Czy na rynku mieszkań ożywi się popyt inwestycyjny?

Analitycy NBP dostrzegają, że rośnie atrakcyjność inwestowania na rynku nieruchomości. Spadek stóp procentowych przyczynia się do tego, że depozyty bankowe oraz inne formy lokowania związane z niewielkim ryzykiem tracą na atrakcyjności. Z innej strony poziom czynszów pozostaje stabilny, co sprawia, że inwestycje mieszkaniowe zaczynają przynosić dochód wyraźnie przewyższający ten zapewniany przez bezpieczne inwestycje.
Ponadto, według szacunków specjalistów banku centralnego, w I kwartale tego roku zrównały się koszty odsetkowe kredytu bankowego zaciąganego na zakup nieruchomości z szacunkowymi dochodami z czynszu co staje się bodźcem do zakupów inwestycyjnych i poprawia koniunkturę w sektorze. Jednak w naszym kraju fakt zakupów tego typu będzie ograniczony ze względu na wysokie ryzyko wynajmu (wynikające m.in. z niepewności kształtowania się cen w przyszłości i regulacji chroniących lokatorów) oraz ostrożną postawę banków finansujących transakcje z przeznaczeniem na wynajem.
Ilość nowych mieszkań na rynku pierwotnym była zbliżona do wartości w ubiegłym roku. Spadła jednak znacznie liczba rozpoczętych inwestycji i pozwoleń na budowę. Wartości te były najniższe od 2006 roku. Zasób mieszkań czekających na nabywców powoli się zmniejsza, chociaż, jak wskazują eksperci NBP, wciąż jest ponad dwukrotnie wyższy niż poziom równowagi.
Reasumując sytuację dużych deweloperów, analitycy NBP wskazują, że ich kondycja jest stabilna – w dużym stopniu dzięki dywersyfikacji działalności. Rynek nieruchomości komercyjnych pozwala osiągać wyższe marże zysku niż rynek mieszkaniowy. Budowa mieszkań pozostaje rentowna, ale konieczność utrzymywania zapasu niesprzedanych mieszkań staje się problemem, przez który słabsze finansowo firmy mogą ponosić straty, a nawet zbankrutować.

Kawalerki nadal modne

Kryzys finansowy z 2008 r. w istotny sposób wpłynął na preferencje mieszkaniowe Polaków. Ponownie atrakcyjne i modne stały się kawalerki. Wydawało się, że zakończenie programu „Rodzina na swoim” oraz obniżenie stóp procentowych miały tę sytuację zmienić. Jednak nadal co piąty kupujący decyduje się na lokal o powierzchni poniżej 40 metrów.
Kawalerki cieszą się największym zainteresowaniem w miastach będących ośrodkami uniwersyteckimi, gdyż to właśnie młode osoby po ukończeniu nauki zazwyczaj decydują się na taki zakup; często są też kupowane pod wynajem.
Pomimo że klienci nie muszą się już dostosowywać do limitów wyznaczonych przez program „Rodzina na swoim”, to z badań wynika, że nadal połowa kupowanych nieruchomości ma powierzchnię pomiędzy 40-60 metrów, a co piąty konsument wybiera mieszkania o powierzchni poniżej 40 metrów.
Mieszkania o małych metrażach mają wiele zalet. Przede wszystkim są tańsze, ale również mniej kosztowne w utrzymaniu. Kłopotem może byćurządzenie. Jednak dobrze rozplanowana przestrzeń spowoduje, że nawet małe M będzie wygodne i estetyczne. Meble powinny być proste i funkcjonalne, sprawdzą się meble wykonane na wymiar a także lekkie w konstrukcji i łatwe do przestawiania. Istotna jest także kolorystyka, najlepiej jeśli bazuje na jasnych odcieniach.
Z uwagi na małe metraże te mieszkania także najlepiej trzymają cenę. Kawalerki więc być również atrakcyjną inwestycją.

Mniej kosztowne ubezpieczenie pomostowe

Już nie cztery miesiące, a miesiąc – tyle średnio obecnie czeka się na wpis do księgi wieczystej. Uzupełniony przez odpowiedni sąd dokument jest istotny dla posiadacza nieruchomości między innymi z przyczyn finansowych. Generuje dodatkowe koszty. Oczekiwanie sporo kosztuje, przekonali się posiadacze nieruchomości kupowanych na kredyt w 2012 roku. Wszystko to z uwagi na ubezpieczenie pomostowe, pobierane przez bank do czasu uzyskania wpisu do księgi wieczystej.
Wysokie łączne opłaty „dościgły” tych, którzy na wpis do księgi wieczystej wyczekiwali w czasie trwania programu „Rodziny na swoim”. Im bliżej końca programu, tym więcej wniosków o wpisy do ksiąg trafiało do sądów. Oczywiście duże znaczenie miało miasto, w którym wniosek był składany.
Nieraz czas oczekiwania na wpis do księgi wieczystej sięgał nawet czterech miesięcy.
A to oznaczało dla kredytobiorcy, który pożyczył od banku 300 tysięcy złotych, w zależności od stawki za ubezpieczenie, jaką pobierał bank, koszt w wysokości od 180 do nawet 370 złotych miesięcznie. Jeśli maksymalny termin oczekiwania wyniósł właśnie cztery miesiące koszt wzrastał od 720 do 1480 zł.
Po zakończeniu „Rodziny na swoim” zmniejszyła się kolejka oczekujących na wpis do księgi.
Można się spodziewać, że wnioski ponownie będą lawinowo zalewać sądy po uruchomieniu kolejnego programu dopłat do kredytów – „Mieszkania dla młodych”, co ma nastąpić z początkiem przyszłego roku. I znów wydłuży się czas oczekiwania to wyższe koszty dla kredytobiorcy.

Wystarczy działka, a dom sfinansuje się sam

Jeśli nie mamy zdolności kredytowej to nie szkodzi. Wystarczy działka budowlana, a zbudują nam dom na kredyt, który dodatkowo sam się będzie spłacał. Tak ma wyglądać program „SAMOspłacający się dom” opracowany przez BOŚ Bank
Choć pomysł brzmi jak żart, autorzy przekonują, że jest on realny. A wszystko dzięki instalacji fotowoltaicznej, która nie dość, że zapewni energię dla domu, to dzięki sprzedaży nadmiaru energii do sieci zapewni środki na spłatę kredytu. Dodatkowo dom ma być maksymalnie energooszczędny, aby zmniejszyć koszty utrzymania. Zapewnić to mają takie rozwiązania jak kolektory słoneczne, pompa ciepła, a także energooszczędny sprzęt AGD.
Autorzy programu wyliczają, że na dzień dzisiejszy koszt budowy domu o powierzchni 92 m2 z wykończeniem i wyposażeniem w AGD wynosi ok. 240 tys. zł, co przekłada się na ponad 1300 zł raty miesięcznie. Jeżeli dodamy do tego instalację fotowoltaiczną oraz ekologiczny system grzewczy, to koszty wzrosną do ok. 560tys. zł, a rata do 3060 zł. Jednak średniomiesięczne przychody ze sprzedaży nadwyżek energii wraz z oszczędnościami na kosztach utrzymania domu wyniosą ok. 3660 zł i przewyższą ratę kredytu o 600 zł.
Jest to program opracowany przez BOŚ Bank we współpracy m.in. z Muratorem, który zaprojektował 6 domów. Pozostali partnerzy (Amica, Barlinek, Black Red White, Opoczno oraz Cersanit) mają dostarczyć materiały do budowy i wyposażenia domu. Cały proces inwestycji ma mieścić się w trzech krokach. W pierwszej kolejności klient wybiera jeden z projektów domów. Następnie wskazuje lokalizację. A na koniec podpisuje przygotowane przez bank dokumenty. Dalej inwestycja po prostu jest realizowana. Tylko czy aby na pewno nie ma w tym żadnej pułapki?
Przede wszystkim instalacja fotowoltaiczna o takiej mocy nie zmieści się na dachu budynku, a to oznacza, że potrzebna jest duża nasłoneczniona działka o powierzchni ok. 2000 m2. Działki budowlane o tak dużej powierzchni rzadko są dostępne w miastach, zwłaszcza dużych.
Jednak ziszczenie się tej wizji będzie możliwe dopiero wtedy, gdy parlament uchwali ustawę o odnawialnych źródłach energii.
Organizatorzy postawili sobie za cel budowę 100 tys. domów w ramach programu w ciągu 5 lat. – To powinno się przełożyć na 50 tys. miejsc pracy i inwestycje rzędu 50 mld zł.

