciąż odczuwa skutki licznych przeobrażeń jest branża nieruchomości, w tym rynek biurowy. Firmy reorganizują swoje biura i wprowadzają nowe modele pracy. Jak wynika z badania przeprowadzonego przez międzynarodową firmę doradczą Cushman & Wakefield wśród najemców biurowych, 3 na 5 z nich docelowo wdroży hybrydowy model pracy – jest to o 14 pp. więcej niż w ubiegłym roku. Jakie inne wnioski płyną z raportu pt. „Jaka przyszłość czeka biura?”?

Spis treści:
Praca hybrydowa popularniejsza niż rok temu
Pandemia zmienia oblicze biur
Jak pracodawcy motywują pracowników do powrotu do biura?

Praca hybrydowa popularniejsza niż rok temu

59% ankietowanych pracodawców wskazało, że wdrożyło lub wdroży hybrydowy model pracy. To wzrost o 14 pp. względem badania z czerwca 2021 roku. Najczęstszą wskazywaną przez respondentów formą pracy hybrydowej była ta zakładająca pełną elastyczność i możliwość podjęcia decyzji przez pracownika odnośnie tego, kiedy pracuje z biura, a kiedy z domu – tę formę wybrało 30% pracodawców, o 3 pp. więcej niż rok temu.

Tradycyjny model pracy jako docelowy wskazało blisko 27% ankietowanych pracodawców, z czego ¾ dopuszcza pracę zdalną w wyjątkowych sytuacjach. Tryb pracy wyłącznie zdalnej nie został wskazany przez żadnego z respondentów. 14% badanych nie podjęło jeszcze decyzji w tym zakresie, co stanowi spadek o 16 pp. w porównaniu do badania z czerwca 2021 roku.

Pandemia zmienia oblicze biur

Ponad 10% badanych wprowadziło zmiany w funkcjonowaniu przestrzeni biurowej w trakcie pandemii, a niemal co czwarty (24%) planuje wprowadzić je w ciągu najbliższych 12 miesięcy. Blisko ¼ ankietowanych nie podjęła jeszcze decyzji w tym zakresie, co stanowi spadek o 6 pp. względem badania z czerwca 2021 roku. 32% zadeklarowało z kolei, że nie wprowadzi żadnych zmian.

Brak decyzji o wprowadzeniu jakichkolwiek zmian w przestrzeni biurowej, zadeklarowane przez ponad 30% ankietowanych, może wynikać z etapu trwania umowy lub braku nakładów kapitałowych udzielanych zwyczajowo przez właścicieli na wykończenie lub modernizację powierzchni. Ograniczeniem dla planów inwestycyjnych najemców może być również wzrost kosztów wykończenia powierzchni obserwowany od początku 2022 roku – komentuje Jan Szulborski, starszy konsultant w Dziale Doradztwa i Badań Rynku w Cushman & Wakefield.

Powszechnym narzędziem wykorzystywanym przez 43% badanych w zakresie planowania pracy w biurze okazały się aplikacje używane do obsługi procesu rezerwacji biurek, sal oraz miejsc parkingowych.

Z badania wynika, że pracodawcy zwiększyli liczbę małych sal lub budek do spotkań i wideokonferencji – te udogodnienia wprowadziło ponad 40% respondentów. Wśród pożądanych przez najemców elementów wyposażenia biura znalazły się również restauracja/kantyna, bankomat oraz infrastruktura dla rowerzystów, które wskazało odpowiednio 67%, 43% i 40% badanych pracodawców.

Jak pracodawcy motywują pracowników do powrotu do biura?

Z przeprowadzonego przez Cushman & Wakefield badania wynika również, że w ocenie pracodawców nastawienie pracowników do powrotu do biura jest gorsze niż rok temu. W ubiegłym roku blisko połowa badanych wskazywała, że nastawienie pracowników do powrotu do biura było pozytywne. Jeśli zsumujemy odpowiedzi „pozytywne” i „raczej pozytywne” dla badania przeprowadzonego w 2022 roku, to udział pracodawców, których nastawienie do powrotu do biura było pozytywne, spadł o 11 pp.

Wszystkie działania, które podejmujemy każdego dnia mają ogromny wpływ na budowanie doświadczeń zarówno po stronie naszych pracowników jak i naszych klientów. Świadomość i konsekwencja są niezbędne w tworzeniu miejsca pracy przyszłości – takiego, które zachęca do wymiany doświadczeń, wzmacnia poczucie przynależności, daje przestrzeń do realizacji celów i rozwoju w sposób zrównoważony, a jednocześnie odzwierciedla kulturę i wartości firmy – dodaje Anna Trochim, Head of Human Resources  Poland, Cushman & Wakefield.

Z badania wynika, że aż co czwarty ankietowany pracodawca wprowadził rozwiązania mające na celu poprawę dobrostanu swoich pracowników. Aż 59% ankietowanych zwiększyło ilość zieleni w biurze (59%). 28% zadbało o wyposażenie biura w fotel do masażu, 23% o zapewnienie usługi masażysty, czy wymianę mebli na bardziej ergonomiczne. Niemal co czwarty (23%) poprawił akustykę, a 18% – jakość powietrza w biurze.

Badanie wykonane zostało metodą CAWI w czerwcu 2022 roku na próbie 103 osób decyzyjnych w zakresie zarządzania przestrzenią biurową (CEO, Dyr. Administracyjny, Dyr. Operacyjny, Office Manager).

 

Źródło: Cushman & Wakefield.

Przedsiębiorco uważaj: zakaz kupowania płatnych opinii i więcej ochrony dla kupujących w e-sklepach

Robert Szczepanek 2 small

W dniu 28 maja weszła w życie unijna dyrektywa, tzw. Omnibus, na nowo regulująca wiele obszarów e-commerce oraz wzmacniająca pozycję konsumentów wobec e-sklepów. Spośród nowych regulacji, na uwagę zasługuje unormowanie zasad publikowania opinii o sklepach internetowych. Jakie obowiązują teraz zasady? De facto nie można już kupować opinii, co nie ukrywajmy zdarzało się nagminnie. Trzeba będzie też szczegółowo informować o cenach produktów objętych promocją. Za łamanie zasad grożą surowe kary: 2 miliony złotych albo 10% dochodów. Prawo obowiązuje zgodnie z przepisami unijnymi ale w Polsce na razie nie ma instytucji, która może jego stosowanie kontrolować i nakładać kary. W naszym kraju nie dostosowano bowiem prawodawstwa. Nowe przepisy analizuje mec. Robert Szczepanek z kancelarii prawnej Causa Finita.

Spis treści:
Płatne opinie zakazane a promocje pod lupą
Więcej informacji o sprzedających, więcej ochrony dla kupujących
Wysokie kary za złamanie nowego prawa…. jednak na razie nie w Polsce

Płatne opinie zakazane a promocje pod lupą

Jak wiadomo, klienci sklepów internetowych czytają takie opinie przed dokonaniem zakupu. Tymczasem sklepy internetowe mogły je dotychczas bez większych problemów „kupować” u specjalistycznych firm. Teraz będą musiały weryfikować, czy ich autorzy rzeczywiście skorzystali z ich usług. Będą też musiały wskazać, jakie działania podejmują w celu weryfikacji opinii o produktach. To jednak nie jedyna zmiana mająca na celu podniesienie wiarygodności oferty.

Zmieniają się również zasady okresowych promocji i obniżek cen. Omnibus wprowadza wymóg, by w przypadku obniżki ceny, obok nowej ceny została umieszczona najniższa cena, jaka obowiązywała w ciągu 30 dni przed wprowadzeniem promocji. Ma to zapobiec znanemu i powszechnie potępianemu zjawisku podnoszenia cen przed np. Black Friday po to, by je później obniżyć celem stworzenia wrażenia atrakcyjności danej oferty.

Więcej informacji o sprzedających, więcej ochrony dla kupujących

Kolejną ważną zmianą jest obowiązek ujawniania mechanizmów służących indywidualnemu dostosowywaniu cen do danej grupy konsumentów lub indywidualnych konsumentów na podstawie zebranych na ich temat danych. Sklepy online oraz platformy sprzedażowe będą musiały ujawniać główne parametry decydujące o widoczności produktów przedstawianych konsumentom w wynikach wyszukiwania. To np.: wskaźniki oceny jakości towarów lub usług, trafność słów, ogólny ranking sprzedawcy, cechy wizualne oferty, jakość obsługi klienta. Oczywiście, nie chodzi tutaj o przedstawianie konkretnego algorytmu działania wyszukiwarki, ale o ogólne zasady pozycjonowania ofert. Ma to dać klientowi pełną wiedzę co do tego, z jakiego powodu sklep oferuje mu akurat taki a nie inny towar.

