26 maja bieżącego roku weszła w życie nowelizacja ustawy o ochronie gruntów rolnych i leśnych. Zmiany w regulacjach mają duży wpływ na osoby i podmioty pomnażające swój kapitał poprzez odsprzedaż przekształconego gruntu rolnego. Na starych zasadach status działki z rolnej na budowlaną można będzie zmienić tylko w przypadku ziemi o klasie bonitacyjnej od IV do VI. W przypadku wszystkich gruntów klas I-III wymagane jest uchwalenie miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego oraz zgoda ministra właściwego do spraw rozwoju wsi.
Nowelizacja ustawy wnosi zmiany do zyskującej na popularności praktyki inwestowania w grunty rolne. Do tej pory modyfikacja przeznaczenia gruntów o klasach I-III o powierzchni większej niż pół hektara, wymagała uchwalenia lub zmiany przez gminę planu miejscowego, po uprzednio uzyskanej zgodzie Ministerstwa Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej. Zgodnie z nowymi zasadami, pozwolenie wymagane jest niezależnie od tego, jaką powierzchnię posiadają grunty.
Wprowadzenie nowelizacji w życie postawi podmioty oferujące możliwość inwestowania w grunty rolne przed trudnym zadaniem. Wynika to z faktu, że bardzo trudno jest znaleźć ziemię kwalifikującą się do którejś z niższych klas, spełniającą jednocześnie najistotniejsze kryteria, niezbędne w kontekście powodzenia tego typu inwestycji. Aby grunt mógł przynieść atrakcyjny zysk z inwestycji, powinien charakteryzować się przede wszystkim dobrą lokalizacją, poza tym właśnie brakiem miejscowego planu zagospodarowania, możliwością podłączenia mediów, a także dostępem do lokalnej drogi – informuje Monika Raczkowska, Managing Director Briland. Z drugiej strony, nowelizacja jest dla nas ogromną szansą, ponieważ jako podmiot zorientowany stricte na tego typu inwestycje, w ramach programu Briland z wyprzedzeniem zbudowaliśmy swój portfel gruntów, którego 90% to właśnie ziemia klasy IV i niższej – konkluduje Monika Raczkowska.
Tag Archives: kredyt
Kredyty hipoteczne w euro – tylko dla zamożnych
Większość banków wycofała ze swoich ofert kredyty w obcych walutach, ale część nadal je oferuje. Z ich dostępnością jest jednak różnie, bo najczęściej trzeba dużo zarabiać i posiadać wkład własny – informuje Open Finance. Co dwudziesty udzielony w czwartym kwartale 2012 r. kredyt hipoteczny był rozliczany w walucie innej niż złoty, przy czym udział walut obcych innych niż euro był minimalny. Aktualnie kredyty walutowe znaleźć można w placówkach 10 banków, przy czym trzy z nich (Alior, BOŚ, Pekao) oferują je tylko klientom zarabiającym w walucie kredytu. Tak zresztą ma być docelowo we wszystkich bankach, gdy w życie wejdzie zapowiadana przez Komisję Nadzoru Finansowego nowelizacja rekomendacji S (na razie jeszcze nie wiadomo, kiedy to się stanie).
W wielu bankach postawiono zaporę w postaci minimalnego dochodu (zwykle wyrażonego kwotą netto) wymaganego w ogóle do złożenia wniosku o kredyt walutowy. Dodatkowym ograniczeniem dostępności jest wymaganie wkładu własnego. Marże dla kredytów w euro zaczynają się od 3 pkt proc., w większości banków obowiązuje zasada, że im niższy wkład własny, tym marża wyższa, w niektórych przypadkach dla kredytów z minimalnym wkładem własnym marże przekraczają 6 pkt proc. Tak wysokie ceny kredytu sprawiają, że zaciąganie kredytów walutowych jest w tej chwili w większości przypadków nieopłacalne, i to mimo rekordowo niskich stawek EURIBOR (3-mies. wskaźnik wynosi 0,21 proc.). Rata przykładowego kredytu na kwotę 300 tys. zł zaciągniętego w euro na 30 lat z marżą 4 pkt proc. wynosi 1575 zł, a rata kredytu złotowego 1621 zł (marża 1,7 pkt proc.), czyli o 3 proc. więcej. A należy pamiętać, że kredyt walutowy wiąże się z poważnym ryzykiem w postaci wahań kursu. Wystarczyłoby, aby kurs euro wzrósł do 4,50 (średnia z fixingu NBP to aktualnie 4,12) i rata takiego kredytu w euro automatycznie wzrosłaby o 150 zł. Wszystko wskazuje na to, że zamysł KNF, by kredyty walutowe były dostępne tylko dla osób zarabiających w danej walucie, jest bardzo bliski realizacji. W obecnych warunkach zadłużanie się w euro stało się po prostu nieopłacalne.
KNF: LtV dla nieruchomości komercyjnych na poziomie 75-80%
Komisja Nadzoru Finansowego wydała Rekomendację „S”, która zakłada m.in. obniżenie wskaźnika LtV (z ang. loan to value – stosunek wartości kredytu do wartości zabezpieczenia tego kredytu)do poziomu 80 lub 90 proc. dla kredytów mieszkaniowych oraz poziomy 75 proc. lub 80 proc. dla kredytów zabezpieczonych na nieruchomościach komercyjnych. Komisja chce, by większość zapisów nowego dokumentu weszła w życie od 1 stycznia nowego roku. Nowa rekomendacja dotyczy dobrych praktyk banków w zakresie zarządzania ekspozycjami kredytowymi zabezpieczonymi hipotecznie. Urząd składa również propozycję obniżenia maksymalnego okresu kredytowania klientów detalicznych do 25 lat. W komunikacie dodano, że przy ustalaniu długości okresu kredytowania klienta detalicznego, bank powinien uwzględnić zdolność kredytobiorcy do kreowania dochodów w całym okresie trwania umowy, zwracając szczególną uwagę na okres, w którym należy oczekiwać osiągnięcia przez kredytobiorcę wieku emerytalnego. Komisja chce również by dalszemu ograniczeniu uległo kredytowanie hipoteczne w walutach obcych
KNF w rekomendacji zapowiada również wprowadzenie zasady proporcjonalności w odniesieniu do banków spółdzielczych zobowiązanych do działania w zrzeszeniu.
Komisja oczekuje, że większość zapisów rekomendacji zostanie wprowadzonych nie później niż do dnia 1 stycznia 2014 r. Część zaleceń ma wejść w życie od 6 miesięcy później.
