Czy odejście od amerykańskich technologii rzeczywiście może potrwać 15-20 lat?

ben-rosett-10614-unsplash
W Europie mieliśmy do czynienia z działaniem producenta, który zdalnie ograniczył funkcjonowanie wytwarzanych przez siebie urządzeń. Incydent dotyczył falowników chińskiej marki Deye, których użytkownicy zostali pozbawieni możliwości korzystania z energii wytwarzanej przez przydomowe panele słoneczne. Wcześniej wywiady niektórych krajów ostrzegały przed uzależnieniem od chińskim komponentów, co skutkować może właśnie takimi sytuacjami.

To wydarzenie i wciąż niepewna sytuacja w relacjach USA-Europa sprawiają, że kwestia suwerenności cyfrowej nabiera jeszcze większego znaczenia.

Czy odejście od amerykańskich technologii rzeczywiście może potrwać 15-20 lat, jak przekonywał uczestnik twitterowej dyskusji na profilu Jacka Bartosiaka? „Daj mi 3 lata i decyzyjność. W polskiej administracji jedyne co będzie amerykańskie to sprzęt… Mówienie, że jesteśmy od nich uzależnieni to powtarzanie narracji big-techów, które chcą by politycy tak myśleli” oceniał inny z dyskutantów.

Eksperci podpowiadają jak można tę korzystną zmianę przeprowadzić.

Skuteczna zmiana nie wymaga dekady – ekspert wskazuje 3 kroki

Działania prezydenta Trumpa zmuszają do zastanowienia się na ile można ufać amerykańskim parterom w kwestiach bezpieczeństwa i technologii. Inną potencjalną konsekwencją zamieszania w obszarze ceł, istotną a dotychczas praktycznie pomijaną są koszty utrzymania rozwiązań cybersecurity, których wzrost mógłby wynikać z wzajemnego nakładania ceł przez USA i UE. W dyskusji na ten temat pojawia się wątek usług cyfrowych, których opodatkowanie jest traktowane w Europie jako jedno z potencjalnych narzędzi nacisku.

– Postawmy pytanie, w jakim stopniu będzie chronione nasze przedsiębiorstwo w przypadku jednostronnej decyzji np. amerykańskiej administracji, w efekcie której zostałyby wyłączone lub choćby ograniczone usługi cyberbezpieczeństwa. Coś, co do niedawna nikomu nawet nie przeszło przez myśl, obecnie przestaje być political fiction – mówi Paweł Śmigielski, country manager Stormshield.

W opublikowanym we wrześniu 2024 roku raporcie Mario Draghiego, byłego prezesa Europejskiego Banku Centralnego i jednego z najznamienitszych ekspertów ekonomicznych Europy, poświęconemu konkurencyjności krajów Wspólnoty wskazano, że poziom naszego uzależnienia w obszarze technologii cyfrowych to ok. 80 proc. Niestety, dotyczy to również cyberbezpieczeństwa, co jest wybitnie niesprzyjającą okolicznością. Wśród dostawców technologii bezpieczeństwa IT dominują firmy z USA i Izraela.

– Na poziomie organizacji by zdywersyfikować kluczowe technologie potrzebujemy raczej lat, niż dziesięcioleci. Wynika to z modelu w jakim funkcjonuje sektor cyberbezpieczeństwa. Sprzęt i usługi (UTM, firewalle, systemy SIEM czy obsługa incydentów w ramach Security Operations Center – SOC) dostarczane są na podstawie licencji, a te należy co jakiś czas odnawiać. Rodzi to doskonałą okazję, by cały proces zaplanować i przeprowadzić sprawnie oraz bezboleśnie dla firmowego budżetu. Po prostu sukcesywnie zastępując jedno rozwiązanie innym, równie funkcjonalnym a wytwarzanym w Europie – mówi Paweł Śmigielski.

Celem nie musi być zastąpienie wszystkich rozwiązań, jednak zmniejszenie uzależnienia z szacowanych 80 proc. do poziomu 20-30 proc. będzie dobrą strategią. Korzystną dla naszej organizacji i całej UE, gdyż przyspieszy rozwój europejskich technologii, a jednocześnie pozwoli kontynuować partnerstwo z producentami z innych regionów świata.

Pierwszym krokiem jaki powinniśmy wykonać jest analiza wykorzystywanych rozwiązań. Rozpatrując modernizację zabezpieczeń sprawdźmy, w jakim obszarze i perspektywie czasu możemy wdrożyć europejskie, w tym polskie technologie i urządzenia. W następnym etapie, planując zamówienia na nowe produkty i usługi można do już wykorzystywanych kryteriów wyboru najlepszej oferty – funkcjonalności, wydajności, posiadanych certyfikatów, czy referencji – dodać region pochodzenia dostawcy. W ten sposób wspierając lokalnych producentów będziemy mieli realny wpływ na zwiększenie suwerenności technologicznej naszej organizacji i szerzej całego kontynentu. Trzecim krokiem jest implementacja, a na tym etapie dużą rolę odgrywa wsparcie porozumiewających się również w języku polskim specjalistów.

Globalnie proces zajmie wiele lat

Sektor high-tech jest wyjątkowo zglobalizowany a tym samym wrażliwy na wszelkie bariery. Projektowanie chipów to domena firm amerykańskich, jak Intel, AMD i Qualcomm lub brytyjskiej ARM, lecz ich produkcja odbywa się głównie w Azji. Europa posiada mocną pozycję w segmencie maszyn litograficznych, gdzie kluczowym graczem jest holenderski ASML. Niestety, UE ma bardzo niewielkie moce produkcyjne w najnowocześniejszych technologiach półprzewodników, podstawowego warunku by myśleć o suwerenności.

– Uwzględniając to wszystko odejście od amerykańskich technologii nie jest możliwe w przeciągu 3 czy nawet 10 lat, oczywiście jeśli bierzemy pod uwagę skalę kraju, czy całej UE. Dużym wyzwaniem w tym procesie jest aspekt stricte techniczny, a poziom trudności dodatkowo wzrośnie, jeśli weźmiemy pod uwagę konieczność wyszkolenia pracowników. Wyobraźmy sobie, że od jutra zamiast z Windowsem mamy pracować z systemem Linux. Podejrzewam, że niewielu z nas byłoby w stanie szybko przestawić się na nowe rozwiązanie To dobrze obrazuje skalę wyzwania – mówi Piotr Zielaskiewicz, menadżer w DAGMA Bezpieczeństwo IT.

[fragment artykułu]

Źródło: DAGMA Sp. z o.o. / materiał prasowy

Unijne przepisy mocno wpłyną na rynek kryptowalut

kantory-krypto
Unijne przepisy mocno wpłyną na rynek kryptowalut.

Eksperci zapowiadają, że nowe przepisy TFR i MiCA zadziałają jak sito. Wyeliminują podmioty niezdolne do inwestycji w compliance. Zniknąć może nawet 90% kantorów kryptowalutowych. Wzrośnie za to zaufanie do rynku, który stanie się bardziej profesjonalny. Jednak cała gospodarka na tym ucierpi, bo jeszcze trudniej będzie o innowacje w branży krypto. Coraz częściej będziemy je importować. Natomiast konsument zyska na zwiększonym bezpieczeństwie, redukcji oszustw i ochronie przed blokadą transakcji. Jednocześnie straci na anonimowości i dostępności lokalnych usług. Do tego same transakcje wydłużą się i zdrożeją – według niektórych szacunków – nawet o 30%.

Idą nowe wyzwania

Nowe przepisy, m.in. Travel Rule z rozporządzenia TFR UE, nakładają na kantory kryptowalutowe obowiązek gromadzenia i weryfikacji danych klientów, np. adresów portfeli, danych identyfikujących tożsamość klientów, tzw. KYC. Wymogi te generują wyższe koszty compliance (technologia, kadra i szkolenia). Problem dotyczy zarówno kantorów stacjonarnych, jak i online. – Branża jest podzielona. Większe podmioty inwestują w dostosowanie, a mniejsze liczą na przedłużenie okresu przejściowego lub na nowe wytyczne, które będą dla nich możliwe do spełnienia – zauważa prof. Krzysztof Piech z Uczelni Łazarskiego.

Z kolei eksperci z Ari10 ostrzegają, że w tym roku w Polsce wzrost kosztów operacyjnych oraz zmiany zapowiadane w ustawie mogą zmieść z rynku nawet 90% tego typu kantorów. Takie mogą być skutki regulacji wprowadzonych w ramach unijnego rozporządzenia MiCA i polskiej ustawy uzupełniającej oraz interpretującej jego zakres. Obecnie branża czeka na interpretację daty 30 czerwca br. jako realnej do wdrożenia nowych zasad. Mówi się o przesunięciu okresu przejściowego, co wydłużyłoby czas na dostosowanie się do nowych przepisów. Niemniej w końcu nadejdzie konieczność inwestycji w usprawnienie technologii w punktach wymiany kryptowalut i możemy z pewnością spodziewać się ich w tym roku.

– W mojej opinii, do końca tego roku może zniknąć z rynku 30-40% mniejszych podmiotów. Jednym z powodów mogą być koszty wdrożenia TFR, szacowane na 50-200 tys. zł rocznie dla małego kantoru. Drugą przyczyną będzie brak możliwości uzyskania licencji CASP po wejściu MiCA, ze względu na nieuchwalenie jeszcze przepisów w Polsce. Większe kantory i zagraniczne giełdy, np. Binance, przejmą ich udział w rynku – komentuje prof. Piech.

Jak tłumaczy Izabela Mazur z Ari10, Travel Rule weszło w życie 30 grudnia 2024 roku. To rozporządzenie w połączeniu z MiCA nakłada na stacjonarne i internetowe platformy wymiany kryptowalut obowiązek weryfikacji tożsamości klienta, niezależnie od formy transakcji, tj. przy użyciu gotówki, karty czy BLIK-a. Dodatkowo, regulacje dotykają firmy spoza UE, które obsługują klientów z Polski. Zmuszają je do dostosowania się do nowych przepisów. W kontekście globalnym brak zgodności najpopularniejszego stablecoina USDT, tj. kryptowaluty charakteryzującej się stałą ceną, z nowymi regulacjami skłania wiele platform do ograniczenia handlu nim w Europie.

Oberwie się gospodarce

– Branża nie lobbowała skutecznie za dostosowanymi rozwiązaniami, co wynikało z przeniesienia się już wcześniej części podmiotów za granicę lub ich upadku. Było to efektem akcji podejmowanych przez KNF od 2017 roku, rozdrobnienia rynku i braku wspólnej strategii. Działa w Polsce kilka organizacji branżowych, które raczej nie współpracują ze sobą. Mają skromne zaplecze kapitałowe, co ogranicza możliwe wydatki na dobrych prawników. Reprezentacja branży w rozmowach z Ministerstwem Finansów przy konsultacjach społecznych była więc dość skromna – analizuje ekspert z Uczelni Łazarskiego.

Przepisy zostały wprowadzone w celu „ucywilizowania” i przejrzystości rynku. Jednak nie wszyscy gracze postrzegają je jako usprawnienie. – Dla wielu to przede wszystkim nowe koszty i bariery, które mogą ograniczyć dostępność i przystępność usług. Nie da się jednak ukryć, że rynek nie znosi próżni. Regulacje mogą zwiększyć transparentność i bezpieczeństwo transakcji, ale dla mniejszych podmiotów oznaczają konieczność przebudowy całego modelu biznesowego lub nawet rezygnację z działalności – stwierdza Izabela Mazur.

Zdaniem prof. Piecha, nowe przepisy wyeliminują podmioty niezdolne do inwestycji w compliance. Rynek stanie się bardziej profesjonalny, ale mniej różnorodny. Wzrośnie bezpieczeństwo transakcji, ale kosztem elastyczności oraz pogorszenia innowacyjności. W ostatnich latach widać w Polsce coraz niższą innowacyjność w branży kryptowalut, przy nadal gwałtownym jej rozwoju na świecie. Efektem jest to, że Polacy coraz częściej korzystają z rozwiązań zagranicznych. Rodzimi informatycy, zamiast budować biznesy, najpierw zatrudniają prawników, którzy uświadamiają ich, jak drogie i ryzykowne prawnie będzie to, co planują zrobić. Przez to często kończą przedsięwzięcia już na etapie pomysłów.

– Teraz jeszcze trudniej będzie o innowacje w tej branży. Będziemy je coraz częściej importować. Straci na tym cała polska gospodarka. Sam rynek czeka konsolidacja. Pozostaną na nim tylko duże kantory, które będą lepiej nadzorowane i zapewnią transparentność transakcji. Nastąpią przejęcia mniejszych kantorów przez większe podmioty i upadki tych najmniej zyskownych. Jakiś czas po wejściu w życie MiCA mniejsze, bardziej zwinne banki i inne tradycyjne instytucje finansowe będą oferować usługi w zakresie kryptowalut. Wzrośnie popularność DEX-ów, np. Uniswap, jako alternatywy dla regulowanych kantorów – dodaje prof. Krzysztof Piech.

Stracą też konsumenci

Według Mateusza Skiby z Ari10, wydatki operacyjne – wynikające z surowych wymogów bezpieczeństwa, zarządzania ryzykiem i przejrzystości – kantory przeniosą na konsumentów, co skutkowałoby podwyżkami cen usług. – Szacuję, że opłaty za wymianę kryptowalut mogą wzrosnąć o nawet 10-30%, w zależności od skali dostosowań wymaganych przez nowe regulacje. Mniejsze kantory, które mają ograniczone możliwości finansowe, mogą być zmuszone do znacznego podnoszenia cen, aby pokryć nowe wydatki. W rezultacie klienci mogą odczuć negatywne skutki w postaci wyższych kosztów transakcji, więc finalnie regulacje i ich koszt zostaną przesunięte na konsumenta transakcji lub skłoni do zamknięcia działalności w zakresie kantoru kryptowalutowego – prognozuje ekspert.

Do tego ekspert z Uczelni Łazarskiego uważa, że rosnąca centralizacja i mniejsza konkurencja podbiją ceny usług dla klientów indywidualnych, ale nieznacznie, bo o ok. 5-15%. Duże platformy będą w stanie utrzymać ceny dzięki korzyściom skali. Natomiast zespół Ari10 przewiduje, że konsumenci mogą być niezadowoleni z mniejszej różnorodności ofert i dostępności usług kryptowalutowych w Polsce. Projekt, choć poprawi jakość świadczonych usług przez punkty, wpłynie jednocześnie na tak istotną dla klienta różnorodność i dostępność oferty.

– Plusy dla konsumentów to większe bezpieczeństwo, redukcja oszustw i ochrona przed blokadą transakcji przez VASP-y. Minusy zaś to utrudniona anonimowość, wyższe koszty oraz wydłużony czas transakcji. Ponadto wystąpią jeszcze inne, nowe ryzyka. Podanie komukolwiek numeru konta bankowego nie oznacza pozbawienia się tak dużej prywatności, jak w przypadku kryptowalut, gdy ujawnienie adresu publicznego od razu oznacza przekazanie pełnej informacji o historii swoich transakcji. Osoby ceniące sobie prywatność stracą na tym –podsumowuje prof. Krzysztof Piech.

(MN, Kwiecień 2025 r.)

© MondayNews Polska
materiał prasowy

Goldsaver: Cena złota inwestycyjnego przekracza 3000 dolarów za uncję

michal_teklinski_goldsaver_sztabka_1_small
Cena złota inwestycyjnego przekracza 3000 dolarów za uncję. Rynek złota w pierwszych miesiącach roku wykazuje niezwykłą dynamikę, osiągając – do tej pory kilkunastokrotnie – historyczne maksima cenowe. W piątek, 14 marca, kruszec wzbił się ponad poziom 3000 dolarów za uncję, co oznacza, że już w tym momencie przekroczył pułap zakładany przez analityków jako cel na cały 2025 rok.

Ta bezprecedensowa hossa na rynku metali szlachetnych wynika z narastającej niepewności gospodarczej i geopolitycznej na świecie, które sprawiają, że złoto staje się coraz bardziej atrakcyjną formą zabezpieczenia. Analitycy wskazują kilka kluczowych czynników napędzających wzrost cen królewskiego kruszcu:

  • Niepewność w gospodarce amerykańskiej – retoryka administracji prezydenta Donalda Trumpa o możliwej recesji wprowadza chaos na rynkach finansowych. Największe banki inwestycyjne, w tym Goldman Sachs, JP Morgan i Bank of America, podniosły swoje prognozy prawdopodobieństwa jej wystąpienia w USA.
  • Wojny handlowe – eskalacja wojen celnych, szczególnie między Stanami Zjednoczonymi a Unią Europejską, a także napięcia handlowe USA z Chinami, Kanadą i Meksykiem, dodatkowo zwiększają niepokój inwestorów.
  • Zakupy banków centralnych – instytucje państwowe kontynuują akumulację złota. Narodowy Bank Polski w lutym 2025 r. zakupił kolejne 29 ton kruszcu, zwiększając swoje rezerwy do poziomu blisko 480 ton.
  • Polityka monetarna – niepewność co do kierunku polityki stóp procentowych głównych banków centralnych, w tym amerykańskiego Fedu, który może wrócić do polityki cięć stóp procentowych w obliczu spadającej inflacji i groźby recesji.
  • Napięcia geopolityczne – trwające konflikty zbrojne, w tym sytuacja na Ukrainie, oraz rywalizacja gospodarcza między USA a Chinami dodatkowo zwiększają zainteresowanie inwestorów bezpiecznymi przystaniami.