Kupujący na platformach sprzedażowych typu Allegro, Amazon, czy Facebook, będą też mogli od razu dowiedzieć się, czy podmiot od którego kupują produkt, jest przedsiębiorcą, czy nie. Ma to dla konsumentów istotne znaczenie praktyczne. Dotychczas bowiem często konsumenci nabywali daną rzecz licząc na ochronę prawną w stosunkach z przedsiębiorcami, gdy tymczasem po fakcie okazywało się, że sprzedający wcale przedsiębiorcą nie jest. Pozbawiało to m.in. kupującego prawa do odstąpienia od umowy w ciągu 14 dni od daty otrzymania towaru. Informacja jest teraz udzielana na podstawie oświadczenia sprzedającego, a nieudzielenie jej jest uznawane za nieuczciwą praktykę handlową.

Wysokie kary za złamanie nowego prawa…. jednak na razie nie w Polsce

Za niedostosowanie się do nowych wymogów będą grozić wysokie kary. To nawet 2 mln zł dla kierownika sklepu albo 10 proc. obrotu sklepu z poprzedniego roku. Za kontrole będzie odpowiadać Inspekcja Handlowa. Dodatkowo, jeżeli przedsiębiorcy będą stosować fikcyjne obniżki, Prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów będzie mógł uznać taką praktykę za naruszającą zbiorowe interesy konsumentów. Warto podkreślić, że sklepy są zobowiązane dostosować do nowych przepisów nie tylko swoje bieżące funkcjonowanie, ale także regulaminy sprzedaży oraz pozostałe dokumenty dotyczące sprzedaży i funkcjonowania sklepu.

Ponieważ nową dyrektywę da się stosować wprost, jej postanowienia wiążą już e-sklepy i platformy sprzedażowe w Polsce. Prace nad implementacją dyrektywy do krajowego porządku prawnego jednak jeszcze trwają. Oznacza to, że ani UOKiK, ani Inspekcja Handlowa nie mają na tym etapie szczególnych instrumentów prawnych, aby zapewnić przestrzeganie Omnibusa. Nie mogąc zatem nakładać na przedsiębiorców grzywien i kar związanych z niestosowaniem się do nowych reguł.

Autor: mec. Robert Szczepanek z kancelarii prawnej Causa Finita.

Inflacja, recesja i stagflacja – złoto ma silne podstawy do wzrostów

michal-teklinski-goldenmark
Mamy już wysoką inflację, wchodzimy w recesję, a jedno w połączeniu z drugim daje stagflację. Globalne perspektywy nie wskazują, byśmy w najbliższym czasie uporali się z narastającymi problemami. Pomimo średnioterminowych spadków, z punktu widzenia fundamentów złoto ma silne podstawy do wzrostów.

W ubiegły czwartek Rada Polityki Pieniężnej podniosła stopy procentowe. Główna stopa poszła w górę o 50 punktów bazowych, do poziomu 6,5 proc. Była to niższa podwyżka niż szacował rynek, ale prawdopodobnie nie ostatnia. Mniejsza od oczekiwanej podwyżka może zdradzać rosnące obawy o recesję. Przeczy to słowom Adama Glapińskiego sprzed dwóch tygodni, że obawy o stagflację są przesadzone.

Z prognoz ekonomistów PKO BP wynika, że szczyt inflacji przypadnie na koniec III kwartału i znajdzie się ona na poziomie 16,-16,5 proc. Do tego czasu stopy procentowe prawdopodobnie osiągną poziom 7,5 proc.

Złoto ma silne podstawy do wzrostów

W obliczu dużej zmienności i niepewności oraz sygnałów recesyjnych, dolar amerykański wciąż umacnia się, osłabiając złoto. Cena złota w dolarze amerykańskim w ubiegłym tygodniu zanotowała spory spadek, kontynuując średnioterminowy trend spadkowy zapoczątkowany w marcu. W polskiej walucie złoto drożeje, co świadczy jednak o dużej słabości złotówki.

Globalne perspektywy nie wskazują, byśmy w najbliższym czasie uporali się z narastającymi problemami. Pomimo średnioterminowych spadków, z punktu widzenia fundamentów złoto ma silne podstawy do wzrostów. Warto przy tej okazji zwrócić uwagę na banki centralne – w maju Niemcy sprzedali 2,4 tony złota, za to wśród kupujących znalazła się Turcja, Uzbekistan, Kazachstan, Katar i Indie. Podobnie sprawa miała się w kwietniu.

Autor: Michał Tekliński, dyrektor ds. rynków międzynarodowych w Grupie Goldenmark.

GUS: Ruch graniczny oraz wydatki cudzoziemców i Polaków

DeathtoStock_Wired5Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował raport pt.: Ruch graniczny oraz wydatki cudzoziemców w Polsce i Polaków za granicą w 1 kwartale 2022 roku.

Jak czytamy w raporcie opublikowanym przez GUS, w pierwszym kwartale 2022 r. odnotowano wzrost ruchu granicznego cudzoziemców o 55,6%. Z koli Polaków o 48,5% w stosunku do analogicznego okresu poprzedniego roku.
GUS szacuje, że wartości towarów i usług zakupionych w tym okresie przez cudzoziemców w Polsce oraz towarów i usług zakupionych przez Polaków za granicą były większe niż w 1 kwartale 2021 r., odpowiednio o 60,9% i o 78,6%.
Informacja została opublikowana na oficjalnej stronie internetowej GUS.

Infrastruktura komunalna w 2021 roku wg GUS

g-crescoli-365895-unsplash
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował informację nt infrastruktury komunalnej. Jest to raport za 2021 rok.

GUS poinformował, że w Polsce w 2021 r. długość sieci kanalizacyjnej wzrosła o prawie 3,9 tys. km. Jest to wzrost o 2,3%. Natomiast liczba przyłączy kanalizacyjnych do budynków mieszkalnych wzrosła o 109,2 tys. sztuk. Jest to wzrost o 3,0%.
Informacja została opublikowana na oficjalnej stronie internetowej Głównego Urzędu Statystycznego.

W jaki sposób spowolnienie gospodarcze wpłynie na MSP?

rodak
Polskie firmy sektora MSP zaczynają się już mierzyć z nowymi wyzwaniami. Idące spowolnienie gospodarcze i sytuacja na rynku pracy pogorszą kondycję finansową wielu z nich. Tymczasem muszą one nadal mocno inwestować, by zachować swoją konkurencyjność na rynku. Kluczowe stanie się utrzymanie płynności finansowej.

W ten rok polska gospodarka weszła rozpędzona. W pierwszym kwartale PKB zwiększył się aż o 8,5 proc. r/r. Niestety, wojna w Ukrainie już odciska swoje piętno i widać oznaki wyhamowywania wzrostu – spada liczba zamówień, słabnie produkcja przemysłowa (w maju wzrosła co prawda o 15 proc. r/r, ale po odsezonowaniu zaliczyła drugi z rzędu miesiąc spadku w stosunku do poprzedniego kwartału), zmniejsza się popyt i konsumpcja, wyczerpują zapasy, zmniejsza dynamika inwestycji. W maju płace rosły już wolniej niż inflacja, ale w przyszłym roku, ze względu na rekordową inflację, mocno w górę pójdzie płaca minimalna.

Co to oznacza dla firm? Hamowanie gospodarki pociąga za sobą wiele negatywnych i długotrwałych konsekwencji. Przedsiębiorcy już się mierzą – lub wkrótce będą – ze spadkiem wpływów oraz wzrostem kosztów (energii, surowców, pracy, itp.). To z kolei może prowadzić do problemów z utrzymaniem płynności finansowej, a w konsekwencji nawet do bankructwa.

Widać, że przedsiębiorcy tego się obawiają. Badanie nastrojów małych i średnich firm na drugi kwartał tego roku „Skaner MŚP”- przeprowadzone przez Instytut Keralla Research – przyniosło rekordowy wzrost opinii, że sytuacja w krajowej gospodarce się pogorszy. Trzy miesiące wcześniej w ten sposób prognozowało 56,4 proc. firm, natomiast teraz przewiduje tak już 70,2 proc. badanych. Dotyczy to zwłaszcza przedsiębiorców zatrudniających 10 – 49 pracowników.

Pogorszenie koniunktury potwierdza też majowe badanie nastrojów Bibby MSP Index. Ogólny odczyt tego indeksu utrzymał się na poziomie z badania jesiennego (51,8 pkt), co już oznacza stagnację nastrojów. Kryzys widać jednak w indeksach firm usługowych oraz transportowych, które mocno zapikowały w dół. Pokazuje to również, że niektóre sektory gospodarki będą hamowały znacznie mocniej.