Publiczne kontrakty szansą na przetrwanie firm budowlanych
Przeszło dziewięć na dziesięć firm budowlanych walczy o publiczne kontrakty. Jedna trzecia firm jest skłonna zaaprobować kontrakt z zerową lub nawet ujemną marżą – wynika z badań KPMG, CEEC Research i Norstat. Dyrektorzy zarządzający i prezesi 100 firm budowlanych różnej wielkości oceniają, że uczestnictwo w przetargach publicznych jest obecnie najbardziej skutecznym sposobem pozyskiwania nowych kontraktów. Efektywność tej metody przedsiębiorcy ocenili w ostatnim badaniu na 7,4 w skali 10-punktowej. Za najmniej skuteczny sposób pozyskiwania kontraktów uznawane są bezpośrednie zapytania od klientów (4,9 pkt). Jednym z powodów zwiększonego zainteresowania przetargami publicznymi jest ich coraz większa przejrzystość. Najnowsze badania wskazują na to, że aż 85 proc. firm budowlanych nie spotkała się ze zjawiskiem korupcji podczas pozyskiwania nowego kontraktu. Niestety, w związku z małą liczbą potencjalnych kontraktów dostępnych na rynku co trzecia firma, aby przetrwać obecny kryzys, jest skłonna zaakceptować podwyższone ryzyko, przyjmując nowe umowy przy zerowej lub nawet ujemnej marży. Odsetek firm, które przyznają, że zdarzyło się im naruszyć swoją politykę zarządzania ryzykiem, aby zyskać nowe umowy, osiągnął 58 proc. Dodajmy, że aż ośmiu na dziesięciu szefów firm budowlanych nie widzi szans na poprawę koniunktury w tej branży w ciągu najbliższych dwóch lat. Przedsiębiorcy liczą jednak na to, że pod koniec 2014 r. koniunktura zacznie się poprawiać, bo do Polski znów zacznie płynąć rzeka euro z Unii Europejskiej.
Koniec ambitnego planu budowy najwyższego budynku w Gdyni
Oddala się w czasie budowa kompleksu biurowego przy Drodze Gdyńskiej w Trójmieście – informuje portal trojmiasto.pl. Inwestor, firma Nova Investment ogłosiła również znaczne obniżenie projektowanego 120-metrowego wieżowca. Nie wiadomo jednak, czy sama inwestycja dojdzie do skutku.
Pierwsze informacje o projekcie firmy Nova Investment pojawiły się w 2011 roku. Od tego czasu budowa nie ruszyła. Zgodnie z pierwotnym planem na działce miał powstać kompleks biurowy na ponad 60 tys. mkw. powierzchni najmu oraz 120-metrowy wieżowiec. Miał być to najwyższy budynek w Gdyni.
Obecnie firma planuje realizować inwestycję etapami. W pierwszej fazie powstaną dwa biurowce o wysokości 18- i 50-metrów. Następnie planowana jest budowa kolejnego 18-metrowego biurowca. Wieżowiec o planowanej obecnie wysokości 100 metrów miałby powstać na końcu.
W tym momencie wiadomo, że budowa ruszy nie wcześniej niż w 2015 roku. Wcześniej niezbędne są zmiany miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, jak również zmiany w projektach kompleksu. Innym pytaniem, jakie zadaje trojmiasto.pl jest kwestia zdobycia finansowania na tak dużą inwestycję. Według informacji medialnych Nova Investment będzie musiała poszukać partnera dla realizacji projektu.
Duże miasto, małe mieszkanie – mikroapartamenty
Maleńkie apartamenty pojawiają się w największych amerykańskich miastach. Deweloperzy budują je, by sprostać wymaganiom osób, które nie mają wystarczającej ilości gotówki, ale chcą żyć w drogich lokalizacjach
Mikroapartamenty – nowy trend na amerykańskim rynku nieruchomości. Pod tą nazwą kryją się mieszkania o powierzchni mniejszej niż 18,5 metra kwadratowego (razem z łazienką). Zazwyczaj są już umeblowane, czasem mają wbudowane łóżka i inne udogodnienia, które pozwalają zaoszczędzić cenne miejsce. Większość z nich oferuje wspólne kuchnie, które mogą być współużytkowane przez właścicieli kilku mikroapartamentów. Najczęściej w cenie jest dostęp do internetu. Windy w budynkach brak. Nie ma też za wiele miejsc postojowych.
Pomimo że w małych apartamentach brakuje przestrzeni, są one ulokowane w najlepszych lokalizacjach. Wynajęcie mikroapartamentu w Seattle to koszt od 500 do 1000 dol., podczas gdy cena mieszkania z jedną sypialnią to wydatek średnio 1223 dol.
Podobne oferty zaczynają pojawiać się też w Polsce. Pod koniec minionego roku jeden z wrocławskich deweloperów zaproponował nowy standard w Polsce i nowe słowo – mikroapartamenty. Firma zaproponowała klientom mieszkania, których metraż znajduje się w przedziale od 11,34 do 27,21m². Czy na światowym rynku mieszkaniowym pojawił się nowy trend, czy mamy do czynienia ze smutną koniecznością?
Kryzys wciąż trzyma w ryzach ceny materiałów budowlanych
Najlepszym testem sytuacji w branży budowlanej jest sprzedaż cementu, a ta w ubiegłym roku spadła o blisko 17 proc. Maj był trzecim miesiącem wzrostu cen ceramicznych materiałów ściennych, czyli cegieł. Mimo to wciąż są one tańsze niż przed rokiem. Marzena Mysior-Syczuk z Grupy PSB poinformowała, że przychody ze sprzedaży materiałów budowlanych do poszczególnych składów Grupy były w maju o 8 proc. niższe niż przed rokiem. Co gorsza, sprzedaż była o 2 proc. mniejsza niż w kwietniu tego roku. A po pięciu miesiącach 2013 roku spadek sprzedaży sięgał 10 proc. w porównaniu z indentycznym okresem przed rokiem.
Niestety, ostatnie dane GUS dotyczące rozpoczętych inwestycji oraz pozwoleń na budowę nie napawają optymizmem. Inwestorzy indywidualni od stycznia do kwietnia zaczęli budowę ok. 20,4 tys. mieszkań, czyli o ponad 18 proc. mniej niż rok wcześniej. O ponad 44 proc. zmalała w tym roku także aktywność deweloperów – zaczęli budowę ok. 13,8 tys. mieszkań. A uzyskali ok 16,7 tys. pozwoleń na budowę mieszkań, co jest wynikiem o 40 proc. gorszym od ubiegłorocznego. Z kolei inwestorzy indywidualni dostali pozwolenia na niespełna 22,3 tys. mieszkań, co oznacza spadek o prawie 20 proc.
Mniej kosztowne ubezpieczenie pomostowe
Już nie cztery miesiące, a miesiąc – tyle średnio obecnie czeka się na wpis do księgi wieczystej. Uzupełniony przez odpowiedni sąd dokument jest istotny dla posiadacza nieruchomości między innymi z przyczyn finansowych. Generuje dodatkowe koszty. Oczekiwanie sporo kosztuje, przekonali się posiadacze nieruchomości kupowanych na kredyt w 2012 roku. Wszystko to z uwagi na ubezpieczenie pomostowe, pobierane przez bank do czasu uzyskania wpisu do księgi wieczystej.
Wysokie łączne opłaty „dościgły” tych, którzy na wpis do księgi wieczystej wyczekiwali w czasie trwania programu „Rodziny na swoim”. Im bliżej końca programu, tym więcej wniosków o wpisy do ksiąg trafiało do sądów. Oczywiście duże znaczenie miało miasto, w którym wniosek był składany.