Moda na komercyjny luksus

Mimo kryzysu, liczba transakcji na rynku nieruchomości komercyjnych – apartamentów utrzymuje się na stałym poziomie. Kupujący wybierają jednak mniejsze lokale. Wartość rynku apartamentów i rezydencji luksusowych w Polsce wynosi około jednego biliona zł rocznie, z tego 600-650 mln zł przypada na nieruchomości z rynku wtórnego. To właśnie najdroższe lokale używane cieszą się niesłabnącym popytem. Co więcej, ten popyt może wzrosnąć, bo jak wynika z danych KPMG za trzy lata ma być w Polsce nawet 839 tys. osób zamożnych i bogatych z łącznym dochodem 160 mld zł. Niezależnie od koniunktury na rynku odsetek transakcji tego typu mieszkań wynosi 3-4 proc. Do inwestowania w takie nieruchomości komercyjne zachęca możliwość zamieszkania w prestiżowych dzielnicach i korzystanie z udogodnień niedostępnych w niższych segmentach rynku. Czasem liczy się również dobry adres, który ma znaczenie w relacjach towarzysko.
Niezmiennie od kilku lat najwięcej luksusowych używanych lokali sprzedaje się w Warszawie. To co się zmienia, to metraż kupowanych apartamentów. O ile ceny za nieruchomości prestiżowe z wyższej półki są stabilne, to klienci wybierają mieszkania o mniej spektakularnych metrażach niż jeszcze kilka lat temu. W 2012 r. sprzedaliśmy na przykład mieszkanie o powierzchni 47 mkw., ale ze względu na jego atrakcyjne wyposażenie i położenie w luksusowym apartamentowcu w centrum Warszawy metr kosztował niemal 18 tys. zł. Wybór mniejszych powierzchni nie wynika z tego, że kupujących nie stać na większy metraż. Przeciwnie.
Mały apartament nierzadko jest tylko dodatkowym mieszkaniem, np. w centrum miasta lub w atrakcyjnym kurorcie, w którym okresowo przebywa właściciel. Na stałe mieszka jednak w dużym domu pod miastem. Również zamożny inwestor może kupić mały apartament w celu okazjonalnego wynajmowania zamożnym turystom — mówi główny analityk firmy Expander.

Ile zarabiają zwykli Amerykanie

Pracownicy siedmiu z dziesięciu najpowszechniejszych zawodów w Stanach Zjednoczonych zarabiają poniżej 2,5 tys. USD miesięcznie. To o wiele mniej od średniej, która wynosi obecnie ponad 3,8 tys. USD, informuje portal CNN. Najniższe zarobki mają osoby zajmujące się przygotowywaniem jedzenia, bo 1560  USD miesięcznie, a stanowią one trzecia pod względem liczebności grupę zawodową. Średnie zarobki drugiej pod względem wielkości grupy zawodowej, kasjerów i kelnerów, to 1697 USD. Sprzedawcy sklepów detalicznych, najliczniejszej grupy, mogą liczyć przeciętnie na nieco ponad 2100 USD miesięcznie.
Amerykanie biednieją. Od 2000 r. mediana dochodów gospodarstwa domowego spadła o ponad 4 tys.  USD.
Jest to po części wynikiem znikania miejsc pracy klasy średniej i większej liczby niżej płatnych stanowisk. Ok. 58 proc. powstałych w kryzysie miejsc pracy, to prace nisko płatne. Mediana stawki godzinowej w ich przypadku wynosi 13,83  USD lub mniej.

A tak kształtują się miesięczne zarobki w 10 najpowszechniejszych zawodach w USA:
Sprzedawca w sklepie (4,3 mln osób) – 2100  USD (6,8 tys. zł)
Kasjer (3,3 mln) – 1697  USD (5,5 tys. zł)
Pracownicy gastronomii (2,9 mln) – 1560  USD (5,0 tys. zł)
Pracownicy biurowi (2,8 mln) – 2439  USD (7,95 tys. zł)
Pielęgniarki (2,6 mln) – 5661  USD (18,45 tys. zł)
Kelnerzy (2,3 mln) – 1726  USD (5,6 tys. zł)
Obsługa klienta (2,3 mln) – 2759  USD (8,99 tys. zł)
Robotnik (2,1 mln) – 2200  USD (7,2 tys. zł)
Dozorca/sprzątacz (2 mln) – 2070  USD (6,7 tys. zł)
Sekretarka/asystentka w administracji (2 mln) – 2796  USD (9,1 tys. zł)

Ponad 330 wniosków do władz Lotniska Chopina

334 wniosków o pokrycie kosztów izolacji akustycznej w domach lub o wykup nieruchomości z powodu utraty jej wartości wskutek hałasu wpłynęło do władz warszawskiego Lotniska Chopina od okolicznych mieszkańców – poinformował rzecznik portu Przemysław Przybylski. Chodzi o mieszkańców z utworzonego w sierpniu 2011 r. Obszaru Ograniczonego Użytkowania (OOU) wokół Lotniska Chopina. Sejmik Województwa Mazowieckiego podjął wtedy uchwałę o ustanowieniu takiego obszaru. Zgodnie z nią mieszkańcy okolicznych dzielnic i gmin – m.in. Ursusa, Ursynowa, Ochoty, Włoch, Piaseczna, Raszyna i Michałowic, mogą składać wnioski do władz lotniska m.in. z prośbą o wykonanie izolacji akustycznych w ich mieszkaniach, domach.
– Od momentu ustanowienia Obszar Ograniczonego Użytkowania wpłynęły do nas 334 wnioski od mieszkańców. 286 dotyczyło wykonania izolacji akustycznych, pozostałe 48 – wypłaty odszkodowania lub wykupu nieruchomości – powiedział Przybylski. Wyjaśnił, że dotychczas wykonano 20 ekspertyz akustycznych. Po wykonanych ekspertyzach wnioskodawcy przedstawiają kosztorys realizacji inwestycji, który po naszej akceptacji umożliwia podpisanie umowy trójstronnej i w efekcie wykonanie izolacji akustycznych na nasz koszt – powiedział. Dodał, że w ostatnich tygodniach do władz portu zaczęły wpływać kosztorysy mieszkańców do zaopiniowania. Przypomniał, że władze lotniska po otrzymaniu wniosku o wykonanie izolacji akustycznej, zlecają i ponoszą koszty przeprowadzenia ekspertyzy w celu określenia, czy w mieszkaniu, domu przekroczone są dopuszczalne normy hałasu. – Na podstawie uzyskanych wyników określany jest rodzaj izolacji akustycznych, które należy zastosować w danej nieruchomości – powiedział. Wnioski można składać przez dwa lata od wejścia w życie uchwały o Obszarze Ograniczonego Użytkowania, czyli do 3 sierpnia 2013 r.
Z chwilą utworzenia OOU zarządzający lotniskiem zobowiązany jest do prowadzenia działalności w taki sposób, aby nie powodowała ona przekroczeń dopuszczalnych poziomów hałasu lotniczego poza granicami tego obszaru. Oznacza to w dłuższej perspektywie ograniczenie rozwoju lotniska, ze względu na konieczność utrzymania ruchu lotniczego na takim poziomie, aby zasięg ponadnormatywnego hałasu, generowanego w wyniku startów, lądowań i przelotów, mieścił się w granicach OOU. Lotnisko Chopina jest największym portem lotniczym w Polsce. Obsługuje ruch rozkładowy, czarterowy, General Aviation oraz cargo. W 2012 r. z usług lotniska skorzystało ponad 9,5 mln osób. Od początku 2013 r. lotniska obsłużyło 1,31 mln pasażerów.

Ranking kredytów hipotecznych 2013

Zostały  przeanalizowane oferty kredytów hipotecznych dostępnych w 21 bankach. W rankingu wzięto pod uwagę nie tylko oprocentowanie i wysokość marży, ale również sześć innych czynników, które mają wpływ na atrakcyjność oferty, między innymi ubezpieczenia oraz maksymalną kwotę kredytu.
Szukano kredytu w złotych dla trzyosobowej rodziny (2+1), która chce kupić mieszkanie za 250 tysięcy złotych na rynku wtórnym. Nie ma ona innych zobowiązań, poprzednie kredyty spłacali terminowo. Małżeństwo, oboje w wieku do 35 lat, wspólnie miesięcznie zarabia 6 tysięcy złotych, od banku musi pożyć 225 tysięcy złotych na okres 30 lat. Wybrało spłatę w ratach równych. Ma 10 procent własnego wkładu, czyli 25 tysięcy złotych. Największy nacisk położono na marżę, która jest składową oprocentowania, prowizję oraz koszt ubezpieczenia pomostowego. Poza tym analizowano inne dodatkowe, wymagane ubezpieczenia, które podnoszą koszty kredytu. Sprawdzono też, jaką sumę maksymalnie jest w stanie pożyczyć nam bank oraz czy wymaga od nas posiadania wkładu własnego.
Zwycięzca tegorocznego rankingu kredytów hipotecznych jest Deutsche Bank, który oferuje zerową prowizję oraz najniższą marżę. Naszej modelowej rodzinie pożyczy maksymalnie 250 tysięcy złotych na 25 lat. Nie jest wymagana polisa na życie. Za to ubezpieczenie pomostowe, które jest obowiązkowe podnosi marżę o 1,2 punktu procentowego.
Na drugim miejscu są oferty BNP Paribas. Przedstawił on dwie oferty kredytu hipotecznego w złotych, które uzyskały tyle samo punktów. Obie mają zerową prowizję. Różnią się m.in. wysokością marży przez pierwsze pięć lat. Maksymalnie ten bank jest w stanie pożyczyć nam niemal 530 tysięcy złotych. Na podobnym poziomie najwyższy limit oferują też inne banki.
Kolejny w rankingu jest kredyt hipoteczny, który oferuje BZ WBK. Oferta różni się od pozostałych 2,5-procentową prowizją. Koszt ubezpieczenia pomostowego podnosi marżę o 1 punkt procentowy. Koszt polisy na mieszkanie przez pierwszy rok to dodatkowe 0,08 procent wartości nieruchomości.