Jak przygotować się na wyzwania, które niesie spowolnienie gospodarcze? I to w sytuacji, gdy inflacja będzie wyższa i potrwa dłużej, a Rada Polityki Pieniężnej będzie kontynuowała cykl podwyżek stóp procentowych. Wyższy koszt pieniądza już ogranicza wielu firmom dostęp do kredytu. Tymczasem finansowanie zewnętrzne, obok rozsądnej polityki oszczędnościowej w samej firmie, jest jednym z instrumentów wspomagających utrzymanie płynności finansowej.

Skutecznym, i tańszym niż kredyt, narzędziem, które ułatwia bieżące finansowanie różnych przedsiębiorstw, okazuje się faktoring.
Firmie, która wchodzi na nowy rynek zagraniczny, przyda się np. faktoring eksportowy. Obok finansowania działalności, faktor może sprawdzić potencjalnego kontrahenta w wywiadowniach gospodarczych, a następnie na bieżąco kontrolować jego sytuację finansową. Obecne spowolnienie dotknie także gospodarki innych krajów, warto zatem odpowiednio się zabezpieczyć przed niewypłacalnością zagranicznych odbiorców.
Z kolei faktoring odwrotny może być dobrą opcją dla firm, których dostawcy żądają szybkich płatności. Zapewniając systematyczną dostawę komponentów do produkcji, firma zwiększa bezpieczeństwo swojej działalności, a do tego zyskuje wizerunek wiarygodnego partnera.

Co więcej, faktoring może uchronić firmy przed brakiem pieniędzy i możliwości finansowania inwestycji, co jest często bezpośrednią konsekwencją znacznego pogorszenia płynności finansowej. W przypadku faktoringu ewentualne opóźnienia w płatnościach kontrahentów nie mają wpływu na finansowanie bieżącej działalności i wydatki inwestycyjne.

Choć jeszcze główne wskaźniki gospodarcze są dobre, to hamowanie już się rozpoczęło. Dotychczasowe prognozy są rewidowane w dół, a wielu ekonomistów nie wyklucza nawet wystąpienia tzw. recesji technicznej w drugiej połowie tego roku, co oznacza realny spadek PKB przez dwa kwartały z rzędu. O ile w tym roku wzrost gospodarczy będzie jeszcze oscylował wokół 4 proc. – ze względu na wysokie wyniki w pierwszych dwóch kwartałach – to już w następnym roku sięgnie tylko 1,5-3 proc. Niestety, poziomy niepewności i ryzyka będą wysokie, dopóki trwać będzie rosyjska agresja. Polscy przedsiębiorcy muszą uzbroić się w cierpliwość, bo poprawa koniunktury i odbudowa wzrostu to perspektywa co najmniej kilku kwartałów.
Tym ważniejsze staje się bezpieczeństwo bieżącej działalności oraz skoncentrowanie się na inwestycjach. To one wpłyną na dalszy rozwój firm, zwiększą efektywność, zoptymalizują koszty, a tym samym wzmocnią przewagi konkurencyjne w nowej rzeczywistości na rynku, gdy kryzys już minie.
Autor: Tomasz Rodak, Dyrektor sprzedaży Bibby Financial Services.

Znaczące zmiany w prawie patentowym Unii Europejskiej

Maciej Priebe

Pod koniec bieżącego roku spodziewany jest start całkowicie nowego systemu ochrony patentowej Unii Europejskiej. Projekt, którego początki sięgają lat 70-tych ubiegłego wieku, wprowadza pierwszy na świecie mechanizm udzielania patentu wywołującego jednolity i niepodzielny skutek w wielu krajach. Jednocześnie działalność rozpocznie Jednolity Sąd Patentowy (UPC). Nowe prawo patentowe stwarza szereg niewątpliwych korzyści, ale także ryzyka wynikające z rewolucji zachodzącej w systemie ochrony patentowej w UE.

Spis treści:
Stan obecny
Patent europejski o jednolitym skutku (Patent jednolity)
Polska w nowym systemie patentowym

Stan obecny

Unia Europejska wykształciła znakomite rozwiązania prawne umożliwiające uzyskanie praw wyłącznych w zakresie znaków towarowych oraz wzorów przemysłowych wywołujących skutek na obszarze wszystkich Państw Członkowskich. Jednak w zakresie wynalazków sytuacja wygląda odmiennie. Dotychczas nie istniała możliwość uzyskania „unijnego patentu” lub innego prawa wyłącznego podlegającego jednolitej i niepodzielnej ochronie na obszarze wielu państw. Obecnie zgłaszający może wystąpić o udzielenie ochrony w procedurze krajowej w wybranym przez siebie państwie, bądź też może skorzystać z systemu EPC (Konwencja o Udzielaniu Patentów Europejskich) w celu uzyskania Patentu Europejskiego. System EPC wymaga jednak przeprowadzenia tzw. walidacji, czyli potwierdzenia ochrony patentowej przez krajowe urzędy patentowe. W kolejnych krokach zgłaszający uzyskuje szereg niezależnych praw (patentów) podlegających ochronie krajowej w wybranych państwach. Proces walidacji jest niestety czasochłonny oraz bardzo kosztowny. Co więcej, egzekwowanie udzielonej ochrony, w tym unieważnianie kolizyjnych patentów, wymaga podejmowania działań przed odpowiednimi organami w każdym z państw, w którym przeprowadzono walidację.

Patent europejski o jednolitym skutku (Patent jednolity)
Nowy system patentowy nie oznacza możliwości uzyskania „unijnego” patentu, na wzór unijnych znaków towarowych i wzorów przemysłowych. Zakres terytorialny ochrony Patentów jednolitych obejmie tylko te Państwa Członkowskie UE, które ratyfikują Porozumienie w sprawie Jednolitego Sądu Patentowego (UPCA). Dokument został podpisany przez wszystkie Państwa Członkowskie UE za wyjątkiem trzech: Chorwacji, Hiszpanii oraz Polski. Dotychczas ratyfikacji dokonało 17 państw: Austria, Belgia, Bułgaria, Dania, Estonia, Finlandia, Francja, Holandia, Litwa, Łotwa, Luxemburg, Malta, Niemcy, Portugalia, Słowenia, Szwecja, Włochy.

Patent jednolity będzie udzielany przez EPO (Europejski Urząd Patentowy) i będzie wywoływał jednolity i niepodzielny skutek we wszystkich państwach uczestniczących w systemie, bez konieczności jego walidacji.

Polska w nowym systemie patentowym

Pomimo iż Polska nie przystąpiła do nowego systemu, to polscy przedsiębiorcy będą oczywiście mieli możliwość zgłoszenia patentu europejskiego do EPO, a następnie złożenia wniosku o nadanie mu jednolitego skutku, uzyskując tym samym patent jednolity obowiązujący we wszystkich państwach uczestniczących w tym systemie. Dzięki temu znacząco obniżą się koszty uzyskania patentu – nie będzie bowiem konieczności przeprowadzania jego walidacji.

Trzeba jednak zdawać sobie sprawę, że nowy system patentowy wywołuje również negatywne skutki. Wszelkie spory dotyczące patentu jednolitego będą rozstrzygane wyłącznie przez Jednolity Sąd Patentowy (UPC). Koszty takich postępowań są znaczne i mogą okazać się zbyt wysokie dla małych i średnich przedsiębiorstw. Przykładowo, opłata za wniesienie pozwu wyniesie od 11.000 do nawet 325.000 EUR, w zależności od wartości przedmiotu sporu. Opłata od wniosku o unieważnienie patentu jednolitego ma wynieść 20.000 EUR. Dla porównania, opłata od wniosku o unieważnienie patentu przed Urzędem Patentowym RP wynosi obecnie 1.000 PLN. Co istotne, unieważnienie patentu jednolitego będzie możliwe w ramach jednego postępowania przed UPC i nie będzie wymagało żadnych dodatkowych działań przed organami krajowymi. Jeśli przedsiębiorca utraci ochronę patentu jednolitego, negatywne konsekwencje będą rozciągać się na terytorium wielu państw. Obecnie patent europejski po walidacji może podlegać unieważnieniu, jednak wymaga wszczęcia odrębnych postępowań przed organami w każdym państwie, w którym został walidowany.

Równie istotną kwestią jest odpowiedzialność polskiego przedsiębiorcy za naruszenie patentu jednolitego. Fakt, że Polska nie przystąpiła do nowego systemu nie oznacza wyłączenia odpowiedzialności polskich przedsiębiorców za ewentualne naruszenia patentów jednolitych. Co więcej, w globalnej gospodarce, opartej w dużej mierze o rozwiązania e-commerce i szeroką dostępność produktów i usług, możliwość pozywania polskich przedsiębiorców przed UPC wydaje się bardzo realna.