Nieraz czas oczekiwania na wpis do księgi wieczystej sięgał nawet czterech miesięcy.
A to oznaczało dla kredytobiorcy, który pożyczył od banku 300 tysięcy złotych, w zależności od stawki za ubezpieczenie, jaką pobierał bank, koszt w wysokości od 180 do nawet 370 złotych miesięcznie. Jeśli maksymalny termin oczekiwania wyniósł właśnie cztery miesiące koszt wzrastał od 720 do 1480 zł.
Po zakończeniu „Rodziny na swoim” zmniejszyła się kolejka oczekujących na wpis do księgi.
Można się spodziewać, że wnioski ponownie będą lawinowo zalewać sądy po uruchomieniu kolejnego programu dopłat do kredytów – „Mieszkania dla młodych”, co ma nastąpić z początkiem przyszłego roku. I znów wydłuży się czas oczekiwania to wyższe koszty dla kredytobiorcy.
Wystarczy działka, a dom sfinansuje się sam
Jeśli nie mamy zdolności kredytowej to nie szkodzi. Wystarczy działka budowlana, a zbudują nam dom na kredyt, który dodatkowo sam się będzie spłacał. Tak ma wyglądać program „SAMOspłacający się dom” opracowany przez BOŚ Bank
Choć pomysł brzmi jak żart, autorzy przekonują, że jest on realny. A wszystko dzięki instalacji fotowoltaicznej, która nie dość, że zapewni energię dla domu, to dzięki sprzedaży nadmiaru energii do sieci zapewni środki na spłatę kredytu. Dodatkowo dom ma być maksymalnie energooszczędny, aby zmniejszyć koszty utrzymania. Zapewnić to mają takie rozwiązania jak kolektory słoneczne, pompa ciepła, a także energooszczędny sprzęt AGD.
Autorzy programu wyliczają, że na dzień dzisiejszy koszt budowy domu o powierzchni 92 m2 z wykończeniem i wyposażeniem w AGD wynosi ok. 240 tys. zł, co przekłada się na ponad 1300 zł raty miesięcznie. Jeżeli dodamy do tego instalację fotowoltaiczną oraz ekologiczny system grzewczy, to koszty wzrosną do ok. 560tys. zł, a rata do 3060 zł. Jednak średniomiesięczne przychody ze sprzedaży nadwyżek energii wraz z oszczędnościami na kosztach utrzymania domu wyniosą ok. 3660 zł i przewyższą ratę kredytu o 600 zł.
Jest to program opracowany przez BOŚ Bank we współpracy m.in. z Muratorem, który zaprojektował 6 domów. Pozostali partnerzy (Amica, Barlinek, Black Red White, Opoczno oraz Cersanit) mają dostarczyć materiały do budowy i wyposażenia domu. Cały proces inwestycji ma mieścić się w trzech krokach. W pierwszej kolejności klient wybiera jeden z projektów domów. Następnie wskazuje lokalizację. A na koniec podpisuje przygotowane przez bank dokumenty. Dalej inwestycja po prostu jest realizowana. Tylko czy aby na pewno nie ma w tym żadnej pułapki?
Przede wszystkim instalacja fotowoltaiczna o takiej mocy nie zmieści się na dachu budynku, a to oznacza, że potrzebna jest duża nasłoneczniona działka o powierzchni ok. 2000 m2. Działki budowlane o tak dużej powierzchni rzadko są dostępne w miastach, zwłaszcza dużych.
Jednak ziszczenie się tej wizji będzie możliwe dopiero wtedy, gdy parlament uchwali ustawę o odnawialnych źródłach energii.
Organizatorzy postawili sobie za cel budowę 100 tys. domów w ramach programu w ciągu 5 lat. – To powinno się przełożyć na 50 tys. miejsc pracy i inwestycje rzędu 50 mld zł.
Spłać kredyt we franku
Szwajcarska waluta będzie coraz mocniejsza. Frank szwajcarski jest skazany na umocnienie w perspektywie przynajmniej 10 lat – pisze dziś „Puls Biznesu”. Twierdzi tak także Peter Brezinschek, główny ekonomista Raiffeisen Bank. Przewiduje on, że na początku 2023 r. cena euro wyrażona we frankach wyniesie 1,1 CHF (obecnie to 1,21 CHF). Co prawda złoty do euro prawdopodobnie też się w tym czasie umocni, ale nie na tyle by zrekompensowało to efekt zwyżki franka do innych walut. Radzi polskim kredytobiorcom jak najszybszą spłatę pożyczki. – W perspektywie przynajmniej dziesięciu lat frank szwajcarski skazany jest na umocnienie, twierdzi Peter Brezinschek. W czasie ostatnich kryzysowych lat frank szwajcarski dwukrotnie gwałtownie się umocnił – najpierw na przełomie lat 2008/2009, potem latem 2011 r. Przez te dwie fale cena helweckiej waluty wzrosła z 2 do 3,4 zł, wpędzając setki tysięcy polskich kredytobiorców w poważne kłopoty.
To bardzo złe wiadomości dla kredytobiorców – tym bardziej, że od minimum cena helweckiej waluty wzrosła z 2 do 3,4 zł, i już wpędziła setki tysięcy polskich kredytobiorców w poważne kłopoty.
Brezinschek uzależnionym od franka radzi zresztą wprost… jak najszybszą spłatę pożyczki. Czas kupować akcje? Na pocieszenie – szczególnie dla tych, którzy mają trochę wolnej gotówki – „PB” zamieszcza też dziś artykuł pt. „Idzie hossa, napełniaj portfel”. Po 15 miesiącach marazmu na GPW wreszcie drgnęło. Trend boczny w notowaniach indeksów to w opinii zarządzających funduszami już przeszłość. Ich zdaniem, zapał kupujących rośnie i śmiało można mówić o rozpoczęciu średnioterminowego trendu wzrostowego – pisze „Puls Biznesu”. – Patrząc na dwucyfrowe stopy zwrotu, które udało się w tym roku osiągnąć wszystkim indeksom, nie powinniśmy mieć wątpliwości, że znajdujemy się w hossie na rynku akcji – mówi Tomasz Manowiec, zarządzający funduszami Noble Funds TFI.
Brezinschek radzi, żeby nie stawiać na osłabienie franka. Przewiduje, że na początku 2023 r. cena euro wyrażona we frankach wyniesie 1,1 CHF (obecnie to 1,21 CHF). Co prawda złoty do euro prawdopodobnie też się w tym czasie umocni, ale nie na tyle by zrekompensowało to efekt zwyżki franka do innych walut.
Ekonomista ma dla polskich kredytobiorców dwie rady. Po pierwsze, by spłacać frankowy kredyt tak szybko, jak to możliwe. Po drugie (ale to dotyczy tylko tych, którzy mają trochę wolnego kapitału) – ulokować wolne środki w akcjach szwajcarskich firm.
