Komentarz eksperta: Wpływ wyborów w USA z kurs złotego

Benny Avraham
Potencjalna druga kadencja prezydencka Trumpa może mieć daleko idące skutki dla polskiej gospodarki. Protekcjonistyczna polityka Trumpa, oparta głównie na nakładaniu ceł importowych, będzie zapewne koncentrować się na towarach przemysłowych i surowcach. Należy zauważyć, że zdecydowana większość polskiego eksportu do USA (około 11 mld USD w 2023 r.) to towary przemysłowe i surowce (ponad 80 proc.). Polski eksport towarów przemysłowych i towarów do swojego głównego partnera handlowego, Unii Europejskiej, stanowi około 75 proc. całego eksportu. Paradoksalnie, zmiana polityki celnej USA prawdopodobnie będzie miała trzeciorzędne skutki również w tym kontekście.

Z drugiej strony, polityka środowiskowa Trumpa może mieć korzystny wpływ na polską gospodarkę — poprzez obniżenie globalnych cen energii i złagodzenie wymogów środowiskowych dotyczących importu.

Jeśli chodzi o geopolitykę, nadal nie jest jasne, jak prezydentura Trumpa wpłynie na Polskę. Czy Stany Zjednoczone wzmocnią swoje więzi z Polską, która jest postrzegana jako ważny sojusznik i członek NATO (i jeden z niewielu krajów, który zastosował się do wytycznych Trumpa dotyczących wydatków na obronność) czy też zdecydują się na przywrócenie relacji z Rosją, celem zakończenia wojny w Ukrainie.

W tym kontekście można oczekiwać, że dolar amerykański umocni się w stosunku do złotego (który nadal będzie mocno powiązany z euro). Z kolei złoty powinien umacniać się w stosunku do walut krajów rozwijających się (takich jak Chiny, Brazylia i Indie). Przewiduje się, że ceny energii spadną, ale może nastąpić wzrost cen innych surowców.

Polskie firmy powinny przygotować się na niestabilną kadencję — zarówno pod względem kursów walutowych, jak i cen surowców. Co to oznacza w praktyce? Polscy importerzy, zwłaszcza ci, którzy importują towary i usługi denominowane w dolarach amerykańskich, powinni przygotować się na dewaluację złotego. Z kolei polscy eksporterzy powinni w ciągu najbliższych miesięcy nauczyć się wykorzystywać zmienność kursów walutowych, aby szybko zauważać nadarzające się okazje i korzystne kursy wymiany, gdy takie się pojawią.

 

Autor komentarza: Benjamin Avraham. Założyciel i dyrektor Okoora, fintechu ułatwiającego firmom planowanie i zarządzanie międzywalutowymi transakcjami. Firma operuje 100 walutami i zapewnia działalność 24/7. Z platformy korzysta 15 tys. klientów, którzy tylko w 2023 roku zaoszczędzili dzięki niej 3 mld dolarów. W tym roku firma trafiła na listę “World’s Top Fintechs 2024” według CNBC. W Polsce została oficjalnym partnerem Mapy Polskiego Fintechu 2024. Wcześniej Avraham przez 20 lat kierował Ofakim Group – firmą zarządzającą ryzykiem finansowym. Doradzał także dużym firmom i instytucjom rządowym w zakresie transakcji i sposobów minimalizowania ich ekspozycji na ryzyko, w tym międzywalutowe.

Za niespełnienie wymogów dyrektywy Omnibus przedsiębiorcom grożą konsekwencje – jakie?


Za niespełnienie wymogów dyrektywy Omnibus przedsiębiorcom grożą konsekwencje – jakie? Choć od momentu wprowadzenia przepisów implementujących do naszego porządku prawnego Dyrektywę Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2019/2161 z 27 listopada 2019 r. odnoszącą się do lepszego egzekwowania i unowocześnienia unijnych przepisów dotyczących ochrony konsumenta (znaną jako „dyrektywa Omnibus”), upłynęło już ponad półtorej roku, wiele krajowych przedsiębiorców nadal nie dostosowało się do jej wymogów. 

Celem dyrektywy jest zwiększenie ochrony konsumentów, a nieprzestrzeganie jej przepisów może wiązać się z poważnymi konsekwencjami finansowymi dla firm. Dlatego kluczowe jest, aby przedsiębiorcy nie odkładali dłużej dostosowania swoich wewnętrznych regulacji do znowelizowanych przepisów konsumenckich.

Co zmieniło się wraz z wejściem w życie dyrektywy Omnibus?

Zacznijmy od przypomnienia najważniejszych rozwiązań wprowadzonych dyrektywą Omnibus. Od 1 stycznia 2023 roku przedsiębiorcy są zobligowani do:
  • stosowania nowych zasad informowania konsumentów o obniżonej cenie. W praktyce ta zmiana pociąga za sobą największe trudności dla firm, ponieważ dyrektywa wymaga precyzyjnego wskazania obok informacji o obniżonej cenie, także informacji o najniższej cenie towaru lub usługi, jaka obowiązywała w okresie 30 dni przed wprowadzeniem obniżki,
  • informowania o sposobie weryfikacji autentyczności opinii o produktach,
  • przekazywania dodatkowych informacji konsumentom np. identyfikujących przedsiębiorcę czy wskazujących kanały komunikacyjne,
  • ujawniania głównych parametrów plasowania oraz podawania informacji o płatnej reklamie.

Jakie są najczęstsze naruszenia dyrektywy Omnibus?

Od wejścia w życie dyrektywy minęło już sporo czasu, co pozwoliło na identyfikację najczęstszych naruszeń. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów wielokrotnie przedstawiał wyniki kontroli dotyczące praktyk stosowanych przez przedsiębiorców w branży e-commerce oraz sprzedaży tradycyjnej. Wśród najbardziej powszechnych naruszeń pojawiły się:
  • brak informacji, że sprzedający na platformie jest przedsiębiorcą, co jest istotne, gdy konsument chce skorzystać z prawa do odstąpienia od umowy,
  • niepodawanie najniższej ceny obowiązującej 30 dni przed wprowadzeniem obniżki lub informowanie o niej w sposób nieczytelny (np. mała czcionka),
  • nieuwzględnianie w aktualnej promocji odniesienia do najniższej ceny,
  • zamieszczanie fałszywych lub zniekształconych opinii.

Jakie sankcje grożą za naruszenie dyrektywy Omnibus?

Za naruszenie przepisów dyrektywy Omnibus przedsiębiorcy mogą ponosić odpowiedzialność zarówno na drodze administracyjnej, jak i cywilnej.

Oto możliwe kary pieniężne:

  • do wysokości 20 000 zł  – nakładana przez wojewódzkiego inspektora Inspekcji Handlowej jeżeli przedsiębiorca nie wykonuje obowiązków dotyczących informowania o obniżce ceny, również podczas reklamowania towaru lub usługi,
  • do wysokości 40 000 zł – nakładana przez wojewódzkiego inspektora Inspekcji Handlowej jeżeli przedsiębiorca narusza powyższe obowiązki co najmniej trzykrotnie w okresie 12 miesięcy, licząc od pierwszego stwierdzenia naruszenia,
  • do wysokości 10 % obrotu osiągniętego w roku obrotowym poprzedzającym rok nałożenia kary – nakładana przez Prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów na przedsiębiorcę, który dopuścił się naruszenia zbiorowych interesów konsumentów.
  • do wysokości 2.000.000 zł może zostać nałożona przez Prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów na osobę zarządzającą, jeżeli osoba ta, w ramach sprawowania swojej funkcji w czasie trwania stwierdzonego naruszenia, umyślnie dopuściła przez swoje działanie lub zaniechanie do naruszenia przez przedsiębiorcę zbiorowych interesów konsumentów.
Wskazane wartości to maksymalny wymiar kar jakie mogą nałożyć właściwe organy, a jej wysokość jest każdorazowo zależna od rodzaju i stopnia naruszenia, a także od sytuacji finansowej przedsiębiorcy.
Autor: Radca Prawny Joanna Żywiec, Kancelaria Prawna Chałas i Wspólnicy
[fragment artykułu]

GUS: Udział cudzoziemców w ogólnej liczbie wykonujących pracę w Polsce

analiza
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował raport nt. udziału cudzoziemców w ogólnej licznie osób wykonujących pracę w Polsce.

Jest to raport o nazwie „Cudzoziemcy wykonujący pracę w Polsce w lutym 2024 roku”. Jak informuje Główny Urząd Statystyczny, na koniec lutego 2024 r. udział cudzoziemców w ogólnej liczbie wykonujących pracę wyniósł 6,6%. Obcokrajowcy wykonujący pracę w lutym 2024 r. pochodzili z ponad 150 państw. GUS informuje ponadto, że na koniec lutego 2024 r. cudzoziemców wykonujących pracę było 1004,6 tys. W tej liczbie 384,2 tys. cudzoziemców realizowało umowy zlecenia i pokrewne.

Źródło: GUS.

RAPORT: Co trzeci Polak uważa, że inwestowanie w kryptowaluty jest w Polsce niebezpieczne

bitcoin
Ponad 40% społeczeństwa uznaje inwestowanie w kryptowaluty w Polsce za bezpieczne. Przeszło 32% rodaków myśli odwrotnie, a blisko 28% nie ma zdania na ten temat. Biznes cyfrowalutowy budzi zaufanie głównie wśród osób młodych, z podstawowym wykształceniem i z miesięcznym dochodem netto w wysokości 7000-8999 zł. Z kolei jest uznawany za niebezpieczny zwłaszcza przez seniorów, Polaków z wyższym wykształceniem i zarabiających co miesiąc 1000-2999 zł na rękę. Komentujący wyniki badania eksperci zwracają uwagę na brak elementarnej wiedzy rodaków na temat jakiegokolwiek inwestowania. I dodają, że w tym kryje się prawdziwe zagrożenie dla osób chcących się wzbogacić na nieznanym sobie rynku, na którym działają również oszuści. Dlatego władze powinny zapewnić społeczeństwu powszechną edukację. Same regulacje nie wystarczą.

Jak wynika z ostatnio opublikowanego raportu ARI10, 40,1% dorosłych Polaków uważa, że inwestowanie w kryptowaluty w Polsce jest bezpieczne. W opinii Piotra Kuczyńskiego, ekonomisty i analityka z DI Xelion, ci, którzy tak mówią, opierają się na tym, że handel instrumentami finansowymi w Polsce jest uregulowany przez KNF. I zaufanie, jakim darzą giełdę, przenoszą na rynek kryptowalutowy, zupełnie go nie znając i nie rozumiejąc. Zdaniem eksperta, zaledwie ok. 10% Polaków ma o nim pojęcie.

– Trzeba mieć świadomość tego, że inwestując w waluty cyfrowe, często ryzykujemy o wiele bardziej niż na tradycyjnych rynkach. Jednocześnie mamy szanse na zdecydowanie większe zyski, ale kosztem trochę wyższego ryzyka – mówi Mateusz Kara, prawnik i ekspert rynku kryptowalutowego z ARI10.

Natomiast Jakub Martenka, jeden ze współautorów raportu, uzupełnia, że „ryzykiem”, które przykleiło się do kryptowalut, są oszuści. Jednak oni nigdy nie oferują inwestycji w waluty cyfrowe, tylko obiecują zwroty w zamian za poświęcony kapitał. Działają z ramienia platform inwestycyjnych i są szczególnie niebezpieczni dla nowych osób na rynku, którym brakuje elementarnej wiedzy i wykazują się wysoką ufnością.

– Najgorsze jest to, że zmanipulowane ofiary poświęcają swoje życiowe oszczędności, a czerwona lampka zapala im się dopiero wówczas, gdy zainwestowane pieniądze są już dawno na kontach oszustów. Dlatego Polacy pilnie potrzebują edukacji w kwestii bezpiecznego inwestowania, nie tylko w kryptowaluty – bije na alarm Jakub Martenka.

Do tego Mateusz Kara dodaje, że świadomość Polaków o inwestowaniu, nie tylko w kryptowaluty, wymaga poszerzenia. – Jako dość biedne społeczeństwo nauczyliśmy się zaciskania pasa, ale nie wyrobiliśmy sobie chęci do inwestowania. Ostrożność jest naturalna, ale po wstępnej analizie danego przypadku warto wyciągnąć pierwsze wnioski, które mogą skierować nas albo do inwestowania, albo do rezygnacji z tego. W tym miejscu trzeba też dodać, że właściwie na każdym rynku bezpieczeństwo zależy od tego, czy inwestor ma o nim pojęcie – podkreśla ekspert z ARI10.

Według raportu, inwestowanie w kryptowaluty w Polsce częściej jest uznawane za bezpieczne przez mężczyzn niż przez kobiety. Takie stanowisko zajmują głównie osoby w wieku od 18 do 24 lat, z miesięcznym dochodem netto 7000-8999 zł, a także z podstawowym wykształceniem. Są to zazwyczaj mieszkańcy miast liczących od 200 tys. do 499 tys. ludności. Piotr Kuczyński zwraca uwagę na to, że młodzi ludzie mają apetyt na ryzyko. Są też podatni na hasła łatwego i szybkiego zarobku. Chętnie więc podejmują błyskawiczne decyzje, by się wzbogacić.

– Niepokojące jest to, że większość osób przekonanych o bezpieczeństwie kryptowalut ma niskie wykształcenie. Zatem mogą być one podatne na manipulacje ze strony oszustów, których jest dość wielu. To z kolei jest potężne wyzwanie dla władz, które od wielu miesięcy nie radzą sobie z zapewnieniem bezpieczeństwa na rynku. Same regulacje w tym zakresie nie pomogą. Potrzebna jest powszechna edukacja. Tymczasem w naszym kraju nikt nie jest zainteresowany jej realizacją – alarmuje prof. Krzysztof Piech, ekonomista i nauczyciel akademicki.

Badanie wykazało również, że 32,1% rodaków uważa inwestowanie w kryptowaluty w Polsce za niebezpieczne. – To nie jest wysoki wynik. Biorąc pod uwagę to, jak negatywnymi informacjami na temat kryptowalut zazwyczaj są „bombardowani” odbiorcy mediów, trudno dziwić się, że jedna trzecia Polaków postrzega je jako niebezpieczne – stwierdza Mateusz Kara.

Inwestowanie w kryptowaluty w Polsce jest uważane za niebezpieczne częściej przez kobiety niż przez mężczyzn. Takie zdanie mają przede wszystkim osoby w wieku od 75 do 80 lat, z miesięcznym dochodem netto 1000-2999 zł, jak również z wyższym wykształceniem. Dotyczy to głównie mieszkańców miast liczących od 100 tys. do 199 tys. ludności. Piotr Kuczyński zauważa, że osoby lepiej wykształcone potrafią analitycznie podejść do tematu inwestycji. W związku z tym biorą pod uwagę różne zagrożenia.