Perełki komercyjne Dolnego Śląska

Nieruchomości komercyjne, jakie chcą sprzedać na Dolnym Śląsku rządowe agencje, samorządy i uczelnie są zadziwiające. Można tam już wypatrzyć prawdziwe okazje, a na inne warto poczekać.
W ostatnich latach spośród nieruchomości komercyjnych  oferowanych przez agencje rządowe największe emocje budziła sprzedaż działek na Kępie Mieszczańskiej. Ich właścicielem jest Agencja Mienia Wojskowego. Grunty położone na wyspie w centrum Wrocławia są szalenie atrakcyjne, ale przedsiębiorców zniechęcał brak miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego. Inwestując w ich zakup, staliby się tak naprawdę właścicielem kota w worku. Przez lata nie było bowiem do końca wiadomo, co na wyspie będzie mogło powstać. Dlatego AMW bezskutecznie wystawiała Kępę w przetargach od 2008 r. Teraz sytuacja powinna się jednak zmienić. W tym roku grunty mają być w końcu objęte planem zagospodarowania. Według wstępnych założeń na wyspie będzie można wybudować m.in. mieszkania, obiekty handlu detalicznego, gastronomii i rozrywki oraz budynki o charakterze biurowym. Plan umożliwia także powstanie wieżowca o wysokości od 40 do 55 m na działce najbliżej ul. Dmowskiego i drugiego o wysokości do 38 m na gruncie nieco oddalonym od ulicy.
Agencja na Kępie Mieszczańskiej ma 24 działki, które chce sprzedać w 14 pakietach, tzw. pozycjach przetargowych. Najmniejsze grunty mają około dwóch tys. m kw., największe 1,5 ha. Gdy plan zagospodarowania wyspy zostanie uchwalony, AMW zleci ponowną wycenę gruntów i ruszy z nowymi przetargami.
Wrocławska wyspa nie jest jedyną interesującą ofertą AMW. W stolicy Dolnego Śląska wojsko chce sprzedać także teren przy ul. Granicznej 105. Działka ma prawie 0,7 ha powierzchni. Może tam powstać np. dom weselny, placówka prywatnej służby zdrowia, centrum spa albo centrala firmy handlowo-logistycznej. Przetarg na grunt odbył się w piątek, ale nie udało się go rozstrzygnąć. Wówczas cenę wywoławczą ustalono na 2,9 mln zł. Wkrótce kolejny przetarg, na którym cena zapewne zostanie obniżona.
Kolejną atrakcyjną lokalizacją we Wrocławiu jest… obecna siedziba wrocławskiego oddziału Agencji Mienia Wojskowego. AMW zdecydowała, że przeniesie się do remontowanego budynku stojącego na jej działce, gdzie w przyszłości mają powstać tereny zielone (a zatem nikt jej od wojska nie kupi), a swoje obecne biuro jak najszybciej sprzeda.

Pozywany Google na 20 mln dolarów

20 mln dolarów odszkodowania będzie się domagał od firmy Google Piotr Tymochowicz – piszą wirtualnemedia.pl. Pozew dotyczy wysokiego pozycjonowania stron zawierających pomówienia pod adresem Tymochowicza. Prawdopodobnie chodzi o stronę piotrtymochowicz.com.
W sieci pojawiły się strony jawnie nienawistne i zniesławiające mnie, moją rodzinę – najwyżej pozycjonowane przez Google – napisał w zeszłym tygodniu Piotr Tymochowicz. – Do poszczególnych artykułów nie będę się ustosunkowywać, z wyjątkiem drobnej uwagi, że można było wzmocnić jeszcze przekaz, że przecież jestem Masonem, Żydem, Cyklistą a kto wie może jednocześnie seryjnym mordercą, gwałcicielem niemowląt i jednym z najbardziej wpływowych Agentów Specjalnych Mossadu – kpił Tymochowicz.
Tymochowicz ma zamiar pozwać Google’a, ponieważ mimo wielu monitów i listów nie kasuje ze swoich zbiorów – jawnych dowodów zniesławiania oraz obrzydliwych pomówień. – Wręcz przeciwnie pozycjonuje je na pierwszych miejscach swoich wyszukiwarek, jednocześnie reklamując swoje inteligentne systemy – rozpoznawania i kasowania artykułów szkalujących – stwierdził Tymochowicz. – Robię to dla pieniędzy, w imię prawa do wolności osobistej oraz w trosce o moją rodzinę – dodał
Piotr Tymochowicz, który mieszka w tej chwili w Stanach Zjednoczonych, znalazł już prawników, którzy będą dla niego pracować w zamian za udziały w odszkodowaniu. – Wiem, że wygram tę sprawę. O sprawie zrobi się głośno w Stanach, może i w Polsce, na przełomie kwietnia i maja – uważa specjalista od wizerunku.

Turyści z problemem jak zbankrutuje biuro podróży

Turyści mają się czego obawiać – w razie gdy zbankrutuje biuro podróży z którym wyjechali na wakacje – mogą zostać dosłownie na walizkach. Nie wiadomo kto ma zająć się poszkodowanymi turystami i kto ma ich sprowadzać do kraju. Do tej pory zajmowały się tym urzędy marszałkowskie, ale jak oświadczył konwent marszałków, w tym roku już nie będą. Okazuje się, że takie zadania nie należą do obowiązków urzędów marszałkowskich – z taką interpretacją zgadza się także ministerstwo sportu i turystyki. Ten sam resort zapewnia, że cały czas przygotowywana jest ustawa o funduszu gwarancyjnym. W ubiegłym roku najwięcej poszkodowanych turystów było na Mazowszu. Adam Struzik marszałek województwa mazowieckiego podkreśla, że organizowanie miejsc w samolotach i dbanie o noclegi dla poszkodowanych to nie jest zakres jego obowiązków. W obecnym stanie prawnym nie ma przesłanek, żeby marszałkowie sprowadzali turystów z zagranicy. Opinie prawne oraz wymiana korespondencji z ministerstwem sportu oraz z wojewodą wskazują, że na dodatek nie ma jasno określonego źródła finansowania powrotów w momencie gdy zabraknie pieniędzy z tzw gwarancji wyjaśnia Struzik.
Na zmiane prawa jest już późno, bo mało prawdopodobne, żeby ministerstwo sportu i turystyki zdążyło przygotować odpowiedni projekt ustawy przed tegorocznym sezonem urlopowym. Według Katarzyny Kochaniak rzeczniczki ministerstwa, prace nad zapewnieniem bezpieczeństwa turystów trwają. Cały czas przygotowywana jest ustawa o funduszu gwarancyjnym wyjaśnia Kochaniak.
W ubiegłym roku marszałek województwa mazowieckiego dopłacił z własnego budżetu 190 tysięcy złotych, żeby sprowadzić turystów do kraju. Do dziś pieniędzy nie odzyskał. W tym roku działalność urzędników nie będzie – bo nie może być – tak szeroka dodaje Adam Struzik. Obowiązkiem marszałka jest tylko uruchomienie gwarancji bankowych do ich wysokości dodaje Adam Struzik.

Jak zdobyć pracę przez telefon

Niektórzy pracodawcy rozpoczynają weryfikację kandydata już w czasie rozmowy telefonicznej. Oto poradnik, jak zabłysnąć przez telefon i odnieść sukces w procesie rekrutacji.
Do rozmowy telefonicznej trzeba się odpowiednio przygotować. Przede wszystkim należy zadbać o ciszę i pomieszczenie, w którym będziemy sami. Pamiętaj, że doświadczony rekruter może wyczuć z jakiego miejsca rozmawiasz i co robisz – postaraj się wyciszyć i skupić na rozmowie. Zamknij pocztę elektroniczną, wyłącz radio, powiadom domowników, że przez pewien czas będziesz nieosiągalny. – W czasie, kiedy szuka się pracy trzeba szczególnie pilnować, aby bateria w telefonie była stale naładowana – to drobiazg, ale kluczowy – mówi dyrektor Działu Rozwoju Rynków w Work Service.
Rozmowa może być wspomagana połączeniem wideo oraz testami elektronicznymi, dlatego postaraj się mieć przygotowany komputer z dostępem do Internetu. Jeśli nie posiadasz kamery – nie martw się – pracodawca na pewno wziął taką sytuację pod uwagę i nie powinno to zaszkodzić Twojej kandydaturze.
Tuż przed rozmową dokładnie przeczytaj swoje CV, opis oferty oraz wymagania pracodawcy na stanowisko, na które aplikujesz. Powinieneś wiedzieć, jakie cechy są niezbędne w danym zawodzie i w czasie rozmowy akcentować te składowe swojego CV, które są z nimi zgodne. – Warto sobie przypomnieć wydarzenia z własnego życia, które mogą uwiarygodnić nasze CV i jednocześnie udowodnią, że nadajemy się do pracy w określonym zawodzie. Jeśli praca wymaga kontaktu z ludźmi lub umiejętności pracy w grupie – rekruter może nas zapytać, jaka sytuacja z przeszłości świadczy o tym, że posiadamy takie kompetencje.
W czasie rozmowy odpowiadaj konkretnie na pytania rekrutera. –  Ważne jest, aby nie koloryzować i bazować na swoim CV. – Jeśli obawiasz się zaskakującego pytania przygotuj kilka zwrotów, które dadzą Ci czas na zastanowienie. Mogą to być sformułowania typu: „To trudne pytanie – muszę się chwilę zastanowić”, „To zależy od wielu czynników”, „Nie tak łatwo odpowiedzieć na to pytanie” – dodaje dyrektor.
Ostatnia rada odwołuje się do Twojej samooceny i wiary w sukces. Staraj się myśleć o sobie w perspektywie osoby, która już zdobyła to stanowisko. – Mówią, że wiara czyni cuda i jest to w dużej mierze prawda. Rozmawiając z pracodawcą mów, co zrobisz, a nie co myślisz, że można by było zrobić na tym stanowisku. Takie podejście pokazuje Twoje zdeterminowanie i poważne podejście do swojej aplikacji. Nie myl jednak pewności siebie z arogancją – ostrzega Tomasz Hanczarek prezes zarządu Work Service S.A.
Warto wziąć sobie do serca wspomniane rady, jednak należy też pamiętać, że to „ćwiczenie czyni mistrza”. Nie przejmuj się więc, jeśli pierwsza rozmowa się nie powiedzie. Nie poddawaj się, a poszukiwanie pracy zakończy się sukcesem.