Bezapelacyjnie mamy do czynienia z prawdziwą rewolucją w europejskim prawie patentowym od początku jego istnienia. Możliwość egzekwowania prawa wyłącznego przed Jednolitym Sądem Patentowym, pierwszym w historii międzynarodowym sądem właściwym dla rozstrzygania sporów pomiędzy podmiotami prawa prywatnego – z jednej strony niewątpliwie usprawni rozwój i prowadzenie biznesu, z drugiej jednak strony oznacza szereg negatywnych skutków, zwłaszcza dla małych i średnich przedsiębiorstw.

Autor: Maciej Priebe – Rzecznik Patentowy, Partner w Kancelarii Chałas i Wspólnicy.

Przestój jest dla przedsiębiorców groźniejszy od zalania

fabian-blank-78637-unsplash
Za nami pierwsze gwałtowne burze sezonu. Najwięcej interwencji musiały podjąć służby ratunkowe w województwach pomorskim, kujawsko-pomorskim, śląskim, wielkopolskim oraz mazowieckim. Zalany został m.in. Malbork, Żywiec i położone w jego okolicy miejscowości. Przerwano także odbywający się w Gdyni festiwal Open`er, ewakuowano obozy harcerskie na Mazurach. Co więcej, Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej informuje, że zagrożenie gwałtownymi burzami z gradem utrzymuje się nadal w większości kraju na poziomie 2, a nawet 3 stopnia. Co to oznacza? Że w większości kraju IMGW przewiduje wystąpienie niebezpiecznych zjawisk meteorologicznych powodujących duże (lub bardzo duże w przypadku stopnia 3) straty materialne oraz zagrożenie zdrowia i życia. Musimy się zatem przygotować na kolejne burze dziś i jutro.

Spis treści:
Kiedy zadziała ubezpieczenie od przerw w działalności?
Jakie wsparcie zapewnia ubezpieczenie przerw w działalności?

– Szkody materialne spowodowane przez gwałtowne zjawiska atmosferyczne, to jednak tylko część strat, z którymi muszą zmierzyć się przedsiębiorcy, gdy dojdzie np. do zalania firmy. O wiele kosztowniejszy od samej naprawy szkód może okazać się przestój konieczny do naprawy zniszczeń. Zwłaszcza jeśli dojdzie do zalania kluczowych w funkcjonowaniu firmy sprzętów. Obecnie, gdy mierzymy się z powszechnymi brakami materiałowymi, naprawa czy wymiana uszkodzonych maszyn, która jeszcze rok, dwa temu zajmowała kilka dni, może się rozciągnąć obecnie na tygodnie. A to poważny problem, który w skrajnych przypadkach może postawić pod znakiem zapytania dalszą działalność przedsiębiorstwa. Dlatego, ubezpieczając mienie firmy, warto zdecydować się na polisę all risks, rozszerzoną o ubezpieczenie od przerw w działalności – zauważa Łukasz Górny, radca prawny, Dyrektor Departamentu Rozwoju EIB SA.

Kiedy zadziała ubezpieczenie od przerw w działalności?

Ubezpieczenie to obejmuje wyłącznie szkody spowodowane szkodą materialną, czyli poszkodowani przez gwałtowne burze mogą liczyć na pomoc swojego ubezpieczyciela. Jednak ubezpieczenia przerw w działalności (tzw. business interruption) nie można kupić samodzielnie. Jest ono zawsze uzupełnieniem ubezpieczenia mienia od wszystkich ryzyk czy w razie awarii maszyn w firmie. W jego ramach można pokryć straty finansowe, wynikające z takich zdarzeń, jak wspomniane zalanie, a także pożar, wybuch, awaria linii produkcyjnej czy instalacji sanitarnych. To jednak nie koniec listy. Ubezpieczyciele oferują też wiele klauzul dodatkowych, dzięki którym można zabezpieczyć się nawet na wypadek szkód u czołowych kontrahentów i partnerów biznesowych, które bezpośrednio wpływają na codzienne funkcjonowanie firmy.

– Coraz więcej przedsiębiorców zdaje sobie sprawę, jak ważne jest zabezpieczenie się od zdarzeń mogących uniemożliwić płynną działalność. Szczególnie teraz, po dwóch latach pandemii, w obliczu kryzysu gospodarczego i przerwanych łańcuchów dostaw. Dlatego rośnie zainteresowanie firm kompleksowymi programami ochrony, włączając w to właśnie ubezpieczenie od przerw w działalności. Warto pamiętać, że zapewnia ono zarówno pokrycie strat, refundację kosztów stałych, jak i pomoc ubezpieczyciela w procesie odbudowy potencjału przedsiębiorstwa oraz utrzymaniu go na rynku – dodaje Łukasz Górny z EIB.

Jakie wsparcie zapewnia ubezpieczenie przerw w działalności?

Ubezpieczony otrzymuje środki równoważące m.in. koszty stałe niepokryte przychodami, w tym na przykład zobowiązania kredytowe oraz utracony planowany zysk operacyjny. Polisa pozwala także na podjęcie działań mających zapewnić ciągłość istnienia marki. Niekiedy może to oznaczać sfinansowanie zlecenia produkcji czy świadczenia usług w innym przedsiębiorstwie. Trzeba jednak zauważyć, że ubezpieczyciel będzie oczekiwał rozsądnych biznesowo starań, żeby maksymalnie skrócić przestój (w końcu każdy dodatkowy dzień zwiększa wartość odszkodowania). Utrzymanie przedsiębiorstwa na rynku mimo poważnego zdarzenia wpływającego na bieżącą działalność jest kluczowe w procesie odbudowy. Co z tego, że odszkodowanie pokryje koszty napraw zniszczonego mienia, jak w międzyczasie konkurencja przejmie klientów?

Źródło: EIB SA.

Assay Biznes: Polacy zgodni – to nie jest dobry czas na prowadzenie biznesu

adeolu-eletu-38649-unsplash
Niemal co trzeci przedsiębiorca myśli o zamknięciu firmy, a co drugi chętnie poszukałby pracy na etacie – wynika z badania Assay Biznes, badającego gotowość biznesową Polaków. Najbardziej boimy się niestabilności przepisów i wojny w Ukrainie.

Spis treści:
Własna firma? Chętnie, ale nie teraz
Portret polskiego przedsiębiorcy i jego obawy
Przedsiębiorczość teoretyczna
Wskaźnik Assay Biznes pokazuje – mamy dobre chęci, ale brak nam wiedzy


– 58% Polaków uważa, że jesteśmy narodem przedsiębiorczym, ale jedynie 38% z nas jako przedsiębiorczych określiłoby samych siebie.
– Aż 64% dorosłych Polaków uważa, że nie jest to dobry moment na założenie biznesu. Przeciwnego zdania jest tylko 7% społeczeństwa.
– Niemal 30% przedsiębiorców myśli o zamknięciu firmy, a nieco ponad 20% o jej sprzedaży (w całości lub częściowo).
– Aż 49% obecnych przedsiębiorców – gdyby musiało zmienić pracę – wybrałoby… etat.
– Aż 82% Polaków nie rozumie lub nie zna zmian zawartych w „Polskim Ładzie”.
– Polacy ogółem szacują, że na wprowadzeniu Polskiego Ładu stracili średnio 877 złotych miesięcznie. Wśród przedsiębiorców deklarowana strata to aż 2346 zł!
– Ponad 80% Polaków jest zdania, że rosyjska agresja na Ukrainę stanowi zagrożenie dla polskiej gospodarki.
– Assay Biznes – nowy wskaźnik poziomu przedsiębiorczości Polaków i ich gotowości do prowadzenia biznesu – w roku 2022 przyjmuje wartość 34 (w skali od 0 do 100).

Grupa Assay, zajmująca się wspieraniem rodzimych start-upów, przyjrzała się kondycji polskiej przedsiębiorczości. Rezultatem tych prac jest stworzenie raportu – Assay Biznes – oraz nowego wskaźnika o tej samej nazwie. Parametr odzwierciedla stosunek Polaków do zakładania i prowadzenia działalności gospodarczej.

Stworzyliśmy Assay Biznes, by uzyskać obraz aktywności gospodarczej Polaków. Chcieliśmy poznać ich opinię na temat posiadania własnej firmy, poziom inicjatywy biznesowej, czy wreszcie to, jak postrzegają „klimat” do tworzenia nowych biznesów w Polsce. W ramach badania podzieliliśmy respondentów na dwie grupy – przedsiębiorców oraz ogół Polaków. Okazuje się, że przedsiębiorcy widzą rzeczywistość w lepszych barwach niż ogół społeczeństwa, ale i tak wyniki badania są bardzo pesymistyczne – mówi Łukasz Blichewicz, prezes Grupy Assay.