Najlepszy czas na zakupy wina
Sytuacja na rynku wina wybitnie sprzyja zakupom inwestycyjnym. Ceny wielu bardzo dobrze ocenianych trunków znajdują się na przystępnych poziomach, a popyt ze strony konsumentów systematycznie wzrasta. Od końca 2008 r. do połowy 2011 r. na rynku wina mieliśmy do czynienia z ciągłymi wzrostami cen. W tym okresie indeks Liv-ex 100, który odzwierciedla ogólną kondycję całego rynku, wzrósł o ponad 75 proc. (z początkowych 208 punktów w grudniu 2008 r. do ponad 364 punktów w czerwcu 2011 r.) W tym samym czasie poszczególne wina, takie jak Pavillon Rouge 2005, Beychevelle 2006 zdrożały o prawie 200%, a Carruades de Lafite 2007 o ponad 500%. Po tak długim okresie wzrostów doszło na tym rynku do korekty, która miała swój początek w lipcu 2011 r. Jej pierwszy etap trwał do grudnia 2011 r., a drugi od marca do lipca 2012 r. W jej efekcie indeks Liv-ex 100 stracił względem szczytu ok. 30 proc. Od lipca 2012 r. wszystkie indeksy Liv-ex znajdują się w trendzie bocznym. Oczywiście w tym okresie ceny poszczególnych win się zmieniały. W ciągu ostatnich trzech miesięcy zaobserwować można było na przykład wzrosty na trunkach pochodzących z Prawego Brzegu Bordeaux czy włoskiej Toskanii. Dobrze performowały również wina z rocznika 2010, jak Angelus czy Pontet Canet. Spadki natomiast towarzyszyły przeważnie drugim winom najlepszych posiadłości, takim jak Carruades de Lafite 2006 czy Petit Mouton 2006. Jednak cały czas rynek w omawianym okresie charakteryzował się niewielką liczbą transakcji. Z analogiczną sytuacją mieliśmy już do czynienia w przeszłości, m.in. w okresie między korektą z roku 2008 i falą wzrostów z lat 2009 – 2011. Zwiastunem polepszenia sytuacji rynkowej może być zmiana stosunku liczby transakcji do ofert sprzedaży na giełdzie Liv-ex w Londynie. Wskaźnik odzwierciedlający zachodzącą między nimi relację wzrósł z 0,2 do 0,5. – Rynek jest mocny, gdy liczba transakcji przekracza połowę liczby ofert, ponieważ zawsze jest na nim wiele życzeniowych (zbyt wysoko wycenionych) ofert sprzedaży wystawionych przez właścicieli. Taki był również jego poziom po drugim kwartale 2009 r., kiedy na rynku zaobserwować można było znaczne wzrosty cen – twierdzi William Beck z Wine Asset Managers, firmy zarządzającej funduszami Fine Wine Fund i Fine Wine Investment Fund. Na rynku wina dało się również zaobserwować skutki ożywienia w chińskiej gospodarce. W listopadzie PMI (wskaźnik nastrojów w przedsiębiorstwach produkcyjnych) Chin, pierwszy raz od października 2011 r., przekroczył granicę 50 p., co oznacza, że aktywność w przemyśle rośnie. – Azjatycki popyt znacznie wzrósł w ciągu ostatnich trzech miesięcy. W tym czasie dokonaliśmy licznych transakcji w dobrych cenach i myślę, że możemy liczyć na popyt z tej strony w ciągu najbliższych 12-24 miesięcy – mówi Kate Janecek z Justerini & Brooks, jednego z najstarszych brokerów winnych, działającego nieprzerwanie od połowy XVIII w. Takie informacje to również dobry znak przed przypadającym na luty chińskim Nowym Rokiem, podczas którego zwyczajowo rośnie popyt na bordoskie wina ze strony azjatyckich konsumentów. – W ciągu ostatnich 18 miesięcy przeżywaliśmy trudne chwile na rynku wina. Negatywny wpływ na ceny miała słaba sytuacja gospodarcza w Europie i na świecie, która wymusiła ich obniżkę. Wydaje się jednak, że korekta dobiegła końca, a ceny zaczęły powoli wzrastać – dodaje Henry Matson z firmy brokerskiej Farr Vintners.
Łódzka SSE wzbogaca się o inwestycje
Faller Pharma Packaging Poland oraz Rena Łódź uzyskały zezwolenia na prowadzenie działalności gospodarczej w Łódzkiej W sumie firmy zainwestują 33,7 mln złotych na terenie łódzkiej SSE. Inwestycja spółki Faller polegać będzie na uruchomieniu zakładu produkującego opakowania dla farmacji oraz świadczącego szeroko pojęte usługi opakowaniowe, komisjonowanie oraz magazynowanie opakowań. W związku z nową inwestycją spółka zamierza ponieść na terenie ŁSSE wydatki inwestycyjne w wysokości co najmniej 20,8 mln zł (do końca 2015 r.) oraz zatrudnić co najmniej 35 pracowników (do końca 2014 r.). Z kolei spółka Rena wybuduje nową halę, w której prowadzona będzie działalność polegająca na produkcji i montażu podzespołów z tworzyw sztucznych, przeznaczonych do produkcji maszyn wykorzystywanych w różnych gałęziach przemysłu, między innymi w fotowoltaice. W związku z nową inwestycją Spółka zamierza zainwestować co najmniej 12,9 mln zł (do 31 sierpnia 2013 roku) oraz zatrudnić co najmniej 10 nowych pracowników i utrzymać zatrudnienie na poziomie 148 pracowników do końca 2018 roku. W 2012 roku inwestorzy w Łódzkiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej zadeklarowali jak dotąd nakłady inwestycyjne na poziomie 534,2 mln zł oraz utworzenie 1035 miejsc pracy (499 nowych i utrzymanie dotychczasowych 536). Przez ponad 15 lat istnienia ŁSSE wydano 215 zezwoleń oraz przeprowadzono inwestycje o łącznej wartości ponad 9,6 mld zł, dzięki którym przedsiębiorcy utworzyli blisko 26 tysięcy miejsc pracy.
Banki zaostrzyły politykę kredytową
Stale pogarszająca się sytuacja gospodarcza skłoniła banki do jeszcze bardziej zaostrzenia polityki kredytowej. Tak wynika z kwartalnego badania Narodowego Banku Polskiego (NBP), które opublikowano w poniedziałek w komunikacie. Jak podał Narodowy Bank Polski, „w zakresie kredytów dla przedsiębiorstw w III kwartale 2012 r. nastąpiło zaostrzenie polityki kredytowej, zwłaszcza wobec małych i średnich firm”. „Zaostrzono wszystkie warunki, na jakich udzielane były kredyty, przede wszystkim w zakresie wysokości marż oraz wymaganych zabezpieczeń” – wyjaśnił bank centralny w komunikacie. Poinformował też, że banki zmianę polityki kredytowej tłumaczyły podwyższonym ryzykiem związanym z sytuacją gospodarczą w przyszłości. „Jednocześnie ankietowane banki nie odnotowały istotnych zmian popytu na kredyty ze strony przedsiębiorstw” – zaznaczono.