– Wraz ze wzrostem wieku spada otwartość na tzw. nowinki technologiczne i powstaje luka w wiedzy poznawczej. W związku z tym osoby w podeszłym wieku, w tym emeryci, mogą odbierać kryptowaluty jako niepewną inwestycję. Do tego często mogą nawet nie wiedzieć, czym dokładnie one są. Natomiast osoby mniej zamożne nie mają środków na tego typu aktywność, stąd brak ich zainteresowania – komentuje Jakub Martenka.

Ponadto raport pokazuje, że 27,8% Polaków nie potrafi ocenić, czy inwestowanie w kryptowaluty w Polsce jest bezpieczne. W ocenie Piotra Kuczyńskiego, ten wynik powinien być wyższy, bo brakuje powszechnej wiedzy na temat kryptowalut. Skoro dany rynek nie jest komuś znany, to bardzo rozsądnie jest przyznać się do tego. Trzeba najpierw dobrze poznawać dany instrument inwestycyjny, żeby wyrobić sobie o nim opinię i ewentualnie zacząć z niego korzystać.

– Dla sporej grupy osób kryptowaluty wciąż są dużą nowością, chociaż na naszym rynku są od naprawdę wielu lat. Jeśli przeciętny Kowalski sam nie zainteresuje się tematem i nie zgłębi go w przestrzeni internetowej, to w drukowanej prasie nie znajdzie wielu informacji z tego zakresu. Ewentualnie może trafić na artykuł o kryptowalutach w czasopiśmie z branży finansów. Jak widać po raporcie, to zdecydowanie za mało – przekonuje Kara.

Wyniki te nie zaskakują prof. Piecha z uwagi na niewiedzę Polaków. – Długoterminowo trudno jednak znaleźć bezpieczniejszą inwestycję od wiodących kryptowalut. I chyba większość osób na rynku mogłaby się z tym zgodzić. Oczywiście wiele projektów walut cyfrowych upada, a ponadto są olbrzymie wahania ich cen. Podobnie jest na zwykłych rynkach papierów wartościowych z notowanymi na nich startupami. Różnica jednak polega na tym, że jeśli mamy środki w swoim portfelu, to są one nasze i nikt nie może ich nam zabrać – są bezpieczne – wyjaśnia prof. Piech.

Jak przewiduje Mateusz Kara, już niedługo część niezdecydowanych osób może przekonać się do kryptowalut. Sprzyjać temu będą pojawiające się regulacje i aktywności. Jakiś czas temu w Ministerstwie Finansów odbyła się konferencja dotycząca projektu ustawy o kryptoaktywach. Polska jest zobligowana do wprowadzenia unijnego rozporządzenie MiCA. To ma pomóc wytworzyć jednolity rynek, a jednocześnie go ucywilizować i zwiększyć bezpieczeństwo. Niemniej ekspert prognozuje, że połowa nieświadomych obywateli nie zgłębi tematu i pozostanie neutralna w stosunku do kryptowalut. Takie osoby dalej będą myślały bardziej o zabezpieczaniu swoich środków niż o inwestowaniu.

(MN, Sierpień 2024 r.)

Źródło: © MondayNews Polska | Wszelkie prawa zastrzeżone.

Podatnicy coraz odważniej podchodzą do split paymentu

adeolu-eletu-38649-unsplash
Jak wynika z najnowszych danych Ministerstwa Finansów, w pierwszej połowie 2024 roku liczba transakcji wykonanych przy użyciu mechanizmu podzielonej płatności wyniosła ponad 48,7 mln. To o 4,9% więcej niż w analogicznym okresie 2023 roku. Wzrost ten nie stanowi zaskoczenia dla ekspertów. Mówią oni, że z reguły podatnicy korzystają z tego rozwiązania, bo chcą się czuć bezpieczniejsi w ewentualnym późniejszym kontakcie z fiskusem. Dodają też, że coraz częściej dostrzegany jest pakiet zachęt. Na ww. wzrost zapracowało też kilka istotnych zmian w przepisach, np. tych z 1 lipca ub.r. w ramach pakietu SLIM VAT3, gdzie dokonano nowelizacji regulacji dotyczących mechanizmu podzielonej płatności.

Więcej transakcji

Jak wynika z danych Ministerstwa Finansów, w pierwszej połowie 2024 roku liczba transakcji przy użyciu mechanizmu podzielonej płatności (MPP) wyniosła dokładnie 48 718 286. To o 4,9% więcej niż w analogicznym okresie 2023 roku, kiedy było ich 46 450 429. Zdaniem doradcy podatkowego i radcy prawnego Marka Wanata z firmy doradczej Deloitte, to istotny wzrost, ale bez szczegółowych danych Ministerstwa Finansów trudno antycypować, jaka jest jego główna przyczyna, tzn. na ile jest to związane ze zwiększeniem liczby transakcji, w których MPP ma charakter obligatoryjny, a na ile – fakultatywny.

– Potencjalnie może mieć to związek z rozszerzeniem możliwości wydatkowania środków z rachunku VAT (zmiana w tym zakresie weszła w życie od 1 lipca 2023 r.), jak też z coraz większą chęcią podatników do zabezpieczenia należytej staranności. W naszej praktyce coraz częściej obserwujemy, że podatnicy w swoich procedurach w przypadku nowych kontrahentów wskazują mechanizm podzielonej płatności jako domyślny sposób regulowania należności. Działania takie są racjonalne, gdyż organy podatkowe w przypadku MPP mają ograniczone możliwości kwestionowania prawa do dokonania odliczenia VAT – wyjaśnia ekspert z Deloitte.

Wzrost liczby transakcji nie stanowi zaskoczenia dla doradcy podatkowego Magdaleny Jaworskiej z kancelarii Quidea. Zwraca ona uwagę na to, że ten system płatności na rzecz podatników VAT jest już dość powszechny, a wzrost liczby płatności w ramach split payment miał miejsce również w przeszłości, szczególnie gdy był poprzedzony zmianą przepisów.

Nowelizacja przepisów

– W 2023 roku miało miejsce kilka istotnych zmian w odniesieniu do split payment. 1 lipca ub.r. w ramach pakietu SLIM VAT3 dokonano nowelizacji regulacji dotyczących mechanizmu podzielonej płatności. Były to zmiany na korzyść podatników, które mogły się przełożyć na omawiany wzrost płatności w ramach split payment. Między innymi rozszerzono wtedy katalog podmiotów mogących korzystać z przywilejów wynikających ze stosowania mechanizmu podzielonej płatności. Zmiana odnosi się do sytuacji zapłaty kwoty podatku z otrzymanej faktury również przez podatnika innego niż wskazany na fakturze, np. faktora. Dodatkowo rozszerzono katalog płatności, w ramach których można upłynniać środki z rachunku VAT – wyjaśnia Magdalena Jaworska.

W opinii ekspertki, w Polsce split payment zrealizował zakładane cele. Mechanizm ten przyczynił się m.in. do zwiększenia poboru VAT, szybszego dokonywania zwrotów tego podatku, zmniejszenia obciążeń administracyjnych i kosztów po stronie przedsiębiorców, jak również wzrostu pewności obrotu gospodarczego. Dlatego w lipcu 2021 roku do Komisji Europejskiej został skierowany wniosek derogacyjny o przyznanie upoważnienia do stosowania obligatoryjnego MPP przez kolejne 3 lata, tj. od 1 marca 2022 roku do 28 lutego 2025 roku. Z pozytywną oceną zgadza się Maciej Hadas, partner i doradca podatkowy w Grant Thornton.

– Moim zdaniem, MPP się sprawdził. Jest to rozwiązanie, które ogranicza znacznie ryzyko wyłudzenia podatku VAT. Jest korzystne dla uczciwych podatników, którzy dzięki stosowaniu MPP ograniczają swoją odpowiedzialność za nieuczciwe działania kontrahentów. Rosnąca liczba transakcji objętych MPP wydaje się potwierdzać ten sukces i akceptację tego rozwiązania przez rynek – mówi Maciej Hadas.

Korzyści motywują

Marek Wanat zauważył również, że podatnicy coraz częściej stosują MPP na zasadzie fakultatywnej, jako preferowaną metodę rozliczania materialnych operacji, np. transakcji nieruchomościowych. Magdalena Jaworska wskazuje na korzyści płynące ze stosowania split payment. To m.in. brak podwyższonych odsetek za zwłokę i przyspieszony zwrot podatku. Najważniejsze jest jednak to, że nie ma sankcji VAT i solidarnej odpowiedzialności.

– I na końcu należy pamiętać, że stosowanie split payment jest również elementem należytej staranności podatnika, co szczególnie dotyczy branż wrażliwych, narażonych na nadużycie VAT. Jest jeszcze jeden aspekt praktyczny stosowania mechanizmu podzielonej płatności. Niektóre firmy wprost przyjęły, że wszystkie płatności będą dokonywać w split payment bez wyodrębniania w tym zakresie standardowych przelewów. Oprócz aspektów związanych z ochroną przed ryzykiem niestosowania mechanizmu podzielonej płatności, w szczególności w postaci sankcji – dodatkowego zobowiązania podatkowego 30% kwoty podatku wykazanego na fakturze, motywowane jest to również względami operacyjnymi – wyjaśnia ekspertka.

Magdalena Jaworska dodaje również, że osoby dokonujące w ten sposób płatności nie muszą dodatkowo analizować, czy dany wydatek obligatoryjnie podlega mechanizmowi podzielonej płatności, by wydzielać go do płatności z użyciem rachunku VAT. Doradca podatkowy Maciej Hadas zwraca uwagę, że MPP ogranicza znacznie ryzyko wyłudzenia podatku VAT.

– Jest to korzystne dla uczciwych podatników, którzy dzięki stosowaniu MPP ograniczają swoją odpowiedzialność za nieuczciwe działania kontrahentów. Rosnąca liczba transakcji objętych MPP wydaje się zatem potwierdzać ten sukces i akceptację tego rozwiązania przez rynek – podsumowuje ekspert z Grant Thornton.

(MN, Sierpień 2024 r.)
Źródło: © MondayNews Polska | Wszelkie prawa zastrzeżone.

Czy inwestowanie w fotowoltaikę jest opłacalne dla firm?

E ON Talks cytat
Czy inwestowanie w fotowoltaikę jest opłacalne dla firm? Zmieniające się ceny energii w Polsce skłaniają wielu przedsiębiorców do zastanowienia się nad inwestycją w fotowoltaikę. Jednak rozważaniom zazwyczaj towarzyszą obawy o wysokie koszty początkowe i zmiany w systemie rozliczeń. W najnowszym odcinku podcastu E.ON Talks Przemysław Kałek, radca prawny i ekspert w zakresie rynku energii, w rozmowie z Patrykiem Żółtowskim z E.ON Polska, wyjaśnia, co może decydować o opłacalności instalacji fotowoltaicznej.

Fotowoltaika coraz bardziej opłacalna dla firm

Popularność wykorzystywania rozwiązań fotowoltaicznych przez przedsiębiorców wiąże się z intensywnym rozwojem technologicznym tego segmentu. Na opłacalność inwestycji w takie źródło energii wpływa m.in. rosnąca wydajność paneli fotowoltaicznych. Idzie ona w parze z coraz wyższą jakością instalacji, a także spadającymi cenami jej montażu. Dodatkową korzyścią dla przedsiębiorców jest również uproszczenie procesu realizacji inwestycji. – Dzięki ostatnim zmianom prawnym firmy nie muszą już pozyskiwać stosownej decyzji środowiskowej. Nie ma też ograniczeń związanych z lokalizacją: na przykład wynikających z miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego – zauważa Przemysław Kałek.

Na decyzje przedsiębiorców o zakupie instalacji PV bez wątpienia ma wpływ nieprzewidywalność cen energii elektrycznej. Szybka reakcja rynku energetycznego na różne impulsy cenowe może powodować nagłe wahania stawek za prąd. – Średniej wielkości przedsiębiorcy często nie są przygotowani na tego typu zmiany cen energii. Fotowoltaika jest rozwiązaniem, które może zapewnić niezależność i poczucie bezpieczeństwa w tym obszarze. W większości przypadków nie zaspokoi całego zapotrzebowania firmy na energię elektryczną. Jednak im więcej jej potrzebujemy, tym bardziej taka instalacja będzie ważnym źródłem wspierającym niezależność energetyczną firmy – zauważa Przemysław Kałek.

Energia w depozycie

Wprowadzony w 2022 roku system rozliczeń net-billing uczynił prosumentów świadomymi uczestnikami rynku energii. Stali się odbiorcami aktywnymi – nie tylko pasywnie pobierają energię elektryczną, ale także ją produkują, magazynują i oferują na rynku. Dodatkowym ułatwieniem jest tzw. depozyt konsumencki.

– Sprzedawca energii elektrycznej, z którym taki prosument ma zawartą umowę, tworzy dla niego specjalne konto prosumenckie, na którym zatrzymuje depozyt. Jest to kwota, za którą sprzedawca odkupuje od prosumenta nadwyżkę energii elektrycznej, po cenie wynikającej z ustawy o odnawialnych źródłach energii. Depozyt ten jest wykorzystywany w przypadku, gdy prosument nie może korzystać z własnej produkcji – wyjaśnia Przemysław Kałek.

Źródło: E.ON Polska [fragment wywiadu].

GUS: Dynamika produkcji budowlano-montażowej w czerwcu 2024 roku

mari-helin-tuominen-38313-unsplash
Główny Urząd Statystyczny (GUS) informuje, że raport „Dynamika produkcji budowlano-montażowej w czerwcu 2024 roku” to dane wstępne – obejmują przedsiębiorstwa o liczbie pracujących powyżej 9 osób, których przeważający rodzaj działalności zaliczono do sekcji F „Budownictwo” według Polskiej Klasyfikacji Działalności 2007 (PKD 2007).

Według danych wstępnych zgromadzonych przez Główny Urząd Statystyczny, produkcja budowlano-montażowa (w cenach stałych) zrealizowana w czerwcu 2024 r. na terenie kraju przez przedsiębiorstwa budowlane o liczbie pracujących powyżej 9 osób była niższa o 8,9% w porównaniu z analogicznym okresem 2023 roku (w czerwcu ub.r. wzrost o 1,6%) oraz wyższa o 5,0% w stosunku maja br. (przed rokiem wzrost o 7,7%).

W czerwcu 2024 roku odnotowano zmniejszenie produkcji budowlano-montażowej w skali roku we wszystkich działach budownictwa. Dla przedsiębiorstw, których podstawową działalnością była budowa obiektów inżynierii lądowej i wodnej – o 0,9%, dla jednostek wykonujących prace budowlane specjalistyczne – o 11,8% oraz zajmujących się wznoszeniem budynków – o 17,9%. – podsumowuje GUS.

Źródło: GUS.