Własna firma? Chętnie, ale nie teraz

Na początek informacja, która dodaje otuchy – niemal połowa Polaków ma pozytywne nastawienie do prowadzenia własnego biznesu. Negatywnie o posiadaniu firmy myśli 17% naszego społeczeństwa. Mimo to, jedynie co piąta zapytana osoba uważa, że właściciele polskich firm otoczeni są szacunkiem.

Jako najważniejsze plusy pracy „na własny rachunek” respondenci wymieniają satysfakcję z pracy dla siebie (42%), poczucie niezależności (41%) oraz możliwość samodzielnego decydowania m.in. o godzinach i wymiarze czasowym pracy (39%) – przy czym na ten ostatni aspekt szczególnie często zwracają uwagę osoby, które już prowadzą firmę. Z kolei wśród głównych wad wymienia się ryzyko niepowodzenia przedsięwzięcia (47% – zdaniem ogółu społeczeństwa i tylko 32% zdaniem samych przedsiębiorców) oraz duży poziom stresu (45%).

O założeniu własnej firmy myśli 15% zapytanych Polaków, przy czym niemal trzy na cztery osoby z tej grupy nie są do tego w pełni przekonane. Własnej działalności zdecydowanie częściej pragną mężczyźni (21% vs. 11% w przypadku kobiet) i osoby zamożne, zarabiające miesięcznie ponad 25 tys. złotych netto (aż 46% wskazań).

Zdecydowana większość respondentów, która bierze pod uwagę założenie firmy, nie chce tego uczynić w ciągu najbliższego roku. Co więcej, aż 64% zapytanych w badaniu Assay Biznes odpowiedziało, że to nie jest dobry moment na zakładanie biznesu.

­– Przyczyn takiego poglądu jest wiele – do tych „tradycyjnych”, takich jak poczucie niestabilności prawa (24% wskazań i aż 37% w grupie 55+), dołączyły bieżące czynniki ekonomiczno-polityczne, z kryzysem i brakiem stabilności gospodarczej (28%) oraz inflacją (21%) na czele. Na to nakłada się trwająca rosyjska agresja na Ukrainę (którą jako czynnik ryzyka sam w sobie wymienia 23% respondentów), ale z pewnością swoje piętno odcisnęła również pandemia czy… Polski Ład. Ten program reform gospodarczo-podatkowych jako negatywny ocenia 66% Polaków, a pozytywnie wyraża się o nim tylko 18% – mówi Iwo Rybacki, członek zarządu w Grupie Assay.

Portret polskiego przedsiębiorcy i jego obawy

Około 5% respondentów prowadzi obecnie własny biznes, a prawie co trzeci ma przynajmniej jedno doświadczenie związane z jego prowadzeniem w swoim życiu zawodowym.

Kim jest statystyczny polski przedsiębiorca? To najczęściej mężczyzna po 35. roku życia, mieszkający w mieście liczącym ponad 100 tys. mieszkańców. Może pochwalić się wyższym wykształceniem i dochodem przekraczającym miesięcznie 5 tys. złotych netto. Zwykle prowadzi mikrofirmę (zatrudniającą do 9 pracowników), najczęściej z sektora usług.

Czego się obawia? Przede wszystkim wysokich kosztów pracy, w tym składek ZUS (aż 54% wskazań), wysokich podatków (39% wskazań) i niestabilności prawa (38%). Zaledwie garstka polskich przedsiębiorców jest zdania, że system podatkowy i otoczenie prawne sprzyjają posiadaniu działalności w kraju (odpowiednio 15% i 16% wskazań). Niemal połowa (47%) prowadzących biznes obawia się negatywnego wpływu wojny na własną firmę.

Zostawcie to Polakom” – miał podobno powiedzieć Napoleon Bonaparte w czasie bitwy pod Somosierrą, kiedy rozkazał szarżę wprost na armaty wroga. Cytat ten pozostaje najprawdopodobniej tylko legendą, ale dobrze oddaje przekaz mówiący, że nie ma dla nas rzeczy niemożliwych. Podobne wrażenie można wysnuć na podstawie wyników badania Assay Biznes. Mimo przeciwności i barier formalno-prawnych, Polacy chcą pielęgnować swój „gen przedsiębiorczości”. Obecne realia prowadzą jednak do daleko idącej ostrożności, którą można zamknąć w krótkim stwierdzeniu „to nie jest dobry czas na założenie działalności gospodarczej” – mówi Łukasz Blichewicz, prezes Grupy Assay.

Jakie plany mają przedsiębiorcy na najbliższą przyszłość? Przeciwstawne – podobna grupa respondentów planuje zainwestować w rozwój firmy (47%), jak i zrezygnować z planowanych wcześniej inwestycji (43%). Najbardziej niepokoi jednak, że aż 28% przedsiębiorców myśli o zamknięciu swojej działalności, a 26% o redukcji zatrudnienia. Jednocześnie chęć zwiększenia zatrudnienia w firmie deklaruje 24% zapytanych.

Prawie 7 na 10 przedsiębiorców wskazuje, że Polski Ład zwiększył ich obciążenia podatkowe (vs. 38% wśród ogółu społeczeństwa). Średnia miesięczna deklarowana przez nich strata z tego tytułu to 2346 złotych.

Fakt, że aż 49% obecnych przedsiębiorców w sytuacji konieczności poszukania nowego źródła zarobku, rozglądałoby się za pracą na etat, jest niezwykle znamienny i doskonale oddaje to, z czym na co dzień zmaga się polski biznes. Poza wojną, szalejącą inflacją i przerwanymi łańcuchami dostaw, na osobną uwagę zasługuje zatrważająco wysoki poziom niezrozumienia dla zmian podatkowych wprowadzonych przez ustawodawcę w ramach Polskiego Ładu i poczucie negatywnego wpływu programu również na przedsiębiorczość. Warto zaznaczyć, że już 1 lipca wejdzie w życie tzw. korekta Polskiego Ładu. Oznacza to kolejną zmianę systemu podatkowego w ciągu kilku miesięcy i spotęgowany chaos w obszarze prawno-podatkowym. Przekłada się to na niepewność wobec prawa, a to jest z kolei jedną z kluczowych barier wstrzymujących wzrost przedsiębiorczości w Polsce – wyjaśnia Milena Krasuska, Chief Operations Officer w Grupie Assay.

Przedsiębiorczość teoretyczna

Co ciekawe, Polacy – stereotypowo – uważają się za naród przedsiębiorczy, (stwierdza tak 58% odpowiadających) ale jedynie 38% ogółu społeczeństwa nazwałoby przedsiębiorczymi samych siebie. Tak twierdzą najczęściej, co nie dziwi, sami przedsiębiorcy (65% wskazań).

Zjawisko zwane „primus inter pares” polega na tym, że zazwyczaj ludzie postrzegają siebie jako lepszych od innych – bardziej inteligentnych, fajniejszych, uczciwszych. Assay Biznes pokazał zaskakujący odwrócony efekt – Polacy uważają siebie samych za mniej przedsiębiorczych od ogółu swoich rodaków. Rozbieżność ta może być efektem dwóch niezależnych zjawisk. Po pierwsze postrzeganie Polaków jako przedsiębiorczych prawdopodobnie jest konsekwencją dosyć powszechnej komunikacji, m.in. w mediach, że nie ma dla nas Polaków rzeczy niemożliwych. Każdy zna jakąś historię, która mówi o spektakularnym osiągnięciu biznesowym jakiegoś Polaka. Równocześnie, gdy ludzie myślą o sobie i zaczynają oceniać swoje możliwości, to następuje czasem brutalna weryfikacja – konstatacja braku wiedzy, brak umiejętności czy też zwykły brak odwagi, żeby zaryzykować – wyjaśnia prof. Dominika Maison, właścicielka firmy Maison&Partners, która przeprowadziła badanie.

Większość (62%) Polaków ocenia swoją wiedzę nt. prowadzenia biznesu jako małą lub żadną (brak wiedzy). Tylko 9% Polaków zadeklarowało, że posiada w tym zakresie dużą wiedzę. Nieco wyższą samoocenę wiedzy widać wśród mężczyzn niż kobiet (11% vs. 6% dla odpowiedzi posiadam dużą wiedzę na ten temat), osób powyżej 45. roku życia niż młodszych, osób z wyższym wykształceniem i mieszkańców większych miast. Spośród umiejętności potrzebnych w biznesie, Polacy wysoko oceniają swoje kompetencje w kontekście takich aspektów jak: sumienność i uczciwość, umiejętności organizacyjne oraz elastyczność (otwartość na zmiany). Najniżej oceniają natomiast swoją znajomość przepisów prawnych oraz finansowych (co jest zresztą przez nich postrzegane jako bariera na drodze do samozatrudnienia).

