Wiele firm mierzy się ze sporym wyzwaniem, jakie dane ma zbierać, jakie brać pod uwagę, żeby wykazać ślad węglowy. W niejednym przypadku – zwłaszcza w cyklu całego procesu budowy – sprawa nie jest oczywista. – Brakuje nam standaryzacji i brakuje jednego przyjętego modelu liczenia – zwraca uwagę Marcin Kosieniak, MEP specialist.
Liczenie śladu węglowego w branży nieruchomości jest złożonym procesem, na który wpływ ma wiele czynników, jak choćby kompleksowość danych wyjściowych, różnorodność źródeł emisji, dynamika użytkowania czy wyzwania techniczne.
– Chyba nie zawsze zdajemy sobie w pełni sprawę, że precyzyjne obliczenie śladu węglowego wymaga zgromadzenia ogromnej ilości danych z całego cyklu życia budynku. Trzeba uwzględnić nie tylko emisje związane z bieżącym funkcjonowaniem obiektu, ale także te powstałe podczas produkcji materiałów budowlanych, transportu, budowy, a także przyszłej rozbiórki. I tu mamy jedno z większych wyzwań, bo pozyskanie kompletnych i wiarygodnych danych często graniczy z misją niemożliwą – podkreśla Marcin Kosieniak, MEP specialist, współwłaściciel biura projektowego PM Projekt.
Do tego dochodzi także to, że w przypadku nieruchomości mamy do czynienia z wieloma źródłami emisji CO2. Obejmują one zużycie energii na ogrzewanie i chłodzenie, oświetlenie, działanie wind i innych systemów, ale także emisje związane z gospodarowaniem odpadami czy zużyciem wody. – To kolejne wyzwanie, bo każde z tych źródeł wymaga osobnego podejścia i metodologii liczenia – dodaje.
[fragment artykułu]
Autor: Marcin Kosieniak, MEP specialist
materiał prasowy