Budownictwo mieszkaniowe w okresie styczeń-czerwiec 2024 roku wg GUS

markus-spiske-484245-unsplashGłówny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował raport o nazwie „Budownictwo mieszkaniowe w okresie styczeń-czerwiec 2024 roku”.

Jak czytamy w raporcie GUS, w okresie styczeń-czerwiec 2024 roku oddano do użytkowania mniej mieszkań niż przed rokiem. Zwiększyła się natomiast liczba mieszkań, na których budowę wydano pozwolenia lub dokonano zgłoszenia z projektem budowlanym oraz liczba mieszkań, których budowę rozpoczęto.
Według wstępnych danych zgromadzonych przez Główny Urząd Statystyczny, w pierwszym półroczu 2024 roku oddano do użytkowania 95,5 tys. mieszkań, tj. 14,6% mniej niż w analogicznym okresie 2023 roku.  tys.). Pełna treść raportu znajduje się na stronie internetowej GUS.
Są to dane wstępne, mogą ulec zmianie po opracowaniu danych ostatecznych. – podkreśla GUS.

Źródło: GUS.

GUS o przeciętnym zatrudnieniu i wynagrodzeniu w sektorze przedsiębiorstw

rawpixel-com-603645-unsplash
„Przeciętne zatrudnienie i wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw w czerwcu 2024 roku” to jeden z najnowszych raportów Głównego Urzędu Statystycznego (GUS).

Jak informuje GUS, w czerwcu 2024 r. przeciętne zatrudnienie w sektorze przedsiębiorstw w porównaniu z czerwcem 2023 r. było niższe o 0,4% i  wyniosło 6 484,5 tys. etatów.
Przeciętne miesięczne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw w czerwcu 2024 r. w porównaniu z czerwcem 2023 r. wzrosło nominalnie o 11,0% i wyniosło 8 144,83 zł brutto.
Prezentowane dane dotyczą podmiotów sektora przedsiębiorstw, który stanowi część gospodarki narodowej.
Przeciętne zatrudnienie po przeliczeniu wymiarów etatów osób niepełnozatrudnionych na pełne etaty. – podsumowuje Główny Urząd Statystyczny,

Źródło: GUS.

BNP Paribas Faktoring: Eksport towarów za granicę. Wyzwania i możliwości

P. Kacprzak_Mat. prasowyOstatnie tygodnie obfitowały w dwa kluczowe wydarzenia polityczne, wywierające bezpośredni wpływ na jedne z największych gospodarek w Europie.

Jak wskazuje biuro maklerskie BNP Paribas, wybory we Francji sprawiły, że w krótkim terminie możemy być świadkami niepewności rynkowej związanej z formowaniem nowego rządu, który prawdopodobnie będzie utrzymywać kierunek kształtowania polityki gospodarczej w kraju, jak i stosunków z Unią Europejską. Centrowa koalicja lub rząd technokratyczny mogą wywrzeć niewielki wpływ makro na podstawy gospodarki francuskiej i europejskiej, podczas gdy rząd lewicowy miałby bardzo małe pole manewru. W Wielkiej Brytanii przytłaczające zwycięstwo osiągnęła Partia Pracy, która zdobyła 411 mandatów w 650-osobowej Izbie Gmin. Wynik wyborów był zgodny z oczekiwaniami rynku, a rządząca partia zobowiązała się do stosunkowo niewielkich zmian w ramach polityki fiskalnej i budżetu w porównaniu z poprzednim rządem. Z tego względu reakcja inwestorów na rynku walutowym była niewielka.

Niezależnie od pozycji rynkowej, a także doświadczenia, eksport zawsze stanowi wyzwanie dla polskich przedsiębiorstw orientujących swoją działalność na zagranicznych rynkach, tym bardziej że każdy z nich ma swoje unikalne preferencje i trendy konsumenckie. Firmy muszą dokładnie zbadać i zrozumieć te aspekty, aby dostosować swoje produkty do lokalnych oczekiwań. Każdy kraj ma swoje specyficzne przepisy celne, które mogą obejmować cła, taryfy, kontrole graniczne oraz wymagania dokumentacyjne. Zrozumienie i przestrzeganie tych przepisów jest niezbędne, aby uniknąć opóźnień oraz dodatkowych kosztów. Ponadto, eksportowane produkty muszą spełniać lokalne normy i standardy jakości, bezpieczeństwa i zdrowia, a wysłanie towaru to dopiero początek, ponieważ kolejnym etapem pozostaje oczekiwanie na zapłatę za fakturę. Przy jej braku, eksporter musi mierzyć się z próbą uzyskania zapłaty od odbiorcy funkcjonującego w innym systemie prawnym. To z kolei pociąga za sobą często wysokie koszty dodatkowe bez gwarancji uzyskania zapłaty.

Finansowanie faktur

Negocjowanie korzystnych warunków płatności, jak akredytywa czy inkaso dokumentowe, może zabezpieczyć przedsiębiorstwo przed ryzykiem braku zapłaty, ale takie formy zabezpieczenia zapłaty są drogie i skomplikowane od strony formalnej. Polskie firmy mierzą się przede wszystkim z tym zagrożeniem z powodu niepewnej sytuacji gospodarczej w Europie i dużych wahań kursów walut w stosunku do złotówki. Rozwiązaniem dla tego wyzwania jest finansowanie faktur w walucie, w której zostały wystawione z przejęciem ryzyka niewypłacalności odbiorcy, dzięki czemu można uniknąć ryzyka braku zapłaty za fakturę przez odbiorcę oraz ryzyka wahań kursowych.

Polityczna niestabilność w kraju docelowym może z kolei prowadzić do nieprzewidzianych zmian w przepisach, utrudnień w handlu lub nawet konfiskaty towarów. Zmiany w warunkach ekonomicznych, takie jak recesje, inflacja czy zmiany w polityce handlowej, mogą wpłynąć na popyt na eksportowane towary. Eksport towarów za granicę wymaga starannego planowania, dogłębnego zrozumienia rynku docelowego i elastyczności w reagowaniu na zmieniające się warunki. Firmy, które potrafią skutecznie zarządzać tymi wyzwaniami, mogą z powodzeniem odnaleźć się na międzynarodowej arenie.

Komentarz ekspercki autorstwa Pawła Kacprzaka, członka zarządu BNP Paribas Faktoring / materiał prasowy

Kryptowaluty wymagają uporządkowania? Polacy tego chcą

adeolu-eletu-38649-unsplash
60,9% Polaków jest za uporządkowaniem rynku kryptowalutowego przez obecny rząd w celu zwiększenia bezpieczeństwa w kwestii inwestowania.

Przeciwną opinię wyraża 16,5% rodaków, a 22,6% nie ma zdania na ten temat. W pierwszej grupie dominują osoby w wieku 18-24 lat, z miesięcznymi dochodami netto w wysokości 5000-6999 zł, ze średnim wykształceniem, a także mieszkańcy wsi i małych miejscowości. Z kolei przeciwko wprowadzeniu dodatkowych regulacji są głównie osoby w wieku 35-44 lat, z miesięcznym dochodem netto powyżej 9 tys. zł, z wyższym wykształceniem, a także z miast liczących 100-199 tys. ludności.

60,9% dorosłych Polaków uważa, że obecny rząd powinien zająć się uporządkowaniem tematu kryptowalut, żeby były bezpieczniejsze w kwestii inwestowania. Przeciwnego zdania jest 16,5% badanych. Z kolei 22,6% ankietowanych nie ma wyrobionej opinii na ten temat. Takie wnioski płyną z raportu UCE RESEARCH i Ari10 pt. „Jak Polacy podchodzą do inwestycji w kryptowaluty?”, opartego na ogólnopolskim badaniu sondażowym, wykonanym na próbie ponad tysiąca dorosłych Polaków.

Odpowiedzi respondentów wyraźnie pokazują, że w społeczeństwie widać potrzebę doprecyzowania przepisów związanych z kryptowalutami. Oczywiście część osób będzie zdania, że powinniśmy upraszczać i minimalizować przepisy lub w ogóle ich nie wprowadzać w celu zachowania założenia kryptowalut, czyli pełnej decentralizacji. Wiemy jednak, że rozwijająca się branża kryptowalut potrzebuje tych regulacji. W przestrzeni publicznej mówi się coraz więcej, że rząd zaczyna nad tym pracować, co ma bezpośredni związek z MiCA, czyli unijną regulacją tego rynku – komentuje Mateusz Kara, prawnik i ekspert rynku kryptowalutowego z Ari10, jeden ze współautorów raportu.

Zdaniem Jakuba Martenki, konsultanta merytorycznego ww. raportu, wysoki procent osób uważa, że rząd powinien zająć się uporządkowaniem tematu z kilku potencjalnych powodów.

Przede wszystkim krajowy rejestr działalności w zakresie walut wirtualnych został stworzony, ale nie jest weryfikowany w sposób pozwalający docenić i wspomóc podmioty działające w jego zakresie. Oznacza to, że figurującym w nim podmiotom nie przysługują żadne korzyści związane ze wsparciem przez regulatora, a jedynie są one bardziej narażone na różne kontrole ze strony urzędów. Po przeciwnej stronie stoi niezarejestrowana część rynku, która w związku z tym nie jest praktycznie w ogóle monitorowana. Jednak opisany problem powinien zostać w najbliższym czasie rozwiązany, a szanse tych, którzy na rynku działają według reguł regulacyjnych, zostaną wyrównane – dodaje Jakub Martenka.

Opis metody badawczej:
Raport pt. „Jak Polacy podchodzą do inwestycji w kryptowaluty?” został oparty na badaniu opinii publicznej, które zostało zrealizowane przez UCE RESEARCH i Ari10 metodą CAWI (Computer Assisted Web Interview) na próbie 1016 dorosłych Polaków.

Fragment raportu: UCE GROUP LTD. / materiał prasowy

Raport GUS: Wskaźniki cen produkcji budowlano-montażowej w czerwcu 2024 roku

mari-helin-tuominen-38313-unsplash
„Wskaźniki cen produkcji budowlano-montażowej w czerwcu 2024 roku” to jeden z nowych raportów Głównego Urzędu Statystycznego (GUS).

Według wstępnych danych zgromadzonych przez GUS, w czerwcu 2024 r. ceny produkcji budowlano-montażowej w porównaniu z  analogicznym miesiącem poprzedniego roku wzrosły – o 6,0%. Natomiast w w porównaniu z majem 2024 r. – o 0,3%.
GUS informuje ponadto, że w czerwcu 2024 r. w stosunku do maja 2024 r. zanotowano wzrost cen robót budowlanych specjalistycznych – o 0,4%, a także cen budowy budynków i obiektów inżynierii lądowej i wodnej po 0,3%.
W porównaniu z czerwcem 2023 r. podniesiono ceny budowy obiektów inżynierii lądowej i wodnej (o 6,5%), robót budowlanych specjalistycznych (o 5,7%) oraz budowy budynków (o 5,6%). – podsumowuje Główny Urząd Statystyczny.

Źródło: GUS.

Gospodarka: W czasie wakacji sklepy mogą przerzucić na swoich klientów całość odmrożonego w kwietniu VAT-u

fabian-blank-78637-unsplash
Dynamika wzrostu cen przestała hamować i widać wręcz odwrócenie trendu. W czerwcu codzienne zakupy w sklepach rdr. zdrożały średnio o 3,1%, miesiąc wcześniej – o 2,9%, a w kwietniu – o 2,4%. Tak wynika z cyklicznego raportu pt. „INDEKS CEN W SKLEPACH DETALICZNYCH”.

– Wzrost cen na poziomie od 1,5 do 3,5% rdr. jest zjawiskiem naturalnym. Faktem jest, że dynamika zaczęła wyraźnie hamować, ale to przewidywali eksperci już kilka miesięcy temu. 1 kwietnia skończyła się obniżona stawka VAT na produkty spożywcze, a 1 lipca wzrosła pensja minimalna. To wszystko ma konsekwencje we wzroście kosztów przedsiębiorców – ocenia dr Anna Semmerling z Uniwersytetu WSB Merito.

Zdaniem ekspertki, w kilku najbliższych miesiącach można raczej spodziewać się podwyżek cen na poziomie około 5%. Nie jest to wartość wysoka. Jednak nie można jej ocenić także jako niskiej. Jeśli faktycznie stopa wzrostu utrzymałaby się na średnim poziomie 5%, to będzie pokazywało, że cały czas nie osiągnęliśmy poziomu stabilności.

– Odbicie inflacji w drugiej połowie roku było już prognozowane od początku 2024 roku. W grudniu inflacja może wzrosnąć do ok. 4-5%. Będzie to efektem wzrostu cen energii i gazu, opłat dystrybucyjnych, kosztów usług, ciepła sieciowego i paliw, a także skutkiem wzrostu cen ropy na rynku – zapowiada prof. nadzw. dr hab. Sławomir Jankiewicz z Uniwersytetu WSB Merito.

Ekspert przewiduje również, że jeszcze w 2025 roku inflacja będzie miała tendencje wzrostowe i w konsekwencji może być wyższa niż w tym roku. Dopiero od 2026 roku możemy spodziewać się jej ponownego spadku, o ile nie nastąpi negatywny scenariusz, taki jak np. recesja gospodarcza na świecie lub rozszerzenie konfliktu wojennego w Europie.

Wojna hamuje ceny

Z kolei autorzy ww. raportu zauważają, że przez intensywną walkę między dyskontami w kolejnych miesiącach po odmrożeniu VAT-u ceny powinny wolniej wracać do właściwego stanu. Niemniej podwyżki o obecną stawkę ww. podatku są nieuniknione.

– Wojna między dyskontami zastopowała na początku roku znaczący wzrost cen w sklepach detalicznych. Powrót VAT na żywność oraz uwolnienie cen energii sprawi, że czynników inflacjogennych będzie więcej. Dlatego dynamika podwyżek cen może się utrzymać na podwyższonych poziomach do końca roku – twierdzi dr Piotr Arak, główny ekonomista VeloBanku.

W opinii eksperta, przeciwko wzrostom cen działa deflacja kosztów produkcji, ale ona powoli wygasa. Koszty skupu produktów rolnych są niskie w porównaniu z zeszłym rokiem. Z kolei na podwyżki wpływa nieprzewidywalność pogodowa. Jej przejawem są okresy suszy i wysokich opadów. Dodać do tego trzeba wzrost płacy minimalnej, która od lipca wynosi 4,3 tys. zł brutto. Stawka godzinowa to 28,1 zł. Firmy przekładają te koszty na ceny produktów, stąd wzrosty cen w kolejnych miesiącach będą raczej nieuniknione.

