W Konstancin-Jeziorna od prawie dwóch lat ważą się losy dwóch budynków, z których urząd wykwaterował lokatorów komunalnych. Nieruchomość przy ul. Pułaskiego 4 miała być sprzedana, ale radni się na to nie zgadzają, przekonując, że to idealne miejsce na przystań kajakową. Natomiast budynek przy ul. Mirkowskiej 51 jest objęty roszczeniami Mirkowskiej Fabryki Papieru, która po latach stara się odzyskać utracone tereny przemysłowe w Mirkowie i nie można go sprzedać. Oba stoją więc puste i niszczeją. Podczas jednej z ostatnich sesji konstancińscy radni już drugi raz nie zgodzili się na sprzedaż przez samorząd działki przy ul. Pułaskiego 4. Jak przed rokiem większością głosów stwierdzili, że nieruchomość o powierzchni 5 tys. m kw. powinna służyć gminie z uwagi na świetną lokalizację. Działka, na której jest budynek dawnej stacji kolejowej, znajduje się nad Jeziorką. Niektórzy radni uważają, że powinna tam powstać przystań kajakowa i mała gastronomia – obiekty rekreacyjno-turystyczne, które poszerzyłyby ofertę uzdrowiska. Działka mogłaby również umożliwić odwodnienie pobliskich terenów zagrożonych podtopieniami. Na ostatniej sesji padła także propozycja, by w wykwaterowanym budynku komunalnym urządzić świetlicę dla mieszkańców Skolimowa. Burmistrz Kazimierz Jańczuk przyznał, że działka rzeczywiście ma potencjał, ale w gminnej kasie brakuje środków na tego typu inwestycje. Burmistrz zaznaczył również, że pieniądze pozyskane ze sprzedaży działki mogłyby być przeznaczone na budowę kanalizacji na terenie Skolimowa. Póki co jednak radni nie zgadzają się na sprzedaż. Ostatnio skomplikowała się także sytuacja budynku przy ul. Mirkowskiej 51 (nad zalewem w Mirkowie), który przed rokiem radni uratowali od rozbiórki, planowanej przez burmistrza po wykwaterowaniu lokatorów komunalnych. Radni stwierdzili, że jest to jeden z najstarszych budynków w gminie i chociaż jest w opłakanym stanie i wymaga generalnego remontu, nie należy go wyburzać. – Rada miejska najpierw wyraziła zgodę na dzierżawę tego budynku, a kiedy przez rok żaden chętny się nie zgłosił, zdecydowała o wystawieniu go na sprzedaż. Jednak jakiś czas temu otrzymaliśmy pismo z jednego z ministerstw, że budynek nie może być sprzedany, ponieważ jest objęty roszczeniami Mirkowskiej Fabryki Papieru, która stara się odzyskać część terenów fabrycznych – mówi burmistrz Kazimierz Jańczuk.
Tag Archives: nieruchomości
Leasing mieszkaniowy
W obecnych czasach większości Polaków nie stać na zakup mieszkania bądź domu za gotówkę. Coraz mniej osób spełnia także restrykcyjne warunki banków potrzebne do zaciągnięcia kredytu hipotecznego. Rządowy program „Rodzina na Swoim” dobiegł końca w grudniu 2012 roku. Co dalej? Alternatywą może być leasing nieruchomości mieszkalnych oferowany. Na czym polega leasing mieszkaniowy? Firma nabywa określoną nieruchomość, a następnie oddaje ją w użytek leasingobiorcy. Ten w zamian, co miesiąc płaci raty leasingowe. W taki sposób przy końcu umowy leasingobiorca ma możliwość wykupu i uzyskania prawa własności do danej nieruchomości mieszkalnej. Oprocentowanie nominalne leasingu mieszkaniowego wynosi około 6,5 % w skali roku, przy umowie na okres od 1 roku do 25 lat. Maksymalna kwota finansowania to 1 mln zł. Raty leasingowe mogą być stałe lub malejące. Firmy oferujące takie usługi zapewniają elastyczne warunki spłaty zobowiązań (możliwość spłaty odsetek bez kapitału ustalane indywidualnie do potrzeb Klienta). Można wybrać też finansowanie zakupu nieruchomości mieszkalnych „pod klucz” zgodnie z upodobaniami i wytycznymi Klienta.
O finansowanie zakupu domu bądź mieszkania mogą starać się osoby, którym bank odmówił udzielenia kredytu hipotecznego oraz osoby wpisane do BIK, BIG, KRD lub innej podobnej bazy. Co do zasady udziela się leasingu jedynie na podstawie oświadczenia o osiąganych dochodach, w związku z czym nawet osoby nie posiadające umowy o pracę, czy osiągające dochody nieregularnie, bądź pracujące za granicą mogą ubiegać się o finansowanie. Innowacyjny produkt finansowy jakim jest leasing nieruchomości mieszkalnych dla osób fizycznych jest dobrą alternatywą dla ludzi z niską zdolnością kredytową lub osób, które zdolności kredytowej nie posiadają w ogóle.
Tylko do jutra czas na przekazanie pracownikom PIT-11
Tylko do jutra czas na przekazanie pracownikom PIT-11 Czwartek jest ostatnim dniem na przekazanie pracownikom i fiskusowi formularza PIT-11 zawierającego m.in. informacje o osiągniętych w 2012 r. dochodach. Nie trzeba robić tego osobiście – najpóźniej jutro dokument można wysłać pocztą. Za niewywiązanie się z tego obowiązku przedsiębiorca może być ukarany grzywną. Przedsiębiorcy, którzy zatrudniają pracowników muszą na bieżąco obliczać, pobierać i wpłacać zaliczki na podatek dochodowy od wypłacanych wynagrodzeń. Po zakończeniu roku są obowiązani sporządzić i przesłać informacje o dochodach oraz pobranych zaliczkach na podatek dochodowy za poprzedni rok, czyli PIT-11. Znajdują się tam dane dotyczące wysokości osiągniętego przychodu, poniesionych kosztów, uzyskanego dochodu, dochodu wolnego od podatku, czy pobranych zaliczek. PIT-11 zawiera także dane o składkach na ubezpieczenie społeczne, które odlicza się od dochodu oraz na ubezpieczenie zdrowotne, które zmniejszają podatek. Ułatwia ona więc znacznie wypełnienie zeznania rocznego przez pracownika, z drugiej strony pozwala fiskusowi wstępnie zweryfikować poprawność rozliczeń rocznych. Taki obowiązek to wynik funkcji płatnika jaką pełni m. in. przedsiębiorca, który zatrudnia pracowników. Ale o PIT-11 muszą także pamiętać inne instytucje, m. in. spółdzielnie pracy, banki (np. od wypłaconych emerytur i rent z zagranicy), uczelnie (od wypłaconych stypendiów). PIT-11 musi trafić do tych pracowników, którzy nie korzystają z możliwości rocznego rozliczenia ich podatku przez pracodawcę. Te osoby, które przez cały rok pracowały u jednego pracodawcy mogły bowiem uniknąć samodzielnego rozliczania podatku dochodowego i składania rocznego zeznania. Oznacza to, że jeżeli pracodawca otrzymał do 10 stycznia od pracownika oświadczenie (na druku PIT-12), w którym została wyrażona taka wola oraz wskazane wymagane informacje, nie wypełnia teraz dla tej osoby informacji PIT-11. W takim przypadku konieczne jest natomiast przekazanie rocznego rozliczenia podatku pracownika na formularzu PIT-40.
Źródło: taxcare.pl
http://taxcare.pl/porady/tylko-do-jutra-czas-na-przekazanie-pracownikom-pit-11
Poprawa sytuacji ekonomicznej
W ostatnich 3 miesiącach nastąpił regres koniunktury i wyniósł 0,3% w ujęciu kwartalnym po wzroście o 0,9% w III kwartale i spadku o 0,4% w II kwartale. W skali rocznej można mówić o utrzymującej się stagnacji gospodarczej, bo od połowy 2011 r. w żadnym z kwartałów PKB nie zmienił się o więcej niż 1%. Kolejny miesiąc poprawiały się nastroje gospodarcze w strefie euro. Łączny wskaźnik obrazujący nastawienie przedsiębiorców i konsumentów podniósł się do 91,1 pkt w lutym z 89,5 pkt miesiąc wcześniej. Dzięki temu, pierwszy raz od połowy 2011 r. znalazł się ponad 12-miesięczną średnią. To daje podstawy do oczekiwania na dalszy progres sytuacji ekonomicznej w Eurolandzie. W badaniu koniunktury zauważyć jednakże można słabość nastrojów konsumentów. W ich przypadku wskaźnik nie zmienił się w porównaniu ze styczniem i trudno mówić o odwracaniu się spadkowych tendencji w tym względzie. Widać, że przedłużająca się stagnacja gospodarcza daje się konsumentom coraz mocniej we znaki. To będzie utrudniało gospodarkom wychodzenie na prostą. Po nieudanym początku tygodnia rynki ryzykownych aktywów wykazują dziś niezdecydowanie. Widać, że zniżki cen akcji i surowców zrobiły wrażenie, ale też część inwestorów postanawia je wykorzystać do zakupów. W tym przypadku można jednak mówić jedynie o spekulacyjnych ruchach, które dla średniookresowej tendencji nie mają znaczenia. Dopóki nie minie strach przed zawirowaniami politycznymi we Włoszech oraz cięciami wydatków budżetowych w USA, trudno będzie wrócić do trwałych zwyżek.