Z badania wynika, że banki oczekują, iż w czwartym kwartale br. nastąpi nieznaczne zaostrzenie polityki kredytowej. Ponadto przewidują, że w tym czasie duże przedsiębiorstwa będą się ubiegać o nieznacznie więcej kredytów długoterminowych. NBP podało, że zaostrzeniu uległy również kryteria udzielania kredytów mieszkaniowych. Banki dodatkowo podwyższyły marże pobierane od tego rodzaju kredytów oraz zwiększyły wymagania dot. wkładu własnego. „W IV kwartale 2012 r. oczekiwane jest dalsze zaostrzenie polityki kredytowej, przy jednoczesnym wzroście popytu na kredyty mieszkaniowe” – napisano. NBP poinformował, że w ujęciu netto zaostrzone zostały nieznacznie także kryteria udzielania kredytów konsumpcyjnych, choć większość banków deklarowała brak zmian polityki kredytowej w tym segmencie. „W nadchodzącym kwartale banki przewidują nieznaczne zaostrzenie polityki kredytowej i wzrost popytu na tego rodzaju kredyty” – wskazano w komentarzu do ankiety. Ankietę ws. polityki kredytowej banków i popytu na kredyty w trzecim kwartale br. oraz przewidywań banków na czwarty kwartał br. przeprowadzono na przełomie września i października 2012 r. w 29 bankach, których łączny udział w portfelu kredytowym wynosił 82 proc. – podał bank centralny w komunikacie.
Bank zapowiada zwolnienie 10 tys. pracowników
Wielki szwajcarski bank UBS zapowiedział dzisiaj redukcję swego personelu o aż piętnaście procent do 2015 r., co oznacza zwolnienia blisko dziesięciu tysięcy ludzi w pięćdziesięciu siedmiu krajach. W trzecim kwartale bieżącego roku UBS zanotował stratę wysokości ponad 2,17 miliarda franków szwajcarskich netto. Największe cięcia dotkną część inwestycyjną banku. UBS był jednym z banków najciężej dotkniętych przez kryzys finansowy i w 2008 roku musiał się zwrócić o ratunek do rządu szwajcarskiego. Plany cięć i restrukturyzacji USB przeciekły już do mediów kilka dni temu. W sobotę „Financial Times” pisał, że instrumenty stałego oprocentowania, będące obecnie elementem najważniejszego działu inwestycyjnego USB, zostaną z niego wyodrębnione „w dużym zakresie”. Dział inwestycji będzie przez to uszczuplony i docelowo obejmie obrót akcjami, operacje walutowe i doradztwo. Operacje nieuznane przez bank za podstawowe będą więc stopniowo tracić na znaczeniu i z czasem zostaną całkiem wygaszone. „Posunięcia te ilustrują, w jaki sposób banki w różnych krajach świata usiłują dostosować się do radykalnie zmienionego otoczenia rynkowego i regulacji, które zaszkodziły ich przychodom zwiększając potrzeby kapitałowe niektórych operacji oraz filii” – zaznaczył „FT”. We wrześniu ubiegłego roku bankiem wstrząsnął duży skandal, gdy okazało się, że makler Kweku Adoboli nielegalnymi transakcjami naraził UBS na stratę wysokości ok. 2,3 miliarda USD. Pochodzący z Ghany Kweku Adoboli był szefem działu ETF (Exchange Traded Funds) w departamencie obrotu akcjami europejskich spółek UBS. ETF to fundusze inwestycyjne, odwzorowujące indeksy giełdowe. Ich tytuły uczestnictwa są notowane na giełdzie. Krótkookresowe duże wahania kursów mogą mieć wpływ na wycenę ETF. Te stosunkowo nowe instrumenty obrotu budziły zastrzeżenia władz nadzoru bankowego ze względu na ich nieprzejrzystość i skomplikowanie. Inwestorzy bardzo pozytywnie zareagowali na zapowiedź restrukturyzacji UBS. Akcje tego banku wzrosły we wtorek rano na giełdzie w Zurychu o ok. 6 proc.
Kredyt kulą u nogi
Nie każdy kredyt w euro jest lepszy od tego w złotówkach. Wszystko zależy od przecież od marży. Zadłużanie się w euro ma sens, jeśli marża banku nie przekracza 2,5 proc. Czy zadłużanie się na mieszkanie w dzisiejszej kryzysowej sytuacji w gospodarce jest rozsądne i bezpieczne? Przecież kredytobiorca zwykle bierze na siebie zobowiązanie aż do emerytury.
Jak mówi doradca finansowy oraz specjalista od kredytów hipotecznych „kupno mieszkania na kredyt odradzałbym młodym, zdolnym osobom, otwartym na świat, na zmiany miejsca zatrudnienia. W takiej sytuacji kredyt hipoteczny może okazać się kulą u nogi, szczególnie jeśli bierzemy pod uwagę możliwość podjęcia pracy w innym mieście czy w innym kraju. Wtedy własne mieszkanie obciążone kredytem może mocno blokować podjęcie stosownych kroków. Sprzedaż mieszkania może czasem trwać nawet rok czy dwa lata”. Według niego o wzięciu kredytu hipotecznego nie można myśleć wcześniej niż przed osiągnięciem poczucia stabilizacji zawodowej. Przestrzega, aby nie korzystać z możliwości uzyskania kredytu i zakupu mieszkania po paru miesiącach pracy. Czy warto dziś starać się o kredyt w „Rodzinie na swoim”, który dostępny jest tylko do końca roku, i szukać tańszej nieruchomości, by zmieścić się w ustawowych limitach oraz korzystać z dopłat do kredytu przez osiem lat? Na ogół na starcie młody człowiek potrzebuje małego lokum, np. 30-metrowego, a takie zwykle są dość drogie. Oznacza to, że pewnie nie zmieścimy się w limitach cen narzuconych przez ustawę. Może się więc zdarzyć, że chcąc na siłę skorzystać z budżetowych dopłat, wybierzmy znacznie większy lokal, np. ok. 50-metrowy, bo będzie spełniał parametry cenowe obowiązujące przy kredycie „Rodzina na swoim”.
Zmiana umowy o unikaniu podwójnego opodatkowania
Sejm uchwalił wczoraj ustawę o unikaniu podwójnego opodatkowania z Kanadą i Luksemburgiem. Z punktu widzenia Ministerstwa Finansów umowy te, mają usunąć szkodliwą konkurencję podatkową dla naszego kraju. Za przygotowaną przez resort finansów ustawą „o ratyfikacji Konwencji między Rzeczpospolitą Polską a Kanadą w sprawie unikania podwójnego opodatkowania i zapobiegania uchylaniu się od opodatkowania w zakresie podatków od dochodu wraz z Protokołem, podpisanych w Ottawie dnia 14 maja 2012 r.” głosowało aż 428 posłów, tylko jeden wstrzymał się od głosu. W uzasadnieniu do ustawy napisano, że obowiązującą polsko-kanadyjską umowę o unikaniu podwójnego opodatkowania zawarto 4 maja 1987 r. Nowa umowa zastąpi starą konwencję z 1987 r.