– Na pewno agresywna konkurencja cenowa, z jaką mamy do czynienia na rynku sprzedaży detalicznej, ma wpływ na poziom i tempo wzrostu cen. Musimy jednak pamiętać o tym, że wcześniej czy później sklepy będą chciały osiągnąć określony poziom zyskowności i przerzucą całość podatku VAT na swoich klientów. Wydaje się, że okres wakacyjny może być do tego idealnym momentem – przekonuje dr Artur Fiks z Uniwersytetu WSB Merito.

Jak stwierdza dr Mariusz Dziwulski z PKO Banku Polskiego, wzrost cen żywności w czerwcu, wyraźnie powyżej sezonowego wzorca, sugeruje, że mógł on być dużą częścią procesu przywracania podatku VAT na podstawowe produkty. On jednak – według eksperta – prawdopodobnie jeszcze się nie skończył. Obecnie wciąż niska dynamika cen żywności jest odzwierciedleniem niedużych kosztów surowcowych, choć efekt ten będzie stopniowo wygasał. To może oznaczać wyższe tempo podwyżek cen żywności w sklepach.

Przybędzie wzrostów

– Odbicie dynamiki cen z dołka zarejestrowanego pod koniec I kw. 2024 roku jest zgodne z oczekiwaniami. Będą dalej rosły. Nic jednak nie zwiastuje, byśmy choćby zbliżyli się do podwyżek osiąganych na przełomie 2022 i 2023 roku. Winny szybszego wzrostu cen jest przede wszystkim VAT na żywność. Do tego dochodzi odbicie popytu – zwraca uwagę prof. Sławomir Jankiewicz.

Widać to już po przywoływanych danych. W czerwcu br. na 17 monitorowanych kategorii 12 wykazało jednocyfrowy wzrost cen w ujęciu rocznym. W maju takich grup produktów było tyle samo, w kwietniu – 10, a w marcu – 8. Do tego 1 kategoria zaliczyła dwucyfrowy wzrost, podobnie jak w miesiącach wcześniejszych. Natomiast 4 segmenty zanotowały spadki, identycznie jak poprzednio.

– Myślę, że kategorii w trendzie wzrostowym może być więcej, czemu sprzyjać będzie przede wszystkim silny popyt konsumencki. Natomiast dynamika zmian będzie dużo mniejsza niż w okresie wysokiej inflacji, czyli na przełomie 2022 i 2023 roku. Dlatego obserwacja cen z miesiąca na miesiąc może sugerować brak zmian – przewiduje Marcin Luziński z Santander Bank Polska.

Do tego dr Fiks wyjaśnia, że ww. sytuacja jest wynikiem ustabilizowania się inflacji w okresie od kwietnia do czerwca. Z ostatnich danych GUS-u wynika, że w czerwcu inflacja wzrosła zaledwie o 0,1% do poziomu 2,6%. Dlatego liczba kategorii notujących wzrosty i spadki była ostatnio podobna, jak miesiąc wcześniej. Jak przewiduje ekspert z Uniwersytetu WSB Merito, w kolejnych miesiącach sytuacja ta może ulec jednak zmianie w wyniku podwyżek cen energii elektrycznej i gazu. Mówiąc wprost, wzrosty będą wyższe i powinno być ich więcej.


(MN, Lipiec 2024 r.)

Ww. materiał jest udostępniony na zasadzie nieodpłatnej licencji.
© MondayNews Polska / materiał prasowy

GUS opublikował wskaźniki cen produkcji sprzedanej przemysłu w czerwcu 2024 roku

okulary
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował raport o nazwie „Wskaźniki cen produkcji sprzedanej przemysłu w czerwcu 2024 roku”.

Raport GUS dotyczy czerwca br. Według wstępnych danych Głównego Urzędu Statystycznego, w czerwcu 2024 r. ceny produkcji sprzedanej przemysłu wzrosły  w porównaniu do maja 2024 r. – o 0,1%. Natomiast ceny te spadły w stosunku do analogicznego miesiąca poprzedniego roku – o 6,1%.
Informacja została opublikowana na oficjalnej stronie internetowej GUS.

Źródło: GUS.

Dynamika produkcji sprzedanej przemysłu w czerwcu 2024 roku wg GUS

volkan-olmez-73767-unsplash
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował raport pt. „Dynamika produkcji sprzedanej przemysłu w czerwcu 2024 roku”.

Jak informuje GUS, w czerwcu 2024 roku produkcja sprzedana przemysłu była wyższa o 0,3% w porównaniu z czerwcem ub. roku, kiedy notowano spadek o 1,6% w stosunku do analogicznego okresu roku poprzedniego, natomiast w porównaniu z majem br. wzrosła o 3,2%. W okresie styczeń–czerwiec br. produkcja sprzedana przemysłu była o 0,1% wyższa w porównaniu z analogicznym okresem 2023 roku, kiedy notowano spadek o 2,1% w stosunku do porównywalnego okresu poprzedniego roku.
Główny Urząd Statystyczny podaje, że po wyeliminowaniu wpływu czynników o charakterze sezonowym, w czerwcu br. produkcja sprzedana przemysłu ukształtowała się na poziomie o 1,8% wyższym niż w analogicznym miesiącu ub. roku i o 1,3% wyższym w porównaniu z majem br. – podsumowuje GUS.

Dane meldunkowe; obejmują przedsiębiorstwa o liczbie pracujących 10 osób i więcej.

Źródło: GUS.

Polacy zadowoleni z transformacji energetycznej

gornictwo
Polacy dość dobrze oceniają prowadzony w Polsce proces tzw. transformacji energetycznej. Z najnowszego badania wynika, że tak twierdzi 45,9% rodaków. Z kolei 29,9% respondentów ma wręcz odwrotne zdanie. Natomiast 24,2% ankietowanych nie wyrobiło sobie jeszcze opinii na ten temat. Pozytywnie częściej wypowiadają się mężczyźni niż kobiety. Przeważnie dotyczy to osób w wieku od 65 do 74 lat, z miesięcznymi dochodami powyżej 9 tys. zł netto i z wykształceniem zawodowym. Zazwyczaj są to mieszkańcy mniejszych miejscowości. Z kolei negatywne oceny pochodzą głównie od ankietowanych mających od 35 do 44 lat lub od 75 do 80 lat i uzyskujących co miesiąc 5000-6999 zł na rękę. Eksperci komentujący wyniki prognozują, że zadowolenie z ww. kierunku rozwoju i uczestnictwa Polski w tym procesie będzie rosło w społeczeństwie, ponieważ świadomość ekologiczna jest coraz większa.

45,9% ankietowanych uważa, że Polska obecnie dobrze prowadzi proces modyfikacji gospodarek i sieci energetycznych w kierunku bardziej zrównoważonych, czyli mniej zależnych od paliw kopalnych oraz efektywniejszych energetycznie. W konsekwencji stają się one mniej szkodliwe z punktu widzenia klimatu, zdrowia publicznego i stanu środowiska naturalnego. Z kolei 29,9% respondentów źle ocenia ten proces. Natomiast 24,2% nie ma wyrobionej opinii w tej kwestii. Takie są wyniki badania, przeprowadzonego w ramach projektu „Droga do zatrudnienia po węglu”, na próbie 1010 dorosłych Polaków. Jakub Safjański, Dyrektor Departamentu Energii i Zmian Klimatu Konfederacji Lewiatan, jest zdania, że wysoka ocena może wynikać z braku wiedzy respondentów. Wiedzą taką dysponują natomiast przedsiębiorcy.

Większość ankietowanych nie ma wiedzy ani narzędzi do tego, aby prawidłowo oceniać działania rządu na rzecz modernizacji energetycznej naszej gospodarki. Duża część społeczeństwa uważa, że prowadzone są słuszne działania, ale tak nie jest. Jesteśmy w 60% uzależnieni od węgla przy wytwarzaniu prądu. Przestajemy być konkurencyjni wobec innych państw, a ceny energii rosną, w dużej mierze w efekcie uzależnienia od paliw kopalnych. Zagraniczne koncerny nie chcą u nas inwestować ze względu na zależność od emisyjnych źródeł energii. Inwestorzy poważnie patrzą na działania podejmowane względem klimatu, a my im tego nie możemy zagwarantować – mówi Jakub Safjański.

Do tego ekspert dodaje, że wysoka ocena może wynikać z tego wszystkiego, czemu media poświęcają wiele uwagi. Polacy doceniają rosnącą dostępność i popularność paneli fotowoltaicznych oraz czują rodzaj dumy, widząc na ulicach coraz więcej samochodów elektrycznych. Te pozytywne trendy nie zmieniają jednak ogólnego obrazu.

Zapominamy przy tym, że w naszych warunkach geograficznych samochody elektryczne są pośrednio zasilane przede wszystkim węglem. Dopóki nie zazielenimy sieci energią z OZE, nie możemy mówić o sukcesie – komentuje ekspert z Konfederacji Lewiatan.

Z kolei dr hab. prof. Maciej J. Nowak, radca prawny, kierownik Katedry Nieruchomości z Wydziału Ekonomicznego Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego w Szczecinie, zauważa, że sposób modyfikacji gospodarek i sieci energetycznych w Polsce jest słabo oceniany przez ekspertów. Wiele z podejmowanych działań jest uznawanych za nieefektywne.

Respondenci kontestujący działania podejmowane w kierunku modernizacji energetycznej należą do dwóch odmiennych grup. Jedni uznają je za niedostateczne, a drudzy – za niepotrzebne. Z kolei dobra ocena ww. prac rządu wynika przede wszystkim z dostrzegania wyzwań klimatycznych. Taka opinia koresponduje z innymi badaniami, zgodnie z którymi większość Polaków dostrzega problem ekologiczny i konieczność rozwiązania go poprzez odpowiednie dostosowanie gospodarek i sieci energetycznych – wyjaśnia dr hab. prof. Nowak.

Natomiast Anna Szymańska z DGA S.A. zwraca uwagę na to, że Polacy wykazują się coraz większą świadomością ekologiczną. Jako przykład podaje, że 63% z nas chce, aby Polska jako kraj bardziej angażowała się w walkę ze zmianą klimatu, a ponad połowa obywateli uważa, że rząd powinien działać w tej sprawie teraz, zanim będzie za późno. Do tego aż dwie trzecie Polaków, dokonując zakupów, wybiera produkty, które nie przyczyniają się do degradacji środowiska naturalnego.

Te dane dają obraz tego, jak bardzo w ostatnich latach zmieniła się polska mentalność. Na pewno rodacy widzą to, że gospodarka energetyczna Polski nie może opierać się wyłącznie na węglu. I dostrzegają, że coraz więcej energii można wytworzyć z odnawialnych źródeł energii. Jednocześnie do Polaków docierają twarde dane dotyczące wydobycia węgla. Jego zasoby się kończą, wydobycie spada, a koszty stale rosną – podkreśla Magdalena Franciszczak z DGA S.A.

Dobrą ocenę w ww. kwestii częściej wystawiają mężczyźni niż kobiety. Zmiany postrzegają korzystnie głównie osoby w wieku 65-74 lat, z miesięcznymi dochodami netto powyżej 9 tys. zł i z wykształceniem zasadniczym zawodowym. Głównie są to mieszkańcy miejscowości liczących od 20 tys. do 49 tys. ludności. Natomiast krytyka zazwyczaj pochodzi od Polaków w wieku 35-44 lat lub 75-80 lat, jak również zarabiających 5000-6999 zł netto miesięcznie. Najczęściej są to osoby z wyższym wykształceniem, a także mieszkańcy miast mających od 100 tys. do 199 tys. ludności.

Mogę odnieść się do wyniku osób z miesięcznymi dochodami netto powyżej 9 tys. zł. Zapewne w innych grupach majątkowych występują obawy o konsekwencje podejmowanych działań dla poszczególnych gospodarstw domowych. Dlatego też odpowiedzią powinna być szersza refleksja władz publicznych nad opracowaniem polityk chroniących biedniejsze osoby przed finansowymi konsekwencjami – uważa dr hab. prof. Maciej J. Nowak.

Wiadomo już, jak modernizację energetyczną oceniają Polacy i co myślą o niej osoby mające szerszą wiedzę w tym zakresie. Magdalena Franciszczak przywołuje raport pt. „Transformacja energetyczna w Polsce. Edycja 2024”, opublikowany przez Forum Energii. Wynika z niego, że miniony rok wyznaczył rekord pod względem transformacji energetycznej w Polsce.

Udział węgla w miksie spadł do najniższego w historii poziomu 60,5%, czyli o 10 p.p. w relacji rocznej. Energia wyprodukowana z OZE sięgnęła po raz pierwszy 27%, a jej produkcja z gazu ziemnego wzrosła o ponad 40%. Od lat Polska propaguje i inwestuje w rozwój fotowoltaiki, pomp ciepła, farm wiatrowych, a rząd podjął decyzję o energetyce jądrowej. Polacy to widzą i wyciągają z tego własne wnioski. Natomiast obecnie stoimy przed ogromnym wyzwaniem, jakim jest stworzenie nowego systemu energetycznego. I takie działanie również będzie rzutowało na to, jak Polacy będą widzieć całą sprawę – podsumowuje Magdalena Franciszczak.

(MN, Lipiec 2024 r.)

Ww. materiał jest udostępniony na zasadzie nieodpłatnej licencji.
© MondayNews Polska / materiał prasowy

GUS o osobach pracujących na podstawie umów zlecenia i pokrewnych w Polsce w grudniu 2023 r.

helloquence-61189-unsplashGłówny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował raport pt.: „Wykonujący pracę na podstawie umów zlecenia i pokrewnych w Polsce w grudniu 2023 r.”.

Jak podaje GUS w swoim raporcie, w ostatnim dniu grudnia 2023 r. pracę na podstawie umów zlecenia i pokrewnych wykonywało w Polsce 2376,8 tys. osób. Spośród nich 1012,1 tys. osób równolegle wykonywało pracę kwalifikującą je do pracujących w gospodarce narodowej.
Zaprezentowane w opracowaniu dane dotyczą osób wykonujących pracę na podstawie umów zlecenia oraz umów o pokrewnym charakterze, tj. umów agencyjnych, o świadczenie usług, umów uaktywniających, aktów powołania oraz umów z członkami rad nadzorczych. Przedstawione wyniki są częścią prac eksperymentalnych mających na celu określenie liczby osób wykonujących pracę na podstawie umów cywilnoprawnych. – dodaje Główny Urząd Statystyczny.
Pełny raport znajduje się na oficjalnej stronie internetowej GUS.

Źródło: GUS.

 

Komunikat w sprawie wskaźnika cen towarów i usług konsumpcyjnych wg GUS

g-crescoli-365895-unsplash
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował Komunikat w sprawie wskaźnika cen towarów i usług konsumpcyjnych ogółem w drugim kwartale 2024 roku.