400 milionów złotych trafi do firm
Komisja Trójstronna zajmie się dziś projektem ustawy o ochronie miejsc pracy w okresie spowolnienia gospodarczego. W roboczej propozycji resort pracy chce wesprzeć utrzymanie zatrudnienia w przedsiębiorstwach kwotą 400 mln zł. O tym, że rząd pracuje nad ustawą mającą wesprzeć utrzymanie zatrudnienia w kryzysie poinformował wczoraj Adam Szejnfeld (PO). Nie ujawnił bliższych szczegółów projektu. Minister pracy Władysław Kosiniak-Kamysz pytany przez PAP o tę wypowiedź poinformował w środę, że jego resort pracuje nad ustawą o ochronie miejsc pracy w czasach spowolnienia. Dopytywany, jakie kwoty zostałyby na ten cel przeznaczone z budżetu, minister odparł: – Chodzi o Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych, w roboczych dyskusjach rozmawialiśmy o 400 milionach zł. Dzisiaj jest Komisja Trójstronna, prosto z Sejmu udaję się na nią.(…). Mam nadzieję, że w niedługim czasie będzie dochodzić do konkluzji. Jeżeli doszłoby w tym aspekcie do porozumienia partnerów społecznych ze stroną rządową, to byłby to bardzo dobry sygnał – dodał szef MPiPS. Jak przekonywał, kwoty, które miałyby zostać przeznaczone na wypłatę zasiłków dla osób bezrobotnych lepiej przeznaczyć na utrzymanie miejsc pracy. Czasem może przy zmniejszonym wymiarze czasu pracy, bo taka może być konieczność w niektórych firmach ze względu na spowolnienie gospodarcze. Chcielibyśmy jak najszybciej przekazać tę ustawę do Rady Ministrów, a później do parlamentu – zadeklarował minister. Na najbliższym posiedzeniu Sejmu odbędzie się pierwsze czytanie projektu zmian w Kodeksie pracy, które zmierzają w kierunku zwiększenia elastyczności stosunku pracy. W projekcie zapisano m.in. wydłużenie okresu rozliczeniowego czasu pracy do 12 miesięcy (dziś maks. 4 miesiące), oraz zmianę definicji prawnej tzw. doby pracowniczej. – Jest to jeden z elementów, które mogą sprzyjać rozwojowi polskiej gospodarki – takie sygnały dochodzą również od firm, które chcą inwestować w Polsce, że to jest dla nich ważny element. Szczególnie jest to skierowane do dużych przedsiębiorców, do zakładów, które zatrudniają dużą ilość osób – powiedział Kosiniak-Kamysz. Ocenił też, że zmiany w prawie mające na celu ochronę miejsc pracy – a w perspektywie powstawanie nowych, to element, który najlepiej sprawdził się w tzw. ustawie antykryzysowej, która wygasła z końcem 2011 r. – Skorzystało z tych rozwiązań 1075 firm, dziesiątki tysięcy pracowników zachowały pracę – zaznaczył minister pracy.
Titanic znów popłynie
Australijski miliarder Clive Palmer zamierza sfinansować budowę repliki słynnego transatlantyku. O swoim zamiarze poinformował rok temu, teraz na specjalnie zwołanej konferencji prasowej w Nowym Jorku przedstawił szczegóły projektu. Titanic II zbuduje chińska C. Kontrakt zostanie podpisany za kilka dni. Palmer nie ujawnił jego wysokości. W dziewiczy rejs z Southampton do Nowego Jorku statek wyruszy za niespełna trzy lata, w 2016 roku. – Budowę statku sfinansuję samodzielnie ponieważ przed śmiercią chcę wydać pieniądze, które posiadam – oświadczył Clive Palmer. Jego osobisty majątek szacowany jest na ponad 5 miliardów dolarów australijskich. Jest on dostawcą węgla i rudy żelaznej do Chin. Titanic II będzie miał, tak jak poprzednik, dwieście sześćdziesiąt dziewięć metrów długości, trzy oddzielne klasy dla pasażerów, którzy nie będą mogli mieszać się między sobą. Pasażerowie pierwszej klasy, tak jak tamci w 1912 roku, będą się umawiać i spotykać przy wielkich schodach i kąpać w tureckich łazienkach. Titanic miał dziewięć pokładów, Titanic II otrzyma dodatkowy, dziesiąty, ze względu na obowiązujące współcześnie normy bezpieczeństwa. Plany statku powstają w fińskim biurze konstrukcyjnym Deltamarin. W odróżnieniu od planów starego Titanica, zostaną na nich umieszczone schody awaryjne i windy techniczne. Także ze względów bezpieczeństwa (stabilność) kadłub repliki będzie szerszy od oryginału (29,41 m) o metr. Znajdzie się na nim również wystarczająca liczba szalup i tratew ratunkowych.
Dobry pomysł na niską ratę
Po pożyczkę hipoteczną coraz częściej sięgają osoby, które łączą kilka kredytów w jeden z niższą ratą. Nie bez powodu, można w ten sposób zbić ratę kredytu nawet o połowę. Najkorzystniejsze pożyczki hipoteczne mają pospołu Meritum Bank i Citi Handlowy. Na kolejnych pozycjach rankingu znalazły się: BPH, ING BSK oraz Pocztowy i DB PBC.
Klienci zaciągający pożyczkę hipoteczną dzielą się na dwie grupy. Pierwsza, to osoby od razu zdecydowane na takie rozwiązanie, świadome, że jest to najtańszą forma finansowania konsumpcyjnych potrzeb. Za pożyczone pieniądze kupują działkę lub inną nieruchomość, samochód, robią remont domu lub aby zasilić kapitałem firmę.
Z kolei druga grupa to osoby, które chcą uporządkować finanse i zamierzają połączyć kilka zobowiązań w jedno z niższą ratą. Ich potrzeby kredytowe są zazwyczaj nieco niższe. O rosnącej roli tej grupy klientów może w pewnym stopniu świadczyć fakt, że znacząco spadła średnia wartość pożyczki hipotecznej. W drugiej połowie zeszłego roku przeciętna pożyczka była o 20 proc. niższa niż w pierwszych miesiącach 2012 r.
Poszukujący sposobów na obniżenie kosztów obsługi dotychczasowych kredytów nie od razu biorą pod uwagę kredyt pod zastaw nieruchomości. W pierwszej kolejności interesują się przeważnie konsolidacyjnym kredytem gotówkowym i dopiero w banku lub u doradcy dowiadują się, że zdecydowanie tańszym rozwiązaniem będzie właśnie pożyczka hipoteczna.
Rynek obecnie jest na tyle konkurencyjny, a oferty swoimi warunkami na tyle zbliżone, że banki coraz bardziej starają się pozyskać klienta sprawnym procesem kredytowym. Ograniczają do minimum wymagane dokumenty i wyręczają klientów w załatwianiu formalności związanych z ustanowieniem hipoteki. Doskonale sprzyjają temu zresztą elektroniczne księgi wieczyste – zapewnia Wojciech Rudzki, kierownik ds. kredytów hipotecznych Meritum Banku. Klientów nastawionych na szybszą spłatę pożyczki może uspokoić fakt, że część banków nie pobiera z tego tytułu prowizji, ewentualnie rezygnują z opłaty po 3-5 latach spłaty, choć są też wyjątki gdzie prowizja obowiązuje przez cały okres trwania pożyczki.
Zabezpieczenie w postaci nieruchomości to z kolei klucz do niskiej ceny pożyczki. Hipoteka sprawia, że w niektórych bankach można wręcz uzyskać pieniądze mimo nie najlepszej historii kredytowej. Opóźnienia w spłacie nie mogą jednak przekraczać 90 dni i klient musi je sensownie wyjaśnić.
Dzięki spadkowi stóp procentowych i niewysokim marżom można już uzyskać pożyczkę hipoteczną, której całkowite oprocentowanie wynosi jedynie około 6,5 proc. To wyjątkowo niewiele w porównaniu z pożyczkami gotówkowymi z kilkunastoprocentową stawką, również mniej niż w przypadku kredytu samochodowego.