Nieruchomość komercyjna za minimum 400 tys. zł

Jeśli dom, to raczej cztero- lub pięciopokojowy, za co najmniej 400 tys. zł, ale niekoniecznie wiele więcej i o przeciętnej powierzchni do 200 m2.
Powyższe nieruchomości komercyjne stanowią specyficzny segment rynku nieruchomości, zwłaszcza jeżeli chodzi o duże miasta. O ile w mniejszych miejscowościach, małych miasteczkach i na wsiach domy stanowią zdecydowanie przeważającą część zasobów mieszkaniowych, o tyle w dużych miastach nie są już tak dostępne ani powszechne, przede wszystkim ze względu na wysokiem ceny i ograniczoną dostępność gruntów. Na zakup tej nieruchomości komercyjnej decydują się zazwyczaj rodziny z dziećmi posiadające raczej tzw. zasobny portfel albo przynajmniej wysoką zdolnością kredytową. Koszty budowy i materiałów we wszystkich lokalizacjach są podobne, ale pamiętajmy, że to wartość gruntu determinuje końcowa cenę domu.
Oczekiwania poszukujących domów zmieniają się w czasie. Chętni na nieruchomość w Katowicach jeszcze w czerwcu 2012 roku najczęściej ograniczali cenę do 600 tys. W styczniu 2013 roku co piąty z nich uznał, że za dom może zapłacić góra 400 tys. zł.
Klienci szukający domów wiedzą, że muszą zapłacić za taką nieruchomość więcej. W niektórych miastach bez wahania jako dolną granicę wpisują kwoty sięgające miliona złotych. Coraz częściej jednak wybierane są także domy nieco tańsze.
Najniższych cen spodziewają się klienci z Katowic i Łodzi. W pierwszym z miast w jednej czwartej przypadków cena powinna być wprawdzie niższa niż 300 tys. zł (w porównaniu z czerwcem 2012 wzrost o 6 pp), ale też nie powinna być wyższa niż 400 tys. zł (19 proc.) lub 500 tys. zł (16,5 proc.). W Łodzi wyniki są podobne. Także w innych miastach widać niechęć potencjalnych klientów do płacenia zbyt wysokich sum. W Krakowie 400 i 500 tys. zł jako maksymalna cenę wskazuje po 19 proc. użytkowników serwisu, a w Poznaniu odpowiednio 23 i 22 proc. osób.
Znacznie droższe domy poszukiwane są w Trójmieście i Wrocławiu. Tam klienci są skłonni płacić kwoty sięgające 600-700 tys. zł. Na tym tle w Warszawie mamy do czynienia z czymś, co można nazwać cenową orgią. Jeden na pięciu nabywców gotów jest zapłacić za dom co najmniej milion złotych, choć odsetek takich klientów jest niższy niż w czerwcu 2012 roku.

Ostatnie dni na wypicie kawy latte z obniżonym VAT-em

Kupując w Poniedziałek Wielkanocny kawę latte lub cappuccino musimy przygotować się na większy wydatek – w cenie zapłacimy bowiem już nie 8-proc. ale 23-proc. VAT. 1 kwietnia wchodzą też w życie inne ważne dla przedsiębiorców zmiany w VAT. Łatwiej będzie wręczać klientom próbki produktów, ale za to bardziej skomplikowane stanie się oferowanie im darmowych kalendarzy z logo firmy. Pierwsza część zmian wprowadzonych ustawą z 7 grudnia 2012 r. o zmianie ustawy o podatku od towarów i usług oraz niektórych innych ustaw obowiązuje już od 1 stycznia. 1 kwietnia 2013 r. to data, z którą wchodzi w życie druga część nowych regulacji. Poniżej najważniejsze z tych zmian.
Opodatkowaniu VAT-em podlega odpłatana dostawa towarów. Jednak ustawa o VAT w pewnych okolicznościach uznaje za czynność odpłatną także przekazanie bez wynagrodzenia, gdy na etapie nabycia przedsiębiorcy przysługiwało prawo do odliczenia.
Jednym z wyjątków, który wyłącza z opodatkowania nieodpłatne przekazania mimo istnienia prawa do odliczenia na etapie nabycia, są próbki. Zmieniona definicja próbki została rozszerzona, co jest korzystną informacją dla przedsiębiorców i konsumentów. Po zmianach próbką jest egzemplarz identyfikowalny jako próbka, mający na celu wyłącznie promocję sprzedaży, a nie jak obecnie – niewielka ilość towaru. Próbka ma pozwolić na ocenę cech i właściwości, ale nie może służyć zaspokojeniu potrzeb odbiorcy końcowego, chyba że zaspokojenie potrzeb odbiorcy jest nieodłącznym elementem promocji towaru i ma skłaniać go do zakupu.
Od kwietnia zmianie ulegnie także definicja działalności gospodarczej. Pojęcie to ma kluczowe znaczenie przy ustalaniu statusu podatkowego w VAT. Podatnikiem tego podatku są bowiem osoby fizyczne i prawne a także jednostki organizacyjne niemające osobowości prawnej, które samodzielnie wykonują działalność gospodarczą.
Od kwietnia trzeba także liczyć się z podwyżkami cen kawy w restauracjach i kawiarniach. Podstawowa 23-proc. stawka VAT obejmować będzie nie tylko sprzedaż kawy i herbaty, ale także napojów, do których wykorzystywane są napary z kawy i herbaty. Zmiana ta oznacza brak możliwości interpretacyjnych, pozwalających na opodatkowanie kawy latte czy cappuccino tak, jak napoju mlecznego – stawką 8-procentową.

Nowe nieruchomości komercyjne wchodzą do Polski

Niemiecka sieć nieruchomości komercyjnych – hoteli bez gwiazdek ma na oku aglomeracje. Zacznie od Warszawy i Krakowa. Choć najwięksi entuzjaści wieścili najazd światowych sieci hotelowych na EURO 2012, boomu nie było, bo nikomu nie opłacało się budowanie nieruchomości komercyjnej na dwutygodniową imprezę. Jednak inwestorzy z branży zaczęli się przekonywać do polskiego rynku, widząc niskie nasycenie hotelami — zwłaszcza sieciowymi. Według Horwath  HTL, od dwutysięcznego siódmego roku, kiedy przyznano Polsce organizację piłkarskich mistrzostw, do ubiegłego roku., kiedy się one odbyły, liczba tych nieruchomosci komercyjnych – hoteli w Polsce wzrosła z niecałych 1,4 tys. do prawie 2 tys. Polską zainteresowali się zagraniczni operatorzy hotelowi (jak Best Western) czy też inwestorzy (jak Wenaasgruppen, który kupił hotel Jan III  Sobieski w Warszawie). Zainteresowanie rynkiem nie gaśnie. Wejście do Polski zapowiada między innymi niemiecka sieć Motel One. — Nasz pierwszy hotel powstanie w Warszawie, przy ul. Tamka. Kolejny będzie Kraków — ze względu na potencjał. Chcielibyśmy też wejść do miast regionalnych, jak Poznań, Wrocław czy Gdańsk, ale to pieśń przyszłości — mówi Christian Lainer, dyrektor rozwoju Motel One na Europę Środkową. Polska to element strategii szybkiego