Jest to komunikat Prezesa Głównego Urzędu Statystycznego z dnia 15 lipca 2024 r. w sprawie wskaźnika cen towarów i usług konsumpcyjnych ogółem w II kwartale 2024 r.
Jak czytamy w raporcie GUS, na podstawie art. 25 ust. 11 ustawy z dnia 17 grudnia 1998 r. o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych (Dz. U. z 2023 r. poz. 1251, 1429 i 1672 oraz z 2024 r. poz. 834 i 858) ogłoszono, że wskaźnik cen towarów i usług konsumpcyjnych ogółem w II kwartale 2024 r. w stosunku do I kwartału 2024 r. wyniósł 101,4. Oznacza to wzrost cen o 1,4%.
Informacja została opublikowana na oficjalnej stronie GUS.

Źródło: GUS.

Allianz Partners: Polacy chętnie wypoczywają w Polsce

algirdas-viltrakis-446600-unsplash
Jak wynika z raportu International Travel Confidence Index 2024 opracowanego na zlecenie Allianz Partners, znaczna większość Polaków (84 proc.) planuje wyjazd wakacyjny. Choć destynacje krajowe, w stosunku do ubiegłego roku, tracą nieco na popularności, to i tak większość rodaków urlop spędzi w Polsce (64 proc.). Wśród osób wyjeżdżających za granicę popularność zyskują kierunki europejskie.

Z roku na rok coraz większą popularnością cieszy się turystyka miejska. Taka forma spędzenia urlopu zyskała 5 p.p. r/r i opcję tę wybierze 19 proc. ankietowanych. Na urlop za granicą zdecyduje się 36 proc. badanych, z czego 32 proc. chce pozostać na Starym Kontynencie, który to kierunek zyskał 5 p.p. r/r. Największym apetytem na wyjazdy zagraniczne cechują się osoby w wieku 18-24 lat – 48 proc. z nich deklaruje zamiar spędzenia wakacji w innych krajach.

Średni budżet, jaki w tym roku zamierzają przeznaczyć Polacy na swój urlop, wzrósł r/r o 608 zł i wynosi obecnie 5 464 zł. Do tego aż 56 proc. badanych przyznaje, że kwota, jaką przeznaczą na wyjazd wakacyjny, to 3 000 zł lub więcej. Najwięcej, bo aż 6 656 zł, są w stanie przeznaczyć na wakacje osoby w wieku od 35 do 49 lat.

Zgodnie z badaniem aż 2 na 3 osoby w wydatkach na wakacje uwzględnią ubezpieczenie turystyczne. Główne powody jego zakupu to zapewnienie opieki medycznej i powrotu do kraju w przypadku wystąpienia nieprzewidzianych zdarzeń (55 proc.), zwrot kosztów ewentualnych świadczeń medycznych (49 proc.) oraz ochrona przed nieprzewidzianymi zdarzeniami podczas podróży (48 proc.). Choć budżety wakacyjne znacznie wzrosły, to zapewnienie sobie zwrotu kosztów w przypadku odwołania podróży – jako powód zakupu ubezpieczenia turystycznego – zgłasza mniej niż 1/3 badanych, zaś chęć ochrony bagażu – tylko 27 proc.

Źródło: Allianz Partners / materiał prasowy

GUS: Wskaźniki cen towarów i usług konsumpcyjnych w czerwcu 2024 roku

ibrahim-rifath-789914-unsplash
„Wskaźniki cen towarów i usług konsumpcyjnych w czerwcu 2024 roku.” – to jeden z najnowszych raportów Głównego Urzędu Statystycznego (GUS).

Jak informuje GUS, ceny towarów i usług konsumpcyjnych w czerwcu 2024 r. w porównaniu z analogicznym miesiącem ub. roku wzrosły o 2,6% (przy wzroście cen usług – o 6,1% i towarów – o 1,3%).
W stosunku do poprzedniego miesiąca ceny towarów i usług wzrosły o 0,1% (w tym usług – o 0,5%, a ceny towarów utrzymały się na tym samym poziomie). – podsumowuje Główny Urząd Statystyczny.

Źródło: GUS.

Działalność przedsiębiorstw pośrednictwa kredytowego w 2023 roku wg GUS

mari-helin-tuominen-38313-unsplashGłówny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował raport pod nazwą „Działalność przedsiębiorstw pośrednictwa kredytowego w 2023 roku”.

Jak informuje GUS, w 2023 r. badaniem zostało objętych 212 podmiotów prowadzących działalność pośrednictwa kredytowego i udzielających pożyczek ze środków własnych. Przedsiębiorstwa te obsłużyły 2 593 tys. klientów, udzielając im 5 018 tys. kredytów i pożyczek o łącznej wartości 66 647 mln zł.
Z pomiędzy całej zbiorowości 212 badanych podmiotów, 106 udzielało pożyczek ze środków własnych, 102 pośredniczyło w udzielaniu kredytów i pożyczek we współpracy z bankami oraz  cztery prowadziły działalność mieszaną, tj. współpracowały z bankami i jednocześnie udzielały pożyczek ze środków własnych. – podsumowuje Główny Urząd Statystyczny w swoim raporcie.

Źródło: GUS.

Interesujący trend na rynku po spadku inflacji

planowanie-zakupowW ciągu roku wyraźnie spadł odsetek konsumentów robiących duże i rodzinne zakupy według wcześniej przygotowanej listy produktów – z ponad 58% do blisko 44%. Jednocześnie przybyło osób, które nie praktykują tego. Poprzednio było ich prawie 41%, a teraz już blisko 53%. Powyższe wyniki w dużej części są pokłosiem spadającej inflacji. Natomiast w kontekście samych list widać też trend wypierania tradycyjnych notatek przez technologię. Obecnie więcej konsumentów niż rok temu przygotowuje się do zakupów ze smartfonem w ręku niż z kartką i długopisem. Eksperci przewidują, że niebawem część osób wróci do przemyślanego kupowania, gdy zauważy mniej pieniędzy w portfelu, bo ceny w sklepach wciąż przecież rosną. Niektórzy też uważają, że coraz więcej Polaków będzie prowadziło listy zakupowe przy użyciu telefonów. I dodają, że papier odchodzi do lamusa, ale całkiem nie zniknie z rynku.

Blisko 44% konsumentów robi zakupy w sklepach według wcześniej przygotowanej listy konkretnych produktów. Przed rokiem zdecydowanie więcej osób tak funkcjonowało, bo ponad 58%. Dane pochodzą z raportu Grupy Offerista, opartego na opinii ponad tysiąca dorosłych Polaków, odpowiedzialnych w swoich domach za robienie zakupów.

Polacy już od dawna są zmęczeni ciągłym oszczędzaniem. Ci, którzy poczuli większą ilość pieniędzy w portfelach, przestali się szczypać. Dotyczyło to oczywiście osób, którym wzrosły wyraźnie wynagrodzenia. W niektórych branżach podwyżki były nawet na poziomie 20%. Do tego ogólnie konsumenci utwierdzili się w przekonaniu, że inflacja spada, o czym szeroko komunikowały media. W praktyce też dużą rolę odegrała walka między sklepami na promocje. Jednak badanie pokazuje, że wciąż blisko połowa rodaków odpowiedzialnych za zakupy skrzętnie się do nich przygotowuje – zauważa dr Maria Andrzej Faliński, były dyrektor generalny POHiD-u.

Z kolei Robert Biegaj z Grupy Offerista, przypomina, że rok temu wszyscy byliśmy w szponach wysokiej inflacji, więc prawie 60% aktywnych konsumentów podchodziło do zakupów z daleko posuniętą ostrożnością. Ekspert rynku retailowego przekonuje jednak, że robienie list sprawunków sprawdza się nie tylko w najtrudniejszych czasach.

– Ta praktyka ogranicza nabywanie niepotrzebnych produktów, których potem możemy nawet nie zdążyć spożyć. A to zwykła strata pieniędzy. Na horyzoncie widać przecież rosnące wydatki, zwłaszcza w perspektywie podwyżek niektórych opłat i ponownego skoku inflacji. Jestem przekonany, że część konsumentów jeszcze wróci do robienia list zakupowych, ale nie będzie to tak wysoki wynik, jaki był rok temu – zapewnia Biegaj.

Z raportu również wynika, że obecnie nie przygotowuje się do zakupów w ww. sposób ponad 52% konsumentów. Rok temu zdecydowanie mniej osób nie robiło list zakupowych, bo blisko 41% ankietowanych. Ekspert z Grupy Offerista twierdzi, że rezygnując z tego sposobu, można nabyć nawet o 10-20% więcej towarów, niż zakładało się przed wyjściem z domu. Jednak nie wszyscy klienci chcą robić mocno przemyślane zakupy.

Moim zdaniem, niektórzy konsumenci dopóki nie poczują, że mają za mało pieniędzy w portfelach, nie wrócą do list zakupowych. Oczywiście ogólnie Polacy jedzą mniej za więcej, bo udział żywności w codziennych wydatkach wzrósł z 25% do 30% po likwidacji zerowego VAT-u. Jednak rodacy jeszcze tego wyraźnie nie odczuli i nie chcą rezygnować zwłaszcza z sezonowych produktów, które przeważnie kupują spontanicznie – zwraca uwagę dr Faliński.

Badanie też wykazało, że obecnie blisko 33% konsumentów korzystających z list zakupowych tworzy je na kartkach papieru. Rok temu dotyczyło to prawie 38% ankietowanych. Z kolei ponad 67% używa teraz w ww. celu smartfonu, w tym specjalnych aplikacji. Poprzednio tak twierdziło niecałe 63% respondentów kupujących według założonego planu.

– Z tradycyjnej metody głównie korzystają seniorzy, którzy są to tego przyzwyczajeni. Tymczasem kartka papieru odchodzi do lamusa, co widać zresztą po ostatnim badaniu – stwierdza Robert Biegaj.

Natomiast dr Maria Andrzej Faliński zapewnia, że dzisiejsi seniorzy coraz lepiej radzą sobie z robieniem list zakupowych w telefonach. Może nie znają wszystkich pomocnych do tego aplikacji, ale są coraz bardziej obeznani technologicznie. Jednocześnie ekspert zapewnia, że papier całkowicie nie wyparuje z rynku. – Korzystanie z niego jest zdrowsze dla obciążonych niebieskim światłem oczu. Do tego kartka zajmuje mniej miejsca w kieszeni niż smartfon, od którego niektórzy chcą czasem odpocząć – podkreśla dr Faliński.

Jak podsumowuje Robert Biegaj, na rynku zdecydowanie widać mocny trend wchodzenia list zakupowych do smartfonów. I nic go już nie powstrzyma, bo zwyczajnie jest na to popyt. Coraz więcej użytkowników będzie chciało korzystać z takich narzędzi, które są dostępne zawsze pod ręką i dają dodatkowe bonusy. Do tego dochodzi aspekt ekologiczny, który też jest coraz mocniejszym trendem wśród konsumentów. Ekspert przewiduje, że w ciągu tego roku odsetek osób korzystających z mobilnych list zakupowych wzrośnie co najmniej o kilka procent.

(MN, Lipiec 2024 r.)

Ww. materiał jest udostępniony na zasadzie nieodpłatnej licencji.
© MondayNews Polska | Wszelkie prawa zastrzeżone. / materiał prasowy

W czerwcu na sklepowych półkach było o 3,1 proc. drożej niż w zeszłym roku

matthew-guay-148463-unsplash
Analiza przeszło 71,4 tys. cen detalicznych wykazała, że w czerwcu br. codzienne zakupy podrożały średnio o 3,1% rdr. Dla porównania, w maju wzrost rdr. wyniósł 2,9%, a w kwietniu – 2,4%. Do tego na siedemnaście monitorowanych kategorii produktów trzynaście znalazło się na plusie. Najmocniej poszły w górę słodycze i desery, bo o 11,2% rdr. Tym samym zaliczyły one jedyną w całym rankingu dwucyfrową podwyżkę. W TOP5 drożyzny widać również chemię gospodarczą ze wzrostem rdr. na poziomie 9,2%, dodatki spożywcze – 6,2%, pieczywo – 5,3%, a także napoje bezalkoholowe – 4,9% rdr. Z kolei najmniejsza zwyżka wyniosła 0,9% rdr. i dotyczyła mięsa. Według autorów raportu, z zebranych danych wyraźnie wynika, że dynamika wzrostu cen w sklepach rośnie kolejny miesiąc z rzędu. I wydaje się, że szybko ten trend na rynku nie wyhamuje. Polacy w wielu kategoriach produktowych muszą się przygotować na dalsze podwyżki.

Z najnowszego raportu pt. „INDEKS CEN W SKLEPACH DETALICZNYCH”, autorstwa UCE RESEARCH i Uniwersytetu WSB Merito, wynika, że w czerwcu br. codzienne zakupy Polaków zdrożały średnio o 3,1% rdr. W maju dodatni wynik w relacji rocznej (obliczony wg tej samej metodologii) wyniósł 2,9%, a w kwietniu – 2,4%. Widać zatem, że dynamika wzrostu cen w sklepach rośnie kolejny miesiąc z rzędu. Na siedemnaście monitorowanych kategorii produktów dwanaście wykazało jednocyfrowy skok w relacji rocznej. Do tego jedna grupa produktów zaliczyła dwucyfrową podwyżkę, tj. słodycze i desery – o 11,2% rdr. W maju podrożały rdr. o 12,9%, a w kwietniu – o 10,6%.

– Słodycze i desery są na froncie drożyzny ze względu na znaczny wzrost cen surowców. Wymuszają go pogarszające się warunki przyrodnicze. Ponadto wpływają na to takie czynniki, jak drożejące nośniki energii, coraz wyższe płace i rosnący popyt na cukier i kakao przy stabilizacji podaży. Analizując zmiany klimatyczne, raczej nie należy spodziewać się polepszenia warunków uprawy oraz zmian w cenach energii, a więc ta kategoria artykułów będzie dalej drożeć – komentuje prof. nadzw. dr hab. Sławomir Jankiewicz z Uniwersytetu WSB Merito.

Na drugiej pozycji w rankingu podwyżek znalazła się chemia gospodarcza ze średnim wzrostem rdr. o 9,2%. W maju jej ceny poszły w górę rdr. o 9,7%, a w kwietniu – o 7,7%. Widać zatem, że dynamika podwyżek zaczyna w tej kwestii lekko spadać. Nadal jednak ta kategoria utrzymuje się w czołówce drożyzny, co podkreślają analitycy z UCE RESEARCH.

– W ostatnich kilku miesiącach nastąpiła stabilizacja tempa wzrostu cen chemii gospodarczej, gdyż wahania są stosunkowo niewielkie i zdecydowanie niższe niż w ub.r. Należy jednak zauważyć, że wyniki tej kategorii są w dużej mierze zależne od poziomu cen energii i gazu, które wkrótce mogą znacząco wzrosnąć. Dopiero za kilka miesięcy będziemy w stanie stwierdzić, czy producenci i sprzedawcy utrzymywali tempo podwyżek na ww. poziomie, aby złagodzić skutki lipcowych skoków cen energii – zapowiada dr Artur Fiks z Uniwersytetu WSB Merito.