Złoto bezpieczną przystanią dla kapitału 

Rynek złota znajduje się w dynamicznej fazie wzrostu, napędzanej niepewnością geopolityczną, obawami o recesję i działaniami banków centralnych. Analitycy podkreślają, że w perspektywie długoterminowej kruszec pozostaje atrakcyjną opcją inwestycyjną, zwłaszcza w obliczu niestabilnej w skali globalnej sytuacji ekonomicznej.

Trend wzrostowy cen złota może utrzymać się jeszcze przez dłuższy czas. Inwestorzy powinni zatem uważnie śledzić dalszy rozwój sytuacji, zwłaszcza w kontekście decyzji amerykańskiej Rezerwy Federalnej dotyczących stóp procentowych oraz polityki gospodarczej USA i Unii Europejskiej.

[fragment artykułu]

Autor: Michał Tekliński – Ekspert rynku złota z liczącym już ponad dekadę doświadczeniem w branży. W Goldenmark pełnił funkcję dyrektora ds. rynków międzynarodowych. Zwiedził świat i zobaczył wszystko (łącznie z legendarnymi dywanami jubilerów, z których wytapia się drobinki złota). W Goldsaverze pełni funkcję głównego analityka oraz filaru zespołu eksperckiego. Prywatnie wytrawny obserwator polityki, geopolityki i gospodarki.

Źródło: Goldsaver
materiał prasowy

Upadłości w Niemczech na najwyższym poziomie od dekady

matthew-guay-148463-unsplash
W 2024 roku liczba upadłości firm w Niemczech osiągnęła najwyższy poziom od dekady – według agencji Creditreform, zbankrutowało 22 400 przedsiębiorstw, co oznacza wzrost o 24,3% w porównaniu z rokiem 2023. Eksperci z kancelarii Kruczek+Partnerzy alarmują, że nieoficjalne dane z rynku niemieckiego wskazują nawet na 50 tysięcy prognozowanych upadłości w 2025 roku. Sytuacja ta ma poważne konsekwencje również dla polskich firm powiązanych z niemieckim rynkiem, które muszą pilnie szukać rozwiązań, by ustabilizować swoją pozycję.

Przyczyny wzrostu liczby upadłości w Niemczech

Gwałtowny wzrost liczby bankructw w Niemczech wynika z kilku kluczowych czynników. Po pierwsze, wysokie koszty energii i pracy obciążają konkurencyjność tamtejszych firm. Po drugie, zastój innowacyjny ogranicza zdolność do adaptacji w dynamicznie zmieniającym się otoczeniu rynkowym. Dodatkowo, skutki pandemii COVID-19, inflacja oraz napięcia geopolityczne pogłębiły strukturalne problemy niemieckiej gospodarki. Szczególnie dotknięte zostały sektory przemysłowe, z branżą motoryzacyjną na czele, która od lat jest filarem niemieckiej ekonomii. Dane te znaleźć można m.in. w analizie ekonomicznej przeprowadzonej przez Polski Fundusz Rozwoju. Warto podkreślić, że w Niemczech, według danych Federalnego Urzędu Statystycznego, już w pierwszej połowie 2024 roku liczba upadłości firm wzrosła o 24,9% w porównaniu z analogicznym okresem roku poprzedniego.

Wpływ sytuacji w Niemczech na polski biznes

Niemcy są największym partnerem handlowym Polski, dlatego ich problemy gospodarcze mają bezpośredni wpływ na polskich eksporterów i dostawców. Wzrost liczby upadłości w Niemczech zwiększa ryzyko niewypłacalności niemieckich kontrahentów, co z kolei może prowadzić do zatorów płatniczych w Polsce. To zjawisko wymaga od polskich firm większej ostrożności i strategicznego podejścia do zarządzania ryzykiem – komentuje Patryk Kruczek, adwokat i doradca restrukturyzacyjny z kancelarii Kruczek+Partnerzy.

Restrukturyzacja jako szansa dla polskich firm

Jednym z najskuteczniejszych narzędzi, które mogą pomóc polskim przedsiębiorstwom przetrwać ten trudny okres, jest restrukturyzacja. Pozwala ona bowiem na dostosowanie struktury organizacyjnej i finansowej firmy do zmieniających się warunków rynkowych. W obliczu problemów gospodarczych w Niemczech, polskie przedsiębiorstwa mogą skorzystać z narzędzi restrukturyzacyjnych, aby uniknąć problemów finansowych i utrzymać stabilność operacyjną – podkreśla mecenas Kruczek.

Prognozy na 2025 rok i rekomendacje dla polskich przedsiębiorców

Prognozy na 2025 rok wskazują, że liczba upadłości w Niemczech może nadal rosnąć, co dodatkowo zwiększy presję na polskie firmy współpracujące z niemieckimi partnerami. Eksperci ostrzegają, że poziom upadłości może zbliżyć się do tego z okresu globalnego kryzysu finansowego lat 2009-2010, kiedy to bankructwo ogłosiło ponad 32 000 firm. Raporty Polskiego Funduszu Rozwoju sugerują, że ten trend może utrzymać się, jeśli nie zostaną podjęte skuteczne działania naprawcze. Aby zminimalizować ryzyko związane z obecną sytuacją, polskie firmy powinny monitorować kondycję finansową swoich niemieckich kontrahentów, dywersyfikować rynki zbytu oraz rozważyć restrukturyzację jako strategiczne działanie zapobiegawcze. W obliczu niepewności gospodarczej w Niemczech, polscy przedsiębiorcy mają szansę na wzmocnienie swojej pozycji poprzez proaktywne działania i wykorzystanie dostępnych narzędzi restrukturyzacyjnych – podkreśla mecenas Kruczek. W kontekście aktualnych danych z Federalnego Urzędu Statystycznego wzmacnia obraz trudnej sytuacji w Niemczech widać, jak istotne jest monitorowanie zmian na tym rynku dla polskich firm – podsumowuje.

Źródło: Kruczek+Partnerzy
materiał prasowy

Na co Gen Z wydaje najwięcej?

Jakub CzarzastyInny tryb pracy, różne priorytety i decyzje zakupowe. Nie ulega wątpliwości, że pokolenie Z, czyli grupa osób urodzonych między 1997 a 2012 rokiem, znacząco różni się od poprzedzających je Millenialsów. Choć przylgnęło do nich określenie najbardziej „spłukanej” generacji, to według prognoz, już w 2030 roku będą oni największą siłą napędową na rynku. Szacuje się, że ich siła nabywcza wyniesie wówczas 12 bilionów dolarów1. Warto wiedzieć, na co dziś Gen Z najchętniej wydaje swoje pieniądze – to cenne informacje nie tylko w kontekście zbliżających się świąt!

Zetki to obecnie niemal 25% światowej populacji2. Najmłodsi przedstawiciele tego pokolenia chodzą jeszcze do szkół podstawowych, najstarsi jednak zakładają rodziny i coraz pewniej czują się na rynku pracy. Kupując produkty i wybierając usługi, kierują się zupełnie innymi kryteriami niż ich rodzice czy dziadkowie. By dotrzeć do tej tak licznej i różnorodnej grupy odbiorców, warto poznać ich nawyki konsumenckie, wartości, które są dla nich ważne i kanały sprzedaży, z jakich korzystają.

Wartości, jakość i autentyczność

Dla większości przedstawicieli pokolenia Z kluczowe znaczenie ma jakość. Wybierają oni produkty, które powstają z wysokiej klasy materiałów, są ekologiczne, zgodne z ideą zrównoważonego rozwoju i wytwarzane w etyczny sposób (np. cruelty free). Równie ważna jest dla nich autentyczność – młodzi konsumenci szybko zauważają, gdy firma jedynie mówi o określonych wartościach, ale nie realizuje ich w praktyce. Okazuje się jednak, że czynnikiem, który nadal najczęściej decyduje o zakupie, jest… cena. Warto pamiętać o tym, że Zetki to wciąż ludzie młodzi, którzy nie zawsze mogą sobie pozwolić na duże wydatki, dlatego przystępna cena jest dla nich kluczowa.

Technologia, zdrowie i wellness

Jak czytamy w raporcie Spend Z. Gen Z changes everything – wśród najczęściej kupowanych przez młodych ludzi produktów dominują m.in. urządzenia mobilne oraz zestawy słuchawkowe. Elektronika wyprzedziła w ich przypadku sprzęt AGD, którego nabywcami są częściej starsze pokolenia3.

Drugą, równie ważną, grupą produktów i usług, na którą osoby z pokolenia Z wydają swoje pieniądze, są te związane z szeroko pojętym zdrowiem, wyglądem i wellness. Młodzi ludzie coraz chętniej korzystają m.in. z pomocy lekarzy, usług trenerów personalnych czy instruktorów jogi. Kupują też specjalistyczne kosmetyki – najchętniej te o naturalnym składzie i neutralnym zapachu oraz produkty żywnościowe wolne od sztucznych składników czy o niskiej zawartości cukru. Eksperci szacują, że trend ten będzie rósł z czasem. Przedstawiciele Gen Z, w miarę jak będą stawali się coraz starsi, zaczną sięgać po nowe grupy produktów, takie jak probiotyki czy artykuły dla dzieci.

Zetki inwestują także w gadżety, które mają im pomóc w codziennym dbaniu o kondycję i zdrowie – np. opaski liczące kroki i mierzące ciśnienie krwi. Korzystają również z licznych aplikacji mobilnych monitorujących aktywność fizyczną oraz technologicznych udogodnień wspierających szybkość i sprawność wykonania usługi oraz zapłacenia za nią.

– Przedstawiciele pokolenia Z nie mają ochoty na podpisywanie stosu dokumentów, skanowanie ich czy wysyłanie pocztą. W doświadczeniu z marką cenią sobie wykorzystanie najnowszych technologii – wolą potwierdzić umowę za pomocą SMS-a, a swoją tożsamość odciskiem palca czy zdjęciem twarzy – mówi Jakub Czarzasty, CEO LM PAY S.A., lidera wśród płatności odroczonych w branży health & beauty.

– To na takie udogodnienia warto zwracać uwagę, dostosowując swoje usługi do młodych odbiorców. Z doświadczenia wiem, że biurokracja, którą znają starsi konsumenci, dla Zetek jest dużą barierą – podkreśla ekspert.

Konsumenci XXI wieku

Jak na pokolenie „urodzone ze smartfonem w dłoni” przystało, Gen Z używa wszystkich udogodnień technologicznych, które ułatwiają im zakupy lub korzystanie z usług. Młodzi ludzie są m.in. grupą najczęściej decydującą się na płatności odroczone.

– Jak wynika z raportu przygotowanego na nasze wewnętrzne potrzeby – stomatologia zachowawcza, estetyczna, a także okulistyka i zabiegi medycyny estetycznej to usługi, za które nasi młodzi klienci najczęściej decydują się odroczyć płatność. Rośnie także popularność zabiegów weterynaryjnych – mówi Jakub Czarzasty. – Już od kilku lat obserwujemy, że przedstawiciele pokolenia Z cenią sobie wykonanie zabiegu tu i teraz i zapłacenie za niego w dogodnym dla nich czasie lub rozłożenie danej kwoty na raty. Analizując nasze wewnętrzne dane, mogę stwierdzić, że w przyszłości trend CNPL (Care Now, Pay Later) stanie się jeszcze bardziej popularny – dodaje ekspert.

By skutecznie dotrzeć do Zetek, warto nie tylko podkreślać ważne dla nich wartości, ale także zadbać o najwyższy standard obsługi, dostosowany do ich potrzeb. Kluczowe znaczenie ma tu wykorzystanie technologii, udogodnień oraz różnych kanałów komunikacji – media społecznościowe to podstawa. Warto też pamiętać, że pokolenie Z ma ogromny wpływ na nawyki starszych konsumentów, którzy również coraz chętniej kupują zdrowsze produkty, opinii o usługach szukają w internecie, a opłaty za droższe usługi rozkładają na raty.

1 Spend Z. Gen Z changes everything. Global Gen Z spending report.
2 Tamże.

3 Tamże.

materiał prasowy

W listopadzie spore przeceny na rynku złota inwestycyjnego za sprawą Trumpa

michal_teklinski_goldsaverMiesiąc upłynął pod znakiem wygranej Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich w USA. Złoto zaliczyło dwie spektakularne korekty – pierwszą tuż po wyborach, drugą już pod koniec miesiąca. Co wpłynęło na taki stan rzeczy?

Tuż przed wyborami cena złota wyznaczyła nowy rekord na poziomie 2790 USD za uncję. W polskiej złotówce było to 11 206 PLN na początku listopada, jednak rekord ten został pobity w piątek 22 listopada, kiedy to uncja wyceniona została na 11 328 PLN. Był to wynik mocnego spadku polskiego złotego, który wynikał z kilku czynników. Można je jednak sprowadzić do jednego, naczelnego – globalny odpływ kapitału do dolara.

Zwycięstwo Donalda Trumpa zaowocowało tzw. „Trump Trade”, a więc połączeniem dużego optymizmu z apetytem na ryzyko – o czym za chwilę.

Jednocześnie żegnający się z urzędem Joe Biden powziął jeszcze dwa działania, które w większym lub mniejszym stopniu przełożyły się na rynki. Pierwszą była zgoda na użycie zachodniej broni przeciwko celom na terenie Federacji Rosyjskiej. W reakcji na to Rosja przeprowadziła atak z użyciem pocisku balistycznego zdolnego do przenoszenia broni jądrowej na ukraiński Dniepr. Zaktualizowała także swoją doktrynę nuklearną w taki sposób, że zastrzega sobie prawo do uderzenia nuklearnego na państwo nieposiadające broni nuklearnej (Ukrainę), jeśli będzie ono wspierane przez państwo, które taką broń posiada.

Te wydarzenia wywołały wzrost niepokoju, który – w połączeniu z „Trump Trade” w Stanach, przesunął kapitał w stronę dolara, osłabiając znacząco złotego.

Drugim działaniem podjętym przez Joe Bidena było doprowadzenie do zawieszenia broni pomiędzy Izraelem a Libanem, co również wprowadziło na rynki nieco optymizmu. Choć o tym, czy jest to słuszny optymizm, będziemy mieli okazję się dopiero przekonać.

Zwycięstwo Trumpa i Trump Trade

Donald Trump wygrał wybory prezydenckie w USA, obejmując ten urząd po raz drugi.

Z prezydenturą tą łączą się zarówno nadzieje, jak i obawy. Reakcje rynków pokazują, że olbrzymie nadzieje spoczywają tam, gdzie spoczywa duży kapitał. A więc na Wall Street, w dużych firmach, które spodziewają się obniżek podatków i przywilejów w związku z polityką America First.

Amerykańskie firmy, a więc i amerykańska gospodarka, mają dostać uzasadnienie dla swojego optymizmu. Donald Trump będzie prowadził wojny handlowe i clił towary – przede wszystkim z Chin – ale także z Europy (w mniejszym stopniu). Obiecał też olbrzymie cła wszystkim tym, którzy będą chcieli zdetronizować dolara, czyli państwom BRICS.

Donald Trump ma też zapewnić pokój w Ukrainie, co na ten moment budzi dość spory sceptycyzm. Mówi się, że Rosja chce nie tyle pokoju, co zawieszenia broni. Najlepiej takiego, na kształt panującego między Koreą Północną a Południową, od 1953 roku, a więc już 71 lat.

Zawieszenie broni oznaczałoby utrwalenie Ukrainy w stanie, który uniemożliwiałby np. wstąpienie do NATO czy Unii Europejskiej, a także normalny rozwój gospodarczy. Putin osiągnąłby swoje cele bez dalszego wyniszczania rosyjskiej demografii i gospodarki.

I o ile jest wysoce prawdopodobne, że taki zgniły kompromis może zostać osiągnięty, o tyle nie jest powiedziane, że będzie to proste, ponieważ każda ze stron wolałaby mieć więcej kart przetargowych. Spodziewać się należy, że przed ewentualnymi rozmowami (nie wcześniej niż 20 stycznia, kiedy to Donald Trump oficjalnie obejmie urząd), dojdzie jeszcze do przesilenia konfliktu.

Polityka wysokich ceł i ograniczania migracji – co również było jednym z głównych postulatów wyborczych – uderzy jednak w najbiedniejszych. Ci odczują prezydenturę Trumpa we wzroście cen towarów i usług. Spodziewać się więc należy wzrostu inflacji, a co za tym idzie – odpowiednich działań ze strony Fed.

Inflacja i stopy procentowe w Polsce

Inflacja w październiku wyniosła 5 proc. względem 4,9 we wrześniu, co oznacza, że – zgodnie z oczekiwaniami – Rada Polityki Pieniężnej pozostawiła w listopadzie stopy procentowe bez zmian. Niemal pewne jest, że najwcześniej rozmowy o obniżkach będą mogły się zacząć w marcu, gdy pojawi się nowa projekcja inflacji, i gdy szczyt inflacyjny mamy mieć za sobą. Szanse na obniżkę wzrastają także dzięki decyzji rządu o zamrożeniu cen energii elektrycznej.
Michał Tekliński – ekspert rynku złota Goldsaver.pl, Grupa Goldenmark. Z branżą złota i kamieni szlachetnych związany od ponad dekady. Certyfikowany ekspert diamentów HRD w Antwerpii. Odpowiada za koordynację bezpośredniej współpracy z największymi producentami i dostawcami złota oraz diamentów na całym świecie.