Zmiany w czasie pracy
Rządowy projekt zmian w Kodeksie pracy wprowadzający dłuższe okresy rozliczeniowe oraz ruchomy czas pracy jest już w Sejmie. Jednocześnie trwają prace nad ustawą, umożliwiającą uruchomienie wsparcia dla firm, które pomimo trudnej sytuacji wstrzymają się ze zwolnieniami pracowników. Z rosnącym bezrobociem walczyć mają też regulacje związane z wyjściem z szarej strefy pracowników domowych. Z badania Związku Przedsiębiorców i Pracodawców oraz Domu Badawczego Maison, przeprowadzonego w styczniu br. na reprezentatywnej grupie firm z sektora małych i średnich przedsiębiorstw wynika, że najbardziej uciążliwą barierą dla polskich przedsiębiorców są pozapłacowe koszty pracy. Z roku na rok jest ona coraz poważniejszym problemem. O ile w styczniu 2011 wskazywało ją 44 proc. badanych, to w styczniu 2013 już 77 proc. Dla porównania, dla 60 proc. badanych firm przeszkodą jest nadmiar obowiązków biurokratycznych, dla 57 proc. – niestabilność prawa, a dla 54 proc. – wysokie podatki. – Wiem, że firmy widziałyby najchętniej różne elementy ograniczania zwłaszcza pozapłacowych kosztów pracy, ale to z kolei zależy od tego, jak szybko będzie rosło zatrudnienie. Tylko dzięki zwiększeniu potencjału zatrudnienia możemy założyć większe wpływy: i na fundusze takie jak Fundusz Ubezpieczeń Społecznych, Fundusz Pracy, Fundusz Gwarantowanych Świadczeń, ale i wpływy podatkowe. Wtedy można szukać także przestrzeni do innego stymulowania wzrostu zatrudnienia – podkreśla wiceminister pracy i polityki społecznej Jacek Męcina. Małe i średnie przedsiębiorstwa w Polsce wytwarzają 67 proc. PKB, zatrudniają 3/4 Polaków i stanowią 99,8 proc. wszystkich działających w Polsce firm. To właśnie głównie do takich przedsiębiorstw kierowana będzie ustawa, która ma na celu ochronę miejsc pracy. Propozycje zmian resort pracy przedstawił w grudniu, na początku lutego trafiły do Komisji Trójstronnej. Przewidują one m.in. dofinansowanie miejsc pracy w firmach, które w przejściowych problemach nie zdecydują się na zwolnienia pracowników.
Wniesiony do Sejmu rządowy projekt przewiduje wpisanie na stałe do Kodeksu pracy przepisów dotyczących ruchomego czasu pracy i wydłużenia okresów rozliczeniowych. Wcześniej te rozwiązania były zawarte w tzw. ustawie antykryzysowej, która obowiązywała przez ponad dwa lata, od sierpnia 2009 do końca grudnia 2011 r.
Można dwa razy karać podatnika za ten sam czyn
Prawo unijne nie zabrania, by podatnik VAT był karany dwukrotnie za ten sam czyn: raz sankcją podatkową, drugi raz sankcją karną – orzekł właśnie unijny Trybunał. W Polsce dwukrotne karanie jest sprzeczne z konstytucją, co potwierdził Trybunał Konstytucyjny. Wyrok Trybunału Sprawiedliwości UE (potocznie zwanego Europejskim Trybunałem Sprawiedliwości) zapadł na tle sprawy Szweda Hansa Akerberga Franssona – indywidualnego przedsiębiorcy zajmującego się przede wszystkim rybołówstwem i sprzedażą ryb pochodzących z połowu. Szwedzkie organy podatkowe oskarżyły go o niedopełnienie podatkowych obowiązków informacyjnych, m.in. dotyczących podatku VAT, i z tego powodu nałożyły na niego sankcje podatkowe za lata 2004 i 2005. Dwa lata później przeciwko Franssonowi wszczęto postępowanie karne. Prokuratura zarzuciła mu popełnienie w latach 2004 i 2005 przestępstw skarbowych, zagrożonych w prawie szwedzkim karą więzienia do sześciu lat. Zarzucano mu te same czyny, za które Fransson został już ukarany sankcjami podatkowymi.
Gdy sprawa trafiła do szwedzkiego sądu, ten nabrał wątpliwości, czy można dwukrotnie karać tę samą osobę za ten sam czyn i czy nie narusza to zakazu ponownego karania (łac. zasada ne bis in idem), zapisanego w art. 4 protokołu nr 7 do europejskiej Konwencji praw człowieka i podstawowych wolności oraz art. 50 Karty praw podstawowych Unii Europejskiej. We wtorek wielka izba unijnego Trybunału orzekła, że takie dwukrotne karanie nie jest sprzeczne z art. 50 Karty praw podstawowych Unii Europejskiej (sygn. C-617/10). Tym samym – zdaniem Trybunału – państwo unijne może nakładać kolejno sankcję podatkową i sankcję karną za ten sam czyn polegający na niedopełnieniu obowiązków informacyjnych VAT, pod warunkiem, że pierwsza z tych sankcji nie ma charakteru karnego (tylko jest np. karą administracyjną, polegającą na obowiązku zapłaty dodatkowego zobowiązania ).
Mieszkania tańsze nawet o 20 procent
Prawdopodobnie nie istnieje lepsza miara oceny stanu kondycji rynku nieruchomości mieszkaniowych, aniżeli kombinacja dynamiki zmian cen ze skalą ewolucji potencjału podażowego. Obecna sytuacja na polskim rynku mieszkaniowym coraz bardziej zaczyna przypominać pamiętne miesiące boomu sprzed sześciu lat Jeśli tak jest w istocie, to dane za ostatnie 12 miesięcy wskazują, że krajowa mieszkaniówka weszła w bardzo ostry, ale miejmy nadzieję już ostatni przed przesileniem zakręt koniunktury. Obecna sytuacja na polskim rynku mieszkaniowym coraz bardziej zaczyna przypominać pamiętne miesiące boomu sprzed sześciu lat, z tą tylko różnicą, że w dokładnie przeciwnym kierunku. Wówczas mogło się bowiem wydawać, że „sky is the limit” to najlepsza alegoria potencjału wzrostowego cen mieszkań w Polsce. Dziś mamy sytuację o 180 stopni odwróconą, czyli tak naprawdę silnie utrwalony w społecznej świadomości „nieograniczony” potencjał spadku cen, a wszelkie próby przewidywania końca tej tendencji bardziej przypominają wróżenie z fusów, aniżeli wiarygodną, popartą racjonalnymi argumentami prognozę. Może to oznaczać dość bliski koniec bessy, ale tak naprawdę wcale nie musi. Jednak bez fazy typowej depresji, polegającej głównie na przyśpieszonym spadku cen, dołującej dynamice popytu oraz korozji nastrojów głównych uczestników rodzimej mieszkaniówki, zdecydowanego zwrotu oraz trwałej poprawy jej kondycji oczekiwać będzie raczej trudno. Wiele wskazuje jednak na to, że ten „ostatni etap” bessy został już zapoczątkowany na dobre. Według danych jednego z portalu internetowych dotyczących ośmiu największych ośrodków miejskich w Polsce, wzrost ceny ofertowej mkw. deweloperskiego lokalu mieszkalnego w ciągu ostatniego roku nie miał niestety miejsca w żadnym z nich. Co więcej, w połowie monitorowanych miast procentowa przecena przyjęła formę dwucyfrową. Lokalizacją najbardziej odporną na bessę okazał się Poznań, gdzie ceny spadły symbolicznie zaledwie o jeden procent. Natomiast najbardziej swoje cenniki urealnili deweloperzy z Krakowa i Szczecina, gdzie w ciągu 12-tu miesięcy zrobiło się taniej o około jedną piątą. Z prawdziwym optymizmem mogą także patrzeć w przyszłość amatorzy własnego „M” w Trójmieście oraz samej stolicy, gdzie dziś deweloperzy oferują swoje produkty przecenione w stosunku do stanu sprzed roku o, bagatela, ponad 15 procent.
Gminy wykorzystały ponad 97 mln zł
Blisko 97,8 mln zł wykorzystały w ubiegłym roku gminy w ramach programu wsparcia budownictwa socjalnego i komunalnego – poinformowało Ministerstwo Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej. W tym roku na ten cel z budżetu ma trafić 90 mln zł. Jak poinformował resort, w ubiegłym roku na dofinansowanie programu wsparcia budownictwa socjalnego przeznaczono z budżetu państwa 120 mln zł. Gminy jednak nie w pełni wykorzystały dedykowane na ten cel środki. Z zaplanowanych 120 mln zł wykorzystano 97,8 mln zł. Jak wskazano w informacji, to największa dotąd kwota wykorzystana przez gminy. Program realizowany jest od 2007 r. W ramach przyznanej w 2012 r. pomocy z budżetu państwa powstanie 994 lokali socjalnych, 14 mieszkań chronionych (przygotowujących do prowadzenia samodzielnego życia albo zastępujących pobyt w placówce zapewniającej całodobową opiekę, 942 mieszkań komunalnych (…) oraz 63 miejsca noclegowe.
Jak poinformowało ministerstwo, w tym roku budżet państwa ma zasilić 90 mln zł – z przeznaczeniem na wsparcie budownictwa socjalnego – Fundusz Dopłat w Banku Gospodarstwa Krajowego. Kolejną edycję składania wniosków na dofinansowanie zaplanowano na marzec. Resort przewiduje, że pieniądze te będą wykorzystane w całości. W latach 2007-12 odbyło się 12 edycji naboru wniosków – po dwie rocznie. „W ciągu sześciu lat funkcjonowania programu dofinansowano powstanie ogółem 8 tys. 617 lokali socjalnych, 99 mieszkań chronionych oraz 879 miejsc w noclegowniach i domach dla bezdomnych” – napisano w informacji. Od 2009 r. gminy mogą ubiegać się także o wsparcie tworzenia mieszkań komunalnych niestanowiących lokali socjalnych. Od tego czasu dofinansowano powstanie 2 tys. 276 mieszkań komunalnych, w tym 88 lokali dla powodzian. Pomoc państwa w tworzeniu mieszkań dla najuboższych i wymagających opieki jest realizowana na podstawie ustawy z 2006 r. o finansowym wsparciu tworzenia lokali socjalnych, mieszkań chronionych, noclegowni i domów dla bezdomnych. W ramach rządowego programu gminy, powiaty, związki międzygminne i organizacje pożytku publicznego mogą ubiegać się o dofinansowanie budowy, remontu, przebudowy itp. lokali i mieszkań, a także noclegowni i domów dla bezdomnych. Wysokość wsparcia to 30-50 proc. kosztów przedsięwzięcia.