Na trzecim miejscu w zestawieniu są dodatki spożywcze (tj. ketchupy, majonezy, musztardy, przyprawy) ze średnią podwyżką o 6,2% rdr. W maju rdr. podrożały o 5,9%, a w kwietniu – o 11,7%. I w tej kwestii widać, że dynamika wzrostu cen zaczyna tutaj lekko iść w górę, na co zwracają uwagę eksperci z UCE RESEARCH.

– Sezon grillowy w pełni, a więc dodatki spożywcze cieszą się dużym zainteresowaniem klientów. Producenci, ale też retailerzy wykorzystują tę okazję i zaczynają zwiększać tempo wzrostu cen. Tendencja ta powinna utrzymywać się także w lipcu i sierpniu, czemu niestety sprzyjać będzie również wspominany już wzrost cen energii i gazu – stwierdza dr Fiks.

Czwarte w rankingu jest pieczywo, które podrożało o 5,3% rdr. W maju jego ceny wzrosły rdr. o 4,9%, a w kwietniu – o 1,4%. – Na notowania tej kategorii wpłynęło aż kilka czynników, w tym wzrost VAT, cen surowców, paliwa i nośników energii, a także wynagrodzeń. Znaczenie miała też adaptacja do przewidywanych podwyżek cen produkcji. Ponadto należy wspomnieć o zdestabilizowaniu gospodarki przez poprzedni rząd, czego efektem były spekulacje – zaznacza prof. nadzw. dr hab. Sławomir Jankiewicz.

Zestawienie TOP5 drożejących kategorii zamykają napoje bezalkoholowe ze zwyżką o 4,9% rdr. W maju podrożały rdr. o 6,3%, a w kwietniu – o 8,1%. – Zwiększony popyt na napoje bezalkoholowe, wynikający z wysokich temperatur, sprawiał, że ceny w dalszym ciągu rosną, choć nie tak mocno, jak we wcześniejszych miesiącach. Musimy pamiętać, że w tej kategorii panuje duża konkurencja, a asortyment produktów jest bardzo urozmaicony i bardzo łatwo znaleźć substytut, którym można ugasić pragnienie. Wydaje się więc, że szybszy wzrost cen hamowany jest właśnie przez agresywną rywalizację o klienta – tłumaczy dr Artur Fiks.

Następne w rankingu są środki higieny osobistej, które zdrożały średnio o 5,1% rdr. W maju ich ceny poszły w górę rdr. o 3,1%, a w kwietniu – o 4,1% rdr. Widać zatem, że dynamika wzrostu cen w tej kategorii zaczyna rosnąć. Dr Artur Fiks przekonuje, że w tym przypadku mamy również do czynienia z sezonowością. Upały powodują, że zapotrzebowanie na środki higieny osobistej wzrasta i przyspiesza podwyżki cen.

– Do tego cały czas rosną ceny surowców, np. celulozy, opakowań, zarówno tych foliowych, jaki i papierowych, a także transportu. Ponadto wzrastają płace. Ich podwyżki w tym roku mogą wynieść kilkadziesiąt procent. Zmiany związane z ochroną środowiska również negatywnie wpływają na ceny środków higieny osobistej – dodaje prof. Jankiewicz.

Na plusie są też ryby z podwyżką o 4,8% rdr. W maju podrożały zdecydowanie mniej, bo o 0,5% rdr. Podobnie było w kwietniu, gdy ceny poszły w górę o 0,6% rdr. – Ryby drożeją z uwagi na rosnące koszty energii i transportu oraz płace. Ponadto na podwyżki w tej kategorii wpływają wahania pogodowe, zanieczyszczenie środowiska, a także zmiany przepisów, związane z ochroną i hodowlą – wyjaśnia prof. Jankiewicz z Uniwersytetu WSB Merito.

Dalej w zestawieniu są używki (tj. herbata, kawa, piwo, wódka) ze średnim wzrostem o 4,7% rdr. We wcześniejszych dwóch miesiącach zdrożały one odpowiednio o 2,6% i 3,6% rdr. – W przypadku herbaty obserwujemy zmianę w konsumpcji. Kupujemy produkty lepszej jakości i o nowych smakach. Wpływać to może na wzrost cen w sklepach. A dodatkowo rosną koszty produkcji, w tym transportu i przechowywania oraz płac. Jeśli chodzi o alkohole, to zaplanowane do 2027 roku podwyżki akcyzy będą podbijały ceny. W przyszłym roku do czynników cenotwórczych dojdzie jeszcze wzrost kaucji płaconych za butelki i puszki – uprzedza prof. nadzw. dr hab. Sławomir Jankiewicz.

Piąte od końca w rankingu podwyżek są wędliny, które zdrożały o 4,6% rdr. Miesiąc wcześniej poszły w górę rdr. o 1,2%, a w kwietniu – o 0,7%. Dla porównania, ceny mięsa ostatnio podskoczyły najmniej w całym zestawieniu, bo o 0,9% rdr. W maju odnotowały wzrost rdr. o 1,9%, a w kwietniu – o 0,2%. – Wędliny drożeją mocniej niż mięso ze względu na wyższe koszty produkcji. Dla obu kategorii znaczenie ma dostępność i cena surowca. Postulowane obecnie zmiany przepisów UE dot. hodowli zwierząt mogą spowodować, że wędliny i mięso podrożeją w sklepach nawet o ponad 20% – ostrzega prof. Jankiewicz.

Wśród nieznacznie drożejących rdr. kategorii są też owoce ze wzrostem o 1,8% rdr. Poprzednio ich ceny podniosły się rdr. o 2,2%, a dwa miesiące wcześniej – o 5,1. – Niższy wzrost cen owoców w porównaniu z poprzednimi miesiącami wynika przede wszystkim z faktu, iż braki na krajowym rynku są zaspokajane importem z zagranicy. Sytuacja ta powinna utrzymywać się w dalszym ciągu – objaśnia dr Fiks.

Jeszcze mniejszą podwyżkę odnotowały ostatnio art. dla dzieci, tj. o 1,5% rdr. W maju zdrożały rdr. o 4,2%, a w kwietniu – o 5,5%. Z kolei nabiał zdrożał w czerwcu o 1,1% rdr. Poprzednio poszedł w górę o 1% rdr. Dwa miesiące wcześniej potaniał o 3,8% rdr. – Niestety w najbliższym czasie ceny nabiału mogą mocniej pójść w górę ze względu na wzrost cen energii elektrycznej, która generuje duże koszty przy produkcji tego typu wyrobów. Jak duży będzie to wzrost, przekonamy się już wkrótce – podsumowuje dr Artur Fiks.

Opis metody badawczej

Dane pochodzą z cyklicznego raportu pt. „INDEKS CEN W SKLEPACH DETALICZNYCH” (powstającego co miesiąc od blisko 7 lat), autorstwa UCE RESEARCH i Uniwersytetu WSB Merito (dawniej Wyższych Szkół Bankowych). Analiza pokazuje średnią wartość cenową, notowaną miesiąc do miesiąca i rok do roku. W najnowszej odsłonie porównano wyniki z czerwca 2024 r. i analogicznego okresu z 2023 r. Dotyczyło to 17 kategorii i ponad 100 najczęściej wybieranych przez konsumentów produktów codziennego użytku. Łącznie zestawiono ze sobą przeszło 71,4 tys. cen detalicznych z ponad 32,2 tys. sklepów należących do 59 sieci handlowych. Badaniem objęto wszystkie na rynku dyskonty, hipermarkety, supermarkety, sieci convenience oraz cash&carry docierające ze swoją ofertą do większości konsumentów w Polsce.

Uwaga! Autorzy badania zastrzegają, że powyższa analiza nie może być traktowana jako pomiar wzrostu lub spadku ogólnego poziomu inflacji.

Źródło: UCE GROUP LTD.

 

Nie tylko ekonomia przeraża Polaków

obawy-polakow
Nie tylko ekonomia przeraża Polaków. Jak wynika z raportu pt. „Bieżące lęki i obawy Polaków”, obecnie najczęściej boimy się chorób najbliższych, anomalii pogodowych, a także własnej choroby i utraty zdrowia. Tuż za podium znajduje się strach przed inflacją i utratą wartości pieniądza. Rok temu tego typu kwestia była na pierwszym miejscu, a pół roku temu – na trzeciej pozycji. Widać zatem, że obawy ekonomiczne spadają sukcesywnie na dalsze pozycje, ale wciąż są ważnym elementem naszego życia. Do tego Polacy wyraźnie boją się napływu imigrantów, wzrostu cen żywności i innych towarów w sklepach, jak również obniżenia jakości życia. Jedynie 0,6% respondentów niczego się nie obawia. Natomiast 93,9% Polaków czegoś się lęka. Pół roku temu dotyczyło to 93,5%.

Na liście 37 lęków i obaw, przedstawionej w ramach cyklicznie realizowanego sondażu, 43,3% badanych wskazało choroby najbliższych. Tak wynika z najnowszego raportu pt. „Bieżące lęki i obawy Polaków”. Pół roku wcześniej tę opcję podało 48,9% ankietowanych. Widać zatem lekki spadek, ale ww. scenariusz to wciąż numer jeden w całym zestawieniu. Ekspertów nie dziwią takie wyniki, ponieważ zdrowie to dla Polaków absolutny priorytet.

– Obawy o zdrowie bliskich są stałą częścią życia, niezależnie od sytuacji wokół nas. Jednak te lęki nasiliły się w czasie pandemii – mówi prof. Gavin Rae z Katedry Nauk Społecznych Akademii Leona Koźmińskiego. – Polska wydaje tylko około 6% PKB na zdrowie, co jest jednym z najniższych wskaźników w Europie, co de facto oznacza, że system opieki zdrowotnej często nie jest w stanie zagwarantować szybkiego i skutecznego leczenia – dodaje ekspert.

Natomiast dr Piotr Pieńkowski z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Wrocławskiego prognozuje, że w starzejącym się społeczeństwie będzie coraz więcej obaw o zdrowie. Co więcej, młode osoby również coraz częściej dają temu uwagę. – Choroba najbliższych, poza problemem samym w sobie, oznacza także wydatki i konieczność opieki, co systemowo oddziałuje na rodzinę. Dlatego również przed pandemią budziła widoczny lęk w społeczeństwie – zapewnia dr Pieńkowski.

Dr hab. Małgorzata Stochmal zwraca uwagę na to, że strach i obawa to nie tylko subiektywne doświadczenia, silnie zakorzenione w psychice ludzkiej, ale również w szerszym kontekście społecznym i kulturowym. Mierząc się z różnymi widmami strachu, każdy człowiek korzysta z własnego kapitału społecznego, jak i osób oferujących mu wsparcie i pomoc. Ta perspektywa pomaga lepiej zrozumieć, w jaki sposób indywidualne lęki są przezwyciężane w relacjach społecznych, czyli wespół z innymi. Im źródła wspomnianego kapitału wynikającego z relacji społecznych są głębsze, tym lepsza możliwość radzenia sobie z obawami poprzez wsparcie społeczne, wspólne strategie radzenia sobie z problemami oraz dzielenie się doświadczeniami i wiedzą.

– To jest główna uwaga, mogąca różnicować nasze skłonności do postrzegania tego, co uznajemy za realny bądź iluzoryczny strach. Utrzymywanie i pielęgnowanie relacji z innymi powinno być naszą podstawową troską, służącą ograniczaniu negatywnych konsekwencji, wynikających z wielości doświadczanych widm strachu – komentuje ekspertka z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Wrocławskiego.

Na drugim miejscu w zestawieniu znalazły się obawy o anomalie pogodowe, takie jak upały, gradobicia, ulewy czy powodzie – 41,7%. Tutaj warto wskazać, że pod koniec ubiegłego roku niepokojące warunki atmosferyczne były rozumiane jako silne mrozy, śnieżyce, huragany i powodzie. I znajdowały się poza czołową piątką z wynikiem 28,7%.

– Wzrost obaw może wynikać z bezpośrednich doświadczeń respondentów, związanych z ekstremalnymi zjawiskami pogodowymi, takimi jak upały, powodzie czy gradobicia, które mogły mieć miejsce w okresie poprzedzającym badanie. Nie jest zaskakujące, że takie lęki wzrosły latem, kiedy to anomalie pogodowe są bardziej powszechne i dotkliwe – stwierdza psycholog Michał Murgrabia, jeden ze współautorów raportu.

Do tego Michał Pajdak z platformy ePsycholodzy.pl zauważa, że ludzie boją się anomalii pogodowych, ponieważ nie mogą ich kontrolować. Dlatego wywołują one silny lęk. Ekstremalne zjawiska atmosferyczne mogą stanowić bezpośrednie zagrożenie dla życia i zdrowia ludzi, a także dla plonów i dobytku.

– Wskazane warunki pogodowe mogą zakłócić codzienne życie, uniemożliwiając pracę, naukę, transport czy dostęp do podstawowych usług i zasobów. Tego typu zakłócenia wywołują stres i niepokój. Media często relacjonują takie zjawiska pogodowe w dramatyczny sposób, co tylko może potęgować strach i poczucie zagrożenia. Lęk przed anomaliami pogodowymi będzie się powiększał w przyszłości w miarę zmian klimatu – przewiduje Michał Pajdak.

Na kolejnych miejscach w tym zestawieniu widzimy takie odpowiedzi, jak choroba i strata własnego zdrowia – 40,4% (pół roku wcześniej – 38,8%), a także – inflacja i utrata wartości pieniądza – 37,3% (poprzednio – 37,8%). Obawy o kwestie materialne nadal są znaczące, choć jej skala realnie spadła. Z kolei wojny, konfliktu zbrojnego na terenie Polski obawia się 35,8% badanych (w zeszłej edycji – 19,9%).

– Bezpieczeństwo ekonomiczne dotyczy w rzeczywistości kilkunastu procent zamożniejszej części społeczeństwa. Kolejne 30% podczas w miarę stabilnych cykli ekonomicznych nie odczuwało presji, ale w czasie kryzysu nie miało wystarczających zasobów finansowych. Zapomnieliśmy, że w warunkach gospodarki rynkowej tak jest i cykle koniunkturalne występują regularnie – wyjaśnia dr hab. Ryszard Cichocki z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, prof. UAM.

Ponadto prof. Gavin Rae podkreśla, że chociaż w ostatnich miesiącach tempo inflacji spadło, to nadal rośnie po gwałtownym wzroście w 2023 roku. Oznacza to, że Polacy nadal odczuwają skumulowane skutki gwałtownego skoku inflacji, który w efekcie zmniejszył ich siłę nabywczą i standard życia. Dlatego obawy o jej wskaźnik nadal są na wysokim poziomie.