Spółka Kammela znika

Zajmująca się organizacją szkoleń spółka Sparrow, założona przez prezentera telewizyjnego Tomasza Kammela i jego znajomą Ewę Wróbel, została postawiona w stan likwidacji – podaje „Puls Biznesu”. To ta sama firma, której Katarzyna Niezgoda, życiowa partnerka Kammela, zlecała usługi warte miliony. Firma Sparrow przegrała proces sądowy, w toku którego domagała się od Pekao zapłaty ponad 1,25 mln złotych. Chodziło o rzekome zaległości, które wynikały z tego, że bank nie zapłacił za zorganizowane szkolenia. Po wydaniu przed sąd orzeczenia spółka, której działalność była od maja ubiegłego roku zawieszona, znów zaczęła funkcjonować. Jednak jej jedyną decyzją było rozwiązanie spółki i postawienie jej w stan likwidacji.
Sprawa ma związek z głośną aferą, która wybuchła w 2009 roku po publikacji „Pulsu Biznesu”. Gazeta napisała, że Katarzyna Niezgoda, najpierw jako wiceprezes Banku BPH, a potem Pekao zlecała wykonanie usług szkoleniowych firmie Sparrow, której współzałożycielem jest jej życiowy partner Tomasz Kammel. W rekordowym dla Sparrow roku 2008 przychody firmy sięgnęły ponad 18 milionów złotych. Gdy Katarzyna Niezgoda została dyscyplinarnie zwolniona z Pekao, przychody zaczęły spadać, by w 2011 roku osiągnąć 235 tysięcy złotych.
Jak podaje „Puls Biznesu”, Tomasz Kammel nie rezygnuje z działalności biznesowej. W Krajowym Rejestrze Sądowym wpisane są dwie spółki, których współwłaścicielem jest telewizyjny prezenter. Jedna, podobnie jak Sparrow, zajmuje się szkoleniami, druga zaś ma wybudować farmę wiatrow

Decydujemy się na kartę kredytową

Co powinieneś wiedzieć decydując się na kartę kredytową Wiele osób nie wie na co zwracać uwagę, gdy bank proponuje im kartę kredytową. Zwykle przeceniamy ważność oprocentowania i nie dość dokładnie sprawdzamy informacje na temat opłat za korzystanie czy kosztów ubezpieczeń dodawanych do karty.
Wśród produktów kredytowych służących do finansowania wydatków konsumpcyjnych najmniej wiemy o kartach kredytowych. Jest to bowiem produkt bardziej skomplikowany niż kredyt ratalny czy limit kredytowy w rachunku. Dwa najważniejsze parametry karty to oprocentowanie i opłata za korzystanie. Nierzadko jednak nie przywiązujemy do nich wystarczającej uwagi lub skupiamy się na czymś co tak naprawdę nie ma dla nas większego znaczenia.
Dla przykładu nie zwracamy uwagi na opłatę za korzystanie, gdyż banki przekonują nas, że karta jest darmowa. W rzeczywistości jednak karta jest zwykle bezpłatna tylko w pierwszym roku a w kolejnych opłata za nią nie jest naliczana jeśli będziemy z niej często korzystać. Decydować może wartość operacji wykonanych w minionym roku lub ich liczba. Zwykle, aby uniknąć opłaty należy co miesiąc płacić nią za zakupy o łącznej wartości ok. 1000 zł. Znajdziemy jednak oferty, w których ten limit jest istotnie niższy. Decydując się na kartę warto więc sprawdzić warunki zniesienia opłaty, a także to, ile będziemy musieli zapłacić jeśli ich nie spełnimy. Z reguły bank nalicza wtedy roczną opłatę w wysokości ok. 60 zł rocznie. O ile nie doceniamy opłat za korzystanie z karty to przeceniamy ważność poziomu jej oprocentowania. Kartę najczęściej bierze się bowiem po to, aby korzystać z nieoprocentowanego kredytu trwającego do niecałych 2 miesięcy. Gdy ktoś potrzebuje pożyczki na dłuższy okres to bardziej opłaca mu się skorzystać z pożyczki gotówkowej czy limitu w rachunku. Oprocentowanie karty zwykle ma więc drugorzędne znacznie. Staje się ono istotne tylko jeśli ktoś spłaca co miesiąc jedynie cześć zadłużenia. Wtedy naliczane odsetki są z reguły dość wysokie. Oprocentowanie kart kredytowych często jest bowiem zbliżone do najwyższego dopuszczalnego przez prawo poziomu, który obecnie wynosi 19%.

Polacy marzą o domu za miastem

Ranking inwestycji deweloperskich pokazał, że Polacy najchętniej zamieszkaliby w domu za miastem, blisko lasu, na osiedlu o kameralnym charakterze. O takich nieruchomościach marzymy. A co ostatecznie wybieramy? Przede wszystkim kierujemy się ceną i lokalizacją, choć coraz większą wagę przykładamy do aranżacji otoczenia i rozwiązań energooszczędnych. Okazuje się, że lokalizacja w centrum miasta nie jest już dla kupujących najważniejsza. Spośród 15 cech przypisanych nieruchomościom i przedstawionych głosującym, bliskość centrum plasuje się dopiero na 12 miejscu. -Ludzie są coraz bardziej mobilni. Hałas miasta zamieniają na spokojne otoczenie lasów, godząc się tym samym na nieco dłuższą drogę do pracy, ale w zamian otrzymując prawdziwy wypoczynek w domowym zaciszu i czystsze powietrze. Wśród najnowszych trendów na rynku nieruchomości widać wyraźny zwrot ku ekologii. Zarówno kupujący, jak i deweloperzy zwracają uwagę na wyposażenie inwestycji mieszkaniowej w rozwiązania ekologiczne, które nie tylko zapewnią ochronę środowisku, ale także pozwolą zmniejszyć koszty utrzymania nieruchomości. Do takich rozwiązań należą m.in. pojemniki do segregacji odpadów, energooszczędne oświetlenie czy nowoczesne systemy ogrzewania. To znak, że Polacy zaczynają patrzeć na nieruchomości z szerszej perspektywy. Nabywcy analizują nie tylko koszt zakupu nieruchomości, ale także jej przyszłe utrzymanie (ogrzewanie, gaz, prąd, woda). Coraz więcej osób zdaje sobie sprawę, że zakup mieszkania to dopiero początek wydatków. Często okazuje się, że warto na początku zainwestować więcej, np. w dobre materiały budowlane, wentylację z odzyskiem ciepła, kolektory słoneczne, by przez kolejnych kilkanaście lat znacznie zaoszczędzić na kosztach eksploatacji. Nowością wprowadzoną w ostatnim czasie przez deweloperów jest pozostawienie kupującym znacznie większej swobody w aranżacji wnętrz. Jak wynika z raportu, Polacy szukają mieszkań funkcjonalnych w dłuższej perspektywie czasu, zarówno dla bezdzietnego małżeństwa, jak i później, gdy pojawią się dzieci. Nieruchomości deweloperskie powinny charakteryzować się rozwiązaniami, które pozwolą przyszłym lokatorom na takie zabiegi jak wydzielenie większej liczby pokoi, dodatkowej łazienki, garderoby lub schowka.

Pogarsza się jakość portfela kredytów mieszkaniowych

Z najnowszego opracowania Biura Informacji Kredytowej wyłania się obraz jakości portfela kredytów mieszkaniowych zaciągniętych w ostatnich latach. Czy kredyty walutowe spłacane są lepiej od złotowych? Jakie czynniki wpływają na jakość portfela kredytów?
Z danych zaprezentowanych przez BIK wynika, iż w latach 2005–2012 banki udzieliły 2 035 tys. kredytów mieszkaniowych, z których 1 667 tys. pozostawało w grudniu 2012 r. w spłacie. Spośród nich 1 045 tys. było nominowanych w złotych, 622 tys. w walutach obcych. Standardowa ocena jakości portfela kredytów mieszkaniowych potwierdza rosnące wskaźniki kredytów straconych (opóźnionych w obsłudze powyżej 90 dni) wynikające z naturalnego starzenia się portfela. Ciekawszych danych dostarcza analiza vintage. W jej ramach każda generacja (rok udzielenia kredytu) przeanalizowana została oddzielnie, umożliwiając odróżnienie procesu starzejącej się struktury wieku portfela od zmian jakości kredytowania. Oddzielnej ocenie poddano zarówno portfel złotowy i walutowy. Oto wnioski, jakie wysunęli autorzy opracowania na podstawie wspomnianej analizy: kredyty walutowe udzielone po 2008 r. są znacznie lepszej jakości. Potwierdza to m.in. wyraźnie mniejszy wpływ osłabienia złotego wobec franka w drugiej połowie 2011 r. na odsetek kredytów straconych w tej grupie, niż na analogiczny wskaźnik obliczany dla portfela walutowego pochodzącego z lat 2005-2008 r.  Portfele złotowe są gorszej jakości od walutowych. Najgorszy portfel wśród złotowych wykazał w grudniu 2012 r. opóźnienia powyżej 90 dni na 4,2% rachunków otwartych w tamtym roku, najgorszy portfel walutowy tylko na 1,4% rachunków. Co więcej nawet osoby, które w 2006 r. zaciągnęły kredyt walutowy pomimo znaczącego wzrostu zadłużenia spłacają je lepiej niż te, które wtedy zaciągnęły je w złotówkach. Najgorszym rocznikiem zarówno w portfelu złotowym i walutowym jest zdecydowanie 2008 r. Łączny udział rachunków straconych w roczniku zależy w bardzo dużym stopniu od struktury walutowej. Im większy jest udział kredytów w walucie obcej, tym niższy, liczony łącznie, udział rachunków straconych w danym roczniku. Analiza łączna portfela złotowego i walutowego wskazuje, iż roczniki o dominacji złotego (2010-2012) podążają trajektorią obliczoną w ten sam sposób dla rocznika 2008 r.