­­– Im wyższe zarobki, tym silniejsze poczucie bycia przedsiębiorczym – to dość oczywista zależność, która wyłania się z wyników naszego badania. Niepokoi jednak fakt, że za najmniej przedsiębiorcze osoby postrzegają się najmłodsi respondenci (grupa wiekowa 18-24 lata). Może to świadczyć o pewnych brakach w edukacji młodego pokolenia, które nie wynosi ze szkoły odpowiedniej wiedzy na tematy ekonomiczne. Warto wspomnieć, że przedmiot „podstawy przedsiębiorczości”, który zgodnie z obecną podstawą programową realizowany jest w szkole średniej, to raptem kilkadziesiąt godzin nauki na temat ekonomii i finansów. To zdecydowanie za mało, by móc powiedzieć o solidnych podwalinach w systemie edukacji – wskazuje Paweł Kruszyński, członek zarządu Grupy Assay.

Wskaźnik Assay Biznes pokazuje – mamy dobre chęci, ale brak nam wiedzy

Assay Biznes to zaproponowany przez Grupę Assay wskaźnik odzwierciedlający stosunek Polaków do zakładania i prowadzenia działalności gospodarczej. Przyjmuje wartość od 0 do 100 i składa się z czterech komponentów: doświadczenie (doświadczenia w obszarze prowadzenia biznesu), przekonania (postrzeganie klimatu ekonomicznego dla prowadzenia biznesu), kompetencje (subiektywne poczucie kompetencji z obszaru prowadzenia firmy, prawa, finansów i zarządzania) oraz potencjał (otwartość i gotowość do prowadzenia własnego biznesu).

Ogólna wartość wskaźnika Assay Biznes to 34. Najmniejszą wartość respondenci uzyskali w komponencie doświadczenie (13), natomiast najwyższe w komponentach kompetencje i przekonania (po 44). Komponent potencjał przyjął wartość 33.

Assay Biznes ukazuje, że subiektywne poczucie kompetencji z obszaru biznesu plasuje się na przyzwoitym poziomie, który rośnie wraz z wysokością deklarowanego dochodu (wartość 59 dla osób zarabiających powyżej 10 tys. złotych). Nieco gorzej sprawa ma się w przypadku oceny rzeczywistych doświadczeń związanych z prowadzeniem firmy (choć i tu widać wyraźną zależność wraz ze wzrostem deklarowanego dochodu) oraz w ocenie potencjału – a więc otwartości na stworzenie własnego biznesu. W tym drugim przypadku optymizmem napawa jednak fakt, że wskaźnik ten jest szczególnie wysoki wśród ludzi młodych – dla grupy 18-24 lata jego wartość wyniosła 44, podczas gdy w grupie osób powyżej 55 lat to tylko 26 – podsumowuje prof. Dominika Maison.

Wskaźnik Assay Biznes to kolejny, po Assay Index, który bada gotowość inwestycyjną Polaków, stworzony przez Grupę Assay parametr ekonomiczny badający postawy i doświadczenia polskiego społeczeństwa. Celem Grupy jest coroczne uaktualnianie obu indeksów, aby móc badać zmiany zachodzące w polskim społeczeństwie na przestrzeni czasu.

Badanie przeprowadziła firma Maison&Partners w kwietniu 2022 roku. Ankieta online została zrealizowana przez ogólnopolski panel badawczy Ariadna na ogólnopolskiej, losowo-kwotowej próbie 1047 osób, gdzie kwoty zostały dobrane według reprezentacji w populacji dorosłych Polaków dla płci, wieku i wielkości miejsca zamieszkania. Ponadto, w badaniu wzięły udział 352 osoby posiadające własną działalność gospodarczą / firmę (grupa „prowadząca biznes”).

Źródło: Grupa Assay.

Spadki sprzedaży mieszkań w czerwcu wyhamowały

Bez tytułu
Z wstępnych, szacunkowych danych portalu mieszkaniowego tabelaofert.pl za II kwartał tego roku wynika, że sprzedaż nowych mieszkań po gwałtownych majowych spadkach w czerwcu zanotowała dalsze spadki, ale ich dynamika znacznie wyhamowała.

W czerwcu 2022 roku na 6 największych rynkach w Polsce: Warszawa, Kraków, Wrocław, Poznań, Łódź oraz Trójmiasto, sprzedano łącznie 2 485 mieszkań, co stanowi spadek o 56,6% w stosunku do analogicznego miesiąca ubiegłego roku. Trzeba jednak pamiętać, że rok temu rynek był w fazie hossy, a deweloperzy notowali zbliżone do rekordów poziomy sprzedaży. Natomiast, jeśli porównamy czerwiec do maja tego roku, to spadek wyniósł już tylko 13,5%. Największe spadki rok do roku zanotowały Warszawa i Łódź, najmniejsze zaś Kraków i Wrocław. Jeśli chodzi o dane miesiąc do miesiąca to największe spadki były w Łodzi, a najmniejsze w stolicy i we Wrocławiu.

Biorąc pod uwagę cały kwartał, to po raz pierwszy od wybuchu pandemii sprzedaż mieszkań na 6 największych rynkach w Polsce spadła poniżej 10 tys. lokali i wyniosła 8 876 mieszkań. W ciągu ostatnich 5 lat taka sytuacja miała miejsce tylko raz, w II kwartale 2020 roku w czasie lockdownu, kiedy sprzedano znacznie mniej, bo ok 7,7 tys. lokali. Spadek sprzedaży w II kwartale wyniósł prawie 50% w stosunku do analogicznego kwartału ubiegłego roku oraz 18,2% w stosunku do pierwszego kwartału bieżącego roku.

Rynek mieszkaniowy przypomina dziś boksera, który przyjął na siebie kilka potężnych ciosów, najcięższy od rynku kredytów hipotecznych. Jest nieco oszołomiony, ale nie został znokautowany i nadal trzyma się na nogach. Spodziewamy się bardzo trudnych wakacji, ale jak przyjrzeć się dokładnie danym sprzedażowym to widać zróżnicowany obraz rynku, np. dobrze sprzedają się mieszkania gotowe lub prawie gotowe, niezależnie od powierzchni i układu funkcjonalnego. Generalnie panuje zasada – im bliżej do odbioru mieszkania tym lepsza sprzedaż – zauważa Robert Chojnacki, założyciel serwisu tabelaofert.pl.

Portal mieszkaniowy tabelaofert.pl opublikował także dane dotyczące cen sprzedanych mieszkań. Wynika z nich, że wraz ze spadkiem sprzedaży wyhamował też wzrost cen.

Ceny mieszkań sprzedanych publikowane dla okresów miesięcznych należy traktować, jako wartości orientacyjne, pokazujące ogólny trend na rynku. Przy obecnych poziomach sprzedaży zmiany zależą głównie od tego, co się sprzedało. Nie uwzględniają również rabatów, których obecnie zaczęli udzielać deweloperzy. Z naszych danych wynika jeszcze jedno, nastąpił gwałtowny spadek napływu na rynek nowych inwestycji. Deweloperzy wprowadzili na rynek mniej projektów niż ich sprzedali. Jeśli taka sytuacja będzie mieć dalej miejsce to za kilkanaście miesięcy praktycznie nie będzie mieszkań gotowych w ofercie – zaznacza Robert Chojnacki.

Obecnie mamy rynek kupujących, którzy bardzo rozważnie i świadomie analizują przedstawiane im przez rynek oferty. Coraz częściej o wyborze klienta decyduje cena całkowita mieszkania, nawet, jeśli proponowany jest atrakcyjny rabat przez dewelopera. Kupujący dokładnie sprawdza, jaka jest ostateczna cena po rabacie i jeśli znajdzie atrakcyjniejsze mieszkanie u konkurencji to poziom rabatu nie ma znaczenia. Im mniejsze lokale o danej liczbie pokoi tym lepiej się sprzedają – podkreśla Katarzyna Tworska, dyrektor zarządzająca redNet 24, firmy specjalizującej się w sprzedaży mieszkań deweloperskich.

 

Źródło: REDNET 24, tabelaofert.pl.

Obligacje skarbowe odzyskują swój dawny blask

Kumorek Fedor
W minionym tygodniu odbyło się kolejne webinarium Klubu Inwestorek Indywidualnych, tym razem poświęcone perspektywom obligacji skarbowych. Obligacje skarbowe od ponad roku są pod presją wywołaną przez inflację, cykl podwyżek stóp procentowych przez Radę Polityki Pieniężnej a także wojnę na Ukrainie, dlatego na webinarze nasz ekspert opowiada o perspektywach dla poszczególnych rodzajów obligacji skarbowych.