Nadchodzi czas złota
Lokaty nie bronią już przed inflacją, nadchodzi czas złota! W najbliższych miesiącach może się okazać, że nawet najlepiej oprocentowane lokaty nie zapewnią już zysku, który zniweluje efekt inflacji. W ostatnim czasie Rada Polityki Pieniężnej (RPP) po raz kolejny obniżyła stopy procentowe. Dla przysłowiowego Kowalskiego oznacza to w praktyce, że mniej zarobi odkładając pieniądze w banku: na rachunku lub lokacie. Bronić się przed inflacją można kupując złoto, które jest równie bezpieczną lokatą kapitału. W średniej perspektywie czasu złoto pozwala na osiągnięcie znacznie wyższych stóp zwrotu z inwestycji, niż lokaty. Równocześnie jest to bardzo bezpieczna forma inwestowania, którą powinni zainteresować się również najbardziej ostrożni z nas.
W ciągu ostatnich lat inwestycja w złoto była bardzo opłacalna. Średnia stopa zwrotu z ostatnich 5 lat to ok. 120 procent. W perspektywie 10 lat można było na tym cennym kruszcu zarobić aż trzykrotnie więcej niż się za niego zapłaciło. Sytuacja na światowych rynkach finansowych, a także ostatnie decyzje banków centralnych powodują, że złoto może być jeszcze lepszą inwestycją. 6 lutego 2013 Rada Polityki Pieniężnej zdecydowała o obniżeniu polskich stóp procentowych o 25 punktów bazowych. Tzw. główna stopa referencyjna została obniżona do 3,75%, stopa lombardowa 5,25% a stopa redyskonta weksli do 4,00%. Stopa depozytowa spadła do 2,25%. Obniżenie stóp procentowych to dobra wiadomość dla tych z nas, którzy myślą o kredycie – ale dla milionów Polaków odkładających pieniądze na lokatach oznacza, że zarobią na nich jeszcze mniej niż dotychczas. Może się nawet okazać, że oprocentowanie bankowe nie pozwoli na zniwelowanie efektu recesji. W takim przypadku lokaty przyniosą ich właścicielom realną stratę.
UOKIK sprawdza deweloperów
Bardzo dobre wiadomości dla nabywców nowych mieszkań. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów ma coraz mniej powodów do nakładania kar na deweloperów. Jak mówi rzeczniczka Urzędu Małgorzata Cieloch, o ile w roku 2011 ukarano aż czterdziestu sześciu deweloperów, o tyle w ubiegłym roku było ich tylko dwudziestu dwóch. Mniejsza liczba naruszeń prawa związana jest przede wszystkim z tym, że obecnie to sprzedawcy muszą zabiegać o chętnych. Mimo to należy zachować czujność, zwłaszcza przy podpisywaniu umowy z deweloperem – radzi rzeczniczka UOKiK. Zwraca przy tym uwagę, że przedsiębiorcy często starają się uzyskać zgodę konsumenta na różnego rodzaju zmiany wynikające z winy przedsiębiorcy. Zmienia się na przykład powierzchnia czy rozkład mieszkania i pojawiają się różnego rodzaju postanowienia, które nie pozwalają konsumentowi zrezygnować z umowy. Taka praktyka jest od wielu lat zakazana – podkreśla a zarazem przypomina Małgorzata Cieloch. Jeśli konsument kupuje mieszkanie i okazuje się, że jest ono większe czy też mniejsze niż planowano, klient ma prawo zrezygnować z kupna. Zdarza się, że deweloper zastrzega sobie, iż cena mieszkania może się zmienić i w takiej sytuacji nabywca nie będzie mógł odstąpić od umowy. Taki zapis jest również niezgodny z prawem – podkreśla. Kupując mieszkanie, które jest w budowie, należy bezwzględnie zwracać też uwagę na to, by umowa dokładnie określała, co się stanie, jeśli nie będzie ono gotowe na czas. Zdarza się bowiem, że z powodu niedoprecyzowania warunków związanych z terminem przekazania kluczy i aktu własności kupujący nie może wyegzekwować żadnych pieniędzy za opóźnienie.
Nie będą sprowadzać klientów z upadłych biur podróży
Samorządy nie będą sprowadzać do kraju klientów upadłych biur podróży. Zgodnie z informacjami uzyskanymi w ministerstwie sportu i turystyki, konwent marszałków województw zdecydował, że marszałkowie nie są zobowiązani do organizacji powrotów do kraju klientów organizatorów turystyki i pośredników turystycznych. Nie będą także pokrywać kosztów takich działań. Posłowie z komisji: finansów oraz sportu i turystyki opowiedzieli się w czwartek za odrzuceniem projektu nowelizacji ustawy o usługach turystycznych, zakładającego, że jeśli biuro podróży nie zapewni turystom powrotu z zagranicznej wycieczki, to zapłaci za to budżet państwa. Projekt autorstwa posłów Solidarnej Polski zakłada, że w przypadku, gdy gwarancja lub ubezpieczenie, jakie musi mieć biuro podróży, nie wystarczy do sprowadzenia klientów upadającego biura podróży do kraju, to pozostałe koszty będą pokryte z budżetu państwa. Według projektu z budżetu państwa mają być zwracane także wpłaty dokonane przez klientów na zakup wycieczki, która nie doszła do skutku.
W czwartek nad projektem pracowały połączone komisje finansów publicznych oraz kultury fizycznej, sportu i turystyki. Uzasadniający projekt poseł Tomasz Górski zwracał uwagę, że kiedy w Polsce dochodzi do niewypłacalności biura podróży, to posiadane przez nie gwarancje lub ubezpieczenia okazują się często niewystarczające, by sprowadzić do kraju wysłanych na wycieczki turystów oraz by zwrócić pieniądze tym, którzy nie zdążyli wyjechać. Dlatego, zdaniem wnioskodawców, trzeba zaproponować takie przepisy, które zapewnią pełniejszą ochronę klientów biur podróży. Poseł zaznaczył, że proponowane w projekcie noweli rozwiązanie należy traktować tymczasowo, do wypracowania w przyszłości takiego systemu zabezpieczeń, który gwarantuje pełną ochronę klientów biur podróży, bez obciążania Skarbu Państwa. Wiceminister sportu i turystyki Katarzyna Sobierajska poinformowała posłów, że stanowisko rządu wobec projektu jest negatywne. Zwróciła uwagę, że projekt nie tylko zwiększa obciążenia dla budżetu państwa, ale także według prawa unijnego pokrywanie kosztów powrotów turystów i zwracanie ich wpłat za wycieczkę z budżetu może uchodzić za niedozwoloną pomoc publiczną, ponieważ niejako zwalnia się przedsiębiorców z części ich obowiązków.
czytaj także
Inwestycje w mieszkanie być lepsze niż depozyty
Obniżki stóp procentowych a także malejąca inflacja zbijają oprocentowanie lokat i obligacji skarbowych. Bardziej od nich coraz częściej opłacalna są teraz inwestycjea w mieszkanie na wynajem Na blisko 4,2 procent zostały podliczone w styczniu średnie oczekiwane roczną rentowności netto wynajmu mieszkań. W porównaniu z poprzednia analizą z listopada ubiegłego roku obniżyła się ona o 0,3 procent . Spadek ten po części wynika ze zmian stawek oferowanych przez wynajmujących, które nieznacznie obniżyły się oraz ze wzrostu cen nieruchomości. Przede wszystkim jednak jest zasługą jednorazowego przeszacowania w górę kosztów utrzymania mieszkań, a dokładnie czynszu płaconego na rzecz administracji, który uwzględniamy w naszych obliczeniach. Wskaźnik średniej rentowności netto wynajmu mieszkań powstaje na podstawie średnich ofert wynajmu mieszkań zamieszczanych na serwisach internetowych w przeliczeniu na metr kwadratowy ich powierzchni oraz średnich cen transakcyjnych mieszkań, po jakich klienci dokonują transakcji ich zakupu. Do wyliczeń uwzględniono dane z Gdańska, Gdyni, Krakowa, Łodzi, Poznania, Warszawy i Wrocławia. Sytuacja na rynku wynajmów jest w tym okresie względnie stabilna. Mamy środek roku akademickiego, więc istotny czynnik jakim jest sezonowość najmów studenckich nie wpływa w zdecydowany sposób na podaż lub popyt na wynajmy. Wszystkie wyżej wymienione czynniki finansowe również pozytywnie wpływają na rentowność tego typu inwestycji. Pamiętać jednak należy – co podkreślamy w każdej analizie – że inwestycja w zakup mieszkania jest zdecydowanie inwestycją długoterminową. Jej opłacalność zatem należy rozpatrywać również w takim kontekście. Prezentowane dane odnoszą się do aktualnych warunków rynkowych, do aktualnego poziomu inflacji i oprocentowania lokat i obligacji, ale również do dzisiejszych cen mieszkań. Niewątpliwie sytuacja ta różnie wygląda w przypadku mieszkań kupowanych na górce cenowej, a jeszcze inaczej w przypadku tych, które kupowane były wiele lat temu, wyjaśnia Agnieszka Grotkowska.