Przedłużająca się zima a nieruchomości komercyjne

Przedłużająca się zima niestety bardzo uderza po kieszeni właścicieli nieruchomości komercyjnych. Za ogrzewanie w marcu będzie trzeba zapłacić o połowę więcej niż w ubiegłym roku. Ostrzejsza zima spowoduje także, że za cały sezon grzewczy rachunek będzie tym razem o kilkaset złotych wyższy niż w zeszłym roku. Niewiele tu pomoże tu styczniowa obniżka cen gazu. Przedłużający się sezon grzewczy kosztuje właściciela przeciętnego domu przynajmniej kilkanaście złotych, a właściciela mieszkania przynajmniej kilka złotych dziennie. Trudno się więc dziwić, że spoglądając na nienaturalną dla marca aurę za oknem wiele osób chwyta się za portfel w obawie o wysokość rachunku za ogrzewanie. Gdyż zapotrzebowanie na ciepło jest obecnie mniej więcej o połowę wyższe niż w marcu ubiegłego roku. Co więcej, na podstawie danych z okresu od września 2012 r. do marca br. można szacować, że zapotrzebowanie na ciepło będzie o 11,9% wyższe niż w poprzednim sezonie grzewczym. Przed nami pozostały już tylko dwa ostatnie miesiące korzystania z kaloryferów, które tego wyniku nie powinny znacznie zmienić.
Niestety właściciele nieruchomości inwestycyjnych nie tylko muszą się zmierzyć z bardziej wymagającą zimą, ale też wyższymi stawkami za nośniki energii, czyli: węgiel, energię elektryczną czy olej. Zgodnie z danymi GUS, wszystkie one drożeją. Staniał jedynie gaz, ale dopiero od stycznia br., przez co wpływ tej zmiany na cały aktualny sezon grzewczy jest ograniczony. W lutym br. uśredniona cena nośników energii była wyższa o 1,1% względem lutego sprzed roku. Najbardziej podrożało ciepło z sieci (o 4,9%). W przypadku opału (średni wskaźnik dla węgla, drewna i oleju opałowego) i energii elektrycznej wzrost był już znikomy.

Cypr kusi nieruchomościami komercyjnymi

Są pierwsze symptomy spadku cen nieruchomości komercyjnych takich jak: apartamentów i domów na dotkniętej kryzysem wyspie. Wyspa Afrodyty wciąż uchodzi za jedno z atrakcyjniejszych miejsc do zamieszkania na stałe lub czasowo. Kusi ponad 330 słonecznymi dniami w roku, przyjaznym klimatem, stylem życia i urodą. Dotychczas jej atutem była również stabilna sytuacja polityczno- gospodarcza i korzystny system podatkowy. Teraz sytuacja się zmieniła, ale nie wszystkich inwestorów to martwi. Są tacy, którzy liczą na zmniejszenie popytu na cypryjskie nieruchomości komercyjne i spadek ich cen. Cypryjczycy też są spokojni. Wiedzą, że jest ciężko, ale wierzą, że to sytuacja przejściowa. Duże nadzieje pokładają w podmorskich złożach gazu ziemnego u południowych wybrzeży, które amerykańska firma Noble Energy oszacowała po próbnych wierceniach na 140-230 mld m sześc. Dzięki nim Cypr miałby szansę stać się jednym z największych eksporterów gazu dla państw europejskich, a prace przy nich mogłyby zwiększyć zapotrzebowanie na kupno i wynajem nieruchomości. W perspektywie roku ruchy cen nie są pewne, ale w dłuższym czasie hossa wydaje się być bardzo prawdopodobna. Inwestycja może więc przynieść realne zyski. O atrakcyjności Cypru dla Polaków świadczy też wzrost kursów lotniczych na wyspę. Uruchamiają je kolejne linie lotnicze w największych polskich miastach: Warszawie, Krakowie, we Wrocławiu, w Szczecinie, Poznaniu, Gdańsku i Rzeszowie. Można z nich dolecieć do Larnaki lub Pafos. Lot trwa od 2,5 do 3 godzin, a bilety można kupić w promocji już za niespełna 500 zł. Raj jest więc w zasięgu ręki.

800 tysięcy mkw. powierzchni komercyjnej w budowie

W tym roku na polskim rynku nieruchomości komercyjnych obok mniejszych centrów zakupowych pojawią się też duże obiekty handlowe. W Polsce jest dziś w budowie blisko 800 tys. mkw. powierzchni nieruchomości komercyjnej. W 2013 roku, w przeciwieństwie do roku minionego, poza mniejszymi lokalnymi centrami handlowymi, planowane są też duże obiekty. Mimo to zainteresowanie inwestorów niedużymi centrami handlowymi, służącymi do robienia wygodnych i szybkich zakupów nie słabnie. Dzięki dużej aktywności deweloperów oferta rynku zwiększy się w tym roku o ok. 600 tys. mkw., wynika z szacunkowych danych. To znacznie więcej niż przyrost podaży zanotowany w 2012 roku, kiedy oddane zostało 485, 6 tys. mkw. nowoczesnej powierzchni handlowej. Przy czym nowa podaż zdominowana była przez mniejsze obiekty handlowe, a jedynym większym centrum handlowym była ukończona Galeria Rzeszów (42 tys. mkw.).
W Polsce jest teraz ok. 400 centrów handlowych, w których znajduje się w sumie 9,2 mln mkw. Miniony rok był okresem handlowego boomu w mniejszych miastach, liczących nawet mniej niż 100 tys. mieszkańców. Centra handlowe stanęły m.in. w Ciechanowie, Bełchatowie, Tczewie, Grudziądzu, Świdnicy, Kluczborku czy Kędzierzynie-Koźlu. W tej chwili w małych miastach w budowie znajduje się ok. 20 projektów. Nowe obiekty nieruchomości komercyjne powstają m.in. w Chojnicach, Czechowicach-Dziedzicach, Ełku, Inowrocławiu, Łomży, Nowym Sączu, czy Siedlcach.W niedużych miastach powstają różnego rodzaju placówki, zarówno duże centra handlowe o profilu regionalnym (np. Brama Pomorza w Chojnicach), parki handlowe typu „zakupy codzienne” (Park Handlowy Grudziądz), jak i miejskie centra handlowe (Galeria Veneda Łomża).
Deweloperzy wciąż eksplorują nowe koncepty i lokalizacje, dopasowując rozwiązania do potrzeb konkretnego rynku. Nawet na tzw. nasyconych rynkach znajdują miejsca na niszowe, profilowane inwestycje, jak outlety, czy retail parki skupiające najemców reprezentujących poszczególne branże, np. elektroniczną, meblową czy budowlaną.

Zarobki prezesów polskich banków coraz wyższe

Rekordzistą jest włoski prezes Banku Pekao Luigi Lovaglio. Jego zasadnicze wynagrodzenie wyniosło ponad 3,5 mln zł, a do tego trzeba doliczyć prawie milion złotych premii.
Luigi Lovaglio, włoski prezes Banku Pekao, był w zeszłym roku najlepiej zarabiającym polskim finansistą. Do kieszeni wpadło mu prawie 4,5 mln zł. Przeciętne roczne wynagrodzenie prezesa wielkiego banku w Polsce wynosi 2,9 mln zł brutto. Wciąż mniej niż kolegów na Zachodzie. „Gazeta” przyjrzała się zeszłorocznym zarobkom top menedżerów zarządzających dziesięcioma największymi polskimi bankami. Większość zafundowała sobie podwyżki. Prezesi zarabiali lepiej zwłaszcza w tych instytucjach, które w zeszłym roku poprawiły swoje zyski. Pretekstów do wypłacania premii nie brakowało, bo według KNF cała branża bankowa osiągnęła w zeszłym roku 16,14 mld zł zysku netto i był to najlepszy rok w jej historii.
Prezes Lovaglio położył na łopatki nawet tych finansistów, którzy zarządzają instytucjami większymi niż Bank Pekao. Prezes konkurencyjnego PKO BP Zbigniew Jagiełło w zeszłym roku zarobił 2,5 mln zł. I choć on też zainkasował przy okazji niemałą podwyżkę (ok. 400 tys. zł), to nie zmieścił się w pierwszej piątce.
Można się dziwić, że aż tak duża różnica – niemal 2 mln zł – dzieli prezesa Lovaglia i szefa PKO BP, który nie tylko zarządza wyższym majątkiem, ale też wypracowuje wyższe zyski. Chociaż z drugiej strony – w Banku Pekao zyski wciąż rosną, a w PKO BP – już stoją w miejscu. Poza tym Luigi Lovaglio zawsze cenił się wysoko. Nawet kiedy był „tylko” wiceprezesem zarządu Pekao, bywało, że zarabiał więcej niż ówczesny szef Jan Krzysztof Bielecki (dziś szef Rady Gospodarczej przy premierze).
Panteon najlepiej wynagradzanych bankowych menedżerów jest co roku podobny. Stale pojawiają się Sławomir Sikora, prezes Citi Handlowego, czy Cezary Stypułkowski, szef BRE Banku. Prawdopodobnie po raz ostatni gości tu natomiast Bogusław Kott, który od 15 lat prezesuje Bankowi Millennium i jest dziś najstarszym stażem „czynnym” prezesem banku. Kott (w zeszłym roku do kieszeni wpadło mu 2,7 mln zł) zapowiedział już, że w tym roku odejdzie ze stanowiska.
Milion euro rocznie, które w przeliczeniu na złotówki inkasuje prezes Lovaglio – i setki tysięcy euro, które wkładają do kieszeni jego koledzy zarządzający innymi bankami – to zaledwie stany średnie jak na standardy europejskie. Np. w większości brytyjskich banków prezesi inkasują po 1-1,5 mln funtów. Prezes niemieckiego Commerzbanku zarabia pół miliona euro rocznie i jest to maruder swoich kolegów. Head hunterzy, zawodowo zajmujący się rekrutacją osób na wysokie stanowiska menedżerskie, twierdzą zgodnie, że większość prezesów zarządzających polskimi bankami bez problemu znalazłaby pracę na podobnym stanowisku w dowolnym kraju w Europie. A skoro ich kwalifikacje są „międzynarodowe”, to może i pensje powinny takimi być?