Autor: Michał Tekliński – ekspert rynku złota Goldsaver.pl, Grupa Goldenmark
materiał prasowy

Rola BNP Paribas Faktoring w handlu międzynarodowym

A. Fieback_Mat. prasowy
Jaka jest rola BNP Paribas Faktoring w handlu międzynarodowym? BNP Paribas Faktoring odgrywa kluczową rolę w handlu międzynarodowym, wspierając zarówno małe, jak i duże przedsiębiorstwa w zarządzaniu płynnością finansową oraz minimalizowaniu ryzyka związanego z transakcjami zagranicznymi. Jako część jednej z największych grup finansowych na świecie, firma oferuje szerokie portfolio usług faktoringowych, umożliwiając bezpieczne i szybkie realizowanie transakcji eksportowych oraz importowych.

Współczesny handel międzynarodowy wymaga elastyczności i skutecznych narzędzi finansowych, aby poradzić sobie z wyzwaniami, jak opóźnienia w płatnościach, ryzyko walutowe czy różnice w regulacjach prawnych. BNP Paribas Faktoring oferuje rozwiązania, które nie tylko zapewniają szybki dostęp do kapitału, ale także ochronę przed niewypłacalnością kontrahentów.

Faktoring eksportowy jest narzędziem, które pozwala firmom na wcześniejsze uzyskanie środków z wystawionych faktur, nawet w ciągu dwóch godzin od wprowadzenia ich do naszego systemu. Globalna rozpoznawalność Grupy BNP Paribas przekłada się także na kwestie związane z windykacją, ponieważ niesie za sobą zdecydowanie większą moc dyscyplinującą kontrahentów. W ramach naszej grupy, jesteśmy obecni w 63 krajach, zapewniając klientom spokój i większą elastyczność w negocjacjach handlowych – mówi Agnieszka Fieback, dyrektorka ds. sprzedaży faktoringu w BNP Paribas Faktoring.

Faktoring międzynarodowy to usługa finansowa, która wspiera przedsiębiorstwa w handlu zagranicznym, zapewniając im dostęp do natychmiastowej gotówki oraz minimalizując ryzyko związane z transakcjami eksportowymi i importowymi. Kluczowym aspektem tego rozwiązania jest możliwość szybkiego finansowania należności wynikających z wystawionych faktur zagranicznych, co poprawia płynność finansową przedsiębiorstwa. W ramach faktoringu międzynarodowego, firmy mogą również skorzystać z usług zarządzania wierzytelnościami, w tym windykacji w kraju kontrahenta, co ułatwia egzekwowanie płatności. Ważnym elementem jest także ochrona przed ryzykiem niewypłacalności odbiorcy, co stanowi istotne zabezpieczenie w obliczu niepewności na rynkach zagranicznych. Faktoring międzynarodowy oferowany przez duże instytucje zapewnia także dostęp do szerokiej sieci partnerów na całym świecie, co dodatkowo ułatwia obsługę transakcji handlowych w różnych krajach.

Dzięki przynależności do sieci Factors Chain International (FCI), BNP Paribas Faktoring ma dostęp do globalnej sieci, która umożliwia zarządzanie międzynarodowymi transakcjami faktoringowymi na całym świecie. W ten sposób może wspierać swoich klientów nie tylko na rynkach, na których działa bezpośrednio, ale również w krajach, w których współpracuje z lokalnymi partnerami. BNP Paribas Faktoring kładzie duży nacisk na dostosowanie swoich usług do potrzeb klientów w różnych branżach i na różnych rynkach. Oferta obejmuje zarówno tradycyjne rozwiązania faktoringowe, jak i bardziej złożone usługi dostosowane do specyficznych wymagań rynku oraz lokalnych przepisów. Dzięki temu klienci mogą liczyć na wsparcie w każdym aspekcie swojej działalności, od finansowania po zarządzanie ryzykiem i obsługę wierzytelności. W kontekście handlu międzynarodowego, faktoring jest narzędziem, które pozwala firmom na stabilny rozwój, niezależnie od złożoności rynków zagranicznych.

Źródło: BNP Paribas Faktoring Sp. z o.o.
materiał prasowy

GUS z raportem o ruchu granicznym oraz wydatkami cudzoziemców w Polsce i Polaków za granicą w II kwartale 2024 roku

analiza
Główny Urząd Statystyczny (GUS) z raportem o ruchu granicznym oraz wydatkami cudzoziemców w Polsce i Polaków za granicą w II kwartale bieżącego roku.

Jak czytamy w raporcie GUS, w II kwartale 2024 r. ruch graniczny cudzoziemców spadł o 1,7%. Natomiast ruch graniczny Polaków wzrósł o 1,7% w stosunku do analogicznego okresu poprzedniego roku. Wartości towarów i usług zakupionych w tym okresie przez cudzoziemców w Polsce oraz towarów i usług zakupionych przez Polaków za granicą były większe niż w 2 kwartale 2023 r., odpowiednio o 2,9% i 13,8%.
Pełna treść raportu znajduje się na oficjalnej stronie internetowej Głównego Urzędu Statystycznego.

Źródło: GUS.

Komentarz eksperta: Wpływ wyborów w USA z kurs złotego

Benny Avraham
Potencjalna druga kadencja prezydencka Trumpa może mieć daleko idące skutki dla polskiej gospodarki. Protekcjonistyczna polityka Trumpa, oparta głównie na nakładaniu ceł importowych, będzie zapewne koncentrować się na towarach przemysłowych i surowcach. Należy zauważyć, że zdecydowana większość polskiego eksportu do USA (około 11 mld USD w 2023 r.) to towary przemysłowe i surowce (ponad 80 proc.). Polski eksport towarów przemysłowych i towarów do swojego głównego partnera handlowego, Unii Europejskiej, stanowi około 75 proc. całego eksportu. Paradoksalnie, zmiana polityki celnej USA prawdopodobnie będzie miała trzeciorzędne skutki również w tym kontekście.

Z drugiej strony, polityka środowiskowa Trumpa może mieć korzystny wpływ na polską gospodarkę — poprzez obniżenie globalnych cen energii i złagodzenie wymogów środowiskowych dotyczących importu.

Jeśli chodzi o geopolitykę, nadal nie jest jasne, jak prezydentura Trumpa wpłynie na Polskę. Czy Stany Zjednoczone wzmocnią swoje więzi z Polską, która jest postrzegana jako ważny sojusznik i członek NATO (i jeden z niewielu krajów, który zastosował się do wytycznych Trumpa dotyczących wydatków na obronność) czy też zdecydują się na przywrócenie relacji z Rosją, celem zakończenia wojny w Ukrainie.

W tym kontekście można oczekiwać, że dolar amerykański umocni się w stosunku do złotego (który nadal będzie mocno powiązany z euro). Z kolei złoty powinien umacniać się w stosunku do walut krajów rozwijających się (takich jak Chiny, Brazylia i Indie). Przewiduje się, że ceny energii spadną, ale może nastąpić wzrost cen innych surowców.

Polskie firmy powinny przygotować się na niestabilną kadencję — zarówno pod względem kursów walutowych, jak i cen surowców. Co to oznacza w praktyce? Polscy importerzy, zwłaszcza ci, którzy importują towary i usługi denominowane w dolarach amerykańskich, powinni przygotować się na dewaluację złotego. Z kolei polscy eksporterzy powinni w ciągu najbliższych miesięcy nauczyć się wykorzystywać zmienność kursów walutowych, aby szybko zauważać nadarzające się okazje i korzystne kursy wymiany, gdy takie się pojawią.

 

Autor komentarza: Benjamin Avraham. Założyciel i dyrektor Okoora, fintechu ułatwiającego firmom planowanie i zarządzanie międzywalutowymi transakcjami. Firma operuje 100 walutami i zapewnia działalność 24/7. Z platformy korzysta 15 tys. klientów, którzy tylko w 2023 roku zaoszczędzili dzięki niej 3 mld dolarów. W tym roku firma trafiła na listę “World’s Top Fintechs 2024” według CNBC. W Polsce została oficjalnym partnerem Mapy Polskiego Fintechu 2024. Wcześniej Avraham przez 20 lat kierował Ofakim Group – firmą zarządzającą ryzykiem finansowym. Doradzał także dużym firmom i instytucjom rządowym w zakresie transakcji i sposobów minimalizowania ich ekspozycji na ryzyko, w tym międzywalutowe.

Wartość złota inwestycyjnego a wybory w USA

michal_teklinski_goldsaver
W minionym tygodniu złoto – po raz kolejny w tym roku – ustanowiło swój nowy rekord ceny, wspinając się ponad poziom 2 482 USD za uncję. To efekt przede wszystkim danych płynących z amerykańskiej gospodarki, ale też wydarzeń na scenie politycznej w USA. Sprawdzamy, jak na notowania królewskiego metalu może wpłynąć zwycięstwo Donalda Trumpa w nadchodzących wyborach.

Czwarte już ATH (czyli tzw. all-time high) w 2024 roku królewski kruszec osiągnął w środę 17 lipca. To efekt bardzo dobrych danych gospodarczych dotyczących inflacji w Stanach Zjednoczonych, która spada czwarty miesiąc z rzędu i zapowiedzi szefa FED Jerome’a Powella, że wobec takiej sytuacji obniżka stóp procentowych jest bardzo prawdopodobna.

Narzędzie FedWatch Tool, które prognozuje prawdopodobieństwo obniżki, wskazuje (zgodnie ze stanem z poniedziałku 22 lipca), że we wrześniu z ponad 96-procentową pewnością przyjdzie cięcie i stopy zostaną obniżone o kilka punktów. Ile dokładnie? Tego nie wiemy, natomiast szanse na to, że być przed końcem roku spotkamy się z drugą obniżką, również wzrosły.

W USA działo się także bardzo dużo, jeśli chodzi o wydarzenia na scenie politycznej. Najpierw, w sobotę 13 lipca, doszło do próby zamachu na Donalda Trumpa, który kilka dni później otrzymał oficjalną nominację jako kandydat Republikanów na prezydenta Stanów Zjednoczonych, a kandydatem na wiceprezydenta został J. D. Vance.

Z kolei w niedzielę 21 lipca z ubiegania się o reelekcję zrezygnował Joe Biden, ulegając presji, którą – po fatalnym występie urzędującego prezydenta podczas debaty z Donaldem Trumpa – wywierali na nim liderzy Partii Demokratycznej, kongresmeni i darczyńcy. Biden swoje poparcie przekazał wiceprezydent Kamali Harris.

Jak zwycięstwo Trumpa może wpłynąć na cenę złota?

Wybory w USA coraz bliżej, a to zawsze bardzo ważne wydarzenie dla rynków finansowych, na które skierowane są oczy całego świata. Czy zwiększające się prawdopodobieństwo, że Republikanie i Trump odzyskają stanowisko prezydenta może wpłynąć na rynek złota? Warto tutaj spojrzeć na analogię historyczną.

Gdy w 2016 roku Donald Trump zwyciężył w wyborczej walce po raz pierwszy, czwarty kwartał tamtego roku cechował się olbrzymim wzrostem popytu na kruszec. Dodajmy przy tym, że wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych zawsze wpływają dość pozytywnie na rynki – tuż przed samą elekcją i zaraz po niej.

Jeśli Donald Trump wygra ponownie, według jego zapowiedzi najprawdopodobniej zmieni się polityka zagraniczna Stanów Zjednoczonych wobec Ukrainy. To może doprowadzić do zmiany układu sił – USA nie będą pomagały Ukrainie w taki sposób, jak do tej pory, a większa odpowiedzialność za pomoc temu krajowi spadnie na Europę.

To z pewnością wywoła spore perturbacje, jeśli chodzi o sytuację na świecie, również o sytuację gospodarczą i będzie wpływało na większe niepokoje. A to z kolei może powodować duże zmiany również w cenie samego kruszcu. Eskalacja napięć geopolitycznych to bowiem zawsze paliwo napędzające wzrost notowań królewskiego metalu.

Może również zaostrzyć się polityka gospodarcza USA wobec Chin. To przecież właśnie Trump rozpoczął krucjatę przeciwko rozwojowi chińskiej gospodarki. To on wprowadził pierwsze cła i pierwsze obostrzenia gospodarcze, jeśli chodzi o współpracę z Państwem Środka. Jeśli kandydat Republikanów ponownie wygra, ta polityka może być kontynuowana.

Donald Trump zwrócił również uwagę Jerome’owi Powellowi, szefowi amerykańskiej Rezerwy Federalnej, żeby ten wstrzymał się przed wyborami z decyzjami odnośnie zmiany wysokości stóp procentowych. I zapowiedział, że jeśli tak się stanie, to być może pozwoli Powellowi dokończyć jego misję na stanowisku, które w tej chwili piastuje.

To bardzo mocna polityczna sugestia dla Jerome’a Powella i wskazówka, w jaki sposób Trump będzie chciał prowadzić swoją politykę. Usunięcie prezesa FED-u nie jest wcale takie proste, a decyzja nie należy wyłącznie do prezydenta. Ale takie sugestie, że może dojść do zmiany, mogą również zwiastować burzliwy sposób prowadzenia polityki kadrowej w USA.

Złoto po 2 600 USD już w przyszłym roku?

Tego typu sytuacje będą przekładać się na wzrost ryzyka na rynkach, co z kolei zawsze jest elementem sprzyjającym cenie złota. Wszelka niepewność działa korzystnie dla królewskiego kruszcu, a bank JP Morgan – biorąc pod uwagę wiele czynników – prognozuje, że w czwartym kwartale 2024 roku średnia cena uncji złota powinna sięgnąć 2,5 tys. dolarów.

To oznacza, że złoto już wkrótce może znowu pobić swoje all-time high, ustanawiając nowe rekordy. Co więcej, JP Morgan zakłada, że banki centralne będą dalej kupowały kruszec i wskazuje, że w przyszłym roku cena złota nie przestanie rosnąć. A w czwartym kwartale 2025 roku może oscylować już wokół pułapu 2 600 USD za uncję.

Autor: Michał Tekliński
Ekspert rynku złota z liczącym już ponad dekadę doświadczeniem w branży. W Goldenmark pełnił funkcję dyrektora ds. rynków międzynarodowych. Zwiedził świat i zobaczył wszystko (łącznie z legendarnymi dywanami jubilerów, z których wytapia się drobinki złota). W Goldsaverze pełni funkcję głównego analityka oraz filaru zespołu eksperckiego. Prywatnie wytrawny obserwator polityki, geopolityki i gospodarki.

Źródło: Goldsaver sp. z o.o.

Okoora: zmiana kursu złotego wobec innych walut może mieć duże konsekwencje finansowe dla przedsiębiorstw współpracujących z zagranicznymi partnerami

Okoora_Mocny złoty w lipcu. Co to oznacza dla MŚP_
Nawet nieznaczna zmiana kursu złotego wobec innych walut może mieć duże konsekwencje finansowe dla przedsiębiorstw współpracujących z zagranicznymi partnerami. Umocnienie złotego cieszy, jednak nie wszystkich. Może to być sytuacja niebezpieczna dla MŚP, których działalność opiera się na eksporcie. Silniejszy złoty wspiera walkę z inflacją, ale także budzi niepokój o konkurencyjność polskich eksporterów.

Od czasów pandemii polski złoty się umocnił — w tzw. ujęciu realnym (uwzględniającym inflację) o ok. 20 proc. Cieszy to konsumentów, jak również duże firmy posiadające możliwość dyktowania cen, które w ostatecznym ujęciu wyjdą „na zero” (taniej wyeksportują swój produkt, ale też taniej importują komponenty i materiały). Jednak małe i średnie przedsiębiorstwa na rynkach konkurencyjnych są szczególnie narażone na takie wahania walut. Pod koniec 2023 r., kiedy złoty był najmocniejszy od 2008 r., odsetek eksporterów deklarujących brak opłacalności sprzedaży zagranicznej wynosił ok. 13 proc. – były to najwyższe poziomy od 2011 r.

O jakiej skali mowa? Według najnowszych danych PARP w 2023 r. liczba eksporterów wyrobów i usług wśród MŚP wyniosła prawie 134 tys., a wartość eksportu wyniosła ponad 2 biliony zł. Importerów mamy z kolei w Polsce prawie 244 tys. W pierwszej piątce krajów, do których eksportujemy, są Niemcy, Czechy, Francja, Wlk. Brytania i Włochy. Importujemy z kolei głównie z Niemiec, Chin, Włoch, Stanów Zjednoczonych i Holandii.

Wykorzystując instrumenty i strategie zabezpieczające, takie jak transakcje forward, futures czy swap, firmy mogą blokować kursy wymiany, konwertować waluty i kompensować ekspozycje walutowe. Pomaga to stabilizować ich wyniki finansowe i chroni przed niekorzystnymi wahaniami kursów walut. Ustawiając wcześniej próg, po którego osiągnięciu jesteśmy gotowi na wykonanie transakcji, możemy pozwolić systemowi na samodzielne podjęcie działania lub też poprosić o wysłanie alertu i samodzielnie zadecydować o dalszych krokach – mówi Benjamin Avraham, CEO fintechu Okoora, platformy do zarządzania międzywalutowymi transakcjami dla MŚP oferującej atrakcyjne kursy wymiany.

W zarządzaniu ryzykiem walutowym pomocna może być także globalna dywersyfikacja działalności, tworząca naturalny hedging. Przykładowo, gdy dolar lub euro są silne, transakcje oparte na złotówkach mogą okazać się mniej opłacalne. Jednak kiedy sytuacja się odwróci, staną się one znaczącą częścią działalności przedsiębiorstwa.