Zakupy spożywcze przeniosły się do sieci
Około 160 osób znajdzie zatrudnienie w związku z rozwojem sprzedaży z wykorzystaniem internetu sieci sklepów Tesco. Nowych pracowników – przede wszystkim dostawców – Tesco szuka między innymi w Warszawie, gdzie sprzedaż online rośnie najszybciej w Polsce. Sieć planuje też wzrost zatrudnienia w tradycyjnych sklepach i otwieranie nowych placówek. Sprzedaż artykułów spożywczych przez internet jest jednym z najszybciej rosnących kanałów dystrybucji. Tesco dysponuje w tym momencie kilkunastoma lokalizacjami, w których klienci mogą zamawiać zakupy z dostawą do domu. – Będziemy te lokalizacje rozbudowywać, by docierać do większej liczby klientów w Polsce. Do tej pory zatrudniliśmy w tym nowym kanale dystrybucji dla Tesco ponad 500 osób i, co najważniejsze, tak szybko się rozwijamy, że szukamy nowych pracowników. Teraz m.in. oferujemy pracę dla 160 kierowców, którzy dostarczają naszym klientom zakupy do domu – mówi o planach Tesco dyrektor personalna firmy Elżbieta Gołąb. Dotychczas Polacy najchętniej kupowali w sklepach internetowych sprzęt elektroniczny, zabawki, książki, filmy i kosmetyki. Na razie tylko kilka procent klientów kupuje przez internet również jedzenie. Z raportu e-nnovation Programme Committee wynika, że udział e-sklepów spożywczych w całości handlu spożywczego wynosi ok. 0,2 proc. Jednak w perspektywie kolejnych 5 lat ma wzrosnąć do 15 proc., a jego wartość przekroczy 1,5 mld zł. – Spodziewamy się, że za kilka lat poziom sprzedaży będzie porównywalny do wielkości rynków w innych krajach Europy Zachodniej. I to jest forma sprzedaży, w której chcemy się rozwijać. Klienci coraz bardziej się do tego przyzwyczajają, ponieważ otrzymują stabilny, wysokiej jakości serwis. Mogą być pewni, że dostaną świeże warzywa, pieczywo, że zawsze dojedzie na czas, w odpowiednich warunkach chłodniczych – mówi Elżbieta Gołąb. Wyzwaniem dla firm, które rozwijają sprzedaż przez internet jest rosnąca konkurencja, szczególnie w dużych miastach. – To jest dla nas stymulujące, bo wygrywa na rynku ten, kto będzie mógł dostarczyć dobrej jakości serwis, w stałych warunkach, oferując dobre ceny – deklaruje Elżbieta Gołąb.
Łatwiejsze znalezienie tańszego dostawcy
Prezes URE dał spółkom obrotu i dystrybucji czas do końca kwietnia na porozumienie ws. zasad stosowania umów kompleksowych – na sprzedaż i dostawę prądu. Chodzi o to, by odbiorca w razie zmiany sprzedawcy, podpisywał tylko jedną umowę, a nie dwie. „Możliwość zawierania umów kompleksowych jest niezbędna, by odbiorcy mogli szybko i bez problemów zmienić sprzedawcę energii” – powiedział prezes Urzędu Regulacji Energetyki Marek Woszczyk. Jak dodał, choć z roku na rok przybywa odbiorców, którzy decydują się zmienić sprzedawcę energii, to jednak – w jego o cenie – proces ten nie następuje tak szybko, jak mógłby, gdyby wprowadzono w życie umowy kompleksowe. Porzucenie dotychczasowego dostawcy energii elektrycznej daje mieszkańcom wielu krajów Unii Europejskiej gigantyczne oszczędności. W Polsce ,tylko pół procent rodzin zmieniło dostawcę, bo to się nie opłaca. – Po niedawnej analizie sytuacji na rynku okazało się, że umowa kompleksowa praktycznie nie jest dostępna dla odbiorców indywidualnych. I gdy decydują się oni zmienić sprzedawcę, są zmuszeni zawierać zasadniczo dwie umowy – oddzielną na dystrybucję i oddzielną na zakup energii. A to z jednej strony blokuje rozwój konkurencji, z drugiej zaś czyni dla odbiorcy zmianę sprzedawcy skomplikowaną i mniej atrakcyjną ekonomicznie – dodał Woszczyk. Podkreślił, że skoro rynek oczekuje decyzji o uwolnieniu cen energii dla gospodarstw domowych, to spółki obrotu muszą tym odbiorcom móc zaoferować zawieranie umów kompleksowych. „Rozmawialiśmy o tym z przedstawicielami dystrybutorów energii i spółek obrotu już półtora roku temu i wydawało się, że system umów kompleksowych zacznie szybko funkcjonować – zaznaczył. Prezes URE uważa, że sytuacja na rynku hurtowym, na którym ceny energii utrzymują się na niskim poziomie, sprzyja podjęciu decyzji o uwolnieniu cen energii dla gospodarstw domowych. Zaznaczył jednocześnie, że bez rozpowszechnienia umów kompleksowych i zmian w prawie nie uwolnieni cen energii dla gospodarstw domowych. – Konieczne jest nowe ustawodawstwo, czyli przyjęcie przez parlament tzw. trójpaku energetycznego (Prawo energetyczne, gazowe i ustawa o OZE), dzięki czemu możliwe będzie m.in. zagwarantowanie odbiorcom wrażliwym, czyli tym o najniższych dochodach, ochrony przed odłączeniem prądu z powodów ekonomicznych – wyjaśnił.
Kiedy łatwiej negocjować cenę mieszkania
Od ponad dwóch lat bardzo rośnie skłonność właścicieli mieszkań używanych do ogromnych ustępstw w trakcie negocjacji. Najłatwiej negocjować cenę w przypadku mieszkań wymagających remontu lub odświeżenia, a najtrudniej kiedy lokal nadaje się od zaraz do zamieszkania. Prawie dwadzieścia trzy tysiące złotych – tyle można było przeciętnie wynegocjować kupując w ostatnich trzech miesiącach używane mieszkanie luksusowe wykończone w bardzo wysokim standardzie. Znacznie mniej sprzedający obniżał w trakcie rozmów z nabywcą cenę mieszkania, które wymagało odświeżenia (bo czternaście tysięcy złotych), a najmniejsze efekty negocjacje dawały w przypadku mieszkań wymagających remontu i te, które nie wymagały nakładów finansowych (odpowiednio 11 i 11,6 tys. zł). Wyników negocjacji nie można jednak rozważać w oderwaniu od wyjściowej wartości nieruchomości, o której prowadzone były rozmowy. W przypadku lokali o wysokim standardzie jest to kwota ponad 540 tys. zł, ale już te „do wejścia” kosztowały o ponad połowę mniej, a przeciętna cena tych wymagających remontu osiągnęła poziom 166 tys. zł. Ten był w badanym okresie najniższy w przypadku mieszkań „do wejścia” i wynosił 4,5 proc. Wiązać to można oczywiście z faktem, że nieruchomości takie nie wymagają wkładu finansowego, można się do nich od razu wprowadzić, a ponadto jeśli mieszkanie nie wymaga remontu, kupujący mają znacznie mniej argumentów przy negocjacji. Dla porównania w przypadku mieszkań wymagających odświeżenia lub remontu przeciętny wynik negocjacji wyniósł odpowiednio 6 i 6,3 proc. Wyższy, niż w przypadku mieszkań w stanie „do wejścia”, wynik negocjacji znaleźć można w przypadku mieszkań z najwyższej półki. Lokale o bardzo wysokim standardzie sprzedawane były w ostatnich 3 miesiącach z przeciętnym rabatem na poziomie 5,5 proc. Już od ponad dwóch lat widoczna jest coraz większa skłonność właścicieli mieszkań do negocjowania cen. Efekt taki wymusiła sytuacja rynkowa, a w szczególności obniżenie siły strony popytowej rynku oraz mocna konkurencja ze strony deweloperów. Od kilku miesięcy przeciętny wynik negocjacji (różnica między ostatnią ceną ofertową i transakcyjną) oscyluje na rynku wtórnym w okolicach 5-6 proc. To prawie dwukrotnie więcej niż na przykład w 2010 roku.