Kupujemy coraz mniejsze nieruchomości

Dla wielu Polaków zakup własnej nieruchomości inwestycyjnej, to wciąż odległe marzenie. Przyczyny to przede wciąż malejące zdolności nabywcze i ceny nieruchomości. W efekcie, kupowane domy są coraz mniejsze. Wydłuża się również czas sprzedaży – obecnie na nabywcę trzeba czekać średnio nawet 200 dni.
Mediana powierzchni tych, sprzedanych w ubiegłym roku przez pośredników wynosi 152 m kw. i jest o 8 m kw. mniejsza niż rok wcześniej. Najwięcej sprzedaje się nieruchomości inwestycyjnych do 150 m kw., a domy o ponad 200 metrowej powierzchni stanowią z kolei tylko 27 proc. wszystkich transakcji. Głównym powodem takiego stanu rzeczy jest niestety niechęć do zaciągania wysokich zobowiązań kredytowych, problemy z finansowaniem zakupu kredytem, a także większe zainteresowanie niewielkimi segmentami podczas, gdy do niedawana domy wolnostojące cieszyły się największym zainteresowaniem. Nie bez znaczenia są też koszty utrzymania domu. Przy dużych powierzchniach i braku nowoczesnych systemów grzewczych opłaty za ogrzewanie mogą być znaczącym obciążeniem dla rodzinnych budżetów.  Najczęściej kupowane są domy w cenie do 500 tys. zł, które stanowią 60 proc. wszystkich transakcji sprzedanych domów w 2012 r. Z kolei tylko nieliczni mogą pozwolić sobie na zakup domu wartego ponad milion złotych . Większe, czy położone bliżej centrum miast domy znajdują nabywców wśród osób zamożniejszych, które dysponują własnymi oszczędnościami na zakup lub zarobkami znacznie powyżej średniej. Nabywcy, którzy szukają dla siebie domów zwykle kierują się wyśrubowanymi kryteriami i najchętniej wybierają nieruchomości wzniesione po 2000 r – Oczywiście nie brakuje transakcji sprzedaży domów o wiele starszych, nawet przedwojennych. Mimo to klienci wolą budynki z ostatniej dekady, które posiadają nowoczesne rozwiązania architektoniczne, aranżacyjne i najczęściej są tańsze w utrzymaniu niż domy budowane np. w latach 70-tych. Poszukiwane są budynki w dobrym stanie technicznych lub do niewielkiego remontu. Budynki w gorszym stanie nawet mimo atrakcyjnej ceny nie cieszą się dużym zainteresowaniem z obawy o wysokie koszty remontu.  Ze względu na wysoki koszt zaawansowanej technologii do rzadkości wciąż należą domy ekologiczne i pasywne, które w rzeczywistości są najtańsze w utrzymaniu. Wkrótce jednak może zapanować na nie moda, szczególnie wśród zamożnych klientów, ponieważ będzie można je kupić lub wybudować z dopłatą do kredytu .

Wycena nieruchomości leżących w pasie obwodnicy

Do piątku wyłoniony w drodze przetargu rzeczoznawca ma przedstawić wyceny kilkunastu zabudowanych nieruchomości komercyjnych leżących w pasie budowanej obwodnicy Augustowa – poinformowała rzeczniczka wojewody podlaskiego Joanna Gaweł. Dodała, że właściciele działek, którzy zgodzą się z proponowaną wyceną odszkodowania powinni dostać najpóźniej w połowie kwietnia. Dłużej poczekają natomiast właściciele pozostałych nieruchomości. Niezabudowane działki z powiatu augustowskiego wycenione zostaną do 21 maja, a z powiatu suwalskiego do 19 lipca. Rzecznik białostockiego oddziału Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad Rafał Malinowski zapewnił, że inwestor posiada zabezpieczone środki na wypłatę wszystkich odszkodowań a realizacja przelewów nastąpi w terminie 14 dni od wydania przez wojewodę decyzji odszkodowawczej. Postępowaniem wywłaszczeniowym i odszkodowawczym w związku z budową obwodnicy Augustowa objętych jest blisko 900 działek. Dziś w Płocicznie, właściciele nieruchomości zorganizowali trzygodzinną blokadę drogi krajowej numer 8 prowadzącej do przejścia granicznego w Budzisku. Nie zgadzają się ze sposobem, w jaki przeprowadzana jest cała procedura. Blokada zakończyła się w południe.

Umowy śmieciowe do kontroli

Ponad 458 tys. osób zatrudnionych w firmach skontrolowanych przez inspekcję pracy pracowało w ubiegłym roku na umowach śmieciowych. Przybywa zatrudnionych na podstawie umów innych niż o pracę. W 2012 r. tzw. umowami śmieciowymi było objętych 12,6 proc. osób pracujących w podmiotach kontrolowanych przez Państwową Inspekcję Pracy (PIP). W 2011 r. ten odsetek wynosił 10,7 proc., w 2010 r. — 10,9 proc., a w 2009 r. — 9,5 proc. — wynika z raportu PIP przedstawionego w środę sejmowej Komisji Kontroli Państwowej.
W minionym roku zakwestionowano ponad 16 proc. z ponad 37 tys. zbadanych umów cywilnoprawnych. Nieprawidłowości dotyczyły 6040 osób. Inspektorzy stwierdzili, że warunki zatrudnienia w rzeczywistości odpowiadały stosunkowi pracy. W porównaniu z 2011 r. liczba nieprawidłowych umów wzrosła o 36 proc., a 2010 r. — o 56 proc. Praca na umowach śmieciowych będzie nadal w centrum uwagi inspekcji pracy. W planie pracy PIP na lata 2013-15 przewiduje ona dalsze kontrole takiego zatrudnienia pod kątem oceny, czy nie ma ono charakteru stosunku pracy, co według danych PIP staje się coraz częstsze. Prowadzone będą zarówno kontrole planowe w wytypowanych zakładach różnych branż, jak i kontrole związane z badaniem zgłaszanych do inspekcji skarg. Weryfikacji zostaną też poddane umowy terminowe.
Według danych Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej, w Polsce co czwarty pracownik pracuje na takiej podstawie. Reguluje je art. 25[1] kodeksu pracy. Ogranicza on dopuszczalność zawierania z pracownikiem kilku umów o pracę na czas określony na tym samym stanowisku. Przestrzeganie tego przepisu ma być szczególnie brane pod uwagę podczas kontroli PIP.
I w tym przypadku inspekcja będzie kontrolowała wytypowane przez siebie podmioty, podejmując równolegle interwencje wynikające ze skarg do PIT na zatrudnienie pracowników (i ich zwalnianie) na umowy na okres próbny, na czas określony (w tym na zastępstwo) i na czas wykonania określonej pracy. PIP szykuje też kampanię promocyjną „Zanim podejmiesz pracę”.
Jest skierowana do pracowników, w tym osób wkraczających w etap aktywności zawodowej. Inspekcja chce w ten sposób zwrócić uwagę na przestrzeganie prawa pracy przy zatrudnianiu, ze szczególnym uwzględnieniem umów cywilnoprawnych i terminowych.