W takiej sytuacji warto zadbać, by partnerzy, z którymi współpracujemy, pochodzili z rynków słabo skorelowanych. Rynki w różnych krajach i regionach mogą reagować różnie na globalne wydarzenia ekonomiczne. Ogromne znaczenie mają tutaj oczywiście również waluty używane w poszczególnych miejscach. Znając te zależności, można lepiej chronić się przed ryzykiem związanym z problemami w jednym konkretnym regionie.

Okoora to izraelski fintech ułatwiający firmom planowanie i zarządzanie międzywalutowymi transakcjami. Operuje 100 walutami i zapewnia działalność 24/7. Z platformy korzysta 15 tys. klientów, którzy tylko w 2023 roku zaoszczędzili dzięki niej 3 mld dolarów. W tym roku firma trafiła na listę “50 Najbardziej Obiecujących Startupów z Izraela” stworzoną przez czołowe fundusze VC (CTech), a także listę “World’s Top Fintechs 2024” według CNBC. W Polsce została oficjalnym partnerem Mapy Polskiego Fintechu 2024.

Źródło: Okoora (fragment raportu) / materiał prasowy

BNP Paribas Faktoring: Eksport towarów za granicę. Wyzwania i możliwości

P. Kacprzak_Mat. prasowyOstatnie tygodnie obfitowały w dwa kluczowe wydarzenia polityczne, wywierające bezpośredni wpływ na jedne z największych gospodarek w Europie.

Jak wskazuje biuro maklerskie BNP Paribas, wybory we Francji sprawiły, że w krótkim terminie możemy być świadkami niepewności rynkowej związanej z formowaniem nowego rządu, który prawdopodobnie będzie utrzymywać kierunek kształtowania polityki gospodarczej w kraju, jak i stosunków z Unią Europejską. Centrowa koalicja lub rząd technokratyczny mogą wywrzeć niewielki wpływ makro na podstawy gospodarki francuskiej i europejskiej, podczas gdy rząd lewicowy miałby bardzo małe pole manewru. W Wielkiej Brytanii przytłaczające zwycięstwo osiągnęła Partia Pracy, która zdobyła 411 mandatów w 650-osobowej Izbie Gmin. Wynik wyborów był zgodny z oczekiwaniami rynku, a rządząca partia zobowiązała się do stosunkowo niewielkich zmian w ramach polityki fiskalnej i budżetu w porównaniu z poprzednim rządem. Z tego względu reakcja inwestorów na rynku walutowym była niewielka.

Niezależnie od pozycji rynkowej, a także doświadczenia, eksport zawsze stanowi wyzwanie dla polskich przedsiębiorstw orientujących swoją działalność na zagranicznych rynkach, tym bardziej że każdy z nich ma swoje unikalne preferencje i trendy konsumenckie. Firmy muszą dokładnie zbadać i zrozumieć te aspekty, aby dostosować swoje produkty do lokalnych oczekiwań. Każdy kraj ma swoje specyficzne przepisy celne, które mogą obejmować cła, taryfy, kontrole graniczne oraz wymagania dokumentacyjne. Zrozumienie i przestrzeganie tych przepisów jest niezbędne, aby uniknąć opóźnień oraz dodatkowych kosztów. Ponadto, eksportowane produkty muszą spełniać lokalne normy i standardy jakości, bezpieczeństwa i zdrowia, a wysłanie towaru to dopiero początek, ponieważ kolejnym etapem pozostaje oczekiwanie na zapłatę za fakturę. Przy jej braku, eksporter musi mierzyć się z próbą uzyskania zapłaty od odbiorcy funkcjonującego w innym systemie prawnym. To z kolei pociąga za sobą często wysokie koszty dodatkowe bez gwarancji uzyskania zapłaty.

Finansowanie faktur

Negocjowanie korzystnych warunków płatności, jak akredytywa czy inkaso dokumentowe, może zabezpieczyć przedsiębiorstwo przed ryzykiem braku zapłaty, ale takie formy zabezpieczenia zapłaty są drogie i skomplikowane od strony formalnej. Polskie firmy mierzą się przede wszystkim z tym zagrożeniem z powodu niepewnej sytuacji gospodarczej w Europie i dużych wahań kursów walut w stosunku do złotówki. Rozwiązaniem dla tego wyzwania jest finansowanie faktur w walucie, w której zostały wystawione z przejęciem ryzyka niewypłacalności odbiorcy, dzięki czemu można uniknąć ryzyka braku zapłaty za fakturę przez odbiorcę oraz ryzyka wahań kursowych.

Polityczna niestabilność w kraju docelowym może z kolei prowadzić do nieprzewidzianych zmian w przepisach, utrudnień w handlu lub nawet konfiskaty towarów. Zmiany w warunkach ekonomicznych, takie jak recesje, inflacja czy zmiany w polityce handlowej, mogą wpłynąć na popyt na eksportowane towary. Eksport towarów za granicę wymaga starannego planowania, dogłębnego zrozumienia rynku docelowego i elastyczności w reagowaniu na zmieniające się warunki. Firmy, które potrafią skutecznie zarządzać tymi wyzwaniami, mogą z powodzeniem odnaleźć się na międzynarodowej arenie.

Komentarz ekspercki autorstwa Pawła Kacprzaka, członka zarządu BNP Paribas Faktoring / materiał prasowy

Branża HR-owa postuluje o ułatwienia dla migrantów z Azji i Ameryki Południowej

scott-graham-OQMZwNd3ThU-unsplash
Ukraińcom w wieku poborowym pozostał nieco ponad tydzień na dokonanie formalności określonych w ustawie mobilizacyjnej. Konieczność zaktualizowania swoich danych dotyczy również osób przebywających za granicą, w tym w Polsce. W ich przypadku pominięcie tego będzie skutkować ograniczonym dostępem do usług konsularnych. Według ekspertów od HR-u, to nie spowoduje gwałtownego odpływu Ukraińców z naszego rynku pracy. Jednak część przyjezdnych może poszukiwać rozwiązań niezgodnych z przepisami. Znawcy tematu dodają również, że rząd powinien priorytetowo wprowadzić ułatwienia dla migrantów zarobkowych z Azji i Ameryki Południowej. To najprostszy sposób na uzupełnienie luk kadrowych na wybranych stanowiskach.

Niewiele czasu

W przestrzeni publicznej pojawiają się informacje o możliwych masowych wyjazdach Ukraińców z Polski. Scenariusz ten ma związek z obowiązującą od 18 maja br. ukraińską ustawą mobilizacyjną. Zgodnie z nią, osoby zarejestrowane do służby wojskowej, w tym mężczyźni w wieku 18-60 lat, mają obowiązek zaktualizowania swoich danych. Czasu na dokonanie formalności pozostało niewiele. Termin upływa do 17 lipca. Jeśli ktoś, kto przebywa za granicą (np. w Polsce), nie zrobi tego, będzie mieć ograniczony dostęp do usług konsularnych.

– W ciągu 60 dni od daty wejścia w życie ustawy należy udostępnić w systemie elektronicznym określone informacje, w tym adres zamieszkania czy status pobytu. Obywatelom, którzy nie dopełnią tego obowiązku, nie zostaną przedłużone lub wydane dokumenty umożliwiające pobyt za granicą. W konsekwencji osoby, których paszporty mają krótki okres ważności, mogą stracić możliwość podróżowania oraz pracy po upływie ważności aktualnych dokumentów umożliwiających legalizację pracy i pobytu za granicą – podkreśla Maciej Pełka z Gi Group Poland.

Jak zaznacza Grzegorz Kuliś, ekspert BCC ds. rynku pracy i prezes zarządu grupy Weegree, z wielu źródeł wybrzmiewa, że niestety wojna w Ukrainie będzie trwać długo. Na pewno brakuje ludzi w armii ukraińskiej, więc tamtejsze władze chcą zmobilizować kolejnych poborowych, również przebywających poza granicami. Patrząc na dzisiejsze prawo, ograniczony dostęp do usług konsularnych będzie oznaczał konieczność opuszczenia Polski. Jeżeli jako państwo będziemy radykalnie postępować wobec takich ludzi, to oni zaczną przenosić się do mniej opresyjnych państw Europy Zachodniej.

– Według danych ZUS-u, na koniec marca 2024 roku zgłoszonych do ubezpieczenia było 762,2 tys. pracowników z Ukrainy. Ok. 52% w tej grupie stanowią mężczyźni. Większość pracuje w branży budowlanej, przemyśle, logistyce, rolnictwie, ale też w handlu. Najwięcej z nich zatrudnionych jest na stanowiskach fizycznych – informuje Wojciech Ratajczyk, wiceprezes Polskiego Forum HR i prezes agencji zatrudnienia Trenkwalder.

Z kolei Joanna Biederman z agencji pracy Randstad, podkreśla, że największe obawy mają przedsiębiorstwa, w których ze względu na profil działalności występuje przewaga mężczyzn w zespołach. Jest to związane z charakterem pracy czy systemem zmianowym. Zdaniem ekspertki, takie warunki niekoniecznie zachęcają do podjęcia zatrudnienia kobiety, które często mają pod swoją opieką dzieci lub osoby starsze. Przemysł lekki czy spożywczy nie wykazuje aż takiego zaniepokojenia.

Opcje dla Ukraińców

W opinii Macieja Pełki, można założyć, że gwałtowny odpływ obywateli Ukrainy nie jest realny. To perspektywa raczej długoterminowa. Część Ukraińców przybyła do nas przed wybuchem wojny i ich pobyt trwa nieprzerwanie od co najmniej pięciu lat. Oni będą mogli kontynuować pracę i starać się o przedłużenie lub wydanie dokumentów umożliwiających legalną pracę i pobyt w Polsce na podstawie np. kart rezydenta długoterminowego. Z kolei ci, którzy są w związkach małżeńskich z Polkami bądź mają polskie pochodzenie, mogą wnioskować o karty stałego pobytu, karty Polaka lub o polskie obywatelstwo. Z tych opcji nie będą mogli skorzystać mężczyźni, którzy przekroczyli granicę Polski po 24 lutego 2022 roku. I to może zmusić ich do poszukiwania rozwiązań niezgodnych z przepisami.

– Nie znamy dokładnych liczb, ale szacuje się, że odpływ może dotyczyć tysięcy osób. To, ilu mężczyzn wyjedzie z polskiego rynku pracy, będzie zależeć od różnych czynników, takich jak decyzje polityczne i administracyjne w Ukrainie czy zakres mobilizacji. Zauważamy jednak, że prace nad ustawą trwały na tyle długo, iż większość Ukraińców zdążyła zabezpieczyć sprawy administracyjne z wyprzedzeniem. Obecnie nie są nam znane żadne mechanizmy prawne, które mogłyby doprowadzić do przymusowego wydalenia pracowników z Polski. Oczekujemy więc, że nie nastąpi duży ani nagły odpływ pracowników, lecz będzie to raczej stopniowy proces – analizuje Joanna Biederman.

Jak stwierdza Wojciech Ratajczyk, firmy w Polsce już od kilkunastu miesięcy systematycznie tracą pracowników z Ukrainy. Oni decydują się na wyjazd do innych krajów UE, oferujących wyższe wynagrodzenia niż u nas. Ustawa mobilizacyjna to tylko kolejny czynnik, który może zwiększać skalę wyjazdów. Ekspert nie przewiduje jednak, aby spowodowała nagły, duży lub drastyczny odpływ pracowników.

– Kraje Europy Zachodniej również borykają się z problemami podażowymi na rynku pracy. One są doświadczone migracją z Afryki Północnej. Zasób ukraiński byłby tam przyjęty z dużym zadowoleniem, co wynika z informacji od naszych klientów z Belgii, Holandii czy Francji. Myślę, że im byłoby na rękę, żeby Ukraińcy pojechali na zachód kontynentu. Zróżnicowane podejście poszczególnych państw do egzekwowania ustawy może mieć ogromny wpływ na to, co się u nas wydarzy – komentuje Grzegorz Kuliś.

Temat dla rządu

Maciej Pełka nie wyklucza scenariusza, w którym Ukraińcy w wieku poborowym staną przed wyborem – albo powrót do kraju i tym samym udział w wojnie, albo pozostanie w bezpiecznych dla siebie i rodziny warunkach za granicą. Zdaniem eksperta, można założyć, że większość z nich nie wróci do Ukrainy i będzie poszukiwać pracy w szarej strefie. Mogą też uciekać się do rozwiązań pozwalających na uniknięcie służby wojskowej, np. pozyskiwania zwolnień lekarskich lub zaświadczeń potwierdzających brak możliwości pełnienia służby wojskowej.

– Odpływ Ukraińców nie jest czynnikiem mającym wpływ na koszty pracy. Pracownicy z Ukrainy już od kilku lat nie są tzw. tanią siłą roboczą. Ich oczekiwania finansowe oraz zarobki są takie same, jak zarobki Polaków na analogicznych stanowiskach – przekonuje wiceprezes Polskiego Forum HR.

Znawcy tematu podkreślają, że wciąż nieuregulowana jest polityka związana z migracją zarobkową i ułatwieniami dla obywateli z krajów Azji czy Ameryki Południowej. Pozyskanie pracowników z tamtejszych państw to wielomiesięczny proces, nie zawsze zakończony sukcesem. Według Wojciecha Ratajczyka, ustawa mobilizacyjna to kolejny sygnał dla polskiego rządu, by wreszcie wsłuchać się w postulaty pracodawców. W opinii eksperta, wprowadzenie ułatwień dla migrantów zarobkowych z Azji i Ameryki Południowej powinno być priorytetem obecnego rządu. Jest to najprostszy sposób na uzupełnienie luk kadrowych w polskich firmach na stanowiskach fizycznych, niewykwalifikowanych.

– Przede wszystkim trzeba przyspieszyć procedury legalizacji pobytu i pracy dla kandydatów z Azji czy Ameryki Łacińskiej. Jednak musimy pamiętać o tym, że oni nie będą w stanie zastąpić jeden do jednego Ukraińców. Nie mówię tego w kontekście ilościowym, bo np. w Indiach są wolumeny ludzkie, które wielokrotnie przekraczają potrzeby naszego rynku pracy. Myślę o różnicach kulturowych i związanych z etosem pracy, co będzie dużym wyzwaniem dla pracodawców. Jeżeli będziemy musieli skorzystać z pracowników z odległych nam krajów, to szybko zatęsknimy za Ukraińcami czy Białorusinami – podsumowuje ekspert BCC ds. rynku pracy.

Źródło: MondayNews Polska Sp. z o.o.

Firma Grenevia otrzyma 21 mln zł dofinansowania z UE na rozwój kompetencji w energetyce wiatrowej

Grenevia_FAMUR_Total Wind
Firma Grenevia otrzyma 21 mln zł dofinansowania z UE na rozwój kompetencji w energetyce wiatrowej.

Grenevia SA dostanie niemal 21 mln zł unijnego dofinansowania na rozwój technologii i usług dla energetyki wiatrowej. Projekt, którego całkowita wartość to ok. 68 mln zł, wpisuje się w plany budowy polskiego wiatraka, czyli uruchomienia produkcji turbin wiatrowych, wykorzystując krajowe zasoby.

– Przyznane dofinansowanie to wiatr w żagle naszej biznesowej transformacji, w szczególności będącego częścią Grenevii segmentu FAMUR, który sprawnie wykorzystuje swoje kompetencje i możliwości produkcyjne, by wzmacniać pozycję w obszarze OZE. Co równie ważne, realizacja całej inwestycji w bezpośredni sposób wpisuje się w Strategię Zrównoważonego Rozwoju Grupy Grenevia – mówi prezes Grenevia SA Beata Zawiszowska.

Projekt jest również zgodny ze strategiami w zakresie ochrony środowiska i transformacji gospodarki, które są podstawą Europejskiego Zielonego Ładu, w tym zwłaszcza Strategią Rozwoju Województwa Śląskiego „ŚLĄSKIE 2030” – Zielone Śląskie oraz Terytorialnym Planem Sprawiedliwej Transformacji Województwa Śląskiego 2030.

– To ważny moment. Dzięki dofinansowaniu z UE Grenevia, w ramach segmentu FAMUR, będzie mogła zrealizować ambitny projekt, który wzmacnia budowę polskiego, a tym samym europejskiego potencjału w zakresie energetyki wiatrowej, ale ma też drugi wymiar – będzie wspierał zatrudnienie w regionie mocno odczuwającym zmiany wywołane transformacją energetyczną – komentuje z kolei prezes Famuru Mirosław Bendzera.

Szacuje się, że projekt pozwoli na przekwalifikowanie i utrzymanie lub utworzenie nowych miejsc pracy dla łącznie 100 osób.

Źródło: Grupa Grenevia.

Polskie środowiska biznesowe apelują do Ministerstwa Obrony Narodowej o wzmocnienie potencjału gospodarczego i obronnego Polski

adeolu-eletu-38649-unsplash
Rada Polskich Przedsiębiorców, ciało doradcze przy Pracodawcach RP, wspólnie z Konfederacją Lewiatan oraz Polską Radą Biznesu wystosowała do Wiceprezesa Rady Ministrów i Ministra Obrony Narodowej Władysława Kosiniaka-Kamysza apel o dialog z przedstawicielami biznesu. Organizacje biznesowe postulują wspólne wypracowanie rozwiązań, które wzmacniałyby potencjał obronny Rzeczypospolitej Polskiej, przy jednoczesnym wzmocnieniu polskiej gospodarki oraz Sił Zbrojnych.

Środowiska biznesowe wskazują na kilka kluczowych zagadnień, które w ich ocenie w istniejącej rzeczywistości prawno-gospodarczej nie są w wystarczający sposób dostrzeżone, czy to przez brak odpowiednich regulacji, ich niewłaściwe lub niewystarczające stosowanie lub też poprzez brak właściwej komunikacji, skutkujący niewykorzystaniem istniejącego i przyszłego potencjału gospodarczego Kraju.