Profesjonalna albo samodzielna wycena nieruchomości
Każdy może wycenić swoją nieruchomość samodzielnie. Profesjonalnie zrobi to jednak tylko pośrednik lub rzeczoznawca majątkowy. Wszystko zależy od tego, po co komu wycena. Jeśli potrzebujemy jedynie oszacować, ile zażądać za mieszkanie, możemy to zrobić samodzielnie lub z pośrednikiem. Podobnie jest w przypadku kupna lokalu. Są jednak sytuacje, gdy niezbędne jest sporządzenie operatu szacunkowego. Wówczas do gry wkracza rzeczoznawca majątkowy. „Przymierzając się do wyceny nieruchomości warto podejść do tego racjonalnie i z głową. Nadmierne zawyżanie ceny w stosunku do i tak już w większości zawyżonych ofert wystawionych na zbycie jest zupełnie bezcelowe. Wydłuża niepotrzebnie proces sprzedaży, zmniejsza szanse na znalezienie nabywcy i w efekcie powoduje frustrację sprzedającego. Posiłkowanie się wyceną rzeczoznawcy jest bardzo miarodajnym wskaźnikiem wartości nieruchomości ale zazwyczaj wycena potrzebna jest do celów nazwijmy to nie sprzedażowych. Wiąże się to również z poniesieniem kosztu przynajmniej kilkuset złotych za przygotowanie operatu. Podjęcie decyzji o powierzeniu przeprowadzenia procesu sprzedaży i transakcji profesjonalnemu pośrednikowi gwarantuje również fachową wycenę opartą na doskonałej znajomości rynku. Jeśli wycena ma być jedynie orientacyjna, można próbować wykonać ją samodzielnie. Najlepiej zacząć od analizy danych zbieranych i udostępnianych przez Związek Banków Polskich (AMRON). Część raportów (tych bardziej ogólnych) jest bezpłatna, za bardziej szczegółowe informacje trzeba zapłacić. Raport z miast powiatowych kosztuje około 30 zł. Nieco inaczej jest w przypadku analizy cen z serwisów ogłoszeniowych. W przeciwieństwie do danych zawartych w raportach AMRON, te mogą mieć charakter jedynie poglądowy. Nic dziwnego – to ceny ofertowe, a więc kwoty, które właściciele sprzedający mieszkania chcieliby otrzymać od potencjalnych nabywców. I których raczej nie otrzymają. Pośrednicy sugerują, żeby odejmować od nich co najmniej 20-30 proc. Można natomiast sprawdzać oferty deweloperów sprzedających mieszkania w okolicy. Szacując różnice między lokalem w nowym budynku i nieco starszym, a także biorąc pod uwagę standardy wykończenia, można w przybliżeniu ocenić wartość nieruchomości. Kto nie chce wyceniać samodzielnie lub potrzebuje wyceny bardziej precyzyjnej, może skorzystać z pomocy pośrednika. To część jego zawodu. Agent dobrze orientuje się w trendach na lokalnych rynkach, ma większy dostęp do danych z systemów transakcyjnych. Ma także wiedzę o profesjonalnych metodach wyceny.
Polskie zmieniają właściciela
Koncern Henkel kupił od brytyjskiego PZ Cussons całą linię detergentów E, IXI oraz markę płynów do prania Kokosal. Wartość transakcji szacowana jest na ponad 46,6 mln funtów, czyli blisko 221 mln zł, a transakcja ma zostać sfinalizowana za około pół roku. Jak podaje niemiecki koncern, produkty pod markami, których dotyczy umowa, sprzedawane są nie tylko w polskich, ale też rosyjskich i innych środkowo-europejskich sklepach. W sumie wszystkie przejęte przez Henkla marki generują sprzedaż na poziomie 60 mln euro rocznie. -Ten zakup będzie doskonałym wsparciem dla działań podejmowanych w regionie Europy Środkowo-Wschodniej i będzie oznaczać dalsze wzmocnienie pozycji Henkla w Polsce oraz w Rosji, które są dla nas atrakcyjnymi rynkami wzrostu – powiedział Bruno Piacenza, wiceprezes firmy odpowiedzialny za dział środków piorących i czystości. Umowa sprzedaży została podpisana dzisiaj, 20 lutego 2013 roku. Nabycie wymaga zgody odpowiednich organów państwowych. Oczekuje się, że transakcja zostanie sfinalizowana w trzecim kwartale 2013 roku.
Cussons pozbywa się swoich wiodących marek, ponieważ spółka przechodzi proces restrukturyzacji – pieniądze uzyskane z przejęcia E i IXI pójdą przede wszystkim na spłatę zadłużenia. – Pozytywne zakończenie tej transakcji pozwoli nam się skupić na rozwoju działalności z zakresu produktów higieny osobistej w Polsce i poprawi nasze wskaźniki finansowe – czytamy w komunikacie słowa Alexa Kanellisa, prezesa brytyjskiej spółki.
W Polsce Henkel sprzedaje detergenty i kosmetyki pod markami Persil, Schwarzkopf, Perwoll, Fa czy Syoss. E, IXI i Kokosal były do tej pory sztandarowymi markami PZ Cussons. Oprócz nich brytyjska spółka ma w swoim portfolio produkty pod takimi markami jak Luksja i Morning Fresh. Henkel jest znacznie większym graczem od Cussons – założona w 1876 roku spółka zatrudnia 47 tys. pracowników. W 2011 roku wartość sprzedaży wyniosła 15,6 miliarda euro, a zysk operacyjny 2,03 miliarda euro. Z kolei brytyjski Cussons zatrunia 11 tys. osób i działa w 14 krajach.
France Telecom odpisał 889 mln euro
France Telecom – francuska firma telekomunikacyjna, jedna z największych tego typu przedsiębiorstw w Europie odpisała w wynikach za 2012 rok aż 889 mln euro z tytułu trwałej utraty wartości swoich aktywów w Polsce – poinformowała spółka w komunikacie prasowym. Łączne odpisy z tytułu utraty wartości aktywów France Telecom sięgnęły 1,84 mld euro, w tej kwocie 889 mln euro dotyczy odpisu w Polsce, 400 mln euro w Egipcie, a 359 mln euro w Rumunii. Widzimy rosnące ryzyka w części krajów, w których jesteśmy obecni, stąd nasza decyzja o odpisach, utworzonych zgodnie z zasadami księgowości – powiedział dyrektor finansowy France Telecom Gervais Pellissier podczas środowej telekonferencji z analitykami. W efekcie utworzonych odpisów zysk netto grupy France Telecom w 2012 roku spadł do 820 mln euro z 2,81 mld euro w 2011 roku. Wynik skonsolidowany EBITDA zmniejszył się rok do roku do 12,5 mld euro z 14,73 mld euro rok wcześniej. Klienci bardziej narzekali, gdy siedem lat temu znikała Idea, niż gdy odeszła w niebyt TP. Operator postawił sobie przy okazji rebrandingu cel, by usługi kojarzyły się z nowoczesnością. To musi niepokoić konkurentów, którzy woleliby stawać w szranki ze starą TP. France Telecom ma 49,78 proc. akcji Telekomunikacji Polskiej. Na koniec 2012 roku akcje Telekomunikacji Polskiej kosztowały nieco ponad 12 zł, a w ciągu całego zeszłego roku straciły na wartości około 28 proc. W lutym 2013 roku zniżka kursu przybrała na sile po zapowiedzi obniżki dywidendy i słabych wynikach i obecnie za jedną akcję operatora trzeba zapłacić 7,18 zł. Przypomnijmy, ze od zainwestowania przez FT w 2000 r. w akcje Telekomunikacji Polskiej francuski właściciel otrzymał od niej blisko 12 mld zł plus opłaty licencyjne za Orange.
Polska rusza na Afrykę
Ministerstwo Gospodarki chce zachęcić polski biznes do inwestycji w Afryce. Ruszył program, uruchomiono nawet już specjalną stronę internetową. Czego można się spodziewać i czy w Afryce w ogóle opłaca się inwestować?
Wiceminister gospodarki przewiduje, że wspólny projekt resortu gospodarki realizowany z innymi ministerstwami i instytucjami państwowymi ruszy już w II kwartale tego roku. Wzorem dla niego jest istniejący już program pomagający w inwestowaniu na rynku chińskim. – Pierwszym etapem, podobnie jak w projekcie Go China, będzie uruchomienie przez PAIiIZ specjalnego portalu internetowego – zapowiada Antoniszyn-Klik. – Znajdą się tam informacje dla przedsiębiorców na temat możliwości zaistnienia i współpracy na rynkach afrykańskich – dodaje.
Portal goafrica.gov.pl już wystartował. Zanelźc na nim można odnośniki do wydarzeń związanych przede wszystkim z gospodarką w wybranych państwach afrykańskich. Poza stroną internetową póki co nie ma jednak nic. A czego powinien się spodziewać chętny do uczestnictwa w programie? – W ramach projektu nie przewidujemy dodatkowego wsparcia finansowego dla przedsiębiorców, innego niż aktualnie dostępne, czyli w ramach środków europejskich oraz środków budżetowych (pomoc de minimis) – informuje wiceminister. Resort ma za to wspierać polskich inwestorów na arenie politycznej, promując eksport towarów i usług. Poza lobbowaniem zapowiada udział w targach i stałe informowanie o specyfice rynku i potencjalnym ryzyku.