Fundusze papierów dłużnych, w tym obligacji skarbowych, przez kilka poprzednich lat cieszyły się bardzo dużą popularnością posiadaczy oszczędności i przynosiły im satysfakcjonujące zyski. Jednak od czasu zmiany nastawienia Rady Polityki Pieniężnej i rozpoczęciu w październiku ubiegłego roku cyklu podwyżek stóp procentowych, ich wyniki zaczęły się pogarszać, a w ślad za tym ich klienci wycofywali ulokowane w nich pieniądze. Jednak na rynkach finansowych i w gospodarce sytuacja jest zmienna i prawdopodobnie jesteśmy blisko kolejnego przesilenia. Zaostrzanie polityki pieniężnej w nieodległej perspektywie się zakończy, co będzie sprzyjać papierom o stałej stopie, a już teraz, w związku z wysoką inflacją, zdecydowanie poprawiła się oferta obligacji indeksowanych wskaźnikiem wzrostu cen. Co prawda nie chronią one w pełni oszczędności przed utratą ich realnej wartości, ale w sporej części rekompensują inflacyjną erozję, przy jednocześnie niewielkim poziomie ryzyka. Mariusz Dębski, dyrektor do spraw komunikacji inwestycyjnej Skarbiec TFI, w ramach którego funkcjonuje jeden z najdłużej działających funduszy dłużnych Skarbiec Konserwatywny radził, jak korzystać z tego typu rozwiązań.

Sugeruje, że obecnie bardziej korzystne jest lokowanie pieniędzy w skarbowe obligacje o zmiennym oprocentowaniu, ponieważ inflacja nie osiągnęła jeszcze szczytu. Są to papiery w przypadku których odsetki wyliczane są w oparciu o stawki WIBOR 6M, których wartość dalej rośnie, prawdopodobnie do czasu osiągnięcia szczytu inflacji. Z drugiej strony wiele sygnałów napływających z polskiej gospodarki, świadczy jednak o tym, że dynamika wzrostu gospodarczego zaczyna słabnąć, a więc możemy założyć, iż polityka pieniężna będzie łagodniejsza. To zaś przemawia za zainteresowaniem się obligacjami o stałym oprocentowaniu w kolejnym roku. W tym zakresie najlepsze perspektywy dają fundusze inwestycyjne, bowiem mają większe możliwości operowania na rynku, niż osoby indywidualne. Mariusz Dębski zwracał też uwagę na zmieniające się relacje między rynkiem obligacji skarbowych a rynkiem nieruchomości, a konkretnie rentownością najmu. Te wielkości są często porównywane przez osoby zastanawiające się nad ulokowaniem oszczędności. Przez kilka ostatnich lat rentowność najmu była na relatywnie bardzo atrakcyjnym poziomie. Jednak obecnie sytuacja ulega zmianie na korzyść obligacji. Te, które są indeksowane stawką WIBOR przynoszą odsetki rzędu 7-8 proc., a oferowane przez rząd oprocentowanie obligacji na poziomie 5,25 proc., a nawet nieco wyższym w przypadku papierów dwuletnich, stanowi już poważną konkurencję dla najmu.
Opracowanie: Klub Inwestorek Indywidualnych.

Podatek od deszczu dla nowych nieruchomości inwestycyjnych?

DeathtoStock_Wired3
Opłata za zmniejszenie naturalnej retencji terenowej, potocznie zwana podatkiem od deszczu, obowiązuje już cztery lata. Nie każdy właściciel nieruchomości wie, że musi ją płacić. Wobec prawdopodobnego rozszerzenia w przyszłości grupy osób i firm objętych daniną, warto uwzględnić ten koszt przy nowych inwestycjach lub rozważyć modernizację już istniejących nieruchomości. Tym bardziej, że zgodnie z ordynacją podatkową w 2023 r. zobowiązania będą ściągane za 5 poprzednich lat wraz z odsetkami. A to może wiązać się z czynnościami sprawdzającymi ze strony odpowiednich organów.

Spis treści:
Powszechna nieznajomość i weryfikacje na horyzoncie
Kogo obejmuje podatek od deszczu
Szansa na oszczędności

Podatek od deszczu jest pobierany od właścicieli nieruchomości, których zbyt duża część jest zabetonowana i przez to nie wchłania odpowiedniej ilości wody deszczowej czy wód roztopowych. Dotyczy to zwłaszcza dużych działek komercyjnych i handlowych, pokrytych w znacznej części budynkami o dużej powierzchni oraz asfaltem lub kostką brukową. Obniża to poziom wód gruntowych i jest jedną z przyczyn coraz częściej występujących suszy. Ustawodawca uznał więc, że dzięki wprowadzeniu takiej opłaty zachęci właścicieli nieruchomości do budowania systemów retencyjnych i rezygnacji z zalewania terenu betonem.

Powszechna nieznajomość i weryfikacje na horyzoncie

Wprowadzony w 2018 r. podatek od deszczu reguluje Prawo wodne1. Wpływy z jego tytułu zasilają głównie budżet Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie, które przeznacza je na walkę ze skutkami suszy. 10 proc. opłaty trafia do urzędów gmin, które są zobowiązane do jego naliczania i pobierania. Znaczna część dużych firm wciąż nie zdaje sobie sprawy z konieczności jego opłacania. Również gminy mają z nim problem.

– Bazując na informacjach z urzędów gminnych i miejskich, widzimy, że nieznajomość podatku od deszczu wynika głównie z braków kadrowych oraz niejasnych procedur, w jaki sposób podstawa opodatkowania powinna być określana. Mając świadomość, jak wygląda kondycja finansowa gmin, oraz biorąc pod uwagę fakt, iż w 2023 r. zgodnie z ordynacją podatkową zobowiązania będą ściągane za 5 poprzednich lat, możemy zakładać, że wkrótce organy podatkowe zaczną się upominać o daninę wraz z należnym oprocentowaniem. Jest to więc dobry moment, aby przedsiębiorcy zweryfikowali wysokość należnego podatku – komentuje Małgorzata Pałys, manager Działu podatków i opłat lokalnych w Ayming Polska.

Kogo obejmuje podatek od deszczu

Obecnie do zapłaty podatku zobowiązani są właściciele nieruchomości o powierzchni przekraczającej 3500 m kw.2, ale tylko w przypadku, gdy jest ona w co najmniej 70 proc. zabudowana oraz niepodłączona do kanalizacji. Roczne stawki daniny zależą od tego, czy nieruchomość posiada urządzenia do retencjonowania wody, i wynoszą maksymalnie od 10 gr do 1 zł za metr kwadratowy.

– Obecnie opłatą obciążone są głównie przedsiębiorstwa posiadające rozbudowane zakłady produkcyjne, centra logistyczne, jak również podmioty handlowe dysponujące sklepami wielkopowierzchniowymi. Osoby fizyczne będące właścicielami mniejszych działek nie są zobligowane do uiszczania opłaty od deszczu – wyjaśnia Aleksandra Kania, starszy konsultant w Dziale podatków i opłat lokalnych w Ayming Polska.

Od 2020 r. trwają prace nad nowelizacją przepisów zmieniających podatek od deszczu. Sejm miał je przegłosować w tym roku, na razie jednak rząd wycofał się z tej inicjatywy. Można jednak zakładać, że sprawa powróci, a podatek nie tylko zauważalnie wzrośnie, ale obejmie też znacznie więcej firm oraz gospodarstw domowych. Z szacunków rządu wynika, że będzie to nawet 20-krotnie większa liczba podatników niż obecnie. Planowano, aby daniną byli obciążeni wszyscy właściciele nieruchomości o powierzchni większej niż 600 m kw., na których zabudowane jest co najmniej 50 proc. powierzchni gruntu.

Szansa na oszczędności

Podatku od deszczu można uniknąć lub znacząco obniżyć jego wysokość poprzez montowanie urządzeń do retencjonowania wody, np. zbiorników na deszczówkę. Ważne jest również odpowiednie projektowanie przyszłych placów czy budynków.

– Planując nowe nieruchomości, firmy powinny zwrócić uwagę na takie rozwiązania, jak np. pokrywanie placów płytami ażurowymi, które w odróżnieniu od kostki czy asfaltu umożliwiają częściowe wnikanie wody do gruntu – radzi Aleksandra Kania z Ayming Polska.

1 1 stycznia 2018 r. na podstawie art. 269 ust. 1 pkt 1 ustawy z dnia 20 lipca 2017 r. – Prawo wodne.
2 Objętych jedną księgą wieczystą; wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie z dnia 22 maja 2020 r. I SA/Wa 977/20).