Postulaty skupione są wokół 5 punktów:

  1. Fundusz i ubezpieczenia

Postulat stworzenia funduszu wparcia dla firm działających przy wschodniej granicy, współfinansowanego przez sektor prywatny i państwo oraz wprowadzenie specjalnych programów ochrony i ubezpieczenia dla firm zlokalizowanych przy ww. granicy, które mogą być narażone na bezpośrednie zagrożenia w przypadku konfliktu. Te rozwiązania, zabezpieczające funkcjonowanie i zdolności produkcyjne w sytuacjach kryzysowych umożliwiłyby firmom ubezpieczeniowym oferowanie specjalnych polis dla tych przedsiębiorstw.

  1. Offset i Platforma Technologiczna

Apel polskich środowisk biznesowych o połączenie wzrostu wydatków obronnych z offsetem w udzielanych zamówieniach. Ma to na celu zwiększenie dostępu polskich przedsiębiorców do nowoczesnych technologii, a także zwiększenie potencjału produkcyjno-remontowego krajowych firm w zakresie obronności.

Krajowe środowiska biznesowe uważają również, że rozwój nowych technologii oraz ich nowe zastosowania w konfliktach zbrojnych wymagają ściślejszej współpracy państwa i prywatnych firm.

  1. Rezerwa i zaplecze produkcyjno-usługowe

Polscy przedsiębiorcy zauważają, że istniejące regulacje w zakresie wspierania firm zatrudniających rezerwistów nie są wystarczające. Postulują m.in. stosowanie mechanizmu dodatkowej punktacji w przetargach publicznych dla przedsiębiorców zatrudniających rezerwistów.

Proponują rozważenie wprowadzenia katalogu ulg podatkowych dla szeregu proobronnościowych wydatków, np. na: zakup broni oraz pełnego wyposażenia obronnego, a także jego serwisowanie i magazynowanie oraz szkolenia w zakresie posługiwania się bronią i innym wyposażeniem, w tym dronami, a także możliwość finansowania stowarzyszeń strzeleckich przy pracodawcach.

Środowiska biznesowe apelują ponadto o zwiększenie wysiłków w zakresie stworzenia Mapy Zasobów, która zawierałaby optymalną listę przedsiębiorców będących w stanie gotowości z rezerwą infrastruktury, dot. m.in: sprzętu, infrastruktury IT, zakładów produkcyjnych mogących podczas zagrożenia zmienić swoją produkcję na produkcję dla wojska oraz wykwalifikowanej kadry, mającej wiedzę i zasoby, aby pełnić ważne funkcje wspierające Siły Zbrojne.

  1. Bezpieczeństwo lekowe

Wzrost produkcji leków w Polsce jest warunkiem zwiększenia bezpieczeństwa lekowego w regionie, skutecznego odpierania ataków i możliwości utrzymania funkcjonowania państwa w razie konfliktów międzynarodowych. Stanowi też istotny element odporności kraju – kluczowej w doktrynie odstraszania sformułowanej przez NATO. Istotnym staje się włączenie branży farmaceutycznej i przedsiębiorców tego sektora do dialogu dotyczącego obronności państwa oraz jego infrastruktury krytycznej.

  1. Komunikacja

Przedstawiciele środowisk biznesowych apelują ponadto o dialog, a także skuteczną walkę z dezinformacją. Proponują wypracowanie i przyjęcie krajowej strategii walki z dezinformacją oraz określenie właściwego organu administracji publicznej, który weźmie odpowiedzialność za jej realizację, we współpracy z przedsiębiorcami.

Sygnatariuszami listu są:

  • Rafał Brzoska, Przewodniczący Rady Polskich Przedsiębiorców

  • Rafał Dutkiewicz, Prezes Pracodawców RP

  • Wojciech Kostrzewa, Prezes Polskiej Rady Biznesu

  • Maciej Witucki, Prezes Konfederacji Lewiatan

Sygnatariusze listu wyrażają przekonanie, że wspólne działania przyczynią się do wydajniejszego działania polskich przedsiębiorców oraz poprawy stanu polskiej gospodarki, co w konsekwencji pozytywnie wpłynie na rozwój Sił Zbrojnych RP i wzmocnienie potencjału obronnego naszego kraju.

materiał prasowy

Polski transport drogowy a jego pozycja lidera w UE

denys-nevozhai-100695-unsplash
300 miliardów euro. Według Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Samochodów co najmniej tyle trzeba inwestować w tabor i infrastrukturę, aby zrealizować plan objęcia transportu drogowego towarów w UE systemem handlu emisjami CO2.

Na razie koszty ponoszą głównie przewoźnicy. Nowe stawki opłat drogowych oraz mniejsza liczba zleceń sprawiają, że sytuacja w tym sektorze jest coraz trudniejsza. Rosnące koszty prowadzenia biznesu zmuszają właścicieli firm w Polsce do restrukturyzacji lub zawieszenia działalności. Nastroje wśród przewoźników drogowych są złe, a branża transportowa bez wsparcia może niebawem znaleźć się na niebezpiecznym zakręcie.

Ocena koniunktury gospodarczej w sektorach transportu i gospodarki magazynowej jest nadal na minusie (-1,5). Według najnowszych danych GUS firmy transportowe zgłaszają bariery rozwoju swojej działalności między innymi w zakresie wysokich kosztów prowadzenia biznesu, na co wskazało ponad 47% respondentów. Przedsiębiorcom nie sprzyja także inflacja (ponad 30%), a sytuację makroekonomiczną oceniają jako niepewną (27,6%).

Trudno się dziwić, skoro od blisko pięciu lat branża transportowa, w szczególności przewozów drogowych, mierzy się z wyzwaniami zarówno legislacyjnymi, jak i gospodarczymi. Obecnie najbardziej odczuwalny jest niski popyt, a co za tym idzie spadek stawek spotowych i kontraktowych w pierwszym kwartale bieżącego roku. Prowadzenia działalności przewozowej nie ułatwiają też podwyżki opłat za emisję CO2, co jako pierwsze wprowadziły Niemcy, a ostatnio dołączyły inne kraje europejskie. Do tego dochodzą również rosnące wynagrodzenia kierowców. W rezultacie koszty operacyjne są bardzo wysokie, a korekta paliwowa przy zleceniach zdecydowanie nie załatwia sprawy opłacalności zwrotu z inwestycji, 

wyjaśnia Kameliya Vasileva, Chief Commercial Officer w Gopet Trans.

Źródło: Gopet Poland (fragment raportu).

Ekonomiści uspokajają: Ukraińska ustawa mobilizacyjna nie pogrąży naszego rynku pracy

paszport-ukraina
Zdaniem ekonomistów, wprowadzona niedawno w Ukrainie ustawa mobilizacyjna nie wpłynie znacząco na sytuację na naszym rynku pracy. Polskę co prawda może opuścić część Ukraińców, ale nie będzie to zbyt duży odpływ. Gdyby zaś doszło do masowych wyjazdów, to rozwiązaniem byłoby poszukiwanie pracowników w innych krajach. Ale proces ten powinien odbywać się we współpracy państwa z pracodawcami, aby do minimum ograniczyć możliwe nadużycia. Ponadto eksperci odnoszą się do nakreślanej wizji wzrostu kosztów pracy po wyjeździe Ukraińców. Do tego uspokajają przedsiębiorców, że nawet gdyby Ukraińcy masowo opuszczali nasz kraj – co wydaje się mało prawdopodobne – to i tak sobie z tym poradzimy.

Mobilizacja na rynku pracy
Do 17 lipca br. obywatele Ukrainy mają czas na zaktualizowanie swoich danych. Dotyczy to osób zarejestrowanych do służby wojskowej, w tym mężczyzn w wieku 18-60 lat. Jeśli przebywający za granicą nie dokona formalności, będzie mieć ograniczony dostęp do usług konsularnych. Tak wynika z ukraińskiej ustawy mobilizacyjnej, obowiązującej od 18 maja 2024 roku. W przestrzeni publicznej pojawiają się opinie, że skutki tego odczują pracodawcy w Polsce. Jak prognozuje prof. Stanisław Gomułka, główny ekonomista BCC i były wiceminister finansów, te przepisy nie pogorszą w sposób znaczący sytuacji na rynku pracy. Obecnie w naszym kraju jest ¬sporo kobiet z Ukrainy. One praktycznie nie służą w armii. Część mężczyzn może wyjechać, ale nie należy spodziewać się zbyt dużego odpływu.

– To przypomina dyskusję z okresu tuż po napaści Rosji na Ukrainę i wielkiej fali ukraińskich uchodźców wojennych szukających schronienia w naszym kraju. Wówczas w mediach nie brakowało alarmistycznych opinii, że napływ Ukraińców na polski rynek pracy sprawi, iż zabraknie pracy dla Polaków, a w dodatku ciągnąć to będzie płace w dół. Ten scenariusz absolutnie się nie spełnił, wręcz stało się odwrotnie. Zwiększyło się zatrudnienie i przybyło ofert pracy. Rosły także wynagrodzenia nominalne. Choć przejściowo duża inflacja negatywnie rzutowała na realny ich poziom, to wysoka dynamika wynagrodzeń wciąż się utrzymuje i obecnie dotyczy zarówno wynagrodzeń nominalnych, jak i realnych – komentuje prof. Elżbieta Mączyńska, prezes honorowa Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego.

Jak podkreśla prof. Witold Modzelewski, były wiceminister finansów, Ukraińcy uciekli do Polski nie tylko przed wojną, ale też przed biedą i swoim opresyjnym państwem. Oni decydują, gdzie chcą przebywać. To są ich wybory, a my – jako państwo – tego nie powinniśmy w ogóle oceniać. Najlepiej będzie, jeśli zachowamy neutralność w tym zakresie. Natomiast wszelkie głosy o tym, że Polska będzie ich deportować, są bardzo źle odbierane. Ekspert zaleca zachowanie prawa gościnności.

– Nie sądzę, żeby nasze władze dokonywały jakiegoś tzw. polowania na Ukraińców. Bardziej liczymy się z tym, że może ich wyjechać więcej z Polski. Ale przedsiębiorcy nie mają specjalnie powodów do tego, aby się obawiać. Oczywiście, pomijam sprawę, czy taka ustawa jest potrzebna z punktu widzenia wojny, czy nie. Skupiamy się tylko na kwestiach dotyczących naszej gospodarki – analizuje prof. Witold Orłowski, główny doradca ekonomiczny firmy PwC.

Poszukiwanie zastępców
Pojawia się też pytanie, czy w przypadku masowych wyjazdów Ukraińców z Polski, mogliby oni zostać szybko i sprawnie zastąpieni przez inne narodowości. Zdaniem prof. Modzelewskiego, nie ma jakichkolwiek szans na taką zamianę. Jeszcze kiedyś myślano o Białorusinach, bo była też chęć z ich strony. Natomiast od pewnego czasu sytuacja wygląda inaczej, stworzyliśmy nowe bariery. Według byłego wiceministra finansów, w tej sprawie należy kierować się przede wszystkim interesem Polski. To jest teraz dla nas najważniejsze.

– Gdyby z jakichś powodów nastąpił znaczący odpływ Ukraińców z Polski, to nasze firmy prawdopodobnie odczułyby to, np. w budownictwie. Chociaż nie wykluczam, że często możemy mieć tam do czynienia z pracą w szarej strefie, więc zmiana oficjalnego statusu zatrudnienia nie byłaby aż tak odczuwalna. Gdybyśmy musieli zastąpić ich pracownikami z innych państw, to technicznie jest to realne. Moglibyśmy przyciągać więcej imigrantów z bardziej odległych krajów, choć nie doszłoby do tak masowego dopływu legalnych pracowników, jak w przypadku Ukraińców. Polska jest już jednak na tyle atrakcyjnym miejscem, że w różnych krajach znaleźlibyśmy osoby chętne do pracy u nas – dodaje prof. Orłowski.

Z kolei prof. Gomułka zaznacza, że nawet w mniejszych miejscowościach pracują obywatele państw Azji Centralnej, np. Indii czy Afganistanu. Według eksperta BCC, liczba takich osób może wzrastać, bo tu otrzymują wynagrodzenia wielokrotnie wyższe niż w swoich ojczyznach. Podaż siły roboczej jest bardzo duża. Jak przekonuje były wiceminister finansów, ważna będzie więc polityka imigracyjna sformułowana teraz przez obecny rząd. A jeśli nie pojawią się w niej radyklane ograniczenia, to nastąpi napływ imigrantów, choć nie na taką skalę, jak z Afryki na południe Unii Europejskiej.

– Jeśli mówimy o możliwości zastępowania na naszym rynku pracy Ukraińców przez imigrantów z innych krajów, to trzeba podkreślić, że proces ten wymaga dobrze przemyślanych regulacji i współpracy państwa z organizacjami pracodawców. Istotne jest zwłaszcza to, żeby nie dochodziło do sytuacji, gdy osoby otrzymujące wizę upoważniającą do przyjazdu i zatrudnienia w naszym kraju, po przyjeździe nie zgłaszają się do pracy. Przemieszczają się do innych krajów, przede wszystkim strefy Schengen. Dlatego też konieczne są przeciwdziałające tego typu potencjalnym nadużyciom, systemowe rozwiązania, regulacje dotyczące imigrantów i ich zatrudniania – stwierdza prof. Mączyńska.

Wpływ na koszty pracy
W przestrzeni publicznej pojawiają się też opinie, że ewentualny masowy wyjazd Ukraińców przyczyni się do wzrostu kosztów pracy. Jak podkreśla prof. Mączyńska, rzeczywiście imigranci dość często są tańszymi pracownikami niż Polacy. Przy tym z badań wynika, że przyjezdni wcale nierzadko i z konieczności decydują się na pracę poniżej ich kwalifikacji. Często też obejmują stanowiska, którymi nie są zainteresowani nasi rodacy. Jeśli więc wyjadą z Polski, to pracodawcy będą zmuszeni zwiększać wynagrodzenia, żeby pozyskiwać nowych pracowników. To przekłada się na wzrost płac, który w ostatnim okresie jest szczególnie dynamiczny.

– Nie powinno być znaczących problemów na rynku pracy, m.in. ze względu na sytuację w rolnictwie. W najbliższych latach głównymi producentami produktów rolnych wciąż będą gospodarstwa z powierzchnią areału powyżej 50-60, a nawet 70 hektarów. Tylko ich jest niewiele, a sporo mamy takich do 10 hektarów. W tych ostatnich wydajność pracy pozostaje niska, więc szczególnie młodzi ludzie będą poszukiwać pracy poza rolnictwem. Oni zaczną przenosić się do miast – analizuje główny ekonomista BCC.

Jak przekonuje prof. Modzelewski, droga energia, wysokie koszty pracy i brak pracowników zabijają polską przedsiębiorczość. Już teraz mamy do czynienia z masowym zjawiskiem zawieszania lub zamykania działalności gospodarczych, a dopiero przed nami 1 lipca tego roku, czyli wzrost cen energii i gazu. Później będzie katastrofa kosztowa związana z Zielonym Ładem, choć ostatnio część klasy politycznej, pod wpływem krytyki, nagle stała się jego przeciwnikami. Zobaczymy, ile w tym jest opowieści na potrzeby kampanii wyborczej i czy po wyborach do Parlamentu Europejskiego nie nastąpi kolejna zmiana stanowiska w tej sprawie. Ekspert podkreśla, że to właśnie polski przedsiębiorca jest podmiotem najbardziej restrykcyjnie traktowanym od 1989 roku.

– Cały czas mamy do czynienia ze wzrostem kosztów pracy, na co wpływ mają różne czynniki. Niewątpliwie gwałtowny odpływ Ukraińców z naszego rynku pracy skutkowałoby podniesieniem cen wielu usług. Jednak powtórzę – nie wyobrażam sobie, żeby z dnia na dzień nastąpiły masowe wyjazdy do Ukrainy czy też do innych państw – podsumowuje prof. Witold Orłowski.

(MN, Czerwiec 2024 r.)
Źródło: © MondayNews Polska | Wszelkie prawa zastrzeżone.

GUS: Cudzoziemcy na polskim rynku pracy w październiku 2023 r.

mari-helin-tuominen-38313-unsplash
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opracował krótki raport pt. „Cudzoziemcy na polskim rynku pracy w październiku 2023 roku”.

Jak informuje GS, na koniec października 2023 r. udział cudzoziemców w ogólnej liczbie wykonujących pracę wyniósł 6,6%. Obcokrajowcy wykonujący pracę w październiku 2023 r. pochodzili z ponad 150 państw. Na koniec października 2023 r. cudzoziemców wykonujących pracę było 1013,3 tys. W tej liczbie 395,2 tys. stanowili cudzoziemcy realizujący umowy cywilnoprawne. – podsumowuje Główny Urząd Statystyczny.

Źródło: GUS.

Czy cudzoziemcy zapełnią wakaty w branży transportowej?

intertransauto
W obliczu rosnącego niedoboru kierowców, polska branża TSL szuka skutecznych sposobów na przyciągnięcie pracowników. Wyzwaniem staje się znalezienie metod atrakcyjniejszych niż podwyżki płac. Napływ cudzoziemców z Ukrainy i Białorusi nie gwarantuje już wypełnienia luk kadrowych w branży.