– Sytuacja geopolityczna i społeczno-gospodarcza wciąż pozostaje niestabilna i nieprzewidywalna, co oznacza, że ludzie nie są pewni, czy inflacja ponownie zacznie gwałtownie rosnąć. Obawa przed tego typu wzrostem jest częściowo związana z trwającym konfliktem zbrojnym w Ukrainie i szerszymi konfliktami geopolitycznymi na świecie – tłumaczy prof. Rae.

Na dalszych pozycjach w zestawieniu najczęstszych lęków i obaw widać napływ imigrantów – 33,6% (pół roku wcześniej – 25,3%), śmierć najbliższych – 29,9% (22,9%), a także wzrost kosztów energii elektrycznej i ogrzewania – 29,2% (poprzednio 30%). Potem można zauważyć droższą żywność i inne towary w sklepach – 28,6% (30,9%), jak również obniżenie jakości życia – 25% (28,4%).

– Żyjemy w kulturze strachu, co oznacza, iż wiele lęków i obaw jest podsycanych przez środki komunikacji masowej. Mam tu na myśli fatalistyczne czy też przesadzone narracje na temat możliwych konsekwencji i zagrożeń. Pod wpływem lęku wszystko może wydawać się nam bardziej niebezpieczne, niż jest w rzeczywistości. Ochroną przed takimi narracjami jest wiedza – przekonuje dr Małgorzata Stochmal.

Dr Piotr Pieńkowski spostrzega, że zdecydowana większość respondentów czegoś się obawia, nawet jeżeli niekiedy nie wskazuje bezpośrednio swoich obaw. Dlatego wyniki badania są niepokojące, ale trudno tu mówić o zaskoczeniu. – Niemniej można sobie zadać pytanie, na ile realne jest nie obawiać się niczego. Można też zastanowić się, do jakiego stopnia właściwszą postawą jest budowanie społecznej odporności, adekwatnej odpowiedzi na ww. lęki – sugeruje ekspert z Instytut Socjologii Uniwersytetu Wrocławskiego.

Autorzy badania wskazują również, że temat napływu imigrantów elektryzuje część Polaków i wykazuje wyjątkową dynamikę. Rok temu obawiało się tego zjawiska 17% ankietowanych, a pół roku temu – 25%. Oznacza to, że ten temat jest coraz bardziej widoczny w debacie publicznej, a Polacy doświadczają go w praktyce. I nie chodzi tu tylko o imigrację wynikającą z wojny w Ukrainie.

– Wskazane obawy mogą być potęgowane przez narracje medialne oraz polityczne, które akcentują potencjalne zagrożenia związane z imigracją, a także przez rzeczywiste problemy integracji i adaptacji imigrantów w nowych miejscach. W wielu małych miejscowościach pojawiają się licznie imigranci zarobkowi z Azji. Z badania wynika, że maleje liczba obawiających się Polaków wraz z wielkością miejscowości – zwraca uwagę Michał Pajdak.

Do tego eksperci z platformy ePsycholodzy.pl zaznaczają, że ten temat wymaga natychmiastowej akcji edukacyjnej. Imigranci wnoszą do gospodarki nowe umiejętności, siłę roboczą i przedsiębiorczość. Mogą wspierać wzrost gospodarczy poprzez zwiększenie potencjału produkcyjnego i konsumpcji. Jednak trzeba to wyraźniej komunikować.

– Lęk przed napływem imigrantów nie powinien być wysoki, bo ich liczba w Polsce jest bardzo niewielka, mimo napływu osób z Ukrainy. To jest jedno z najbardziej niezwykłych zjawisk, bo przybyło do nas 2,5 miliona ludzi i w przeciwieństwie do krajów Europy Zachodniej nie stworzyliśmy żadnych obozów. Przyjezdni rozproszyli się i nie wywołują lęku – podsumowuje dr hab. Ryszard Cichocki z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, prof. UAM.


(MN, Lipiec 2024 r.)
© MondayNews Polska | Wszelkie prawa zastrzeżone / materiał prasowy

Branża HR-owa postuluje o ułatwienia dla migrantów z Azji i Ameryki Południowej

scott-graham-OQMZwNd3ThU-unsplash
Ukraińcom w wieku poborowym pozostał nieco ponad tydzień na dokonanie formalności określonych w ustawie mobilizacyjnej. Konieczność zaktualizowania swoich danych dotyczy również osób przebywających za granicą, w tym w Polsce. W ich przypadku pominięcie tego będzie skutkować ograniczonym dostępem do usług konsularnych. Według ekspertów od HR-u, to nie spowoduje gwałtownego odpływu Ukraińców z naszego rynku pracy. Jednak część przyjezdnych może poszukiwać rozwiązań niezgodnych z przepisami. Znawcy tematu dodają również, że rząd powinien priorytetowo wprowadzić ułatwienia dla migrantów zarobkowych z Azji i Ameryki Południowej. To najprostszy sposób na uzupełnienie luk kadrowych na wybranych stanowiskach.

Niewiele czasu

W przestrzeni publicznej pojawiają się informacje o możliwych masowych wyjazdach Ukraińców z Polski. Scenariusz ten ma związek z obowiązującą od 18 maja br. ukraińską ustawą mobilizacyjną. Zgodnie z nią, osoby zarejestrowane do służby wojskowej, w tym mężczyźni w wieku 18-60 lat, mają obowiązek zaktualizowania swoich danych. Czasu na dokonanie formalności pozostało niewiele. Termin upływa do 17 lipca. Jeśli ktoś, kto przebywa za granicą (np. w Polsce), nie zrobi tego, będzie mieć ograniczony dostęp do usług konsularnych.

– W ciągu 60 dni od daty wejścia w życie ustawy należy udostępnić w systemie elektronicznym określone informacje, w tym adres zamieszkania czy status pobytu. Obywatelom, którzy nie dopełnią tego obowiązku, nie zostaną przedłużone lub wydane dokumenty umożliwiające pobyt za granicą. W konsekwencji osoby, których paszporty mają krótki okres ważności, mogą stracić możliwość podróżowania oraz pracy po upływie ważności aktualnych dokumentów umożliwiających legalizację pracy i pobytu za granicą – podkreśla Maciej Pełka z Gi Group Poland.

Jak zaznacza Grzegorz Kuliś, ekspert BCC ds. rynku pracy i prezes zarządu grupy Weegree, z wielu źródeł wybrzmiewa, że niestety wojna w Ukrainie będzie trwać długo. Na pewno brakuje ludzi w armii ukraińskiej, więc tamtejsze władze chcą zmobilizować kolejnych poborowych, również przebywających poza granicami. Patrząc na dzisiejsze prawo, ograniczony dostęp do usług konsularnych będzie oznaczał konieczność opuszczenia Polski. Jeżeli jako państwo będziemy radykalnie postępować wobec takich ludzi, to oni zaczną przenosić się do mniej opresyjnych państw Europy Zachodniej.

– Według danych ZUS-u, na koniec marca 2024 roku zgłoszonych do ubezpieczenia było 762,2 tys. pracowników z Ukrainy. Ok. 52% w tej grupie stanowią mężczyźni. Większość pracuje w branży budowlanej, przemyśle, logistyce, rolnictwie, ale też w handlu. Najwięcej z nich zatrudnionych jest na stanowiskach fizycznych – informuje Wojciech Ratajczyk, wiceprezes Polskiego Forum HR i prezes agencji zatrudnienia Trenkwalder.

Z kolei Joanna Biederman z agencji pracy Randstad, podkreśla, że największe obawy mają przedsiębiorstwa, w których ze względu na profil działalności występuje przewaga mężczyzn w zespołach. Jest to związane z charakterem pracy czy systemem zmianowym. Zdaniem ekspertki, takie warunki niekoniecznie zachęcają do podjęcia zatrudnienia kobiety, które często mają pod swoją opieką dzieci lub osoby starsze. Przemysł lekki czy spożywczy nie wykazuje aż takiego zaniepokojenia.

Opcje dla Ukraińców

W opinii Macieja Pełki, można założyć, że gwałtowny odpływ obywateli Ukrainy nie jest realny. To perspektywa raczej długoterminowa. Część Ukraińców przybyła do nas przed wybuchem wojny i ich pobyt trwa nieprzerwanie od co najmniej pięciu lat. Oni będą mogli kontynuować pracę i starać się o przedłużenie lub wydanie dokumentów umożliwiających legalną pracę i pobyt w Polsce na podstawie np. kart rezydenta długoterminowego. Z kolei ci, którzy są w związkach małżeńskich z Polkami bądź mają polskie pochodzenie, mogą wnioskować o karty stałego pobytu, karty Polaka lub o polskie obywatelstwo. Z tych opcji nie będą mogli skorzystać mężczyźni, którzy przekroczyli granicę Polski po 24 lutego 2022 roku. I to może zmusić ich do poszukiwania rozwiązań niezgodnych z przepisami.

– Nie znamy dokładnych liczb, ale szacuje się, że odpływ może dotyczyć tysięcy osób. To, ilu mężczyzn wyjedzie z polskiego rynku pracy, będzie zależeć od różnych czynników, takich jak decyzje polityczne i administracyjne w Ukrainie czy zakres mobilizacji. Zauważamy jednak, że prace nad ustawą trwały na tyle długo, iż większość Ukraińców zdążyła zabezpieczyć sprawy administracyjne z wyprzedzeniem. Obecnie nie są nam znane żadne mechanizmy prawne, które mogłyby doprowadzić do przymusowego wydalenia pracowników z Polski. Oczekujemy więc, że nie nastąpi duży ani nagły odpływ pracowników, lecz będzie to raczej stopniowy proces – analizuje Joanna Biederman.

Jak stwierdza Wojciech Ratajczyk, firmy w Polsce już od kilkunastu miesięcy systematycznie tracą pracowników z Ukrainy. Oni decydują się na wyjazd do innych krajów UE, oferujących wyższe wynagrodzenia niż u nas. Ustawa mobilizacyjna to tylko kolejny czynnik, który może zwiększać skalę wyjazdów. Ekspert nie przewiduje jednak, aby spowodowała nagły, duży lub drastyczny odpływ pracowników.

– Kraje Europy Zachodniej również borykają się z problemami podażowymi na rynku pracy. One są doświadczone migracją z Afryki Północnej. Zasób ukraiński byłby tam przyjęty z dużym zadowoleniem, co wynika z informacji od naszych klientów z Belgii, Holandii czy Francji. Myślę, że im byłoby na rękę, żeby Ukraińcy pojechali na zachód kontynentu. Zróżnicowane podejście poszczególnych państw do egzekwowania ustawy może mieć ogromny wpływ na to, co się u nas wydarzy – komentuje Grzegorz Kuliś.

Temat dla rządu

Maciej Pełka nie wyklucza scenariusza, w którym Ukraińcy w wieku poborowym staną przed wyborem – albo powrót do kraju i tym samym udział w wojnie, albo pozostanie w bezpiecznych dla siebie i rodziny warunkach za granicą. Zdaniem eksperta, można założyć, że większość z nich nie wróci do Ukrainy i będzie poszukiwać pracy w szarej strefie. Mogą też uciekać się do rozwiązań pozwalających na uniknięcie służby wojskowej, np. pozyskiwania zwolnień lekarskich lub zaświadczeń potwierdzających brak możliwości pełnienia służby wojskowej.

– Odpływ Ukraińców nie jest czynnikiem mającym wpływ na koszty pracy. Pracownicy z Ukrainy już od kilku lat nie są tzw. tanią siłą roboczą. Ich oczekiwania finansowe oraz zarobki są takie same, jak zarobki Polaków na analogicznych stanowiskach – przekonuje wiceprezes Polskiego Forum HR.

Znawcy tematu podkreślają, że wciąż nieuregulowana jest polityka związana z migracją zarobkową i ułatwieniami dla obywateli z krajów Azji czy Ameryki Południowej. Pozyskanie pracowników z tamtejszych państw to wielomiesięczny proces, nie zawsze zakończony sukcesem. Według Wojciecha Ratajczyka, ustawa mobilizacyjna to kolejny sygnał dla polskiego rządu, by wreszcie wsłuchać się w postulaty pracodawców. W opinii eksperta, wprowadzenie ułatwień dla migrantów zarobkowych z Azji i Ameryki Południowej powinno być priorytetem obecnego rządu. Jest to najprostszy sposób na uzupełnienie luk kadrowych w polskich firmach na stanowiskach fizycznych, niewykwalifikowanych.

– Przede wszystkim trzeba przyspieszyć procedury legalizacji pobytu i pracy dla kandydatów z Azji czy Ameryki Łacińskiej. Jednak musimy pamiętać o tym, że oni nie będą w stanie zastąpić jeden do jednego Ukraińców. Nie mówię tego w kontekście ilościowym, bo np. w Indiach są wolumeny ludzkie, które wielokrotnie przekraczają potrzeby naszego rynku pracy. Myślę o różnicach kulturowych i związanych z etosem pracy, co będzie dużym wyzwaniem dla pracodawców. Jeżeli będziemy musieli skorzystać z pracowników z odległych nam krajów, to szybko zatęsknimy za Ukraińcami czy Białorusinami – podsumowuje ekspert BCC ds. rynku pracy.

Źródło: MondayNews Polska Sp. z o.o.

Widoczny nowy trend na rynku po spadku inflacji

helloquence-61189-unsplash
Obecnie 43,6% konsumentów robi duże lub rodzinne zakupy według wcześniej przygotowanej listy konkretnych artykułów. Wśród nich 32,7% korzysta w tym celu z kartki papieru, a 67,3% – ze smartfonu. Rok temu ww. deklaracje dotyczyły odpowiednio 58,2%, 37,5% i 62,5% ankietowanych. Aktualnie w ogóle nie robi w ten sposób zakupów 52,7% klientów sklepów. Poprzednio tak twierdziło 40,7% badanych. Teraz 3,7% respondentów nie pamięta, czy korzysta z ww. wsparcia. Wcześniej był to wynik 1,1%. Autorzy raportu zaznaczają, że na powyższe kwestie spory wpływ ma spadająca inflacja. Jednak w związku z ponownym wzrostem cen w sklepach, przewidują, że odsetek użytkowników list zakupowych niebawem może znowu lekko się podnieść, ale na pewno nie do takich wartości jak rok temu. Uważają też, że przybędzie osób, które będą tego typu listy robić w smartfonie.

Z najnowszego badania UCE RESEARCH i Grupy Offerista wynika, że 43,6% aktywnych konsumentów, wybierając się na duże lub rodzinne zakupy, przygotowuje listę konkretnych artykułów, które potem wkłada do koszyka. Notatki powstają na kartce papieru lub w smartfonie. Rok temu ww. praktykę deklarowało 58,2% ankietowanych.