Coraz więcej aktywnych zawodowo, coraz mniej etatów

IV kwartał 2012 roku na rynku pracy to przede wszystkim spadek zatrudnienia w przemyśle. To także kolejny kwartał zmniejszania się roli samozatrudnienia. Na znaczeniu zyskują jednak umowy czasowe – wynika z najnowszego raportu NBP. Zgodnie z wynikami BAEL liczba pracujących rosła w IV kwartale 2012 roku w tempie 0,2% rdr, tj. zbliżonym do tempa z poprzedniego kwartału. W tym samym czasie w sektorze przedsiębiorstw po raz pierwszy od I kwartału 2010 odnotowano spadek rdr liczby pracujących, która – po usunięciu efektów sezonowych – obniżyła się o 0,2 % rdr – czytamy w raporcie. Różnica między tymi wskaźnikami może wynikać z częstszego występowania w ostatnich dwóch kwartałach właśnie „nieetatowych” form zatrudnienia. Liczba pracujących w przemyśle zmniejszyła się już czwarty kwartał z rzędu. Spada także dynamika pracujących w budownictwie. Osłabienie koniunktury w budownictwie spotęgował efekt zakończenia niektórych projektów infrastrukturalnych, realizowanych jeszcze w 1. połowie 2012 roku. Sytuację na rynku pracy stabilizują jednak usługi, w którym obserwowany jest dalszy, choć słabszy, wzrost zatrudnienia. Jest to o tle ważne, że udział sektora usługowego w całkowitym zatrudnieniu stanowi blisko 3/5 i nadal wykazuje tendencję rosnącą.
Kalkulator W IV kwartale 2012 roku przeciętna liczba wolnych miejsc pracy wzrosła w stosunku do poprzedniego kwartału o 2,8% do poziomu 71 tys. Po wyłączeniu jednak z tej sumy prac subsydiowanych poziom ofert wyniósł 41 tys. Podobną sytuację odnotowano na początku tego roku, kiedy liczba miejsc aktywizacji zawodowej wzrosła o ponad 9 tys. Było to spowodowane wzrostem liczby subsydiowanych miejsc pracy, finansowanych z Funduszu Pracy. Nadal jednak mała jest liczba ofert pracy zgłaszanych do urzędów pracy przez pracodawców. W dodatku NBP ostrzega, że  w najbliższym czasie możemy być świadkami dalszego obniżenia dynamiki zatrudnienia, co doprowadzi do wzrostu poziomu bezrobocia.

Atrakcyjność inwestowania w nieruchomości komercyjne

Rośnie atrakcyjność inwestowania w nieruchomości komercyjne.  Spadające oprocentowanie obligacji i lokat bankowych zwiększa atrakcyjność inwestowania w nieruchomości o charakterze komercyjnym. Rentowność takich inwestycji może wynieść nawet 10% w skali roku, czyli nawet dwukrotnie więcej niż oferują dziś najlepsze lokaty. Co więcej, spadające stopy procentowe zwiększają szanse na wzrost ceny zakupionych nieruchomości. Malejące stopy procentowe powodują, że rentowności oferowane przez lokale komercyjne są obecnie bardziej atrakcyjne niż na przykład rok temu. Kupując na przykład pokój w hotelu we Władysławowie za niespełna 180 tys. zł można liczyć na zwrot rzędu 10% wartości nieruchomości rocznie. To o 5,5 pkt. proc. więcej niż na dobrej rocznej lokacie (oprocentowanej na 4,5% w skali roku). Podobnie jest w Mielnie, gdzie pokój w hotelu można mieć już za 229 tys. zł i ma on generować zysk na poziomie 9,5%, czyli 5 pkt. proc. więcej niż modelowa roczna lokata. Na sporą premię na poziomie 3,5 pkt. proc. ponad zysk z lokaty można też liczyć kupując lokal komercyjny w jednym z pasaży handlowych pod szyldem Czerwona Torebka, a 2,5 pkt. proc. premii można realizować kupując pokój w hotelu w Szklarskiej Porębie i Zakopanem. W sytuacji relatywnie wysokich rentowności, jakie można realizować dziś na rynku nieruchomości komercyjnych generujących dochód, otwarte pozostaje jednak pytanie czy firmy oferujące tego typu projekty inwestycyjne w najbliższym czasie nie obniżą poziomu oferowanych zysków. Nie ulega wątpliwości, że powinny one pozostać na poziomie wyższym niż oferowany przez banki na lokatach. Inwestując w nieruchomości komercyjne podejmuje się bowiem dodatkowe ryzyko za co wymagana jest premia.

Rolnicze inwestycje ważne dla giełdowych graczy

Bardzo dobrze sprzedają się od początku roku przyczepy rolnicze, ale giełdowe spółki, mające w swojej działalności tego typu produkcję, przegrywają rywalizacje z innymi producentami
Z danych agencji zajmującej się monitorowaniem rynku rolniczego wynika, że w lutym sprzedało się 606 nowych sztuk przyczep, o 23 proc. więcej niż w analogicznym czasie rok temu. Od początku roku sprzedaż zwiększyła się rok do roku o 10 proc. – Sprzedaż w lutym była naprawdę wysoka, a rolnicy kupowali przyczepy w większości ze środków własnych – mówi analityk. Najpopularniejszym producentem przyczep w lutym była produkcja własna, która ustanowiła sprzedaż na poziomie 168 sztuk. Od stycznia zarejestrowano już 277 takich przyczep, o niemal 65 proc. więcej niż rok wcześniej. – Większą popularnością w lutym cieszyły się tańsze przyczepy a na ich zakup decydowali się głównie właściciele małych gospodarstw – dodaje.
Skutek jest taki, że trudniej jest rozpychać się na tym rynku innym producentom, w tym spółkom giełdowym.
Ocenia się, że dla wielu firm 2013 r. będzie pod względem sprzedaży  przyczep rolniczych gorszy niż rok poprzedni. – Ze względu na kończącą się perspektywę unijnych dotacji na lata 2007-2013  rolnicy ograniczą zakupy – przewiduje. Jednocześnie zauważa, że wielką szansą dla tego rynku, jest rekordowa sprzedaż ciągników w ubiegłym roku. Zarejestrowano wówczas ok. 20 tys. nowych ciągników. Było to o przeszło 20 proc. więcej niż w roku wcześniejszym. – W tym roku rolnicy mogą dokupywać do tych ciągników inne maszyny – przewiduje Zarajczyk. Ursus zajmuje się głównie produkcją ciągników, rozrzutników, pras i ładowaczy. Przyczepy rolnicze stanowią ok. 8 proc. produkcji firmy. W styczniu i lutym firma sprzedała 22 przyczepy rolnicze, o 12 proc. mniej niż w analogicznym czasie roku poprzedniego. Natomiast w przypadku sprzedaży ciągników w styczniu firma odnotowała  wzrost rejestracji o 450 proc. rok do roku a po lutym uplasowała się już pod tym względem na czwartym miejscu wśród producentów ciągników.

Ile pieniędzy znika między pracodawcą a pracownikiem

Związkowców drażnią umowy cywilnoprawne, zwane przez nich śmieciowymi. Pracodawcy podkreślają, że dzięki takim umowom tysiące ludzi mają stałe zajęcie i dochody.
Związkowcy nie chcą rozliczania czasu pracy w okresach rocznych, bo wskazują, że może to drastycznie podnieść obciążenie pracą np. w jednym miesiącu, ale w innym, „martwym”, spowoduje drastyczny spadek płac. Pracodawcy kibicują temu rozwiązaniu – pozwoli lepiej dostosować się do zamówień na kryzysowym rynku. Zamiast zwalniać, będą mogli lepiej rozkładać czas pracy. Tym dyskusjom towarzyszy wielkie napięcie.
Kolejny punkt sporny to płaca minimalna. Związkowcy i niektórzy publicyści kibicują walce Piotra Dudy o wyższą płacę minimalną. W zamierzeniu związkowców docelowo miałaby ona stanowić 50 proc. średniej krajowej. Postulat zapewne szczytny, ale mało realny ekonomicznie. A płaca minimalna rośnie względnie szybko. 1 stycznia 2012 r. wzrosła o 114 zł. 1 stycznia 2013 r. o kolejne 100 zł. To nie są wzrosty szokujące. Ale w trudnym czasie kryzysu perspektywa jakiejkolwiek podwyżki jest optymistyczna. Poza tym, te wzrosty to względnie dużo, jeśli wspomni się podwyżki sprzed lat. Dziś tempo wzrostu płacy minimalnej znacznie przekracza tempo wzrostu płac w gospodarce.
Oczywiście – 1600 zł brutto to mało. Jednak główną irytację pracodawców budzi nie tyle sama kwota, ile wszystkie jej pochodne. W sumie najniżej opłacany pracownik realnie kosztuje obecnie pracodawcę 1931 zł (płaca minimalna plus wszystkie pochodne). Taka sama irytacja ogarnia pracownika, który za miesiąc pracy dostaje 1181 zł, bo tyle wynosi płaca netto. Łatwo policzyć, że ze środków pracodawcy dla pracownika państwo na różne składki przejmuje 750 zł! I te 750 zł jest głównym źródłem emocji i problemów.
Retoryczny konflikt przedsiębiorców i związkowców przykrywa istotę sporu, a są nią zasady działania firm regulowane przez prawo. Te żądania – elastycznego czasu pracy, uporządkowania sprawy umów cywilnoprawnych czy obniżania kosztów pracy – powinny być kierowane do rządu i parlamentu. Niestety, wszystkie antykryzysowe zmiany w prawie rząd i Sejm wprowadzają powoli. Dość wspomnieć, że dyskusja o zasadach rozliczania czasu pracy trwa od jesieni…