„W nowych warunkach gospodarczych, jak i nowej sytuacji międzynarodowej zaistniałej w Polsce po 1989 r., zawarte w latach osiemdziesiątych umowy podatkowe nie odpowiadają współczesnym wymogom wynikającym z przystąpienia Polski do Europejskiej Organizacji Współpracy i Rozwoju (OECD), jak i Europejskiego Obszaru Gospodarczego (EOG). Zachodzi zatem potrzeba wynegocjowania nowych umów z ważnymi partnerami gospodarczymi Polski, do których zalicza się Kanada” – wskazano. Nowa polsko-kanadyjska konwencja o unikaniu podwójnego opodatkowania została oparta o aktualną wersję Modelowej Konwencji OECD w sprawie podatku od dochodu i majątku. Konwencja ma mieć zastosowanie do osób fizycznych i osób prawnych mających miejsce zamieszkania lub siedzibę w Polsce, w Kanadzie lub w obu krajach.
Potrzebna odwrócona hipoteka
Już ponad dwa i pół roku trwają prace nad ustawą o odwróconej hipotece. Niestety, niewiele wskazuje na to, by miały się szybko zakończyć, bo projektu ustawy jak nie było, tak nie ma. Prywatne firmy, tzw. fundusze hipoteczne już dawno wyprzedziły działania legislatorów i na własną rękę wprowadziły w życie rozwiązanie alternatywne. Zamiast odwróconej hipoteki oferują „dożywotnią rentę hipoteczną”, która ma z oryginałem trochę wspólnego, ale tak naprawdę jest rozwiązaniem zupełnie innym, aktualnie opierającym się na zapisach kodeksu cywilnego. Ustawodawca chce upiec dwie pieczenie na jednym ogniu i do przygotowywanej ustawy dołączyć także rentę dożywotnią. To jednak spowalnia prace. Mimo wspólnego założenia – chodzi o uwolnienie kapitału zamrożonego w nieruchomości i umożliwienie starszej osobie skorzystania z niego – odwrócony kredyt hipoteczny i rentę dożywotnią więcej dzieli niż łączy. Najważniejsza różnica polega na chwili przeniesienia prawa własności do nieruchomości. Z założeń do ustawy o odwróconej hipotece wynika, że prawo własności zostanie przeniesione dopiero po śmierci beneficjenta. W przypadku dożywotniej renty, nieruchomość od razu przechodzi na własność firmy oferującej tego typu usługę i to właśnie ten zapis w umowach budzi najwięcej kontrowersji. Projekt założeń do ustawy o odwróconym kredycie hipotecznym przewiduje też zabezpieczenie interesów potencjalnych spadkobierców osoby, która na odwróconą hipotekę się zdecyduje. Mają oni mieć pierwszeństwo w potencjalnym przejęciu nieruchomości po śmierci dotychczasowego właściciela. W przypadku przeniesienia prawa własności do nieruchomości w zamian za rentę dożywotnią, nieruchomość należy do funduszu już od momentu podpisania umowy, choć istnieje możliwość jej wykupu za życia klienta.
Nieruchomość inwestycyjna na kredyt
Kredyt na zakup nieruchomości inwestycyjnej to często zobowiązanie nawet na kilkadziesiąt lat. Decydując się na konkretną ofertę, warto porównać całkowite koszty kredytu. W wielu przypadkach trzeba będzie oddać nawet dwa razy tyle, ile pożyczył bank.
Zakup mieszkania na kredyt to jedna z najtrudniejszych finansowych decyzji w życiu. Dlatego powinna być dobrze przemyślana. Mowa o kwotach, które w wielu przypadkach są kilka, a nawet kilkanaście razy wyższe niż wszystkie osiągane w ciągu roku dochody. Pożyczając na mieszkanie, oddaje się bankowi nie tylko kwotę kredytu powiększoną o odsetki. Po doliczeniu prowizji za udzielenie kredytu, kosztów ubezpieczeń i dodatkowych opłat okaże się, że w ciągu kilkudziesięciu lat spłaty koszty „okołokredytowe” wyniosą jeszcze raz tyle, co kwota kredytu. W ostatnim rankingu przy kredycie na kwotę 280 000 zł zaciąganym na 20 lat całkowity koszt zobowiązania waha się w zależności od banku od 216 000 do 302 000 zł. Zatem oprócz pożyczonych 280 000 zł, trzeba będzie oddać prawie dwa razy tyle tytułem odsetek, prowizji i ubezpieczeń.
Najważniejsze czynniki wpływające na koszt kredytu hipotecznego: prowizja za udzielenie kredytu, odsetki naliczane przez bank, ubezpieczenie niskiego wkładu – jest to ubezpieczenie ryzyka spłaty części kredytu stanowiącej różnicę między wkładem wymaganym przez bank a wkładem wniesionym przez klienta, ubezpieczenie pomostowe – kwota, jaką ponosi klient przed dostarczeniem wpisu do księgi wieczystej w zamian za podwyższone ryzyko leżące po stronie banku, inne ubezpieczenia wymagane przez bank – np. ubezpieczenie na życie, od utraty pracy, dodatkowe za prowadzenie konta, wycena nieruchomości.
Bank czy parabank
Aż sześćdziesiąt procent ankietowanych przez TNS Polska odróżnia parabank od banku a dwanaście procent pytanych uważa, że odzyska wpłacone do parabanku pieniądze, gdyby taka instytucja zbankrutowała. Po bardzo głośnej aferze Amber Gold oraz cały czas trwających skutków tego oszustwa, 60 proc. Polaków potrafi poprawnie odróżnić opis parabanku od opisu banku, a tylko 7 proc. zgadza się z tym, że parabank to taki sam bank, jak każdy inny. Jednak te 60 proc. wcale nie musi być uznane jako wysoki odsetek. Można bowiem powiedzieć, że 40 proc. badanych nie wie, co to jest parabank lub ‚wie’ błędnie i to w sytuacji, gdy miało do wyboru dwie możliwości odpowiedzi. TNS Polska podczas badania zapytał też Polaków, czy zdają sobie sprawę, że pieniądze wpłacone do parabanku nie są gwarantowane. W przypadku banków gwarancje takie, do 100 tys. euro, daje Bankowy Fundusz Gwarancyjny. Całe szczęście 67 proc. badanych wie, że gdyby włożyło do parabanku 50 tys. zł, a parabank by upadł, to nikt im tych pieniędzy nie zwróci. Tylko albo aż 12 proc. sądzi, że specjalny fundusz stworzony przez parabanki lub państwo zwrócą im te pieniądze. W badaniu ze znajomości wiedzy o bankach i parabankach pod uwagę wzięto też wykształcenie. Tylko 22 proc. ludzi z wykształceniem podstawowym wie, że wkłady w bankach gwarantowane są przez same banki, choć i wśród ludzi z wykształceniem wyższym odsetek ten jest umiarkowanie wysoki i wynosi 60 proc. Z ankiety wynika także, że 12 proc. pytanych pożyczyło pieniądze w parabankach. Natomiast 8 proc. ogółu respondentów poszło do parabanku, dlatego że bank by im nie pożyczył, bo nie mają stałej pracy, odpowiednio wysokich dochodów lub nie spłacili w banku pożyczek.