Jak wynika z raportu „Transport drogowy w Polsce 2023”, stopa wakatów w sektorze TSL jest wyższa o 25 proc. niż średnio w gospodarce. Podwyższenie wynagrodzeń może jednak nie być wystarczającym sposobem na uczynienie branży TSL bardziej atrakcyjną dla potencjalnych pracowników. Aż 43 proc. pracodawców w Polsce planuje podwyższyć wynagrodzenia swoim pracownikom, z danych raportu „Barometr Polskiego Rynku Pracy” opracowanego przez Personnel Service. W obliczu ogólnego trendu zwiększania wynagrodzeń branża TSL potrzebuje alternatywnych sposobów wyróżnienia się na tle konkurencji.

Nadzieją w zapełnieniu wakatów jest napływ nowych pracowników zza granicy, głównie z Ukrainy i Białorusi. Jednak w ciągu ostatniego roku liczba kierowców z Ukrainy znacznie zmalała. W 2023 roku liczba ukraińskich kierowców funkcjonujących na polskim rynku TSL spadła o 30% w stosunku do 2022 roku ze 127,4 tys. do 88,9 tys., wynika z danych opublikowanych przez Polski Instytut Transportu Drogowego. Natomiast o 97% zwiększyła się grupa kierowców z Białorusi i w tym momencie pracuje ich w Polsce 56,3 tys.

Niepewność dotycząca przyszłości zawodowej kierowców ze wschodu w Polsce jest zjawiskiem wielowymiarowym. Dane przedstawione w „Barometrze Polskiego Rynku Pracy” rzucają światło na istotne aspekty tej kwestii, pokazując, że aż 87 proc. Ukraińców zna kogoś, kto wyjechał z Polski do krajów Europy Zachodniej. Ten trend może być interpretowany jako wyraźny sygnał, że Polska, mimo swoich atutów, wciąż stoi przed wyzwaniem zbudowania trwałych i przekonujących argumentów dla tej grupy pracowników, aby rozważyli oni możliwość długoterminowego pobytu i pracy w kraju.

Z kolei niska deklaracja stałego przeprowadzenia się do Polski przez pracowników z Ukrainy, wynosząca jedynie 11,5 proc., może być odbierana jako wyraz obaw przed niepewnością zawodową, barierami kulturowymi, a także potencjalnymi trudnościami w integracji z lokalnym społeczeństwem. Fakt, że większość pracowników rozważa Polskę raczej jako przystanek w drodze do dalszych krajów UE, niż jako miejsce na stałe wiązania z nią swojej przyszłości, stanowi znaczący sygnał dla polityki migracyjnej i rynku pracy.

„Zdajemy sobie sprawę, że konkurencja na rynku pracy w branży TSL jest ogromna, a samo podniesienie płac, choć niezbędne, nie wystarczy, by przyciągnąć i zatrzymać najlepszych kierowców. W obliczu tych wyzwań, pracodawcy z branży TSL powinni przyjąć bardziej holistyczne podejście. Oprócz konkurencyjnych wynagrodzeń, kluczowe jest zaoferowanie szerokiego pakietu benefitów. Takie benefity powinny obejmować nie tylko możliwości rozwoju zawodowego poprzez specjalistyczne szkolenia i kursy doszkalające, ale również wsparcie w zakresie zdrowia psychicznego i fizycznego. Podkreślamy tutaj znaczenie programów opieki zdrowotnej, dostępu do poradnictwa psychologicznego, jak również inicjatyw promujących zdrowy tryb życia i zapobieganie wypaleniu zawodowemu” – mówi Sylwia Pawlina, Dyrektor Zarządzająca w Intertransauto.

„Ponadto, budowanie środowiska pracy, w którym panuje szacunek, uznaje się wkład każdego pracownika i promuje otwartą komunikację, jest fundamentalne dla przyciągnięcia i utrzymania talentów. Ważne jest, aby kierowcy czuli, że są ważną częścią organizacji, a ich praca jest doceniana. Obejmuje to nie tylko formalne systemy nagród, ale także codzienne gesty uznania oraz kulturę organizacyjną opartą na wzajemnym szacunku i wsparciu” – dodaje Sylwia Palwina.

Wspieranie równowagi między życiem zawodowym a prywatnym również odgrywa kluczową rolę. Elastyczne godziny pracy, możliwość pracy zdalnej dla pozycji nieoperacyjnych, czy też programy wspierające rodziny pracowników mogą znacznie przyczynić się do poprawy zadowolenia z pracy.

Zachodni sąsiedzi Polski wykazują inicjatywę i już kuszą ukraińców rządowym programem „Job-turbo”. Został on zaprojektowany z myślą o ułatwieniu i przyspieszeniu procesu integracji uchodźców ukraińskich, nie tylko poprzez zapewnienie im dostępu do rynku pracy, ale również przez oferowanie wsparcia w zakresie nauki języka, czy orientacji w lokalnym systemie prawnym i społecznym.

Autor: Intertransauto.

Rynek stawia wyzwania, ale mimo wszystko Polscy przewoźnicy inwestują we flotę

rodrigo-abreu-565091-unsplash
Rynek stawia wyzwania, ale mimo wszystko Polscy przewoźnicy inwestują we flotę. Polska branża transportowa w zeszłym roku kolejny raz udowodniła, że stanowi silną gałąź gospodarki, mimo że sytuacja na rynku nie należała i nadal nie należy do najłatwiejszych. Coraz  wyższe koszty prowadzenia działalności, spadek stawek za frachty czy wzrost opłat drogowych to tylko kilka najważniejszych wyzwań, z którymi przewoźnicy mierzą się każdego dnia. Niemniej jednak najnowsze dane GITD za rok 2023, wskazują ponowny wzrost ogólnej liczby ważnych licencji na międzynarodowy przewóz rzeczy, czyli niezbędnego pozwolenia uprawniającego do wykonywania zarobkowych przewozów za granicami naszego kraju. Liczba ta wzrosła względem roku poprzedniego o 1000 podmiotów i wyniosła – 45 600[1]. Zwiększyła się również liczba wypisów z licencji na pojazdy powyżej 3,5 tony, osiągając po raz pierwszy w historii rekordowy poziom ponad 300 tys. egzemplarzy.

– Trzeba jednak pamiętać o tym, że choć dane te wskazują na to, że zwiększa się liczba pozwoleń do prowadzenia działalności transportowej oraz wypisów na pojazdy to nie oznacza to od razu, że wszystkie uprawnione pojazdy wykonują aktywnie ten rodzaj transportu, szczególnie w obecnej, trudnej dla przewoźników sytuacji rynkowej – wyjaśnia Mateusz Włoch, ekspert ds. rozwoju i szkoleń, Inelo z Grupy Eurowag.

 Ponad 4 000 nowych licencji w transporcie międzynarodowym

Licencja na międzynarodowy przewóz rzeczy popularnie nazywana jest międzynarodową licencją transportową. Dokument ten wydawany jest przez GITD na wniosek przewoźnika, do którego należy dołączyć m.in. wykaz pojazdów ciężarowych oraz szereg oświadczeń dotyczących kierowców, bazy eksploatacyjnej czy niekaralności właścicieli i osób zarządzających transportem. Uzyskanie licencji wymaga posiadania zezwolenia na wykonywanie zawodu przewoźnika drogowego. W tym celu przedsiębiorca musi wykazać posiadanie m.in. siedziby na terenie Unii Europejskiej, zdolności finansowej oraz kompetencji zawodowych potwierdzonych certyfikatem. Według GITD w 2023 roku wydano ponad 4 000 nowych licencji na wykonywanie międzynarodowego transportu drogowego. Z kolei ponad 3 870 firm transportowych zdecydowało się odnowić te uprawnienia [2].

–  Zdobycie licencji na międzynarodowy przewóz rzeczy to złożony proces. Z jednej strony dopełnienie wielu formalności i obowiązek wykazywania zdolności finansowej może utrudniać wejście firmy na zagraniczne rynki. Z drugiej jednak strony obowiązki nakładane na firmy transportowe ograniczają liczbę przewoźników nieposiadających wiedzy czy środków finansowych potrzebnych do prowadzenia tego typu działalności. Z danych GITD wynika, że w Polsce nie brakuje firm transportowych, spełniających wszystkie wymogi. W ostatnich latach przewoźników międzynarodowych przybyło i obecnie ważną licencję posiada blisko 45 600 podmiotów. Oznacza to, że ich liczba z roku na rok wzrosła o ponad 1 000, a na przełomie ostatnich dwóch lat zwiększyła się aż o 7 700 nowych licencji (45 565 w 2023 roku w porównaniu do 37 860 w 2021 roku). Warto zauważyć, że na wzrost ich liczby wpływ miały m.in. również nowe przepisy, które od maja 2022 roku nałożyły konieczność uzyskania licencji na firmy, wykonujące międzynarodowy, zarobkowy przewóz rzeczy pojazdami o DMC 2,5 do 3,5 tony – wyjaśnia Mateusz Włoch, ekspert ds. rozwoju i szkoleń, Inelo z Grupy Eurowag.

Trzeba dodać, że na wysokość kwot wymaganych do wykazania zdolności finansowej przewoźnika zależy od rodzaju posiadanych ciężarówek. Dla pierwszego pojazdu o dopuszczalnej masie całkowitej (DMC) powyżej 3,5 tony minimalna kwota wynosi 9 000 euro. Na każdy kolejny pojazd przewoźnik musi dysponować środkami finansowymi o wysokości co najmniej 5 000 euro. Niższe kwoty wymagane są w przypadku popularnych busów, czyli samochodów ciężarowych o DMC poniżej 3,5 tony, gdzie na pierwszy pojazd należy wykazać posiadanie 1 800 euro, a na każdy kolejny pojazd po 900 euro.

Za wydanie licencji na międzynarodowy przewóz rzeczy na 5 lat przewoźnik musi zapłacić 4 000 zł. Decydując się licencję ważną od 5 do 10 lat koszt jest wyższy i wynosi 8 000 zł.

Polskie firmy transportowe inwestują we flotę

Każdy samochód ciężarowy używany w międzynarodowym transporcie drogowym musi być wyposażony w wypis licencji na przewóz rzeczy. Koszt wydania jednego egzemplarza wynosi 440 zł dla licencji wydawanych na okres do 5 lat, a w przypadku licencji ważnych przez okres do 5 do 10 lat – 880 zł. Podczas kontroli policyjnej bądź ITD kierowca zobowiązany jest do okazania oryginalnego wypisu z licencji. Za brak dokumentu kierowcy grozi mandat wynoszący 200 zł, a osoba zarządzająca transportem musi liczyć z postępowaniem administracyjnym i karą w kwocie 500 zł. Dodatkowo firmie transportowej również przysługuje kara w wysokości 500 zł, a trzeba pamiętać o tym, że za granicą te kary mogą być znacznie wyższe.  Na koniec grudnia 2023 r. łączna liczba ważnych w obrocie wypisów  z licencji na międzynarodowy przewóz wyniosła łącznie ponad 341 000 szt., z czego blisko 36 120 egzemplarzy dotyczyło wypisów dla pojazdów o DMC od 2,5 do 3,5 t.[1] Z kolei w 2022 r. ogólna liczba wypisów wyniosła ponad 324 000 szt, w tym wydano 31 376 wypisów z licencji dla tzw. busów. Mowa tu o wydanych blisko 17 000 więcej wypisów z licencji w ujęciu rok do roku.

– Wzrost liczby wydanych wypisów z licencji świadczy o tym, że pomimo trudnej sytuacji gospodarczej firmy transportowe chcą i nadal inwestują w rozwój polskiej floty. Trendem, który utrzymuje się już od kilku lat jest także zwiększenie się średniej liczby pojazdów w polskich firmach transportowych. W 2020 r. na statystycznego polskiego przewoźnika przypadało średnio 7 ciężarówek, a w roku 2023 średnia wielkość floty wynosiła już 7,5 pojazdu. Co ciekawe, po raz pierwszy w historii mamy również do czynienia z sytuacją, w której liczba wypisów licencji na pojazd powyżej 3,5 tony przekroczyła 300 000 i osiągnęła rekordowy poziom. Warto również zaznaczyć, że większa liczebność taboru to także rozwój zdolności operacyjnych przewoźników, a wraz z rozwojem skali swojej działalności dobrze jest pamiętać o narzędziach, wspierających pracę spedytorów, jaki i kierowców m.in. do rozliczania czasu pracy kierowców, systemach  TMS do zarządzania transportem, a także telematyce, ułatwiającą wydajne planowanie tras przejazdów ciężarówek –  komentuje Kamil Wolański, Kierownik Działu Ekspertów, Inelo z Grupy Eurowag.

[1] Jak wyżej.
[1] GITD, Sprawozdanie. Dokumenty wydane przez Głównego Inspektora Transportu Drogowego od dnia 1 stycznia 2023 r. do dnia 31 grudnia 2023 r. oraz ważne w obrocie prawnym wg stanu na dzień 31 grudnia 2023 r.
[2] Jak wyżej.

Autor: Inelo z Grupy Eurowag.
materiał prasowy

Polskie firmy chcą podbijać świat. O czym muszą pamiętać ruszając w zagraniczną podróż?

michal_jangas_semcore_cdo (1)
Rodzime przedsiębiorstwa coraz śmielej poczynają sobie na globalnych rynkach, a wśród tych, którzy decydują się na ekspansję międzynarodową, nie brakuje firm stawiających w dużej mierze na digital marketing. Eksperci zdradzają, o czym nie można zapomnieć planując działania online za granicą.

Ubiegły rok był rekordowy pod względem wielkości obrotów handlu zagranicznego Polski. Z ekspertyzy Polskiego Funduszu Rozwoju wynika, że eksport towarów i usług w 2022 roku wzrósł o 21,4% i wyniósł 404 034,7 mln EUR. Import z kolei zwiększył się o 26,6% i ukształtował na poziomie 396 749,3 mln EUR. W obu przypadkach mamy do czynienia z najwyższą wartością w historii Polski.

Również “Raport o stanie sektora małych i średnich przedsiębiorstw w Polsce”, przygotowany przez Polską Agencję Rozwoju Przedsiębiorczości, pokazuje, że proces umiędzynarodowienia polskiej gospodarki postępuje dynamicznie, a relacja eksportu wyrobów i usług do PKB systematycznie rośnie. W latach 2012–2021 zwiększyła się z 44,3% do 60,7%, od 2016 roku przekracza 50%, a w 2022 roku wyniosła 62,2%.

Sukcesywnie rozwija się także rodzimy rynek handlu elektronicznego. Jak wynika z raportu “Perspektywy rozwoju rynku e-commerce w Polsce 2018-2027”, do 2027 roku wartość tego rynku w naszym kraju wzrośnie do 187 mld złotych (w 2023 roku szacowany jest na 124 mld zł), a jego udział w sprzedaży detalicznej będzie kształtował się na poziomie 17% (w 2021 roku było to 13%).

Polskie “ekomersy” ruszają na podbój świata

Przytoczone dane potwierdzają obserwacje ekspertów, którzy zwracają uwagę, że coraz więcej firm myśli o ekspansji zagranicznej. A wśród tych, którzy chcą ruszyć na podbój globalnych rynków, nie brakuje przedstawicieli świata handlu elektronicznego. Aby jednak ta misja zakończyła się powodzeniem, trzeba do niej odpowiednio się przygotować, także pod kątem reklamowania swoich usług w internecie.

– Od pewnego czasu otrzymujemy sporo zapytań, dotyczących prowadzenia kampanii SEO na rynkach zagranicznych. To przede wszystkim USA i Wielka Brytania. Naturalnym kierunkiem dla polskich firm są także Niemcy. Sporym zainteresowaniem cieszy się też Europa Środkowo-Wschodnia, ze względu na dobrą logistykę i ekonomię skali. Ten kierunek mocno zyskał na popularności, po tym jak Allegro przejęło Mall Group i uruchomiło Allegro.cz – mówi Alek Cierniewski, COO agencji Semcore.

Na naszym rynku są już przykłady firm, które odnoszą sukcesy w globalnym e-handlu. To choćby marka odzieżowa Denley.pl, która od 2014 roku z sukcesem realizuje strategię cyfrowego eksportu na 14 rynkach europejskich rynkach. Dobrym przykładem jest też R-GOL.com, czyli największy sklep piłkarski w Polsce i jeden z największych w Europie, który funkcjonuje w 15 wersjach językowych i oferuje dostawę do 18 krajów.

W zagraniczną podróż zabierz ze sobą SEO

Jak zaznaczają eksperci, w świecie cyfrowej transformacji, gdzie ogromna część konsumentów zaczyna swoją podróż zakupową od wyszukiwarki internetowej, SEO staje się nieodzownym elementem strategii ekspansji międzynarodowej. Skuteczne pozycjonowanie daje bowiem unikalne korzyści, których nie można osiągnąć za pomocą innych kanałów marketingowych.

– Inaczej niż płatne kampanie reklamowe, które przynoszą efekty tylko wtedy, gdy płacisz, SEO jest długoterminową inwestycją. Optymalizując swoją stronę pod kątem wyszukiwarek, budujesz trwałą wartość, która przyniesie korzyści przez lata. Wysoka pozycja w wynikach wyszukiwania buduje zaufanie wśród konsumentów. Ludzie ufają wyszukiwarkom, a strony, które pojawiają się na górze listy wyników, są postrzegane jako bardziej wiarygodne – podkreśla Michał Jangas, Chief Delivery Officer w Semcore.

SEO pozwala też dostarczać treści dokładnie odpowiadające na potrzeby i pytania potencjalnych klientów, a także dopasowane do dojrzałości użytkownika na ścieżce zakupowej. Na początku koszt inwestycji w pozycjonowanie może wydawać się wysoki, ale w perspektywie dłuższego czasu to jeden z najbardziej efektywnych kanałów, z którego zwrot jest bardzo wysoki.