Fałszywe ogłoszenia o pracę na Wyspach
Policja hrabstwa Sussex odnotowała znaczny wzrost zgłoszeń od poszkodowanych Polaków, których oszukano, proponując pracę na Wyspach i pobierając za to opłaty. Pomimo, że od wejścia Polski do Unii Europejskiej minęło już prawie dziewięć lat, wciąż wielu z nas daje się nabrać na ogłoszenia o pracy, oferujące pewne zatrudnienie i zakwaterowanie – w zamian za „symboliczną” kwotę. Policja przypomina, że w Wielkiej Brytanii pobieranie opłat za pośrednictwo pracy jest nielegalne i żaden prawdziwy pośrednik czy pracodawca nie będzie od nas wymagał płacenia za pomoc w znalezieniu płatnego zajęcia. Niestety w internecie wciąż można znaleźć wiele ogłoszeń, skierowanych głównie do mieszkańców krajów Europy Wschodniej, którzy chcieliby przyjechać i zarabiać w Zjednoczonym Królestwie. Są to anonse zarówno w języku polskim, jak i angielskim. Opisuje się w nich dokładnie firmy, w których chętni mieliby pracować, a dane o „pracodawcach” czerpane są z oficjalnych stron internetowych tych firm. Tymczasem okazuje się, że żadna z nich o tym nie wie, a ich proces rekrutacyjny wygląda zupełnie inaczej. Za „pośrednictwo” ofiary tego procederu płacą zazwyczaj 120 funtów, po przyjeździe do Wielkiej Brytanii są kwaterowane w jednym pokoju z kilkoma innymi oszukanymi osobami, a praca okazuje się tylko niespełnioną obietnicą. Zdaniem policji oszuści najczęściej wykorzystują w ten sposób Polaków bez podstawowej znajomości języka angielskiego i takich, którzy nie radzą sobie sami w obcym kraju
Wiele takich przypadków odnotowano ostatnio w regionie Arun, gdzie przez lokalną policję prowadzona jest „Operacja Akcent”, mająca na celu pomoc poszkodowanym imigrantom z Europy Wschodniej. Większość z nich chce tu uczciwie i ciężko pracować, aby pomóc swoim rodzinom w ojczystym kraju. Dlatego też tak łatwo dają się zaślepić obietnicą szybkiego i bezproblemowego zatrudnienia.
Google otworzy sklepy ?
Do końca bieżącego roku światowy gigant internetowy Google chce otworzyć swoje sklepy – twierdzi jeden z portali internetowych. Portal specjalizujący się w informacjach o właścicielu największej wyszukiwarki świata przekonuje, że Google jest w trakcie budowania niezależnych sklepów detalicznych w Stanach Zjednoczonych. Koncern ma nadzieję, że pierwsze sklepy flagowe zostaną otwarte w wielkich metropoliach w okresie przedświątecznego wielkiego szału zakupowego. Portal ten publikując informację powołuje się na swoje źródła. Google wzoruje się między innymi na koncernach Apple i Microsoft, które mają swoje punkty sprzedaży i umożliwiają klientom wypróbowanie produktów przed zakupem. Sklepy Googla oczywiście mogłyby poprawić sprzedaż takich produktów Google, jak smartfony, tablety, czy laptopy. Firma internetowa współpracuje obecnie między innymi z siecią Best Buy, w której centrach prowadzi punkty, gdzie klienci mogą poznać możliwości sprzętu pod znakiem Google. Wspólnie z Virgin internetowy gigant testuje także kioski na wybranych lotniskach. Według portalu 9to5google.com nowe sklepy mają działać w pełni niezależnie i zajmować się sprzedażą bezpośrednią produktów. Sklepy mogą być trampoliną do przyszłej sprzedaży słynnych okularów Google. Google może w swoich planach wzorować się na Apple. Producent takich gadżetów jak iPhone i iPad generuje z przeciętnego sklepu około 50 mln USD przychodów, a prezes Tim Cook powiedział nawet, że duże centra sprzedaży są czymś w rodzaju twarzy całej firmy.
Kontrowersyjna inwestycja Krakowa
Kierowcy są oburzeni, że miasto wyda ponad 300 mln zł na budowę wiaduktu dla tramwajów jadących z ul. Lipskiej na Wielicką. Pytają, dlaczego nie mogłyby z niego korzystać też samochody. Projektanci tłumaczą, że tak się nie da. A miasto w przyszłości chce wybudować dla aut odrębną estakadę… pół kilometra dalej.
Na mierzącym 600 m obiekcie prócz torów ma się znajdować chodnik i ścieżka rowerowa. Krakowianie są oburzeni, że nie przejadą tamtędy ani samochody, ani autobusy MPK. I zastanawia się, czy projektant przewidział możliwość wpuszczenia na torowisko tramwajowe autobusów MPK, tak aby skrócić im drogę na Rybitwy. Poza tym, zdaniem mieszkańców, umożliwienie samochodom nawet jednokierunkowego przejazdu po estakadzie tramwajowej (w stronę Rybitw) zlikwidowałoby korki m.in. na skrzyżowaniu Wielicka/Powstańców Wlkp. Wiktor Salamaga ze spółki PxM-Projekt-Południe, która jest projektantem linii Wielicka – Lipska, przyznaje, że technicznie będzie możliwość poprowadzenia po estakadzie trasy autobusów MPK. Podkreśla jednak, że nie ma szans, aby estakada służyła też zwykłym kierowcom. – Jesteśmy w trakcie uzyskiwania pozwoleń na budowę. Tak znaczne zmiany w projekcie opóźniłyby inwestycję – tłumaczy. Wojciech Wojtowicz (PO), przewodniczący komisji infrastruktury rady miasta, dodaje, że biorąc pod uwagę ograniczenia w terenie (np. w Płaszowie tory będą szły tuż obok bloków), nie było możliwości, aby ruch samochodowy puścić razem z tramwajowym trasą Lipska – Wielicka. Konieczne byłoby bowiem wyburzenie wielu domów i bloków, aby zrobić miejsce dla jezdni. W planach miasta jest natomiast budowa tzw. Trasy Nowopłaszowskiej, w ramach której powstać miałaby kolejna estakada nad torami kolejowymi – ok. 500 metrów od tej przewidzianej dla tramwajów. Miałaby ona służyć kierowcom w łatwym przedostaniu się z Podgórza w stronę Rybitw, Małego Płaszowa i ul. Nowohuckiej. Trasa Nowopłaszowska ma biec od skrzyżowania ul. Wielickiej z Kamieńskiego. Dalej pobiegnie nad linią kolejową, między Bagrami i Stawem Płaszowskim, ul. Lipską do ul. No- wohuckiej. Jej długość to około 5 km. Ta inwestycja nie jest jednak na razie przygotowywana – najbliższy możliwy termin jej realizacji, wg Wojtowicza, to lata 2016-18.
Danone – miliardy w kieszeni, ludzie na bruku
Francuski gigant spożywczy Danone zwolni ponad 900 osób. Producent m.in. jogurtu activia w 2012 r. uzyskał 20,1 mld euro ze sprzedaży (wzrost o 5,4 proc. rok do roku), lecz sprzedaż w Europie zniżkowała o 3 proc. O 5,9 proc. lepszą miał szwajcarski rywal – Nestle. To powód cięć. Danone zwolni ok. 900 osób wśród kadry kierowniczej i administracji w 26 europejskich krajach. Prezes Franck Riboud w oficjalnym stanowisku zapowiedział, że 2013 rok będzie przełomowy, szczególnie na rozwijających się rynkach. Rozwój Danone (największy na świecie producent jogurtu) hamują malejący popyt i wysokie ceny surowców. Na Zachodzie Europy firma sprzedaje 38 proc. swoich produktów, w wielu krajach wyraźnie spada z powodu kryzysu (m.in. w Hiszpanii). W dwa lata Danone chce zaoszczędzić 200 mln euro. Danone – (W USA znane jako Dannon) francuski koncern spożywczy, produkujący przede wszystkim produkty mleczne (m.in. jogurty, serki homogenizowane). Działalność w Polsce rozpoczął w 1990 r. Na początku firma jedynie importowała produkty spożywcze. W 1992 r. otworzyła pierwszą swoją fabrykę w Warszawie, a po trzech latach – następną, w Bieruniu w województwie śląskim. W 2009 r. Danone Polska była 4. największym producentem wyrobów mleczarskich w Polsce. W roku 2012 uzyskała już 3. miejsce w rankingu z obrotem rzędu 1564,397 mln zł. Koncern w 1998 wdrożył system identyfikacji zagrożeń HACCP.Fabryki w Polsce: w Warszawie (dawniej ZM Wola); w Bieruniu (dawniej Mildes); w Opolu (dawniej Nutricia); w Krotoszynie (dawniej Nutricia).
Północna Europa walczy z boomem na rynku nieruchomości
Cała Europa tnie stopy procentowe, a kraje Północy zacieśniają politykę monetarną. W Skandynawii i Szwajcarii trwa gigantyczny boom na rynku nieruchomości. „Szwedzkie gospodarstwa domowe należą obecnie do najbardziej zadłużonych w Europie, nie możemy pozwolić, aby ta spirala wymknęła się spod kontroli”, powiedział Martin Anderssen, dyrektor generalny urzędu nadzoru finansowego podczas wywiadu dla Bloomberga w Sztokholmie. Popyt na nieruchomości napędzany jest głównie przez łatwo dostępne kredyty hipoteczne. W dłuższej perspektywie to poważne zagrożenie dla gospodarki. Regulatorzy obawiają się powtórki z bańki nieruchomościowej w latach 90. Problem dotyczy najbogatszych krajów Europy – nie tylko Szwecji, ale też Norwegii i Szwajcarii. W tym miesiącu Szwajcaria kazała swoim bankom podwyższyć rezerwy kapitałowe o dodatkowy 1 proc. Ten alpejski kraj przeżywa największy boom na rynku domów i mieszkań od dwóch dekad. Tymczasem Norwegia już w grudniu zaproponowała obowiązkowe podniesienie wagi ryzyka na hipoteki do 35 proc. Pomysł zaostrzenia polityki monetarnej wydaje się w Europie mocno odosobniony w czasach, gdy rządy (szczególnie południowych krajów) oszczędzają na potęgę i pogrążają się w recesji. Tym bardziej dla szwajcarskich i skandynawskich regulatorów presja zmniejszenia wpływu niskich stóp procentowych w innych krajach na wewnętrzne rynki wydaje się coraz silniejsza. Według Anderssena, szwedzki nadzór finansowy powinien wykorzystać dwa narzędzia. Urząd jest gotowy obniżyć limit wielkości udzielanych pożyczek w stosunku do wartości nieruchomości o 85 proc. Rozważa też podniesienie poziomu wagi ryzyka dla hipotek w bankach. „Jeśli to nie pomoże, mamy w zanadrzu jeszcze inne środki” – tłumaczy przedstawiciel władz monetarnych. Dwa lata temu Szwecja zaostrzyła już regulacje dotyczące kredytów. Od 2010 roku banki nie mogą udzielać pożyczek, które przewyższają o więcej niż 85 proc. wartość nieruchomości. Przez te kilka lat udało się dzięki temu zatrzymać wzrost na rynku kredytów z ponad 10 proc. w latach 2004-2008 do 4,5 proc. w grudniu. „To jednak wciąż za dużo” – powiedział minister finansów Andres Borg, który uważa, że wzrost rynku powinien być mniejszy niż 3 do 4 proc. Szwedzcy politycy nadal pamiętają kryzys sprzed 20 lat. „W 1991 roku jeśli kupowałeś dom obciążony kredytem wielkości 90 proc. jego wartości, dopiero po 6 lub 7 latach twoja nieruchomość była warta więcej niż twój kredyt hipoteczny. To bardzo długo” – wyjaśnił Andersson.