Gdzie aktywne karty kredytowe
Jak wynika z danych Biura Informacji Kredytowej, liczba aktywnych kart kredytowych systematycznie maleje od 2009 r. Tylko w czerwcu bieżącego roku ich udział spadł o 1,4 pkt proc. wobec czerwca ubiegłego roku do 6,6 mln sztuk. Rekordzista ma aż 32 rachunki z sumą limitów na kartach wynoszącą 904 tys. zł. „W ciągu pięciu miesięcy, między grudniem a końcem maja 2012 r., liczba czynnych rachunków kartowych zmalała o 285 tys., w tym liczba rachunków aktywnych zmniejszyła się o 184 tys.” – napisano w środowym komunikacie BIK. Eksperci podali, że w 2010 r. i w pierwszej połowie 2011 r. liczba czynnych rachunków kartowych spadała bardzo powoli, średnio o 35 tys. miesięcznie a w końcówce roku 2011 spadki znacznie przyspieszyły. Obecny trend nie jest jednak wynikiem zamykania przez banki nieaktywnych kart. Spadek ilości czynnych i aktywnych rachunków wynika tylko i wyłącznie z mniejszej liczby nowych umów na karty.
W portfelach 4,9 mln osób znajduje się 6,7 mln kart kredytowych. Oczywiście osoby, w portfelach których znajduje się pięć czy więcej kart, mają bardzo niewielki udział w strukturze kredytobiorców bo tylko0,8 proc., ale w liczbach bezwzględnych jest to grupa licząca 25,8 tys. osób, które posiadają blisko 150 tys. rachunków. Z danych BIK wynika także, że wysokość limitu dla osoby posiadającej tylko jedną kartę wynosi średnio 4872 zł, a 97 proc. właścicieli kart ma limity pomiędzy 500 zł a 20 tys. zł. Z kart kredytowych korzystają nie tylko ludzie młodzi, udział osób korzystających z kart w grupach wiekowych 25–64 lata jest niemal równy, choć najwięcej posiadaczy kart jest wśród trzydziestolatków. Wśród osób powyżej 85 lat ponad 8 tys. osób ma karty czynne, a połowa z nich – aktywne.
Parabanki padają
Właśnie jesteśmy świadkami ogromnego popłochu wśród firm parabankowych. Większość z tych, które figurują na liście ostrzeżeń KNF, już nie funkcjonuje albo po prostu nie przyjmuje pieniędzy. Czy to już koniec problemu? Niekoniecznie. Od kilku dni Amber Gold, najsłynniejszy polski parabank, oficjalnie jest już bankrutem. Na ostateczny bilans tego wielkiego przekrętu jest jeszcze za wcześnie, bo do gdańskiej prokuratury jeszcze przez trzy miesiące będą mogli zgłaszać się poszkodowani. Obecnie jest ich ponad 7,2 tys., zaś wartość ich roszczeń wynosi astronomiczne 354 mln zł. Tyle że Amber Gold to tylko czubek góry lodowej. W Polsce jeszcze do niedawna działało przynajmniej kilkadziesiąt firm przyjmujących od ludzi pieniądze, korzystając z ich naiwności i nieświadomości oraz z obietnicą zysków kilka razy większych niż w bankach.
Ile tak naprawdę pieniędzy stracili do tej pory naiwni klienci? Nie wiadomo, bo takie firmy nie muszą się nigdzie rejestrować. Prawdopodobnie w grę wchodzą nawet i setki milionów złotych. Kilka tygodni przed upadkiem Amber Gold wypłacalność stracił inny głośno reklamujący się parabank – Finroyal. Choć była to firma prawie dziesięciokrotnie mniejsza niż Amber Gold, to i tak pochłonęła kilkadziesiąt milionów złotych. Z kolei w sierpniu, gdy w USA upadła piramida finansowa Zeekrewards, na forach internetowych pojawiły się informacje, że wśród oszukanych jest co najmniej 5-6 tys. Polaków. Ich straty też zapewne idą w miliony. W Sejmie podczas debaty o aferze Amber Gold jeden z polityków, powołując się na listę ostrzeżeń Komisji Nadzoru Finansowego (KNF), pytał, czy za chwilę ”nie będzie z nimi podobnej afery” i czy dalej przyjmują pieniądze.
Kredyty online dla klientów z ulicy
W mBanku i MultiBanku dotychczas tylko stali klienci mogli brać kredyty, korzystając z tzw. kanału zdalnego. Teraz pożyczkę online może wziąć również klient, który nie ma tam konta i nigdy nie był ich klientem. O planach otwarcia się z pożyczkami na zewnętrznych klientów bank wspominał już od kilku miesięcy. Nowa procedura właśnie została wdrożona i już można z niej korzystać. Pożyczkę gotówkową lub kartę kredytową mogą teraz dostać osoby, które nie mają konta w tych bankach. Przypominamy, że mBank i MultiBank to detaliczne marki należące do BRE Banku. W takiej sytuacji w MultiBanku otwierany jest specjalny rachunek techniczny, a w mBanku standardowe eKonto, które w momencie spłaty pożyczki lub wygaśnięcia ważności karty kredytowej po prostu można zamknąć co jest całkowicie bezpłatne. Jest jeszcze jeden, trzeci produkt objęty procedurą online – limit w koncie osobistym. Jednak w tym przypadku klient musi zdecydować się na otwarcie standardowego konta. Jak taki kredyt można zaciągnąć? Trzeba wypełnić specjalny wniosek znajdujący się na stronie internetowej. We wniosku wpisuje się między innymi kwotę kredytu oraz numer rachunku w innym banku potrzebny do weryfikacji danych kredytobiorcy oraz akceptacji umowy. Następnie kredytobiorca musi zrobić przelew z banku, w którym posiada rachunek. Kwota jaką powinien wysłać to tylko 1 zł. W ten właśnie sposób bank weryfikuje tożsamość klienta. Jednocześnie wysłanie złotówki oznacza akceptację warunków umowy kredytowej, czyli zastępuje to podpis na papierowej umowie. Jeśli dane na zleceniu zgadzają się z informacjami podanymi we wniosku, kredyt jest uruchamiany.
Banki lubią etatowców
Czy pracując na umowę śmieciową można liczyć na wysoki kredyt hipoteczny? Okazuje się, że banki wolą klientów z etatami. Najpewniejszą i najbezpieczniejszą formą zatrudnienia jest po prostu umowa o pracę. W ocenie banków, osoby, które uzyskują dochody na podstawie umowy o pracę są najbardziej pewną grupą kredytobiorców. Głównym powodem jest to, że umowa o pracę jest postrzegana, jako gwarancja długoterminowego zatrudnienia. A to dla banku oznacza terminowe i bezproblemowe regulowanie rat zaciągniętego kredytu. Kiedyś banki udzielając kredytów hipotecznych wymagały zatrudnienia na podstawie umowy zawartej na czas nieokreślony, jednak już od lat ich podejście jest zdecydowanie bardziej liberalne i umowy o pracę czasowe również dają szansę na kredyt.