Ile to kosztuje i dlaczego tak drogo?

Specjaliści zwracają uwagę, że prowadzenie kampanii SEO na rynkach zagranicznych może nieść ze sobą koszty znacząco różniące się od tych, do których przywykliśmy działając na polskim gruncie. Na wielu rynkach międzynarodowych, zwłaszcza w krajach takich jak USA czy Wielka Brytania, koszt pozyskania linków jest bowiem znacznie wyższy niż w Polsce. W niektórych przypadkach może to być nawet kilkukrotna różnica.

– Na mniejszych rynkach, takich jak kraje bałtyckie, liczba portali, na których można zakupić linki, jest ograniczona. Może to utrudnić budowanie profilu linkowego i wymagać bardziej kreatywnego podejścia. Mniejsza konkurencja między portalami pozwala na zawyżanie cen. Ograniczona liczba miejsc, z których da się pozyskać wartościowe odnośniki, może skłaniać też do bardzo kosztownego procesu budowania własnej sieci stron, czyli do zaplecza SEO – wyjaśnia Michał Jangas.

Tworzenie treści na rynki zagraniczne często wiąże się też z koniecznością zatrudnienia native speakerów lub korzystania z biur tłumaczeń. Choć istnieją narzędzia oparte na AI, które mogą pomóc w tłumaczeniu, nie zawsze są one idealne. Warto też pamiętać o tym, że teksty przygotowywane przez tłumaczy czy copywriterów również wymagają często dodatkowej korekty pod kątem nasycenia frazami kluczowymi i umieszczenia ich w konkretnej formie.

Pamiętaj o lokalnym kontekście

Przy planowaniu działań SEO za granicą warto pamiętać również, że choć zasady, jakimi kierują się wyszukiwarki, są względnie takie same dla wszystkich rynków, w każdym kraju klienci mogą mieć inne nawyki i sposób podejmowania decyzji zakupowych. Inny może być także sposób formułowania zapytań w wyszukiwarce internetowej.

– Każdy rynek ma swoją specyfikę. Konsumenci w Hiszpanii mogą inaczej reagować na komunikaty niż konsumenci w Turcji. Dlatego ważne jest, aby dostosować treść do lokalnych oczekiwań, uwzględniając kulturowe i społeczne różnice. Język to nie tylko słowa, ale także kontekst. Tłumaczenie “słowo w słowo” może prowadzić do nieporozumień. Ważne jest, aby dostosować treść do kultury danego kraju, uwzględniając lokalne zwroty, przysłowia czy symbole – zaznacza ekspert Semcore.

Dodatkowo warto wziąć pod uwagę regulacje prawne na poszczególnych rynkach. W Polsce mamy wiele branż i produktów obłożonych restrykcjami dotyczącymi reklamy, jak np. leki, zakłady bukmacherskie, notariusze czy adwokaci. Rozpoczynając działania SEO na nowych rynkach, koniecznie należy przeanalizować prawne aspekty takich działań i wziąć te regulacje pod uwagę tworząc strategię.

Konkurencja nie śpi

Przy planowaniu działań SEO za granicą warto pamiętać, że choć zasady, jakimi kierują się wyszukiwarki, są względnie takie same dla wszystkich rynków, w każdym kraju klienci mogą mieć inne nawyki i sposób podejmowania decyzji zakupowych. Inny może być także sposób formułowania zapytań w wyszukiwarce internetowej.

Nie można także zapomnieć o tym, że niektóre rynki są zdecydowanie bardziej konkurencyjne niż inne.

– Na przykład rynek amerykański może być trudniejszy do penetracji niż rynek czeski. Zrozumienie konkurencji i dostosowanie strategii to klucz do sukcesu. Analizując kierunki ekspansji w kontekście SEO, warto wziąć pod uwagę zarówno trudność danego rynku, jak i jego wielkość. Dopiero, gdy zestawimy te dane z kosztami działań, będziemy w stanie ocenić, czy prowadzenie kampanii SEO w danym kraju przyniesie oczekiwany zwrot z inwestycji – dodaje Alek Cierniewski z Semcore.

Ważna jest również synergia działań na różnych rynkach. To, co robisz w kwestii pozycjonowania na jednym rynku, może wpłynąć pozytywnie na pozycję sklepu internetowego w wyszukiwarkach w innych krajach. Dla przykładu: siła linków pozyskanych do serwisu internetowego ukierunkowanego na Niemcy, może wpłynąć na lepsze wyniki widoczności w Austrii czy Szwajcarii.

Źródło: Semcore.

Obcokrajowcy planujący zakup nieruchomości w Polsce ze wsparciem w formie przewodnika od ACCIONA

ACCIONA
Obcokrajowcy planujący zakup nieruchomości w Polsce ze wsparciem w formie przewodnika od firmy ACCIONA.

Zakup nieruchomości może okazać się szczególnie trudny dla obcokrajowców, dla których zarówno język, jak i procedury prawne, mogą stanowić wyzwanie. Dlatego firma ACCIONA wraz z niezależnymi konsultantami prawnymi przygotowała specjalny przewodnik dla tych z nich, którzy chcą osiedlić się w Polsce na stałe.

Chcąc ułatwić obcokrajowcom zakup mieszkania w Polsce, ACCIONA – warszawski deweloper działający na rynku nieruchomości od przeszło 30 lat, przygotował „Przewodnik po polskich procedurach, przepisach i dokumentach w procesie zakupu mieszkania na rynku pierwotnym”. Celem nadrzędnym dokumentu było uporządkowanie procedur i wyjaśnienie ich krok po kroku. Tak, aby każdy cudzoziemiec, decydujący się na zakup nieruchomości w Polsce, czuł się w tym procesie bezpiecznie i pewnie.

Dokument ma formę krótkiej broszury, w której za pomocą prostego języka (ukraińskiego i angielskiego) przedstawiono uporządkowaną procedurę zakupu mieszkania na polskim rynku pierwotnym. Wskazówki obejmują konkretne etapy: od kwestii formalnych, o których należy pamiętać przed podjęciem decyzji o zakupie, wybór mieszkania, finansowanie ze środków własnych lub kredytem, aż po przejście przez proces budowlany i odbiór mieszkania.

Inicjatorem pomysłu została firma ACCIONA, której w projekcie towarzyszyły kancelarie prawne: polska – Miller Canfield, oraz ukraińska – Dictio. To kolejna inicjatywa warszawskiego dewelopera, która świadczy o tym, że jego strategia działania zorientowana jest na człowieka i sięga daleko poza samo dostarczanie rozwiązań mieszkaniowych.

Źródło: ACCIONA.

Kluczem do sukcesu na europejskich rynkach są stabilne łańcuchy dostaw

wedfg
Kluczem do sukcesu na europejskich rynkach są stabilne łańcuchy dostaw. Zgodnie z danymi zawartymi w analizie Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju (EBOiR) pt. Global Supply Chains In Turublence, analizującego stan światowej gospodarki w 2022 i 2023 roku w efekcie pandemii oraz ataku Rosji na Ukrainę rozpoczął się proces uniezależniania się przedsiębiorstw i gospodarek od globalnych łańcuchów dostaw. Wszystko wskazuje na to, że przedsiębiorcy odrobili lekcje i działają znacznie bardziej perspektywicznie niż przed 2019 rokiem.  

Już w minionym roku firmy postawiły na rozbudowanie swoich stanów magazynowych i model handlu „just in case” w miejsce wcześniej dominującej redukcji zasobów i handel w popularnym wcześniej modelu „just in time”. Ten model zakładał szybkość produkcji na podstawie na bieżąco dostarczanych komponentów, co przekładało się na spore korzyści związane chociażby z minimalizacją kosztów zabezpieczenia powierzchni magazynowej pod składowanie komponentów wykorzystywanych w produkcji. Ten model doskonale sprawdzał się w realiach pełnego dostępu do surowców i podzespołów, jaki znaliśmy w czasach przedcovidowych. Globalny kryzys gospodarczy i lock downy wprowadzane również w państwach azjatyckich ograniczył dostęp do półprzewodników, procesorów i licznych surowców, bez których produkcja w wielu miejscach na świecie została wstrzymana. Realia te, jak w soczewce pokazały uzależnienie europejskiej gospodarki od takich krajów, jak Chiny, Indie i Tajwan.

 

Technologia modułowa zyskuje na popularności w wielu krajach świata dzięki korzyściom, jakie oferuje klientom. Dla inwestorów z rynku hotelowego, PRS czy biurowego kluczowe znaczenie ma czas. Budynek modułowy powstaje w czasie o połowę krótszym niż budynki przygotowywane w technologii tradycyjnej, co pozwala operatorom budynków komercyjnych na znacznie szybsze możliwości czerpania przychodów z ich najmu. Drugim ważnym czynnikiem jest łatwość i szybkość montażu wielokondygnacyjnych budynków nawet w najbardziej zatłoczonych centrach miast. Oznacza to możliwość ich realizacji bez utrudnień dla ruchu miejskiego, czy chociażby protestów ze strony sąsiadów inwestycji, co niejednokrotnie powoduje paraliż procedur uzyskiwania pozwoleń na budowę.

Kolejnym ważnym czynnikiem, który na europejskim rynku ma olbrzymie znaczenie jest ekologia. Budownictwo modułowe pozwala na optymalizację procesów budowy obiektów w warunkach fabrycznych. Oznacza to nie tylko wysoką, powtarzalną jakość, ale także ograniczenie odpadów budowlanych do absolutnego minimum. Optymalizacja procesowa to jedna z kluczowych cech budownictwa modułowego, zatem także wykorzystanie energii, ilość roboczogodzin i efektywność energetyczna przyszłych budynków przyczyniają się do wysokich not, jakie budynki modułowe uzyskują w wymagających certyfikacjach ekologicznych jak BREEAM, LEED czy WELL. Wyniki te mają kluczowe znaczenie dla uzyskania preferencyjnych warunków finansowania inwestycji, zatem wielu inwestorów stawia na tę technologię także z tego powodu.

Dynamika wydarzeń ostatnich lat nie zapewnia spokoju wielu sektorom gospodarki. Inflacja, zakłócenia łańcuchów dostaw, lock downy wymusiły zmiany w sposobach myślenia o prowadzeniu biznesu. Dywersyfikacja dostawców i orientacja gospodarek europejskich na rynek wewnętrzny w miejsce uzależnienia od dostawców z Azji z pewnością korzystnie wpłyną na sytuację wielu europejskich firm. Przyczynią się do zapewnienia większej stabilności dostaw i terminowości realizacji kontraktów. Doświadczenie uczy, że są one kluczowe dla utrzymania wiarygodności europejskich producentów.

Źródło: ultrarelations.com

Kurs na Euro? Fundacja Wolności Gospodarczej o reformach dobrych dla gospodarki

adeolu-eletu-38649-unsplash
Fundacja Wolności Gospodarczej, w ramach kampanii „Kurs na euro”, prowadzi regularne badania opinii dotyczące przyjęcia euro w Polsce. Dzisiaj dzielimy się z Państwem wnioskami z naszego badania ilościowego (sondaż CAWI na reprezentatywnej próbie dorosłych mieszkańców Polski zrealizowany przez SW Research).

Kurs na euro to nie gwałtowna zmiana, a dobre dla gospodarki reformy. Badamy stosunek Polaków do przyjęcia europejskiego pieniądza w perspektywie lat.

Wprowadzenie euro to długi proces reformowania gospodarki i do którego należy się odpowiednio przygotować. Dlatego o przyjęciu euro powinno mówić się właśnie jako o kilkuletnim procesie, kursie, który należy obrać, a nie gwałtownej zmianie – mówi Marek Tatała, wiceprezes Fundacji Wolności Gospodarczej.

Firma SW Research, na zlecenie Fundacji Wolności Gospodarczej, przeprowadziła sondaż CAWI na reprezentatywnej próbie dorosłych mieszkańców Polski, którego celem było poznanie społecznych postaw wobec wprowadzenia euro w Polsce w perspektywie długofalowej.

– Temat euro będzie pewnie obecny w kampanii wyborczej niezależnie od tego, czy zwolennicy euro odważą się sami go podnieść. Będzie on użyty do budzenia i pogłębiania obaw społecznych związanych z euro i będzie jeszcze jednym narzędziem do atakowania opozycji. Jednocześnie uciekanie od tematu przez przedstawicieli opozycji pozbawi jej zwolenników, spośród których rekrutuje się gros zwolenników wejścia na drogę do euro, ważnego i wiarygodnego głosu dotyczącego przyszłości – zwracają uwagę dr Robert Sobiech i prof. Marek Góra, pomysłodawcy badania.

Najważniejsze wnioski z badania (szczegóły w załączniku):

  • Wyborcy obecnej opozycji deklarują silne poparcie dla przyjęcia euro w Polsce, zupełnie przeciwne zdanie mają za to zwolennicy rządu. Przyjęcie euro odrzuca 76,4% wyborców Zjednoczonej Prawicy. Sprzeciw wobec euro deklaruje ponad połowa (55,9%) wyborców Konfederacji.
  • Blisko połowa badanych (43,7%) opowiada się za rozpoczęciem przygotowań do wejścia Polski do strefy euro.
  • Miejsce w strukturze społecznej nie ma większego znaczenia dla poparcia przyjęcia euro w Polsce.

Poprzednie badania prowadzone przez Fundację Wolności Gospodarczej w ramach kampanii „KursNaEuro.pl” wykazały, że wprowadzenie euro jest w dużym stopniu postrzegane w kategoriach szybkiej zmiany, niosącej wiele zagrożeń zarówno dla codziennego życia, jak i funkcjonowania nieprzygotowanych do takiej zmiany instytucji państwa.

– Istniejące, nieliczne sondaże przeprowadzone przez polskie ośrodki badają na ogół opinie na ten temat tak, jak gdyby chodziło o wprowadzenie w Polsce euro praktycznie natychmiast. Nic więc dziwnego, że w warunkach wysokiej inflacji, wojny za wschodnią granicą i antyunijnej propagandy górę biorą obawy i ponad połowa badanych deklaruje, że jest przeciwna euro – zwracają uwagę autorzy koncepcji badania dr Robert Sobiech i prof. Marek Góra.

Źródło: Fundacja Wolności Gospodarczej.

Banki tylko w pół roku zawarły 70 tys. ugód z frankowiczami

frank-ugoda
Jak informuje Związek Banków Polskich, do końca II kwartału br. banki zawarły ok. 70 tys. ugód z frankowiczami. Co trzecia z nich nastąpiła w okresie trzech pierwszych miesięcy br. Eksperci prognozują, że w nadchodzących miesiącach dojdzie do tysięcy kolejnych takich porozumień. Ale nie brakuje też opinii, że bankom jest coraz ciężej przekonać frankowiczów do polubownego rozwiązania, bo proponowane ugody wciąż nie spełniają ich oczekiwań. Ponadto w przestrzeni publicznej mówi się o tym, że kredytobiorcy po czerwcowym wyroku TSUE coraz chętniej sondują u prawników, czy istnieje możliwość rozwiązania już zawartej ugody. ZBP zastrzega, że podważanie takich porozumień nie ma i nie może mieć masowego charakteru. Z kolei prawnicy dodają, że teoretycznie jest to możliwe, ale z reguły to skomplikowany i kosztowny proces, który nie w każdym przypadku doprowadzi do oczekiwanego rezultatu.

Banki zawierają coraz więcej ugód

Według danych pozyskanych ze Związku Banków Polskich (ZBP), do końca drugiego kwartału br. zostało zawartych (według wstępnych szacunków) ok. 70 tys. ugód banków z frankowiczami. Blisko 20 tys. z nich podpisano w okresie trzech pierwszych miesięcy tego roku. Jak podkreśla dr Tadeusz Białek, prezes ZBP, ugody zaproponowane przez przewodniczącego KNF są oferowane od ok. dwóch lat. A ten okres był trudny dla banków. Wzrost stóp procentowych w sposób oczywisty wyhamował dynamikę zawierania ugód, zwłaszcza w drugim półroczu 2022 roku.

– Istotnie banki znacząco polepszyły ofertę ugód i podpisują ich coraz więcej. Jednakże nadal zdecydowana większość z nich nie jest tak dobra, jak rozstrzygnięcia na drodze sądowej. Banki zachęcają klientów znaczącym obniżaniem salda i rozłożeniem pozostałej części długu zamienionego już na kredyt złotowy na raty ze stałym oprocentowaniem. Jednocześnie straszą przy tym, że korzystny wyrok nie jest pewny, a postępowanie sądowe może trwać latami – komentuje Adrian Goska, radca prawny z Kancelarii SubiGo.

Z kolei jak podkreśla adwokat Milena Mocarska z Kancelarii MBM Legal, kredytobiorcy niezwykle rzadko przegrywają sprawy w I instancji. A jeśli już dojdzie do takiej sytuacji, to przysługuje jeszcze apelacja i skarga kasacyjna do Sądu Najwyższego. Wobec tego ewentualny niekorzystny wyrok w I instancji nie zamyka sprawy. Ekspertka też dodaje, że żadne roszczenia banku, w szczególności związane z wynagrodzeniem za korzystanie z kapitału, nie są uzasadnione. Przesądził o tym TSUE w czerwcowym orzeczeniu.