Domy energooszczędne
Najprawdopodobniej już niedługo banki będą oferować kredyty na mieszkania i domy z dopłatą. Warunkiem jest jednak ich energooszczędność. Takie nieruchomości są oczywiście znacznie droższe, ale dopłaty i niższe koszty utrzymania pozwalają jednak zrekompensować dodatkową inwestycję już w ciągu już kilku lat. Niestety właściciele używanych nieruchomości obejdą się w tym wypadku smakiem. Skierowanie dopłat na rynek nowych nieruchomości jest o tyle racjonalny, że w Polsce wciąż brakuje mieszkań do zaspokojenia podstawowych potrzeb. Green Deal – nowy brytyjski pomysł, aby podnieść efektywność energetyczną istniejących budynków. Za ocieplenie domów, instalację kolektorów słonecznych czy wymianę pieca właściciele domów na Wyspach nie płacą. Koszty pokrywane są z kwot, jakie udało się zaoszczędzić w wyniku obniżenia rachunku za energię w kolejnych miesiącach. W Polsce za jakiś czas ma ruszyć program dopłat, które trafią do nabywców lub budujących nowe domy i mieszkania. Oba programy łączy maksymalna kwota dopłat – 50 tys. zł, czyli mniej więcej równowartość 10 tys. funtów.
W Polsce dysponentem środków przeznaczonych na realizację programu jest Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Program dopłat do domów i mieszkań przewiduje następujące dopłaty:
1. Dla budynków jednorodzinnych:
a. nieskoenergochłonnych – 30 tys. zł brutto,
b. pasywnych – 50 tys. zł brutto,
2. Dla mieszkań w budynkach wielorodzinnych:
a. nieskoenergochłonnych – 11 tys. zł brutto,
b. pasywnych – 16 tys. zł brutto,
Możliwa do uzyskania dopłata zależeć będzie od typu nieruchomości i jego zapotrzebowania na ciepło. Kwota będzie wyższa, gdy zużycie ciepła nie będzie przekraczać 15 kWh/m kw. rocznie (tzw. dom pasywny), a niższa gdy nie będzie przekraczać 40 kWh/m kw. rocznie (tzw. dom niskoenergochłonny). Dziś przeciętny nowy dom potrzebuje przeważnie około 100 – 120 kWh energii na m kw. rocznie. Aby otrzymać pieniądze, trzeba jednak będzie zaciągnąć kredyt na zakup lub budowę nowego domu lub mieszkania.
Inwestorzy wolą nasz rynek nieruchomości
Fundusze lokujące kapitał w nieruchomościach komercyjnych po raz kolejny zaufały naszej gospodarce. Polski rynek, bezpieczny i wiarygodny, nie ma dziś alternatywy w Europie Środkowej. W nieruchomości komercyjne inwestuje się w Polsce od dwóch lat około 2,5 mld euro rocznie. Zdaniem ekspertów, w tym roku będzie podobnie. Dzieje się tak dzięki temu, że nasz kraj, wciąż postrzegany jako „zielona wyspa”, w czasie kryzysu jest dla inwestorów bezpieczny. – Na kluczowych rynkach Europy Zachodniej jest coraz mniej interesujących ofert. Polski sektor nieruchomości jest więc rozwiązaniem alternatywnym, zapewniającym lepsze wyniki przy niższym poziomie ryzyka – uważa Philippe Mer, dyrektor Obszaru Europy Środkowej i Wschodniej oraz prezes BNP Paribas Real Estate Polska. – Inwestorzy, którzy odwrócili się od krajów dotkniętych kryzysem, przyszli do Polski – potwierdza tę opinię Michał Koślacz, członek zarządu Grupy Capital Park. – Pytanie jednak co zrobią, gdy kryzys się skończy. Piotr Gromniak, prezes Echo Investment, dodaje, że wśród centrów handlowych uwagę zarządów funduszy inwestycyjnych skupiają szczególnie te o dominującej pozycji rynkowej. – Na rynku nieruchomości biurowych największym zainteresowaniem cieszą się lokalizacje w centrum Warszawy; także najlepsze projekty we Wrocławiu, w Krakowie, Gdańsku, Poznaniu i w Katowicach – wylicza Piotr Gromniak. W 2012 roku podpisywano w Polsce kontrakty, których wymiar biznesowy wyróżniał je nie tylko w skali regionalnej, ale także ogólnoeuropejskiej. Najbardziej aktywni byli inwestorzy z Niemiec. Widoczny był strumień inwestycji ze Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, krajów skandynawskich i Francji. Coraz częściej nad Wisłą pojawia się również kapitał z Bliskiego Wschodu. – To dobry prognostyk na przyszłość. Tym bardziej że transakcji o takiej skali jak sprzedaż Manufaktury, biurowca Warsaw Financial Center czy hotelu Intercontinental prawie nie było w całej Europie Zachodniej – zauważa Michał Koślacz. Tomasza Ożdziński, partner w TPA Horwath, podkreśla jednak, że według niego rok 2013 okaże się, dla branży trudny. – Transakcje będą zamykać się wolniej, a banki będą stopniowo zwiększać swoje zaangażowanie w nieruchomości. Nie można się spodziewać istotnego rozluźnienia warunków finansowania – prognozuje.
Duże inwestycje w dystrybucji energii
Po latach, kiedy koncentrowano się na odtwarzaniu majątku wytwórczego polskiej energetyki, coraz większy akcent kładziony jest na inwestycje w sieć dystrybucyjną – wynika z analizy sektora elektroenergetycznego autorstwa Domu Maklerskiego banku PKO BP. Biuro Bezpieczeństwa Narodowego (BBN) ocenia, że strata w przesyle i dystrybucji energii elektrycznej w 2011 r. w Polsce wyniosła 7,3 proc., blisko dwa razy więcej niż w krajach Europy zachodniej. Stan sieci systematycznie będzie się poprawiał, operatorzy sieci mogą zwiększyć inwestycje nawet o 45 proc. – Po latach w którym główny nurt dyskusji koncentrował się na odtwarzaniu majątku wytwórczego polskiej energetyki, coraz większy akcent kładziony jest na inwestycje w sieć dystrybucyjną. Olbrzymie nakłady potrzebne do realizacji projektów wytwórczych, komplikacja tych projektów, niepewność otoczenia regulacyjnego, kryzys ekonomiczny i związana z nim weryfikacja ścieżki wzrostu zapotrzebowania na energię – wszystko to sprawiło, że koncerny energetyczne kładą coraz więcej nacisku na inwestycje w sieci dystrybucyjne – wynika z analizy sektora elektroenergetycznego autorstwa Domu Maklerskiego banku PKO BP. W raporcie zwrócono uwagę, że inwestycje sieciowe są prostsze w realizacji, o łatwiejszym do przewidzenia zwrocie i krytyczne dla bezpieczeństwa energetycznego. Raport przypomina deklarację prezesa grupa Energa Mirosława Bielińskiego, który stwierdził, że główne ryzyko dla stabilności polskiego systemu tkwi właśnie w stanie sieci dystrybucyjnych. Analitycy DM PKO oceniają, że infrastruktura sieci dystrybucyjnych w Polsce jest w stanie słabym, choć od niedawna dosyć dynamicznie się poprawiającym.
– Średni wiek sieci dystrybucyjnej to około 30 lat. Nawet około 30 proc. polskiej sieci dystrybucyjnej kwalifikuje się do jak najszybszej wymiany ze względu na stan techniczny. Stopień dekapitalizacji majątku dystrybucyjnego w Polsce to około 75 proc. Problemem są stare stacje transformatorowe i stare linie – wynika z analizy DM PKO BP. Nie lepiej jest z siecią przesyłową wysokich napięć, która jest również w wysokim stopniu (około 70 proc.) zdekapitalizowana. Sieć przesyłowa jest jeszcze starsza niż sieć dystrybucyjna. Duże inwestycje w sieci przesyłową przypadały na lata 70. poprzedniego wieku.