Unia bankowa niestety nie dla Polski
Jak jest z unią bankowa? Z unią bankową jest tak, że diabeł tkwi w szczegółach -tak właśnie prof. Witold Orłowski skomentował zapowiedź ministra finansów, że Polska nie przystąpi do unii bankowej w obecnej formule. Taką decyzję popiera inny ekonomista Robert Gwiazdowski. Minister finansów Jacek Rostowski, wczoraj wziął udział w nieformalnym spotkaniu szefów finansów krajów UE na Cyprze, i oświadczył, że Polska nie przystąpi do unii bankowej w jej obecnie formie zaproponowanej przez Komisję Europejską. – Nie możemy przystąpić do czegoś, w czym nie mamy głosu, a w czym bylibyśmy poddani decyzjom tej instytucji. To zupełnie odpada – powiedział minister. „Wszystko zależy od tego, co jest proponowane; rozumiem, że minister Rostowski dowiedział się jak wygląda obecnie propozycja w sprawie unii bankowej i dlatego powiedział, że w tym kształcie jest to niemożliwe do przyjęcia” – ocenił Orłowski.
Nieruchomości inwestycyjne nie dla młodych
Młodzi ludzie już dawno nie mieli tak utrudnionego startu w dorosłość. Niestety stanowią oni największą grupę bezrobotnych. Mimo, że mają bardzo duże aspiracje i kończą studia wyższe nie mogą odnaleźć się na rynku pracy. Coraz później się usamodzielniają i długo tkwią na „garnuszku” rodziców. Według ekspertów Związku Firm Doradztwa Finansowego (ZFDF) potrzebne jest nowe narzędzie, które umożliwi młodym ludziom zaciągnięcie kredytu hipotecznego i zakup własnego „M”.
Nieruchomości inwestycyjne: Po ilu dniach dostanisz kredyt
Bardzo skraca się średni czas rozpatrywania przez banki wniosków o pieniądze na mieszkanie. Jeszcze w styczniu, klienci musieli czekać około 40 dni na rozpatrzenie złożonego wniosku o kredyt mieszkaniowy. Z każdym miesiącem sytuacja się poprawiała i tak w czerwcu klienci podpisujący umowy kredytowe musieli czekać na analizę wniosku i finalizację umowy średnio 34 dni.
Dopłaty do kredytów
Ultimatum spłaty części długu bądź wykupu dodatkowego ubezpieczenia dostają setki osób z kredytami we frankach. Banki tłumaczą się że to surowe podejście wymusza na nich Komisja Nadzoru Finansowego. Elżbieta Anders z PKO BP przyznaje, że bank proponuje „frankowym” klientom, których kredyt przekroczył 130% wartości nieruchomości dodatkowe zabezpieczenie ich kredytu.
Kredyty hipoteczne-nowe oblicze rynku
Rynek kredytów hipotecznych wygląda obecnie zupełnie inaczej niż w ubiegłych latach.Od początku roku marże utrzymują się na stosunkowo niskim, a tym samym atrakcyjnym dla potencjalnych klientów poziomie.
Nie przekłada się to jednak na wzrost zainteresowania produktami hipotecznymi. Część nabywców z pewnością odkłada w czasie swoje plany mieszkaniowe licząc na dalszy spadek cen nieruchomości. Innym czynnikiem wpływającym na poziom popytu na kredyty mieszkaniowe są wprowadzane systematycznie kolejne zalecenia Komisji Nadzoru Finansowego ukierunkowane na zaostrzenie polityki kredytowej banków. Wpłynęły one bezpośrednio na znaczny spadek zdolności kredytowej wielu potencjalnych kredytobiorców oraz skłoniły banki do obniżenia akceptowanego poziomu ryzyka.
Druga połowa 2012r. to również ostatnie miesiące obowiązywania programu Rodzina na Swoim, który pomimo wprowadzenia w ostatnim czasie licznych ograniczeń nadal cieszy się dużą popularnością. Szczególnie w przypadku osób finansujących w ten sposób budowę lub dokończenie budowy domu, ponieważ przy takiej inwestycji najłatwiej utrzymać dopuszczalny poziom cen, który określany jest podawany do wiadomości co kwartał przez Bank Gospodarstwa Krajowego.
Obecny kształt rynku kredytów hipotecznych w Polsce jest pochodną sytuacji gospodarczej z jaką mamy do czynienia na europejskich rynkach finansowych. Utrzymująca się do wielu miesięcy niepewność i brak stabilności może zniechęcać potencjalnych kredytobiorców do zaciągania długoterminowych zobowiązań. Z kolei banki wydają się postępować z ogłaszanymi na początku roku założeniami, zgodnie z którymi mają w najbliższym czasie skupić się przede wszystkim na segmencie kredytów konsumpcyjnych, pozostawiając hipoteki na drugim miejscu.
Początek III kwartału nie przyniósł jak na razie wielu zmian w ofertach banków. Choć podkreślić należy nieznaczny wzrost marż kredytów hipotecznych Deutsche Banku (wzrost marż kredytów w PLN o 0,2p.p. w stosunku do maja 2012r.) oraz mBank i Multibanku (wzrost marż kredytów w PLN o 0,4p.p. w stosunku do czerwca 2012r., a w stosunku do stycznia 2012r. nawet o 0,8p.p.). Tak znacząca zmiana w przypadku banków z grupy BRE jest wyraźnym sygnałem, że banki te przynajmniej na pewien czas wycofują się z walki o klienta hipotecznego. Na tym tle interesująco przedstawia się rozpoczynająca się dzisiaj promocja LATO 2012 w banku PKO B.P. z marża 1,2%.
Tomasz Muzyka
Ekspert WGN Kredyty
Kraków zadłużony do 2032r.
Jak informuje “Dziennik Polski”Kraków aż do 2032 roku będzie spłacać kredyty zaciągnięte m.in. na budowę dwóch stadionów. Miasto ma do spłacenia aż 2,05 mld zł długu. Tylko w tym roku rata kredytu wyniesie 454 mln zł (przy budżecie w wysokości ok. 3,5 mld zł). W następnych latach wysokość rat będzie stopniowo maleć. W przyszłym roku miasto spłaci 353 mln zł, w 2014 r. – 284 mln zł. Ogromny dług Krakowa to efekt inwestycji ostatnich lat. Stadion Wisły kosztował 540 mln zł, Cracovii 138 mln zł, przebudowa ronda Ofiar Katynia 125 mln zł.
Źródło Onet
Węgierski bank centralny odzyskał niezależność
Parlament węgierski przyjął zmiany gwarantujące niezależność Narodowego Banku Węgier. Dzięki temu, spełniono warunki, od których Komisja Europejska i Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW) uzależniały przyznanie Węgrom kredytu w wysokości 15 mld euro. Deputowani zatwierdzili praktycznie jednogłośnie wszystkie poprawki rządu uzgodnione z Europejskim Bankiem Centralnym i MFW.
Źródło: Puls Biznesu