Spadek rdr. o 14,6 p.p. nie jest dla mnie zaskoczeniem. Przed rokiem byliśmy jeszcze w szponach wysokiej inflacji, więc konsumenci z większą uwagą podchodzili do zakupów, żeby w sklepach nie zostawiać więcej pieniędzy, niż było trzeba. Nastroje konsumenckie poprawiły się, stąd też Polacy trochę ograniczyli tego typu aktywność. Moim zdaniem, cały czas trzeba przypominać im o tym, że lista sprawunków jest dobra nie tylko w czasie wysokiej inflacji. Ogranicza bowiem niepotrzebne, często spontaniczne, wydatki – komentuje Robert Biegaj, współautor badania i ekspert rynku retailowego z Grupy Offerista.

Autorzy badania z UCE RESEARCH uważają, że wkrótce sytuacja może się odwrócić, bo ceny w sklepach znowu sukcesywnie idą w górę. – Jednak nie przewidujemy, aby konsumenci doszli do ubiegłorocznego wzrostu robienia tego typu list. Wówczas wynik plasował się na poziomie blisko 60% – podkreślają analitycy.

Sondaż również wykazał, że obecnie 32,7% konsumentów korzystających z list zakupowych tworzy je na kartkach papieru. Rok temu dotyczyło to 37,5% ankietowanych. Z kolei 67,3% badanych używa w ww. celu smartfonu, w tym specjalnych aplikacji. Poprzednio tak twierdziło 62,5% respondentów kupujących według założonego planu.

Według moich obserwacji, z tradycyjnej metody obecnie głównie korzystają seniorzy. Robią to z przyzwyczajenia. Jednak kartka papieru odchodzi do lamusa. I to wyraźnie pokazuje badanie. Można też zaobserwować mocny trend wchodzenia list zakupowych do smartfonów. Konsumenci robią sobie w nich notatki, a wielu nawet korzysta ze specjalnych aplikacji. Odsetek tych osób będzie z roku na rok się powiększał. Sądzę, że w przyszłym roku zwyżka wyniesie co najmniej kilka proc. Tego trendu nie da się odwrócić. Ekologiczniej jest korzystać z urządzeń. I trudniej o nich zapomnieć niż o kawałku papieru – dodaje Robert Biegaj.

Powyższych czynności w ogóle nie wykonuje w sumie 52,7% konsumentów. Rok temu tak twierdziło 40,7% ankietowanych. Obecnie 3,7% badanych nie pamięta, czy korzysta z listy zakupowej. Poprzednio dotyczyło to 1,1%.

W mojej ocenie, konsumenci niekorzystający z list zakupowych w dużej większości bazują na swojej pamięci. Często też ulegają impulsowi zakupowemu. Idą do sklepu i niby wiedzą, co chcą dokładnie kupić, ale finalnie do koszyków wkładają towary, o których niekoniecznie wcześniej myśleli. Z innych naszych badań wynika, że w ten sposób można zakupić nawet o 10-20% więcej towarów, niż zaplanowano przed wyjściem do sklepu. Dlatego warto robić listę większych zakupów – podsumowuje ekspert z Grupy Offerista.

Źródło: UCE GROUP LTD. Sp. z o.o. 

GUS: Wskaźniki cen lokali mieszkalnych w pierwszym kwartale 2024 roku

okularyGłówny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował raport pt. „Wskaźniki cen lokali mieszkalnych w 1 kwartale 2024 roku”.

Jak informuje GUS, w pierwszym kwartale 2024 r. ceny lokali mieszkalnych w Polsce wzrosły w stosunku do 4 kwartału 2023 r. o 4,3%. Na rynku pierwotnym wzrost ten wyniósł 4,7%. Z kolei na rynku wtórnym – 4,0%. W porównaniu z analogicznym okresem 2023 r. ceny lokali mieszkalnych wzrosły o 18,0% (w tym na rynku pierwotnym o 19,6%, a na rynku wtórnym o 16,4%). – podsumowuje Główny Urząd Statystyczny.

Źródło: GUS.

Polacy zbyt rzadko czytają w całości umowy kredytowe

srodki-umowa
43,1% Polaków zaciągających kredyty w instytucjach finansowych dokładnie czyta całą umowę przed jej zawarciem. 19,7% przyznaje, że robi to dość pobieżnie. Łącznie 18,6% badanych daje jeszcze dokument do przeczytania znajomemu lub prawnikowi. Za to aż 17,3% ankietowanych w ogóle nie zapoznaje się z treścią swojego zobowiązania. Tak wynika z najnowszego badania opinii publicznej. Zdaniem ekspertów, świadomość ekonomiczna Polaków rośnie i tego typu trend, jak złożenie podpisu bez czytania umowy, będzie maleć. Inną kwestią jest to, że sporo Polaków ma duże zaufanie do banków. Do tego autorzy badania wskazują, że sektor bankowy zapewne widział jakiś problem, ponieważ od jakiegoś czasu sam zaczął inicjować działania, żeby umowy były prostsze. Nie jest to łatwy proces, ale zachodzi on. Natomiast trudniej jest z parabankami.

Z najnowszego badania wynika, że 17,3% Polaków zaciągających kredyty w instytucjach finansowych (bankach i parabankach) podpisuje umowy praktycznie bez żadnego czytania. Te osoby właściwie zupełnie nie sprawdzają treści dokumentu. Akceptują to, co dostają do podpisu od pracowników instytucji finansowych. Tak wykazało badanie UCE RESEARCH.

Złożenie podpisu bez przeczytania może oznaczać, że dana osoba darzy bank ufnością, bo przecież powszechnie mówi się, że jest to instytucja zaufania publicznego. Może być też tak, że konsument nie widzi sensu zapoznawania się z treścią umowy, myśląc, że i tak nie ma szansy niczego zmienić. Ewentualnie zakłada, że może nie spłacić zadłużenia – komentuje wyniki dr Andrzej Pietrasz, wykładowca z Zakładu Dydaktycznego Finansów i Rachunkowości Uniwersytetu WSB Merito.

Ekspert podkreśla też, że takie postawy są niestety coraz częściej spotykane wśród przedstawicieli generacji Z, czyli osób urodzonych po 1995 roku. Szukają oni rozwiązań w ustawie o kredycie konsumenckim.

Rośnie popularność tzw. sankcji kredytu darmowego, czyli udowadniania, że bank nie grał fair. W ten sposób konsumenci próbują, coraz mniej skutecznie, uchylać się od spłat, przynajmniej odsetek. Oczywiście jest to dość niebezpiecznym zjawiskiem – alarmuje dr Pietrasz.

Z badania wiadomo również, że 19,7% ankietowanych czyta dokumenty kredytowe dość pobieżnie, analizując tylko wybrane fragmenty lub wątki. Zdaniem Szymona Goski, eksperta rynku kredytowego w Polsce z Kancelarii SubiGo, jest to niepokojącym wynikiem. Takie działanie może prowadzić do nieprzyjemnych niespodzianek, gdy nieznane szczegóły umowy wpłyną na zdolność do spłaty kredytu.

Ten wynik świadczy o pewnym poziomie zaufania do instytucji finansowych lub o braku świadomości ryzyka. Dobrze byłoby, aby więcej osób podchodziło do tego bardziej skrupulatnie. Taka sytuacja wskazuje na konieczność dalszej edukacji konsumentów w zakresie czytania i rozumienia umów kredytowych. Dzięki temu można by zwiększyć liczbę osób, które dokładnie analizują swoje zobowiązania finansowe – ocenia Szymon Goska.

Jak stwierdza dr Mariusz Bołoz, wykładowca w Wyższej Szkole Zarządzania i Bankowości w Krakowie, przyczyn zniechęcających kredytobiorców do czytania całej umowy może być wiele. Wśród nich może być stres i trudność skupienia uwagi przy podpisywaniu, mała kwota kredytu czy też duże zaufanie do banku. Najważniejszy powód może jednak dotyczyć samego dokumentu, przede wszystkim jego długości oraz skomplikowanego języka. W wielu przypadkach, nawet przy dobrych chęciach, kredytobiorca nie jest w stanie zrozumieć całej treści podpisywanej umowy, co zniechęca go do jej czytania.

Osoby zaciągające zobowiązanie finansowe podlegają regule autorytetu. Dla nich pracownicy banków mają nie tylko odpowiednie kompetencje, ale też odpowiednią postawę względem klienta. Jednak głośne wydarzenia z ostatnich lat, w których Polacy tracili duże środki pieniężne z powodu działań tzw. parabanków i tym podobnych podmiotów, powinny uświadamiać rodaków, że niedoczytanie umowy nie zwalnia klienta z odpowiedzialności za zaciągnięte zobowiązanie finansowe – podkreśla dr Michał Pienias z Uczelni Łazarskiego.

Z kolei ekspert z Kancelarii SubiGo zaznacza, że chociaż prawo konsumenckie w Polsce oferuje pewną ochronę, nie zwalnia to konsumentów z obowiązku dokładnego zapoznania się z dokumentami przed ich podpisaniem. Rezygnacja z tego może wynikać z presji czasu, braku zrozumienia skomplikowanego języka prawniczego lub po prostu zaufania do doradców kredytowych.

Zmiany prawa w Polsce zwiększające poziom ochrony klientów na rynku kredytów konsumpcyjnych, jak choćby ustawa o kredycie konsumenckim, a także hipotecznych, w tym ustawa o kredycie hipotecznym, obowiązują od wielu lat. Zdążyły już przebić się do świadomości wielu kredytobiorców, przez co nie czują oni potrzeby dodatkowej weryfikacji umowy kredytowej – dodaje dr Mariusz Bołoz.

Sondaż wykazał również, że dokładnie czyta tego typu umowy 43,1% kredytobiorców. Jak ocenia dr Bołoz, to raczej mały odsetek, ale większy, niż wskazywały wyniki podobnych badań w poprzednich latach. W opinii eksperta z Wyższej Szkoły Zarządzania i Bankowości w Krakowie, świadczy on o pozytywnym trendzie.

Jeżeli badani odpowiedzieli szczerze, to analizowany wynik można uznać za niezły. Kredytobiorcy poznają treść umowy, ale czy czytają ze zrozumieniem? Czy jej zapisy są tak samo interpretowane przez obie strony? To już zupełnie inna kwestia – zwraca uwagę ekspert z Uniwersytetu WSB Merito.

Według raportu, 8,2% kredytobiorców oprócz tego, że czyta umowy kredytowe w całości, to i tak daje je jeszcze do przeczytania komuś zaufanemu. – Możemy domniemywać, że zaufane osoby, do których zwracają się kredytobiorcy, mają większą od nich wiedzę ekonomiczną. Mogą być to też prawnicy, w tym członkowie rodziny – mówi dr Michał Pienias.

Natomiast 10,4% respondentów zapoznaje się z treścią umowy kredytowej i daje ją jeszcze do analizy prawnikowi.

Zlecenie sprawdzenia umowy kredytowej rozważa się tylko w przypadku części kredytów, wieloletnich, na duże kwoty, np. mieszkaniowych. Raczej nie zdarza się, aby osoba zaciągająca zobowiązanie na kilka lub kilkanaście tysięcy złotych zastanawiała się nad zweryfikowaniem umowy przez profesjonalistę. Analiza prawna umowy jest usługą płatną – mówi dr Mariusz Bołoz z Wyższej Szkoły Zarządzania i Bankowości w Krakowie.

Do tego autorzy badania, podsumowując, dostrzegają, że sektor bankowy zapewne widział problem z czytaniem umów przez konsumentów, ponieważ od jakiegoś czasu sam zaczął inicjować działania, żeby tego typu dokumenty były prostsze i łatwiejsze w odbiorze. To oczywiście finalnie będzie na plus dla klientów. Natomiast trudniej jest z parabankami.

(MN, Lipiec 2024 r.)
© MondayNews Polska | Wszelkie prawa zastrzeżone.

Firma Grenevia otrzyma 21 mln zł dofinansowania z UE na rozwój kompetencji w energetyce wiatrowej

Grenevia_FAMUR_Total Wind
Firma Grenevia otrzyma 21 mln zł dofinansowania z UE na rozwój kompetencji w energetyce wiatrowej.

Grenevia SA dostanie niemal 21 mln zł unijnego dofinansowania na rozwój technologii i usług dla energetyki wiatrowej. Projekt, którego całkowita wartość to ok. 68 mln zł, wpisuje się w plany budowy polskiego wiatraka, czyli uruchomienia produkcji turbin wiatrowych, wykorzystując krajowe zasoby.

– Przyznane dofinansowanie to wiatr w żagle naszej biznesowej transformacji, w szczególności będącego częścią Grenevii segmentu FAMUR, który sprawnie wykorzystuje swoje kompetencje i możliwości produkcyjne, by wzmacniać pozycję w obszarze OZE. Co równie ważne, realizacja całej inwestycji w bezpośredni sposób wpisuje się w Strategię Zrównoważonego Rozwoju Grupy Grenevia – mówi prezes Grenevia SA Beata Zawiszowska.

Projekt jest również zgodny ze strategiami w zakresie ochrony środowiska i transformacji gospodarki, które są podstawą Europejskiego Zielonego Ładu, w tym zwłaszcza Strategią Rozwoju Województwa Śląskiego „ŚLĄSKIE 2030” – Zielone Śląskie oraz Terytorialnym Planem Sprawiedliwej Transformacji Województwa Śląskiego 2030.

– To ważny moment. Dzięki dofinansowaniu z UE Grenevia, w ramach segmentu FAMUR, będzie mogła zrealizować ambitny projekt, który wzmacnia budowę polskiego, a tym samym europejskiego potencjału w zakresie energetyki wiatrowej, ale ma też drugi wymiar – będzie wspierał zatrudnienie w regionie mocno odczuwającym zmiany wywołane transformacją energetyczną – komentuje z kolei prezes Famuru Mirosław Bendzera.

Szacuje się, że projekt pozwoli na przekwalifikowanie i utrzymanie lub utworzenie nowych miejsc pracy dla łącznie 100 osób.

Źródło: Grupa Grenevia.

Szybki szacunek wskaźnika cen towarów i usług konsumpcyjnych w czerwcu 2024 roku wg GUS

g-crescoli-365895-unsplash
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował nowy raport.

Nowy raport nowi nazwę „Szybki szacunek wskaźnika cen towarów i usług konsumpcyjnych w czerwcu 2024 roku”. Jak informuje GUS, ceny towarów i usług konsumpcyjnych według szybkiego szacunku w czerwcu 2024 r. w porównaniu z analogicznym miesiącem ub. roku wzrosły o 2,6% (wskaźnik cen 102,6). Natomiast w stosunku do poprzedniego miesiąca wzrosły o 0,1% (wskaźnik cen 100,1).
Informacja została opublikowana na oficjalnej stronie internetowej Głównego Urzędu Statystycznego.

Źródło: GUS.