– Z naszych obserwacji wynika, że większość frankowiczów, którzy zamierzali pójść do sądu, już to zrobiła. Według ostrożnych szacunków, co najmniej 1/3 klientów z aktywnymi umowami w ogóle nie planuje takiego rozstrzygnięcia. Decydują o tym różne czynniki, przede wszystkim koszty czy niechęć do sądzenia się przez lata. Potencjalnie więc jest to grupa najbardziej zainteresowana ugodami. Aczkolwiek widzimy zwiększanie się dynamiki zawierania ugód sądowych, co wcześniej było rzadkością – dodaje dr Białek.

ZBP widzi szansę na utrzymanie dynamiki

Do końca roku istnieje szansa na zawarcie kilku tysięcy ugód banków z frankowiczami, co prognozuje Adrian Goska. Według radcy prawnego z Kancelarii SubiGo, może to być efekt obaw niektórych kredytobiorców o czas trwania postępowania sądowego, który jest dość długi. Inni wolą mieć sprawę zamkniętą już teraz. Ekspert zaznacza, że podpisanie ugody z bankiem zamyka drogę do jakichkolwiek roszczeń odszkodowawczych, w tym o korzystanie z kapitału frankowicza o czym orzekł TSUE w czerwcu br.

– Patrząc na statystyki dotyczące ugód, liczę na utrzymanie dynamiki ich zawierania. I to przy ostrożnych szacunkach, bo docelowo jest to potencjalnie większy wolumen. Istota ugody pozostaje bez zmian, tzn. kredyt jest potraktowany jakby od początku był udzielony jako złotowy. Takie rozwiązanie jest o tyle wartością, że całkowicie eliminuje z umowy ryzyko kursowe – od początku jej obowiązywania, a nie od momentu zawarcia ugody – podkreśla prezes ZBP.

Według Mileny Mocarskiej, ugoda na korzystnych warunkach może być naprawdę dobrym rozwiązaniem pod warunkiem, że uwzględnia interesy i ustępstwa każdej ze stron. Zdaniem ekspertki, kredytobiorca nie powinien jednak poddawać się presji banku, godzić się na każde warunki, by tylko zakończyć spór. Coraz częściej w sprawach, w których jest już pozew w sądzie, a nawet nieprawomocny wyrok, banki próbują namówić klientów do ugody. Robią to z pominięciem pełnomocnika i sądu, co oczywiście nie powinno mieć miejsca.

– Mimo pewnego optymizmu, bankom coraz trudniej jest przekonać frankowiczów do podpisywania ugód, przede wszystkim ze względu na wysokie stopy procentowe. Kolejnym powodem jest rosnąca świadomość kredytobiorców. Oni zdają sobie sprawę z tego, że proponowane im warunki nie są dla nich opłacalne. Każdy, kto rozważa podpisanie ugody, powinien dokładnie przeanalizować propozycję banku i zastanowić się, czy sprawa sądowa, choć czasochłonna, nie jest dla niego korzystniejsza. Trzeba wziąć pod uwagę potencjalny zwrot nadpłaconych rat, opłat dodatkowych, a w późniejszym czasie również możliwe dochodzenie odszkodowania od banku – stwierdza radca prawny Adrian Goska.

Frankowicze chcą podważać zawarte ugody?

Oprócz dylematu w kwestii zawierania samych ugód na rynku pojawił się dodatkowy problem. Dr Białek zwraca uwagę na agresywny marketing niektórych kancelarii prawnych. One próbują tworzyć fałszywą narrację. Przekonują o rzekomo masowym zainteresowaniu podważaniem zawartych ugód. Natomiast z danych, które związek zbiera z banków, wynika, że takie przypadki mają charakter jednostkowy. Prezes ZBP podkreśla, że negowanie ugody zawartej przed sądem polubownym przy KNF wymaga oddzielnego postępowania. Kodeks postępowania cywilnego nie przewiduje podważenia takiego porozumienia z przyczyn merytorycznych, czyli w sytuacji, w której jedna ze stron nie zgadza się na przyjęte rozwiązanie kompromisowe, bo się rozmyśliła. Kwestionowanie możliwe jest tylko ze względów formalnych.

– Frankowicze po czerwcowym wyroku TSUE faktycznie coraz częściej przychodzą do kancelarii prawnych i dopytują o możliwość ewent. podważenia już zawartej ugody. Mówiąc wprost, dopiero badają grunt, czy mogliby coś jeszcze zyskać i czy w ogóle ten manewr jest możliwy. Jednak w sporej części uchylenie się od skutków prawnych złożonego oświadczenia w zakresie zawartej ugody jest dość trudne, tym bardziej że zawiera ona szereg informacji o skutkach oraz o pełnej świadomości jej podpisania. Z punktu widzenia kredytobiorcy, ugody zawierane ponad rok temu są o wiele gorsze niż te, które bank proponuje dziś. Klienci dostrzegli to i zaczynają studiować takie porozumienia. Jest oczywiście zbyt późno, aby cokolwiek negocjować. Jednak nie jest też tak, że tego typu ugód w ogóle nie da się podważyć, szczególnie tych zawieranych rok czy dwa lata temu – przekonuje radca prawny z Kancelarii SubiGo.

W ocenie Mileny Mocarskiej, uchylenie się od skutków ugody jest bardzo trudne. Wymagałoby to stwierdzenia, że ugoda była nieważna, np. z uwagi na klauzule niedozwolone. O ile takich klauzul można się doszukać w ugodach zawieranych kilka lat temu, o tyle prawdopodobieństwo takiej sytuacji w porozumieniach zawieranych w ostatnim czasie jest raczej znikoma. Inną możliwością jest powołanie się na błąd w zakresie faktów istotnych z punktu widzenia zawarcia takiego porozumienia. Zdaniem ekspertki, każdy przypadek trzeba przeanalizować i ocenić indywidualnie.

– Chcąc podważyć ugodę, trzeba byłoby udowodnić ważne uchybienia w procesie jej zawarcia albo wykazać niedoinformowanie o konsekwencjach jej podpisania. Uczestniczyłem w pracach nad wzorcem ugód. Wówczas jedną z najbardziej fundamentalnych kwestii było właściwe ułożenie obowiązków informacyjnych związanych z treścią porozumień. To stanowiło chyba najbardziej czasochłonną część tych ustaleń. Podważanie zawartych ugód nie ma i nie może mieć masowego charakteru – podsumowuje prezes Związku Banków Polskich.

Źródło: MondayNews Polska Sp. z o.o.

Badanie FWG: Polacy boją się euro, bo nie mają wiedzy na temat wspólnego pieniądza

helloquence-61189-unsplash

Polska jest już w NATO i Unii Europejskiej. Czy wykona konkretny krok ku pogłębieniu integracji ze swoimi sojusznikami wstępując do strefy euro i przyjmując wspólny europejski pieniądz? Jak wynika z badania fokusowego przeprowadzonego na zlecenie Fundacji Wolności Gospodarczej, Polacy, pomimo entuzjazmu wobec otwarcia się na Zachód, zgłaszają w tej sprawie obawy. Brak dostatecznej wiedzy połączony z utratą zaufania do państwa – to główny powód, dla którego Polacy przyznają się do niepokoju wobec perspektywy przyjęcia euro.

Grupowe badanie pogłębione (FGI) “Polacy wobec perspektywy wprowadzenia euro” zostało przeprowadzone na zlecenie Fundacji Wolności Gospodarczej w pierwszym kwartale br. przez firmę Day Ray. Autorami koncepcji badania są dr Robert Sobiech (Collegium Civitas) i prof. Marek Góra (Szkoła Główna Handlowa).

Najważniejsze wnioski:

  • Brak dostatecznej wiedzy połączony z utratą zaufania do państwa – to główne powody, dla których Polacy przyznają się do niepokoju wobec perspektywy przyjęcia euro.
  • Istnieje potrzeba działań edukacyjnych i informacyjnych na temat euro, które odpowiedzą na płynącą ze strony rządzących, w tym banku centralnego, dezinformację, która ma obrzydzić ludziom euro.
  • Obawy wobec przyjęcia euro dotyczą przede wszystkim mylnego przeświadczenia o – jakoby wiążącym się z tym – wzrostem cen oraz o tym, że przyjęcie euro miałoby zburzyć dotychczasowy porządek ekonomiczny i społeczny. Dlatego trzeba odnosić się do popularnych, ale kłamliwych mitów na tematu euro.
  • Polacy chcą czerpać wiedzę o euro od autorytetów naukowych oraz biznesowych. Nie przekonują ich politycy.

– Niestety, pomimo że mit o wzroście cen i tzw. “euro-drożyźnie” (częste skojarzenie z europejskim pieniądzem), w żadnym kraju nie znalazło potwierdzenia w rzeczywistości, to i tak stanowi on największe źródło lęków Polaków związanych z euro – komentuje Marek Tatała, CEO Fundacji Wolności Gospodarczej, która zleciła badanie.

Badanie fokusowe “Polacy wobec perspektywy wprowadzenia euro” zostało przeprowadzone w lutym br. przez firmę Day Ray na próbie 24 osób, kobiet i mężczyzn w dwóch grupach wiekowych (25-40 i 55+ lat) o zróżnicowanym wykształceniu (podstawowe/zawodowe, średnie, wyższe) i zróżnicowanym statusie rodzinnym, mieszkających zarówno w dużym mieście wojewódzkim, jak i mieście powiatowym. Autorami koncepcji badania są dr Robert Sobiech (Collegium Civitas) i prof. Marek Góra (Szkoła Główna Handlowa).

mat.prasowy

Obroty towarowe handlu zagranicznego w okresie styczeń-czerwiec 2023 r. wg GUS

g-crescoli-365895-unsplash

Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował raport o nazwie „Obroty towarowe handlu zagranicznego ogółem i według krajów w okresie styczeń-czerwiec 2023 roku”.

Jak czytamy w raporcie, obroty towarowe handlu zagranicznego  w styczniu – czerwcu 2023 roku wyniosły w cenach bieżących 821,4 mld PLN w eksporcie oraz 790,6 mld PLN w imporcie. Dodatnie saldo ukształtowało się na poziomie 30,8 mld PLN, podczas gdy w analogicznym okresie 2022 roku wyniosło minus 42,4 mld PLN. W porównaniu z analogicznym okresem ubiegłego roku eksport wzrósł o 6,1%, a import spadł o 3,2%. Eksport wyrażony w dolarach USA wyniósł 190,3 mld USD, a import 183,1 mld USD (wzrósł odpowiednio w eksporcie o 2,4%, a w imporcie spadł o 6,6%). Jak dodaje GUS, dodatnie saldo ukształtowało się na poziomie 7,2 mld USD, w analogicznym okresie 2022 r. wyniosło minus 10,3 mld USD. Eksport wyrażony w euro wyniósł 176,4 mld EUR, a import 169,8 mld EUR (wzrósł odpowiednio w eksporcie o 4,9%, a w imporcie spadł o 4,3%). Dodatnie saldo wyniosło 6,6 mld EUR, podczas gdy w styczniu – czerwcu 2022 r. wyniosło minus 9,3 mld EUR.

Źródło: GUS.

Zainteresowanie handlem transgranicznym wśród polskich sprzedawców

markus-spiske-484245-unsplash
Zainteresowanie handlem transgranicznym wśród polskich sprzedawców stale rośnie. W ubiegłym roku już ponad 45 proc. merchantów korzystających z usług IdoSell sprzedawało za granicę. Jak konsumenci z różnych krajów kupowali w polskich sklepach? Jak przedsiębiorcy dawali sobie radę na rynkach Europy i świata?

Model cross-border jest coraz popularniejszy w e-commerce. Zainteresowanie handlem transgraniczny wzrasta z roku na rok. Potwierdzają to m.in. dane najbardziej efektywnej sprzedażowo polskiej platformy sklepowej IdoSell. Prawie połowa jej klientów wychodzi ze swoją ofertą na zagraniczne rynki.

– Trzeba jednak pamiętać, że otwarcie sklepu internetowego w konkretnym kraju to dopiero pierwszy krok. Merchanci powinni dobrze poznać preferencje klientów i dostosować do nich swój biznes. Z naszych badań wynika, że każdy rynek ma swoje unikalne potrzeby – mówi Marcin Stankiewicz, Product Manager zajmujący się zagadnieniem cross-border w IdoSell.

W Polsce końcówka roku, to najlepszy czas dla e-sklepów. Wysoki sezon zakupowy rozpoczyna się we wrześniu, kulminację ma pod koniec listopada i na początku grudnia, a kończy się tuż przed świętami Bożego Narodzenia.

– Nie inaczej jest w krajach, do których sprzedają nasi merchanci. Praktycznie w każdym z nich wysoki sezon w 2022 roku rozpoczynał się pod koniec września i moment największego skoku zamówień odnotowywał podczas Black Friday – mówi Sara Dzierżawska.

To pokazuje, że e-commerce jest bardzo zunifikowane oraz fakt, że doświadczeni sprzedawcy mogli przygotowywać ofertę specjalną na poszczególne rynki w tym samym okresie.

Źródło: IdoSell.

DEKRA: Coraz większa liczba cyberataków na łańcuchy dostaw

axel-ahoi-50659-unsplash
Z raportu Upstream 2023 Global Automotive Cybersecurity wynika, że w 2022 r. liczba ataków na API (interfejsy programistyczne aplikacji) w branży motoryzacyjnej wzrosła o 380%1. Coraz częściej celem ataków cyberprzestępców nie są jednak bezpośrednio koncerny samochodowe (OEM-y), a ich łańcuchy dostaw. W dzisiejszym świecie, producenci podzespołów do aut mają coraz węższe specjalizacje, co powoduje, że ich łańcuchy dostaw się wydłużają. Jednocześnie ta specjalizacja powoduje bardzo wysokie koszty jakichkolwiek zakłóceń w tym procesie, a tym bardziej zmiany dostawcy.

Według badania Software Supply Chain Security, przeprowadzonego w styczniu 2022 r. przez firmę Anchore, ataki na łańcuchy dostaw dotykają 62% organizacji. Natomiast aż 83% respondentów wskazuje, że zabezpieczanie oprogramowania łańcucha dostaw właśnie przed cyberprzestępcami to istotna kwestia.2 Jednym z głównych czynników wpływających na występowanie cyberataków na łańcuchy dostaw jest zwiększające się wykorzystywanie oprogramowania pochodzącego z różnych źródeł. Wiele współczesnych systemów opiera się na oprogramowaniu open source oraz komponentach pochodzących od różnych producentów, co zwiększa ryzyko wystąpienia luk w zabezpieczeniach i podatności na wprowadzanie złośliwego oprogramowania lub podmianę komponentów w celu infiltracji w systemy docelowe.

Powszechnym problemem jest przyjęcie efektywnego sposobu przekazywania swoim dostawcom wymagań w zakresie bezpieczeństwa, do jakich przestrzegania dana organizacja została zobowiązana przez swojego klienta – mówi Tomasz Szczygieł, ekspert ds. cyberbezpieczeństwa w DEKRA. – W tym aspekcie warto zwrócić uwagę na wybór istotnych elementów polityk bezpieczeństwa z uwagi na wpływ pracowników dostawcy na bezpieczeństwo informacji oraz ich odpowiednio szybką aktualizację w przypadku wystąpienia zmian. Należy również pamiętać o przekazywaniu tych informacji w taki sposób, aby były one w pełni zrozumiałe przez osoby bezpośrednio wykonujące zadania – dodaje ekspert DEKRA.

1 https://upstream.auto/reports/global-automotive-cybersecurity-report/
2 https://anchore.com/blog/2022-security-trends-software-supply-chain-survey/

Źródło: DEKRA.

Czy opłaca się inwestować w dolary, kiedy tracą na wartości?

jodko
Amerykański dolar spadł poniżej 4 zł, osiągając najniższe notowania wartości od dwóch lat. Rynek spodziewa się, że ten trend utrzyma się przez jakiś czas. Czy warto zatem oszczędzać w dolarach?

– Warto od razu zwrócić uwagę, że spadek wartości dolara wiąże się z pewnym paradoksem, a mianowicie z tym, że gospodarka Stanów Zjednoczonych lepiej, niż oczekiwano, poradziła sobie z inflacją. Inflacja spadła w Stanach do zaledwie 3 proc., co zwiększa prawdopodobieństwo obniżenia stóp procentowych przez amerykański bank centralny. I właśnie w krótkiej perspektywie pojawiają się inwestorzy spekulanci, którzy szukają rynków, gdzie stopy procentowe są coraz wyższe – zwraca uwagę Radosław Jodko, ekspert ds. inwestycji RRJ Group.
W Polsce już ok. 14 proc. wszystkich depozytów to te w walutach obcych – najpopularniejsze są dolary i euro.

– Jasne, że banki na razie proponują dość niskie oprocentowanie lokat w dolarach – choć już nawet w polskich bankach pojawiają się także nowe korzystne oferty depozytowe. Niezależnie jednak od wszystkiego pamiętajmy, że dolar to wciąż najważniejsza walut świata. Przy tego typu inwestycjach warto nie tyle przeliczać wszystko na złote, ale patrzeć na realną wartość, przykładowo – jak dużą nieruchomość można kupić płacąc w zgromadzonej walucie – wyjaśnia Jodko.

– Lokowanie oszczędności w obcej walucie z inwestycyjnego punktu widzenia nie jest sposobem na pomnażanie oszczędności, ale na ich dywersyfikację. Chodzi o to, żeby tak rozkładać swój portfel, by część pieniędzy trzymać w właśnie w pewnej obcej walucie, co nazywamy bezpieczną przystanią na czas niepewności – podsumowuje Radosław Jodko, ekspert ds. inwestycji RRJ Group.

Źródło: RRJ Group.