Źródło: Ayming.

Czy możliwe jest 4,3 mln zł oszczędności na energii elektrycznej?

1a86eb253f26de2478b6f26822ff990f
Sescom zaoszczędził 4,3 mln złotych na energii elektrycznej dla jednej z największych marek paliwowych. W trakcie trwającego dwa lata kontraktu, w 2020 roku wygenerowano oszczędności na poziomie 6%, a w 2021 roku na poziomie 11%.

Kwota ta została zaoszczędzona poprzez wypracowanie i wprowadzenie przez ekspertów Sescom rozwiązań z zakresu efektywności energetycznej. Analiza wielu zmiennych pozwoliła na wdrożenie założeń, dzięki którym zaoszczędzono więcej, niż pierwotnie zakładano. W celu optymalizacji zużycia energii elektrycznej dla klienta firma Sescom wykorzystała autorski system telemetryczny SES Control. Systemy telemetryczne monitorowały zużycie energii zarówno całych obiektów, jak i poszczególnych sekcji, takich jak oświetlenie, ogrzewanie elektryczne, klimatyzacja, czy też podmiotów najmujących od firmy przestrzeń.

Wykorzystując system telemetryczny SES Control, wykonaliśmy szereg działań i pomiarów, które pozwoliły nam określić 5 obszarów, w których istniał potencjał do redukcji kosztów i wolumenu zużycia energii elektrycznej. Opracowaliśmy również i wdrożyliśmy ogólnofirmową politykę oszczędnościową dla firmy i nieustannie śledzimy cykl życia budynków, urządzeń i systemów, dążąc cały czas do redukcji śladu węglowego. Wprowadziliśmy rozwiązania zmieniające przyzwyczajenia, styl pracy i działania personelu, bez utraty jakości pracy i użytkowania. Ponadto przekazaliśmy rekomendacje w kwestii poprawy stanu urządzeń i ich właściwej regulacji, a także stanu budynków i stolarki okienno-drzwiowej oraz zajęliśmy się dostosowaniem zamawianych poziomów mocy i grup taryfowych do rzeczywistych potrzeb energetycznych obiektów. Wszystkie te działania sprawiły, że pomniejszyliśmy zużycie na całej sieci o 8 162 MWh dodaje Piotr Mindykowski, Energy Manager w Sescom.

Nad bieżącym monitorowaniem zużycia energii w obiektach należących do marki paliwowej oraz nad skutecznością działania polityki oszczędnościowej czuwali analitycy i Energy Manager Sescom. Program obejmował w 2020 roku 360 obiektów, w 2021 roku 365 obiektów.

­– Sescom jest spółką technologiczną działającą głównie w obszarze usług technicznego Facility Management, która z powodzeniem prowadzi projekty, z zakresu efektywności energetycznej pokazując, że można wygenerować znaczne oszczędności z optymalnego zarządzania energią, dzięki zastosowaniu odpowiednich modeli biznesowych. Biorąc pod uwagę prognozy analityków, można spodziewać się, że w ciągu najbliższych lat ceny prądu będą nadal rosnąć. To oznacza, że dla przedsiębiorców koszty związane z utrzymaniem obiektów będą stawały się coraz większym obciążeniem. Dlatego kwestia optymalizacji zużycia energii i oszczędności, która stanowi jedną z gałęzi działania Sescom, jest aktualna i bardzo potrzebna – mówi Bartłomiej Gawin, Dyrektor Biura Energy i Digital w Sescom S.A.

Poprawa efektywności energetycznej poza ograniczeniem kosztów działalności firmy przynosi znaczne korzyści ekologiczne, wpływając na redukcję emisji CO2 i śladu węglowego.

Źródło: Sescom.

Czy wodór będzie napędzał samochody? W Krakowie ruszyła pierwsza mobilna stacja tankowania

obiedziński

W Krakowie ruszyła pierwsza mobilna stacja tankowania wodorem. Będzie obsługiwała autobusy miejskie, których miasto docelowo zamierza kupić 150. W Polsce według dyrektywy AFIR ma powstać sieć stacji tankowania wodorem. W ramach Transeuropejskiej sieć transportowej – TEN-T stacje mają być rozlokowane wzdłuż głównych szlaków komunikacyjnych co 150 km, a wszystko to przed rokiem 2030. Jednak to tylko kropla w morzu potrzeb. Czy wodór rzeczywiście stanie się paliwem przyszłości?

Spis treści:
Najpierw elektryki
Transport masowy i rolnictwo
Transformacja wodorowa

Idea bezemisyjnego transportu staje się coraz bardziej realna. Od 2035 roku nie zarejestrujemy nowego samochodu spalającego benzynę czy ropę, a nawet hybrydy. Jednak obecnie na rynku wśród bezemisyjnych samochodów królują te bateryjne – wodorowych aut czy to na ogniwa paliwowe, czy tych spalających wodór po prostu nie ma gdzie tankować. Do 2030 roku ma powstać 57 stacji zbudowanych przez PKN Orlen, a według Polskiej Strategii Wodorowej do 2025 roku ma zostać uruchomionych 35 stacji tankowania tego paliwa.

Najpierw elektryki

Strategiczny zwrot ku transportowi bezemisyjnemu z pewnością wpłynie na popularyzację i dostępność elektrycznych pojazdów osobowych. Jednak plany budowy stacji wodorowych w porównaniu z już dostępną siecią stacji ładowania prądem wyglądają blado. Tych ostatnich, ogólnodostępnych punktów ładowania w Polsce według Polskiego Stowarzyszenia Paliw Alternatywnych jest już ponad 2190. Po naszych drogach porusza się obecnie prawie 47 tys. osobowych aut elektrycznych. Na koniec maja 2022 roku park elektrycznych samochodów dostawczych i ciężarowych liczył 1999 szt., natomiast liczba autobusów elektrycznych w Polsce wzrosła do 753 sztuk.

Transport masowy i rolnictwo

Paliwo wodorowe w pierwszej kolejności zobaczymy w transporcie zbiorowym. Wspomniany Kraków na zakup 150 autobusów wodorowych oraz dostosowanie infrastruktury zamierza przeznaczyć 700 mln złotych. Na niedawno zakończonych targach H2POLAND prezentowane były możliwości wykorzystania wodoru w transporcie oraz rolnictwie. – Rozwój technologii wodorowych na przestrzeni ostatnich lat niezwykle przyspieszył i dziś mamy do czynienia nie z prototypami a z pojazdami uczestniczącymi w codziennym ruchu drogowym. Potencjał wodoru może być także wykorzystany do napędzania maszyn rolniczych, zmniejszając w ten sposób ślad węglowy gałęzi gospodarki odpowiedzialnej za 20% emocji CO2 do atmosfery – tłumaczy Paweł Piotrowicz.

Transformacja wodorowa

Polska jest europejskim liderem w produkcji wodoru – jednak jest to tak zwany szary wodór, czyli taki, przy którego produkcji do atmosfery uwalniany jest dwutlenek węgla. Wyzwaniem jest produkcja zielonego wodoru, a ten powstanie z wykorzystaniem OZE. – Wodór odnawialny to przyszłość, a jego produkcja w myśl ekonomii cyrkularnej może stanowić prawdziwą przewagę konkurencyjną dla naszej gospodarki. Im więcej elementów po stronie odbiorców takich jak: autobusy, samochody ciężarowe czy maszyny rolnicze, tym szybciej będzie rozwijała się produkcja zielonego wodoru. Taka zasada przyświeca między innymi pierwszej w Europie Rolniczej Dolinie Wodorowej, którą tworzymy na Podlasiu. Tu rolnicy mają nie tylko być odbiorcami wodoru jako paliwa, ale także przyczynią się do jego zielonej produkcji i magazynowania – mówi Mieczysław Obiedziński, prezes zarządu TÜV SÜD.

Mimo że samochody elektryczne nie emitują gazów cieplarnianych, to jednak źródło energii, która je napędza, już tak. W Polsce obecnie ok. 70 proc. zużywanej energii produkowane jest z węgla brunatnego lub kamiennego. Do 2040 roku nasz miks energetyczny zakłada 50% udział energii odnawialnej. Tu pojawia się przestrzeń dla wodoru, którego produkcja także musi przejść swoistą transformację. – Coraz większą rolę będzie odgrywało pochodzenie wodoru i certyfikat jego „zieloności”. Wodór odnawialny pochodzący z OZE wraz z instalacjami małych reaktorów SMR pomoże w transformacji naszego polskiego sektora energetycznego i paliwowego. – podsumowuje Mieczysław Obiedziński, prezes zarządu TÜV SÜD.

Źródło: TÜV SÜD.